Wiara oświeconych, czyli supozycje zamiast przekonań

OSTRZEŻENIE: Zarys tego tekstu (jest po przeróbkach…) widział już światło dzienne w saloonie i był komentowany przez Sosenkę oraz panów Lorenzo, Sajonarę i Poldka, który w swym wpisie „odgrażał” się, że raz jeszcze głos zabierze, ale nie zabrał. Poza tym długi i może okazać się nudny i mówię to bez kokieterii.

Władysław Witwicki w swym badaniu przedstawionym w „Wierze oświeconych” nie zajmował się przedmiotami wiary (tym, w co ludzie wierzą), tym bowiem zajmuje się teologia. Zajmował się wyłącznie badaniem aktów wierzenia i stosunku ludzi wierzących do treści wiary.

Badania ograniczył do kategorii ludzi światłych, gdyż założył, iż szkoła i inteligencja tych ludzi wymaga od nich zastosowania pewnych zabiegów, ażeby wierzyć, pewnej techniki życia wewnętrznego, gdyż ich wnętrze w odróżnieniu od „prostaczków” jest bardziej skomplikowane.

Kluczowymi terminami przy pomocy których opisuje Witwicki przedmiot badania są przypuszczenia i wątpienia czyli sądy subiektywnie prawdopodobne; supozycje i przekonania.

Przypuszczenia (coś istnieje w pewnej chwili) i wątpienia (przedstawianie pewnego stanu rzeczy, wydanie sądu twierdzącego jest jednak trudne) tak faktycznie nie są w ogóle sądami, tylko pewnymi supozycjami o różnych stopniach siły, a nawet nie posiadając żadnej siły. Przy pewnym nasileniu supozycja może przekroczyć punkt graniczny i przejść w przekonanie. To jest ten newralgiczny moment, w którym zjawia się pewność osobista, czyli szczere przeświadczenie, że coś istnieje lub że nie istnieje.

Czym jest supozycja? Twórcą pojęcia jest austriacki filozof, twórca szkoły psychologicznej w Grazu – Alexius Meinong (1853 – 1920). „Annahmen”, czyli supozycja to stan pośredni między przedstawieniami a przekonaniami. To stan wewnętrzny, kiedy przeżywamy i rozumiemy, co ktoś mówi lub pisze, chociaż nie podzielamy jego przekonań. Żadna supozycja nie jest przekonaniem, każda jest cieniem przekonania, jest „przekonaniem na niby”, przekonaniem pozornym. Typowy przykład supozycji to adwokat w sądzie karnym broniący sprawy, w którą nie wierzy. Albo dysputa, gdy przez chwilę prezentuję nie swoje stanowisko.

Wiara ze swej istoty jest bowiem systemem supozycji, nie przekonań. Tak też rozumie ją nauczanie Kościoła Katolickiego, jednak psychika dzieci i ludzi „nieoświeconych” (bez wykształcenia), z braku innego źródła informacji na pewne tematy, przyjmuje nauki Kościoła za fakty. Brak świadomości tej sytuacji jest zgubny przede wszystkim dla dorastających dzieci oraz ludzi wykształconych, każe im bowiem w pewnym momencie zrezygnować z życia religijnego bądź też żyć w kłamstwie (równocześnie żywić przekonania sprzeczne i wypierać ten fakt psychiczny wobec samego siebie).

Witwicki mówi wprost: – „przymusowa nauka religii i przymusowe praktyki religijne są czynnikiem wychowawczym na ogół ujemnym [...]. Ujemnym przede wszystkim dla dzieci inteligentniejszych i lepszych [...] tych, którym trudniej kłamać [...]. Ujemnym dlatego, że na przymusowej nauce religii zmusza się gwałtem dzieci myślące, oświecane w szkole i w domu, żeby wierzyły w rzeczy nieprawdopodobne, sprzeczne wewnętrznie oraz sprzeczne z tym, co dzieci słyszą i słyszeć oraz czytać muszą poza godzinami religii [...]. Utrata wiary dziecięcej jest zjawiskiem naturalnym i niezmiernie rozpowszechnionym [...]. Wychowanie moralne w szkole należy oprzeć na gruncie świeckim”.

Wyniki badań:

Osoby oświecone w związku z treścią swojej wiary przeżywają bądź to przekonania, bądź supozycje. W miarę przybywania wiadomości i wzrostu tendencji logicznych, zjawiają się tzw. trudności w wierze. Trudności te, to objawy psychologicznej zasady sprzeczności.

Człowiek, czuwający w całej pełni, unika przekonań sprzecznych, a gdy je zauważy przeżywa konflikt. Gotów jest pozostać przy jednym przekonaniu, nie zawsze wie przy którym. Zasada ta nie jest aprioryczna, łatwo ją powtórzyć.

Trudności te jednak nie wykluczają wiary. Ludzie posiadający dużą wiedzę „świecką” i żywe tendencje logiczne często bardzo żywo wierzą. Ich wiara polega jednak nie na przekonaniach a na supozycjach. Te stany wewnętrzne powstają w nich pod wpływem aktów woli, skierowanych do wywołania w sobie przekonań wymaganej treści. Pod wpływem praktyk religijnych, modlitw, ćwiczeń duchowych etc. (ortodoksyjny, walczący ateista powiedziałby być może „indoktrynacji”) supozycje mogą przechodzić w przekonania.

Życie religijne osób oświeconych jest podobne do przeżyć estetycznych. Jest to u nich wielka, stała, uroczysta gra, w której biorą udział i nie cierpią, aby ktokolwiek wyprowadzał ich z tego nastroju i przyjętej postawy. Zwracanie im uwagi na sprzeczności, zachodzące między wiedzą świecką a wierzeniami religijnymi, jest dla nich nie tylko przykre, a przeważnie bezcelowe i nie na miejscu.

Tak jak wiedza polega na przekonaniach a wiara na supozycjach, tak nie zachodzi kolizja w duszy oświeconego między jego wiarą religijną a jego wiedzą świecką. On przeżywa jedno i drugie w różnych postawach duchowych, bo wierząc suponuje umyślnie i przejmuje się treścią swoich supozycji, a wiedząc wydaje sądy mimo woli i skupieniu i choćby najbardziej chciał myśleć inaczej, niż myśli naprawdę.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Andrzeju

Rzeczywiście – pamiętam, że Pan zawiesił stosunkowo dawno ten tekst w salonie, rzeczywiście wpisałem się i (skoro Pan mówi, że obiecałem) to pewnie obiecałem, że jeszcze się odniosę.

To może spróbuję.

Supozycja ->>> jak Pan mówi, jest rozumieniem tego co ktoś mówi, ale słuchacz który rozumie nie musi uważać tego Za Prawdę.

Do mnie to określenie supozycji trafia. Ale mówiąc o Wierze mówimy o czym więcej. Ja akurat jestem osobą wierzącą – ale dla mnie sama wiedza nie oznacza jeszcze wiary.

Gdyż wiedzę ma szatan i co z tego, że ją ma skoro nie Wierzy w znaczeniu: nie ufa Bogu, nie uznaje jego sytemu wartości za właściwy -> tworzy swój, na nie swoją korzyść..

Więc supozycja – jest wg mnie w pana poście próbą opisania postawy człowieka wierzącego.

Co do szkodliwości nauki religii o jakiej pisze WItwicki – wypada mi się tylko uśmiechnąć. Gdyż jeśli dla Pana WItwickiego wychowywanie w chrześcijańskim systemie wartości jest szkodliwe – trudno cokolwiek komentować.

Zwątpienie
Zgadzam sie, że wiara człowieka wymaga rozwoju – a to związane jest z dynamiką życia człowieka. Człowiek dojrzewając stawia sobie coraz to inne pytania i oczekuje na nie odpowiedzi. Tutaj jest jakby zagwozdka o tym, że wskutek pojawiania się pytań szukamy odpowiedzi… – może to powodować zwątpienie(brak odpowiedzi) jak wzrost(uzyskanie odpowiedzi).

Jednak zawsze w pewnym sensie będzie to Wiara – czyli Wierzę, że tak jest, Ufam MU – temu Który Jest… .

Wiara ogarnia człowieka wielopłaszczynowo, gdyż przecież ona nasyca treścią świat wartości(etyki czy moralności), z tego wynikają implikacje moralne i konkretne postawy życiowe we wszystkich dziedzinach.

Więc nie można – opisując wiarę – brać pod uwagę tylko formę zewnętrzną: kult, praktyki religijne ale oprzeć to na moralności która jest postrzegana nie tylko jako coś dobrego, niezbędnego ale tez i świętego.

A kończąc – Pan pisze o podobieństwie do przeżyć estetycznych. Na pewno prawda. Ale np. Matla Teresa z Kalkuty w swoich pismach wyznaje zaskakująco, że przez wiele lat doświadczała najczęściej ciemności, zwątpienia, i posuchy duchowej – ale skupiała się na tym co warto robić – na tym co mówi Ewangelia.. .

Więc drogi i doświadczenia płynące z Wiary to wg mnie bardzo subiektywne “emocje” i różne w każdym wierzącym człowieku. Gdyż, każdy człowiek jest inny i przez to jego “nasycenie wiarą” będzie widoczne w zupełnie inny sposób.

To można przyrównać do muzykowania lub malarstwa – każdy ma swój styl, każdy ma swój haryzmat.. .

Coś na kształt supozycji ale to nie to samo. Może być teolog który świetnie zna się na teologii ale pozbawiony Wiary – wtedy mamy supozycję.

A Wiara wnosi blask i przestrzeń w te “poglądy” – jest ona trudna do uchwycenia i pokazania pojęciowo. Można ją opisywać jedynie “pos factum” po owocach. Jednak ze względu na charakter duchowy jest chyba nie definiowalna sama w sobie. A można ją opisywać po owocach życia wierzącego.

Ja bym powiedział wg swojej terminologii teologicznej, że Wiara to efekt otwarcia się na działanie Ducha Świętego – 3 osoby boskiej. Chcesz wierzyć pozwól mu działać.... . On sam wszystkiego dokona. Działanie subtelne, rozwijające i stwarzające nową przestrzeń w sobie i w świecie – otwiera nową perpektywę.

Pewnie za bardzo poszedłem w końcowym akapicie w teologię. No ale to moje skrzywienie i mój teren.

Pozdrawiam.

p.s.
Rozumiem, że tytuł to “doza pieprzu” aby zachęcić czytelnika do przeczytania, :-))

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Staszku!

Na początek OT: Wkleiłem tę notkę z przyczyn obrzydliwych. Egoistycznych. Po raz kolejny chciałem coś sobie udowodnić. Co? Niech za mnie przemówi Pan Podróżny, którego poniższy komentarz pod kreską u Majora znalazłem:

- Narzekanie na marnośc tekstów w TXT jest zastanawiająca. Jest to o tyle intrygujące, ze tak naprawdę nie bardzo wiadomo o co chodzi. Bo tuz obok piszę o noblistach ze Śląska, nie powiem, zeby byli niezauważeni, ale czy sa to teksty typu niewarte uwagi, dyskusji, czy nieciekawe? To, że chce się dyskutować o Maryni, a potem sie narzeka, że nic nie ma tylko o Marynie to, troche taki samo napędzajacy się dyskurs o narzekaniu. Piękne panie i bystrzy panowie, trzeba samemu pisac rzeczy ciekawe, a mniej narzekac, że inni nic nie robią.

Pod tym tekstem, który był Pan uprzejmy zauważyć i z właściwą sobie kulturą skomentować, kolejki nie będzie… Nudny. I długi.

Pozdrawiam z przeciwnego obozu, absolutnie nie wrogiego…


Panie Andrzeju

ja kolejką bym się nie przejmował gdyż to nie istotne. Ważne by stawiać pytania.. . Często wielu czyta ale nie wielu zabiera głos – mają na pewno powody.

Ale chętnie o tych supozycjach pogadam.

A tekst trochę za bardzo teoretyczny. Jakby Pan bardziej “prostu z mostu” podług siebie napisał to i “piaskiem po oczach” czytelnika by dało, :-)) I do dyskutowania zachęciło.

Pozdrawiam.

p.s.
Ja to nawet swoim topikiem oburzenie wywołuję, :-)))))

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Staszku!

Może się rozkręcę i sobą zacznę trochę gadać, a nie Witwickim, ale na usprawiedliwienie powiem Panu, że leżę w łożu boleści, antybiotyk łykam i białko własne, mózgowe warzy mi się od gorączki.
Skrzyczy mnie Pan, jak zapytam dlaczego Pan wierzy? To potrzeba jakaś? I jak to jest, że jedni mogą bez tej potrzeby żyć, a inni nie?


Panie Andrzeju,

Myślę, że wiara to łaska. I nie ma to wiele wspólnego z poziomem intelektualnym, czy wykształceniem człowieka. Owszem, wiedza moze wpłynąć na sposób przeżywania wiary, może być motorem głębszych poszukiwań. Samo uczestnictwo w obrzędach nie ma nic wspólnego z wiarą. By ona była pełna musi dojść do spotkania Osób. Bardzo osobistego i indywidualnego. I dopiero wiedza połączona z takim przeżyciem, może zaowocować prawdziwie dojrzałą wiarą.
To moje, subiektywne obczucie, wcale nie musi byc prawdziwe.

Pozdrawiam i zdrowia życzę.


P.Andrzeju

toś Pan teraz mnie ustrzelił – bo to pytanie niebagatelne.

Dlaczego Wierzę?

hmm… – będąc młodym szczawiem widziałem moich rodziców, którzy byli wierzący, bardzo prości ludzie – jak to na wsi.
Zawsze wzbudzał mój podziw to, że dla nich wierzyć oznaczało być prawym i uczciwym człowiekiem. To coś jakby bycie takim człowiekiem było przywilejem na który nie każdego stać. Bo widziałem tez ich znajomych – też wierzących – ale takich idących na kompromisy, z tą prawością mających niewiele wspólnego.

To taka lekcja z dzieciństwa wyniesiona z domu, którą sobie niezwykle cenię do dziś. A do rodziców mam ogromny szacunek i wdzięczność za tę lekcję.

W moim przypadku – jak Pan wyczuwa – było tak, że prawość i uczciwość w życiu szły w parze z Wiarą w Boga a nawet się przenikały na wskroś. Takiego który był prawy i za prawością się opowiadał, prawości uczył i będąc prawym skończył na krzyżu… . A więc prawość w naszej galaktyce to coś co może być nonkonformistyczne.
Więc Bóg w którego wierzą moi rodzice się spodobał. :-)))

Jednak to nie był jeszcze mój osobisty Bóg, lecz ciągle Bóg moich rodziców. Ten przydomek “mój Bóg” mogłem dopiero przypisać mu w szkole średniej podczas rekolekcji na wyjeździe… . Było to spotkanie z Bogiem który ma plan wobec mnie, który dał mi talenty, który się mną interesuje w najbłahszych nawet drobiazgach życiowych. Który nie jest mi obcy ale przeciwnie bliski: bo “wszystkie włosy ma policzone na mojej głowie..” albo “jestem u Niego ważniejszy niż wiele wróbli” – bo żaden bez jego zgody nie spada na ziemię.... .

