Telewizja w życiu młodego człowieka XX wieku. Zagrożenie czy szansa?

Dumny ojciec wkleja pracę szkolną z języka polskiego swojej córy.

Bronię prawa do klęsk i porażek

„Bo ja nie chcę być jakimś gdzieś skradzionym echem, jakimś gdzieś posłyszanym krzykiem, powtórzonym uśmiechem, jakimś czołem znalezionym w mijanym pielgrzymie. Chcę być z siebie i sam chcę nadać sobie imię”. (T. Peiper)

Imię. Każde niby inne, a jednak takie samo. To przecież tylko głupi wyraz, jakaś nazwa bez znaczenia. A jednak ważne. Dla nas, marzycieli – ważne.

Tak bardzo zabiegamy o oryginalność, tak bardzo o uznanie i inność w tym naszym „nudnym”, wyidealizowanym świecie.
W tej naszej „nudnej” kulturze, nudnym otoczeniu, „nudnym” życiu. Wszystko już się pomieszało, już brak niekiedy czegoś normalnego.

A my w tym wszystkim tak bardzo zagubieni. My – nie wiedzący już nic, nie odróżniający już niczego. My – tylko oznaczeni nazwami bez znaczenia. My – żyjący w oznaczonym świecie, w oznaczonej kulturze, marząc jedynie o nierealności. Wszystko już jest oznaczone.

My – tracimy własną tożsamość. Toniemy w osaczających nas modach, stylach, nowym – tym lepszym – świecie. W świecie dla człowieka, gdzie wszystko pracuje dla niego, na niego, za niego. W świecie, gdzie wszystko tworzone jest po to, aby było lepiej i łatwiej, ciekawiej i bardziej nowocześnie. To wszystko obraca się przeciw temu, dla kogo zostało stworzone. Za chwilę zupełnie bez celu istnieć będzie ta pusta, niczego nie mówiąca nazwa. Nawet ona.

Ta „dziwna” rzeczywistość, ciągle ulepszana, ciągle unowocześniana – to wszystko dla nas, aby rzeczywistość przybrała choć na chwilę wymiar bajkowy. Tak bardzo za tym tęsknimy. A rzeczywistość to my.

My – gubiący się w rzeczywistości. Ona szaleje wokół nas, bo z każdym jej „boskim” darem tracimy kolejne COŚ. Tracimy imię – stajemy się nowoczesnymi ludźmi nowego tysiąclecia. Tracimy indywidualność – stajemy się podatnym materiałem, laleczką w rękach rzeczywistości. Tracimy poczucie wartości… Coś jednak jest nie tak. To nie początek bajki, o którą tak zabiegamy…

A wszystko dokoła nas czeka. Siedzi ukryte w kącie i czeka jak sęp, który wychodzi w odpowiednim momencie.

A my – zabiegani w codzienności, materialności i problemach – dajemy się usidlić. Jak małe, bezbronne dziecko.

INDYWIDUALNOŚĆ A MASA

A gdzie ty? Ty, człowieku nowego zmechanizowanego tysiąclecia. Ty, człowieku niepełny, bo straciłeś kolejne COŚ.
A miejsca puste istnieją tylko przez ułamek sekundy.

Miejsc pustych brak, więc biegniemy szybko – nie myśląc, bo na to brak ginącego czasu. Biegniemy, by spocząć pod pustym pudłem z pustą treścią. My, puści ludzie. Bo miejsc pustych brak.

Skaczemy po kanałach, szukając czegoś dla siebie, nie zawsze będąc świadomymi, co jest dla nas. Bo niby skąd możemy wiedzieć, skoro nawet nasze imię – to już tylko pusta nazwa. Chaotycznie tylko myśląc, aby wreszcie zapełnić tę pustkę.

Nieudacznikowi zawsze czegoś brakuje, on zawsze za czymś tęskni, czegoś nie potrafi, nie doznaje. Ale jest puste pudło, które w niewyobrażalnie małych odstępach czasu prezentuje nam to, czego nie ma – to, czego brakuje.

BAJKOWY NONSENS

I siedząc przed tym pudłem upajamy się widokiem szczęścia i nieszczęścia, starca i niewinnego niemowlęcia, prawdy i fałszu, realności i fikcji.

