Władza coś wymyśli, a społeczeństwo niech kombinuje jak to ugryźć

Ucz się języków obcych. Jeden to w tej chwili minimum, a dwa to standard. Jednak to wiedza tajemna dla młodych ludzi. Bardziej światli rodzice zabiegaja od najmłodszych lat o właściwe wykształcenie. Jednak w znakomitej wiekszości absolwent wyższej uczelni doznaje oświecenia gdy zaczyna stawac na kolejnych rozmowach o pracę, że on języka obcego ni w ząb, a uczył się przecież 10 lat.

Wszędzie okrzyknięto, że bez języka ani rusz. Wczoraj w TVP2 obejrzałem jakąś głupawkę z napisami zamiast lektora. Chyba ma uspokoić sumienie (jeśli takowe jeszcze mają) włodarzy telewizyjnych, że telewizja ma misję. Tyle, ze te działania wyglądają jak uszlachetnianie świni przez wbicie jej złotego kolca w ryj. Dalej będzie świnią.

Nie o tym jednak miało być. W tym roku na koniec gimnazjum oprócz tradycyjnych testów humanistycznych plus matematyczno-przyrodniczych dojdzie trzeci z języka obcego. I bardzo dobrze. Nic tak nie mobilizuje do nauki jak perspektywa nieuchronnego egzaminu. Kolega zaciera ręce. Będzie świeża kasa z korków.

Tymczasem szkoły już za kilka dni mogą się sprawdzić jak są przygotowane do egzaminu. Do niektórych dyrektorów szkół gimnazjalnych zaczyna docierać na czym polega problem. Egzaminy z języka zawierają sprawdzian umiejętności słuchania. Tymczasem sprzęt audio w szkole to magnetofon. Proszę sobie teraz wyobrazić jak słychać dźwięk z odtwarzacza CD na sali gimnastycznej. Może w dwóch pierwszych rzędach jeszcze znośnie, ale w kolejnych. Ten sprzęt, który np posiada moja szkoła to nawet materiał po polsku odtwarzany w zwykłej sali lekcyjnej jest ciężko zrozumiały w ostatnich rzędach.

Co robić? należałoby kupić profesjonalny sprzęt nagłaśniający, ale on kosztuje tyle, że przeciętnemu dyrektorowi dech zapiera, skoro do tej pory nie lada problem stanowił zakup boomboxa za 200,- pln. Jak to ugryźć?

Sposób1.
Egzamin zamiast na sali gimnastycznej odbędzie się w salach. Mniejsza powierzchnia więc mniejszy problem z nagłośnieniem. Jeśli zachowa się standardy odległości jakie mają być zachowane między ławkami to wypada, że w sali będzie 10 – 12 uczniów. Trzeba będzie tych sal około pięciu. W każdej trzyosobowa komisja. Do każdej CD-player czyli jeden trzeba będzie z domu przynieść, bo w szkole jest 4, aczkolwiek ten czwarty nie jest do końca pewny. Zdarza się mu przycinać. Jest rozwiązanie, ale CKE powiadomiło, że szkole przysługuje jedna płytka CD na 20 uczniów. Nie wiem czy dostaniemy 2,5 płytki czy dwie a może trzy. No i co dalej skoro odbiór tekstu słuchanego jest na poczatku egzaminu? No może dwie grupy nie będą mieć na początku, a później. ?? Ciekawe ile będzie zaskarżeń na nierówne szanse, bo jeden miał słuchanie na początku, a drugi później. Jeden z boomboxa Panasonixa, drugi z miniwieży Alfatronic?

Sposób 2.
Na egzamin wynajmie się sprzęt nagłaśniający. Koszt kilkaset złoty. A co tam. Niech rodzice zrobią ściepę. Dla nich nie pierwszyzna, że dokładają do szkoły. Nie pierwszyzna, że góra wymyśla, a dół kombinuje jak z tym sobie poradzić.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm,

no fakt, w ogóle do nauczania języka to przydałaby się po prostu pracownia językowa, gdzie słuchwak wraz z mikrofonem dla każdego ucznia są.
Tyle, że sprawy egzaminu i tak by to nie rozwiązało, jeśli ma byc na sali gimnastycznej.

