Sztuka miłości

Zainspirowała mnie teza Pana Marka Olżyńskiego zawarta w jednym z jego niedawnych tekstów: – Panowie. Miłość jest sztuką. Prawdziwa sztuka jest wtedy, kiedy każda zdoła pokochać mężczyznę...

Z pierwsza częścią zdania nie sposób dyskutować, miłość jest sztuką. Utwierdza mnie też w tym przekonaniu sam Erich Fromm w swej „Sztuce miłości”. Jego zdaniem, sztuka ta wymaga wiedzy i wysiłku. Miłość jest sztuką, tak samo jak sztuką jest życie. Chcąc nauczyć się kochać, należy czynić podobnie jak przy nauce innej sztuki, choćby muzyki, malarstwa, sztuki medycznej czy stolarstwa.

Nauka sztuki jakiejkolwiek składa się z dwóch elementów: opanowania t e o r i i a także p r a k t y k i. Chcąc nauczyć się sztuki medycznej trzeba poznać wszystkie fakty dotyczące ludzkiego ciała i rozmaitych chorób. Opanowanie ich, nie jest dowodem na opanowanie sztuki medycznej. Do mistrzostwa potrzebna jest długa praktyka i dopiero kiedy zrodzi się i n t u i c j a – istota opanowania każdej sztuki (jako wynik zespolenia w jedną całość wiedzy teoretycznej z praktyką) opanowanie sztuki jest w zasięgu wzroku.

Ale to jednak nie wszystko jeszcze – aby stać się mistrzem w jakiejkolwiek dziedzinie (dziennikarskiej też, jak sądzę, ale to już nie Fromm, a zdecydowanie ja – AFK) – warunkiem koniecznym jest sprawa maksymalnego zainteresowania; nie może być nic ważniejszego od danej sztuki.

I tutaj, zdaniem Fromma leży odpowiedź na pytanie dlaczego w naszej kulturze ludzie tak rzadko próbują się uczyć sztuki miłości. Niemal całą naszą energię zużywamy na naukę jak osiągnąć cel miłości, natomiast niewiele robimy, aby nauczyć się sztuki miłości…
Niewykluczone, że ludzie sądzą, że warto uczyć się tylko tego, za pomocą czego można zdobyć pieniądze czy prestiż, natomiast miłość przynosząca korzyści jedynie duszy, jest bezużyteczna, jest luksusem, na który nie warto zbyt dużo energii poświęcać…

A co sądził specjalista od wartości dodatkowej i nie tylko przecież, o miłości? – Przy założeniu, że człowiek jest człowiekiem i jego stosunek do świata jest ludzki, miłość możesz wymieniać tylko na miłość, zaufanie tylko na zaufanie itd. Jeżeli chcesz rozkoszować się sztuką, musisz być człowiekiem wykształconym w dziedzinie sztuki, jeśli chcesz wywierać wpływ na innych ludzi, musisz być człowiekiem który rzeczywiście inspiruje i wiedzie naprzód innych ludzi. Każdy twój stosunek do człowieka – i do przyrody – musi być określonym, odpowiadającym przedmiotowi twej woli przejawem twego r z e c z y w i s t e g o i n d y w i d u a l n e g o życia. Jeżeli kochasz nie wzbudzając wzajemnej miłości, jeżeli poprzez swój przejaw życia człowieka kochającego nie czynisz siebie człowiekiem kochanym, miłość twoja jest bezsilna, jest nieszczęściem.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Andrzeju!

Niestety nie zgadzam się z Panem. Bardzo mi przykro, ale nie będąc kochającym człowiekiem, można wpływać na miłość innych ludzi – można ją niszczyć.

Generalnie, nie trzeba być literatem by palić książki itp.

Dużo łatwiej jest wchodzić w interakcje negatywne niż pozytywne. A kopniaki są prawie tak dobre jak głaskanie, a na pewno lepsze niż obojętność.

