W odpowiedzi Hexenhamerowi ale nie tylko

Po krótkiej wymianie „ciosów” z dystansu, Hehenhamer przeszedł do zwarcia, i po kontrolnym lewym prostym poszedł serią: – Oczekiwałbym jednej krótkiej odpowiedzi: czy podpisuje się pan pod ateistyczną częścią cytatu Sosnowskiego, tzn. czy rzeczywiście uznaje pan, że religia jest rodzajem urojenia, a człowiek, który argumentuje za jej racjonalnością jest inteligentny inaczej. Tak wywnioskowałem z pańskiego wpisu.

Odpowiadam! Najpierw krótko, później – odrobinę dłużej. Religia nie jest urojeniem dla Freuda, tym bardziej dla mnie, inteligencja jest cechą przysługująca zarówno wykształconym jak niewykształconym, wysokim – niskim; blondynom – szatynom etc. Również tym, których stosunek do świata ma charakter mniej racjonalny.

Przedstawiłem pogląd Freuda, dla którego religia nie jest urojeniem jak sugeruje H, a neurozą, czyli używając współczesnego języka psychologii nerwicą, nic więcej, a to nie to samo. Mógłbym zacząć inaczej i przedstawić poglądy a przynajmniej definicję skonstruowaną na przykład przez B. Tylora choćby, która cieszyła się w swoim czasie dużym wzięciem. Dla Tylora: – „Religia jest wiarą w istoty duchowe”. Definicja szeroka, wydawać się mogłoby, że wszystko jest na miejscu: zarówno definiens jak definiendum, a także spójka definicyjna…

Ale, mógłby ktoś zarzucić, mnie, nie Tylorowi (tak jak H mnie twórcy poprzedniego tekściku zarzuca coś tam, a nie Freudowi), że przecież m a g i a jest również wiarą w istoty duchowe i pouczyć mnie, i to słusznie, że chałupy pomyliłem, bo chociaż w magii występuje ten sam przedmiot co w religii, to stosunek do tego przedmiotu jest inny. Magia stara się nad nim zapanować, a religia wyraża względem niego uległość i poddanie. Magia za pomocą nieadekwatnych środków stara się zapanować nad siłami przyrody, religia zaś przy pomocy właściwych sobie środków stara się te moce nastawić przychylnie wobec ludzi, a ludzi usposobić wobec tych sił poddańczo i ulegle.

I o tym mówił przede wszystkim Freud, że autorytet zarówno ojca ziemskiego jak i tego religijnego ma charakter przede wszystkim krępujący, co nie pozwala na pełnię rozwoju jednostki. Również intelektualnej. Poza tym, kto wie dzisiaj, poza nielicznymi kto to jest Tyler? Co innego Freud… On, po prostu budzi emocje, czyli jako bodziec zaordynowany czytelnikom jest atrakcyjny… I to się sprawdziło co do joty. Czyli wybór przeze mnie „bodźca” był jedynie właściwy…

Nie istnieje jednolita definicja religii. Mimo to, istnieją pewne cechy wspólne wszystkim religiom. Takim elementem właściwym i wspólnym wszystkim religiom jest stosunek do tego co s a c r u m (tego co święte). Religia więc wyraża zawsze stosunek do „czegoś innego”. I Freud, nazwał i opisał ten stosunek ludzi do sacrum. Językiem psychoanalizy. Tylko tyle…

Można się z tym nie zgadzać, ale wypadałoby dyskutować na argumenty. Nie jest istotne, czy tekścik który popełniłem jest brykiem, czy bajką lub felietonem. Przedstawiłem kawałek poglądu Freuda na określony temat. Żeby z nim dyskutować (z nim, nie ze mną…) trzeba nie gubić z pola widzenia tego, o czym on mówił. A mówił w sposób arcy prosty, że jest religia powtórzeniem doświadczeń człowieka z okresu dziecięcego. Człowiek przenosi swe doświadczenia dziecięce wynikające z poczucia braku bezpieczeństwa i ojca, którego zarówno podziwiał jak i się bał. Freud porównuje religię z obsesyjnymi neurozami, jakie spotykamy u dzieci i stwierdza, iż religia jest neurozą kolektywną, wywołaną przez warunki podobne do tych, które wytwarzają neurozę dziecięcą.

Freud nie tylko twierdzi, że religia jest złudzeniem (nigdzie Freud nie mówi o urojeniu, które jest fałszywym, patologicznym przekonaniem, opierające się wszelkiej argumentacji i będące w sprzeczności z doświadczeniem jednostki i otoczenia, złudzenie jest zupełnie czym innym…) płynącym z pragnień ludzkich, twierdzi wręcz, że religia jest ogromnym niebezpieczeństwem, ponieważ zmierza do uświęcenia wadliwych instytucji ludzkich, z którymi sprzymierzyła się w ciągu swoich dziejów. Ponadto, jego zdaniem, religia ucząc ludzi wierzyć i zakazując krytycznego myślenia, jest odpowiedzialna za zubożenie inteligencji. Innymi słowy, jego zdaniem – wiara pozbawia człowieka stosownej potrzeby poznawczej i jako taka powoduje zubożenie inteligencji.