Upajamy się widokiem śmierci, bo to daje nam poczucie bezpieczeństwa. Upajamy się widokiem cierpienia, bo to pozwala docenić to, co mamy.

Podziwiamy walki pseudo nieśmiertelnych bohaterów, co nas dowartościowuje i bardzo umacnia. Wykładamy o absurdzie serialu, w którym dwoje ludzi ocala świat. To przecież niemożliwe, mówimy sobie. Jednocześnie adrenalina we krwi rośnie. Ci bohaterowie są tacy jak my, może więc…

Granica staje się względnie niedookreślona, niebezpieczna… Bo niebezpieczne jest to, co nas otacza. Bo niebezpieczni jesteśmy my.

Ujawnia się to co najniebezpieczniejsze. Zakłamanie. Krzycząc o prawo do normalności, krzycząc o samostanowienie o sobie, krzycząc o indywidualność, i wolność – sens się zatraca.

Jest tylko telewizja, prasa, opinie, rozwiązane problemy, propozycje, mody, style, co wypada i co niedopuszczalne,
co ambitne i godne oraz to, co bez znaczenia.

Wszystko w zasadzie jest, ale tak naprawdę nie ma niczego.
Bo wszystko jest niczym.

ZAGROŻENIE CZY SZANSA?

Czym jest telewizja dla młodej, jeszcze nie do końca określonej
osobowości, jeszcze nie do końca wiedzącej co poszukiwać?
Nie mówiąc już o trudności wyboru.

Jest szalonym niebezpieczeństwem, przy jednoczesnej „wrodzonej” próżności każdego z nas. Przy próżności polegającej na wyborze tego, co łatwe.

Gdzieś w tym naszym nudnym świecie, świecie nudnych ludzi, zatraca się wiara w możliwość zwycięstwa, wiara w sens ciężkiej walki, w sens długiej drogi zmierzania do czegoś. W sens klęski i następującego po niej zwycięstwa.

Kto nam te wiarę odbiera?

My, żyjący jak roboty w nowoczesnym świecie przepełnionym banalnymi programami, niby faktami.

Po co więc walczyć, skoro brak w nas wiary w zwycięstwo. Po co się męczyć, skoro tak… łatwiej. Po co więc czytać, skoro tak szybciej. Po co męczyć się przy ambitnej sztuce ukazującej się na naszych ekranach. To nie ta bajka. Wyobraźnia zasypia, śmiertelnie zmęczona.

Pysznimy się swoim człowieczeństwem, nie mając nawet odwagi, aby przyznać się do własnej marności, którą to sami sobie zgotowaliśmy. Fikcją jesteśmy my – czynni, kroczący naprzód, czciciele ciągłego procesu. Tego procesu nie ma. Może tylko proces cofania.

Ale dla człowieka martwego, pustego, nie tylko telewizja jest zagrożeniem. Zagrożeniem jest on sam – wyznawca telenoweli i prostackich taśmociągów; wyznawca doznawania tego, co dobre; wyznawca poglądu, że życie jest po to, aby ciągle pozyskiwać.

A życie jest po to, aby nieustannie stawać się.

Róbmy więc wszystko, właśnie my – młodzi. Brońmy swego człowieczeństwa, swej inności, czystości. Brońmy prawa do klęsk i porażek. Bo ktoś nam to jednak odbiera.

Karolina Kleina
klasa IVG LO, maturalna 1999

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Andrzej

no to sie córa w tate wrodzila, nie ma dwoch zdań. ;-)
pewnie moznaby z większością tez dyskutować, ale tak pozytywnie mnie nastawił fakt zadawania sobie pytań, szukania odpowiedzi i stawianie przemyślanych tez przez badź co bądź młodą osobę, ze jedynie mlasne z zadowolenia i poprosze o przekaznie córze pozdrowień.


Faktycznie Andrzeju

Panie Kleina możesz Pan głowę w górze nosić.

Pozdrawiam Pana i Pańską latorośl


Panie Griszequ!

Dziękuję bardzo za dubeltowy komplement, córce pozdrowienia przekazałem, prosiła żebym podziękował, co niniejszym czynię.
Pozdrawiam…


Panie 19zenku!