A czy część z słuchania musi być na początku?
jeśli pisemna następna nie jest za długa, to myślę, że nie ma wielkiej różnicy.
Co innego jak trwa 2,3 godziny, to fakt, wtedy już by tracili ci, co by słuchali jak drudzy, bo do rozumienia ze słuchu trzeba mieć w miarę wysoką koncentrację jednak.


Sajonara,

Jest prosty sposób. Dzień wcześniej zebrać od uczniów ich MP3-playery i każdemu wgrać scenkę w postaci empetrójki. Rozdać na początku egzaminu. Każdy słucha na tym, na czym zwykle słucha. A jak nie ma, to szkoła ma 10 dyżurnych tanich odtwarzaczy, kupionych w hurtowni po 40 złotych za sztukę.

Większy problem byłby dla nauczycieli, bo uczniowie by to sobie na pewno chwalili. Jeśli czegoś nie dosłyszał – puścił jeszcze raz. Jak w życiu. Jeśli nie rozumiesz, to prosisz o powtórzenie.

Żartowałem? Sam nie wiem.

Tylko, błagam, nie wypisuj mi 1000 powodów, dla których to się nie da zrobić :-)


grześ

Cytuję procedury, których należy się trzymać w czasie egzaminu:

23. W przypadku egzaminu z języka obcego nowożytnego bezpośrednio po zapisaniu godziny rozpoczęcia i zakończenia egzaminu następuje odtwarzanie płyty CD.

W czasie egzaminu nie można opuszczać sali.

Kto będzie kurierem, kto zdecyduje, która grupa słucha najpierw i po ilu minutach włączyć odtwarzanie kolejnej grupie?


oszust1

Mozna znaleźć kilkanaście sposobów jak to zrobić. Najprostszy to nagłośnienie sali.

10 tanich mp3 to koszt jednorazowego nagłośnienia.

Tu nie chodzi, że się nie da tego zrobić. Chodzi o to, że waadza wymysliła, ale już na realizację pomysłu pieniążków nie dała. Więc jest partyzantka. Tak działa nasza oświata. Zresztą nie tylko.

Najciekawsze, że nie dawno ten problem dotknął szkoły kończące sie maturą. tam tez jest słuchanie na egzaminie z języka obcego. Tam też są problemy z nagłośnieniem i nauki żadnej. Radźcie sobie.


...

Klasyczne.

Powiem szczerze, zawsze uważałem część egzaminów “ze sluchu” za dość głupawą. Szczególnie w przypadku angielskiego, który przez swój “łaciński” character ma tyle odmian i brzmień, że “zrozumienie” go zawsze będzie obwarowane z jednej strony praktyką, a z drugiej znajomością realiów w których prowadzimy rozmowę (polecam rozmowę po angielsku z Chińczykiem albo Hindusem, pełen odlot kiedy my używamy naszych kalek składniowych, a oni swoich).

Jak rozumiem nie jest możliwe (ze względu na trudną mierzalność) testowanie umiejętności rozumienia mowy w postaci rozmowy z egzaminatorem na zadany temat?


Barbapapa

Słuchania nie uważam za głupawą część egzaminu. Bo czy nie jest głupawym nauka British English, którym posługuje się 5% Anglików. Reszta to dialekty. Po co himdus, wystarczy Scouser albo Geordie

Egzamin ze słuchania mają wszyscy taki sam. Można go szybko i sprawnie przeprowadzić i maksymalnie zobiektywizować ocenę. Na całym świecie jest elementarną częścią egzaminu z języka obcego.


Musi być egzamin ze słuchania

Inaczej język przyda się nam wyłącznie do odpowiadania na maile albo czytania newsów na ekranie.

