Religia - "Przyszłość pewnego złudzenia"

Dedykuję “prowokatorowi” tej tematyki tutaj – Panu Lorenzo…

Jakoś tak mi w życiu wyszło, że skończyłem psychologię i patrzę na życie, nie tylko jako formę istnienia białka, a przede wszystkim na idee i szereg innych zjawisk psychicznych (czyli mniej nowocześnie jak dzisiaj współcześni koledzy po fachu).

Od zawsze interesowałem się religią. Religią, co dość oczywiste widzianą najczęściej poprzez pryzmat psychologii (wcześniej, a więc w okresie „burzy i naporu” były już tego pierwsze symptomy). Takie, drobne, nieszkodliwe to chyba zubożenie postrzegania. Jednym z pierwszych wyjaśnień z którym spotkałem się w literaturze przedmiotu, był esej Carla Gustava Junga pt. „Psychologia a religia” i „Przyszłość pewnego złudzenia” Zygmunta Freuda.

W „Przyszłości pewnego złudzenia” Freud wyraził w sposób pełny swoje stanowisko wobec religii. Ma dla niego religia swój prapoczątek w bezradności człowieka wobec sił natury i wewnętrznych sił instynktowych. Powstaje ona we wczesnej fazie ludzkiego rozwoju, kiedy człowiek nie był w stanie posługiwać się własnym rozumem, by dać sobie radę z tymi zewnętrznymi i wewnętrznymi siłami, i musiał tłumić je lub kierować nimi za pomocą innych sił afektywnych.

W procesie tym, człowiek tworzy to, co Freud nazywa „złudzeniem”, czerpiąc wiedzę ze swego indywidualnego doświadczenia które zdobył jako dziecko. Przypomina więc sobie doświadczenie związane z ochroną przez własnego ojca, uważanego przez dziecko za istotę obdarzoną wyższa mądrością i siłą, którego miłość i opiekę mógł zdobyć poddając się jego poleceniom i unikając przekraczania jego zakazów.

Jest więc religia powtórzeniem doświadczeń człowieka z okresu dziecięcego. Człowiek przenosi swe doświadczenia dziecięce wynikające z poczucia braku bezpieczeństwa i ojca, którego zarówno podziwiał jak i się bał. Freud porównuje religię z obsesyjnymi neurozami, jakie spotykamy u dzieci i stwierdza, iż religia jest neurozą kolektywną, wywołaną przez warunki podobne do tych, które wytwarzają neurozę dziecięcą.

Freud nie tylko twierdzi, że religia jest złudzeniem płynącym z pragnień ludzkich, twierdzi wręcz, że religia jest ogromnym niebezpieczeństwem, ponieważ zmierza do uświęcenia wadliwych instytucji ludzkich, z którymi sprzymierzyła się w ciągu swoich dziejów. Ponadto, jego zdaniem, religia ucząc ludzi wierzyć i zakazując krytycznego myślenia, jest odpowiedzialna za zubożenie inteligencji (zarzuty te, nawiasem mówiąc, były już stawiane Kościołowi przez myślicieli Oświecenia).

Trzecim zarzutem Freuda wobec religii jest to, iż opiera ona ważność norm etycznych na bardzo niepewnej podstawie, skoro bowiem są one nakazami i zakazami Boga, przyszłość etyki zależy od wiary w Boga.

Jeśli człowiek porzuci iluzje wiary w ojcowskiego Boga, jeśli stanie twarzą w twarz ze swą samotnością i niewielką rolą, jaką gra we wszechświecie, stanie się podobny dziecku, które opuściło dom swego ojca. Ale pokonanie tej infantylnej fiksacji (dzisiaj może byśmy powiedzieli o zerwaniu społecznej i emocjonalnej pępowiny z rodzicami) jest prawdziwym celem rozwoju człowieka.

Tylko człowiek wolny, uwolniony od autorytetu (grożącego i chroniącego jednocześnie) – może posługiwać się władzą swego rozumu i pojmować świat i swą rolę w nim obiektywnie, bez złudzeń, ale za to w oparciu o zdolności do rozwoju tkwiących w nim możliwości i posługiwania się nimi. Tylko wtedy, kiedy wydoroślejemy i przestaniemy być dziećmi zależnymi od autorytetu i lękającymi się go, możemy zdobyć śmiałość myślenia za siebie samych, ale – prawdziwą jest również sytuacja odwrotna. Wtedy i tylko wtedy, kiedy ośmielimy się myśleć, będziemy mogli wyzwolić się spod panowania autorytetu.

Jeśli zauważę zapotrzebowanie na tego typu opowiastki, opowiem następnym razem o poglądach Carla Gustava Junga, a również, a może przede wszystkim, o poglądach Rudolfa Otto, najpełniej wyrażonych w „Świętości”. Uważam, iż warto posługiwać się władzą swego rozumu bez złudzeń, będąc wolnym – nie lękając się postaci ojca.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Nie wiem skąd się wzięła

religia?
U większości z nas zapewne z nauki religii?
Skoro ktoś , teraz, coraz częściej odbiera nam prawo do wierzenia w to co nauczyli się wierzyć to wielu może zwatpić nawet w to, że 2×2=4.

Po co ludziom odbierać coś, co jest przynajmniej, pewna wartością porządkującą świat nie dając im nic w zmian?

Igła – Kozak wolny


Panie Andrzeju

Nie wiem, czy pan Lorenzo freudowską “Przyszłość jednego złudzenia” czytał, ale w swojej notce napisał dokładnie to, co Freud mówiący o przyczynach powstawania religii. Pan Lorenzo w odpowiedzi na znakomite :) pytanie jednego z komentujących “skąd to wiesz?” napisał, że wpis oparł na własnym doświadczeniu i obserwacjach.
Ja zresztą mam podobne obserwacje a tej książki Freuda nie czytałam. :)
Ale odejdę od prapoczątków formowania się wierzeń i religii.
Pisze Pan:

Trzecim zarzutem Freuda wobec religii jest to, iż opiera ona ważność norm etycznych na bardzo niepewnej podstawie, skoro bowiem są one nakazami i zakazami Boga, przyszłość etyki zależy od wiary w Boga.

To punkt widzenia osoby wolnej od religii. Ci, którzy głęboko wierzą w boskość norm etycznych obowiązujących w danej religii oburzą się zapewne na “niepewność podstawy”, bo ona nie może być “niepewną”, ponieważ od Boga pochodzi. Tak zresztą uzasadniał swoje “prawo wieczne” św. Augustyn, a i Marcin Luter mówił tu jednym z nim głosem, co do zasady. Zasady, w myśl której “lex aeterna” jest wyrazem Bożej mądrości i woli, której człowiek nie jest w stanie objąć swoim rozumem z prostej przyczyny. Nie jest Bogiem. Jeśli pociągnąć dalej ten sposób rozumowania to w konsekwencji otrzymamy wieczność prawa i jego niezmienialność.
Koło się zamyka. I nie dotyczy to (tak mi się wydaje) tylko religii chrześcijańskiej.


Szanowny Igło!

Fakt, większość z nas nauczyła się religii na lekcjach religii. Nie odważyłbym się stwierdzic jednak, iż Freud odbiera nam prawo do wierzenia. Raczej byłbym zwolennikiem hipotezy, że pokazuje nam, iż “prawo do wierzenia” jest iluzją. Rzeczywiście neuroza porządkuje swiat. Tyle, że w sposób neurotyczny.
Pozdrawiam noworocznie…


Szanowna Pani Magio!

Pan Lorenzo rzeczywiście doskonale pokazał mechanizm lęku przed światem zewnętrznym. Freud mówi odrobinę o wewnętrznych siłach instynktowych. Tak, dla wielu osób koło się zamyka. Ja próbuje nie dać się zamknąć. Mam specyficzny rodzaj klaustrofobii.
Serdecznie pozdrawiam…


Dzień dobry w Nowym Roku, Panie Andrzeju

A ja sobie teraz siądę na drabinie i będa patrzyl:))). I sluchal:)))


Panie Andrzeju

To jest nas dwoje. :)
Jeszcze jedna refleksja mnie naszła, dość pesymistyczna zresztą.
Te dwa punkty widzenia – rozumowy i oparty na wierze są tak różne, że praktycznie nie ma szans na zbudowanie jakiejkolwiek płaszczyzny porozumienia. Możemy chyba tylko się tolerować i to nie w tym “nowoczesnym” ujęciu, które domaga się dla inności poglądów miłości i szacunku a’priori. Ja wolę starszą definicję. Tę prof. Kopalińskiego jako, że odrzuca płaszczyk hipokryzji.
Tolerować = cierpliwie znosić. :)


Przepraszam

dwa razy wlazło to samo.


Dzien dobry w Nowym Roku, Panie Lorenzo!

No, to z Pana zawodnik, żeby po Sylwestrze pchać się na drabinę :-)
Serdecznie pozdrawiam…


Bo ja, Panie Andrzeju,

bylem na Sylwestra na imprezie u Szalonego Psa, więc nic mnie już nie zdziwi, ani nie przestraszy. Widok trzymajacej sie kaloryfera Pani Sosenki, Mad Doga liczącego worki i jaja oraz unoszącej się nad tym wszystkim Magii, przepraszam, Pani Magii, jest wart wszystkich pieniędzy:)))


re: Religia - "Przyszłość pewnego złudzenia"

a znacie ten fragment z Symborskij?

W rzece Heraklita
ryba wymyśliła rybę nad rybami,
ryba klęka przed rybą, ryba śpiewa rybie,
prosi rybę o lżejsze pływanie.

a co do uwagi WSP Igły : no ciekawe, porządkuje świat i nastroje u ludu,
ale ilu z ludzi wie że to tylko służy porządkowaniu?

Cyniczne pane Igła, cyniczne. Godne egipskich kapłanów (oglądałem Fraona w niedzielę i mam to świeżo w pamięci)


Panie Ser

A nie zauważył pan słowa – przynajmniej?

Igła – Kozak wolny


WSP Magio!

Cieszę się z tego braterstwa duszy (ateistycznej!?), a definicja doskonała. Aż się powstrzymuje z całych sił, żeby nie powiedziec: co stare to stare, znaczy się dobre. A z tych podwójnych wejść się też cieszę.
Pozdrawiam…


WSP Lorenzo!

O rany, ależ zazdroszczę Panu takiej prywatki, super.
Muszę wziąć się za siebie. Może dłuzsze włosy sobie zapuszczę? Jak Benhaker.
Pozdrawiam…


Sir Hamiltonie!

Wstyd się przyznać, ale zafiksowany jestem na “Panu Tadeuszu” :-)
A z tym Heraklitem, to pasuje mi gość bardzo, wszak logika paradoksalna dominowała równiez w jego filozofii, nie tylko w myśli chińskiej czy hinduskiej. “To jest i nie jest”, toż to poezja, a nie jak twierdził Arystoteles: – “Jest niemożliwe, aby ta sama rzecz w tym samym czasie należała i nie należała do tej samej rzeczy i pod tym samym względem… Jest to więc najpewniejsza ze wszystkich zasad”.
Pozdrawiam…


Panie Igło!

A mógłbym jeszcze dzisiaj coś puścić? Bo mnie, to religia w duszy średnio gra…


wedle Kopalińskiego...

cierpliwie znoszę. Zwłaszcza pozbawianie mnie rozumu i godności. ;)

+ A. M. D. G. +


Religia taki dziwoląg na miarę człowieka

zwierzęta religijne nie są a człowiek… nawet z ateizmu potrafi religię uczynić -> lub ubóstwić coś.... co Bogiem nie jest.

Nie musi to być wcale Bóg, ale coś czemu można atrybuty boskie przyporządkować np. rozumowi.

Czy racjonalista może wierzyć w Boga takiego jak Chrześcijanie, wyznawcy Islamu, itd… ?

Nie, bo dla racjonalisty bogiem jest rozum.. . A dla chrześcijanina rozum jest zaledwie środkiem poznania… . Tak jak dla naukowca założenie jest punktem wyjścia.

Pozdrawiam.


Hexenhamerze!

Szanowny Panie!

Jeżeli dowód z Freuda pana obraził, to jest to dowód dysonansu poznawczego który wywołał ten tekst. Nie musiałbym, niemniej przepraszam.
Pozdrawiam…


Panie Staszku!

Religia nie jest dziwolągiem, zdaniem Freuda jest złudzeniem, Panie Staszku, proszę się ustosunkować do tez Freuda. Byłbym bardzo zobowiązany.

Pozdrawiam, życząc jednocześnie wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Tak od serca, racjonalistycznie…


Panie Andrzeju

Freud nawiązując do zagrożenia ze strony sił przyrody nawiązuje do strachu z któego ma wyleczyć bóstwo.. – tak rzeczywiście rodziły się religie naturalne… . Ale wg mnie dotyczyły pewnego stopnia cywilizacji.

Co do Ojcostwa… i powrotu do okresu dzieciństwa… . Też wg mnie jest to nietrafiona hipoteza dlatego, że wg mnie człowiek jest z natury ciekawy i szuka odpowiedzi na dręczące go pytania.