Spotkałem ludzi którzy mi ten obraz Boga z płaskiego uczynili trójwymiarowym. I tak się zaczęła przygoda z “moim Bogiem”. Czytanie sobie BIblii, częstsza spowiedź niż zwykle, regularna Eucharystia, itp. Nawet mało brakło i byłbym Księdzem.., :-)))
Ale pozostałem zwykłym człowiekiem.

Dlaczego wierzę? Dobre pytanie.

Po prostu jestem i On jest. On jest więc ja jestem. Jakaś taka relacja trochę tajemnicza a trochę intuicyjna. Lecz prawdziwa.
Pana pytanie to trochę takie pytanie dlaczego kochasz…. .
Wiara sobie myślę, że ma dużo z bezinteresowności. Wcale nie czuję abym musiał wierzyć, po prostu wierzę i żyję w relacji wobec Niego.

Zresztą tak czytając BIblię można odnieść wrażenie, że Bóg nie domaga się nie wiadomo czego. Domaga się bycia człowiekiem dla innych. A jak ktoś chce być jeszcze bardziej niech “MNIE NAŚLADUJE..”. I nie o to chodzi aby byc księdzem… , ale aby żyć właśnie wobec Boga Ojca w relacji synowskiej. Z niej się bierze wszystko inne… w życiu Wierzącego.
I właśnie najpierw lubienie być człowiekiem wg Ewangelii: starać się traktować innych odpowiedzialnie, czynić innym jakbym chciał aby inni mnie czynili… , takie tam – to jest Ewangelia ucząca bycia człowiekiem. A potem sobie myślisz, no tak, ale to nie jest trudne a chciałoby się jeszcze bardziej… .

Dlaczego inni nie wierzą a mogą żyć?

Bez wiary można żyć. Ale – tak mi się wydaje – że tak jak w przypadku znajomych moich rodziców – byli “letni, zimni, konformistyczni” wobec świata. Tak też jest z ludźmi.

Nie wszyscy zadają sobie pytania o swoje życie, o swoje istnienie – po co żyję. Nie każdy jest konsekwentny, ludzie są zazwyczaj leniwi – ja taki jestem.
Zycie dziś daje tak wiele możliwości spędzania czasu, że mozna się całkowicie odurzyć i zapomnieć o wszystkim.

Więc myślę, że nie wszyscy sobie stawiają pytania i szukają odpowiedzi. Bo Wiara wg mnie jest próbą odpowiedzi na postawione pytania.
Stąd tez uważam, że stawianie pytań jest najważniejszą rzeczą jaką powinien umieć i chcieć zadawać człowiek. U mnie pytania zawsze były punktem wyjścia do “wszystkiego…” .

Biblia mówi, że wiara jest łaską. Ale z drugiej strony sądzę, że wszyscy taką łaskę mają tylko jest to kwestią świadomości i szukania w sobie bardziej niż u innych.

Pierwszym etapem wiary i jej warunkiem koniecznym – glebą jest pragnienie i zrozumienie, że będąc prawym staję się człowiekiem. To jest Ewangelia w wymiarze praktycznym i ludzkim. Jeśli ktoś się na to zdobędzie to myślę, że to I etap Wiary -> niezbędne minimum.
Ale można na tym poprzestać a można iść dalej.. . :-))
Każdy odczuwa – wg mnie – to, że jako człowiek jest ciągle niedokończony.
Zdobywamy różne cele, osiągamy to co sobie planujemy. Ale tak naprawdę w głębi duszy czujemy, że to nie to… – że ciągle zdobywamy i czekamy na to, co nas zapełni. Niezależnie od wieku.

Św. Augustyn mówi, że “jest niespokojne serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu”. W sensie tego niedokończenia człowieka – to ładna metafora.

Gdyż w Bogu stajemy się bardziej ludźmi dla siebie i innych(żyjąc wg przykazania miłości) – a więc stajemy się ciągle… .
W jaki sposób się stajemy? Przez naśladowanie Jezusa… .

Czy to roztropne i mądre? Ponoć mówią, że cywilizacja Europejska nie istniałaby bez Chrześcijaństwa – a więc byłaby barbarzyńska.

No ale to kwestia pytań i poszukiwania odpowiedzi.

Może chaotycznie – ale tak jest u mnie. Pewnie inny wierzący odpowiedziałby inaczej. Ja właśnie w ten sposób.

p.s.
Mam nadzieję, że Pan z tych których choroba w furię nie wprowadza – znam takich, :-))))
Cierpliwości dochodzenia do zdrowia życzę.. .

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Pani Jolko!

Dziękuję za pozdrowienia i życzenia, a w ogóle jak do człowieka odezwie się dziewczyna, to od razu zdrowieje :)
Czy zgadza się Pani z tym, że “Łaska Boża jest wewnętrznym, nadprzyrodzonym darem, który jest nam dany bez żadnej naszej zasługi, przez zasługi Jezusa Chrystusa, jako przygotowanie do życia wiecznego”.

Co powoduje, że u jednych pozostaje, a u innych gaśnie? I dlaczego. A może to jest tak, że wiedza wpływa na sposób przeżywania wiary, jak to Pani określiła, i może byc motorem głębszych poszukiwań, ale w wyniku tych poszukiwań, wiarę tę traci? Bo nie może na przykład zrozumieć tego, że człowiek jest stworzony na wzór Boga, a Bóg jest istotą duchową. Czyli jak?

Przepraszam, że na początku znajomości tyle pytań zadaję i pewno Panią wypłoszę?

Pozdrawiam…


a ja myślałem że to bedzie o

buddyzmie :)

wiara oświeconych.

kiedyś w “Drodze Zen” był taki fajny tekst o tym, że satori to krok ze stumilowego słupa … ale nie będę offował :)

pozdrawiam

“Kto pyta wielbłądzi”


Panie Staszku!

Krótkie pytanie za 5 punktów: Czym jest łaska?


Panie Docencie!

Co oznacza “ktok”?


p.Andrzeju.

łaska jest czymś bezinteresownym i niezasłużonym… można powiedzieć o niej jako Dar.

Ten kto ma “łaskę” jest obdarowany.

Powiem więc: Cóż mam, czego bym nie otrzymał... – od życia począwszy.

A więc obdarowany i łaskę ma każdy.. .

Bo “łaski” czy “dary” są jak orzechy. Bóg daje orzechy, ale ich nie rozłupuje. To pasjonujące zajęcie pozostawił nam.
:-)))

Łaska jest w zasięgu ale może nie każdy sięga.. . A niektórzy się jej boją aby czegoś co “mają” nie stracić.. . A takie myślenie jest jak zonk. Gdyż to co dane jest dane jako coś co służy do sięgnięcia “po więcej”. Kto zatrzyma ten “buła…” bo straci to
co ma i nie sięgnie po to co mu “przygotowane”....

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Andrzeju,

rzeczywiście dużo pytań, wcale nie łatwych, ale nie wypłoszyły mnie wcale . Nie wiem tylko, czy potrafie na nie jasno odpowiedzieć. Raczej znowu odwołam sie do przemyśleń, nie do jakiejs gruntownej wiedzy teologicznej, bo tej nie posiadam.
Po pierwsze też myślę, że łaska to dar nadprzyrodzony, dany nam bez naszego udziału, ani nie dla naszych zasług. Ale dany nie raz na zawsze. Człowiek jest istotą wolną i ma prawo tę łaskę przyjąć, albo odrzucić.
Wiedza i poszukiwania wcale nie musza oznaczać utraty wiary. Człowiek prawdziwie poszukujący, staje się tym bardziej świadom swojej niewiedzy, im więcej jej zdobedzie. I szuka dalej. I w zależności od tego, czy chce swoje wątpliwości rozwiać, czy się w nich utwierdzić, zawsze to zrobi. Zawsze znajdzie tysiace argumentów za, ale tyle samo przeciw. Co przyjmie, zależy od niego. I od łaski, jeśli zechce sie poddać jej dzialaniu.
A jak rozumiem podobieństwo człowieka do Boga? Można katechizmowo, że człowiek składa sie z ciała i duszy, ktora nie podlega śmierci, jest wieczna, jak Bog. Ale ja myślę o tym jeszcze inaczej. Bóg jest Miłością. Człowiek został obdarzony zdolnością do kochania, do służenia drugiemu człowiekowi, do niesienia pomocy. I każda miłość, jaka sie w nim rodzi, to cząstka Boga w nas. Najbardziej namacalna i odczuwalna.


AFK

ja pozwolę sobie swoje trzy grosze wrzucic: jako czepialski, krzywie się na określenie: “wiara jest łaską”. bo one jest bardzo ocenne i wartościujące. bez względu na intencje osoby tak mówiącej – ludzie niewięrzacy są przy takim postawieniu sprawy przedstawiani jako pozbawieni czegoś, ubodzy czy jak to sobie ktoś nazwie (w każdym razie: bez łaski). wystarczy porównać to ze stwierdzeniem: agnostycyzm to łaska. lub: ateizm to łaska. parę razy prowokacyjnie tak sie wyraziłem (bowiem tak nie uważam) i spotkało sie to z wrogim przyjęciem.
oczywiscie nie neguję prawa osoby wierzącej do postrzegania jego wiary jej daru od Boga. ale ten rodzaj afirmacji nie może być używany w rozmowach pomiędzy wierzącymi a ateistami. paradoksalnie – bardzo wyraźnie mowił o tym o.Bocheński czy nawet Tomasz Akwinista.
może to banalne, ale ja to sprowadzam to różnicy podobnej jak w kolorze włosów. są blondyni i bruneci, sa wierzący i ateisci (agnostycy). nikt nie jest niczego pozbawiony, bogatszy o coś itd.

pozdrawiam.


Panie Andrzeju

krok … po prostu krok … ale “ktok” to piękny neologizm by był :)

er i te są obok siebie a ja nie widzę na jedno oko, bo wczoraj gałąź orzecha pyrgnęła mię w gałkę oczną jak ją chciałem odrąbać maczetą

“Kto pyta wielbłądzi”


Panie Staszku!

Próbuję uporządkować. Wiara jast łaską. Mam problem. Nie wiem bowiem co to jest łaska. Czyli wyjaśnianie ma charakter w zasadzie pozalogiczny: ignotum per ignotum, a więc nieznane przez nieznane. Nie posiadam stosownych reguł odniesienia przedmiotowego, więc leżę na łopatkach.

Mówi Pan w ostatnim wpisie:
1/ (...) łaskę ma każdy;
2/ łaska jest w zasięgu, ale nie każdy sięga.

Arystoteles logiczną zasadę sprzeczności określa następująco:

- Najpewniejsza to ze wszystkich zasad, że sądy sprzeczne nie są zarazem prawdziwe.

Który sąd jest więc prawdziwy? Pierwszy czy drugi?


Pani Jolko!

Mówi Pani tak ciepło, że moje widzenie tych spraw łagodnieje. Niemniej, mam diametralnie inny punkt widzenia. Skoncentruję się na jednym tylko punkcie Pani wypowiedzi: – Człowiek został obdarzony zdolnością do kochania, do służenia drugiemu człowiekowi, do niesienia pomocy.

Tak to prawda, potwierdzają to badania psychologii rozwojowej. Z badań wszelako antropologicznych wynika, iż człowiek posiada również wrodzone mechanizmy agresji…
Pozdrawiam…


Panie Griszq!

z ta łaską, czy też łaskami nie jest to tak po prostu chyba jak sądzą Pani Jolka i Pan Staszek. W katechizmie św. Piusa X znajdujemy między innymi takie sformułowania:

Czym jest łaska ?
Łaska Boża jest wewnętrznym, nadprzyrodzonym darem, który jest nam dany bez żadnej naszej zasługi, przez zasługi Jezusa Chrystusa, jako przygotowanie do życia wiecznego.
Jak dzielimy łaskę ?
Łaskę dzielimy na uświęcającą nazywaną też habitualną, i na łaskę aktualną.

Czym jest łaska uświęcająca ?
Łaska uświęcająca jest nadprzyrodzonym darem wlanym (inhérent) w naszą duszę, która czyni nas sprawiedliwymi, przybranymi dziećmi Bożymi i dziedzicami raju.

Ile jest rodzajów łaski uświęcającej ?
Są dwa rodzaje łaski uświęcającej : pierwsza i druga (pierwotna i wtórna).

Czym jest łaska pierwotna ?
Pierwotna łaska to ta, przez którą człowiek przechodzi ze stanu grzechu śmiertelnego do stanu sprawiedliwości.

Czym jest łaska wtórna ?
Wtórna łaska stanowi powiększenie łaski pierwotnej.

Czym jest łaska aktualna ?
Łaska aktualna jest nadprzyrodzonym darem, który oświeca nasz umysł, porusza i wzmacnia naszą wolę, abyśmy czynili dobro i unikali zła .

Czy jest możliwe opieranie się Bożej Łasce ?
Tak, możemy opierać się łasce Bożej, gdyż nie niszczy ona naszej wolnej woli.

Czy prze nasze własne siły możemy cokolwiek uczynić dla życia wiecznego ?
Bez pomocy łaski, tylko z naszych sił, nic nie możemy uczynić dla naszego zbawienia.

W jaki sposób Bóg udziela nam łaski ?
Przede wszystkim przez Sakramenty Bóg udziela nam łaski.

Wydaje mi się, iż Pańskie zwrócenie uwagi na wartościowanie w związku z łaską, jest bardzo trafione.

Pozdrawiam…


Panie Docencie!

Tak sądziłem, ale wolałem się upewnić. To Pan “biały człowiek” z maczetą lata? :)

Może skrobnę coś kiedyś o Dzen, na razie dojrzewam. Dla Fromma który bazuje na badaniach dr Suzuki: Dzen jest sztuką wglądu we własną naturę; jest drogą wiodąca z niewoli do wolności; ratuje nas przed szaleństwem lub psychicznym kalectwem; zmusza nas do znalezienia wyrazu dla naszej zdolności i do szczęścia w miłości.
Życzę satori…


Panie A.F

Wieczorem coś skrobnę

Pozdr.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Andrzeju

teksty doktora uchyliły lekko moje trzecie oko, niestety znowu się zamkło :)

O zen fajnie pisał też nasz ulubiony Karol Gustaw (ale nie z dynastii Wazów).

To ja napiszę o tym kroku jak zbiorę natchnienie.

dziękuje i pozdrawiam jeszcze z pracy, a już jedną nogą na podwórzu* :)

*) RRK napisałaby – na polu

“Kto pyta wielbłądzi”


PAnie Andrzeju

AndrzejKleina

Mówi Pan w ostatnim wpisie:
1/ (...) łaskę ma każdy;
2/ łaska jest w zasięgu, ale nie każdy sięga.