Trzecim zarzutem Freuda wobec religii jest to, iż opiera ona ważność norm etycznych na bardzo niepewnej podstawie, skoro bowiem są one nakazami i zakazami Boga, przyszłość etyki zależy od wiary w Boga. O tym, i tylko o tym mówił Freud w swojej teorii o pochodzeniu religii, a ja to tylko przypomniałem.

Nie jest więc istotne, czy ja się z tymi poglądami identyfikuję, ja je na ile potrafiłem zrelacjonowałem…

Jestem przekonany, że nikt by mi żadnego fundamentalizmu nie zarzucał, gdybym rzucił na ekran nie racjonalistę Freuda a św. Tomasza, który podsumował swe dowody na istnienie Boga w następującym wierszu:
• Ciała są w ruchu; istnieje zatem Pierwszy Poruszyciel.
• Zdarzenia mają powody; jest zatem Pierwsza Przyczyna.
• Rzeczy istnieją; jest zatem ich Stwórca.
• Najwyższe dobro istnieje; ma ono zatem swoje źródło.
• Rzeczy są przemyślane; służą zatem jakiemuś celowi.

Mógłbym powyższe dowody skwitować : Non credo, guia absurdum (jak łatwo zauważyć do Tertuliana dorzuciłem na własną rękę „non” – nawet nie wiem czy to po łacinie…)

Quod scripsi, scripsi…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Andrzeju

W poprzedniej notce przedstawiał Pan to, co w temacie religii miał do powiedzenia Freud. Odbił się Pan od ściany. A co gorsza (w przekonaniu Wyrusa) uciekł Pan, Freudem się zasłaniając. :)
Teraz tłumaczy Pan z polskiego na “wolski”, co Freud powiedział a czego nie powiedział Pan. Założymy się, że znów Pan na ścianie skończy? :)


czyli do listy należy jeszcze dołączyć...

Niedojrzałość?

Nno dobra. Dla mnie np. jest istotne, czy pan się ztymi pogladami identyfikuje, czy nie. Jeżeli je pan tylko relacjonuje to przyjmuję tę relację jako kolejny odcinek ‘z kamera wśród zwierząt’ tym razem o dziwnym panu, który niewiele wiedział o religii ale koniecznie chciał coś mądrego o niej powiedzieć.

Jezeli się pan z tymi poglądami identyfikuje to sytuacja jest diametralnie inna. To dla mnie sygnał, żeby już więcej tu nie zaglądac. W końcu jaki jest sens dyskutować z kimś, kto kwituje moje poglądy mianem obsesyjnej neurozy… ;)

Po takiej konstatacji można już tylko dobrotliwie spojrzeć i pogłaskac po główce… a może jakąś tabletkę?

Dla mnie jako soby wierzącej to kwestia istotna – lubię wiedzieć, czy ktoś ma zamiar mnie podsumowac pogardliwie, czy też uczciwie potraktować jako człowieka innego, choć nadal równego.

wiara pozbawia człowieka stosownej potrzeby poznawczej i jako taka powoduje zubożenie inteligencji.

Nei zauważyłem…

Prawde powiedziawszy moja reakcja na cytaty z Freuda jest dość gwałtowana własnei dlatego, że nie spodziewałbym się po kimś, kto ma opinię inteligentnego (Freud ma taką opinię) tak nieprzemyślanych stwierdzeń.

Mam po raz kolejny wrażenie – może to deja vu – że osobie, która chociaz nie spróbuje przez jakiś czas żyć życiem religijnym, trudno jest w ogóle wyobrażać sobie, na czym to polega. I stąd te dość idotyczne komentarze na temat religii…

Czy Freud był kiedykolwiek człowiekiem religijnym? A może jego osąd na temat religii wynika nie z niedojrzałości osób religijnych, ale z jego własnej niedojrzałości?

Zastanawiam się jak zareagowałbym na wypowiedź Freuda w bezpośredniej rozmowie… pewnie tak, jak zazwyczaj. Poprosiłbym o przeformułowanie zdań z okreslnikami powszechnymi na zdania odnoszące się bezpośrednio do mojej osoby.

Zauwazyłem, że ta metoda działa bardzo dobrze. Ludzie gotowi są żywić nawet najbardziej absurdalne przekonanania na temat ‘religii’, ‘ludzi wierzących’, ‘Żydów’, czy też ‘blondynów o niebieskich oczach’. Natomiast w wypowiedzi o konkretnej osobie, którą się choć trochę zna, lub chociaz widzi na własne oczy przez gardło niektóre kwestie nie przechodzą. W szczególności: łatwo jest powiedzieć, że ‘ludzie religijni’ są obarczeni jakimiś felerami poznawczymi… trudno natomiast byłoby udowodnić to mnie – w końcu najwyraźniej radzę sobie z życiem bez pomocy psychologa, czy psychiatry… ;)

Znam pewną (skończoną) ilość ludzi wierzacych (róznych religii) i jakoś nie zauwazyłem u nich objawów obniżenia inteligencji, czy zaniku potrzeb poznawczych… co do neuroz się nie wypowiadam – być może nie jestem wystarczająco kompetentny… ale na mój gust jakoś nie wyglądali na szczególnie niedojrzałych czy tez znerwicowanych… ;)

Innymi słowy: komentarz Freuda kłóci się u mnie z moim osobistym doświadczeniem. W dodatku jest dośc obraźliwy – przypisuje mi, oraz całkiem sporej gfrupie podobnych mi ludzi bardzo negatywne cechy. i to zupełnie w ciemno.