Niech, nie daj Boże, zadzwoni telefon…

I nie ma co się przejmować dialektami, bo gdy rozmówca (zakładam, że mający dobrą wolę) zauważy, że niespecjalnie jest rozumiany, to postara się mówić używając mniej regionalizmów.

Na marginesie
Mój pierwszy kontakt z amerykańskim na Zachodnim Wybrzeżu wyglądał tak, że pani sprzedająca bilety na metro na moją prośbę o powtórzenie (chodziło o stację, gdzie się powinienem przesiąść czy coś podobnego) powtórzyła po… hiszpańsku.

Wtedy zacząłem bardzo uważnie wsłuchiwać się w to, co do mnie mówią. I żałowałem, że mało oglądałem amerykańskich filmów w oryginale.


Sajonara&Barbapapa

w sprawie egzaminu z słuchania mam niejednoznaczną opinię.
Powiem tak, nie do końca jestem przekonany, że to najbardziej obiektywna część egzaminu i najbardziej mówiąca coś o umiejętnościach ucznia.
Bo po pierwsze słuchanie jednak zależy w dużej mierze od chwili, ten sam tekst możesz w jednym dniu usłyszeć lepiej, w drugim gorzej.
Dochodzą odgłosy spoza ćwiczenia płynące, dochodzi, że każdy też jednak słyszy inaczej.
Poza tym na poziomie gimnazjalnym mam wrażenie większość tekstów to teksty sztuczne, pisane specjalnie w tym celu, nie autentyczne dialogi, z ich potocznością, różnym sposobem mówienia każdego, odgłosami otoczenia itd

Można znakomiecie rozumieć teksty ze słuchania czy nawet wiadomości (na wyższym poziomie), co nie znaczy, że się dogagdasz łatwo i zrozumiesz native speakera.

P.S. W bardzo wielu ćwiczeniach do tekstów z słuchania są możliwości prawda/fałsz i A/B/C, co powoduje, że można strzelać.
Zresztą czasem ćwiczenia sa tak sformułowane (zdarza się), że odpowiedzi są jeszcze jasne niektóre przed posłuchaniem tekstu.

Oczywiście to nie znaczy, że uważam tę część za niepotrzebną.
Jako jeden element tak, ale niewiele ona jeszcze mówi o umiejętnościach kogoś językowych.


Oszuście,

racja, ale to bardziej argumenty nie tyle za częścią egzaminacyjną z słuchania, co obecnością rozumienia ze słuchu na lekcjach.
Tyle, że jak się ma 2 godziny w tygodniu języka, to jest z tym problem.
Bo jeszcze są 3 umiejętności właściwie równie ważne w nauce języka.
Fakt, pisanie można skutecznie realizować w domu.

No i to o czym piszesz na końcu, w szkole tak naprawdę czy na kursie języka się nauczyć nie można a właściwie można do pewnego poziomu,(abstrahuję teraz od czytania/pisania, bo tego można przy dużej motywacji i samozaparciu, no i pewnej dawce talentu) bo jak się nie ma kontaktu z żywym językiem w miarę często, to jest problem.


@Oszust1

Ale w tym o czym mówisz, egzamin ze słuchania nic by Ci nie pomógł. Egzamin który masz na myśli, powinien być z rozmawiania – tzn. z połączenia zrozumienia wypowiedzi i umiejętności budowy improwizowanych odpowiedzi na bieżąco.

Nie mówię, że test słuchu jest bezwartościowy, ale właśnie przez to że angielski się tak koszmarnie różni w zależności od regionu, wartość tego testu jest ograniczona do absolutnych postaw.

Egzamin ze słuchania to tylko stopień wyżej niż opis artykułu/tekstu, który też oczywiście jest standardem na egzaminach językowych.

Oczywiście, test swobodnej rozmowy (też standard) byłby jeszcze bardziej niewygodny do zorganizowania w szkole, bo tego nie da się zrobić jako masówki – to klasyczny “ustny”, z całą masą problemów związanych (przygotowanie komisji sprawdzającej, niejednoznaczność oceny itp.).


Subskrybuj zawartość