Arystoteles logiczną zasadę sprzeczności określa następująco:

- Najpewniejsza to ze wszystkich zasad, że sądy sprzeczne nie są zarazem prawdziwe.

Który sąd jest więc prawdziwy? Pierwszy czy drugi?

Rzeczywiście niejednoznacznie się wypowiadam. Może sięgnijmy do Jezusa, on mówi:

““Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec.” J 6.44.

A więc można powiedzieć, że i wiara oraz chęć podążania za Bogiem jest Łaską. Ale proszę zwrócić uwagę na to, że przez Jezusa ta łaska została udzielona każdemu kto chce i pragnie Boga.
Gdyż ponieważ Ojciec chciał wszystkich pociągnąć do siebie zesłał Syna. A więc dał Łaskę... . Kto chce, uwierzy ten będzie zbawiony.
Więc jeśli zastanawiać się czym jest wiara to trzeba by było zapoznać się z nią -> nauką Jezusa na serio i zająć stanowisko: wierzę lub nie wierzę.... . Chcę wierzyć lub nie chcę wierzyć. Wiara nie jest czymś co się ma na zawsze. Można ją stracić, zaniedbać, i zapomnieć o niej. Nawet Apostołowie prosili: “Panie przymnóż nam wiary…”.

Ociec chce pociągnąć każdego – taka jest jego wola. Stąd posłanie na ziemię Jezusa – Syna jego. Jestem przekonany, że każdy człowiek ma wszystko aby uwierzyć – tylko musi to odkryć w sobie: w głębi serca, w głębi duszy.

Łaska jest dla każdego – jest dana.
Ale aby po nią sięgnąć – trzeba osobistego wysiłku. Tak jak z autem w garażu. Można go mieć(łaska jest dana) ale w ogóle nim niej eździć(nie sięgnąć po nią). W tym sensie to napisałem co Pan wypunktował.

Pozdrawiam,

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Griszeg

hgrisza

ja pozwolę sobie swoje trzy grosze wrzucic: jako czepialski, krzywie się na określenie: “wiara jest łaską”. bo one jest bardzo ocenne i wartościujące. bez względu na intencje osoby tak mówiącej – ludzie niewięrzacy są przy takim postawieniu sprawy przedstawiani jako pozbawieni czegoś, ubodzy czy jak to sobie ktoś nazwie (w każdym razie: bez łaski). wystarczy porównać to ze stwierdzeniem: agnostycyzm to łaska. lub: ateizm to łaska. parę razy prowokacyjnie tak sie wyraziłem (bowiem tak nie uważam) i spotkało sie to z wrogim przyjęciem.
oczywiscie nie neguję prawa osoby wierzącej do postrzegania jego wiary jej daru od Boga. ale ten rodzaj afirmacji nie może być używany w rozmowach pomiędzy wierzącymi a ateistami. paradoksalnie – bardzo wyraźnie mowił o tym o.Bocheński czy nawet Tomasz Akwinista.
może to banalne, ale ja to sprowadzam to różnicy podobnej jak w kolorze włosów. są blondyni i bruneci, sa wierzący i ateisci (agnostycy). nikt nie jest niczego pozbawiony, bogatszy o coś itd.

Griszeg mogę się trochę z panem zgodzić ale tylko trochę.

W jednym punkcie drepczemy wspólnie – już to napisałem do A.K.(mam nadzieję, ze udało mi się to jakoś powiedzieć jasno) że wszyscy jesteśmy obdarowani i nic nam nie brakuje, ale nie wszyscy korzystamy – jak sądzę – tak z tych łask jakby stwórca(dawca) sobie życzył.

To odnosi się zarówno standardów życia jak i samej Wiary: zaufania Bogu, nawracania się ze złego postępowania i zmierzania w Jego kierunku. Człowiek ma taką skłonność(przy współudziale złego) do gmatwania sobie życia itrudno mu czasem dostrzec w sobie i w świecie “iskrę Bożą”. Wiara jest wysiłkiem.
Jezus mówi “Przyjdźcie do mnie wszyscy którzy obciążeni i utrudzeni jesteście a Ja was pokrzepię....”.

Dopóki się nie odkryje, że się jest nie “bogiem” ale stworzeniem dopóty na Wiarę nie ma miejsca w człowieku. Wiara rodzi się z poznania, że jestem Stworzeniem a nie “Bogiem”. Chyba w tym punkcie jestectwa trzeba jej szukać.

Pozdr.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Stopczyk

Medytację ZEN praktykują niektórzy Jezuici. ZEN więc to nie religia ale metoda której można używać do modlitwy.. .

Nie znam się na tym, jakoś filozofia wschodu mnie nigdy nie pociągała – ale kiedyś natknąłem się na jakiegoś Jezuitę który praktykuje medytację ZEN.

pozdr.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


re: Wiara oświeconych, czyli supozycje zamiast przekonań

Często czuję pewien dyskomfort – powodowany właśnie przez tych “tolerancyjnych” wierzących. W określeniu “tolerancja” jest odcień politowania – oni muszą się godzić na mój ateizm, ale mi współczują, jako jednostce czegoś tam pozbawionej. Podobnie niektórzy “tolerują” ułomnych członków społeczeństwa. Wolę termin “akceptacja”. Do ateizmu dojrzewałam wiele lat – zaczęło się od buntu przeciw zastanym normom(czyli zwyczajnie). Potem przyszedł czas na rozważania i refleksje. Trudny czas budowania własnego sytemu etycznego. Przyglądam się i rozważam. Dociekam źródeł apostazji wybitnych teologów. Nie zgadzam się z tezą o istnieniu czegokolwiek poza niebem – po śmierci. Bóg jest dawcą jedynie dobra i jedynym dawcą. Logicznie rzecz biorąc – Bóg nie istnieje, albo jest dawcą również zła – bo ono przecież jest. Skoro jest jedynym stwórcą – któż stworzył zło? Jakiś demiurg za jego plecami?Mogę też założyć, że zło nie istnieje – unikam pułapki logicznej, ale pakuję się w następną – aksjologiczną.
Nie może istnieć piekło – tu już żaden argument nie wytrzymuje krytyki. Bóg jest nieskończenie dobry – jest samym dobrem. A po śmierci jego wierni dostępują nieba. Gdyby istniało piekło – doświadczaliby wiecznego cierpienia w niebie, wiedząc, że ich najbliżsi i kochani nie znaleźli się w raju, a w otchłaniach. Niebo stałoby się więc karą, nie nagrodą. ;)

http://defendo.wordpress.com/


zazen jest dostępne dla każdego

buddysty, ateisty, jezuity itd. przecież taki sposób osiągania równowagi psychofizycznej jest dość powszechny, bardzo stary i nie jest właściwy tylko dla zen.

na takiej samej zasadzie można powiedzieć, że mantry i różaniec są podobne.

z drugiej strony nie wiem w jakim celu praktykują jezuici, ale mniemam, ze w trochę innym niż adepci zen.

“Kto pyta wielbłądzi”


Panie Docencie!

Trzymam za słowo i czekam na “krok”. Ja w takim razie spróbuję spojrzeć na podobieństwa buddyzmu Dzen i psychoanalizy. Przez wielu nielubianej, ale mnie to nie przeszkadza.
Pozdrawiam…


defendo!

Jestem też ateistą, a przynajmniej w to “wierzę”, nie zauważam jednak traktowania mnie przez wierzących sąsiadów, czy kolegów w miasteczku gdzie mieszkam z jakąkolwiek dozą pobłażliwosci, czy wręcz tolerancji nasączonej litością. Jako jakieś wyrośnięte dziecię specjalnej troski. Raczej, powiedziałbym z szacunkiem, że mam odwagę publicznie o tym mówić. Tak mi się wydaje.
Z poważaniem…


Panie Staszku!

Ja już od tego zenu, zazenu, Dzenu a może przede wszystkim gorączki (tak się pocieszam) może nie tyle zgłupiałem ile się gubić zaczynam.
Mówi Pan: – Medytację ZEN praktykują niektórzy Jezuici. ZEN więc to nie religia ale metoda której można używać do modlitwy.. .

Strzępki wiedzy jakie mam na temat buddyzmu zen podpowiadają mi, że to religia, ale również jest traktowany jako czysta filozofia w której wiara jest nieistotna.
Jeżeli Pański znajomy jezuita praktykuje zen, jak to podpowiada Pan Docent zazen, czyli “siedzący zen” której to praktyki naczelną istotą jest poznanie swojej natury, to ja czuje się zagubiony jak wiejski pies wsród cywilizacji wielkomiejskiej. Coś chyba pogmatwałem…
Pozdrawiam…


Defendo

powiem szczerze, że ja szanuję wybór człowieka w sferze religi, To jest ten wybór który postrzegam w kategoriach “żony” lub “męża” – oczywiście to jest duże uproszczenie.
Cenie bardzo ludzi którzy o swoich przekonaniach potrafią rozmawiać szczerze i po ludzku – nie bawiąc się w ocenianie czy okazując złą wokę wobec rozmówcy.
Każdy człowiek szuka swojego miejsca w świecie i ma swoją drogę – również do dochodzenia do Prawd absolutnych.

Ale wracając do Twojej wypowiedzi.

Uzywasz pojęć Biblinych: gdyż niebo, piekło, Bóg jako Najwyższe Dobro – Jeden jest Dobry jak mówi Jezus to prawdy BIblijne.

Więc zaskakuje mnie w Twoim rozumowaniu, że z Biblii wybierasz sobie pewne prawdy: Bóh jest dobry, więc jest źródłem dobra – To jest prawda

Ale nie bierzesz pod uwagę jednej fundamentalnej prawdy o bytach stworzonych do jakich także nalezy człowiek.

Otóż byty stworzone(również człowiek) są wolne a więc mogą tworzyć sobie swój świat, inny od świata Dobrego Stwórcy ale inny.

Zaprzeczasz piekłu – piekło w ujęciu Ewangelicznym to stan odwrócenia od Boga, wzgardzenia NIM jako DOBREM.

Jezus w Biblii nie mówi o tym, że ON – BÓG stworzył piekło ale mówił o tym, że wybór zła jest niebezpieczny i jest piekłem. Stąd należy zwracać uwagę wg jakiego ducha się żyje. Ducha Dobrego czy ducha złego… .

To jest tak – mówiąc obrazowo. Możesz krążyć wokół słońca i mieć światło i ciepło. Ale masz władzę, taką aby obrać inny kurs. I nie doświadczać ani ciepła ani światła, gdyż ono jest Jedno.

Tym jest życie w grzechu…. . Przed tym jedynie ostrzega Jezus a nie ogłasza, że dla innych wybudował piekło a dla innych niebo. Bóg zaryzykował dając wolną wolę stworzeniom i tę wolną wolę szanuje.

Pozdr.


defendo

Nihil novi.

Na (mój) chłopski rozum.
Zła, ni piekła Bóg nie stworzył.

Bóg dopuścił zło i piekło, jako konsekwencje odrzucenia Jego Miłości.
Masz prawo powiedzieć nie.
Ceną jest zło, cierpienie, samotnosć, piekło.
Masz jednak prawo powiedzieć tak.
Nagrodą jest Miłość, szczęście.

Bez wolności nie ma miłości.
W świecie bezwolnych niewolników nie ma miejsca na miłość. Taki świat nie mógłby być doskonały.
Więcej, można zaryzykować tezę, że Bóg pozbawiony możliwości nawiązania relacji miłosnej z wolną jednostką również byłby ograniczony, niedoskonały.

PS. Jeśli moje prostackie odpowiedzi Cię nie zadowalają, polecam chocby Kołakowskiego “Jeśli Boga nie ma…”
Co do współczesnej (oświeconej) alegorii piekła i nieba, jest taka książeczka C.S.Lewisa, Autobus do nieba, czy jakiś taki podobny tytuł.


P.Andrzeju

AndrzejKleina

Strzępki wiedzy jakie mam na temat buddyzmu zen podpowiadają mi, że to religia, ale również jest traktowany jako czysta filozofia w której wiara jest nieistotna.
Jeżeli Pański znajomy jezuita praktykuje zen, jak to podpowiada Pan Docent zazen, czyli “siedzący zen” której to praktyki naczelną istotą jest poznanie swojej natury, to ja czuje się zagubiony jak wiejski pies wśród cywilizacji wielkomiejskiej. Coś chyba pogmatwałem…
Pozdrawiam…

Nie znam ZEN więc więcej nie wiem. Jednak jest to forma koncentracji ciała i umysłu która jak rozumiem może być sposobem na wyciszenie i medytowanie ewangelii, modlitwy, itp.

Przecież w modlitwie chodzi o skupienie, koncentrację i skierowanie myśli ku Bogu. Więc tak sobie to tłumaczę. Chociaż obiektywny nie jestem – nie praktykuję ZEN nie znam się na tym, ani Jezuita nie jest moim znajomym. Wyczytałem gdzieś przy okazji. Ale Jezuici lubią eksperymenty. Np. Antony de Mello chyba przez swoje pozycje wydawnicze miał tez kłopoty i był krytykowany. Ale zboczyliśmy w zupełnie ślepą uliczkę w naszej wymianie zdań.

Jedno co różni diametralnie chrześcijaństwo od religi wschodu to jedna podstawowa i nieprzekraczalna różnica. We wschodnich to człowiek czyni się bóstwem przez “ćwiczenia” a w chrześcijańswtie to Jezus uwalnia od zła i zbawia a człowiek może tylko próbować żyć tak jak on.

nie ma znaczenia kiedy się nawróci, czy na łożu śmierci czy w wieku szkolnym – Łaska Krzyża Jezusa jest zawsze wystarczająca dla zbawienia. W chrześcijaństwie liczy sie Miłość a na wchodzie samodoskonalenie… .

Pozdr.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Odys

całkowicie podzielam to co napisałeś – krótko i w pigułce.

Pozdr.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Staszku!

Jedno co różni diametralnie chrześcijaństwo od religi wschodu to jedna podstawowa i nieprzekraczalna różnica. We wschodnich to człowiek czyni się bóstwem przez “ćwiczenia” a w chrześcijańswtie to Jezus uwalnia od zła i zbawia a człowiek może tylko próbować żyć tak jak on.

