Błogosławieństwo czy przekleństwo postępu medycyny

Wcześniak. Urodzony w szóstym miesiącu. Jeszcze kilka lat temu miałby znikome szanse na przeżycie. Teraz cud. Uratowano. Żyje. Szczęście. Szczęście?

Jest niewidomy. Miał juz operację serca. Nie wiadomo czy nie czekają go kolejne. Ma już pół roku ale zupełnie nie ma siły by podnosić główkę. Trzeba czuwać przy nim, żeby nie zachłysnął się własna śliną. Mocne ślinienie, którego nie kontroluje. Czuwa mama, tata i babcia. Druga też czuwała, ale miała wylew.

Cud, że przeżył. Postęp medycyny to błogosławieństwo. To bło-go-sła-wień-stwo. Coraz trudniej mi to wymówić.

Przekleństwo? To jeszcze trudniej wymówić, zwłaszcza gdy patrzę na noworodka, który już noworodkiem nie jest. Ma trzy lata, za sobą sześć operacji. Siedzi. Za słaby by chodzić. Ślinienie nie ustąpiło. Młodsza siostrzyczka stoi koło łóżeczka i pyta mamę kiedy braciszek do niej coś powie? Już wkrótce. Już wkrótce. Nie żądajmy zbyt wiele. To cud, że żyje. Cud.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

sajonara

zależy. nie ma spraw jednoznacznych w ocenie.

Po pierwsze pojecie cud wywodzi się z chrześcijaństwa, czyli należałoby założyć że rodzice są wierzący.

Dlatego samo powstanie człowieka , jak wiadomo w wyniku niesprzyjających okoliczności powstawania jest cudem… tu urywam w pół słowa

bo nie wiem na razie co dalej

prezes,traktor,redaktor


Sajo.... .

z Twojej oceny tej sytuacji wynika, że to żadem cud. A dla rodziców dla których z tym dzieckiem wiąże ich uczucie ojcowstwa i macieżyństwa to właśnie cud i zupełnie inna relacja niż Twoja.

Wszystko wbrew pozorom rozbija się o coś co miłością się zwie. Miłością która każe opiekować się, która niesie pomoc bezbronnemu i która nie bawi się w kalkulacje przed decyzją niesienia pomocy ale jej udziela bo tak jest bardziej po ludzku… .

Tak mi się wydaje.

Pozdrawiam.

************************
....zabiegany jestem, bo wielu “Ma-tysiaka” chce.. .


Ja skłaniam

się w stronę przekleństwa.
Jest przedłużoną nadzieją zamieniającą się cierpienie rozciągnięte w czasie, i w pewnym momencie nie do zniesienia.


>sajonara

Ciężko tu chyba cokolwiek ocenić.

Może jego życie i jemu podobnych w końcu wyjdzie na prostą. Jeśli tylko nie będzie jak warzywo, to ten cud będzie miał jakieś uzasadnienie.

Ale sam znam dzieci urodzone w tym wieku i aż takich powikłań nie mają. Więc może ten miał troche mniej szczęścia niz inni. Ale próbować chyba zawsze warto…

pzdr


Sajonara

Polecam Stulecie chirurgów do przeczytania. Im bardziej zagłębiam się w lekturę, tym bardziej dziękuję wszystkim bogom tego świata za postęp w medycynie.

Teraz każda operacja, której miałabym się poddać wydaje mi się nieskończonym luksusem. Mówię to bardzo poważnie.

Właściwie nie uświadamiałam sobie wielu rzeczy zanim się o nich nie dowiedziałam. Wystarczy wyobrazić sobie skutki całkowitego braku znieczulenia jakiegokolwiek, na przykład przy amputacji nogi na wysokości uda…
Albo usuwanie kamieni z pęcherza moczowego przy pomocy różnych metalowych narzędzi wbijanych w człowieka, i to że często chodziło o ręczne ich usunięcie. Oczywiście także bez znieczulenia…

Kilka lat temu byłam na oddziale wcześniaków, takich właśnie które jeszcze kilka lat temu nie miałyby szans na przeżycie.

Dzieci urodzone zdecydowanie przedwcześnie, mogące zmieścić się na dłoni, ze skórą jeszcze tak cieniutką, że niemal przezroczystą.

