Bronię mózgu

Leopold Tyrmand pisał: „Bronię mózgu. Tego z odmętów kosmogonii i tego mniejszego, mojego własnego. Marksiści chcą wyciąć mózg z człowieka i włożyć go do słoja z ideową formaliną ich wyłącznej produkcji” (Dziennik, 1954). Tyrmand bronił mózgu przed partią, która „była, jest i będzie jedynym właścicielem umysłów, jedynym wyrazicielem myśli i nadziei oraz wyłącznym przywódcą i organizatorem ludzi”.

Bronię jak umiem nie tylko własnego mózgu, ale próbuję również mózgi innych mieszkańców miasteczka bronić przed neobolszewią lubawską, która „wie najlepiej” co mieszkańcom Lubawy jest potrzebne, zna doskonale ich potrzeby, zainteresowania, marzenia i troski, a nie prowadzi dialogu społecznego.

Burmistrz z bezprzykładną determinacją walczy o to, by mieć wyłączność na umysły lubawian a także być wyłącznym przywódcą i organizatorem lokalnego życia ludzi. Jednakże wszelka krytyka ma sens zawsze i niezmiennie, wszak jest uczestnictwem wolnych ludzi z przestrzeni publicznej. A za osobę wolną się uważam.

Inni (nieliczni, niestety) wolni ludzie piszą w Internecie: „Nieporozumieniem jest zarzucanie krytykom obecnego UKŁADU w Lubawie totalnej nieuzasadnionej krytyki. Jest to krytyka bagna, które bąbluje za oficjalną sceną Lubawy lukrowanej w Głosie. Jest to totalna krytyka takiego stanu, w którym firma biznesmena obsługującego cały sektor komunalny (ciepłownictwo, sprzątanie miasta, wywóz śmieci, gospodarkę mieszkaniową itd.) zatrudnia żonę wiceburmistrza, poddzierżawia bratu wiceburmistrza obsługę cmentarza miejskiego a przy tym dokonuje intratnej zamiany gruntów z miastem. Krytyka zatrudniania redaktorów lokalnych gazet dla zabezpieczenia sobie spokoju medialnego. Jest to zdecydowany sprzeciw wobec stosowanych metod walki z ludźmi, którzy mają odmienne spojrzenie na rozwój miasta. Jest to sprzeciw wobec kłamstw za pomocą których neguje się wkład pracy w rozwój tego miasta innych ludzi niż z układu burmistrza. I wreszcie jest to sprzeciw wobec układu: miasto, zaprzyjaźniony biznes i „Głos”, którego redaktorem naczelnym był wiceburmistrz, a teraz jest jego koleś. Mówienie o tym ma sens, wręcz jest konieczne”.

Krzysztof Mętrak, tragiczna postać minionych lat, wrażliwy inteligentny i dogłębny obserwator rzeczywistości nie tylko filmowej, pisał: „Jak długo może trwać w człowieku zindoktrynowanym emocjonalna i umysłowa blokada, uniemożliwiająca dostrzeżenie prostych faktów i zwykłego zła?”. „W którym momencie fanatyzm wywołany jednostronną ideologią powoduje przebóstwienie wodza, tworząc coś w rodzaju religijnego kultu?”. „Stępienie uczuć i zakłócenie normalnej logiki – oto co charakteryzuje chorych, spaczonych, subiektywnie wiernych ludzi”.

Aktualność słów Mętraka widoczna jest niebywale w odniesieniu do lubawskich radnych w ich relacji podporządkowania się burmistrzowi. Wielu z nich poprzez umysłową blokadę nie zauważa prostych faktów i zwykłego zła. Stępienie uczuć i brak logiki, wiernopoddańczość wobec burmistrza – oto charakterystyka tych, wiernych nad wyraz, ludzi… Tym ludziom należy współczuć, ale ich zachowania należy piętnować. Co było i będzie czynione…

Dokonania magistratu, jak i grzech zaniechania są przedstawiane w sposób urągający jakiejkolwiek normie dziennikarskiej przez lokalną zaprzyjaźnioną prasę.

Mutacyjny Głos Lubawski (bezpłatna, tygodniowa wkładka do Gazety Olsztyńskiej), jak i ta druga – Gazeta Lubawska – zdecydowanie gorsza od słabej pierwszej, kupiona stanowiskiem dyrektorskim dla jej cichego właściciela, są pismami skierowanymi przede wszystkim do mas niewykształconych i kuchennych i zgodnie z intuicyjnie (sic!) znanymi zasadami sztuki indoktrynacyjnej, stosują środki skuteczne w przekonywaniu niewykształconych i nieskorych do głębszej refleksji mieszkańców.