Oj tak, noszę... Dziękujemy za pozdrowienia i równie serdecznymi się odwzajemniamy…


Andrzej

Panie Andrzeju – a moze by Pan tak Karolinie zaproponowal, coby nam tu od czasu do czasu cos smakowitego podrzucila – bo bylo nie bylo, tekstowicze to wprawdzie wiara oczytana i doswiadczona, ale tez i troche zmanierowana z racji lat przezytych. Taki dosc ekskluzywny, ale jednak klub staruszkow. ;-)
Czasem przydaloby sie poczytac, jak na te wszystkie madrosci tekstowiskowe (i w ogole na rzeczywistosc) zapatruja sie umysly calkiem swieze – cos jakby “mlodszym okiem”. Mógłby Pan to firmować własnym nazwiskiem, z zaznaczeniem ze tekst i opinia pochodzi od Karoliny. co Pan na to?


Panie Griszequ!

Pogadam z Nią, ale tyle lat upłynęło od Jej szkolnych czasów. W międzyczasie skończyła kolejną szkołę, urodziła córę, uczestniczy w “wyścigu szczurów”...
Serdecznie pozdrawiam…


Andrzej Kleina

No dopiero teraz spojrzałem dokładniej na date powstania tekstu Karoliny i porachowałem na paluchach ilez to lat miec moze. Ale w standardach txt to raczej nadal za mlodziez uchodzic będzie ;-).
Ciekawi mnie, czyt utrzymała styl. Krotkie, zamknięte zdania. Śmiałosc w stawianiu diagnoz. Swego rodzaju kategoryczność, bunt, dobrze rozumiana złość.
Czekać nam pozostanie na decyzję.
Pozdrawiam.

PS – Pan człowiek mądry jest, nie wybił jej Pan z głowy tego wyścigu szczurów?


Panie Griszequ!

Napisałem, a właściwie przepisałem dwa teksty, które dałem jej do poczytania. Nie na tym był koniec co oczywiście.

Pierwszy autorstwa Krzysztofa Szczepaniaka pochodzi z 2002r; drugi zaś Izabeli Larisz z 2004r.

– Obywatel społeczeństwa superprzemysłowego nie myśli kategoriami kariery, lecz serii karier – uważa Szczepaniak w „Wyścigu szczurów 2” cytując Alvin Toflera. Słowa światowej sławy futurologa potwierdzają amerykańskie badania, według których współcześni absolwenci szkół wyższych będą średnio czterokrotnie zmieniać zawód i piętnastokrotnie swoich pracodawców.

Dlatego dziś “wyścig szczurów” oznacza już nie tylko walkę o awans, ale także o zdobywanie różnorodnych umiejętności i doświadczeń, tak by być mobilnym i zdolnym do zmiany zawodu w każdej chwili.

Pojęcie “wyścig szczurów” powstało w roku 1968 w okresie ruchów kontestatorskich. W sposób pogardliwy odnosiło się do wzorów kariery i awansu społecznego. Było krytyką stylu życia sprowadzającego się do nieustannej walki o coraz wyższe stanowisko w hierarchii służbowej. Ekonomista po studiach zdobywał pracę w małej firmie, następnie walczył w niej o coraz wyższe stanowiska. Gdy osiągnął wszystko co było możliwe, przeskakiwał do wielkiego koncernu, gdzie znowu wchodził w wyścig z konkurentami – ekonomistami.

Dwudziestowieczna definicja pojęcia “wyścig szczurów” przestaje być aktualna. Nieuchronnie nadchodzi era ciągłych zmian w życiu zawodowym. “Wyścig szczurów 2” zakłada nieustanną edukację. Dlatego coraz częściej młodzi ludzie oprócz dobrych zarobków, chcą zdobywać w pracy nowe kwalifikacje i doświadczenia.

Coraz częstszym powodem opuszczania miejsca zatrudnienia jest niemożność dalszego kształcenia się. Nierzadko słyszy się słowa: “przestałem się rozwijać”. Młodzi ludzie wiedza, że ustawiczne kształcenie jest jedyną szansą na szybkie przekwalifikowanie się, gdy zajdzie taka potrzeba.