Więc w religii moim zdaniem nie chodzi o złudzenia ale o zadawanie sobie pytań i szukanie na nie odpowiedzi. A po mojemu są to pytania następujące:
a. jaki jest sens mojego życia
b. jaki jest sens istnienia świata
c. jaki sens ma bycie tzw, przyzwoitym i dobrym człowiekiem
d. czy normy moralne istnieją poza nami > mają swoje źródło nie w nas i w naszych umysłach ale gdzie indzie? – jeśli tak to są niezmienne gdyż kto inny z zewnątrz je “nadaje” – jeśli nie to możemy jako społeczeństwa tworzyć dowolne normy tzw, moralne gdyż to kwestie umowne
e. Kim jest Bóg(jeśli jest) i w jakiej jest relacji do świata jako swojego dzieła i człowieka który jest jednym z jego stworzeń

Pytania się mnożą. I nie ma to związku z dzieciństwem czy strachem przed burzą piotunem, powodzią czy kataklizmem.. .

Więc wg mnie religijność człowieka i poszukiawanie odpowiedzi na pytania przez człowieka to nie złudzenia ale realne problemuy z którymi sobie musimy poradzić.

Ja bym powiedział, że istota ludzka jest ze swojej natury religijna. Nie wnikam jak tę naturalną zdolność realizuje – w jaki sposób. gdyż odpowiadając sobie na postawione pytania musi zrobić jakieś założenia, a więc uwierzyć, że ta a nie inna odpowiedź jest prawdziwa.

Dziękuję za życzenia, :-)

Również dużo zdrowia i zaskakujących spostrzeżeń w pozytywnym tego słowa znaczeniu w roku 2008 życzę!

pozdrawiam,

p.s.
ja nie psycholog więc w kategoriach psychologicznych o wierze trudno mi rozmawiać.


panie Igła

Zauważyłem, ale jak dla mnie to co pan chciał przez to powiedzieć nie jest dla mnie oczywiste. W tego rodzaju wypowiedzi granice semantyczne są bardzo cienkie i zwiewne. a więc jak na wiejskiego głupka przystało zapytam prosto z mostu:

Mniemam że panu chodzi o to że zarzucam cynizm, podczas gdy pan intencje miał czyste, czy tak? A widzisz pan, niesposób tego wyłapać, tak bliskie to co napisałem jest prawdy bliskie. Mam dalej tłumaczyć czemu, czy to ślepa ulica?


Panie Staszku!

Jakieś dwa lata temu przeprowadziłem rozmowę gazetową z młodym teologiem świeckim, była to jedna z moich przyjemniejszych rozmów, na tle próżnych ćwierć możdżków politycznych. Powiedział mi ten młody chłopak, że jest teologiem, czyli nie świeckim psychologiem. Był wówczas dyrektorem lokalnego MOK, dzisiaj jest doktorem i klerykiem na drugim roku seminarium. To tak na marginesie. Rozmowa z Panem uzmysławia mi, ze rozmawiać warto. Jako preludium kolejnego wpisu zasygnalizuję Panu tematykę...

Treść “Świętości” Otto obraca się wokół trzech podstawowych pojęć: numinosum, świętość aprioryczna i irracjonalizm religijny.

1/ Właściwie Otto nie wyjaśnia czym jest numinosum, powiada, że jest czymś niepoznawalnym. Jest ono siłą oddziaływującą na człowieka, napawa go przerażeniem i lękiem a także pociąga i zniewala. Numinosum w filozofii religii Otta jest taką niemalże kantowską „rzeczą samą w sobie”, o której istnieniu dowiadujemy się od sensus numinis, czyli jej odczucia.
Numinosum jest kategorią a priori, typowo religijną, niezależną od faktów i historii i innych dziedzin kultury, jest kategorią pozamoralną. Wobec numinosum człowiek odczuwa swą nicość, jest tylko pyłkiem i prochem, jest tylko stworzeniem.

Pozdrawiam…


Panie Andrzeju

poczekam na wpis – a rozmawiać zawsze warto, :-))

trochę te “numinosum” zapachniało strasznie skomplikowanie ale liczę, że kolejny tekst nie będzie zbyt specjalistyczny abym mógł go zrozumieć i ew. skomentować.

Pozdrawiam!


koncept Freuda

Jest niezwykle ciekawy.

Zwłaszcza ten kawałek o ojcostwie. Ja już słyszałem podobną tezę... Zdaje się chodziło o to, że na podstawie myśli Freuda można argumentować, że osoby niereligijne, ateiści i antyklerykałowie nie zachowują się tak, ze względu na jakieś przemyślenia. O nie! Mają po prostu kłopot z nierozwiązaną do tej pory relacją z ojcem. Gdyby poprawnie oddzielili się od ojca (bynajmneij nie Niebieskiego) to mogliby budować w spokoju swoja religijność...

Taka ‘psychoanaliza’ chrześcijańska… ;)

Zdaje się, że przedstawiona przez Pana koncepcja jest naprawdę dobra. A w każdym razie elastyczna. Służy za uzasadnienie do jednoczesnych i wzajem wykluczających się tez.

A mój komentarz nie dotyczył pańskiego wpisu jeno tego, co pod nim zamieszczono. A konkretnie przeciwstawienia religijności rozumowi. I ma pan całkowitą rację, że to właśnie wywołuje u mnie dysonans poznawczy. Zwłaszcza w kontekście płaczliwych nawoływań o większą tolerancję fundamentalnej katolickiej większości dla ‘innych’ sposobów myślenia i światopoglądów.

Zadziwiające, że jedyna koncepcja, która pozwala na tolerancję wobec religijności to koncepcja, którą da się streścić jako niegroźne omamy. Rozumiem, że to atmosfera Zimowego Sezonu Świątecznego skłania do takiej łaskawości… Jeśli dobrze pamiętam, obowiązująca do tej pory koncepcja dawała się streścić jako opium dla mas.

A tak zupełnie poważnie: trudno dyskutować z tezą, wedle której coś, co adwersarz uważa za spójny system myślowy jest w rzeczywistości rodzajem odurzenia rozumu wywołanym osobistymi problemami psychologicznymi. Z takimi poglądami nie da się polemizować (udowadnianie, że się nie jest freudowskim wielbłądem) – jedyne, co można to tolerować, jak to Pani Magia łaskawie zauważyła. Bez cienia oczywiście hipokryzji…

Myślę, że zamiast dalszych wynurzeń nie od parady będzie zacytować kogoś, kto wyraził ten problem precyzyjniej niż ja (jak sądzę również bez cienia hipokryzji):

Dialog człowieka wierzącego z ateistą toczy się zazwyczaj za cenę podwójnego przemilczenia. Z jednej strony: ktoś, kto doświadcza rzeczywistości wiary, siłą rzeczy musi uznać kogoś, kto tej rzeczywistości przeczy, za człowieka, który widzi mniej, a zatem jest swego rodzaju inwalidą. Z drugiej strony: ktoś, czyj światopogląd jest ufundowany na przekonaniu, że religia to społeczne urojenie, musi swego adwersarza uważać za człowieka inteligentnego inaczej

Całkiem szczerze przyjmuję przeprosiny za traktowanie mnie jako inteligentnego inaczej, ja zaś ze swej strony szczerze proszę o wybaczenie za traktowanie autorów takich wynurzeń za inwalidów.

Wracając na ziemię – ja się naprawdę ten zaklęty krąg ‘tolerancji’ inwalidów umysłowych dla inteligentnych inaczej staram przełamać. Artykuły takie jak pański odbierają mi do tego ochotę... Proszę wybaczyć impertynencję (zamiast rzeczowej dyskusji) ale… ręce opadają. ;)

+ A. M. D. G. +


P.S. właśnie dotarłem do tego fragmentu...

Jeśli za tzw. myślicielami Oświecenia mamy przyjąć, że religia prowadzi do zubożenia inteligencji, to zdaje się owych myślicieli należy obarczyć odpowiedzialnością za upadek higieny osobistej.

Jakie autorytety takie rozumowanie… ;)

Wybaczcie Państwo – strasznie mnie ten fragment ubawił...

+ A. M. D. G. +


Panie Hexenhamerze!

Oczywiście Pański wpis nie pozostanie bez echa, niemniej zrobię to dopiero w godzinach wieczornych, proszę o wybaczenie… Jest on w mej ocenie pusty, choc głośno brzmiący. Swoiste case study dysonansu poznawczego.
Miłego dnia życzę...


dlczego pusty?

Czy dlatego, że odmawia dyskusji z poglądem, który ma go za potocznie mówiąc wariata?

Jak według pana miałaby wyglądać polemika z taką argumentacją... Czy też – jak boję się założyć – uznaje pan, że o jakiejkolwiek polemice nie może być mowy, bo przecież urojenia nie mogą być rozpatrywane na równej płaszczyźnie z rozumowaniem…

Proszę zwrócić uwagę na to, że absolutnie każdy światopogląd, system myślowy, każdą ideę można sprowadzić do parteru dopasowując do danego typu poglądów jakieś urojenie lub chorobę psychiczną. Czytałem już różne takie próby – ostatnio: że bycie w ogóle mężczyzną to choroba psychiczna (uszkodzenie mózgu).

Istnieje taka reguła, że pierwsza osoba, która w dyskusji powoła się na Adolfa Hitlera – przegrywa… Może warto byłoby przyjąć na TXT inną regułę: pierwsza osoba, która zaczyna podważać zdrowie psychiczne lub zdolność do postrzegania rzeczywistości u adwersarza – przegrywa. Tak przypadkiem to zdaje się ten właśnie motyw wygonił z S24 część osób, które tu właśnie teraz publikują...

Może nie sprowadzajmy TXT do poziomu S24 za pomocą takich chwytów. Ja też już czytałem, że ateizm jest wynikiem pewnego uszkodzenia mózgu, a w ogóle jest chorobą psychiczną... Może zostawmy tego typu argumenty na boku. Ich moc wyjaśniająca jest pusta – przypomina dyskusję o fizyce, w której jeden z adwersarzy ogłosiłby się solipsystą...

Dysonans poznawczy jest… i to gigantyczny. Po pierwsze: nie spodziewałbym się, że w TXT zobaczę taki rodzaj argumentacji. Nie po oddzieleniu od S24. Po drugie: nie podejrzewałbym właśnie pana o taki rodzaj argumentacji. Nie po tym, co czytałem do tej pory. Po trzecie: nie spodziewałbym się tak łagodnego przełknięcia takiej argumentacji… Zakładałem, być może naiwnie, że tutaj nie jest tak, jak na S24, że nie ważne co pisze, ważne że swój…

Oczekiwałbym jednej krótkiej odpowiedzi: czy podpisuje się pan pod ateistyczną częścią cytatu Sosnowskiego, tzn. czy rzeczywiście uznaje pan, że religia jest rodzajem urojenia, a człowiek, który argumentuje za jej racjonalnością jest inteligenty inaczej. Tak wywnioskowałem z pańskiego wpisu.

Jeśli uczciwie i w pełni podpisuje isę pan pod tym poglądem to proszę o tym napisać wprost. Wolałbym z góry wiedzieć, że mój adwersarz może wszystko to co powiem zrzucić na karb jakichś omamów. W takiej sytuacji po prostu sobie pójdę.

Jak już napisałem – mierzi mnie konieczność udowadniania, że nie jestem wielbłądem. Nie wymagam tego od moich adwersarzy – jakichkolwiek poglądów by nie głosili… ale ja jak wiadomo jestem oszołomem, fundamentalistą i co jeszcze…

Przy okazji: czy głosząc takie poglądy, stronnicy tychże biorą pod uwagę, że na zasadzie symetrii ktoś może wytworzyć światopogląd dokładnie przeciwny. Pomijam oczywiście poczucie wyższości moralnej i intelektualnej nad tymi zaczadzonymi fundamentalistami… ale przecież z czysto racjonalnego punktu widzenia – akcja wywołuje reakcję. Jak w takiej sytuacji domagać się tolerancji, szacunku i uznania? Oczywiście ono się nam – wybranym i nieomamionym – bezsprzecznie należy bl bla bla… ale czy bycie wyniosłą elitą intelektualną ponad ciemną masą naprawdę wystarczy? Czy da się budować relacje społeczne oparte na pogardzie? Bo przecież z tekstu (jak i z komentarzy pod nim) taką pogardę da sie odczytać...

I czy to nie jest kwestia poszukiwania jakiegoś utraconego w dzieciństwie psychicznego bezpieczeństwa? Wiem wiem… sam zaczynam psychologizować...

+ A. M. D. G. +


Panie Hexenhammer,

To zadziwiające, jak w oparciu o fałszywe wnioski, jakie wyciągnął Pan z notki pana Kleiny, można napisać martyrologiczną epopeję, w której udowadnia Pan, że ktoś pozbawia Pana rozumu i godności. :)
Czy pańskie zaliczenie osób wierzących do “ciemnej masy” i wpisanie siebie samego do tej kategorii to już męczeństwo?


Magia

załóżmy, że ja znajdę jakiegoś naukowca który napisze, że kobieta to istota która w hierarchii rozwoju stoi pomiędzy mężczyzną a psem.

Następnie poproszę Cię o ustosunkowanie się do tego… .

Jak odbierzesz tego typu zabieg…. ?

***********************************

Pan Kleina, posłużył się Freudem – zresztą jest on(Kleina) znany z salonu jako osoba pisząca teksty prowokujące. OKI. Ale nie każdy musi je traktować z dozą dystansu – ja go tak potraktowałem.

Piszesz, że Hexen wyciągnął fałszywe wnioski. A zatem to oznacza jednak, że:

- rzeczywiście religia to urojenie… – kwestie związane z relacjami z Ojcem to przyczyna religijności w człowieka – czy to oznacza, że wszystkie istoty ludzkie które miały właściwe relacje z ojcem nie są religijne.