To tyle na razie…

+ A. M. D. G. +


Szanowny Panie Andrzeju

A nie mówiłem, że na drabinie najlepiej?:)))

Pozdrawiam serdecznie


Lorenzo

Pan zawsze tak dobrze wybierasz punkty strategiczne? :)


Szanowna Magio i Ty, Panie Andrzeju

Tak, Szanowna Magio, bo sama magią nie da się wszystkiego załatwić. A poza tym – włażę kilka szczebli wyżej:)))

Pozdrawiam serdecznie


WSP Magio!

Ja do ściany, to jestem przyzwyczajony. Jako młody chłopak jeździłem motocyklem w takiej beczce smierci. Ciągle byłem na ścianie :-)
Pozdrawiam…


Panie Lorenzo Szanowny

Pan się nie obrusza, bo tu kuszt pański widać, jak na dłoni. Pan się zastanowi nad kursami jakimi. I jeszcze Pan pogodzi Wenę z Mamoną bo tu dalej widać, że słowa są interpretowane w zależności od… No właśnie. :)


Panie Hexenhamerze!

Ja taki rozkojarzony dzisiaj jestem, więc przepraszam za niedoróbki potencjalne w postrzeganiu komentarzy. Znaczy sie, Pan powiada, żeby mówic o religii, trzeba przeżyć? Tylko co? Sacrum, mysterium, tremendum…? Czyli, żeby mówić o karłach przysadkowych trzeba być karłem? Albo być Dodą, żeby o biuście rozmawiać...? A Freud, przyjął wiarę żydowska, czyli został obrzezany tydzień po urodzeniu jako Sigismund Szlomo. Kiedy jego współplemieńcy chroniąc się przed antysemityzmem przyjmowali chrzest, on dodawał: “I ja pozostałem Żydem”. Reprezentował on judaizm areligijny.
Pozdrawiam…


>Autor

“Dla mnie np. jest istotne, czy pan się z tymi poglądami identyfikuje, czy nie.”

Mnie również interesuje odpowiedź na pytanie, które nie po raz pierwszy zadał hexenhammer. Nie bój się, powiedz, jak jest. Trochę głupio, kiedy ciągle tłumaczysz: “To nie ja, to Freud”.

Pozdro :-)


WSP Lorenzo!

Jasne, że najlepiej, nie tylko dlatego, że lepiej widać...
Pozdrawiam…


Hexen i Wyrus

A dlaczego to jest dla Panów takie istotne, czy ktoś pisząc o jakiś poglądach identyfikuje się nimi lub nie? Czyżby “wróg w osobie” był Wam łatwiejszy do ubicia niż “wróg w poglądach”? Cytatów mniej potrzeba?


Panie Wyrusie!

No, dobra… Przyparł mnie Pan do ściany. Powiem to, co kilkakrotnie mówiłem w salonie. Jestem ateistą, wrogiem kary śmierci, zwolennikiem aborcji, nie mam nic przeciwko małżenstwom homoseksualnym. Byłem jeszcze 20 lat temu ortodoksyjnym freudystą, ale mi przeszło. Jego ujęcie religii jest logiczne, sensowne, niemniej nie można go rozpatrywać w oderwaniu od reszty jego teorii, a więc panseksualizmu, kompleksu Edypa, totemu i tabu. To co przypomniałem było świadomie okrojone. Teoria ta, jest jednym z elementów mojego światopoglądu. Ważnym, ale nie jedynym.
Pozdrawiam…


No i widzisz Pan, panie Andrzeju

Pan się odsłoniłeś, opisałeś w drobiazgach a “Adwersarze” stwierdzili, żeś Pan tak “cienki Bolek”, że dalej wolą dochodzić swoich racji gdzie indziej. Jakich racji? A któż to wie? Ważne, że dobrze się bawią we własnym (?) sosie. A Pan skończyłeś pod ścianą. :)


Panie Andrzeju

czuję, że Pan bawi się z nami w “Kotka i myszkę” gdyż Pan przedstawia wycinek “nauczania” Freuda i oczekuje dyskusji z nim… . Potem gdy pyta się Pana ktoś z rozmówców: – A co Pan o tym wszystkim myśli?

- ucieka Pan dale we Freuda dając kolejną porcję Freuda.

Ja się wypisuję z dyskusji i idę na drabinę obok Lorenza.. poczekać aż Pan całego Freuda wyczerpie. Przecież nie uważa Pan, że czytacze zrobili z Freda doktoraty albo przynajmniej magusterki i będą prowadzić rozprawy o jego teoriach.

Ja wolałbym z Panem a nie z Freudem gaworzyć – bo na Freudzie się nie znam.

Pozdrawiam.


PAnie Andrzeju

AndrzejKleina

No, dobra… Przyparł mnie Pan do ściany. Powiem to, co kilkakrotnie mówiłem w salonie. Jestem ateistą, wrogiem kary śmierci, zwolennikiem aborcji, nie mam nic przeciwko małżenstwom homoseksualnym. Byłem jeszcze 20 lat temu ortodoksyjnym freudystą, ale mi przeszło. Jego ujęcie religii jest logiczne, sensowne, niemniej nie można go rozpatrywać w oderwaniu od reszty jego teorii, a więc panseksualizmu, kompleksu Edypa, totemu i tabu. To co przypomniałem było świadomie okrojone. Teoria ta, jest jednym z elementów mojego światopoglądu. Ważnym, ale nie jedynym.
Pozdrawiam…

Musze Panu zadać jedno pytanie które mnie mierzi. Pisze Pan, że jest zwolennikiem małżeństw homoseksualnych. Proszę powiedzieć, czy dla Pana pojęcie Rodzina i Małżeństwo ( z uwzględnieniem homoseksualnych) to określenia które opusują ten sam przedmiot.