Nie chciałbym spalić tekściku którym się odgrażałem Panu Docentowi, więc powiem krótko. Warunkiem osiągnięcia celu Dzenu jest pokonanie żądzy, żądzy posiadania, sławy, czy jakiejkolwiek innej formy pożądliwości. Istotą Dzenu jest poznanie natury ludzkiej, a nie stanie się bóstwem. Ostatecznym celem Dzenu jest doświadczenie “oświecenia” czyli satori. Satori nie jest nienormalnym stanem umysłu; nie jest jakimś transem w którym znika rzeczywistość.
Pozdrawiam…


Odysie – rozumuję tak:

Odysie – rozumuję tak: Bóg jest dawcą wszystkiego.
Bóg jest jedynym dawcą i stworzycielem
Zło istnieje – zatem Bóg jest dawcą zła?
Jeśli Bóg nie jest dawcą zła – a jedynie dobra – to zło nie istnieje.
Jeśli nie Bóg dał zło – o kto?
Jeśli ktoś – nie Bóg – dał zło – to nie był jedynym stwórcą.
Bóg postrzegany jako dawca kar lub nagród sterowałby zachowaniem. Nie chce tak go postrzegać. Behaviorysta czy jak?
Nie zgadzam się na definicje zła jako braku dobra. Wojna czy epidemia byłaby brakiem dobra? Albo trzęsienie ziemi, w którym giną niewinni ludzie?
Tej definicji nie używa się już od dawna – posługują się nią tylko księża katecheci wobec gimnazjalistów najwyżej. Ciut starsza jestem jednak. No może więcej niż ciut;)
Kołakowskiego czytałam. Chyba wszystkie teksty.
http://defendo.wordpress.com/


P.Andrzeju

AndrzejKleina

Nie chciałbym spalić tekściku którym się odgrażałem Panu Docentowi, więc powiem krótko. Warunkiem osiągnięcia celu Dzenu jest pokonanie żądzy, żądzy posiadania, sławy, czy jakiejkolwiek innej formy pożądliwości. Istotą Dzenu jest poznanie natury ludzkiej, a nie stanie się bóstwem. Ostatecznym celem Dzenu jest doświadczenie “oświecenia” czyli satori. Satori nie jest nienormalnym stanem umysłu; nie jest jakimś transem w którym znika rzeczywistość.
Pozdrawiam…

Ale na tym tle jeszcze głębiej widać różnicę. Chrześcijanin nie musi “osiągać oświecenia” gdyż pełnię potrzebną do Zbawienia “wywalczył” i oddał mu Jezus. Chrześcijanin już tutaj na ziemi życie w wolności wobec zła jakby antycypując i pozostając w pełni sobą. Pozostaje mu jedynie dać świadectwo, że Jezus Zmartwychwstał naprawdę i żyć wg Ewangelii.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Szanowni Państwo!

Prosze wybaczyć mi pewną niedoskonałość obyczajową, ale to po części z gorączki. Gdybym mógł też prosić o ustosunkowanie się do mego tekściku, w tej jego konkretnie cześci, gdzie cytuję badania Witwickiego. Czy wiara ludzi oświeconych (miał na myśli maturę) to przekonania czy supozycje? :):):)

Dla przypomnienia: – Władysław Witwicki w swym badaniu przedstawionym w „Wierze oświeconych” nie zajmował się przedmiotami wiary (tym, w co ludzie wierzą), tym bowiem zajmuje się teologia. Zajmował się wyłącznie badaniem aktów wierzenia i stosunku ludzi wierzących do treści wiary.

Z poważaniem…


Defendo

czekam na odpowiedź na to, dlaczego używasz kategorii BIblijnych wyrywając je z kontekstu i budując swoją wizję Boga i świata.

Pojęcia takie jak: – zło – szatan – piekło – Dobro

są bardzo precyzyjnie opisane w Biblii. Ty zaś je wyrywasz i nadajesz swoją treść. To tak, jakby z samochodu wyrwać silnik, dwa koła i zbudować jakiś swój dziwoląg, który nie wiadomo ku czemu ma służyć.

Bóg BIblii daje wędkę a nie rybę. Daje wolną wolę z którą każde stworzenie może uczynić co chce. Jednak Bóg Biblii przestrzega przed nieroztropnym korzystaniem z tej wolnośći.

“Wszystko mi wolno ale nie wszystko przynosi mi korzyść...” – pisze św. Paweł.

Więc można użyć także swojej wolności przeciwko sobie wybierając posłuszeństwo Ojcu Kłamstwa – > tak nazywa go Biblia i Jezus.

Uważam, takie wyrywanie treści z kontekstu Biblii za nieuprawnione tworzenie gdyż narażasz się na totalny subiektywizm nie mający oparcia w niczym.

Na takiej zasadzie każdy z nas może sobie zudować nieskończenie wiele kocepcji świata, Boga i zła. Tylko po co. Skoro ten system jest opisany, jkest udokumentowany i spójny.

Poprostu poprawiasz Pismo święte – wyrywając z niego “rodzynki” by zbudować swój prywatny biznes.

Ostro piszę ale tak to wygląda.

Pozdr.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Andrzeju

Primo — nie wiem, czy mam prawo nazwać się oświeconym…
Secundo — myślę, że wiara to ani przekonania, ani supozycje. Przynajmniej ta którą znam.

Wiara to doświadczenie życiowe prześwietlone Słowem, wręcz wdrukowane w tożsamość.

Przepraszam, że ta definicja jest taka koślawa. Nie umiem zdefiniować.


Panie Staszku!

Ale na tym tle jeszcze głębiej widać różnicę. Chrześcijanin nie musi “osiągać oświecenia” gdyż pełnię potrzebną do Zbawienia “wywalczył” i oddał mu Jezus. Chrześcijanin już tutaj na ziemi życie w wolności wobec zła jakby antycypując i pozostając w pełni sobą. Pozostaje mu jedynie dać świadectwo, że Jezus Zmartwychwstał naprawdę i żyć wg Ewangelii.

Obaj widzimy różnicę, z tym, że każdy z nas wyciąga inne wnioski. Satori nie jest Zbawieniem. Satori jest wyzwoleniem, natomiast do Zbawienia potrzebna jest zależność od Autorytetu, jakim dla chrześcijanina jest Bóg. Satori wyzwala, nie ma w Dzenie żadnego irracjonalnego autorytetu, w Dzenie głównym celem jest wyzwolenie człowieka od wszelkiej zależności, pobudzenie go, pokazanie mu, że on sam, a nikt inny, ponosi odpowiedzialność za swój los.

Człowiek wierzący w Boga, nie polega na sobie jak w Dzenie, on nie dojrzewa. Ja nie mówię nic o Zbawieniu… Rozgadałem się, sorry…


Panie Odysie!

No, nareszcie ktoś zareagował na apel chorego gościa :) Powiada Pan:

- Primo — nie wiem, czy mam prawo nazwać się oświeconym…
Secundo — myślę, że wiara to ani przekonania, ani supozycje. Przynajmniej ta którą znam.

Wiara to doświadczenie życiowe prześwietlone Słowem, wręcz wdrukowane w tożsamość.

Przepraszam, że ta definicja jest taka koślawa. Nie umiem zdefiniować.

Witwicki, pisałem o tym ciut powyżej, oświeconymi nazywał ludzi po maturze. Jeśli potraktować doświadczenie życiowe jako sumę ludzkich błędów, bo tak niestety do tzw. “mądrości życiowej” się dochodzi, to wiara nie może, tak mi się wydaje, meć elementu doświadczenia. Wiara jest bezwarunkowa. Szanuję Pana definicję, ale nie przekonuje mnie ona.
Trop, którym poszedł Witwicki jest, jak sądze, arcy przekonujący. Wierzę bo:......
Pozdrawiam…


Poldku, Defendo

Poldku,
Niesłusznie czepiasz się Defendo.
Biblia nie jest ani jedną, spójną księgą, ani nie jest własnością niczyją. A zwłaszcza pojęcia biblijne.
Tak, każdy ma prawo budować nieskończenie wiele kocepcji świata, Boga i zła.

To, że ja przyjmuję chrześcijański punkt widzenia, nie wynika z tego jedynie, że jest to system opisany i spójny.
System niejednego filozofa jest opisany i spójny.

Wynika z doświadczenia, że warto go uznać. Że tak żyje się lepiej.

Defendo,
Przyznam, że trudno mi jednak wobrazić sobie stworzenie zła. To jednak oksymoron. Zło jest anty-stworzeniem, jest buntem przeciw stworzeniu, destrukcją.
Zło nie jset jedynie brakiem dobra — tzn. nie jest jakąś pustą przestrzenią. Jest kokretne, osobowe. Toteż teolodzy głoszą, że Szatana stworzył Bóg. On też dał mu zdolność buntu. Ale samo odrzucenie Boga, i jego konsekwencje nie są dziełem Stwórcy, a wyborem stworzenia. Stworzenia, które odrzuciło Miłość, życie, więc pogrążyło się w otchłani nienawiści i śmierci. W przestrzeni definiowalnej jedynie zaprzeczeniami, brakiem, pustką.


P.Andrzeju

AndrzejKleina

Obaj widzimy różnicę, z tym, że każdy z nas wyciąga inne wnioski. Satori nie jest Zbawieniem. Satori jest wyzwoleniem, natomiast do Zbawienia potrzebna jest zależność od Autorytetu, jakim dla chrześcijanina jest Bóg. Satori wyzwala, nie ma w Dzenie żadnego irracjonalnego autorytetu, w Dzenie głównym celem jest wyzwolenie człowieka od wszelkiej zależności, pobudzenie go, pokazanie mu, że on sam, a nikt inny, ponosi odpowiedzialność za swój los.

Człowiek wierzący w Boga, nie polega na sobie jak w Dzenie, on nie dojrzewa. Ja nie mówię nic o Zbawieniu… Rozgadałem się, sorry…

:-)))

Zbawienie jest zbawieniem od zła – > modlimy się “ale nas zbaw ode złego..” w modlitwie Ojcze nasz pozostawionej przez Jezusa. Więc idea wyzwolenia od zła(Niewoli złego) – > jest darem niczym nie zasłużonym przez Jezusa.

Satori również daje wolność. Religie naturalne odnoszą się do doświadczenia ludzkiego i antropologii człowieka. Inną antropologię mają religie wschodu a inną chrześcijaństwo. Ale doświadczenia cierpienia, zła jest podobne więc niejako religie próbują wyrwać człowieka z ich okowów.

Aby dojść do tego, że ponosimy odpowiedzielaność za swoje czyny nie trzeba medytować – to proste doświadczenie życiowe. Sęk w tym, że religie wschodu prowadzą do “zapomnienia o rzeczywistości i zatopieniu się w czymś” a chrześcijaństwo skierowuje wierzącego na otaczający świat: czynienie sprawiedliwości, umiłowanie prawdy, miłosierdzia. Nadaje człowieczeństwu blasku, nowej treści. Uzdrawia zranione grzechem człowieczeństwo nadając mu godność Królewską.

Przepaść Panie Andrzeju pomiędzy Ewangelią a religiami wschodu.

Pozdro.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Andrzeju

“podobieństwa buddyzmu Dzen i psychoanalizy”

nie jest przypadkiem, że o zen pisał i Fromm i Jung (choć ten psychoanalizy chyba nie lubił* ;-))

zen to nie jest monolit, w samej Japonii i Korei jest wiele sekt, a poza tym można już spokojnie mówić o szkole zachodniej dla której tak wiele zrobił rosi Philip Kapleau (śmiem twierdzić że to on zakrzewił zen na zachodzie)

*)dyletant ze mnie. miałem na studiach psychologię ogólną przez semestr :P

“Kto pyta wielbłądzi”


Szanowni Goście!

Dorzucę jeszcze odrobinę żaru na ruszt… Na podstawie wytworów próbuje się charakteryzować osobowość nieżyjącego człowieka. Z wielu powodów. Pocieszam się, że najczęściej z poznawczych.
Spotkałem kilka charakterystyk Jezusa, opisujących go jako egocentrycznego schizotymika. Dla przypomnienia:

Schizotymik, człowiek o osobowości schizoidalnej, charakteryzujący się oschłością, wyniosłością, odgradzaniem się od otoczenia, nieufnością wobec ludzi, apatią. Dlaczego taką osobowosć miał Jezus?


P.Andrzeju

AndrzejKleina

Dorzucę jeszcze odrobinę żaru na ruszt… Na podstawie wytworów próbuje się charakteryzować osobowość nieżyjącego człowieka. Z wielu powodów. Pocieszam się, że najczęściej z poznawczych.
Spotkałem kilka charakterystyk Jezusa, opisujących go jako egocentrycznego schizotymika. Dla przypomnienia:

Schizotymik, człowiek o osobowości schizoidalnej, charakteryzujący się oschłością, wyniosłością, odgradzaniem się od otoczenia, nieufnością wobec ludzi, apatią. Dlaczego taką osobowosć miał Jezus?

Teraz już Pan żartuje. Aby za takie badania się zabrać trzeba byłoby zdawać sobie sprawę z tego z jakich pobudek pisano Ewangelie i z jakich powodów. Ewangelie nie są charakterystyk charakterologiczną ale świadectwem(wybiórczym) o życiu i słowach Jezusa.

Więc ciekawi mnie jaką metodą przyjęli diagnozę osobowości Jezusa skoro nie wypełnił osobiście kwestionariusza osobowego.

Niech Pan na spokój.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Andrzeju

Wierzę, bo… doświadczyłem. Doświadczyłem Miłości.

Na początku jest jedynie nadzieja. Nadzieja z Dobrej Nowiny.
I ta Dobra Nowina jednak odwołuje się do elementarnego doświadczenia. Bo, aby chcieć uwierzyć w Zmartwychwstanie, trzeba wpierw dotknąć śmierci.

Potem jednak, jak pisze Paweł, Nadzieja, której spełnienie dokonuje się na naszych oczach przestaje być jedynie nadzieją.

Tak więc rzeczywiście, by uwierzyć (w sensie chrześcijańskim) trzeba mieć swoją sumę ludzkich błędów. Tylko ludziom którzy doświadczyli niedoskonałości, niemocy, bezradności — może być potrzebny Zbawca i Odkupiciel. To doświadczenie słabości, ale słabości ochrzczonej, przeprowadzonej ze śmierci do życia mocą Chrystusa — rodzi wiarę.

Przecie Kościół chrzci dzieci niejako na kredyt, a innych sakramentów udziela jedynie ludziom już dojrzalszym…


Panie Docencie!

To, żeby zostać docentem, trzeba było nawet psychologię łykać? :) Carl G. Jung wraz z Alfredem Adlerem byli pierwszymi odszczepieńcami, którzy odłączyli się od Freuda i poszli swoją drogą. Fromm też czerpał pełnymi garściami, ale stworzył swoją teorię.
A zen, to nie monolit… W rzeczy samej.
Pozdrawiam…


Panie Odysie!

DZIĘKUJĘ!


Panie Staszku!