Ich priorytetem było i jest urabianie umysłów poprzez porażanie szarych komórek i utrzymywanie w letargu posowieckim starszego pokolenia (im jest już wszystko jedno, a na wybory chodzą z przyzwyczajenia i wpojonego im treningu w minionej epoce) i wychowywanie kolejnego pokolenia homo sovieticusa – debilusa.

Aktywność lubawskiej prasy sterowanej przez ośrodek dowodzenia zlokalizowany w magistracie pozwala na bezprecedensową w historii grodu manipulację, rozumianą za Fabrice d^Alemida jako „wszelkie oszustwa, kłamstwa i patologiczne uwarunkowania, czyniące z człowieka ofiarę tych, którzy uzurpują sobie nad nim władzę”.

Działania te, szeroko pojęte, a więc pomijanie informacji niekorzystnych, podawanie nieprawdziwych oraz prawdziwych jako będących odpowiednikiem zdobycia Mount Everestu zimą, oscylowały pomiędzy prawem a bezprawiem, nie przekraczając jednak tej granicy, ażeby można je nazwać przestępstwem.

Zarzucam lubawskiemu piśmidłu nędzną propagandę sukcesu. Zarzucam próbę utrzymania lubawian w stanie niedojrzałości dla obrony interesów nie tylko politycznych środowiska magistratu. Zarzucam walkę z prawdą.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Bo tak, Panie Andrzeju Szanowny,

tworzy się układ, którego tak zaciekle szukali bracia K. Ich jednakże zostawmy na razie w spokoju (pozornym oczywiście).

Gdy znajdzie się wódz, to siłą rzeczy wszyscy go wspierający staną na uszach, by długo piastował swe stanowisko. Bo wódz zapewnia bezpieczeństwo, dochody, specyficzne ciepełko i wreszcie pozwala na pozbycie się męczącego (i trochę niebezpiecznego) nałogu myślenia. W tym celu tworzy się też odpowiednią mitologię, bo ona wzmacnia wiarę.

Walka więc z wodzem jest walką z podstawami egzystencji bardzo wielu ludzi. Z ich lękami, co będzie, gdy przyjdzie nowy wódz, albo nowa grupa trzymająca władzę. I znowu trzeba będzie się układać, walczyć o egzystencję, a przede wszystkim dla wielu oznaczać będzie koniecznośc myślenia. A jak się tej umiejętności zapomniało? No i będzie to takźe walka z mitologią oraz wiarą.

Oj, daleko nam jeszcze do systemu, który pozwoliłby się odbić od dna i ruszyć do przodu. Z premedytacją nie nazywam tego systemu demokracją. Niech Pan zgadnie dlaczego.

Pozdrawiam serdecznie


Szanowny Panie Lorenzo,

na polityce to ja znam się niewiele, albo i wcale, ale tak sobie myślę, do pomyłki prawo mając, iż poszukiwanie UKŁADU przez braci K. było zgoła kategorią psychiatryczną, jakby tego profesor Zybertowicz nie racjonalizował. W przypadku mojego miasteczka jest to konkret, nie fatamorgana, czy odpryski moich potencjalnie patologicznych reminiscencji.

Dzięki za komentarz. Zagadki nie ogarnąłem, Stachu jest na wakacjach…

Serdecznie pozdrawiam…


@Andrzej F. Kleina

Panie Andrzeju, ale to się sprowadza (casus braci K.) do podsumowania, które mój wykładowca zastosował do Marksa: stawiał właściwe pytania, ale udzielał na nie kompletnie niewłaściwych odpowiedzi.

Ale póki ktoś jeszcze broni mózgu jako ostatniego szańca niezależności – jest nadzieja.

pozdrawiam


Szanowny Panie Bananie,

ja od czasu jak się dowiedziałem, ze Marks chorował na jakieś ogromnie dolegliwe ropnie, jestem od niego z daleka. A nuż to cholerstwo zaraźliwe jest?
A z tą obroną cudzego mózgu, to ja jaja sobie robię. Kto pozwoliłby zagladać sobie do czachy bez zaproszenia? Nawet w znaczeniu obrony.
Pozdrawiam…


Subskrybuj zawartość