Pozdrawiam!


AndrzejKleina

w magii występuje ten sam przedmiot co w religii, to stosunek do tego przedmiotu jest inny. Magia stara się nad nim zapanować, a religia wyraża względem niego uległość i poddanie. Magia za pomocą nieadekwatnych środków stara się zapanować nad siłami przyrody, religia zaś przy pomocy właściwych sobie środków stara się te moce nastawić przychylnie wobec ludzi, a ludzi usposobić wobec tych sił poddańczo i ulegle.

Zastanawiam się w jakim sensie autor zajmuje się religią: jako fenomen, zjawisko psychiczne czy też fakt w którym znaczenie ma poznanie: treść religi, jego implikacje w istniejącym świecie oraz duchowym: jego relacje i związki, łącznie z powinnością moralną i prawem pozytywnym: kochaj bliźniego jak siebie samego.
Obawiam, się, że podejście Freuda redukuje religijność do zjawiska psychicznego a moim zdaniem religijność to coś znacznie więcej: konkretna relacja do Boga z wzajemnością.

Owszem może ktoś – np. niewierzący, niereligijny psycholog twierdzić, że to neuroza czy paranoja, halucynacja czy coś tam. A niech mnie, niech tak uważa. Ja do niego leczyć się nie wybietam jako praktykujący, wierzący Katolik.

I o tym mówił przede wszystkim Freud, że autorytet zarówno ojca ziemskiego jak i tego religijnego ma charakter przede wszystkim krępujący, co nie pozwala na pełnię rozwoju jednostki. Również intelektualnej. Poza tym, kto wie dzisiaj, poza nielicznymi kto to jest Tyler? Co innego Freud… On, po prostu budzi emocje, czyli jako bodziec zaordynowany czytelnikom jest atrakcyjny… I to się sprawdziło co do joty. Czyli wybór przeze mnie „bodźca” był jedynie właściwy…

Tutaj wg mnie Freud przestrzelił gdyż niewiele jest religi w świecie które określają Boga jako Ojca, dobrego, kochającego Ojca. A przecież religijność nie ogranicza się do takiego obrazu Boga – >>> właśnie Ojca. Więc Freud nie wiem czy mowi wogóle o religijności czy też o |Chrześcijaństwie.

Nie istnieje jednolita definicja religii. Mimo to, istnieją pewne cechy wspólne wszystkim religiom. Takim elementem właściwym i wspólnym wszystkim religiom jest stosunek do tego co s a c r u m (tego co święte). Religia więc wyraża zawsze stosunek do „czegoś innego”. I Freud, nazwał i opisał ten stosunek ludzi do sacrum. Językiem psychoanalizy. Tylko tyle…

Pewnie tak – wierzę Panu, bo Freuda nie studiowałem ale i inne dziedziny mają różne definicje… . Cóż z tego, że nie ma jednolitej definicji religii.

Przedstawiłem kawałek poglądu Freuda na określony temat. Żeby z nim dyskutować (z nim, nie ze mną…) trzeba nie gubić z pola widzenia tego, o czym on mówił. A mówił w sposób arcy prosty, że jest religia powtórzeniem doświadczeń człowieka z okresu dziecięcego. Człowiek przenosi swe doświadczenia dziecięce wynikające z poczucia braku bezpieczeństwa i ojca, którego zarówno podziwiał jak i się bał. Freud porównuje religię z obsesyjnymi neurozami, jakie spotykamy u dzieci i stwierdza, iż religia jest neurozą kolektywną, wywołaną przez warunki podobne do tych, które wytwarzają neurozę dziecięcą

Szanowny Panie Andrzeju, nie można dyskutować z Freudem nie znając wszystkiego co on mówi o religi. Zapodaje Pan malutki bryk o każde z nim polemizować. To za proste… aby było prawdziwe. “Trzeba nie gubić z pola widzenia o czym mówił” – oki, PAN JAKO ZNAWCA TEMATU MOżE TAK POWIEDZIEć A JA POBOżNIE SKINę GłOWą I POWIEM. O tak Panie Kelino!!! Trzeba pamiętać. Ale co dalej.. .

Freud nie tylko twierdzi, że religia jest (..) twierdzi wręcz, że religia jest ogromnym niebezpieczeństwem, ponieważ zmierza do uświęcenia wadliwych instytucji ludzkich, z którymi sprzymierzyła się w ciągu swoich dziejów. Ponadto, jego zdaniem, religia ucząc ludzi wierzyć i zakazując krytycznego myślenia, jest odpowiedzialna za zubożenie inteligencji. Innymi słowy, jego zdaniem – wiara pozbawia człowieka stosownej potrzeby poznawczej i jako taka powoduje zubożenie inteligencji.