Niestety osoba, która w domu nie otrzyma wzorca miłości nie ma wielkich szans na ofiarowanie miłości w życiu dojrzałym. Tu się kłania moja koncepcja psychiki…

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

mnie w tym tekściku nie ma, to tylko Fromm i kawałek Marksa… Krótko mówiąc, jest miłość sztuką, czy nie jest :)
Bo to co Pan mówi, to zdaje się kawałek miłości którą Karen Horney nazywa neurotyczną potrzebą miłości. Te kopniaki choćby… Czy jest szansa by gdzieś poczytać o Pańskiej koncepcji psychiki…?
Pozdrawiam…


Szanowni Panowie

Panie Andrzeju: “Panowie. Miłość jest sztuką. Prawdziwa sztuka jest wtedy, kiedy każda zdoła pokochać mężczyznę...
Tylko ten wytłuszczony dwusłów jest istotny całym cytacie, który łaskawie Pan przywołał. Reszta to ironia, czysta jak biały proszek ukryta w tym tekście

Panowie. Miłość jest sztuką. Prawdziwa szczuka jest wtedy, kiedy kazia zdoła pokochać mężczyznę...

Panie Jerzy. Zgadzam się z Panem. Temat bardzo skomplikowany, jednak psychologia nieźle rozpoznaje te rejony toksycznej miłości i innych jej paradoksów.
Za kilka, kilkanaście lat będziemy zbierać prawdziwe żniwo – braku odpowiednich (dodatnich) wzorców miłości…

Pozdrawiam Panów


Panie Jerzy

Erich Fromm w tejże samej książce snuje rozważania o właściwościach, które są szczególnie potrzebne by wydobyć z siebie zdolności kochania.

Otóż, rzecze Fromm, podstawowym warunkiem jest przezwyciężenie narcyzmu. Narcyz bowiem, przeżywa realność tylko w odniesieniu do siebie samego; widzi tylko to, co istnieje w nim samym.

Narcyzmowi przeciwstawia Fromm obiektywizm, który wg niego stanowi o zdolności do postrzegania innych ludzi i otoczenia takimi, jakimi są. Dodaje jednak, że obiektywizm zawsze będzie nieco zniekształcony, bo mając osobiste doświadczenia i pierwiastek narcystyczny jesteśmy w swoim oglądzie rzeczywistości, jak pogrążeni we śnie.
Ale chcąc nauczyć się sztuki kochania musimy ten sen przezwyciężać starając się myśleć obietywnie, czyli rozumnie.

Tak, to nie pomyłka. Dla Fromma rozum jest zdolnością do obiektywnego myślenia, a emocjonalnym jego wyrażeniem jest postawa pokory. Bez pokory nie można być obiektywnym ani posługiwać się rozumem.
Według Fromma obiektywizm i pokora są niepodzielne. Tak samo niepodzielne, jak miłość.

Nigdy nie nauczymy się kochać prawdziwie jednego człowieka jeśli nie spojrzymy na niego takim, jak on rzeczywiście jest. Nie będzie też w nas prawdziwej miłości do jednego człowieka jeśli nie znajdujemy w sobie pokory by obiektywnie spojrzeć na obcych ludzi.

Z drugiej strony postawa pokory nie stanie się nigdy nikomu dostępna jeśli nie wyzbędzie się on marzeń o wszechwiedzy i wszechpotędze.

Czego sobie i Panu serdecznie życzę...


No tak.

Najpierw sądziłem, że to będzie jakiś samouczek dla młodzieży w wieku chuligańskim, przy którym i starszy człowiek sobie jakieś odgrzeje wspomnienie.

Potem myślałem, że normalna zgaduj zgadula. W rebusy i insze szarady. Nie umiem, ale lubię popatrzeć.

Ale na koniec przyszła kobieta i się wyjaśniło, że to jest o roślinach ogródkowych, na które mam zapewne uczulenie z wysypką.

Wychodzi na to, że się nie znam.

Pozdrawiam Pana, Panie Andrzeju, rozumnie, a zatem pokornie


Panie Marku,

napisałem mało zręcznie: – Z pierwszą częścią zdania nie sposób dyskutować, miłość jest sztuką ...). Powinienem natomiast: – Z pierwszą częścią frazy…

O drugiej nie wypowiadałem się wcale, jasne, że potraktowałem to jako żart. Z pierwszej skorzystałem jako z bodźca, pewnego zaczynu… A temat skomplikowany, podobnie jak życie.
Serdecznie pozdrawiam…


Szanowna Pani Magio,

mimo, że bezpośrednio zwraca się Pani do Pana Jerzego – powiem tyle, że cieszę się z Pani odwiedzin i bardzo, jak zwykle zresztą, merytorycznego, świetnego komentarza. Żeby jednak trochę też zaszpanować (ach ten narcyzm), powiem jeszcze, że dla Fromma (...) Miłość i miłość samego siebie wykluczają się wzajemnie w tym sensie, że im więcej jest tej pierwszej, tym mniej drugiej. Jeśli miłość samego siebie jest rzecza złą, wynika z tego, że jej brak jest cnotą.