Ja nie żartuję, natomiast mam świadomość, że wzbudziłem w Panu dysonans poznawczy, bowiem to co napisałem nie współbrzmi z tym w co Pan wierzy, i kultura osobista jedynie nie pozwala Panu mnie zrugać w sposób zdecydowany. Istnieje bardzo wiele charakterystyk dokonanych przez ludzi znających się na tej robocie. Nie są bowiem potzrebne li tylko kwestionariusze osobowości. Znam przepiękną i barwną, w znaczeniu psychologicznym sylwetkę Mojżesza, czy Michała Anioła, i wiele innych.
Proszę jednak zwrócić uwagę, że nie wszedł Pan ze mną w zwarcie w tym wątku na fakty. Nie wymienił Pan jednej choćby cechy osobowej Jezusa…


Panie Andrzeju

z psychologii łyknąłem tylko Zimbardo … a ha i Le Bona, ale to psychologia tłumu a tłum jest ciężki do łyknięcia za jednym posiedzeniem :)

pozdrawiam

“Kto pyta wielbłądzi”


Odysie

odys

*Poldku,*
Niesłusznie czepiasz się Defendo.
Biblia nie jest ani jedną, spójną księgą, ani nie jest własnością niczyją. A zwłaszcza pojęcia biblijne.
Tak, każdy ma prawo budować nieskończenie wiele kocepcji świata, Boga i zła.

To, że ja przyjmuję chrześcijański punkt widzenia, nie wynika z tego jedynie, że jest to system opisany i spójny.
System niejednego filozofa jest opisany i spójny.

Wynika z doświadczenia, że warto go uznać. Że tak żyje się lepiej.

Nie zgodzę się z Tobą. Pojęcia takie jak szatan, piekło to pojęcia wystepujące w Biblii w konkretnych kontekstach. Nie można ich z nich wyrywać i wlewać w nie swoje znaczenia.

To tak jakbym powiedział, że dla mnie nie jesteś człowiekiem ale komunikatem wirtualnym a może złudzeniem. Wyrywanie z kontekstu pierwotnego znaczenia jakiegoś pojęcia prowadzi do pomieszania wszystkiego ze wszystkim, gdyż każdy może sobie takim pojęciom jak piekło, niebo, szatan, nadawać swoje znaczenia. W ten sposób nie jesteśmy w stanie dyskutować i oprzeć się na czymkolwiek.

BIblia także nie jest niczyja. Gdyż jest Księgą powstałą w ważnym kontekście, pisaną dla konkretmnej wspólnoty Wiary i służącą konkretnemu celowi. Biblia nie jest systemem – w znaczeniu systemu. Ale Biblia w tym sensie jest spójna, że można powiedzieć, że Nowy Testament i Stary Testament się nawzajem przenikają. Oczywiście jest to zdanie bardzo ogólne i podsumowujące długie rozważanie. Jest to Historia Zbawienia spisana dla wierzenia i budowania karmienia wiary. A więc mamy do czynienia ze szczególnym kontelkstem.

I teraz zanim się ktoś wypowie o szczegółowych treściach, powinien poznać jej kontekst.

Każde nasze słowo jest prawdziwe i niezmalnipulowane gdy nie jest wyrwane z kontekstu. Podobnie z BIblią.

Szatana nie stworzył Bóg. Stworzył go tak jak inne byty duchowe: aniołowie i archaniołowie. Lecz jeden z Aniołów – najpotężnieszych się zbuntował wobec Boga i chciał być jak Bóg.

To efekt obdarzenia wolną wolą stworzeń. Bóg podjął cholerne ryzyko dając swoim stworzeniom wolną wolę a więc możliwość budowania własnej etyki, definiowania dobra wg siebie… .

Teolodzy nie głoszą, że szatana stworzył Bóg w tym znaczeniu, że jest Stworzycielem zła. Ale zło wynika z dobrowolnej decyzji jednego ze swoich stworzeń. Tak samo człowiek może być szatanem – umiłować zło i postępować wg niego. I czy będziemy mogli powiedzieć, że Pan Bóg stworzył drugiego szatana? Nie.

Pozdr.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Docencie!

Qrde, Zimbardo – psycholog społeczny, Gustav Le Bon takoż, główkuję z jakiego Pan fachu? Najbliżej mi do socjologii… Ale, wie Pan, ja mam dzisiaj gorączkę.
Pozdrawiam…


Panie Andrzeju

biorąc pod uwagę pokrewność nauk to strzela pan dość blisko celu – politologia*. natomiast jeżeli chodzi o bliskość wydziałów (UMCS) to przestrzelił pan o dobre 2 kilometry, albo i 3 :)

jeszcze jak żakiem byłem to nasz wydział miał swoje piwnice w budynku psychologii. mieliśmy tam zajęcia z metodologii i bodajże z socjologii. fajne dziewczyny były na psychologii ale maksymalnie pokręcone, za to na pedagogice do rany przyłóż :)

zdrowia życzę!

*) ale nieczynny ze mnie politolog

“Kto pyta wielbłądzi”


Panie Docencie!

Przedostatni wpis, bo ostatni to przed śmiercia, ale dzisiaj końcowy. “Psycholożki” fakt, pokręcone, na moim roku było około 100 babek i 5 facetów. Ze mną. A mimo to, brania nie mieliśmy :) O, a te z pedagogiki, cymes były. Przykładały się bardzo…
Dobranoc…


Maszyna Cyfrowa trzy grosze pozwoli sobie wtrącić...

... choć problemy omawiane przez Szanownych Dyskutantów w kategoriach gry tylko postrzegać umie. I pomimo, że przykład Pana Poldka z samochodem wysoce nietrafny mi się zdaje, spróbujmy i na nim. Oto niewidzialne auta w garażach stoją, ale czy one tam są czy też nie, tego ich Konstruktor żadnym widomym znakiem nie poświadcza, wolną wolę Panu Poldkowi i Panu Kleinie nawet ze skorzystania z nich dając. Mało tego – pozwala w siebie jako w Stwórcę pojazdu Panu Poldkowi uwierzyć i takoż Panu Kleinie takiej wiary nie przejawiać. Do tej pory wszystko jest dla Maszyny „matematycznie” jasne.
Ale Pan Poldek twierdzi, że on samochodem na metę po zasłużone zbawienie dojedzie, natomiast Pan Kleina tę samą nawet drogę pieszo pokonując (wiem Panie Andrzeju, że to już samo w sobie dla Pana straszne :) ) zawsze na piekielne męki trafi.
Otóż Panie Poldku – przy tak wyznaczonych regułach wstępnych, Sędzia mocno stronniczy mi się wydaje. A wszak sprawiedliwość jako cechę immanentną Stwórcy Pan przypisuje.
Pisze Pan ( i jeszcze drugi z Panów), że Bóg zaryzykował. Otóż Sędzia doskonale sprawiedliwy podrzucając monetę nie może na nią przenosić odpowiedzialności za własne ryzyko. Nie może też jej sądzić, w zależności na którą stronę upadnie.
PECET


re: Wiara oświeconych, czyli supozycje zamiast przekonań

Panie Poldku, między teologią a filozofią różnica jest piekielnie istotna. Nie zamierzam podważać Pana pewności własnej wiary – i pewności siebie. Biblia nie jest jednolitą całością. Pisana w różnym czasie i przez różnych autorów, jest konglomeratem tekstów(szczególnie ST). Pieśń nad pieśniami tez się w niej znalazła. Mam więc prawo analizować jej fragmenty – tak zresztą czynią bibliści, zarówno ci, którzy traktują ją jak księgę, jak i ci, dla których jest “słowem Bożym”. Kontekstem Biblii są głównie warunki, w jakich przyszło żyć jej autorom. Mity – powiadam – bo to tylko wyobrażenia na temat stworzenia świata. To wyobrażenia o Bogu. Religia jest pożyteczna, nie przeczę. Potrzebna większości ludzi. Ale nie wszystkim. A pojęcie zła i dobra nie jest własnością chrześcijan. Można je rozważać i w innych kategoriach.
Bóg jest dawcą dobra, jest dawcą jedynym. Nie byłoby zła, gdyby i zła nie stworzył. Dobro jest stworzone przez Boga. Czyżby Pan przypisywał upadlym aniołom moc równą boskiej? Moc tworzenia? Tworzenia zła?
Pozwoli Pan, że stwierdzę, iż dyskusja na temat Biblii ma sens tylko wtedy, kiedy oponenci godzą się spojrzeć z różnych punktów widzenia. Jeśli jedna ze stron widzi w niej jedynie słowa samego Boga – rozmowa staje się niemożliwa. Bo słowa Boga wierzący może tylko czcić. A kult wyklucza wątpliwości. Dlatego tak wielu filozofów i teologów katolickich nie tylko popełniło grzech apostazji, ale publicznie wyrzekło się wiary – również w Polsce.

http://defendo.wordpress.com/


Szanowny Pececie!

Cieszę się z ponownej wizyty za którą, jak i komentarz dziękuję... Przemarsz pieszy rzeczywiście byłby dla mnie straszny, powiem więcej nawet. Już samo to byłoby dla mnie męką piekielną. Czy naraziłby mnie przeto Stwórca na podwójną karę ? :)
Pozdrawiam cybernetycznie (cokolwiek to znaczy :)...


re: Wiara oświeconych, czyli supozycje zamiast przekonań

Witwicki ma rację. Na pytanie nie odpowiem, bo musiałabym raczej mówić o tym, dlaczego nie wierzę. Uczeni oksfordcy mają zająć się właśnie tym problemem, poczekamy, zobaczymy…chociaż wielkiej nadziei nie mam, jako że badania sponsoruje fundacja stricte religijna.
Myślę jednak, że wierzą, bo religia jest użyteczna. Z wielu powodów. Np. niweluje lęk przed śmiercią. Pozwala na bezrefleksyjność. Daje gotowe schematy postępowania. W warstwie semiotycznej tworzy system znaków, które są znajome(a lubimy tylko to, co znamy). Wszystko, czego nie umiemy jeszcze pojąć i wyjaśnić tłumaczy działaniem Boga-Tajemnicy. Wyznacza każdemu z wiernych miejsce w świecie, daje mu poczucie własnej przydatności jako niezbędnego elementu “boskiego planu”, którego dociekać nie wolno. Chroni przed wolnością – również wolnością myślenia, która jest bardzo niewygodna – w zamian daje bezpieczeństwo. W tym sensie jest nadal średniowiecznie feudalna – są wasale, jest drabina lenna z Bogiem na szczycie. Oddaje się własność w zamian za ochronę. Dobrowolnie lub pod wpływem rodziców i grupy społecznej(ale w przekonaniu, że to samodzielna decyzja). I z wielu innych powodów. Użyteczna jest religia. A ludzie utylistami są, rzadko – bywają ;)

http://defendo.wordpress.com/


Defendo

trudno mi troche jako ateiscie, ale… powiem tak jak to slyszalem od paru wierzacych.

jak slusznie zauwazyl Odys, w swiecie niewolników nie ma milosci. dla mnie w rozumieniu: wolności. rozmiem to tak, ze Bóg nie jest dawcą i twórcą dobra i zła. bowiem nie ma czegos takiego jak “dobro” i “zlo”. są dobre i zle uczynki (zachowania), wynikajace ze świadomego i wolnego wyboru. Bóg niejako odpowiada za system etyczny, nazywany przez niektorych “prawem naturalnym” (choć to zawężające ujęcie). I droga do niego prowadzi poprzez zachowania zgodne z tym systemem. Ty po prostu wybierasz, czy zbliżasz się do Boga, starając się czynić dobrze, czy też odwracasz się od niego i zachowujac sie w sprzecznosci z systemem etycznym maszerujesz w przeciwnym kierunku. Calkowicie wolna w wyborach i sama decydujaca, w jakim kierunku. Swiadoma, co jest dobre a co zle.
Szatan nie czyni zla. On namiawia do zachowan sprzecznych z etyka, tak jak Bog namawia do zachowan zgodnych. Ale wybór jest Twoj.
tak to mi przedstawiano i kupy sie to wg mnie trzyma.

pozdrawiam.


Panie Andrzeju

AndrzejKleina

Ja nie żartuję, natomiast mam świadomość, że wzbudziłem w Panu dysonans poznawczy, bowiem to co napisałem nie współbrzmi z tym w co Pan wierzy, i kultura osobista jedynie nie pozwala Panu mnie zrugać w sposób zdecydowany.

A z jakiego powodu mam Pana rugać skoro Pan ma swój rozum i swoje życie. Może Pan z nim zrobić cokolwiek i podlkowi nic do tego. Więc jedynie mogę się ustosunkować do Pańskich refleksji i nic więcej.

Istnieje bardzo wiele charakterystyk dokonanych przez ludzi znających się na tej robocie. Nie są bowiem potzrebne li tylko kwestionariusze osobowości. Znam przepiękną i barwną, w znaczeniu psychologicznym sylwetkę Mojżesza, czy Michała Anioła, i wiele innych.
Proszę jednak zwrócić uwagę, że nie wszedł Pan ze mną w zwarcie w tym wątku na fakty. Nie wymienił Pan jednej choćby cechy osobowej Jezusa…

Ja nie wymieniam cech gdyż się nie znam na ankietach i testach charakterologicznych a już prowadzenie badań na odległość – kilku tysięcy lat to już dobry żart. Badania mają zbyt duży margunes błędu. Gdyż jak wspomniałem świadectwa o Jezusie podają tylko to co dotyczy świadectwa, że Był Synem Bożym, czego nauczał, że umarł, zmartwychwstał i ukazał się dwunastu. Na podstawie tego “chce Pan” budować obraz charakterologiczny?
Owszem można ale to bardziej kabała a nie poważna analiza.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


re: Wiara oświeconych, czyli supozycje zamiast przekonań

A moim zdaniem nie trzyma. Czyniąc dobrze(cóż to znaczy?) zbliżam się do Boga? Nieprawda. Musiałabym mieć taką intencję, a nie mam. Chrześcujański system etyczny nie jest wyłączną własnością tej religii – większość przykazań dekalogu nie tylko istniała przed narodzeniem się judaizmu, ale funkcjonowała w innych kulturach świata. Zakaz kazirodztwa jest wspólny chyba dla wszystkich kultur(pomijam kazirodztwo władców “boskich”, ono miało swoje przyczyny). Nie muszę wierzyć w żadnego Boga, żeby szanować ludzi. Żeby nie kraść itd. I drażni mnie to, że jednym z argumentów, używanym dla uzasadnienia nauki religii w szkołach jest ten, że wartości chrześcijańskjie wdrukowane dzieciom, uczynią je lepszymi. Bo są różne systemy etyczne. Nie gorsze i nie lepsze. A najskuteczniejsze są te, które tworzymy na własny użytek. Interioryzujemy i gotowi jesteśmy ich bronić.

http://defendo.wordpress.com/


defendo!

