Po co malowany prezydent?
Hmm…
Sam się zastanawiam.
I nie namawiam do tego.
Ale tyle narodów doceniło i wprowadziło takie zjawisko, że tak ad hoc nie wyrzucę go na śmietnik. Może po prostu potrzebny jest taki niby-król, symboliczne uosobienie państwa… Może. Jest to też w takich systemach, jak rozumiem, element stabilizujący.
W naszym — wręcz przeciwnie. I to nawet, jak prezydentem jest równiacha Kwaśniewski, który ma zawsze gładką gadkę etc, a premierem jest jego szorstki przyjaciel. Nawet wtedy trudno było mi uznać, że prezydent nasz ustrój stabilizuje. Ogromna zaś sfera niedomówień w kwestii kompetencji obu ośrodków władzy, jest wspaniałym inkubatorem mafii.
Amerykański ustrój prezydencki, ze ścisłym rozdziałem władzy wykonawczej od ustawodawczej, oraz tą niespotykaną 1/3 – kadencyjnością parlamentu rzeczywiście mnie fascynuje.
Pytanie na ile daje się wzorzec z dużego organizmu federalnego przetransponować na niewielkie państwo unitarne?...
Griszku
Po co malowany prezydent?
Hmm…
Sam się zastanawiam.
I nie namawiam do tego.
Ale tyle narodów doceniło i wprowadziło takie zjawisko, że tak ad hoc nie wyrzucę go na śmietnik. Może po prostu potrzebny jest taki niby-król, symboliczne uosobienie państwa… Może. Jest to też w takich systemach, jak rozumiem, element stabilizujący.
W naszym — wręcz przeciwnie. I to nawet, jak prezydentem jest równiacha Kwaśniewski, który ma zawsze gładką gadkę etc, a premierem jest jego szorstki przyjaciel. Nawet wtedy trudno było mi uznać, że prezydent nasz ustrój stabilizuje. Ogromna zaś sfera niedomówień w kwestii kompetencji obu ośrodków władzy, jest wspaniałym inkubatorem mafii.
Amerykański ustrój prezydencki, ze ścisłym rozdziałem władzy wykonawczej od ustawodawczej, oraz tą niespotykaną 1/3 – kadencyjnością parlamentu rzeczywiście mnie fascynuje.
Pytanie na ile daje się wzorzec z dużego organizmu federalnego przetransponować na niewielkie państwo unitarne?...
Nie na moją to głowę.
odys -- 16.10.2008 - 18:26