Serdecznie pozdrawiam…


Panie Yayco,

jestem w stanie we wszystko uwierzyć, tylko nie w Pana pokorę :) Tacy jak Pan, żadnym kulom się nie kłaniają (sic!).

Pozdrawiam ciepło, najcieplej jak potrafię...


Szanowny Panie Andrzeju

miło mi bardzo, że moje przemyślenia czy też fraza tylko z wpisu zainspirowały Pana tak dalece że zechciał się Pan pofatygować rozwinąć wątek do arcyciekawego tematu.
Pozdrawiam sympatycznie
Marek


Panie Andrzeju,

ja co prawda uczęszczałem do szkoły imienia tego, co się jakoby nie kłaniał, ale to teraz jest szkoła pod wezwaniem Marii Konopnickiej.

A ja bardzo jestem pokorny, zapewniam Pana. Nie będę tu wchodził z Frommem w polemikę.

Tyle tylko, że zawsze staram się tak kłaniać, żeby mieć ścianę za placami. Nie ludzi.

Pozostaję z zasadniczym i fundamentalnym szacunkiem


Panie Andrzeju

Chciałam Panu podziękować za ten tekst. Ważny i przypominający nieco już zapomnianą książkę, którą wielką atencją zawsze darzyłam.
Zresztą nie tylko dlatego… Pamięta Pan? Dobrze się stało, że kiedyś zrezygnowałam z pisania o Sztuce miłości. Pan to zrobił lepiej.

W kwestii miłości i miłości własnej pozwolę sobie zgłosić zdanie odrębne, choć bez specjalnego przekonania.
Mam wrażenie, że przywołany przez Pana pogląd przynależał raczej Freudowi. Fromm nie widział w tych dwóch rodzajach miłości sprzeczności. Wprost przeciwnie. Powoływał się chyba nawet na biblijne przykazanie miłości.
Ale może coś poplątałam, bo i pora już późna.

Pozdrawiam serdecznie pełna racjonalnej wiary...


Szanowni Państwo!

Niestety Erich Fromm wydaje mi się raczej zaciemniać sprawę niż rozjaśniać.

Zacznijmy od prostej sprawy. Każdy człowiek ma co najmniej dwie strony psychiki: racjonalną i emocjonalną. Ponieważ kształtują się one w zupełnie inny sposób pisanie o racjonalnych emocjach czy emocjonalnym myśleniu jest błędem.

Myślenie jako czynność poznawcza wiąże się raczej z racjonalną sferą psychiki. Z emocjami wiąże się raczej wyobrażanie sobie. Oczywiście możliwa jest wizualizacja treści racjonalnych i językowa (szczególnie parajęzykowa) obróbka materiału emocjonalnego niemniej jest to margines.

Żeby uprościć sprawę podam przykłady wpływania na obie sfery. Podam przykłady nieskuteczne, bo właściwe dla drugiej sfery.

Dziecko boi się psa. Co robi właściciel? Mówi „nie bój się, on nie gryzie”. Jeśli ktoś boi się psów, to wie jaki ma skutek ta instrukcja dla przeżywanych emocji. W najlepszym razie obojętny, w najgorszym potęguje strach. Nigdy nie pomaga.

Dziecko rozwiązuje nowe zadanie z matematyki. Rodzicielka lub rodzic mówią „jak dobrze rozwiążesz, dostaniesz lody, jak nie rozwiążesz – lanie”. Skutkiem takiego postępowania jest silna niechęć do matematyki.

W pierwszym przypadku, oddziałując na emocje, należy przewarunkować dziecko.

W drugim wypadku, oddziałując na rozum, należy udzielić odpowiedniej instrukcji jak należy postępować, zrozumiałej dla dziecka.

Jak się do tego mają tezy Ericha Fromma?