A może wydawanie powyższych sądów o religijności to urojenie… – bardzo prawdopodobne wg mnie. Przecież nauka się rozwija a hipotezy można zaryzykować nawet gdyby nie były sprawdzalne.

Czy wolno tylko Freudowi… ?


uwagi osobnika dotkniętego dysonansem poznawczym

Celnie zauważył hexenhammer pisząc do Kleiny:

“Oczekiwałbym jednej krótkiej odpowiedzi: czy podpisuje się pan pod ateistyczną częścią cytatu Sosnowskiego, tzn. czy rzeczywiście uznaje pan, że religia jest rodzajem urojenia, a człowiek, który argumentuje za jej racjonalnością jest inteligenty inaczej. Tak wywnioskowałem z pańskiego wpisu.”

Właśnie, bo Kleina napisał bryk z “Przyszłośći pewnego złudzenia”, powiesił... i niby co dalej? Z Freudem gadać się nie da, Kleina na razie tyko pisze, że on nikogo nie obraża, a jak już ktoś się obraził, to owo obrażenie się jest wyrazem “dysonansu poznawczego, który wywołał ten tekst”, a zatem taki hexenhammer co prawda nie jest debilem, niemniej jednak ma niejakie kłopoty z właściwym poznawaniem.

A zatem – pisz Autorze, co myślisz, zajmuj stanowisko, jakiekolwiek, nie chowaj się za Freudem.

Ciekawe, co napisze Kleina odnosząc się do zacytowanego przeze mnie postulatu hexenhammera. Ten kawałek z Sosnowskiego polemizującego z Dawkinsem (tu jest całość tekstu Sosnowskiego) dobry, ja dołożę do pieca kawałkiem z Jacka Filka:

“Dyskusja tzw. ‘wierzących’ z żywionym przez nich stereotypem człowieka ‘niewierzącego’ ma tak samo mało sensu jak dyskusja tzw. ‘niewierzącego’ z żywionym przezeń stereotypem ‘wierzącego’. Dla owych ‘wierzących’ ‘niewierzący’ to niechybnie kanalia, a dla owych ‘niewierzących’ ‘wierzący’ to po prostu idiota. Nie sposób pokładać nadziei w dyskusji kanalii z idiotą.”

Na razie w tej tu gadule pokazało się, że niektórzy mają drugich za idiotów. Mam nadzieję, że nie dojdzie do udowadniania, że tamci to kanalie.

***

Cieszę się, że Kleina się cieszy, iż Magia znalazła definicję u Kopalińskiego i rzeczywiście czasami tak jest, że co stare, to dobre, tyle, że zanim urodził się ś.p. prof. Kopaliński, w języku łacińskim wyraz tolero, – are istniał już dość długo.

Pozdro.


Wyrus

dosypałeś drew do ognia i czekasz pewnie na płomieć aby popatrzeć z boku…. – no dobrze, niech będzie gorąco. Mam nadzieję, że rozbuchany płonień nikogo nie spali, :-)))

A ja zapytam Cię o ten akapit:

““Dyskusja tzw. ‘wierzących’ z żywionym przez nich stereotypem człowieka ‘niewierzącego’ ma tak samo mało sensu jak dyskusja tzw. ‘niewierzącego’ z żywionym przezeń stereotypem ‘wierzącego’. Dla owych ‘wierzących’ ‘niewierzący’ to niechybnie kanalia, a dla owych ‘niewierzących’ ‘wierzący’ to po prostu idiota. Nie sposób pokładać nadziei w dyskusji kanalii z idiotą.”

Wg mnie to teza bardzo, bardzo przesadzona. Dyskusja jest możliwa, odbywa się... . Jest możliwa i nawet bez takich “pod tekstów”.

Dlaczego? A dlatego, że religia jest metodą “poszukiwań odpowiedzi”... .

Jeśli uznajemy, że jako wierzący czy niewierzący szukamy prawdy – tzn., że dajemy sobie wzajem prawo do tego mieć wolność wyboru metody.

Problem pojawia się wtedy gdy ktoś uważa, że metoda adwersarza jest błędna, a jej uprawiają tylko “kanalie” i inne “dziwolągi”.

Jeśli pojawiają się Wyrusie takie problemy jak ten akapit przedstawia to tylko pokazuje nieumiejętność prowadzenia dyskusji, rozmowy i dialogu z osobami prezentującymi odmienne punkty widzenia.

A to nie ma związku ani z religijnością ale z podstawowymu zdolnościami i sprawnościami, takimi jak: – umiejętność prowadzenia rozmowy: zakładającj szacunek dla adwersarza. Gdyż nie można rozmawiać z kimś którego uważa się za kogoś gorszego… . – umiejętnośc prowadzenia dialogu. A dialog zakłada dobrą wolę u prowadzących go

Więc nie rozumiem co ten akapit ma mówić. Moim zdaniem przedstawia on fałsz – w tym sensie, że z patologii nie można czynić generalnej oceny. A taki sposób rozmowy i dyskusji obrazuje cytowany akapit.

Mam nadzieję, że zarówno Kleina jak i Hexen nie dadzą się podochocić do “nawalanki” a rzeczowo podyskutują wg prawideł dyskusji i dialogu, nie zaś wg tego co mówi zacytowany przez Ciebie Wyrusie akapit

Pozdrawiam.


Wiecie co mnie najbardziej w tych waszych

wyszukanych argumentach bawi, Panowie? Ano to, że nie jesteście w stanie odnieść się do religii, jako takiej. Każdy tekst, odnosicie tylko i wyłącznie do religii katolickiej i traktujecie, jak atak na pozycje, w których się okopaliście.
Chciecie bawić się w wojnę? Bawcie się. Sami.


Pani Magia

mówiąc krótko.
Rzuciła napalmem.
A chłopcy strzelają z dział z okresu bitwy pod Sedanem.

Igła – Kozak wolny


>poldek34

“Wg mnie to teza bardzo, bardzo przesadzona.”

A według mnie teza w ogóle nie jest przesadzona :-)

Zauważ, że Filek nie pisze o dyskusji niewierzącego z wierzącym, tylko dyskusji obydwu z żywionymi przez nich STEREOTYPAMI.

Teraz chyba wszystko jasne, co?

Pozdro.


Magia

proszę nie denerwować a poczytać moję natchnione mądrości o tym, że religia jest metodą poszukiwania odpowiedzi.

Dodam dla uściślenia: religia – jako taka.

Sposób w jaki dana religia odpowiada zależy już od wielu czynników: kulturowych, cywilizacyjnych jak i zdolności do korygowania swojej metody jeśli zdobycze cywilizacyjne dostarczą narzędzi poznawczych do odkrywania głębszego treści religijnych. Np. w Katolicyźmie badania szczegółowe dot. tekstów Biblii w których wykorzystano zdobycze takich nauka jak: archeologia, etnoologia, historia form literackich, itp pozwoliła na umiejscowienie tekstów Biblii w konretnych okresach historycznych i poznać ich kontekst historyczny, językowy i religijny. Co jest niezwykle cenne przy czytaniu i rozumieniu tych Ksiąg.

Więc Magio odpowiedź pada – jeśli Cię ni satysfakcjonuje, no cóż nic na to nie poradzę.

Pozdrawiam.


Wyrusie

no jeśli ktoś nie dyskutuje z osobą lecz ze stereotypem a więc prowadzi taki wysublimowany z rzeczywistości sposób dyskusji to się nie dziwię.

JA pisząc o dyskusji mam na myśli konkretnego człowieka dyskutującego z konkretnym człowiekiem a nie ze “stereotypem…” . Setereotyp osobą nie jest więc dziwna taka dyskusja z czymś takim… .

Pozdro.


>Magia

“wyszukanych argumentach bawi, Panowie? Ano to, że nie jesteście w stanie odnieść się do religii, jako takiej. Każdy tekst, odnosicie tylko i wyłącznie do religii katolickiej i traktujecie, jak atak na pozycje, w których się okopaliście.”

Jacy znowu “Panowie”? Na razie to o religii próbuje cokolwiek pisać jedynie poldek34, ale nie bardzo mu się udaje, przede wszystkim dlatego, że Kleina od początku schował się za książką Freuda i zniknął.

Poza tym: być może rzeczą nieroztropną jest odnoszenie się do religii “jako takiej”.

Pozdro.


Panie Wyrusie

Poza tym: być może rzeczą nieroztropną jest odnoszenie się do religii “jako takiej”.

Jak zwykle ma Pan rację. No jakżesz ja mogłam coś takiego napisać? To pewnie wszystko przez moje “braki warsztatowe”.
Niewątpliwie, ma Pan również rację pisząc,

że Kleina od początku schował się za książką Freuda i zniknął.

No, jak On mógł napisać notkę o tym, co Freud napisał o religii?
I jeszcze zniknąć! No, skandal to niebywały, proszę Pana.
Idźcie Chłopaki po chrust do lasu i niech który zapałki przyniesie.


“Idźcie Chłopaki po

“Idźcie Chłopaki po chrust do lasu i niech który zapałki przyniesie.”

I co – i tyle? :-)

Poza tym: relgia jest chrześcijańska, katolickie jest wyznanie.

Pozdro.


Ano tylko tyle. :)

Nie zwykłam podpierać własnych myśli cudzymi, jak Pan. Paliwodzenie jest mi obce. Tym bardziej, że w czasach internetu każdy może być równie mądry, a nawet mądrzejszy, w 5 minut. :)


>Magia

“Nie zwykłam podpierać własnych myśli cudzymi”

Tak mi się właśnie wydaje. Ja jednak niezmiennie uważam, że erudycja jest zjawiskiem pozytywnym.

Dobra, Magia, kończę tę dyskusję o niczym.

Pozdro.


Magia

jeszcze odnoszę się do absolutyuzacji norm etycznych – chodzi o odniesienie się do św.Augustyna.

Pomijając wogóle już Katolicyzm bo to dosyć skomplikowany sposób postrzegania rzeczywiustości, moralności i konsekwencji z tego wynikających.

Napiszę tylko o jednym.

Skoro mówisz, że człowiek wolny od religi to człowiek ktory nie uznaje “boskości” norm moralnych to stwierdzasz, że niema normy moralnej której nie można podważyć. Zatem można sobie wymyślać normy moralne i zatwierdzać... – na zasadzie równości. Gdyż każdy może sobie tworzyć takie jakie uzna za stosowne.

Mówiąc o “boskosci” norm moralnych Kościół ma na myśli, że prawo moralne ma swoje pochodzenie nie w człoieku -> człowiek je tworzy i staje się arbitrem jego przestrzegania lecz źródłem norm nie jest człowiek ale Stwórca. I ON jest ostatecznym arbitrem który “rozlicza” z jego przestrzegania.

Tylko tyle na temat boskości norm moralnych czy etycznych… w ujęciu chrześcijańskim.

****************************

Wolny od religii i moralności tak rozumianej jak – zasugerowałaś – prowadzi do haosu… – takiego haosu jaki zapanuje gdy w dużym mieście wywalisz z sygnalizacji śietlnej światło czerwone i żółte a na skrzyżowaniach pozostawisz w każdym miejscu tylko zielone.

Zapalenie tylko zielonego światła to nic innego jak ogłoszenie, że nie ma obiektywnych norm moralnych lecz jedynie uznane przez grupy społeczne. Jeśli przyjęlibyśmy taki model moralności – mielibyśmy wiele systemów etycznych i moralnych – gdyż każdy mógłby sobie tworzyć dowoli i zmieniać normy – będąc za każdym razem ich źródłem.
Ale czy można mówić nie zabija jako zakaz i zabijaj jako nakaz jednoczesnie? Wyobraź sobie, że rasiści mają swój kodeks a pacyfiści swój… – skoro nie ma obiektywnego obydwa są uprawnione.

Ja nie uważam, że ktoś kto nie jest religijny jest niemoralny ale mówię, że uznanie nieobiektywności norm moralnych prowadzi do tego, że staje się one(normy moralne) ulotne i kruche tak jak ulotne i kruche jest życie człowieka. A tymczasem pewne normy moralne są niezmienne… i niepodważalne.


Poldku

Przeczytaj jeszcze raz mój wpis odnoszący się do “niepewności podstawy” norm etycznych wg Freuda. Nigdzie nie napisałam tego, co teraz usiłujesz mi przypisać.


>poldek34

Piszesz do Magii tak:

“Skoro mówisz, że człowiek wolny od religi to człowiek ktory nie uznaje ‘boskości’ norm moralnych to stwierdzasz, że nie ma normy moralnej której nie można podważyć. Zatem można sobie wymyślać normy moralne i zatwierdzać... – na zasadzie równości.”

I jeszcze:

“Mówiąc o ‘boskosci’ norm moralnych Kościół ma na myśli, że prawo moralne ma swoje pochodzenie nie w człowieku -> człowiek je tworzy i staje się arbitrem jego przestrzegania lecz źródłem norm nie jest człowiek ale Stwórca. I ON jest ostatecznym arbitrem który ‘rozlicza’ z jego przestrzegania.”