Wyścig szczurów toczy się więc, już nie tylko o awans, ale także o lepsze możliwości rozwoju. Bo wygra ten, kto w odpowiednim momencie zareaguje i zmieni pracodawcę lub zawód. Młodzi pracownicy, myślący perspektywicznie zdają sobie sprawę z niestabilności rynku pracy, dlatego od samego początku uczą się podejmowania ryzyka i szybkiego adaptowania do nowo zaistniałych sytuacji. Wiedzą, ze przyjęcie strategii “dryfującego skoczka” może zaowocować w przyszłości. Ciągłe przechodzenie z jednej do drugiej firmy oswaja ludzi ze stresem związanym ze zmianą miejsca zatrudnienia.

Ponadto, każde nowe przedsiębiorstwo daje możliwość zdobycia nowych kwalifikacji. Każdy, kto bierze udział w dwudziestopierwszowiecznym “wyścigu szczurów” doskonale musi znać czynniki, które najbardziej decydują o sukcesie we współczesnym świecie. Oprócz wiedzy i koniecznych już umiejętności jak: języki, komputer, prawo jazdy, o osiąganiu sukcesu decydują cechy charakteru takiej jak: komunikatywność, kreatywność, towarzyskość (np. prawienie umiarkowanych komplementów szefowi). Daleko mogą zajść także ci, którzy unikają podejmowania prac rutynowych. Możemy więc szefowi przypominać, że nie chcemy się ograniczać tylko do jednego zajęcia. W ten sposób również wykazujemy się zaangażowaniem.

We współczesnym wyścigu szczurów o pozycji na rynku pracy decydują często head hunterzy. Jeśli “łowca głów” dzwoni do kogoś, to znaczy, ze ten ktoś nie jest byle kim – twierdzą pracodawcy. Znalezienie się w kręgu zainteresowań head hunterów jest sygnałem, że stajemy się liderami na rynku pracy. By wzbudzić ich zainteresowanie najczęściej trzeba wykazać się pewnym doświadczeniem. “Łowcy głów” rzadko interesują się osobami bezpośrednio po studiach. Na to by “być łowionym” trzeba sobie zasłużyć. Wielu konsultantów korzysta z własnej bazy danych tworzonej na podstawie nadsyłanych do firmy doradczej życiorysów. Warto więc zawczasu postarać się, by nasze CV znalazło się w firmie, zajmującej się pozyskiwaniem pracowników.

Niestety “wyścig szczurów” ma wpływ na psychikę i styl życia młodych ludzi. Jeśli ktoś chce pokazywać, że jest dobry, często musi poświęcać pracy więcej czasu niż przewidywałaby to norma. Brak stabilności, “zakorzenienia” nie daje świętego spokoju. Nie ma w pracy czasu na refleksję, bo nieustannie trzeba się sprawdzać. Współcześni pracownicy częściej muszą pokonywać stresy związane z ryzykiem, które będzie coraz większe w epoce “wyścigu szczurów 2”. Zmiany w życiu zawodowym będą następowały częściej i z większym nasileniem.

Tyle Krzysztof Szczepaniak.

- Izabela Larisz w „Wyścigu szczurów: którędy do mety” pisze: – Toteż świat jako parkiet giełdowy jest światem szczura. Jego rzeczywistość wyzuta z emocji i melancholii dokładnie określa szczura jako mechaniczne zombie, odgórnie sterowane przedmiotami, którymi się szczur otacza. Jest on twórcą nowej tożsamości — podmiot staje się przedmiotem, a człowiek czuje się rzeczą. Naturalnym środowiskiem szczura jest paradygmat nieśmiertelności, szczur nie myśli o śmierci. Paradoksalnie notuje ją jako fakt, który się „przydarza” — śmierć jest dla szczura jedynie nieprzyjemnym zdarzeniem.

Któż to wie, czy szczur nie pędzi z najszczerszym nurtem życia, którego istotą jest jakaś ślepa wola posiadania jako stan ucieczki od nieuniknionego kresu życia. Zważywszy, iż nadal jedyną „wygraną” natury, dotąd niepokonaną w tym wyścigu jest fakt, iż śmierć jest nieprzekupna. Wszystko można sprzedać i wszystko można kupić, lecz nie da się kupić życia. O tym podświadomie wie szczur, on ściga się tak naprawdę ze śmiercią, wówczas pieniądz działa niczym syntetyczna substancja znieczulająca w agonii.