A to są dwie strony psychiki, z trzech dostrzeżonych przeze mnie. Współgranie tych trzech stron psychiki decyduje o kierunku naszej aktywności, zachowania, itp.

Oczywiste jest, że trzecia strona psychiki nie jest kształtowana przez instrukcje ani warunkowanie…

Pozdrawiam


Pani Magio,

tak, ma Pani rację, to kawałek poglądów Freuda, które zacytował Fromm. Czy wystąpił u mnie “błąd freudowski” (cokolwiek to znaczy), sam nie wiem?

U mnie wreszcie prawdziwe, poranne słońce, więc słonecznie pozdrawiam…


WS Panie Jerzy

Intryguje mnie ta trzecia strona psychiki
Panie Jerzy, jednak niekiedy się zdarza, że dziecko uwierzy, zaufa właścicielowi psa, że jego pies nic nie zrobi, nie ugryzie nie przestraszy; tym samym zdejmuje z siebie ten niczym nieuzasadniony lęk…
Inni (wiekszość) boją się do końca życia. Niektórzy wszystkiego

Pozdrawiam
PS
Gdzie mógłbym się zapoznać z Pańską koncepcją psychiki, jak rozumiem został ona opublikowana?


Panie Jerzy,

jestem w nietęgiej formie, starałem się, ale, przyznaję sam przed sobą przede wszystkim, że komentarza Pańskiego nie zrozumiałem tak jak powinienem. Jeszcze wrócę do niego, nie lubię bowiem spraw nierozwiązanych.
Pozdrawiam…


Panie Andrzeju

i u mnie takoż świeci radośnie. Wpierw leniwie się przeciągało w muślinowej pościeli, a potem… to już poszło raz dwa
Słonecznie :)))


Panowie Andrzeju i Marku!

Swoją koncepcję przedstawiłem na XIII Konferencji Psychologii Rozwojowej w Augustowie w 2004 roku. Z niewiadomych przyczyn, moje wystąpienie nie zostało opublikowane w materiałach pokonferencyjnych.

W 2006 opublikowałem na XV konferencji wystąpienie na temat demencji. Ono również nie zostało opublikowane, bo rzekomo nie mieści się w profilu pisma „Psychologia rozwojowa”.

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

zapewne w tym Augustowie, towarzystwo wzajemnej adoracji obserwowało augustowskie noce i zabrakło energii na nietuzinkową koncepcję, czy nawet teorię.
A z tą demencją, to pewno się wystraszyli, bo to takie rozwojowe cokolwiek już nie jest.

Pozdrawiam…


Panie Andrzeju!

Obecnie mówi się o rozwoju przez całe życie, więc demencja się jednak mieści. Natomiast problem polega na tym, że jestem skromnym magistrem, a nie profesorem. Gdybym miał papier na mądrość, to mógłbym opublikować cokolwiek (na przykład pomysł inteligencji emocjonalnej) i nikomu z towarzystwa nie przyszłoby nawet do głowy sprawdzić czy to coś istnieje! A prosta analiza zjawiska pokazuje że nie ma ono sensu, co nie przeszkadza ukazywać się 150000 artykułom na ten temat rocznie. Oczywiście dyskusja o inteligencji emocjonalnej jako humbugu nie jest na temat, więc mogę przedstawić to w prywatnym kontakcie. (berzol [at] o2 [dot] pl)

Pozdrawiam


Rzemieślnicy - chałupnicy

Jeśli przyjąć definicję sztuki, że jest to dziedzina uprawiana przez artystów, to postawiona teza bierze w łeb. Ponieważ wśród mężczyzn artystów można by szukać długo. Druga teza, że sztuka narodziła się wraz z rozwojem cywilizacji – też tę tezę obala. Trzecia, że pierwotnie sztuka była związana z obrządami magicznymi ludów pierwotnych – ma coś na rzeczy.
Tak więc Panowie: Marku, Andrzeju i inni – dopisujecie własną ideologię, choć artystami nie jesteście. Ale rozumiem, chcecie podbudować własne ego. Uzurpujecie sobie prawo do bycia artystami, choć w większości jesteście tylko rzemieślnikami. Chałupnikami.