Wyglądały jak przybysze z innej planety…

Niezwykłe doświadczenie. Naprawdę niezwykłe.

We mnie obudziło radość i nadzieję, pomimo że część z tych dzieci będzie niepełnosprawna w różnym stopniu i w różnych obszarach. Część ma szanse na zdrowe życie.

Jeszcze tak niedawno żadne z tych dzieci nie przeżyłoby. Żadne.

A przecież takie porody zdarzały się i będą się zdarzać. Niczyja to wina zazwyczaj.

I tylko maleńka część tych dzieci ma szanse dotrzeć na specjalistyczny oddział szpitalny, który nie jest tak znowu na każdym rogu.

Jakaś liczba tych dzieci umiera zanim dojedzie karetka, bo każda minuta jest na wagę życia.

W ciągu kilku ostatnich lat śmiertelność zmalała, można realnie pomóc coraz młodszym z tych dzieci. Mnie osobiście to cieszy.


Ja skłaniam się w stronę błogosławieństwa

może nieudolnie rozłożyłem akcenty w tekście, ale celem była prowokacja do zastanowienia się.
niedawno spotkałem znajomego, który wystrzelił, że XX to mają przewalone z tym maluchem. Co za paradoks dzięki postępowi medycyny maluch przeżył, ale postęp jeszcze nie jest tak daleki, bo dzieciak nie ma szans na normalne funkcjonowanie.

I zawstydziłem się bo w pierwszej chwili przytaknąłem. Dopiero po chwili coś mną wzdrygnęło.
Wychodzę z założenia, ze Bóg jest Miłością. jeśli pozwolił na zło (w naszej ocenie) to musiał mieć jakiś cel, którego my w swej ułomności nie dostrzegamy


Gretchen

Oczywiście, że dostrzegam dobre strony postępu medycyny choć są pewne jej dziedziny, które trudno czasami jednoznacznie ocenić.

Przy okazji przypomniała mi sie pewna anegdotka znajomego Jego ojciec miał laserowo rozbijane kamienie. Dziadek za to klął, ze to nie po męsku, bo on kiedyś “wysikał” kamień wielkości pestki z wiśni. I było to jego wielkim wyczynem. jak sie która kobieta odzywała o bólach porodowych to on leciał po tą pestkę w słoiczku i pokazywał, że on kiedyś takie coś wysikał i to przez taki wąski przewód moczowy i wcale mu sie tam nic podczas wysikiwania nie przestawiało jak kobietom podcZas porodu miednica. No fakt postep jest. jakoś nie mam ochoty wyciskać pestki z wisni :))


Hm, jeżeli

się nic nie poprawi, to jednak przekleństwo, jeżeli będzie w miarę mógł żyć, to pewnie błogosławieństwo.
Bo jednak co by nie mówić, jest takiej skali cierpienie czasem (wg mnie zresztą w ogóle cierpienie to nie ma żadnej mocy pozytywnej) które nie wyzwala, nie pomaga, nie ma sensu.
Jest złe.
Choć niezawinione.
Nie wierzę,że dzieciak totalnie niepełnosprawny (choć to słowo w ekstremalnych przypadkach nie pasuje) i jego stan powodują coś pozyytywnego.
Rodzice walczą, wierzą i czekają na cud.
Ale on często nie nadchodzi.
I później jest tylko cierpienie, później jest depresja, są nieporozumienia w małżeństwie itd
tak się składa, że dokładnie 2 lata temu na Wszystkich Świętych komuś z mojej rodziny zmarło własnie rprawie roczne dziecko, po prawie roku chorób, cierpień, leczenia, pobytów nieustannych prawie w szpitalu, też wcześniak.
Nie wiem, czy ta sytuacja była błogosławieństwem dla jego rodziców.
Dla mnie by nie była.


Cholera..

a ja myślę sobie, że jakiekolwiek prawo do ocennego wypowiadania się w takim temacie to mają wyłącznie rodzice takich wcześniaków.