Chyba Freud coś przeoczył gdyż zakazywanie krytycznego myślenia to cecha sekty a nie religii. W Chrześcijaństwue każdy może studiować, prowadzić badania, stawiać jako naukowiec hipotezy, itp, itp. Kto słyszał o bezkrytycznym myśleniu… ????

Chyba, że do wspólnego worka pod pojęciem religi wrzuca sekty destrykcyjne.

Trzecim zarzutem Freuda wobec religii jest to, iż opiera ona ważność norm etycznych na bardzo niepewnej podstawie, skoro bowiem są one nakazami i zakazami Boga, przyszłość etyki zależy od wiary w Boga. O tym, i tylko o tym mówił Freud w swojej teorii o pochodzeniu religii, a ja to tylko przypomniałem.

Właściwie o tym już pisałem, że normy ogólne np. nie zabijaj są odczytywane wskutek rozwoju cywiizacji w sensie bardziej szczegółowym: przykład.

Kiedyś lekarz operując(zanim wynaleziono bakterie) niewyjałowionym sprzętem i doszło do zakażenia nie ponosił żadnych konsekwencji. Dziś gdyby popełnił taki błąd miałby sprawę sądową o spowodowanie smierci pacjęta. Zakres tego przykazania się zmienia i zatacza szersze obszary -> dzięki rozwojowi cywilizacji. Więc normy moralne ni ograniczają lecz uważanie ich za niezmienne w tym sensie, że nikt nie ma madatu aby powiedzieć: zabijanie jest dobre. DLatego można sądzić tych którzy tak uważają. Ale prawo jest i tak pozytywne gdyż zakaz zabijania jest formuowany prawnie by chronić życie jednostek przed takimi ludźmi dla których zabić to dobro.

Nie jest więc istotne, czy ja się z tymi poglądami identyfikuję, ja je na ile potrafiłem zrelacjonowałem…

OKI. Ale adwersarze mieli Pana prawo pytać: co Pan o tym myśli.

Jestem przekonany, że nikt by mi żadnego fundamentalizmu nie zarzucał, gdybym rzucił na ekran nie racjonalistę Freuda a św. Tomasza, który podsumował swe dowody na istnienie Boga w następującym wierszu:
• Ciała są w ruchu; istnieje zatem Pierwszy Poruszyciel.
• Zdarzenia mają powody; jest zatem Pierwsza Przyczyna.
• Rzeczy istnieją; jest zatem ich Stwórca.
• Najwyższe dobro istnieje; ma ono zatem swoje źródło.
• Rzeczy są przemyślane; służą zatem jakiemuś celowi.

Mógłbym powyższe dowody skwitować : Non credo, guia absurdum (jak łatwo zauważyć do Tertuliana dorzuciłem na własną rękę „non” – nawet nie wiem czy to po łacinie…)

Mógłby Pan. A zapytam Pana przy okazji: Co Pan myśli o tych dowodach a będąc ścisłym nazywa się je “DROGAMI ŚW. TOMASZA”? Niektórzy mówią o nich dowodami. One wprost niczego nie dowodzą ale odwołują się do prostej zasady przyczyny i skutku – takie rozumowanie z fizyką w tle.. .

Cholender! Zszedłem z drabiny – pomyślałem , a co mi tam skoro o mnie piszą w postach. Magia wprawiła mnie w dobry nastrój swoją reklamą zabrałem się za tego Freuda, :-)))))

NIe wiem czy nie wypadłem na profana.. – proszę o miłosierdzie, :-))

Pozdrawiam.


Panie Staszku!

Powiedziałem: – Nie mam nic przeciwko małżenstwom homoseksualnym. Pan dokonuje manipulacji mówiąc, iż powiedziałem, ze “jestem zwolennikiem małżeństw homoseksualnych”, a to przecież nie to samo.
Jestem wrednym ateista, a jak Pan widzi stać mnie na “miłość bliźniego”, a przynajmniej tolerancję dla Ich varju, czyli inności. Co ustaliliśmy my, heteroseksualiści, że są varju… Poza tym, małżenstwo homoseksualne nie jest przedmiotem.
Pozdrawiam…


O jej - Panie ANdrzeju

nie wiedziałem, że Pana moje pytanie sprowokuje. Gdyż nie takie miałem intencje.

A poza tym, nie wiem skąd u Pana przekonanie, że jak człowiek ateista to o miłości bliźniego nie ma pojęcia. Czy ja kiedykowliek napisałem, że patent na miłość bliźniego mają wierzący? Przecież to bzdura by była.

A wracając do pytania może inaczej je zadam bez tego nieszczęsnego przedmiotu:

Czy ppomiędzy pojęcie “Rodzina” oraz “małżeństwo homoseksualne” stawia Pan znak równości.

Pytam gdyż pojęcie Rodzina zawiera w sobie treść RODZIĆ – a więc wspólnotę w której może począć się nowe życie. A związek Rodzina istnieje po to aby zabezpieczyć Dziecku wszelkie jego potrzeby związane z wzrastaniem: Matczenie, Ojcowanie (osób dwu płci) i konsekwencje wynikające ze zrodzenia Dziecka.

Natomiast Pan napisał małżeństwo. W wypadku homoseksualnego związku samo znaczenie małżonkowie nie pasuje do takiego związku. Gdyż nie ma w nim ani męża ani żony a więć “żeństwo” nie ma miejsca.