I dobrze. Ale uważaj, bo nieuchronnie pojawia się pytanie o to, co pierwsze, jajko czy kura. Taki jeden filozof, Kai Nielsen, który, mówiąc w skrócie, w Boga nie wierzy, pisze znakomite rzeczy na temat religii i języka, którym gadamy o religii. Facet pisze czyściuteńko, żadnej lipy nie odstawia. No i ten Nielsen w książce “Moralność i wiara” jedzie tak:

“Aby nakaz boski stał się znaczącą racją moralną dla dokonania zgodnego z nim czynu – nie mówiąc już o rozstrzygającej racji moralnej – musi być przynajmniej wiadomo, że Bóg jest dobry. Człowiek wierzący, rzecz jasna, przekonany jest, iż Bóg jest dobry, lecz jakie ma podstawy, aby w to wierzyć? Jeśli powołuje sie na świadectwa Biblii, budowę świata, postępowanie Jezusa ucieleśniającego dobroć bożą, ujawnia tym samym, iż posiada wcześniejsze logicznie kryterium moralności, dla którego fakt istnienia jakiegoś bóstwa nie jest żadnym uzasadnieniem”.

Fajne? “musi być przynajmniej wiadomo, że Bóg jest dobry”. No właśnie, a jak Bogiem jest Malissimus Jana Woleńskiego (którym to Malissimusem Bartek {ex-DB} zabija klina niejednemu dyskutantowi)? Wtedy mamy kłopot, co?

Dalej. “ujawnia tym samym, iż posiada wcześniejsze logicznie kryterium moralności, dla którego fakt istnienia jakiegoś bóstwa nie jest żadnym uzasadnieniem.”

Czyli, mówiąc innymi słowy (to też fragment “Moralności i wiary”):

“Moralność musi być wcześniejsza logicznie niż jakakolwiek deklaracja religijna.”

Wszystko jest w porządku z tym, co piszesz, ale jeśli jest się rzetelnym nie można ot tak sobie ominąć argumentacji przedstawionej przez Nielsena. Co Ty na to?

Pozdro.


Magia

oki,

rozumiem, że nie podzielasz myśli Freuda, że religia to złudzenie z całymi konsekwencjami.

Przeczytałem Twoją odpowiedź do Kleiny i rzeczywiście masz rację pominąłem kontekst. Zapędziłem się, za co przepraszam.

Natomiast wracając do ciągu dalszego Twojej wypowiedzi:

Zasady, w myśl której “lex aeterna” jest wyrazem Bożej mądrości i woli, której człowiek nie jest w stanie objąć swoim rozumem z prostej przyczyny. Nie jest Bogiem. Jeśli pociągnąć dalej ten sposób rozumowania to w konsekwencji otrzymamy wieczność prawa i jego niezmienialność.
Koło się zamyka. I nie dotyczy to (tak mi się wydaje) tylko religii chrześcijańskiej.

Ale chyba idziesz ad absurdum gdyż czy nie można zaprzeczyć takim normom jak “nie zabijaj|”, “ nie kradnij” dlatego, że ktoś twierdzi, są one boskie… . Poprostu chrześicjanin mówi, że normy moralne to nie tylko mądry sposób postępowania ale, że źródło tej mądrości leży poza człowiekiem. Możemy ją poznawać pełniej wskutek rozwoju naszej cywilizacji, zdolności poznawczych, itp. Nie oznacza, że nie jesteśmy w stanie.

Normy moralne dla chrześcijanina są tym czym gwiazdy dla nawigatora statku sprzed wieków: normy moralne w swojej istocie leżą poza człowiekiem tak jak gwiazdy względem których żeglarz określa swoje położenie.

Jednak mimo, że są niedostępne należy swoje położenie wg nich orientować. A nie ponieważ, że gwiazdy są niedostępne należy wywalić je z nawigacji na morzu.

Jest to pewne porównanie per analogiam ale wg mnie bardzo trafne.

Nie można tak rozumować w oderwaniu od rzeczywistości. Koło się nie zamyka ale ludzkość staje wobec nowych problemów i wyzwań etycznych gdyż normy ogólne np. nie zabijaj należy przykładać do moralnie watpliwych zjawisk i czynów np. aborcja, eutanazja i określać czy jest to zabijanie czy nie….. ???

I nie jest problemem sama norma moralna np. nie zabijaj lecz nie konfrontowanie niektórych dziedzin z nią, np. aborcja, eutanazja, In vitro.

Nie jest problem w uznaniu obiektywności normy moralne ale uczciwości człowieka i konsekwencji w jej stosowaniu.

pozdr.


Poldek

nijak nie mogę pojąć Twojej argumentacji, że lezę w ad absurdum. Dlaczego? Czy Ty myślisz, że ludzie bez pomocy Boga (chrześcijańskiego, bo wokół tego cały czas krążysz) nie mogli dojść do porozumienia, że rodziców (szerzej ludzi straszych) należy szanować, że nie wolno zabijać ot tak sobie albo nie wolno kraść?
Ależ doszli! Spojrzyj nieco dalej w historię niż 2 tys. lat.


Szanowni dyskutanci!

Wpadłem na chwilę do chałupy na obiad i zaiwaniam dalej na narty (tak, tak, na nizinie tez mamy górkę...). Nic nie czytałem, bzyknę wieczorem, ale widzę, że premia od Igły za 50 komentarzy się szykuje :-)
Pozdrawiam… Ach jak ja walnę, taki wybyczony…


re: roztropność

wyrus

Poza tym: być może rzeczą nieroztropną jest odnoszenie się do religii “jako takiej”.

Nie wiem, jakie są kryteria “roztropności” ;) tu użytej. Mnie by się wydało nieodpowiedzialne [nie podaję kryteriów ;)] dyskutowanie o religii w ogóle (niekoniecznie jako takiej), bez postawienia również wierzących w konfrontacji z ich własnym disbelief. W tym celu najlepiej sięgnąć po konkurujący (z danym, tj. defaultowym np. tu, katolicyzmem) inny, najlepiej nie chrześcijański monoteizm.

Jedni bowiem wyznają coś, a inni, z równym przekonaniem, coś zgoła innego. Jeśli obydwie takie postawy są równie racjonalne (por. wypowiedź hexenhammera), to byłbym ciekaw charakterystyk takiego pojmowania racjonalności.


Nameste

Nie doczekasz się. Bo każda z religii monoteistycznych głosi swą wyższość nad inną. Czyli jest bardziej “racjonalna”. :)


poldek34

jakie jest koncowe znaczenie tego, czy do obowiązujących norm moralnych dochodzimy w ujeciu religijnym – jako odkrywanie norm okreslonych niejako poza czlowiekem i odkrywanych w miare religijnego rozwoju czy tez poprzez spoleczny rozwoj czlowieka jako takiego, w calkowitem oderwaniu od religii? Pan wierzy w boskosc zasad, ja uwazam ze to sprawa czysto ludzka – obydwaj zyjemy w pewnej rzeczywistosci. 200 lat temu, gdy zasady byly troche inne, Pan by wskazał na inny (wcześniejszy) etap poznawania planu Boga, ja na niedojrzałość społeczeństwa. i nadal bylibyśmy w tem samym miejscu i zyli zgodnie z tymi samymi zasadami. spor wiec ten nie ma praktycznie zadnego znaczenia. system obowiązujacych zasad moralnych jest dynamiczny, przyjecie ktorejkolwiek z wersji niczego w tym zakresie nie zmienia.

czy jakies prawa sa niepodwazalne? w wielu państwach za zabicie niewolnika placilo sie grzywne, za zabicie obywatela kladlo sie glowe. wydawaloby sie fundamentalne prawo: nie zabijaj, wcale takie fundamentalne nie bylo i pewnie nie dla wszystkich nadal jest. wciaz wielu deklarujacych gleboka wiare w to prawo, jednoczesnie pochwala kare smierci. ale to juz zupelnie inny temat.


Magia

goofina

nijak nie mogę pojąć Twojej argumentacji, że lezę w ad absurdum. Dlaczego? Czy Ty myślisz, że ludzie bez pomocy Boga (chrześcijańskiego, bo wokół tego cały czas krążysz) nie mogli dojść do porozumienia, że rodziców (szerzej ludzi straszych) należy szanować, że nie wolno zabijać ot tak sobie albo nie wolno kraść?
Ależ doszli! Spojrzyj nieco dalej w historię niż 2 tys. lat.

Nie zrozumiałaś mnie.
Przykłąd z rodzicami jest kiepski gdyż nie ma Państwa które prawnie konstytuuje ten obowiązek ale nie kradnij ma i nie zabijaj.

Ale jak ktoś uzgodnił sobie, że Żydów należy unicestwić w ubiegłym wieku. Przecież to była kwestia umowna dla grupy ludzi tak jak kwestią umowną jest przykazanie “nie zabijaj” – jeśli przyjmiemy, że normy moralne stanowi człowiek.

Więc nie jest kwestią umowną, że trzeba nie zabijać, gdyż nikt nie miałby prawa rozliczać nazistów ze zbrodni. A więc norma “nie zabijaj” niezależnie od tego co o niej powie nazista czy anarchista czy satanista istnieje poza nimi.

Niestety normy moralne nie są kwestią umowną co widać na przykładzie “nie zabijaj”.

Oczywiście nie wszystkie normy moralne znajdują odzwierciedlenie w prawie karnym ale te najważniejsze i fundamentalne tak. Nie rozumiem czemu alergicznie reagujesz na słowo Katolik czy Chrześcijaństwo… .

A jak Katolik powie, że normy moralne to Prawo pochodzące od Stwórcy to pojawia się “krzyk” ze to fundamentalizm…. ???


Poldek

Wypraszam sobie stwierdzenia typu

alergicznie reagujesz na słowo Katolik czy Chrześcijaństwo…

Alergenu się unika, tak? No właśnie.
Ja nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego za wszelką cenę próbujesz przypisać system norm etycznych Bogu (chrześcijańskiemu)? Dlaczego tak usilnie trzymasz się ostatnich 2 tys. lat negując to, co było podstawą życia społecznego wcześniej? Rozwali Ci się system wartości, czy co?
Czy przed Jezusem wszyscy się mordowali kompletnie bezkarnie? Czy starsi nie byli szanowani i otaczani opieką? A może kraść można było na prawo i lewo bezkarnie?
Jak słowo honoru, nie rozumiem…


hgrisza

hgrisza

czy jakies prawa sa niepodwazalne? w wielu państwach za zabicie niewolnika placilo sie grzywne, za zabicie obywatela kladlo sie glowe. wydawaloby sie fundamentalne prawo: nie zabijaj, wcale takie fundamentalne nie bylo i pewnie nie dla wszystkich nadal jest. wciaz wielu deklarujacych gleboka wiare w to prawo, jednoczesnie pochwala kare smierci. ale to juz zupelnie inny temat.

Bardzo ważne pytanie!!!
Dlatego, że z tego, ktoś uznaje że coś jest słuszne wcale nie musi wynikać jego postępowanie. Ale wiedza i zywilizacja zobowiązuje… – tak jak wiedza i cywilizacja zobowiązuje w medycynie, fizyce, matematyce, itp.

Uważam, że rozwój cywilizacji zobowiązuje także w dziedzinie moralności. Tzn. to, że kiedyś operację przeprowadzano nie wyjałowionymi narzędziami bo nie znano bakterii nie oznacza, że operacja tamta wskutek czego umierał pacjent była wynikiem spisku na życie człowieka ale odwrotnie.. . Kiedyś przeprowadzanie operacji bez wyjałowienia sprzętu nie była zabójtwem a dziś gdyby w szpitalu jakiś lekarz się tego dopuściła byłby oskarżony o zabójstwo.

To przykład jak za rozwojem cywilizacji płynie implikacja moralna z tego samego czynu kiedyś i dziś.

Przecież wie Pan, że np. norma “czcij ojca i matkę swoją” jest różnie zachowywana w różnych rodzinach, sposobach wychowania, itp. A jednak jak Pan zapyta czy jest to słuszna norma każdy przyświadczy, że tak.

Więc udowodniłeś, że normy istniały już od bardzo dawna ale wg mnie potwierdzasz swoim odniesieniem do historii, że czasem normy nie zobowiązują ludzi do ich przestrzegania.

Czyż Prawo Karne nie jest tym co ma zmusić “oporne jednostki” do przestrzegania norm moralnych?


Magia

goofina

Wypraszam sobie stwierdzenia typu

alergicznie reagujesz na słowo Katolik czy Chrześcijaństwo…

Alergenu się unika, tak? No właśnie.
Ja nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego za wszelką cenę próbujesz przypisać system norm etycznych Bogu (chrześcijańskiemu)? Dlaczego tak usilnie trzymasz się ostatnich 2 tys. lat negując to, co było podstawą życia społecznego wcześniej? Rozwali Ci się system wartości, czy co?
Czy przed Jezusem wszyscy się mordowali kompletnie bezkarnie? Czy starsi nie byli szanowani i otaczani opieką? A może kraść można było na prawo i lewo bezkarnie?
Jak słowo honoru, nie rozumiem…

Magia kapituluję, nie zrozumiemy się.

Oczekujesz ode mnie aby rozmawiać o religiach ale pomijając Katolicyzm i Chrześicjaństwo.

Czy przed Jezusem wszyscy się mordowali kompletnie bezkarnie? Czy starsi nie byli szanowani i otaczani opieką? A może kraść można było na prawo i lewo bezkarnie?
Jak słowo honoru, nie rozumiem…

To zależy w jakiej kulturze i na jakim miejscu kuli ziemskiej. Nie prowadziłem takich badań.

Proszę CIę o odpowiedź na pytanie:

Jedno jeszcze pytanie:

- czy normy moralne to kwestia umowna czy też niepodważalna?


