Gdzie ci harcownicy

Plotkarz napisał na moim bez mała osobistym portalu, że ja napisałem i to napisanie wystąpi teraz w moim poniższym tekście, znaczy się w sumie na spółę napisanym z plotkarzem. Jako inwokacja.

- Panie Klejna, napisał pan kiedyś: \“Mutacyjny Głos Lubawski, jak i ta druga – Gazeta Lubawska – zdecydowanie gorsza od słabej pierwszej, kupiona stanowiskiem dyrektorskim (w MOK-u) dla jej cichego właściciela, są pismami skierowanymi przede wszystkim do mas niewykształconych i kuchennych, i zgodnie z intuicyjnie znanymi zasadami sztuki indoktrynacyjnej stosują środki skuteczne w przekonywaniu niewykształconych i nieskorych do głębszej refleksji mieszkańców. Ich priorytetem było i jest urabianie umysłów poprzez porażanie szarych komórek i utrzymywanie w letargu posowieckim starszego pokolenia i wychowywanie kolejnego pokolenia homo sovieticusa-debilusa\”.

Mam pytanie jeśli można. Czy dzisiaj pańskie zdanie jest tak jak wtedy.

Pytać można, jasne. Odpowiadam. Od końca. Moje zdanie jest dzisiaj inne niż wtedy było. A było, z tego co widzę – ostre. Nie pomyślałbym, że mogłem coś tak ostrego napisać. Znaczy się, byłem wtedy qrva ostry jak sam Oleksy. Znaczy się jak brzytwa Oleksego i proszę nie pomylić z Ockhamem.

Znaczy się więc, że moje zdanie dzisiaj jest inne. Zdecydowanie i diametralnie. I powiem szczerze. Głos Lubawski nie jest gazetą mutacyjną (co ja miałem na myśli wtedy…?), Głos Lubawski jest dodatkiem do kupowanego programu telewizyjnego, który dokładają też do Gazety Olsztyńskiej. Czyli dają trzy w jednym. Takie czasy.

Skąd mi się brały te trudne słowa jak: Homo sovieticus- debilus? – nie jestem w stanie uzasadnić. O udokumentowaniu etymologicznym nie wspominając. To urabianie pomysłów, znaczy się umysłów, to porażanie komórek, te letargi, to naprawdę moje? Skąd ja te słówka trudne znałem…? Te indoktrynacje, refleksje, priorytety, intuicje, masy niewykształcone i kuchenne, i to wszystko w tak krótkim tekście. Brr… No, to ja się nie dziwię teraz tym magistrackim spazmom niezrozumienia i wykrzykiwania na forach różnych, że bełkoczę...

Dawno temu, albo i jeszcze dawniej, kiedy Jarecki ledwo co marzył by ministrantem zostać, czy nawet harcerzem, a Mama Pani Magii też do wczesnych klas podstawówki uczęszczała, nabyłem w Poznaniu, gdziem kolejne nauki pobierał niezbyt gorliwie, w księgarni nobliwej – Ericha Fromma „O sztuce miłości”. Świeżo byłem po recepcji, percepcji i temu podobne – „Pamiętników Fanny Hill”, myślałem więc, że to będzie kontynuacja jaka przednia.

Drżącom dłoniom i spoconom, chwyciłem dziełko i już na wstępie dysonans poznawczy przeżyłem. Otom się dowiedział, że „książka ta musi rozczarować każdego, kto oczekiwałby od niej łatwego wprowadzenia w sztukę miłości”. Dalej było jeszcze gorzej, no bo zapytał mnie autor, „czy miłość jest sztuką?” I zaczął mi tłumaczyć, że wymaga ona wiedzy i wysiłku. Że wysiłku – to chcąc stanąć na wysokości zadania, z 500% normą budowniczego Warszawy zaraz po okupacji – to wiedziałem, ale wiedzy…?- Pogięło chłopa chyba – tak sobie pomyślałem. Jakiej wiedzy do bzykania trzeba…?

I już na zakończenie. Czekam na debiut pierwszego harcownika w Textowisku. Czy będzie nim Galopujacy Major? Kogo dowartościuje wskazując nań długopisem? Czy i mnie się od kogo dostanie? Czy zasłużyłem?

Zdradzę wszelako swą słodką tajemnicę. Przeszedłem niezłą szkołę jazdy po bandzie w trakcie różnych quasi polemik na różnych forach lokalnych, krwiożerczych. Sądzę w swej zarozumiałości, że jestem w te klocki niezły. Zacytuję dość znamienny wpis na stronie gazety, gdzie jeszcze niedawno się produkowałem:

„Muszę, niestety, ze wstrętem przyznać, iż Andrzej Kleina posiada nieograniczoną zdolność polemiki z wszelkiej maści domorosłymi intelektualistami. On, zaprawiony w prowadzeniu dyskursu, odpiera każdy, nawet najbardziej niezborny intelektualnie atak, co przydaje mu animuszu w pozornie tylko przegrywanej akcji. Ze wstrętem, gdyż nie optuję za jego tasiemcowymi wypowiedziami pełzającymi jak glizda ruchem robaczkowym, wślizgując się w porowate ośrodki korowe mózgu atakującego go delikwenta”.

Aż się sam boję tego tasiemca…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

zapraszam do mnie

;)


Panie Andrzeju,

po takim tekście, żaden się polemista zgłosić nie chciał, żeby nie zostać za domorosłego intelektualistę poczytany.

Dobrze, że chociaż Pan Major zdecydował się...


Majorze!

Pan nie ma prawa żądać i dawać satysfakcji honorowej, jest Pan bowiem wykluczony ze społeczności ludzi honorowych jako indywiduum zgodnie z art. 8 pkt. 11 notorycznie łamiący słowo honoru, a takim było publiczne przyrzeczenie publikacji autonomicznego tekstu w tym właśnie miejscu.

Nie wyobrażam sobie w tej sytuacji, iż zechce przeciwko Panu ktokolwiek stawać...


Panie Yayco!

Myśmy ten tekst ze Stachem skombinowali, znaczy się sprokurowali. Tak na wszelki wypadek, żeby konkurencję ewentualną w wadze półgupiej odstraszyć.
Pozdrawiam…


Subskrybuj zawartość