Wystarczająco dużo Pani powiedziała, więc może się czuć Pani zwolniona z tego, że ośmieliłem się Wywołać Ją wraz z innymi do odpowiedzi :)

A propos Witwickiego… Dzieciństwo przyszłego tłumacza Dobrej Nowiny wypełniały praktyki religijne. Matka marzyła by został arcybiskupem. Oto co pisał sam Witwicki:

„...roraty, nieszpory, gorzkie żale, wotywy, sumy, błogosławieństwa, kazania, odpusty, pokutujące duchy i straszące, czterdziestogodzinne nabożeństwa, spowiedzie, komunie, różańce, msze za dusze zmarłych — Boże Wielki — ten straszny kram — upiorny zupełnie! Wieczny strach niesamowity, wieczny grzech i obawa i ciągłe rachunki sumienia i daremne postanowienia poprawy i przewlekłe modlitwy — zawsze też daremne, i ascetyczne lektury, i powołanie do stanu duchownego, pęknięcie przy nauce dogmatyki i katechizmu. To było obłąkane wszystko. I prowadziło do psychozy. Przecież ja to brałem zupełnie serio wszystko. Jak naukę, jak prawdę, jak fakty. Nie wiedziałem, że ludzie zdrowi biorą to na niby — jak poezję, jak teatr, jak kino, jak powieść, jak zabawę towarzyską, jak obrzęd, jak obyczaj, jak imieniny, ukłony, uroczyste listy, polonezy itp. Dobrze, że to przeszło. To zmora mojego życia. Jak zły sen — długoletni”.

Pozdrawiam…


Panie Staszku!

A nie jest Pan zainteresowany, ot taka ludzka “małpia ciekawość”, jakim człowiekiem był Jezus…? Ja naprawdę nie przywołuję Kabały.
Pozdrawiam…


Pececie

W dyskusji o wierze – czytając Pana post, nalezałoby najpierw określić o jakiej Wierze mówimy. Czy w ogóle o jakiejś wierze, np. takiej jak szatan – wie ale żyje wprost przeciwnie… .

Czy o jedynie przekonaniu, że jakiś Stwórca istnieie… . Czy wierze, że istnieje coś takiego jak Wiara.

Ja pisząc o Wierze mam na Myśli zajęcie stanowiska wobec śmierci i Zmartwychwstania Jezusa z Nazaretu. W przypadku tej wiary – nie jest to nic metafizycznego. Można wierzyć słowom Jezusa -> być Wierzącym, a można nie wierzyć Jego Słowom i być niewierzącym.

Co do samochodu – Pan pisze o samochodzie i poruszaniu się na piechotę.

Skoro Wiara – ta konkretna o której pisałem prowadzi o tyle w kierunku w którym A.F. Kleina chce iść na piechotę to znaczy, że całą Ewangelię w kant rozbić.

To nie jest tak, że czy furmanką, czy samochodem czy hulaj_duszą... – dojedzie Pan w to samo miejsce. Owszem może Pan tak uważać, wolno Panu ale na jakiej podstwie: czy objawienia prywatne, czy cyfrowe, czy wirtualne nie wiem.

Sęk w tym, że Wiara jest pojazdem… który jest zbudowany z bardzo określonych elementów które gwarantują dojechanie do celu. Może Pan powiedzieć, że Pan też może wierzyć, że dojedzie hulaj_duszą czy furmanką i tez to będzie przedmiot wiary. Wiary weryfikować się nie da.

Da się weryfikować pośrednio. Wystarczy przypomnieć sobie świadków którzy od dwutysięcy lat do dziś dają świadectwo tej Wierze aż do przelania Krwi. A to świadectwo jest zbudowane na Krwi Chrystusa i Jego Zmartwychwstaniu – zaświadczonego przez naocznych świadków.

Powie Pan to też, wiara. Ale niech Pan pokaże mi wierzących w Pana “teorię samochodu” wg której czy na piechotę czy samochodem czy hulaj_duszą dojedziesz w to samo miejsce.

Pan chyba gierkę komputerową o poruszaniu sie zmontował.

Co do Ryzyka, to moja opinia – że to było ryzyko. Czy przenosi na monetę odpowiedzialność za ryzyko? Sądzę, że nie gdyż człowiek a wolność absolutną i nikt nie “rzuca monetą jego życia”. Sądzę, że Sędzia pełni rolę pomocniczą jako dobry Patron który wspiera dobre inwestycje obdarzonego wolnością stworzenia. To wsparcie sprowadza sie także do ostrzeżenia przez bankructwem.

Pozdrawiam.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


P.Andrzeju

AndrzejKleina

A nie jest Pan zainteresowany, ot taka ludzka “małpia ciekawość”, jakim człowiekiem był Jezus…? Ja naprawdę nie przywołuję Kabały.
Pozdrawiam…

Ale to co innego próbować przeanalizować z dostępnych świadectw to co mówi o jego człowieczeństwie: ludzkie cechy, zainteresowania, miłostki… . I będzie to jedynie próba odpowiedzi na pytanie a nie danie odpowiedzi na pytanie.

Dla mnie to znaczna różnica. A to jakim był czlowiekiem Jezus jest rzeczywiście ciekawym pytaniem.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Poldku!

No, to ciepło, ciepło, a nawet cieplej. Jasne, obracamy się w kręgu hipotetycznego modelu a nie aksjomatu. Modelu, które powstał na podstawie analizy “dostępnych świadectw”, nie zaś wróżenia z fusów. I model ten który zaprezentowałem określa Jezusa jako egocentycznego schizotymika. Powstaje pytanie: – Dlaczego był takim?


Defendo

defendo

A moim zdaniem nie trzyma. Czyniąc dobrze(cóż to znaczy?) zbliżam się do Boga? Nieprawda. Musiałabym mieć taką intencję, a nie mam.

A znasz takie pojęcie w etyce jak intencja habitualna? To, że czynisz “dobrze”, nie oznacza, ze masz mieć intencje. Poprostu czynisz bo to jest dobre, mądre i ludzkie. I takie czynienie jest naśladowaniem Boga.
Bo byłem głodny a daliście mi jeśli… – to zwykłe ludzkie odruchy a nie jakie nawiedzone ćwiczenia duchowe… .

Chrześcujański system etyczny nie jest wyłączną własnością tej religii – większość przykazań dekalogu nie tylko istniała przed narodzeniem się judaizmu, ale funkcjonowała w innych kulturach świata.

Oczywiście że tak. Min. Prawie Hammurabiego. Tylko Bóg je legitymizuje swoim autorytetem jako pełnienie Jego Woli. Więc dodaje do tych przykazań swój autorytet i ich niezmienność.

Zakaz kazirodztwa jest wspólny chyba dla wszystkich kultur(pomijam kazirodztwo władców “boskich”, ono miało swoje przyczyny). Nie muszę wierzyć w żadnego Boga, żeby szanować ludzi. Żeby nie kraść itd. I drażni mnie to, że jednym z argumentów, używanym dla uzasadnienia nauki religii w szkołach jest ten, że wartości chrześcijańskjie wdrukowane dzieciom, uczynią je lepszymi. Bo są różne systemy etyczne. Nie gorsze i nie lepsze. A najskuteczniejsze są te, które tworzymy na własny użytek. Interioryzujemy i gotowi jesteśmy ich bronić.

Dzieciom rodzice wdrukowują zasady etyczne i wychowania – nieprawdaż? Nie rozumiesz nauki religii ale proszę zauważ, że kształtowanie wiary nie kończy się na szkole ale trwa nieustannie więc jest to proces dynamiczny. Ale ma swoją kolejność.

Poza tym CHrzescijaństwo nie jest systemem etycznym. Jest Wiarą w to co nauczał Jezus z Nazaretu: przyjęcie chrztu nawrócenia i odwrócenia się od zła mocą Ciała i Krwi Jezusa. “Kto spożywa Ciało i Krew MOją ma życie wieczne”.

Więc etyka chrzescijańska to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Jeszczo słowo co do “wdrukowywania”:

Nauka pisania i matematyki nie znaczy, że z dzieci uczyni to geniuszy, tak jak kurs prawa jazdy nie gwarantuje bez wypadkowej jazdy… . Ale mądrą rzeczą i lepszej nie wymyślono aby wychowywać w oparciu o rozsądne systemy wartości niż wychowywać byle jak albo wcale.

Przyroda nie lubi pustki….

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


defendo

nie musi byc Twoją intencja zbliżanie się do Boga, by to się działo. z punktu widzenia osoby Wierzącej, kazdy wybór zgodny z systemem etycznym uznawanym przez katolików do Boga Cię przybliża. nic na to nie poradzisz.
system etyczny katolikow jest ich wlasnoscia, a ze jest zgodny w 99% z tym pozakatolickim, to juz zupelnie inna sprawa. ale masz racje – ten system etyczny w generaliach istniał znacznie wcześniej i odtyczy kultur ktore nigdy z katolicyzmem czy chrzescijanstwem kontaktu nie mialy. w sumie – jest to jeden z argumentow osob wierzacych: wysoka spójność systemów etycznych swiadczy o ich boskim pochodzeniu, ludzie jedynie je odkrywaja.

celowo zawezam do katolicyzmu, bo o ile wiem, to w systemie protestanckim nie licza sie uczynki, tylko wiara. w katolickim jedno i drugie.

co do tego, ze nie ma systemów etycznych lepszych i gorszych, to bym dyskutowal, ale to nie miejsxce na to. w kazdym razie, wole system etyczny obowiazujacy w europie niz w chinach. i uwazam go za lepszy. bezwzglednie.


P.Andrzeju

AndrzejKleina

No, to ciepło, ciepło, a nawet cieplej. Jasne, obracamy się w kręgu hipotetycznego modelu a nie aksjomatu. Modelu, które powstał na podstawie analizy “dostępnych świadectw”, nie zaś wróżenia z fusów. I model ten który zaprezentowałem określa Jezusa jako egocentycznego schizotymika. Powstaje pytanie: – Dlaczego był takim?

Ciepło ale znowu Pan idzie o krok za daleko.

Nie wieadomo czy był schizotonikiem gdyż informacje zawarte o nim są bardzo jednostronne.

Dlaczego taki był? Nie wiadomo, że taki był. Wiadomo, że z informacji jakie o nim przekazywano które odnosiły się do jego nauki, itp., a nie życia codziennego. Z kim jadał, o czym rozmawiał przy śniadaniu, jak spędzał czas wolny, czy grał w karty, itd. Ewangelie wg mnie podają bardzo wąski obraz jego jako Człowieka. To trochę denerwujące gdyż chciałoby sie o nim jako człowieku dowiedzieć więcej. Wiemy, że był podobny we wszystkim do zwykłych śmiertelników. Ale obraz Eangelii to obraz potężnego proroka, czyniącego cuda, itp. A więc zbyt okrojony.. i niepełby – jeśli chodzi o warstwę ludzką.
No ale pisano ewangelie w zupełnie innym celu… .

WIęc nie wiadomo czy był schizotonikiem a Pan zadaje pytanie dlaczego był?

To tak jakbym ja na podstawie wpisów Pana na temat Wiary oświeconek zbudował obraz Pana jako człowieka i na końcu zapytał: Dlaczego A.F. taki jest?

NIe wiadomo, że A.F. taki jest gdyż jeden wątek to za mało aby uznać tę charakterystykę za obiektywną, poza tym, gdybym wiedział, że tutaj nie pisze Pan Andrzej ale Stach – który opisuje Kleinę( w aspekcie wiary) to już zupełnie wykluczyłoby obiektywizm badania.

A świadectwa o Jezusie to relacja “Stachów” – naocznego świadka który akurat nie pisał o Jezusie jako człowiek lecz to co odnosiło się do potwierdzenia, że był Mejaszem, że umarł i Zmartwychwstał.

Więc na pytanie o shozotonika Panu nie odpowiem – myślę, że trzeba by je zadać badaczowi który to orzekł – wszak musiał orzec na jakiś przesłankach.

pzdr.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Witwickiego opinie

AndrzejKleina

*Nie wiedziałem, że ludzie zdrowi biorą to na niby — jak poezję, jak teatr, jak kino, jak powieść,*
jak zabawę towarzyską, jak obrzęd, jak obyczaj, jak imieniny, ukłony, uroczyste listy, polonezy itp. Dobrze, że to przeszło.
To zmora mojego życia. Jak zły sen — długoletni”.

Witwicki pisze o swoim doświadczeniu ale ono nie jest jedyne i nieomylne. Gdyż to, że Witwicki uważa, ze “lidzoe zdrowi” biora to za niby nie oznacza, że tak jest.
Ja spotykam ludzi – sam do nich należę, którzy modlą się, także na różańcu, odmaiwają koronke do Bożego MIłosierdzia, korzystają z sakramentów, itd. I co jestem chory? To jest zmorą mojego życia?

Co w tym przypadku oznacza “ludzie zdrowi”. Czy zatem Ci którzy traktują wiarę serio i biorą ją na serio są chorzy?

Opinia Witwickiego nosi znamiona głębokiej subiektywności i z faktu jednostkowego wyciąga zbyt daleko idące wnioski… . Bład metodologiczny.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Dla wierzących religia jest

Dla wierzących religia jest w i e d z ą o faktach – to widać wyraźnie w wypowiedziach Poldka. Czasem wstrzymuję oddech zbliżając się do “chwiejnego w wierze”, bo budowla ma tak kruche fundamenty, że niewiele trzeba, by legła w gruzach, a nie mam prawa do tego choćby tchnieniem się przyczynić.
Wierzący często mulą intuicję ze świadectwem, a jedynym obiektywnym kryterium prawdy sa dla nich ich własne uczucia wewnętrzne. Potrzebują tego, by innych nawracać, bo podświadomie nie są pewni swoich racji. Dlatego łatwiej im akceptować mahometan niż ateistów. Czyjś brak wiary budzi w nich lęk – bo a nuż rzeczywiście? Usiłują przekonać jak największą liczbę ludzi, pewnie czując sie jedynie w dużym kręgu współwyznawców – bo czyż może nie być prawdą coś, w co wierzą miliony ludzi? Kiedyś miliony wierzyły w to, że Ziemia jest płaska, a Słońce kreci się wokół niej… ale o tym zapomniano już. Tłum może się mylić(Le Bon), tłum zwalnia od myślenia, tłum potrzebuje władzy i religii(Canetti).

http://defendo.wordpress.com/


Defendo

defendo

Dla wierzących religia jest w i e d z ą o faktach – to widać wyraźnie w wypowiedziach Poldka.

Nie dokładnie Pani czyta. Jest wiedzą ale jest zajęciem pozytywnego stanowiska wobec propozycji Boga który skierował do człowieka swoją propozycję.

Czasem wstrzymuję oddech zbliżając się do “chwiejnego w wierze”, bo budowla ma tak kruche fundamenty, że niewiele trzeba, by legła w gruzach, a nie mam prawa do tego choćby tchnieniem się przyczynić.
Wierzący często mulą intuicję ze świadectwem, a jedynym obiektywnym kryterium prawdy sa dla nich ich własne uczucia wewnętrzne.