MagdaF

Pani Magdo. Nie byłbym aż tak ostry w ocenie, niemniej drażni mnie odwoływanie się do uznanych autorów i inne dzielenie włosa na czworo. A własnych pomysłów to na lekarstwo. Bo to doświadczenia jednostkowe.
W tym kontekście wypowiedzi p. Maciejowskiego maja powiew świeżości. Co do innych – cały czas mam nadzieję, że się czegoś nauczę. Ale poza formalizmami to niewiele. Chociaż i to ważne.
Trochę przykro, że np. moje próby zwracania uwagi na tzw. “życiowe mądrości” zawarte w powiedzonkach i przysłowiach nie znalazły zrozumienia. Bo cała psychologia ma swe pierwowzory – podobno inteligencja ludzka nie “przyrosła” wraz z rozwojem cywilizacji – zatem i spostrzeżenia naszych przodków nie muszą być bezwartościowe.
Zatem Panowie, odrzućcie miłość własną i porozważajcie dzieła poprzedników. To może być bardzo interesujące i korzystne dla TXT.

A tak przy okazji. Jestem mile zaskoczony ostatnimi komentarzami p. Magii.


Szanowny Panie Jerzy,

przepraszam, że z takim opóźnieniem reaguję, ale nie umiałem się pod nieobecność Stacha zalogować...
Wiele nowych teorii poczatkowo brzmiało jak herezje, więc proszę ducha nie tracić :)
Choć trudno zgodzić się z Seneką, że starość jest najszczęśliwszym okresem życia, to jednak pokrzepiająco działa świadomość, że wielu autorów starość sytuuje dość odlegle w czasie.
Na przykład Pitagoras podał następującą klasyfikację: do 20 roku życia – okres stawania się człowiekiem; do 40 roku życia – jest się młodym człowiekiem; do 60 – w pełni sił. „Cofanie się” rozpoczyna się powyżej, ale czy to można wierzyć Pitagorasowi? Wszak według starożytnej klasyfikacji chińskiej lata 60 – 70 to „wiek upragniony”. Jeszcze bardziej optymistycznie traktuje mnie P.J. Flourens który nazwał okresem „drugiej dojrzałości” lata 54 – 69, które poprzedzają „pierwszy okres starości” trwający do 85 roku życia.

Czyli nie ma się co szczypać demencją.

Pozdrawiam antydemencyjnie…


Szanowna Pani Magdo F.,

nie ze mną te numery misternej prowokacji :) Żadna teza nie bierze w łeb. Życie jest sztuką, problem w tym, że w sztuce tej gram rolę idioty… Czyli artystą jestem :) Pani ograniczyła sztukę do sztuki.
Czy można odrzucić miłość własną? Powątpiewam. Bo niby po co? Problem w tym, żeby “miłość ta własna” była na normalnym, nie neurytcznym poziomie.

Dla TXT najistotniejsze jest to, żeby nie pisało jak do tej pory 5. autonomicznych bloggerów, bo reszta to wklejki, niestety, , najczęściej z saloonu. I tu widzę problem. Najistotniejszy.

Pozdrawiam chałupniczo… niemniej bardzo serdecznie.


Panie KJWojtasie,

z tego rozpędu, miast Panu, Pani Magdzie F. powiedziałem, iż nie bardzo można odrzucić miłość własną. Bo niby po co? Problem w tym, żeby “miłość ta własna” była na normalnym, nie neurytcznym poziomie.

Pozdrawiam wiosennie….


moje ego mi podszeptuje,

że coś w tym jest, Panie Andrzeju…

Pozdrawiam autonomicznie,
po pięciokroć
i nie neurotycznie


Panie Andrzeju,

żadna prowokacja i żadne ograniczenie sztuki do “sztuki”.
Temat brzmiał: Sztuka miłości. I tylko tego się trzymałam.
W salonie piszę sporadycznie, najczęściej na PN.
Ale chyba nie jestem jedyna w tym miłym towarzystwie?


Magdo,

bo my jesteśmy kurde, zazdrośni!
A już Pan Andrzej to najbardziej;-)

Uściski


Merlot

Odwzaje – mniam.
Sprecyzuj, o co jesteście zazdrośni. Postawię diagnozę.


Diagnozy nie zamawiałem;-)

Jesteśmy zazdrośni o dzielenie talentów (jedni), wdzięków (jedne) lub obecności klawiaturowej (all) pomiędzy różne a niekiedy bardzo różne blogowiska.