Więc czy Rodzina to małżeństwo homoseksualne ?

p.s.
Więcej o rodzinie tu:

http://blogrzeczpospolitej.salon24.pl/54566,index.html


przezywać, czy nie...

AndrzejKleina

Ja taki rozkojarzony dzisiaj jestem, więc przepraszam za niedoróbki potencjalne w postrzeganiu komentarzy. Znaczy sie, Pan powiada, żeby mówic o religii, trzeba przeżyć? Tylko co? Sacrum, mysterium, tremendum…?

To było pytanie, nie stwierdzenie.

I działa w obie strony. Po pierwsze dlatego, że jeśli trzeba przeżyć to może własnei nie wolno przezywać, bo to buduje dystans…

Po drugie: a jeśli przeżyć to może i przeżyć antytezę tezy? Żeby być religijnym trzeba by może nawet być najpierw ateistą...

To raczej pretekst do dyskusji, a nie kategoryczne stwierdzenie… Boże! Kiedy ja to wszystko opisze na blogu…

HA! Ale w doktoracie już tylko literówki! Idzie ku dobremu… jeszcze będę miał czas!!!

+ A. M. D. G. +


Panie H.

Gratulacje, ale z literówkami proszę uważać. Kilka osób się na tych wrednych stworzeniach nieźle przewiozlo. A parę nawet wylądowalo w więzieniu. Tyle, że bylo to w czasach slusznie juz zapominanych.

Pozdrawiam


Panie Staszku!

Rodzina to rzecz święta. To nawet mówił ten jeden z tych dwóch z brodą. Znaczy się – albo Marx albo Engels, ale chyba ten drugi “W pochodzeniu rodziny itd…”. Rzeczywiście, homoseksualiści dziecka nie urodzą, jakby się nie sprężali, ale adoptować gdzie niegdzie zdaje się już mogą. Nie mam nic przeciwko temu. Jest pewien problem związany z nauką roli społecznej kobiety w stadle dwóch panów, ale podobne problemy występują w rodzinach rozbitych.

A z tymi drogami…? Nie ogarniam tego. Mogę powtórzyć natomiast za Pedro Almodovarem: – Wiara jest darem od Boga i to On wybiera ludzi, którym ją daje. Po prostu nie znalazłem się w gronie wybrańców.

60-lat wcześniej C.G. Jung stwierdził podobnie: – Wiara jest charyzmą, która nie każdemu jest dana. Co prawda Pascal napisał: – Jedni boją się Boga zgubić, drudzy boją się Go odnaleźć.

Może należy się odważyć i zrobić ten pierwszy krok…?

Pozdrawiam…


Panie Hexenhamerze!

Coż to są literówki przeciwko wieczności…? Ale skoro Pan więcej tak naukowo, to znaczy się młody z Pana chłopak. Szkoda, że nie zgadaliśmy się wcześniej, mógłbym Pańskim literówkom ulżyć. Pisuję średnio trzy doktoraty rocznie :-)
Pozdrawiam…


WSP Lorenzo!

Czekam…
Pozdrawiam…


Wiem, wiem

Wstydzę się, nawet bardzo. Zadzwonilem natychmiast po materialy.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Andrzeju

AndrzejKleina

Rodzina to rzecz święta. To nawet mówił ten jeden z tych dwóch z brodą. Znaczy się – albo Marx albo Engels, ale chyba ten drugi “W pochodzeniu rodziny itd…”. Rzeczywiście, homoseksualiści dziecka nie urodzą, jakby się nie sprężali, ale adoptować gdzie niegdzie zdaje się już mogą. Nie mam nic przeciwko temu. Jest pewien problem związany z nauką roli społecznej kobiety w stadle dwóch panów, ale podobne problemy występują w rodzinach rozbitych.”[/QUOTE]

PAn jest psychologiem ale na mój chłopski rozum serce mężczyzny nie da tego dziecku co serce kobiety. A to, że to czy jest to związek M+K wcale nie oznacza, że związek będzie idealny – tak jak Pan nie ma pewności, że to co łączy pary homoseksualne to miłość trwała? Poza tym, nie rozumiem co ma przemawiać za tym aby pary homoseksuane mogły wychowywać dzieci bo argument, że są rodziny patologoiczne jest żaden – gdyż nie ma dowodu na to, że związki Homoseksualne to gwarancja ideału: a co z wiernością i stałoscią tych związków, a co z dzieckiem które w sposób naturalny i biologiczny jest zrodzone przez Matkę Kobietę a nie wychowuje się z dwoma tatusiami lub mamami… ? Ja jestem zdecysowanie przeciwny takim eksperymentom na żywym organizmie jakim jest dziecko.

“A z tymi drogami…? Nie ogarniam tego. Mogę powtórzyć natomiast za Pedro Almodovarem: – Wiara jest darem od Boga i to On wybiera ludzi, którym ją daje. Po prostu nie znalazłem się w gronie wybrańców.
60-lat wcześniej C.G. Jung stwierdził podobnie: – Wiara jest charyzmą, która nie każdemu jest dana. Co prawda Pascal napisał: – Jedni boją się Boga zgubić, drudzy boją się Go odnaleźć.
Może należy się odważyć i zrobić ten pierwszy krok…?”