Poldek

Ja nie chcę żebyś kapitulował! Jak dla mnie, jesteś tu jedynym głęboko wierzącym, który chce rozmawiać i z którym można rozmawiać. Przynajmniej ja mogę. Ot, ułomność.
Religia chrześcijańska to ostatnie 2 tys. lat rozwoju ludzkości.
Ja się tylko zapytałam czy wg Ciebie więcej niż 2 tys. lat temu nie istniały normy etyczne, na które Ty się teraz powołujesz? I to w kulturach, które nawet z judaizmem nie miały nic wspólnego.


być może trzeba by użyć innego słowa

ale sens jest mniej więcej taki:

ludzie religijni (komu się u licha wzięło, że ja o katolicyzmie – toż ja nawet nie pisałem, że jestem katolikime… co najwyżej teistą i to tez w bardzo szerokim sensie…) nie posługują się rozumem

Chodzi mi o to, że nie jest w moim pojęciu przynajniej prawdą, że dwoje ludzi, którzy żywią sprzeczne przekonania, nie mioże byc jednocześnie racjonalnymi.

Innymi słowy – z faktu, że istnieje wiele religii, a pośród nich wiele wyznań, nie wynika jeszcze, że tylko jedna jest racjonalna.

Racjonalizm to poleganie na rozumie. Nie widzę powodu, dla którego:

1, człowiek wierzacy w Boga nie polega na rozumie
2. człowiek religijny nie polega na rozumie
3. tylko ateista może polegać na rozumie

Możemy umówić się na jakieś inne znaczenia słów. Na przykład możemy przyjąć, że racjonalista nie może być religijny z definicji. Ale to nie tylko wyklucza religię poza nawias rozumu. To także redukuje rozum jedynie do pewnej formy monizmu materialistycznego.

Nie widzę więc problemu, który nurtuje pana nameste.

Widze natomiast problem gdzie indziej – dla niektórych osób (zapewne niektórych tutaj dyskutantów) postawa materialistycznego racjonalizmu naukowego (czasem nazywanego ateizmem) jest w jakiś sposóby wyróżniona spośród innych postaw światopoglądowych. Ja na ten przykła dnie przyjmuję dla celów tej dyskusji, że religia, czy tez światopogląd, który wyznaje nie jest jakoś automatycznie lepszy, niż inne. W szczególności: nie uważam, że fakt wierzenia w/uznawania akurat tego światopoglądu wyróżnia mnie jakoś spośród innych ludzi.

Tzn. oczywiście gdybym nie uważał tego światopoglądu za jakoś tam lepszy to bym go nie żywił. Tym niemniej jednak nie uznaję z góry, że ten mój jest jakośszczególnie dobry. Mówiąc wprost – uważam, że inteligentny człowiek może wyznawać inny światopogląd niż ja. To, że się ode mnie róni nie dyskwalifikuje jego inteligencji. Mogę się z nim nie zgadzać, ale nie odmawiam mu ani racjonalności, ani tym bardziej kompetencji intelektualnej.

Mam wrażenie, że niektórzy dyskutanci tutaj prezentują odmienny pogląd. W szczególności stwierdzenia w artykule p. Kleiny są wyjątkowo w tym względzie deprecjonujące. P. Kleina albo je przytacza relata refero jedynie, albo tez się z nimi zgadza. Wolałbym to wiedzieć.

Wolałbym wiedzieć, czy dyskutant rozmawia ze mną z pozycji równego lecz innego, czy tez z pozycji tego, który wie do tego, który jest intelektualnie zbyt słaby, odurzony jakimś opium dla mas, ewentualnie ma zaburzenia psychiczne lub jest po prostu chory (takie stwierdzenia już też czytałem).

Innymi słowy: chciałbym wiedzieć, czy dyskutanci reprezentujący tutaj rzekomy racjonalizm nie są przypadkiem religijnymi fundamentalistami… ;)

+ A. M. D. G. +


Co poeta miał na myśli?

hexenhammer

Wolałbym wiedzieć, czy dyskutant rozmawia ze mną z pozycji równego lecz innego, czy tez z pozycji tego, który wie do tego, który jest intelektualnie zbyt słaby, odurzony jakimś opium dla mas, ewentualnie ma zaburzenia psychiczne lub jest po prostu chory (takie stwierdzenia już też czytałem).

Bardzo przepraszam ale nie wchodzi to na wizję mojego abstrakcjonizmu.
Pa! :)


poldek34

w sumie zadne normy, prawne czy moralne, nie zobowiazuja ludzi do ich przestrzegania. dlatego jest kk i dlatego tez jest szansa na spowiedz i rozgrzeszenie (ze wezme przyklad kosciola katolickiego).
co do Twojego przykladu, to bardziej rozwój implikacji prawnych plynacych z rozwoju cywilizacji. ale chyba wiem, o co chodzilo.
normy , bez wzgledu czy ich podstawa jest religia czy spoleczenstwo, sa okreslane dosc plynnie. samo “czcij matke i ojca swego” moze miec calkiem sporo interpretacji, z ktorych kazda nakladac bedzie zupełnie rozne obowiazki na potomkow i kazda z tych interpretacji bedzie miescic sie w kanonie.

w sumie jednak, bardziej chodzilo mi o to, ze bez wzgledu na zrodlo zasad – boskie czy ludzkie, same zasady sa w efekcie identyczne. nie ma wiec miedzy nami (wierzacym i niewierzacym) sporu, bo istotne jest praktycznie zasad przestrzeganie, bez wzgledu na ich zrodlo.
w koncu palenie ludzi przez inkwizycje bylo sprzeczne z obecnymi zasadmi w naszym odczuciu, a w ówczesnym świecie panowało pełne społeczne i religijne przyzwolenie na to.


ad Griszeq

To znaczy: ad poldek tez… ale odniosę się do ostatniego komentarza.

Kotarbiński wygłosił kiedyś taki frazes, żę W obliczu zła tego świata twierdzenie, że Bóg istnieje byłoby świętokradztwem. Miało to w metaforyczny sposób ilustrowac jego tezę, że nie powinno się norm moralnych opierać na wierze w Boga bowiem wiara jest rzecza ulotną i może zostać zakwestionowana a normy moralne sa nam potrzebne zawsze.

Rozumiem takie podejście.

Rozumiem tez podejście chrzesicjańskie, które mówi o prawie naturalnym. Normy moralne w takim ujęciu są podane przez Boga – niejako wpisane w nasz świat i nasze jestestwo. Zaprzeczanie im jest równie bezproduktywne jak zaprzeczanie prawom fizyki (choć oczywiście można w nie nie wierzyć).

Są i inne podejścia, które rozumiem.

Żadne z nich nie wydaje mi się podejściem nieracjonalnym. W tym sensie, że żadne z nich nie przekreśla pracy rozumu ludzkiego w ustanawianiu i przestrzeganiu norm moralnych.

Kurczę jaki ja jestem elastyczny… ;)

A co do palenia przez Inkwizycję... obawiam się, że także w naszym świecie prawnym bylo by to legalne… modulo oczywiście moratorium na karę śmierci.

+ A. M. D. G. +


Magia

przecież odpowiedziałem Ci wcześniej na to pytanie. Gdy mówiłem, że normy moralne istnieją poza człowiekiem(historycznym) a źródłem jest Stwórca.

A Stwórca istniał wcześniej niż zaistniało to co stworzył.

Człowiek poznaje i uznaje normy oraz powinność postępowania wg nich w swoim sumieniu. Inną kwestią jest to na jakim jest stopniu cywilizacji i czy odczytuje je jako zobowiązujące do konkretnych sytuacji życiowych które przeżywa. Czy w pewnych okolicznościach uchyla się od nich.

Doświadczenie pokazuje, że człowiek mimo, że jest przekonany, że coś jest dobre to jednak zdarza się czynić inaczej.. . Ale to nie oznacza, że norma którą rozpoznaje w sumieniu jest zła ale, że on jej nie uznaje.

Ponieważ tę zdolność człowieka do niestosowania się w życiu norm moralnych zauważa społeczeństwo przenosi je na zapisy prawne, których przestrzeganie ma zabezpieczać dobro spoleczne i jego jednostek. I tak, z nie kradnij w Prawie karnym zabezpiecza się szacunek dla mojej własności, “nie zabijaj” przenosi się na prawo karne jako sankcję za pozbawienie życia, itd.

Religia powie, że człowiek jest skażony grzechem pierworodnym i nie ma aż tyle siły woli aby zawsze postępować wg normy moralnej.
A Państwo skutki “grzechu pierworodnego” leczy prawem karnym.

Więc wcale prawo karne nie wyczerpuje norm moralnych lecz sankcjonuje te podstawowe minimum.

Ja nie twierdzę, że Prawo Moralne przyszło na świat w momencie gdy MOjżesz otrzymał kamienne tablice. Ale, że w tym momencie Żydzi dowiedzieli się, że to Prawo Boże. Innymi słowy stała się wg mnie piękna rzecz. Prawo naturalne już odczytywane w sumienia zyskało rangę Boskiego.
A jeszcze innymi słowy jeszcze mówiąc Bóg podpisał się niejako pod tymi normami moralnymi które człowiek na swoją miarę w swoim sumieniu dostrzegł.

Więc nawet nie ma wykluczania się pomiędzy religijnym postrzeganiem norm moralnych a świeckim gdyż sumienie posiada każdy człowiek a nie tylko wierzący.

Więc przedmiot “decyzji sumienia” jest ten sam. Wierzący tylko przypisuje większą rolę głosowi sumienia oraz odczytuje to jako wola Stwórcy.

A w tym kontekście sumienie czy normy moralne oscylują wokół podstawowej normy jaką zwerbalizował Jezus:

“Kochaj bliźniego jak siebie samego” – czyń bliźniemu tak jak byś chciał aby on Tobie czynił.

Oraz Boga ze wszystkich sił.... – to znaczy, że sumienie i wierność jemu jest czymś większym niż wszystko inne na świecie.

Podsumowując nikt nie uważa, że moralność przyszła na świat z Jezusem czy MOjżeszem… ale ich doświadczenie religijne powiedziało nam, że to normy których źródłem jest Stwórca.

Pozdrawiam


ad Magia

Chochlik głodny to ukradł i zjadł.

Miało być:

Wolałbym wiedzieć, czy dyskutant rozmawia ze mną z pozycji równego lecz innego, czy tez z pozycji tego, który wie w stosunku do tego, który jest intelektualnie zbyt słaby, odurzony jakimś opium dla mas, ewentualnie ma zaburzenia psychiczne lub jest po prostu chory (takie stwierdzenia już też czytałem).

Innymi słowy: patrzącego z góry. Trochę trudno to było zamknąć w jakiejś formie gramatycznej. Przepraszam.

+ A. M. D. G. +


No i Kotarbiński ma rację. :)

Bogowie się zmieniali, normy etyczne wypracowane przez tysiąclecia pozostały. Owszem podlegały modyfikacjom. Tylko modyfikacjom. :)

I jeszcze jedno. Byłoby dobrze, gdyby np. Hexenhammer zacząl dostrzegać, że prawo wieczne nie jest równe prawu naturalnemu. No chyba, że św. Augustyn bredził. :) Ale nie mnie to oceniać...


Panie Hexenhammerze

Proszę się nie tłumaczyć. Ja już jakiś czas temu spostrzegłam, że Pan się maluczkim z wysokości przypatrujesz, jako i pan Wyrus. Na zdrowie. :)


—> hexenhammer

Irracjonalizm nie polega (nie musi polegać) na odrzuceniu rozumu, sedno irracjonalizmu mieści się w typie uzasadniania przekonań. Gdzieś Pan się natknie na dychotomię rozum-wiara (mówiąc potocznie) i na problem prawdy. Gdy bowiem dwie religie różnią się w sądach orzekających (gdyby się nie różniły, byłyby jedną, nie dwiema), to albo odrzuca się zasadę wyłączonego środka, albo też rozum, owszem tak, ale niekoniecznie w służbie prawdy ;).

Pisze Pan:

Widze natomiast problem gdzie indziej – dla niektórych osób (zapewne niektórych tutaj dyskutantów) postawa materialistycznego racjonalizmu naukowego (czasem nazywanego ateizmem) jest w jakiś sposóby wyróżniona spośród innych postaw światopoglądowych.

Byłbym ostrożny ze sformułowaniami typu “czasem nazywanego ateizmem”, ze względu na czającą się tuż obok pokusę generalizacji. Owszem, materialistyczny racjonalizm naukowy w tym sensie jest a-teistyczny, że do swoich orzeczeń (i założeń) bóstw nie miesza.

Natomiast sądzę, że rzeczywiście ta postawa jest wyróżniona spośród innych: metodą, nacelowaną na obiektywizowanie i uzgadnianie tez (uzgadnianie również międzyludzkie). Tezy religijne są zasadniczo nieuzgadnialne; to normalne i niedziwne, gdy traktuje się je jako konwencje o charakterze normatywno-literackim. gdyby jednak potraktować je inaczej (jako orzekające coś o Rzeczywistości [czym by miała nie być], mamy problem. Poznawczy.


hmmm...

Tutaj się nie zgodzimy.

I to nie dlatego, że to, co napisał pan o religii i sposobie uzgadniania tez mi nie odpowiada. Nie odpowiada mi założenie, że materialistyczny racjonalizm jakimś cudem ucieka spod walki kulturowych czy też czysto międzyludzkich konwencji. Jako naukowiec wiem doskonale, że to jest generalnie piękny postulat, ale w rzeczywistości niespełnialny.