Dla nas liczy się TXT i już.
Co tu diagnozować, droga Magdo?


Rozumiem.

Solidarność społecznościowa. Ale wielu autorów z TXT czytałam też gdzieś indziej.
Cześć przyszło skądś... Taki lajf.


No właśnie.

Lajf iz brutal and full of zasadzkas


Pani Magdo,

czy nie powinienem dorzucić badania moczu? Do tej Paninej diagnozy. A w ogóle, to ten nowy, znaczy się dziwny (ja to nawet przez moment a może i dwa, myślałem, że to Pani Delilah. Dla niepoznaki…) stwierdził, że okropnie duże u nas zagęszczenie specjalistów od ducha…


Life

is beautifull.


No, no...

Pani Magda napisała:
“Jeśli przyjąć definicję sztuki, że jest to dziedzina uprawiana przez artystów, to postawiona teza bierze w łeb. Ponieważ wśród mężczyzn artystów można by szukać długo.”

Polemizowałabym. Ale po co? Dowodów jest chyba aż nadto. :)
Poza tym, nie o taką sztukę chyba chodziło panu Andrzejowi, czy cóś...


Magio

Mnie chodziło o tę sama, co Panu Andrzejowi. Zaręczam


Magio

Mnie chodziło o tę sama, co Panu Andrzejowi. Zaręczam


No cóż, pani Magdo...

Mogę zatem tylko wyrazić swoje współczucie. Tak jednostronnie (właściwie to jednopłciowo) przedstawiony przez panią obraz braku artystów w sztuce miłości jest… hmm… jakby tu powiedzieć radykalnie uproszczony.
I nie wiem, czy przez to prawdziwy…


Współczucie niepotrzebne,

bowiem metodą prób i błędów trafiłam wreszcie na Artystę. Dlatego mogę myśleć statystycznie.


Panie Andrzeju!

Ja nie narzekam ani się smucę. Ja wątpię w twierdzenia, że ludzie utalentowani są gdziekolwiek pożądani. Przynajmniej ludzie, którzy nie chcą płacić haraczu dla różnych profesorów…

A moja koncepcja psychiki będzie wykładana na uczelniach, bo dobrze opisuje funkcjonowanie psychiki. To tylko kwestia czasu (i pieniędzy).

Pozdrawiam


Panie Tomku!

Lajf is brutal and ful of zasadzkas i samtajms kopas w dupas.

Pozdrawiam


Pani Magdo

Gratujuję.
Mam jednakże wrażenie, że Pani miesza się doświadczenie osobnicze z wiedzą uogólnioną. A to pierwsze ma o tyle cokolwiek wspólnego ze statystyką o ile podjęła Pani trud analizy statystycznej własnych prób i błędów.


Andrzej F. Kleina

Tu się zgadzamy. Problem, że te neurotyczne wpływy są nadto widoczne na TXT.
Proszę to rozpatrzec przez uwagę merlota o kręgu piszących. I jeśli pojawia się nowa osoba, to ten “krąg” próbóje “gościa” zakwalifikować. Przyłączyć do swego grona, czy obśmiewać. Proszę porównać z uwagą p. Magii odnośnie mnie w którymś z komentarzy.
Ta postawa jest zauważalna. Tyle, że trzeba też pomyśleć, że także “krąg” jest oceniany i taksowany. I nie zawsze wypada to najlepiej. Zbyt często zauważalne są ograniczenia w myśleniu. A to nigdy dobrze nie służy wymianie myśli.

A przy okazji. Kiedyś trafiła do mnie i została uznana za ważną uwaga, że o klasie naukowca świadczy sposób pisania; im wyższa klasa tym bardziej prosty język i bardziej zrozumiałe dla ogółu ujecia tematu. Podobnie z elitami. Prawdziwe elity nie alienują się, a są integralną częścią społeczeństwa spełniając służebną rolę w procesie jego rozwoju.

To luźne uwagi nie kierowane do nikogo bezpośrednio.


Zauważyłam to,

że już mnie zakwalifikowano. Szufladka, przegródka, naklejka, logo i spokój.
Nie wkupiłam się.
Ale nic to. Polemika czy odrębne zdanie nie znaczy, ze się nie szanujemy czy nie lubimy. Czy nie możemy ze sobą dyskutować.


Subskrybuj zawartość