Nie wiem czemu, ale mdli mnie jakoś, gdy widzę, że już nie tylko o polityce i ekonomii można snuć dywagacje w oparciu o wiedzę z telewizji, ale nawet w takim temacie, który mi samemu mowe odejmuje i nie wiem, co o tym myśleć, a co dopiero pisać, jakoś Wam lekko przychodzi dyskusja.

Nie chodzi mi tu o Sajonare, który bardzo odważnie zapodał temat. Zrobił to moim zdaniem z wyczuciem.

Chodzi mi o Was, dyskutanci. Nie wstyd Wam? Chyba, że ktoś z Was jest rodzicem takiego wcześniaka, to wtedy przepraszam, do nóg padam i wyłączam spod krytyki.

Pamiętam, że lata temu, na jakimś takim spotkaniu poświęconym sztuce bezkolizyjnego komunikowania się między ludźmi, prowadzący zapodał prosty patent na sytuację w której mamy ochotę powiedzieć coś w rodzaju czy was towarzysze poje$%#ło?.

Owoż wystarczy ponoć powiedzieć wówczas: zdumiewające!

Nie wiem, czy faktycznie to wystarczy, ale co tam, powiem:

Zdumiewające!


Trollu

A tak bardziej szczegółowo, to co jest zdumiewającego w moim komentarzu?

Za które lekkie sformułowania powinnam się wstydzić?

Będę wdzięczna za odpowiedź...


Trollu,

masz rację i jej nie masz.
Fakt, że tu może bardziej wypada milczeć.

Co do zaś ocennego wypowiadania się, to nie wiem, jak inni, ale ja np. wypowidam się za siebie, nie za rodziców dziecka.
Nie wiem, co oni czują i czym dla nich jest taka sytuacja.
I nic nie oceniam.


Gretchen

prawdę powiedziawszy nie zwracałem uwagi na nicki, przeskanowałem po prostu komentarze jak leci. Nie mam więc za bardzo pojęcia, czy moja krytyka dotyczy Twoich słów. Napisałaś coś ocennego ? Chyba nie.

Z tego co widzę po ponownej lekturze, po prostu wyraziłaś radość z tego, że współcześnie więcej wcześniaków ma szansę na przeżycie, a także pokazałaś na przykładach, że nie można potępiać postępu w medycynie tylko dlatego, że medycyna potrafi uratować życie, a zdrowia to już niekoniecznie.

Jesteś z tego co pamiętam z takiej branży, że raczej dobrze się orientujesz, gdzie w takich wypowiedziach jest granica, której ze względów etycznych (w tym ze względu na etykę zawodową) nie należy przekraczać.

Natomiast pamiętając Twoje wyczulenie na niuanse, spodziewałem się, że właśnie Ty zrobisz w tym wątku jakąś wstawkę uczulającą innych, żeby nie gadali tak jak się gada o giełdzie, Kaczyńskich lub Rokicie w kuchni.

Rozumiemy się?


grześ

ja nie mam racji, mam tylko subiektywne wrażenia. Poza tym jestem Trollem. Więc się czepiam, gdy uważam, że trzeba. Czy ktoś się do czegoś poczuwa czy nie, to już każdy we własnym sumieniu niech rozstrzyga. Ale jak mi zaczęło ostro zgrzytać przy lekturze komentarzy, to musiałem się zalogować i to napisać. Bo to publiczna gadka, na widoku.


Sajonara

Zgadzam się, że rozwój pewnych dziedzin medycyny trudno jednoznacznie ocenić.

Bardziej ogólnie mówiąc, jest wiele zjawisk wymykających się jednoznacznym ocenom.

Ależ ja się błyskotliwie wypowiedziałam…

Natomiast mam poniekąd w rodzinie kogoś, kto jest lekarzem w jednym z najlepszych w Polsce oddziałów neonatologii więc mam informacje różne z kompetentnego źródła.

Rozmawiamy czasem o wątpliwościach, o rozwoju (szybkim) pomocy tym maluchom, i o tym jak bardzo rodzice swoim dzieciom kibicują. Czasem tak, że i lekarzy to dziwi.

Jeszcze na chwilkę wrócę do tej książki, chyba jest ona dla mnie objawieniem z wielu względów, więc proszę o wyrozumiałość.