Panie Andrzeju – jest to dar na pewno. Ale jestem przekonany, że ten dar jest dany każdemu – gdyż Bóg nie ma względu na osoby… : ““A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać CAŁYM swoim sercem, objawię się wam (...)” (Jer. 29:13-14).

WIęc wg mnie Bóg szuka człowieka – każdego… . Ale jest bardzo delikatny w tym szukaniu. Jeśli Ma Pan odwagę i pragnienie – wszystko przygotowane…. – tak jak u Jeremiasza. Ale ten “krok” – jak z drzwiami w których klamka tylko z jednej strony – i ta klamka tylko po Pańskiej stronie… . :-)

Pozdrawiam,


Panie Staszku!

Dziękuję przede wszystkim za ton naszej dyskusji, okazuje się, że można jednak z sobą rozmawiać, będac nawet usytuowanym światopoglądowo daleko od siebie…
Freud, Freudem… Jan Paweł II w encyklice “Fides et ratio” napisał: – Wiara i rozum to dwa skrzydła, na których duch ludzki wznosi ku kontemplacji prawdy.

Czyli, nie można wprowadzać podziału na myslących i wierzacych Jego zdaniem. Może miał Papież na myśli to, że wiara potrzebuje rozumu, bo bez niego byłaby ideologią, a rozum wiary, gdy dociera do swych granic poznawczych…?
Pozdrawiam…


andrzej kleina

panie andrzeju. podstawowy zarzut wobec pana to nie to, iz przedstawia pan poglady freuda, tylko ze dosc pozno sie pan osobiscie do nich ustosunkowal. jakos nieswojo sie czuja komentatorzy, gdy ktos stara sie rezerwe trzymac i patrzec z drabiny – zmienia to dyskujse, w wiec poziom rownych, w uklad wykladowca – dyskutujacy o wykladzie studenci, a to juz z rownoscia nic wspolnego nie ma.
poniewaz jednak pan sie w jakis sposob okreslil, zakladam jednak obecnosc tych, co zapowiadali wyprowadzke.
co do panskiego ostatniego zdania: zgadam sie, ze rozum potrzebuje wiary, gdy dociera do granic poznania, jednak jest to ta wiara przez male w. a wiec nie wiara w Boga, tylko wiara np w to, ze ziemia jest plaska a slonce krazy wokolo niej. choc to moze nie do konca dobry przyklad, bo jakies rozumowe przeslanki ku temu jednak byly – mam nadzieje jednak, ze rozumie Pan moja intencje.
mam do Pana pytanie: do ktorego ze stwierdzem przychyla sie Pan bardziej: ateista jest naczyniem, ktore broni sie (lęka) przed napelnieinem Bogiem (Pascal), ateita jest naczyniem ktorego Bóg nie wybral do napelnienia soba (Jung), czy tez jest naczyniem swiadomie wypelnionym wiara w rozum i rozumne postrzeganie swiata?
przepraszam za upraszczanie, alem ja czlek nie tak dobrze ksztalcon jak Pan ;-)


A.Kleina

AndrzejKleina

Czyli, nie można wprowadzać podziału na myslących i wierzacych Jego zdaniem. Może miał Papież na myśli to, że wiara potrzebuje rozumu, bo bez niego byłaby ideologią, a rozum wiary, gdy dociera do swych granic poznawczych…?
Pozdrawiam…

Panie Andrzeju,

no cóż, jesteśmy ludźmi a więc z tej samej gliny i tego samego matecznika…. . To wystarczy do rozmowy na każdy temat.

A co do rozumu i wiary -> moim zdaniem wiara bez rozumu może prowadzić do fanatyzmu… – dlatego też cenię swoją wspólnotę religijną, że teologii i całej dziedziny dociekań rozumowych nie chowa “pod dywan” ale każdy śmiertelnik może sobie zrobić stosowne studia i rozumieć bądź szukać jeszcze głębiej zrozumienia w oparciu o większą ilość przesłanek.. .

Mało tego bardzo cieszę się też, że przyszło mi żyć w tym okresie Historii Kościoła gdyż w tej chili cały dorobek teologiczny, mistyczny, duchowy, liturgiczny, itp. jest wydwany w pozycjach pisanych… .

Przez lata bylismy za żelazną kurtyną i Kł nie mógł wydawać niczego… – wszystko było w II obiegu… . A teraz każdy może pójść do księgarni i poczytać.

A wracając do rozumu, na pewno w postawie człowieka wierzącego jest zawsze postawa “Wiary szukającej zrozumienia…”. Ale jest w niej także pierwiastek zawierzenia i zaufania Bogu.. . Na tej nitce zaczyna się relacja która może trwać.. – i do takie relacji zaprasza Bóg. Chociaż to zrozumienie jest jak “kaganek dla stóp”( nie całej drogi i całego gościńca) to jednak ten kaganek jest wystarczający. Kaganek to wewnętrzny pokój…. który jest efektem ubocznym te relacji… .

Ten pokój ma coś na pewno z tego co psychologia nazywa integracją wewnętrzną człowieka.. .

Pozdrawiam!


A.Kleina

poldek34
AndrzejKleina

Rodzina to rzecz święta. To nawet mówił ten jeden z tych dwóch z brodą. Znaczy się – albo Marx albo Engels, ale chyba ten drugi “W pochodzeniu rodziny itd…”. Rzeczywiście, homoseksualiści dziecka nie urodzą, jakby się nie sprężali, ale adoptować gdzie niegdzie zdaje się już mogą. Nie mam nic przeciwko temu. Jest pewien problem związany z nauką roli społecznej kobiety w stadle dwóch panów, ale podobne problemy występują w rodzinach rozbitych.”