Z drugiej strony nie demonizowałbym tak problemu dwóch sprzecznych opinii. W końcu religie raczej nie sprzeczają się o stan faktyczny (nie w zakresie róznym od ujęcia np. historycznego), a raczej o kwestie etyczne. Nie wydaje mi się, żeby etyka mogła spełniać rygor tak zdefiniowanego racjonalizmu…

Innymi słowy: dwie religie mogą się spierac o kwestie historyczne. Na przykład o to, czy Jezus zmartwychwstał, czy nie – jest to spór rozstrzygalny mniej więcej tak samo, jak ten, co konkretnie powiedział faraon Amenhotep do swojej żony kiedy wstał z łóżka po poobiedniej drzemce… jakbyśmy tam byli, to byśmy wiedzieli. Skoro nie wiemy – mamy relacje, zapisy, podejrzenia… możemy wierzyć lub nie.

Drugi obszar sporu dotyczy tego co jest moralne, a co nie. Wydaje mi się, że nawet racjonalni materialiści kłóca się o to… Czyżby to oznaczalo istnienie więcej niż jednego racjonalizmu??? ;) Oczywiście z punktu widzenia dwóch konkurencyjnych religii jest to spór nie o to, jak jest, tylko o to, co się Bogu podoba/niepodoba. Tylko, że to sprowadza etykę do wymiaru, w którym racjonalistyczne (wedle pańskiej definicji) kryterium prawdy przestaje mieć zastosowanie.

Reasumując: pańskie przekonanie, że racjonalizm bada prawde obiektywną i tym się różni od irracjonalizmu jest moim zdaniem błędne. Nie dlatego jakoby pańska definicja prawdy realizowała się w religii… ale dlatego, że nie realizuje się ona nawet w racjonalizmie!

Racjonalizm definiuje sobie pola zanteresowań często wspólne dla myśli religijnej. W tych obszarach posługuje się innymi na ogół metodami poznawczymi… niemniej jednak przesuwanie dziury z jednego miejsca na drugie jej nie likwiduje…

+ A. M. D. G. +


ad Magia (z góry)

goofina

Proszę się nie tłumaczyć. Ja już jakiś czas temu spostrzegłam, że Pan się maluczkim z wysokości przypatrujesz, jako i pan
Wyrus. Na zdrowie. :)

Przynajmniej nie zakładam z góry, że moi rozmwócy to idioci albo wariaci… A zdrowie, dziękuję, dopisuje.

+ A. M. D. G. +


hgrisza

hgrisza

w sumie zadne normy, prawne czy moralne, nie zobowiazuja ludzi do ich przestrzegania. dlatego jest kk i dlatego tez jest szansa na spowiedz i rozgrzeszenie (ze wezme przyklad kosciola katolickiego).

Oczywiście, że zobowiązują. Jeśli masz sumienie ( a rozumiem, że masz boś człowiekiem) więc wiesz co to znaczy “powinność moralna”. Jeśliby nie zobowiązywało nie byłoby czegoś jak wyrzuty sumienia ani powinności moralnej oraz rozliczania człowieka z konsekwencji swoich decyzji. Gdyby nie było powinności moralnej prawo nie mogłoby nakazywać czy masz kraść czy nie…. . Prawo nie karze ale chroni potencjalnego okradzionego dając sakcję karna za dopuszczenie się przestępstwa.

co do Twojego przykladu, to bardziej rozwój implikacji prawnych plynacych z rozwoju cywilizacji. ale chyba wiem, o co chodzilo.
normy , bez wzgledu czy ich podstawa jest religia czy spoleczenstwo, sa okreslane dosc plynnie. samo “czcij matke i ojca swego” moze miec calkiem sporo interpretacji, z ktorych kazda nakladac bedzie zupełnie rozne obowiazki na potomkow i kazda z tych interpretacji bedzie miescic sie w kanonie.

Czcij ojca i matę to nie mój przykład. Lepiej to widać w normie “nie zabijaj” . Tak jak w medycynie – ten przykład podałem, tak w różnym rozwoju cywilizacji zakres obowiązywania tego prawa jest różny. Wynika on z cywilizacji.
Proces cywilizacji w zakresie medycyny prenatalnej spowodował, że dziś niekt nie podważa, że dziecko które widać na monitorze USG nie jest dzieckiem. A jeszcze w minionej epoce uważano, że dziecko w łonie matki nie człowiekiem. W tej chwili już dyskusje dotyczą pierwszej fazy życia. Właśnie to spowodował rozwój cywilizacji i nauki – wiemy więcej o tej dziedzinie więc nasze wybory są inne i kiedyś... . Powinność moralna wskutek większej świadomości ma inny zakres.

w sumie jednak, bardziej chodzilo mi o to, ze bez wzgledu na zrodlo zasad – boskie czy ludzkie, same zasady sa w efekcie identyczne. nie ma wiec miedzy nami (wierzacym i niewierzacym) sporu, bo istotne jest praktycznie zasad przestrzeganie, bez wzgledu na ich zrodlo.

No właśnie.
No nie ma w zasadach ogólnych, chociaż co do np. kwestii ochrony życia i ochrony życia od poczęcia są różnice.

w koncu palenie ludzi przez inkwizycje bylo sprzeczne z obecnymi zasadmi w naszym odczuciu, a w ówczesnym świecie panowało pełne społeczne i religijne przyzwolenie na to.

Nawet w prawie karnym i stanowionym prawo nie działa wstecz. A więć rozwój cywilizacji i lepsze rozpoznanie danej normy wskutek rozwoju nawet w prawie karnym nie powoduje działania sankcji wstecz. Podobnie jest w ocenie inkwizycji.


hexenhammer

w obliczu zla tego swiata, twierdzenie ze czlowiek kieruje sie zasadami moralnymi wystawia nienajlepsze swiadectwo tym zasadom. ;-)
tak to bywa, gdy czlowiek stara sie opisac Boga. gdyby potrafil, sam bylby Bogiem, a przeciez nie jest. dzieki temu mamy tak uwielbiana zabawe w paradoksy, jak chocby ten, ze nieskończona dobroć Boga wyklucza jego wszechmoc. dla racjonalisty – paradoks. dla czlowieka wierzacego – kolejny przyklad niemoznosic ogarniecia Boga. zadnych punktow stycznych, zadnych plaszczyzn porozumienia. ale tylko pozornie, bowiem i tak w konsekwencji przychodzi nam w danym momencie rzeczywistosci zyc w swiecie obowiazywania danego zestawu wartosci. jednolitego dla ateistow i wierzacych.
roznica tkwi natomiast w ocenie rozumu – dla racjonalisty to jedyny i ostateczny srodek kształtowania swiata. dla czlowieka wierzacego – jedynie narzedzie odkrywania nakreslonego przez Boga planu.


Już jestem!

Zapraszam obok, do nowego tekściku… Z tym, że ostrzegam. Wyrżnąłem łbem w korzeń, jak mnie poniosło na stoku. Mogę być więc trudnym pacjentem dzisiaj…


—> hexenhammer

Konfrontuje się Pan (nieustannie ;p) nie z tym, co napisałem, ale z Pańskimi własnymi parafrazami tego.

Nie odpowiada mi założenie, że materialistyczny racjonalizm jakimś cudem ucieka spod walki kulturowych czy też czysto międzyludzkich konwencji.

Nie czynię takiego założenia, ani nie formułuję takiej tezy (Pan odróżnia jedno od drugiego? ;). Piszę, że jego [cyt.] metoda nacelowana jest na obiektywizowanie i uzgadnianie tez (*nie* piszę natomiast, że ta metoda już osiągnęła [cudem] sukces i spoczęła na luarach).

Dalej:

Z drugiej strony nie demonizowałbym tak problemu dwóch sprzecznych opinii. W końcu religie raczej nie sprzeczają się o stan faktyczny (nie w zakresie róznym od ujęcia np. historycznego), a raczej o kwestie etyczne.

Wystarczy prześledzić sobie historię herezji w chrześcijaństwie, by stwierdzić, iż w ramach jednej religii występują orzeczenia sprzeczne, a dotyczące kwestii fundamentalnych, i to nie o charakterze historycznym. Z pewnością np. kwestia urządzenia zaświatów nie ma charakteru historycznego.

Wreszcie:

Reasumując: pańskie przekonanie, że racjonalizm bada prawde obiektywną i tym się różni od irracjonalizmu jest moim zdaniem błędne. Nie dlatego jakoby pańska definicja prawdy realizowała się w religii… ale dlatego, że nie realizuje się ona nawet w racjonalizmie!

Kolejny raz przypisuje mi Pan coś, czego nie powiedziałem. Nie podawałem definicji prawdy. Nie twierdziłem, że “racjonalizm bada prawdę obiektywną” (z moich słów można by wywnioskować co najwyżej, że metoda naukowa dąży do przybliżania prawdy obiektywnej). Wreszcie, pośrednio zakwestionowałem Pańskie rozumienie racjonalizmu (“oparcie się na rozumie”; wolę “oparte na racjach tworzenie uzasadnień dla przekonań”). Więc niech mi Pan nie imputuje, że wypowiadam się o prawdzie.

Na koniec, Pańskie uwagi odnośnie norm moralnych. Musiałbym upaść na głowę, by rozpatrywać normy (sądy postulatywne) wg kryterium prawdziwości. A to, zdaje się, Pan sugeruje.

Proszę wybaczyć, ale taka dyskusja nie ma dla mnie sensu. Może się najpierw skoncentruje Pan na tym, co ja właściwie mówię, a dopiero potem – na polemice.


Panie Hexenhammerze

hexenhammer
Magia

Proszę się nie tłumaczyć. Ja już jakiś czas temu spostrzegłam, że Pan się maluczkim z wysokości przypatrujesz, jako i pan Wyrus. Na zdrowie. :)

Przynajmniej nie zakładam z góry, że moi rozmwócy to idioci albo wariaci… A zdrowie, dziękuję, dopisuje.

Pan to czynisz nieustająco. Czyżby podświadomie? I znowu ten wredny Freud wylazł. :)


poldek34

przyklad z inkwizycja podalem jako zgodnosc zasad religijnych i spolecznych w danym okresie, choc juz wowczas “nie zabijaj” bylo przeciez norma niepodwazalna i z tradycja siegajaca tysiecy lat.

co do nakazow moralnych – nie przeszkadzaja nam robic zle w pelnej swiadomosci tego, ze jest to zle. czasem jest to tylko dzialanie wbrew prawu stanowionemu, ktoremu podlegamy a z ktorym sie nie zgadzamy – wowczas sumienie nie gryzie, ale niejednokrotnie dzialamy swiadomie wbrew sumieniu, wierze, wlasnemu kodeksowi honorowemu itp. roznica zdan wynika chyba z odmiennego podejscia do slowa “zobowiazanie”.

faktycznie, pojawiaja sie roznice w szegolach i jedno z nich dotyczy zycia poczetego i eutanazji. w tym jednak miejscu zastanawiac trzeba by sie dlaczego tak duza czesc wierzacego lub deklarujacego wiare spoleczenstwa uwaza aktualnie obowiazujace przepisy dotyczace aborcji za wlasciwie wywazone i wyraznie sprzeciwia sie ich zaostrzeniu. w sumie wywolywac musi to spore napiecia wewnatrz wspolnoty. na szczescie nie mam tego dylematu.


ad nameste

nameste

Konfrontuje się Pan (nieustannie ;p) nie z tym, co napisałem, ale z Pańskimi własnymi parafrazami tego.

Nie odpowiada mi założenie, że materialistyczny racjonalizm jakimś cudem ucieka spod walki kulturowych czy też czysto międzyludzkich konwencji.

Nie czynię takiego założenia, ani nie formułuję takiej tezy (Pan odróżnia jedno od drugiego? ;). Piszę, że jego [cyt.] metoda nacelowana jest na obiektywizowanie i uzgadnianie tez (*nie* piszę natomiast, że ta metoda już osiągnęła [cudem] sukces i spoczęła na luarach).

Nacelowana to znaczy co? Chyba istotnie pana nie rozumiem.

Przepraszam, że niechcacy stosuję pańską metodę dyskusji ale chyba nie mam już innego wyjścia,..

nameste

Dalej:

Z drugiej strony nie demonizowałbym tak problemu dwóch sprzecznych opinii. W końcu religie raczej nie sprzeczają się o stan faktyczny (nie w zakresie róznym od ujęcia np. historycznego), a raczej o kwestie etyczne.

Wystarczy prześledzić sobie historię herezji w chrześcijaństwie, by stwierdzić, iż w ramach jednej religii występują orzeczenia sprzeczne, a dotyczące kwestii fundamentalnych, i to nie o charakterze historycznym. Z pewnością np. kwestia urządzenia zaświatów nie ma charakteru historycznego.

Ale też nie widzę powodu, dla którego nie mogłoby na ten teamt istnieć więcej niż jedno przekonanie.

Fakt istnienia sporu dotyczącego jakiejś kwestii nie oznacza, że ludzie, którzy się spierają nie poszukują uzasadnień lub nie posługują się rozumem…

Nadal nie widzę dlaczego istnienie sporu na temat Boga miałoby być dowodem na jakąś szczególną światopoglądową niedoskonałość religii…

nameste

Wreszcie:

Reasumując: pańskie przekonanie, że racjonalizm bada prawde obiektywną i tym się różni od irracjonalizmu jest moim zdaniem błędne. Nie dlatego jakoby pańska definicja prawdy realizowała się w religii… ale dlatego, że nie realizuje się ona nawet w racjonalizmie!