Był taki czas, że postępem było zawiązywanie zwisających naczyń krwionośnych sznurkiem w miejsce przypalania ich rozgrzanym do białości żelastwem.

Żyjemy w czasach oczywistości jak narkoza, aseptyka, antyseptyka itd.

Dawniej uważano, że różnych schorzeń się nie operuje (wyrostka na przykład bo to się wiązało z otwieraniem jamy brzusznej, co było niedopuszczalne) i zostawia się chorych ich własnemu losowi .

Lekarze używali zardzewiałych narzędzi, które wycierali w ubranie.

No…


postęp postępem, ale co z tego, skoro...

no właśnie: http://tekstowisko.com/leski/56452.html

Jakiś czas temu na takim forum pasjonatów aut terenowych kibicowaliśmy i pomagaliśmy jak mogliśmy dziewczynie, którą zwykły szpitalny brud prawie ukatrupił i to w spektakularny sposób.

To jak jest z tym postępem, skoro przez zwykłe niechlujstwo i nieodpowiedzialność (bo to nie są wszystko nieuniknione zakażenia), takie zastępy ludzi giną w szpitalach?

Cholera, sam jestem niedoszłą ofiarą takiego medycznego partactwa i żyję właściwie cudem jakimś, ale mimo to, podobnie jak Leski, żyłem w przeświadczeniu, że to jednak odosobnione przypadki.

Więc jak to właściwie jest z tym postępem? Tak w praktyce?


Nie chcę, ale powiem.

Sajonaro – przejmujący tekst.
Staszku – CUD bez żadnych wątpliwości.
Trollu – masz rację. My sobie możemy pisać dowolne łzawe pierdoły, ale to się kompletnie nie liczy.
Nikt, poza rodzicami tego dziecka nie ma prawa do jakiejkolwiek oceny. A oni, owszem, mogą czuć tak jak czuje Igła, ale mogą też co dzień dziękować Bogu za ten CUD.

serdeczności,


Gdybyśmy...

Gdybyśmy mieli dać sobie prawo do mówienia tylko o tym czego sami uderzeniowo doświadczyliśmy, to większość dyskusji nie miałaby sensu.

Jest różnica między tym, że mówimy jak ktoś coś powinien zrobić, czuć, pomyśleć a tym, że mamy własne refleksje na jakiś temat.

Gdyby się trzymać surowo tylko własnych doświadczeń, to jedyne prawo do wypowiadania się o aborcji miałyby kobiety, które jej dokonały.

Osoby, które zdecydowały się na eutanazję.

Skazane na karę śmierci.

Ścisła kompetencja wyrażająca się we własnym doświadczeniu.

W wielu sprawach bywa jednak tak, że nadal możemy przed nimi stanąć i dobrze mieć jakiś zarys przemyśleń. Czasem rzeczywistość je weryfikuje ku naszemu własnemu zaskoczeniu.

Warto myśleć. I dzielić się przemyśleniami.

Co nie zmienia faktu, że ich forma ma znaczenie.

Nawet jak nas to nie dotyczy, to warto powiedzieć, bo nigdy nie wiadomo jakie światełko zapali się w duszy drugiego człowieka. I nie wiadomo kiedy.


Sajo

Rozwój medycyny to coś pięknego, fantastycznego.

Gdybym był wierzący, powiedziałbym: błogosławieństwo

Koniec, kropka.

www.pomocdlarenaty.pl


Sajonaro

Zanam pięciolatka. Jakbyś go spotkał, myślę, że nie poznałbyś że jest inny. Może trochę się garbi dziwnie. Ale jest rezolutny, muzykalny, zupełnie normalny.

Jak się urodził, lekarze pytali matkę wprost: czemu nie zrobiła pani badań prenatalnych? Z takimi wadami można by go usunąć.

Rodzice nazwali go Feliks. Szczęśliwiec.

Bo on jak się urodził — cud że żywy — miał kręgosłup pozwijany w znak zapytania. Między innymi. Miał być wedle lekarzy głuchoniemym kaleką niezdolnym do samodzielnego poruszania się i mowy, z upośledzeniem umysłowym.