PAn jest psychologiem ale na mój chłopski rozum serce mężczyzny nie da tego dziecku co serce kobiety. A to, że to czy jest to związek M+K wcale nie oznacza, że związek będzie idealny – tak jak Pan nie ma pewności, że to co łączy pary homoseksualne to miłość trwała? Poza tym, nie rozumiem co ma przemawiać za tym aby pary homoseksuane mogły wychowywać dzieci bo argument, że są rodziny patologoiczne jest żaden – gdyż nie ma dowodu na to, że związki Homoseksualne to gwarancja ideału: a co z wiernością i stałoscią tych związków, a co z dzieckiem które w sposób naturalny i biologiczny jest zrodzone przez Matkę Kobietę a nie wychowuje się z dwoma tatusiami lub mamami… ? Ja jestem zdecysowanie przeciwny takim eksperymentom na żywym organizmie jakim jest dziecko.

“A z tymi drogami…? Nie ogarniam tego. Mogę powtórzyć natomiast za Pedro Almodovarem: – Wiara jest darem od Boga i to On wybiera ludzi, którym ją daje. Po prostu nie znalazłem się w gronie wybrańców.
60-lat wcześniej C.G. Jung stwierdził podobnie: – Wiara jest charyzmą, która nie każdemu jest dana. Co prawda Pascal napisał: – Jedni boją się Boga zgubić, drudzy boją się Go odnaleźć.
Może należy się odważyć i zrobić ten pierwszy krok…?”

Panie Andrzeju – jest to dar na pewno. Ale jestem przekonany, że ten dar jest dany każdemu – gdyż Bóg nie ma względu na osoby… : ““A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać CAŁYM swoim sercem, objawię się wam (...)” (Jer. 29:13-14).

WIęc wg mnie Bóg szuka człowieka – każdego… . Ale jest bardzo delikatny w tym szukaniu. Jeśli Ma Pan odwagę i pragnienie – wszystko przygotowane…. – tak jak u Jeremiasza. Ale ten “krok” – jak z drzwiami w których klamka tylko z jednej strony – i ta klamka tylko po Pańskiej stronie… . :-)

Pozdrawiam,

p.s.
O cholera! chciałem przeedytować ten wpis który jest wyżej aby było lepiej widać cytaty autora i zrobił mi się całkiem nowy.. ???? NIe można tego wogóle skasować. Panie Andrzeju – chyba jako gospodarz bloga ma opcję skasowania komentarza – proszę skasować w moim imieniu, nie lubię niepotrzebnie śmiecić.


Panie Griszeq!

Wydaje mi się, że “zarzut” nie ustosunkowania się piszącego do osoby opisywanej a raczej jego poglądów jest cokolwiek nadużyciem. Wszystko chyba zależy od motywacji piszącego. Moim zamiarem było pokazanie kawałka poglądów gościa, innych jak te na ogół znane: badanie histerii, libido i kompleks Edypa etc., ale być może się mylę. Ale, człowiek nie jest komputerem, ma prawo również do pomyłek. W każdym bądź razie Pańska uwaga wywarła na mnie wrażenie i za nią dziękuję też.

Jeśli chodzi o Pańskie pytanie. Najbliższa jest mi mentalnie zdecydowanie trzecia opcja. Mógłbym chyba podeprzeć się Blaise Pascalem (proszę nie postrzegać tego jako mej pretensjonalności, czyli inaczej szpanu watpliwej jakości…) i przepisać z jego Myśli:

- Człowiek jest tylko trzciną, najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną myślącą (...) Cała nasza godność spoczywa tedy na myśli. Z niej trzeba nam się wywodzić, a nie z przestrzeni i czasu, których nie umielibyśmy zapełnić. Silmy się tedy dobrze myśleć: oto zasada moralna.

Pozdrawiam…


Panie Staszku!

Dziękuje za komentarz, a tego “podwójnego” nie wywalam, liczą się punkty :-)
Pozdrawiam…


Andrzej Kleina

prosze tego nie odbierac jako zarzutu osobistego – staralem sie opisac zjawisko. ja sam wole, jesli dyskutuje z kims osobiscie zaangazowanym w temat. w sumie pierwsze pytanie do kogos, kto przedstawia mi poglady osoby trzeciej, to” a co Ty o tym sądzisz?”. znacznie to skraca dystans. w dodatku jest pan osobą o rozleglej wiedzy, co niejednokrotnie pan udowadnial na tym forum, dla ludzi wiec o wiedzy mniejszej, pańska opinia osobista niejako przybliza zrozumienie problemu. bowiem rzucic cytatami w dobie internetu potrafi kazdy – odniesc sie do nich i wplesc we wlasny swiatopoglad to juz sztuka.

dziekuje za odpowiedz. jakos tak sie spodziewalem, ale lepiej to uslyszec od pana, nawet slowami Pascala. zreszta, warte sa one zapamietania.

ps – tam gdzie pojawia sie przestrzen i czas, kazdorazowo zaczyna mi pachniec teoria wzglednosci.. ;-)


Subskrybuj zawartość