Kolejny raz przypisuje mi Pan coś, czego nie powiedziałem. Nie podawałem definicji prawdy. Nie twierdziłem, że “racjonalizm bada prawdę obiektywną” (z moich słów można by wywnioskować co najwyżej, że metoda naukowa dąży do przybliżania prawdy obiektywnej). Wreszcie, pośrednio zakwestionowałem Pańskie rozumienie racjonalizmu (“oparcie się na rozumie”; wolę “oparte na racjach tworzenie uzasadnień dla przekonań”). Więc niech mi Pan nie imputuje, że wypowiadam się o
prawdzie.

sedno irracjonalizmu mieści się w typie uzasadniania przekonań. Gdzieś Pan się natknie na dychotomię rozum-wiara (mówiąc potocznie) i na problem prawdy. Gdy bowiem dwie religie różnią się w sądach orzekających (gdyby się nie różniły, byłyby jedną, nie dwiema), to albo odrzuca się zasadę wyłączonego środka, albo też rozum, owszem tak, ale niekoniecznie w służbie prawdy ;).

To poprosze o egzegezę tego fragmentu.

Zrozumiałem z niego, że racjonalizm nie natrafia na problem prawdy… dobrze zrozumiałem?

Moja teza: racjonalizm w pańskiej definicji tez natrafia na ten problem. Pan twierdzi, że racjonalizm jest wyrózniony – ja twierdzę, że skoro ma te same problemy to nie jest. Moge rozwinąć ale wolałbym od pana jakieś konkretne wyjasnienia bowiem istotnie moż enie rozumiem.

nameste

Na koniec, Pańskie uwagi odnośnie norm moralnych. Musiałbym upaść na głowę, by rozpatrywać normy (sądy postulatywne) wg kryterium prawdziwości. A to, zdaje się, Pan sugeruje.

Proszę wybaczyć, ale taka dyskusja nie ma dla mnie sensu. Może się najpierw skoncentruje Pan na tym, co ja właściwie mówię, a dopiero potem – na polemice.

Mam wrażenie, że trudno to panu wyrazić. Jeśli się nie rozumiemy to moze zejdzie pan ze swojego niezwykle wysokiego poziomu na mój. Lubię po prostu ustalić sobie najpierw język, w którym mówimy, a chyba mowimy jednak róznymi.

Byłbym wdzięczny, gdzyby nie polegało to tylko na tym, że musze przyjąc pańskie definicje pojęć, a potem na siłę wyrażać w nich to, co sam mam do powiedzenia. Byłoby to trochę bezzasadne, przyzna pan.

Ja mam wolę do pewnego doprecyzowania języka ale prosze nei oczekiwać, że nagle się z panem zacznę zgadzać tylko po to, żeby było przyjemnie. Pewnei nie zacznę, a to nie oznacza, że nic nie rozumiem i jestem ogólnie niedouczony.

Czy moze pan spróbować zrozumieć, co piszę, a nie analizowac mój język? Nie jesteśmy na wykładzie. Z góry serdecznie dziękuję.

EDIT: popsuły mi się tagi cytowań – mam nadzieję, że pan sobie poradzi…

+ A. M. D. G. +


>nameste

No dobrze, konfrontować, dajmy na to, katolika, z, powiedzmy, żydem. Ale po co? Katolik powiada, że jest Bóg w Trójcy Świętej, że Syn Boży stał się człowiekiem, że oddał życie za ludzi i że zmartwychwstał. Żyd nie wierzy w Trójcę Świętą i ciągle czeka na Mesjasza. Z tego wynika, że ci dwaj goście dość się w swoich poglądach różnią. Ale co z tym można zrobić? Ano można uznać, że możliwy jest tylko jeden z tych oto układów:

- rację mają katolik i żyd
– rację ma tylko jeden z nich
– żaden z nich nie ma racji

Co dalej? Wydaje mi się, że układ, w którym ani żyd ani katolik nie mają racji jest układem najmniej ciekawym, lub – mówiąc inaczej – dobrze byłoby zostawić sobie ten układ na koniec, kiedy już móżdżąc jak sam Diabeł (którego intelekt, jak powszechnie wiadomo, równy jest intelektowi Boga) wymóżdżymy, że tenże układ jest prawdziwy.

Najbardziej konfrontacjogenną jest sytuacja, w której napinamy się, aby wykazać, że rację ma tylko katolik lub tylko żyd. Tu jednak najlepszymi wojownikami byliby przedstawiciele katolicyzmu i religii mojżeszowej, bo się na tym znają, ale oczywiście można popatrzeć na sprawę z pozycji neutralnych, co teraz sobie odpuszczam.

Najciekawsze jest to, czy możliwą rzeczą jest, aby rację mieli i katolik i żyd. Wydaje się, że taki układ jest niemożliwy. Bo albo Jezus jest Mesjszem, albo nie jest. Albo Bóg jest w Trójcy Świętej albo nie jest. W tym miejscu, niestety, musimy wprowadzić jeszcze jeden element. Św. Tomasz z Akwinu utrzymywał, że za Chiny Ludowe nie da rady wymóżdżyć, że Bóg jest święty (czyli, że nie jest np. Malissimusem) albo że jest Trójcą Świętą. To tomaszowe stwierdzenie mogłoby szokować pobożne babki, co to pociskają pięć różańców dziennie i uświetniają swoją obecnością każdą nowennę, o ile babki pokapowały by się co też ten Tomasz gada oraz oświeconych racjonalistów, gdyby ci w ogóle czytali Akwinatę (Kiedyś jedna ekipa zaprosiła mnie do gaduły na temat eutanazji, dali dobre honorarium i, jak twierdzili, zapewniali dyskutantów wysokiej próby. Zacząłem od definicji osoby, którą to definicję dał Boecjusz, a później pojechałem św. Tomaszem z Akwinu, zacyniłem takimi pojęciami jak ipsum esse [to w związku z tym, że Tomasz, oprócz podziału na formę i materię stosował także takie pryncypium jednostkowego bytu materialnego jak jego, bytu, istnienie], quidditas rei, subiectum, res naturae, subsistentia i hipostaza. W efekcie dyskutanci powiedzieli [wyrażając to ładnymi słowy] żebym spierdalał, bo według nich popisując się tą łacinką gram w chuja [zrobili dokładnie to, co w tej gadule zrobiła Magia]. Ja jednak nie po to przeczytałem to, co przeczytałem, nauczyłem się tego, czego się nauczyłem, zrozumiałem to co zrozumiałem i wiem to, co wiem, żeby udawać, że nie przeczytałem, że nie nauczyłem się, że nie zrozumiałem i że nie wiem. Mam głęboko w dupie uczucia wysokiej próby dyskutantów).

Jaki to element musimy wprowadzić w tym miejscu? Otóż musimy wprowadzić wiarę. Ojciec Bocheński napisał taką rozprawkę „W sprawie Bożycy” (jest to w książce Bocheńskiego „Sens życia”). Bożycę (termin ukuty przez Trentowskiego) Bocheński rozumie jako naukę o Bogu, czyli coś o nieco szerszym znaczeniu niż znaczenie terminu teodycea. W rozprawce Bocheński pisze tak:

Istnieją tylko trzy sposoby, pozwalające człowiekowi uznać zdanie za prawdziwe. Bo zdanie uznaje się za prawdziwe albo dlatego, że się wie, z bezpośredniego doświadczenia lub przez rozumowanie, albo dlatego, że się wierzy, iż jest ono prawdziwe. (...) Człowiek nie ma innych sposobów uznawania zdań za prawdziwe. Filozofowie opowiadający o poznawaniu za pomocą jakichś skoków wolności i tym podobnych nie wiedzą co mówią, a teologowie rozprawiający o rzekomych „boskich” sposobach poznania, bełkoczą. Bo nasze poznanie może wprawdzie być boskie, jeśli chodzi o przedmiot – to znaczy być poznaniem Boga – ale podmiotem tego poznania, tym, kto poznaje, jest człowiek – a poznanie człowieka jest właśnie ludzkim, nie boskim poznaniem.

Musimy zatem wprowadzić wiarę, a to jest element, którego nie idzie zaatakować z pozycji „racjonalistycznych”. A co nam da wprowadzenie elementu wiary? Myślę, że w 99 przypadkach na 100 da nam to, że dyskusja skończy się następującą konkluzją: – Jasne, uciekacie się do wiary, no więc jak z wami gadać?

Tak powiedzą „racjonaliści”, którzy chcieliby, aby wszystko dawało się poddawać falsyfikacji. Rzecz jasna ci sami ludzie w 99% przypadków nie kierują się w swoim postępowaniu „metodą naukową”, ale to im w niczym nie przeszkadza (pomijając już kwestię tego, że metoda naukowa to co to jest – jakiś Bóg?).

Tutaj Bartek (ex-DB) zrobił taką wyliczankę:

„(1) Złamanie boskiego zakazu jest złe.
(2) Adam i Ewa złamali boski zakaz.
(3) Bóg, jako wszechwiedzący, wiedział, że Adam i Ewa złamią boski zakaz wtedy i tylko wtedy, gdy w świecie, który stworzy, będzie możliwe czynienie zła.
(4) Bóg jest doskonale dobry.
(5) Ktoś, kto jest doskonale dobry nie jest w stanie czynić zła.
(6) Czynienie zła polega na podejmowaniu działań, które są złe lub na podejmowaniu takich działań, których następstwa są złe.
(7) Bóg stworzył świat, w którym możliwe jest zło.
(8) Zatem stworzenie świata, w którym możliwe jest zło nie jest złe (z 4, 5, 6 i 7).
(10) Następstwem stworzenia przez Boga świata, w którym możliwe jest zło, jest złamanie przez Adama i Ewę boskiego zakazu (z 3).
(11) Gdyby złamanie boskiego zakazu przez Adama i Ewę byłoby złe, to Bóg nie stworzyłby świata, w którym możliwe jest zło (z 3, 4, 5, 6, 7 i 10).
(12) Zatem złamanie boskiego zakazu przez Adama i Ewę jest dobre (7 i 11).
(1) i (12) są wzajemnie sprzeczne. Można uniknąć wniosku (12) odrzucając jedną z przesłanek: (4) lub (5) lub (6).”

Oraz:

„1. Istnieje Bóg.
2. Bóg jest doskonale dobry.
3. Coś, co jest doskonale dobre nie może działać w sposób moralnie zły.
4. Bóg nie może działać w sposób moralnie zły. (z 2 i 3).
5. Zezwalanie na czynienie zła jest złe.
6. Bóg nie może zezwalać na czynienie zła. (z 4 i 5).
7. Zabijanie kobiet i dzieci jest złe.
8. Bóg zezwolił Jozuemu i jego żołnierzom na pozabijanie kobiet i dzieci z Jerycha.
9. Nieprawda, że 1 lub nieprawda, że 2 lub nieprawda, że 3 lub nieprawda, że 4 lub nieprawda, że 5 lub nieprawda, że 6 lub nieprawda, że 7.

Fałsz 4 przy prawdziwości 3 implikuje fałsz 2.
Fałsz 4 przy fałszywości 3 nie wyklucza prawdziwości 2.
Fałsz 6 przy prawdziwości 5 i 3 implikuje fałsz 2.
Fałsz 6 przy fałszywości 5 nie wyklucza prawdziwości 2, 3 i 4.
Fałsz 7 nie wyklucza prawdziwości koniunkcji zdań od 1 do 6.”

Odpowiedziałem tak:

„Najpierw o tych Twoich przesłankach i wnioskach. Chyba to jakaś herezja jest, co piszę, ale być może jest tak, że my się za bardzo przejmujemy tym, że coś dobre, a coś złe. Nie chodzi mi o to, żeby się zabijać, żeby kłamać itd., ale być może za bardzo chcemy poubierać różne rzeczy w nazwy. Wiem, że inaczej nie umiemy, ale być może ta konieczność ubierania różnych rzeczy w nazwy ogranicza nas. Oczywiście nazwy są konieczne, ale z drugiej strony… chodzi mi o to, że jak już nadamy czemuś nazwę to trochę uważamy, że już załatwiliśmy sprawę.

Poza tym jeszcze to jest krzywe, że zawsze zaczynamy od tego, iż Bóg jest doskonały, dobry, wszechmocny itd. No pewnie jest, bo jak inaczej, ale mnie się to nie podoba, to nazywanie tego, jaki jest Bóg. Skąd wiemy jaki jest Bóg? Przecież możemy Boga ponazywać tylko tak, jak umiemy, i możemy Go ponazywać tylko nazwami, które znamy, które stworzyliśmy, które rozumiemy. I teraz – cała ta zabawa może nie mieć niczego wspólnego z tym, jaki jest Bóg. Zresztą, mnie w ogóle swędzi zastanawianie się nad tym, jaki jest Bóg. Ja nawet nie wiem, czy nie jestem przypadkiem jakąś postacią w grze komputerowej jakichś kumatych stworków, więc jak mam się zastanawiać nad tym, jaki jest Bóg? Oczywiście szczerze myślę, że nie jestem jakąś postacią z gry, ale co zmienia to, co ja myślę? (...)