Ile ich to kosztowało. Pracy. Upokorzeń. Pieniędzy też. Ile pieniędzy to kosztowało społeczeństwo, które przecież sfinansowało rehabilitacje, specjalistów etc. Bez socjalnej służby zdrowia — to dziecko byłoby rośliną. Jeśli by było w ogóle. To mówiłem ja, liberał (były?).

Niech ktoś mi powie, że nie warto. Niech ktoś powie to im.

A za pytaniem o to przekleństwo czy błogosławieństwo — które i ja przecież sobie zadaję — czai się coś potwornego. Pokusa wyręczania Boga w decyzji kto ma prawo żyć. Które życie jest warte podtrzymywania, a które niewarte.

Można powiedzieć, że to współczesna medycyna zmusza do takich rozważań.

Ale sto lat temu były one bodaj jeszcze bardziej popularne. A ponad pół wieku temu wcielono je w życie na masową skalę.
Nigdy więcej.


Odysie,

jednym się udaje, innym nie.
Takie życie.
Czy rodzicom tych, co się im nie udało, powiesz, że ich oraz ich dziecko spotkało błogosławieństwo?

A w pytaniu nie ma nic potwornego i nic się za nim nie czai.
jest zwyczajną ludzką próbą poukładania sobie spraw, które niektórych przerastają.

Nawet jak wg innych niektórych te sprawy, co ich przerastają są błogosławieństwem i sa im dane przez Boga.


@

Czy nikt się nie zastanowił, że jest to wbrew przyrodzie?
Że te uleczone dziecko może w przyszłości przekazywać swoim dzieciom jeszcze gorsze wady genetyczne?
Niby dzięki czemu mamy teraz taką ilość ludzi z różnymi uczuleniami i innymi chorobami prawie niespotykanymi przedtem?

Postęp medycyny wspaniały, prawda, lecz wszystkiego nie załatwi.

Zgadzam się z Igłą.


wiki

Ja jestem wbrew przyrodzie.
Mam łatwość zapadania na infekcje dróg oddechowych na tle alergicznym.
Wrodzoną.
W dzieciństwie miewałem zapalenie płuc dwa razy w roku.

Nie trzeba tłumaczyć, że głupie pięćdziesiąt lat wcześniej nie miałbym żadnych szans.

Ba, mój ojciec przeszedł gruźlicę.
On też już wcześniej nie miałby szans. więc żyję wbrew naturze podwójnie.

Przekazałem moje chore geny czwórce dzieci, jak dotąd.

Wpadniesz do mnie z giwerą ratować naturę?
Czystość rasy?


Grzesiu

Nie wiem co Ci odpowiedzieć w sumie.

Jak mnie znasz, to wiesz, że to nieczęste.

Pewnie, że takie wątpliwości nasuwają się. Chyba każdemu.

A przecież łatwo dostrzec niebezpieczeństwo.

Gdy zdanie “życie ludzkie jest wartością nadrzędną, zawsze trzeba je chronić, ratować, podtrzymywać” zaczniemy obwarowywać wyjątkami, przypisami… może wyjść niezły horror. Ze szlachetnych na pozór intencji.

W końcu Spartanie też wyżej cenili jakość życia niż życie samo w sobie. W specyficznym rozumieniu.


Odysie

Jakże Ci jestem wdzięczna za tem wpis. Nawet nie wiesz.

Pan wiki uważa, że to jest pożyteczne zabijać zwierzęta w lesie, natomiast w ratowaniu życia wcześniaków już widzi zagrożenia i działanie wbrew przyrodzie.

Zastanawiające jest to stanowisko.

Bo dla mnie zabijanie zwierząt przy użyciu broni palnej, zamiast przy użyciu dzidy też jest wbrew przyrodzie, zwłaszcza gdy tyle mięsa otrzymanego ze zwierząt hodowlanych się marnuje.

Rozumiem, że te rodzące się przedwcześnie dzieci należałoby zostawić swojemu losowi.

I rozwój medycyny w tym kierunku, żeby zapewnić im pomoc najwyższej jakości, minimalizującą konsekwencje przedwczesnego urodzenia, jest absolutnie wbrew przyrodzie.

Ja też się urodziłam wbrew przyrodzie – poprzez cesarskie cięcie.