Szczur spieszy się, by życie przeżyć najmocniej, jakby wziął sobie do serca motto, że „życie jest jedno i trzeba je przeżyć intensywnie”. Intensywność w świecie szczura to natężenie ślepej woli, która szczura niesie. W ten sposób szczury zbudowały mechaniczny świat finansowego kibucu. Ich życie jest czystym pędem wypróżnionym z treści, barw i emocji. Szczur stał się zwierzęciem sawanny, jego życie jest sumą fizjologicznych procesów przekształconych w zmaterializowany cykl czynności: szczur zdobywa, posiada, wydaje (czytaj: wydala). Dlaczego więc życie szczura kusi i fascynuje już dzieci? Szczur nie zna tego, co jest ze swej istoty cenne: emocji, postaw głupich i mądrych, niepoważnych i szalonych, tego co zmienne i przypadkowe. Ostatecznie nie posiada świadomości i poczucia śmiertelności, bo szczur żyje arogancką quasipełnią życia i głupio z życiem przegrywa, metą w wyścigu szczurów jest bowiem życie, a dokładniej jego kres.

Zastanawiam się więc, dlaczego szczur nie jest ćmą, a ten wyścig światłem? Bo człowiek — ćma spala się w samym środku życia, w jego rdzeniu, on żyje na krawędzi życia smakując wszystkich barw światła. Człowiek – ćma toczy autodestrukcję w samym istnieniu, w szaleńczym pragnieniu bycia, niezmiennie pozostając człowiekiem zmierza się z sobą.

Tymczasem człowiek — szczur ignoruje życie przeciwstawiając mu świat rzeczy, które w demoniczny sposób pragnie mieć. Człowiek — szczur zmierza się z życiem tratując w tym wyścigu człowieka, sam czuje się rzeczą wyjątkową. Dlaczego więc szczury wywołują w nas niechęć i przerażenie? Bo nie może być inaczej, dopóki być i mieć są sobie od zarania dziejów w pełni przeciwstawne.

Jeśli dotarł Pan aż tutaj – pozdrawiam…


AK

Dotarłem, dotarłem. Znacznie bardziej trafia do mnie tekst Szczepaniaka.
Jestem naocznym obserwatorem tego typu zjawiska, jako ze czas zawodowy spedzam w pewnej wiodacej krajowej instytucji finansowej.
Zauważyłem pewną prawidłowość, o której KS nie wspomina. Otóż czesto interdyscyplinarność menagerow wynika nie tyle z ich krzyzowego kszatlcenia sie i celowego przygotowywania sie do ewentualnej zmiany zawodu, ale z szeregu cech osobowościowych i wiedzy (a raczej umiejetnosci jej wykorzystywania), ktora pozwala odnależć sie wlasciwie z tym samym garniturem umiejetnosci w diametralnie roznych miejscach.
Nie chodzi mi tu o specjalistow/analityków, bo oni raczej zmieniaja pracodawcow niz zawody, tylko o osoby zajmujace sie zarządzaniem. Zarządzaniem, a nie rzadzeniem – bo to kolosalna roznica. Na zywym przykladzie mojego serdecznego kupla wiem, ze zarzadzanie Bankowym Centrum Kredytowym jest praktycznie tym samym, co zrządzanie Dużą Firmą Budowlaną. Chodzi o to, by zarządzać “dobrze”. I to właśnie robi. Z punktu widzenia obserwatora zewnętrznego, jest wrecz ksiazkowym przykladem szczura ktory wygrywa wyscigi. A to jest po prostu normalny czlowiek, kotry robi korporacyjne kariery zachowujac kregoslup moralny i trzymajac sie zelaznych zasad etycznych.
Takich ludzi jest sporo i czestokroc niesprawiedliwie sa wrzucanie do jednego wora z karierowiczami.
Bowiem jakos sie nie zgadzam z Panią Larisz, ze “byc” i “miec” sa od zarania dziejów W PELNI przeciwstawne.


Subskrybuj zawartość