Aby odpowiedzieć Bogu, trzeba mieć wiedzę o tym czego od człowieka “chce” Bóg. Więc wiedza jest konieczna do tego aby dać odpowiedź.

Mało tego wiedza też, jest potrzebna aby powiedzieć Bogu “nie”. Więc proszę nie pisać o uczuciach gdyż kryterium prawdy nie są uczucia. Uczucia z natury są zmienne a Słowo Boże nie.

Wiara zaś jest zajęciem pozytywnego stanowiska wobec Słowa Bożego.

Potrzebują tego, by innych nawracać, bo podświadomie nie są pewni swoich racji. Dlatego łatwiej im akceptować mahometan niż ateistów. Czyjś brak wiary budzi w nich lęk – bo a nuż rzeczywiście? Usiłują przekonać jak największą liczbę ludzi, pewnie czując sie jedynie w dużym kręgu współwyznawców – bo czyż może nie być prawdą coś, w co wierzą miliony ludzi? Kiedyś miliony wierzyły w to, że Ziemia jest płaska, a Słońce kreci się wokół niej… ale o tym zapomniano już. Tłum może się mylić(Le Bon), tłum zwalnia od myślenia, tłum potrzebuje władzy i religii(Canetti).

NIe rozumiem dlaczego Pani uważa, że rozmowa o Biblii to od razu nawracanie. Rozmawiamy, ja Pani poglądy szanuję ale jesli wypowiada się na tematy mi znane i pisze Pani nieprawdę – i nie chodzi o kwestię wiary ale o kwestie dotyczące tego co jest weryfikowalne intelektualnie.
Biblia to księga mocno przesiana przez naukę. Więc dyskutując o niej nawet nie trzeba koniecznie być wierzącym ale trzeba wiedzieć skąd się wzięła, po co była pisana, co zawiera, dlaczego mówi o tym a nie innym, itd.. .

Nie zaś pomijać kontekst jej powstania i traktować ją jak wiedzę mającą wartość hipotezy.

Z Biblią jest tak jak ze świadectwem czyjegoś życia. Ona opisuje świadectwo zbiorowe ludzi życjących na przestrzeni dwóch tysięcy lat. Jest to świadectwo różne ale na ten sam temat. Gdyż życie ludzkie zmienia się wskutek rozwoju i kolei życiowych. Jednak jest to opis doświadczenia które zostało zweryfikowane przez: – historyków – archeologów – jezykoznawców – etnologów – itp.

Na temat treści Biblii bardzo wiele w brew pozorom wiadomo. Ba! Można ją studiować jako dyscyplinę uniwersytecką – w większości Uniwersytetów w Europie. Stąd moje zdziwienie podejściem do zagadnienia.

To co Pani pisze o “tłum zwalnia od myślenia” można odnieść do demokracji które są rządami większości….. – i co Pani wyjdzie jako wniosek? Proszę nie lekceważyć powszechnych przekonań gdyż na ich bazie tworzy się prawo w Państwie.

Więc etos społeczny, świadomość zbiorowa jest poważną przesłanką do decydowania o przyszłości pokoleń i narodów. Na tym opiera się także demokracja. A Pani lekką ręką sugeruje, że podzielanie poglądu jakiegoś przez większość świadczy o niepogłębionej refleksji i ciemnogrodzie… . Oryginalna teza.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Staszku!

Podstawowy, jak widzę nie po raz pierwszy, bo przecież dyskutowaliśmy juz nieraz problem polega na tym, że w rozmowie nie mówi Pan sobą. Mówi Pan Biblią. Oznacza to po prostu, iż używa pan algorytmicznych schematów, do których ma Pan naturalnie prawo, natomiast nie posiłkuje się Pan absolutnie tym, co nazwałbym umownie myśleniem heurystycznym.

Pani Defendo wypowiada jakieś sądy, Pan Pecet, próbuję też i ja, niezbyt udolnie, za co przepraszam swych Gości, Pan natomiast walczy. Pan nie dopuszcza nawet myśli do siebie, że ktoś inny może mieć kawałek racji po swojej stronie. Pan nie tylko walczy, Pan chce zwyciężyć i to jest przykre i w zasadzie nie umożliwia dyskusji na pewnym poziomie. Pan do subiektywnych opinii ma prawo, Witwickiemu to prawo Pan zabiera.

Szanuję niezwykle Pańskie przekonania, żar, ba wiarę przede wszystkim, natomiast w rzetelnej dyskusji, tak mi się wydaje, rzucenie ich na szalę to zdecydowanie za mało.

Myśl przewodnia moje teksciku była prosta, w komentarzu ją już raz przywoływałem. Pan tworzy byty dodatkowe dyskusyjne, odnogi, aż się prosi wyciągnąć za pieca brzytwę Ockhama i po naostrzeniu zaczać ją używać...

I nie jest prawdą Pańskie motto, iż nie błądzi ten kto pyta. Nie błądzi ten, który posiada należytą orientację w terenie. Posiada busolę intelektualną, która pozwala mu na unikanie mielizn i pułapek intelektualnych. A cała reszta, to psychologia. Uruchamianie racjonalizacji i wielu innych mechanizmów obronnych. Po co? Po to chyba żeby ochronić obraz samego siebie i obraz świata przez siebie zbudowany. W wielu przypadkach neurotyczny. Obraz dobrego, ale i karzącego Ojca. Mnie ten model nie odpowiada, Panu tak, ja go szanuję... I tyle.

Pozdrawiam niezmiennie…


Panie Poldku

Po pierwsze “teoria samochodu” to pomysł Pański, nie mój. Zresztą zaznaczyłem, że średnio mi się podoba.
Po drugie – problem Wiary mogę rozpatrywać jedynie “w ogóle” tj. jako wiarę w istnienie Stwórcy i wszelkich konsekwencji z faktem jego istnienia/nieistnienia związanych.Wszak ten problem zdaje mi się głównym w dyskusji między człowiekiem wierzącym a ateistą lub agnostykiem. Z całym szacunkiem – nie “szczegóły” Pana wiary.
Po trzecie – nie napisałem, że obojętnie jak ZAWSZE dojedzie się w to samo miejsce, a tylko, że MOŻNA. To już zresztą też zbyt szczegółowe, jak na Komputer rozważanie.

I wreszcie – oczywiście, iż wierzę, “że istnieje coś takiego jak Wiara”. Wszak Pańskie przekonania są jej istnienia “namacalnym” dowodem. Wiem jednak, że nie może (nie powinien?) jej Pan logicznie uzasadniać, bo od razu w sprzeczność Pan popada. I jedną z takich sprzeczności (być może nieudolnie) próbowałem zasygnalizować.
Pecet


P.Andrzeju

AndrzejKleina

Pani Defendo wypowiada jakieś sądy, Pan Pecet, próbuję też i ja, niezbyt udolnie, za co przepraszam swych Gości, Pan natomiast walczy. Pan nie dopuszcza nawet myśli do siebie, że ktoś inny może mieć kawałek racji po swojej stronie. Pan nie tylko walczy, Pan chce zwyciężyć i to jest przykre i w zasadzie nie umożliwia dyskusji na pewnym poziomie. Pan do subiektywnych opinii ma prawo, Witwickiemu to prawo Pan zabiera.

Panie Andrzeju, może to błąd z mojej strony, ze zawsze w odpowiedzi komuś skupiam się na różnicy zdań i właśnie się do tych wypowiedzi odnoszę z którymi się nie zgadzam. Oki. Spróbuję – aby nie tworzyć mylnych wrażeń – w odpowiedzi napisać także z czym się zgadzam dla dobra dyskusji. Dziękuję za tę uwagę.

..... w rzetelnej dyskusji, tak mi się wydaje, rzucenie ich na szalę[wiary] to zdecydowanie za mało.

Nie wiem do czego konkretnie Pan to powyższe zdanie odnosi. Czy do charakteru Jezusa – jaki wyszedł z badań czy wogóle do Wiary jako takiej.

Myśl przewodnia moje teksciku była prosta, w komentarzu ją już raz przywoływałem. Pan tworzy byty dodatkowe dyskusyjne, odnogi, aż się prosi wyciągnąć za pieca brzytwę Ockhama i po naostrzeniu zaczać ją używać...

To co napisałem o Witwickim właściwie wyczerpuej mój komentarz w tej sprawie. Co do Wiary – również. Postaram się nie ustosunkowywać do wpisów pod kreską lecz jedynie do wpisu na Blogu – do którego co najmniej kilka razy się ustosunkowałem.

I nie jest prawdą Pańskie motto, iż nie błądzi ten kto pyta. Nie błądzi ten, który posiada należytą orientację w terenie. Posiada busolę intelektualną, która pozwala mu na unikanie mielizn i pułapek intelektualnych. A cała reszta, to psychologia. Uruchamianie racjonalizacji i wielu innych mechanizmów obronnych. Po co? Po to chyba żeby ochronić obraz samego siebie i obraz świata przez siebie zbudowany. W wielu przypadkach neurotyczny. Obraz dobrego, ale i karzącego Ojca. Mnie ten model nie odpowiada, Panu tak, ja go szanuję... I tyle.

Mam wrażenie, ze Pan psychologizuje. Gdy poruszamy się po terenie Biblii i Wiary w jej kontekście nie uważam, że mój obraz świata i świat Biblii jest potrzebny do obrony.
Po prostu mogę powiedzieć w wielu kwestiach co jest w Biblii a czego tam nie ma. Poza tym, co mówi Biblia o wierze lub nie.

Dlaczego Pan sądzi, że ja chcę bronić obrazu samego siebie skoro rozmawiamy o Biblii i wierze – w jej kontekście?
Poza tym Obraz “dobrego i karzącego Ojca” to raczej nieteologiczny(mówiąc fachowo) ale z jednej z pieśni kościelnych serdeczna matko.

Jeśli Pan i pozostali rozmówcy chcą rozmawiać o Bogu Chrzesicjan – przedstawionym na karach Biblii nie mogą się dystansować do Biblii będącej źródłem tego poznania.

A obraz Ojca biblijny to obraz z przypowieści o synu marnotrwanym – czy to karzący Ojciec? Nie to ciuerpiący Ojciec który stracił syna(któremu bąbelki zaszumiały w głowie). To obraz Ojca oczekującego z daleka błądzącego syna.

Czy po powrocie Ojciec karze powracającego syna? Nie, robi ucztę by świętować, bawić się i radować bo syn wrócił.

Karą dla Syna jest samo odejście i doświadczenie pustki, głupoty i braku rozsądku którym było opuszczenie Ojca – ten obraz mówi o tym, że człowiek może być głupi i odejść od Ojca. Objawienie Biblii mówi o piekle. Tak. Odejście od Ojca na zawsze bez możliwości powrotu jest doświadczeniem piekła.

Lecz Ojciec zawsze czeka… – nie aby ukarać ale aby okazać miłosierdzie i cieszyć się z powrotu. Syn jednak decyduje co uczyni ze swoim życiem i w jakim kierunku pójdzie. Ojciec zaś może tylko czekać. Nie rozumiem zatem Pana zdania “Obraz dobrego ale i każącego Ojca”.

Pozdrawiam i zmykam.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


re: Wiara oświeconych, czyli supozycje zamiast przekonań

http://defendo.wordpress.com/defendo

Dla wierzących religia jest w i e d z ą o faktach – to widać wyraźnie w wypowiedziach Poldka.

Nie dokładnie Pani czyta. Jest wiedzą ale jest zajęciem pozytywnego stanowiska wobec propozycji Boga który skierował do człowieka swoją propozycję.

Czytam uważnie – myli Pan wiedzę z wiarą. Trudno dyskutować. Mogę wierzyć w krasnoludki, ale nie jest to moja wiedza o ich istnieniu, ale wiara w to, że są. I oddzielam jedno od drugiego. Wiedza musi być – dla mnie udokumentowana, twierdzenia wymagają udowodnienia. Teza o istnieniu Boga pozostanie tezą nieudowadnialną. Można weń wierzyć, nie da się wiedzieć. Taka zresztą jest jego istota.


defendo

szkopuł w tym, ze teza o nieistnieniu Boga jest rownie nieudowadnialna. samo zalozenie, ze jesli istnienia czegos/kogos nie da sie udowodnic, to to nie istnieje, jest niewystarczajace. nie daloby sie przy takim zalozeniu wybronic stwierdzenia, ze ateista wie iz Boga nie ma. trzeba by sie upierać przy twierdzeniu, ze co najwyzej w to wierzy.
mysle wiec, ze dla zachowania proporcji, spokojnie można mowic że Wierzacy wie (swoje) i ateista wie (swoje). i wcale się to nie wyklucza.


Pani defendo!

Tak, na przykładzie Pana Staszka widać, że wiara jest dla niego wiedzą o faktach.

Szczere przeświadczenie, wiara, to pewność osobista, że coś istnieje lub nie. Pewność przekonania polega na tym, że trudno nam zastąpić je przekonaniem sprzecznym. Witwicki powiada, że przekonań o najwyższej pewności nie potrafimy i nie damy rady (porównując je do zębów) wyrwać żadnymi obcęgami. Nawet razem ze szczęką. Supozycje są jak protezy – jak sztuczne zęby – można je wyjmować... Panu Staszkowi nic nie wyjmiemy :) Bo i dlaczego.
Pozdrawiam…


Griszegu – dokłdnie to

Griszegu – dokłdnie to miałam na myśli. Nie da się udowodnić, zatem nie jest elementem wiedzy, a kwestią wiary. Amen.
http://defendo.wordpress.com/


AFK – daleka jestem od

AFK – daleka jestem od wyjmowania jakiemukolwiek facetowi czegokolwiek. Niech mu się wydaję, że ma jaźń. Bo ego ma na pewno. Nie mam pojęcia, czy nie napompowane helem, czy innym gazem. Mnie rozweselającym. Sorry, ale straciłam cierpliwość. Fundamentalizm jest – moim zdaniem – grzechem . Najstraszniejszym – grzechem zaniechania. Myślenia.
Wszytkie inne grzechy wywodzą się z grzechu zaniechania…zaniechania watpienia, zaniechania refleksji, zaniechania seksu… ;)
http://defendo.wordpress.com/


Defendo

defendo

Dla wierzących religia jest w i e d z ą o faktach – to widać wyraźnie w wypowiedziach Poldka.

Nie zawsze. Gdyż mówiąc o Bogu – nie jakimś wydumanym i nieokreslonym ale o Bogu Biblii mówimy o konkretnym – TYM WŁAŚNIE Bogu. Nie musi Pani w niego wierzyć ale o Jego Obrazie możemy mówić nawet pomiając Wiarę w niego. I mój spór z Panią właśnie dotyczy tego, że Pani tworzy jego Obraz na podstawie BIblii pomijając pełny przekaz BIblii. Jeśli Pani chce opisywać Boga Biblii oczekuję, że Pani weźmie pod uwagę całe przesłanie tej całości a nie tylko jeden obrazek.