Pozdrawiam Odysie jeszcze raz dziękując.


Odysie,

trochę nie na temat twoja odpowiedź.
I nie wiem, czy jest sens zaczynac dyskusję, ale moim zdaniem życie nie jest najwyższą wartością.
I choćby paląc papieorsy, pijąc, zażywając różne substancje działa się przeciwko życiu, ale raczej większość osób z tym problemów nie ma.

Ja nie cenię wyżej jakości życia niż zycia, poza tym uważam za niegodne decydowanie przez kogoś, że innych życie jest czegoś niewarte lub że jest niepotrzebne (dlatego nie chcę oceniac, czy przekleństwo czy błogosławieństwo, pisze raczej cyzm taka sytuacja byłaby dla mnie i czym może być)
A co do życia jeszcze to ważniejsza jest choćby wolność, ważniejsze jest kilka wartości innych.
Przecież w chrześcijaństwie też życie tu na ziemi nie jest najistotniejsze, inaczej męczenników, co oddali życie za kogoś, uważalibyśmy za głupków czy quasi-samobójców a nie stawiali jako przykład najwyższego herozimu.

Więc do tego zdanbia można mieć zastrzeżenia.

Oczywiście nie wynika z tego, to co np. pisze wiki 3 (choć nie wiem, czy nie nadinterpretowujesz z Gretchen jego słów)


Gretchen

O. Właśnie. Ja też tą drogą przyszedłem na świat.

Na temat myślistwa się nie wypowiadam. Sama idea mnie nie odstręcza, ale nie będę bronił — bo ani nie próbowałem, ani mnie nie pociąga, ani o nim nic nie wiem. Zresztą ten przykład zdaje mi się nie przekładać bezpośrednio na nasz temat — ale to pewnie kulturowe skrzywienie, wyraźnie odróżniające godność człowieka od reszty istot żywych.

Pozdrawiam


Grzesiu

W chrześcijaństwie chyba najwyższą wartością jest życie — wieczne.
Ale to dłuższa historia.

Ilustrowana już przez samego założyciela tej religii pozorną sprzecznością:
kto chce zachować życie — straci je, kto (przez wzgląd na imię Moje) straci — pozyska je. Z głowy cytuję, czyli z niczego, więc nie winić za błedy proszę.

Jeśli nadinterpretuję Wikiego, liczę że uściśli swoją wypowiedź, by wykluczyć mą błędną interpretację. I także o to w niej chodzi.

Pozdrawiam.


Odys, Gretchen

Niepotrzebnie się oburzacie, każdy chce żyć.
Tylko proszę odpowiedzieć, czy warto żeby ludzie byli coraz słabsi, coraz bardziej chorowici i całkowicie zależni od lekarzy i pigułek?
Kto odpowie na pytanie gdzie jest dopuszczalna granica ingerencji w organizm ludzki,
bo dalej to będzie już tylko równia pochyła i gdzie napotkamy na granice możliwości medycyny?


...

“Czy nikt się nie zastanowił, że jest to wbrew przyrodzie?
Że te uleczone dziecko może w przyszłości przekazywać swoim dzieciom jeszcze gorsze wady genetyczne?”

jedna rasa, jeden fuhrer! jawohl!

... żadne przekleństwo. jak ktoś nigdy nie był w takiej sytuacji to może sobie pieprzyć farmazony o przekleństwach…

“I don’t need to fight
To prove I’m right”


No no...

Przyznaję racje Doc. Stopczykowi…
Co to się porobiło ;)

Uszanowanie


Gretchen

“Pan wiki uważa, że to jest pożyteczne zabijać zwierzęta w lesie, natomiast w ratowaniu życia wcześniaków już widzi zagrożenia i działanie wbrew przyrodzie.

Zastanawiające jest to stanowisko.”

A co w tym zastanawiajacego jest? Przeciez to konsekwentne.
Zabijanie zwierzat w lesie (myslistwo), to regulacja populacji tych zwierzat. Dzieki temu nie degeneruja sie, a ich potomstwo jest silniejsze, bo logiczne ze przezywaja najlepsze. Moze brutalne, ale prawdziwe. Dzieki temu (miedzy innymi), mozemy cieszyc sie ich widokiem kiedy wybierzemy sie na grzyby.
Czy teraz dziwi Pania, ze Pan “wiki” widzi zagrozenie w ratowaniu zycia wczesniakow?