Jeśli idzie o Pana Boga to podparłem się tym stwierdzeniem, że On nie jest odpowiedzią na potrzebę. Idzie mi o to, że nawet jak koniecznie trzeba by Boga wymyślić to w żadnym razie nie jako Kogoś czy coś, co jest człowiekowi potrzebne. Mnie się wydaje, że rzetelnie jest, tak to ujmę krzywo że aż mnie zęby bolą, kiedy Bóg człowiekowi w pewnym sensie nie jest potrzebny. Mam na myśli to, że Bóg nie powinien być człowiekowi potrzebny do tego, aby człowiek powiesił się na Bogu. Rzecz jasna nie mam nic przeciwko temu, kiedy ludzie wierzą w Boga, ufają Bogu itd., kiedy w jakiś sposób na nim się wieszają, ale najlepiej jest kiedy człowiek na Bogu się nie wiesza.”

I wiesz co? Teraz myślę, że może się mylę. Bo skąd ja niby wiem, że Bóg nie jest Kimś, kto powinien być człowiekowi potrzebny do tego, aby człowiek mógł się na Bogu powiesić?

Za długi to tekst. Dlatego ląduję. Nie jestem zadowolony z tego wpisu. Za dużo skrótów, a przy tym za wiele słów. Na koniec powiem tak. Co ludzie napisali w temacie, o którym gadamy, przeczytałem. Myślę, że nie mam aż takich luk, żebym musiał się ich wstydzić. W związku z tym nieraz zastanawiam się, po co ja o tym wszystkim gadam w necie? Chyba tylko po to, żeby gadać, bo lubię gadać. Czy ludzie piszący tutaj, czy w salonie24 zaskakują mnie pisząc rzeczy, których nie wiem? Pewnie, że tak. (Po tym napisałem prawie stronę wyjaśnienia, ale ją wywaliłem, bo tekst nie trzymał poziomu). W skrócie: są ludzie, którzy w życiu nie jarali się mszą, gorzkimi żalami czy nabożeństwem majowym i są tacy, którzy już się mszą, gorzkimi żalami i nabożeństwem majowym również nie jarają, ale kupę lat na mszy, gorzkich żalach i majówce przeżywali ważne dla siebie chwile. Są też i tacy, którzy te chwile ciągle przeżywają.

O co mi chodzi w tym wszystkim? Ano o to, że już wieki temu przestałem się jarać meczykami, w których w jednej drużynie grają idioci wierzący w rzeczy typu czajniczek Russella, a w drugiej gadające mięsa.

Pozdro.


wyrus

“Najciekawsze jest to, czy możliwą rzeczą jest, aby rację mieli i katolik i żyd. Wydaje się, że taki układ jest niemożliwy.”

jest jak najbardziej możliwy – czego obrazem może być chodziażby to co mialo miejsce w Asyżu -> modlitwa o pokój.

Zadziwiające jest to, że Jezus mówiąc o sądzie ostatecznym nie mówi o tym kto wierzył w Trójce świętą będzie zbawiony ale ci ktrórzy:

- byłem głodny a dali MI jeść – byłem spragniony a dali Mi pić – byłem przybyszem a przyjęli Mnie – byłem nagi a przyodziali Mnie

czy w tej dziedzinie -> działania na rzecz człowieka -> w myśl zasady “jedni drugich brzemiona niście” jest możliwe zjednoczenie?

Moim zdaniem tak , jest możliwe.

Bo nie chodzi o to aby się zmuszać do uznania jakichś tam skomplikowanych poglądów teologicznych ale chodzi o codzienne świadectwo.

Mi się podoba w takich bezsensownych dywagacjach teologicznych zdanie:

“jeśli się nie nawrócicie wszyscy zgniniecie…”.

I to dotyczy zarozumiałego teologa katolickiego jak i ortodoksyjnego Żyda.

Tym co nas łączy to solidarność z drugim, słabszym i potrzebującymi człowiekiem i na tym polu wg mnie jest możliwa współpraca z religiami.

....aby ludzie widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca Waszego króty jest w niebie… – jak mówi Jezus w Ewangelii.

Pozdrawiam!


>poldek34

Nie napisałem, że ten układ jest niemożliwy, napisałem, że wydaje się, iż jest niemożliwy.

Co do tych ekumenicznych happenningów, a już osobliwie tego, co się wydarzyło w Asyżu – nie lubię takich rzeczy. Nie wiem, po co, skoro chce się mieć bardzo czarną farbę i ma się czarną farbę, mieszać ją z farbą zieloną.

Pozdro.


Panie Wyrusie

Nie wiem, po co, skoro chce się mieć bardzo czarną farbę i ma się czarną farbę, mieszać ją z farbą zieloną.

Jest to jedynie słuszne spostrzeżenie. Ja, jak Pan kompletnie nie rozumiem potrzeby mieszania kolorów. A, jak powszechnie wiadomo, kolor czarny jest słuszny. Zaraz obok bieli.
A’propos kolorów. Wie Pan po co Bóg tak skomplikował widzenie świata? No Panie, ta tęcza to jakaś herezja jest!


Wyrus

oki, “wydaje się”

czy modlitwę i znak jedności wobec jednego globalnego zagrożenia jakim jesy brak pokoju jest czymś zły?

Dla mnie jest czytelnym znakiem, że pewne wartości uniwersalne nie są własnością “jednej religi” i powinny być uniwersalne -> ponad religijne.

Mi więc to spotkanie się podobało. Nie było to też “mieszanie farby” ale zjednoczenie gamy kolorów jak w tęczy… . Masz każdy kolor osobno i razem… .

Inaczej tego nie potrafię uzasadnić.


Szanowni Państwo!

Ja, tak po prośbie do Państwa. Za ten tekst, znaczy się ilość komentarzy dostanę tylko jden geszenk od Igły. Zgodnie z regulaminem. Ale mi odbiorą za wpadkę z postem o sporcie. Czyli się narobiłem i nici. To, zostawcie tam jakiś ślad. Na boksie się chłopy nie znają...:


Eeee tam, panie Andrzeju

Już coś wynajdą, co by wskazywało na “znanie się”. :) Internet to kopalnia. I pod ziemię nie trzeba zjeżdżać. :)


–> hexenhammer

Czy moze pan spróbować zrozumieć, co piszę, a nie analizowac mój język? Nie jesteśmy na wykładzie. Z góry serdecznie dziękuję.

Staram się (rozumieć). Zaczynam jednak od Pańskich uwag adresowanych do tego, co sam powiedziałem. Widzę parafrazy, przeinaczenie sensu, nadinterpretacje i inne takie zniechęcacze. Więc Panu o tym piszę. I nie analizuję Pana języka w ogóle, a te konkretne wypowiedzi.

Nie jesteśmy na wykładzie, to prawda. Ale i dyskusja nie musi polegać na nieustannym prostowaniu nieścisłości, nieporozumień i przekłamań. Miłego dnia.


Pan Andrzej to potrafi

zarzucić temat – inni się narobią a geszenk dostaje za friko…. .

Już widzę, że nowy Pan geszeft na nowy geszenk otworzył ale się tym razem nie dam wpuścic. Niech go Pan sam “podlewa”, :-))

Lepiej pójść na narty.


>poldek34

Fajne to “zjednoczenie gamy kolorów jak w tęczy”. Tylko po co? Jak będziesz przekonany o tym, że dobrym lekarstwem dla Twojego dzieciaka jest lekarstwo A to też będziesz je mieszać z lekarstwem B? Po co? Żeby Cię gazety pochwaliły? :-)

Pozdro.


—> wyrus

Przeczytałem, długie było. Powiem tak: ja to lubię czytać Twoje gadułoelementy (i nawet cierpieć osobliwości leksykalne, typu “zacynić”, za którymi nie przepadam ;), bo bardzo uważasz na wyraźne granice powiedzianego. Nie zawsze wiem, po co coś mówisz (od lat nie grałem w szachy ;p), ale mam wrażenie, że zgadzasz się na wspólne dochodzenie do procedury ustalania, co zostało powiedziane. Słowem, działasz na rzecz sensowności mówienia w ogóle, a rozmawiania w szczególności. Okazuje się to często wartością autoteliczną, ale nic w tym zaskakującego.

A w moich uwagach w niniejszym wątku chodzi głównie o to, że człowiek niereligijny (nazwijmy go roboczo “ateistą”) nie ma dobrych (mocnych) kryteriów wyboru między istniejącymi religiami (nie wspominając o potencjalnych). Na tej samej zasadzie, na której człowiek jednej religii nie jest w stanie “wygrać” swoją religią nad inną. Nie chodzi mi tu, oczywiście, o kryteria socjologiczne, kulturowe czy estetyczne. Te działają. Bardziej prawdopodobny jest katolik w Polsce niż w Izraelu czy Arabii Saudyjskiej. Itd.

W wymiarach ontologicznym i epistemicznym ludzie różnych religii mają (ze sobą) ten sam problem, jaki ma z nimi ateista. Ten sam jakościowo, bo ilościowo ludzie religijni mają szereg płaszczyzn szybkiego i potencjalnego uwspólnienia: istnieje Bóg osobowy i stwórczy, śmierć nie kończy istnienia, uczynki podlegają ocenie, niezbadane są wyroki. Ale jest dostatecznie dużo różnic, by nie dało się tego problemu unieważnić, zamieść pod dywan.


wyrus

nie reozumiem jednego:

w tym konkretnym przypadku:

a. wiadomo, że to była manifestacja jedności w konkretnej dziedzinie -> pokoju na świecie
b. nie było to rezygnowanie ze specyfiki każdej religi której przedstawiciele zebrali się o jednej godzinie i jednym miejscu
c. jest to wg mnie wyraz solidarności w dobrym.

Gdyż w teologii można się różnić gdyż każda religia czerpie z innego źródła ale to wg mnie swiadectwo(już się powtarzam chyba) że są rzeczy o które należy walczyć, manifestować je światu które są wartością wspólną dla każdego człowieka niezależnie od wyznania, światopoglądu i Państwa.

A tą ideą, wartością jest Pokój na świecie.

To tak jak powódź w mieście. Skoro woda zalewa wszystkich to każdy zapasuje rękawy i idzie “sypać worki z piaskiem…” . Taką manifestacją wg mnie była modlitwa w Asyżu.

Po co? Właśnie po to: po co nosisz (jeśliś małżonkiem) obrączkę, wszak od tego noszenia niczego nie przybywa ani ubywa… .
Ot, po to aby dać świadectwo, że pewne wartości są wspólne bo wszyscy opócz tego, że są religjjni po swojemu najpierw ludźmi.

Dla mnie warto takie gesty czynić gdyż możemy sobie przypomnieć, że obok tego, że czasem róznimy się bardzo to jesteśmy “jakoś” podobni… .

Pozdro!


wyrusie

- byłem głodny a skierowali mnie do odpowiedniej instytucji
– byłem spragniony a skierowali mnie do innej, równie dobrej instytucji
– byłem przybyszem a oni nadali mi staus uchodźcy
– byłem nagi a oni aresztowali mnie
Nad moją głową, jakby kpiąc ze mnie, przybili mój nieistniejący i niemożliwy numer PESEL.
Tylko jeden gorliwy urzędnik złamał nogę i całą noc kwiczał w błocie jak prosię. Lał deszcz i grudy błota, grudy gliny…

Jacek Jarecki


Panie Jarecki

Zapomniałeś o cytatach, które Twoim wynurzeniom choć pozór powagi mogłyby nadać. :)


Czuję się nieswój!

Co jest, nikt mnie juz nie przepytuje? Na żadną okoliczność? Pomiędzy sobą tylko, co? Prywatkę zrobiłem, gramofon włączyłem i nawet płyt nie pozwalają zmieniać, psiakrew… Jeszcze trochę takiej mowy i sam Paweł Paliwoda przyleci. Bez zaproszenia, tylko z dorobkiem blogerskim. Żeby później nie było na mnie, Panie Jacku…


Pan Paliwoda

Niech przylatuje. Szacunek dla bojowników. Taki sam to bloger jak każdy. ani lepszy ani gorszy. Tylko miecz, proszę zostawić w szatni. Co nie?
Jacek Jarecki


Panie Jacku!

Qrde, co jest, Panie Jacku? Mam wrażenie (?) że Pan gada ze mną, bo o Paliwodzie przed chwilą napisałem, a wpisu tego ni ma…


>nameste

“bardzo uważasz na wyraźne granice powiedzianego. Nie zawsze wiem, po co coś mówisz (od lat nie grałem w szachy ;p), ale mam wrażenie, że zgadzasz się na wspólne dochodzenie do procedury ustalania, co zostało powiedziane. Słowem, działasz na rzecz sensowności mówienia w ogóle, a rozmawiania w szczególności. Okazuje się to często wartością autoteliczną, ale nic w tym zaskakującego.”

Wszystko prawda. Wolę gadać bez pośrednictwa netu, już nawet gadać na artykuły jest lepiej niż w formie tego tu netowego pisania. Piszę jak piszę, bo przez to pilnuję siebie, łatwo jest bowiem rozmydlić się w tym rozgardiaszu. Poza tym ja jestem człowiek starodawny, mentalnie tkwię w średniowieczu, a nam, scholastykom, nie wolno w prowadzonym sporze posunąć się krok naprzód zanim nie powtórzymy głośno a wyraźnie argumentu naszego przeciwnika, na dowód tego, że złapaliśmy, o co człowiekowi chodzi (to zabezpiecza nas przed prowadzeniem walki ze słomianym ludem). Wiele myków składa się na to, że piszę tak a nie inaczej, również na to, że często nie wiadomo po co coś piszę :-)

Pozdro.


Subskrybuj zawartość