Jeśli zostawiamy Tego Boga a chcemy rozmawiać o najbardziej ogólnym rozumieniu BOga – pomijając wszelkie księgi mówiące o nim a odnosząc się do tego tylko czy istnieje pominąwszy religie… ?

Czytam uważnie – myli Pan wiedzę z wiarą. Trudno dyskutować. Mogę wierzyć w krasnoludki, ale nie jest to moja wiedza o ich istnieniu, ale wiara w to, że są. I oddzielam jedno od drugiego. Wiedza musi być – dla mnie udokumentowana, twierdzenia wymagają udowodnienia. Teza o istnieniu Boga pozostanie tezą nieudowadnialną. Można weń wierzyć, nie da się wiedzieć. Taka zresztą jest jego istota.

W sensie ogólnym może Pani wierzyć we wszystko co zechce i nie będzie to sprawdzalne = Wiara.
Jeśli chodzi o tezę dot Istnienia Boga rzeczywiście nie ma bezpośrdedniego dowodu. Nawet istnienie JEzusa z Nazaretu jako człowieka, można udowodnić, ale już udowodnić to, że był Bogiem trudniej. Gdyż mamy relacje naocznych świadów skrzeszenia Łazarza, innych cudów, widzenia Jego Zmartwychwstałego, oraz opis odejścia. Ale wiąże się to z daniem wiary tym świadectwom. Więc konieczna jest Wiara.

Jednak co do istnienia Boga są dowody pośrednie nie wprost: drogi św. Tomasza, jest metafizyka – gdzie w hierarchii bytów rozum ludzki domaga się istnienia Bytu będącym czystym istnieniem -> tzw. bytu koniecznego lub absolutnego bez którego nie możliwe jest zaistnienie tego co istnieje; ze świata stworzonego: porządek i harmonia we wszechswiecie domaga się uznania istnienia Zamysłu Stworczego.

Poza tym filozofia nie zajmuje się krasnoludkami, a Bytem absolutnym, koniecznym a owszem. Poza tym jest jeszcze doświadczenie społeczne – powszechne przekonanie o istnienia Stwórcy. Od kiedy istnieje człowiek istnieje religia.

A więc rozum ludzki domaga się uznania istnienia Rozumnego Stwórcy. Biblia i jej objawienie dodaje jedynie to Kim w relacji do człowieka i świata stworzonego on jest. NIe wnikam w to czy trzeba w to wierzyć czy nie. Po prostu mówię o czym mówi Biblia. Mówię też, że Ewangelia zmieniła cywilizację człowieka i ukierunkowała w sensie pozytywnym. To fakty.

Nie można mówić o wierze samej w sobie – bez określenia przedmiotu tej wiary.

Wg mnie wiara w Boga jest związana z poszukiwaniem celowości życia ludzkiego. Wszystko co istnieje w przyrodzie i świecie z czegoś wynika i do czegoś zmierza – tak jest z życiem ludzkim.

Jedni uważają, że Od Boga i ku Bogu idą, Inni szukają innych odpowiedzi a jeszcze inni uważają, że to pytania bez odpowiedzi i nie warto sobie nimi głowy zaprzątać.

Wszystko kwestią zdolności intelektualnych, umiejętności obserwacji świata jak i determinacją w poszukiwaniu sensu oraz gotowością do ew. rewizji poglądów(wg mnie).

Pozdrawiam.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


re: Wiara oświeconych, czyli supozycje zamiast przekonań

Do cholery! Chyba mam nieludzki rozum, bo nie domaga się on istnienia Rozumnego Stwórcy. Znaczy co? Odmawia mi Pan prawa do posiadania rozumu? I słusznie. Św. Augustyn wątpił w to, czy kobieta ma duszę... Moje zdolności intelektualne są rzeczywiscie niewielkie – tak mówi doktryna katolicka, odmawiając kobietom pełnienia funkcji kapłanek.

http://defendo.wordpress.com/


Pani Defendo

defendo

Do cholery! Chyba mam nieludzki rozum, bo nie domaga się on istnienia Rozumnego Stwórcy. Znaczy co? Odmawia mi Pan prawa do posiadania rozumu? I słusznie. Św. Augustyn wątpił w to, czy kobieta ma duszę... Moje zdolności intelektualne są rzeczywiscie niewielkie – tak mówi doktryna katolicka, odmawiając kobietom pełnienia funkcji kapłanek.

Odpowiem Pani Ewangelicznie: “Kto może pojąć niech pojmuje..

.

Wiara jest potrzebna do tzw zbawienia – do niczego więcej. Jeśli dla kogoś świat stworzony w pełni spełnia jego wszystkie aspiracje no to nie potrzebna jest mu Wiara i Zbawienia.

Co do Kapłanek – znowu Pani wchodzi na teren teologii Biblijnej – a ponoć mieliśmy w ogóle nie dotykać tego obszaru ale rozmawiać o Wierze bez odniesienia do Pisma św. Proszę o konsekwencję.

Pozdrawiam.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Pani defendo!

Obudziłem się spocony. Nie tylko od gorączki. Siedział na mnie ktoś i mnie przyduszał. A ja się śmiałem. Czy pada mi na mózg…? Niechybnie. Przepraszam za ten wtręt osobistej natury.
Kolejny świetny komentarz (uczę się ich na pamięć), oprócz pierwszego zdania, które sugeruje mi, że Pani sufrażystka jaka czy cóś :)


re: Wiara oświeconych, czyli supozycje zamiast przekonań

Dusiołek to był zapewne, Leśmianowski, bo nie ja. Chyba…

Wybrałabym nieco inny sposób na budzenie ;)

http://defendo.wordpress.com/


re: Wiara oświeconych, czyli supozycje zamiast przekonań

Ups, miało być “rozbudzanie”...
http://defendo.wordpress.com/


P.Andrzeju

A co na to rzecze Stach.

****

Ja tam “Idem zaczerpnąć przyrody…. – piękna pogoda: słońce, wiatr. Biorę mojego pierworodnego i idziemy na rowery.

A Panu i gościom blogowych życzę miłych konwersacji w … “poszukiwaniu Źródła Pytań.”

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Staszku!

Stachu rzecze tak: Nie poznaję Poldka. Czy to ten sam młody, sympatyczny, z otwartą głową chłopak sprzed wielu tygodni? Podejrzewam, że od wczoraj rozmawia z tobą nie on, a ktoś kogo poprosił o udział. Jakiś jezuita, któremu skończył zię zazen i z nudów pod nickiem Poldka się produkuje. Zmienił się bowiem i styl i sposób pisania. Zmienił na bardziej naukowy w znaczeniu teologicznym, znikęły też wszystkie duze litery. Zmienił się diametralnie sposób prowadzenia dyskursu. On teraz gada jak jakiś fundamentalista, jak nawiedzony. On gada tak natrętnie jak jehowici…

Tako rzecze Stachu, Panie Staszku.

Pozdrawiam…


Nie znam Poldka…czy o

Nie znam Poldka…czy o A-poloniusz? Czy Aleksander? Skoro ten ostatni ,to niewielki, bo ten przydomek jakby zarezerwowany już troszkę... http://defendo.wordpress.com/


Panie Andrzeju

Proszę powiedzieć Stachowi, ze Poldek w pewnych sprawach trzyma jest precyzyjny i w dyskusji lubi jednoznaczność – w tych dyskusjach gdy rzecz dotyka ważnej materii.

W rozmowach o Wierze, Bogu w świetle Biblii trzyma się Biblii…. . Tak jak opisując Mahometa nie można walnąć Koranu w kąt i wymyślać dobie swojego prywatnego Machometa.

Podobnie traktuję dyskusję o Biblii – nie można rozmawiać o Bogu chrześcijan ignorując Biblię, bądź trzymanie się jej w tej dyskusji nazywać fundamentalizmem – w pejoratywnym słowa znaczeniu.

Analogia do Świadków Jehowy…. ? Stach chyba z nimi sie nigdy nie spotkał. Uprawiają podobną metodę jak udało mi się zauważyć u pewnego adwersarza.. – wyrwać jedną księgę albo fragment BIblii i “lepić swojego Machometa”... pomijając cały obszar Biblii.

A ja nie idę na takie zabiegi. Skoro rozmowa o Bogu z kart BIblii trzymajny sie Biblii. Skoro ktoś “lepi swojego Boga” niech Biblię powiesi na kołku i lepi na swók koszt i ze swoich materiałów. To jest wg mnie uczciwsze i metodologicznie bardziej spójne.

Proszę pozdrowić Stacha – no i zdrowia na weekend życzę – pogoda wspaniała, zapach kwitnącej czeremchy się ściele… , aż żal w domu leżeć.

Wieczoru miłego i zdrowia na weekend.


Panie Staszku!

Stachu dziękuję i odwzajemnia pozdrowienia, ale się pyta, czy jego hipoteza, że współpracował Pan z kimś przy pisaniu ostatnich komentarzy jest prawdziwa, tzn. czy stała się tezą? Niekoniecznie przecież z jezuitą :)

Przy okazji też mam sprawę. W którymś momencie Pan stwierdził: – Nie rozumiem zatem Pana zdania “Obraz dobrego ale i każącego Ojca”. Czy Pana zdaniem Bóg nie jest zarówno dobrym jak i każącym…?
Dobranoc…


Panie Andrzeju

AndrzejKleina

Stachu dziękuję i odwzajemnia pozdrowienia, ale się pyta, czy jego hipoteza, że współpracował Pan z kimś przy pisaniu ostatnich komentarzy jest prawdziwa, tzn. czy stała się tezą? Niekoniecznie przecież z jezuitą :)

Nie, ja ciągle ten sam…. . Ten z salonu i tutejszy w jednej osobie. Czasem jestem śmiertelnie poważny jak o powaznych sprawach(w moim mniemaniu gadam) – “ten typ tak ma”.

Przy okazji też mam sprawę. W którymś momencie Pan stwierdził: – Nie rozumiem zatem Pana zdania “Obraz dobrego ale i każącego Ojca”. Czy Pana zdaniem Bóg nie jest zarówno dobrym jak i każącym…?
Dobranoc…

W moim rozumieniu nie. Nie jest zarówno dobrym i karzącym.

Wszystko się rozbija o język. Przychodzi mi na myśl 6 prawd wiary jakie mnie uczono przy okazji Bierzmowania: Bóg jest sędzią sprawiedliwym który za dobro wynagradza a za zło karze.

Można odnieść wrażenie, że tak jest – jest tak ale trzeba pamiętać też o MIŁOSIERDZIU Boga.

W Objawieniach siostry Faustyny w jej dzienniczku padło takie zdanie. “Dusza która pokłada nadzieję w moim miłosierdziu… , nie zazna mojej sprawiedliwości ale Miłosierdzia i Dobroci”.

Więc Bóg o tyle karze, że pozwala człowiekowi – ponosić konsekwecje jego głupoty. Gdyż tak nazywam trwanie w grzechu i nie zwrócenie się do Jego Miłosierdzia.

Więc Bóg jest DObry gdyż chce bardziej okazać miłosierzie niż sprawiedliwość. Tej idei która “urodziła się w głowie Boga” podporządkowany jest tzw. cały Plan Zbawienia: posłanie Syna na ziemię, który na swoje barki wziął karę sprawiedliwą za wszystkie grzechy świata.

O tego momentu każdy Kto w niego Wierzy: prosi Ojca przez Jezusa o miłosierdzie jest uzywając “wyświechtanego słowa” Zbawiony. Ale wolny od złego i zdolny do mieszkania z Bogiem “w niebie”.

Jednak ta decyzja związana ze zdaniem sobie sprawy z grzechu i poproszenia o miłosierdzie to warunek konieczny aby Dobra Boga zakosztować.

Gdyż to co wiemy z BIblii, poprzez grzech popadamy w niewolę szatana. Nie odwróciwszy się od grzechu trwamy w jego niewoli . Więc człowiek musi uznać, że zgrzeszył...... .

Pamięta Pan refleksję tzw. dobrego łotra? “My tu słusznie ponosimy karę....”. A Jezus rzekł: “dziś będziesz ze Mną w raju”.

To jest kluczowy zwrotny moment by kosztować DOBRO z ręki Boga, by Bogu dać szansę nim obdarowania.

Inaczej Jezus mówił o tym samym w przypowieści o synu marnotrawnym.

Więc może już Pan sam odpowiedzieć czy Bóg jest zarówno dobrym jak i karzącym. A myślę, że Stach jako mój imiennik “czuje pismo nosem” – to moje pismo… .

Pozdrawiam!

p.s.
Czy Stach lubi wypady rowerowe? Albo muzykuje? Przyznam, że intryguje mnie Stach – wszak jest moim imiennikiem. :-)

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Panie Andrzeju

Widzę, że strzeliłem gafę. Pan pytał o “każącego” od “kazać” – a ja zrozumiałem od “karać”.

Ale myślę, że przypowieść o synu Marnotrawnym oddaje to, że nie jest każący – ale cierpliwym Ojcem pragnącym pięknej przyszłości dla swojego dziecka.

ta przypowieść jest dla mnie perełką która budzi moją nadzieję... , że nie każe oraz nie karze – jeśli zechcę do Niego wrócić... za życia.

Pozdrawiam już świątecznie, bo po zmroku(sobota już się skończyła) i I Nieszporach Niedzielnych, :-)))

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Staszku, na domiar złego

grozi Ci niebezpieczeństwo – może Cię dopaść “każąca” ręka Mahometan za uporczywe przekręcanie imienia Proroka;-)

(To tylko tak, dla rozluźnienia atmosfery)

Pozdrawiam Panów


Merlot

Już poprawiłem – ale to nie Ty jesteś wyznawcą Mahometa, a więc to niebezpieczeństwo….. ?

Pozdrawiam świątecznie!

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Ja się tylko zaniepokoiłem o Ciebie;-)

Po tym co się narobiło w Danii na przykład…

Z mojej strony grozi Ci tylko sprzeciw co do niektórych Twoich poglądów.
I to taki “letni” sprzeciw, bez stosownej żarliwości.


Merlot

Sprzeciw jest bezpieczny – jeśli cywilizowany. Więc “wal Pan śmiało, pies szczepiony” – jak mawiają właściciele obronnych psów. :-)

Pozdrawiam.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


To ja już wolę...

...właścicieli zaczepnych poglądów.

Ale po Nieszporach to już się nie kłócę.

Aż do poniedziałku, zazwyczaj.


????????????????????????????????????????????????????????????????

O rany, co się dzieje?
W kilka minut po wklejeniu notki przed 21, została ona umieszczona w archiwum. Jaką tym razem popełniłem “zbrodnię”?


Subskrybuj zawartość