Odysie

A przyszlo ci na mysl cos takiego, ze jestes z tej “uprzywilejowanej” puli, bo okazalo sie ze geny Twojego ojca zrobily z niego “walczaka”? A czy tylko dlatego zyjesz? A moze tez dlatego, ze cos z tych genow odziedziczyles?
Czego szczerze zycze.

Pozd.


Rollingpolu

Jasne.

A jednak — bez, jak to mawiała moja babcia, pomocy Boskiej i ludzkiej, bym z Tobą raczej nie gadał.

Zresztą — to się wymyka łatwym schematom.

Mój dziadek również był słabowity i często zapadał. Gdy go zgarnęli wraz z grupą innych chłopaków ze wsi — do Majdanka, okazało się że to on przetrwał, a oni — nie. Jemu starczyło sił i zdrowia by z tamtąd skutecznie uciec.

Jakoś dziwnym trafem to nie Spartanie zostawili nam największe dziedzictwo spośród wszystkich Greków. Kto wie, czy o ich metodach wspomagania naturalnej selekcji w ogóle moglibyśmy się dowiedzieć, gdyby nie życie i twórczość ich mniej radykalnych w tej dziedzinie kuzynów…


Rollingpolu

Nie widziałabym sprzeczności o ile Pan wiki wyruszałby na polowanie zgodnie z naturą. Ja wiem? Dzida, ostry kamień? Nagie pięści?

Jak się idzie z bronią to te zwierzęta nie mają szansy, ani te najmocniejsze, ani te najsłabsze.

Spróbuj dogonić najbardziej opóźnionego zająca.

I jeszcze jest jedna kwestia.

Przedwczesne porody, są zgodne z naturą czy nie?

Jaki mam sens rozważanie tego skoro przewidzieć się nie da?

A jeśli już są te porody, to mądrzej jest pracować nad rozwojem medycyny w zakresie pomocy urodzonym wcześniakom, czy raczej uznać, że te maluchy… Nie przejdzie mi przez gardło, ale wiesz o co chodzi.

To nie jest tylko kwestia przeżcia dla tych dzieci, to jest realna szansa na normalne, zdrowe życie. Coraz większa szansa, dla coraz większej grupy dzieci.

Pozdrawiam licząc, że bezpośrednia forma będzie mi wybaczona.


Odysie

Dlatego ja mysle, co nam przeznaczone jest, to bedzie.

A co do spadku, to juz nasza rzecza jest jak go najlepiej wykorzystac. Spartanie jednak w koncu polegli, prawda?

Mozna by dlugo, ale znow ktos mi napisze, ze nie na temat gadam;)


Gretchen

Jaki sens ma polowanie na przytoczone przez Ciebie zajace w dzisiejszych czasach, z bronia z np. XVI wieku? A nie, Ty chcialabys raczej “pięsciaki”.
Pogodz sie w koncu z tym, ze cywilizacja, czy podoba Ci sie czy nie, ale tak “rzadzi”. Male zuczki jestesmy. Az dziwne, ze czasami pozwala nam sie na ingerencje. Ingerencje, a moze ona tez jest w Plan wpisana?

I tak jak piszesz:
“...to się wymyka łatwym schematom.”
“Jaki mam sens rozważanie tego skoro przewidzieć się nie da?”

No wlasnie Pani Gretchen, jaki?
Choc popisac zawsze mozna, bo czlowiek obcujacy z madrymi ludzmi (chcialem napisac “inteligentnymi”, ale szanuje P.Yayco;)), zawsze cos od nich uszczknie.


Rollingpolu

Mam wrażenie, że się nie rozumiemy.

Spróbuję skrócić te moje wywody, żeby wydobyć ich esencję.

Ja cały czas odnoszę się do postępu medycyny w kontekście ratowania życia dzieci za wcześnie urodzonych.

Uważam, że to piękny postęp jest.

Nie rozumiem zdania Pana wiki, że to jest wbrew naturze ponieważ tak samo wbrew naturze jest polowanie na zające z bronią.

Pan wiki uważa, że polowanie jest zgodne z naturą a rozwój medycyny pozwalający przeżyć wcześniakom jest wbrew naturze, bo dopuszcza ratowanie życia choć może okazać się ono kalekie (mam na myśli niepełnosprawność fizyczną lub psychiczną).

Z tą myślą polemizuję i z tym się nie zgadzam.

Jak Twoim zdaniem rządzi cywilizacja? I dlaczego jesteśmy małe żuczki?

Nie na wszystko mamy wpływ, ale na znakomitą część swoich wyborów już tak.

Ja nie poluję na zające, ale gdybym urodziła wcześniaka to błagałabym wszystkie siły tego świata, żeby pozwoliły mu żyć. W jak najlepszym zdrowiu.


Gretchen

To spojrzenie na problem jednej zainteresowanej osoby sprawą.
Lecz jak to się ma do całości populacji?

Nowoczesna broń pozwala na odstrzał zwierząt chorowitych, starych, zachowując najlepsze egzemplarze do dalszego rozrodu – okrutne?
Tak dla pojedynczych jednostek, dla całości zbawienne.

Proszę sobie wyobrazić jakiś kataklizm, wojnę, brak energii elektrycznej, lekarzy, lekarstw, czystej wody. Ot tak przez miesiąc – dwa.

Pozdrawiam


wiki

Ależ. Po cóż cobie wyobrażać. Można to mieć na żywo.
Weźże, człowiecze wyjedź w jakąś wieczną wojnę w trzecim świecie i sprawdź się — czy przetrwasz, czy poprawisz zdrowie genetyczne ludzkości odpadając.
Bon voyage.


Panie wiki

Odys napisał to, co najważniejsze.

Ja sobie pozwolę tylko na spostrzeżenie, że o ile dobrze rozumiem to te wszystkie światowe nieszczęścia miałyby coś mi udowodnić.

Zastanawiam się co…

Człowiek ma prawo być słaby, słanszy od innych, ma prawo do ograniczonej sprawności.

W świecie zwierząt, słabe ginie.

W świecie ludzi jakaś część z nas się drugim słabszym zaopiekuje.

To bardzo wiele.


Czy my się rozwijamy czy zwijamy?

Takie pytanie mnie naszło po przeczytaniu komentarzy. Z jednej strony postęp cywilizacyjny, coraz większe możliwości człowieka, a z drugiej strony wydzieranie przyrodzie jej ofiar naturalnej selekcji i degeneracja człowieka. Ani jednego ani drugiego nie powstrzymamy. Człowiek chce żyć, więc medycyna się będzie rozwijać. Kiedy przełamie kolejne granice, czy jest gdzieś kraniec?
Nie potrafiłbym zawyrokować, ze maluch X jest slaby więc do piachu, bo zdegeneruje część populacji. Czy ktoś potrafiłby?
Jeśli tak to jemu pierwszemu należałaby się dekapitacja.


Panie Sajonaro

Postawił Pan dobre pytanie, na które mnie samemu strasznie trudno jest znaleźć odpowiedź.
Kiedy czytam niektóre teksty i komentarze pod nimi, to odpowiedź mam gotową: “zwijamy się”. Na swoje szczęście mogę przeczytać jeszcze Pańskie słowa, słowa panów Odysa i Poldka i pani Gretchen a kiedy je czytam to mówię sobie: “nie, jeszcze nie, jeszcze jest nadzieja”.

Pozdrawiam.


sajonara

Chyba nikt nie potrafi.
Lecz tutaj rozprawiamy teoretycznie, nie mamy przed sobą kogoś chorego kto chce żyć, nie oglądamy cierpienia, ani w nim nie uczestniczymy.
Właściwie nie wiemy NIC.
Nie znamy ani możliwości, ani granic.

Pozdrawiam


Kazik

“nie, jeszcze nie, jeszcze jest nadzieja”.

Może jest, jednak jesteśmy świadkami wymierania gatunków.

Pozdrawiam


Odys

Ja odpadnę.
Najzdrowsze organizmy przetrwają.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość