Dywagacje i elukubracje własne

Kiedy wylądowałem w saloonie, nie wiedziałem w zasadzie nic o co na takim portalu biega. Pisać mi się chciało, to i pisałem. W różnych miejscach. Stachu i w tym mnie zapisał. Teraz po czasie widzę, że nawet w wstydliwych miejscach bywałem.

Zaczepek było sporo. A to, że bełkot, a to, że elukubracje, i inne jeszcze też nieprzyjemne słowa padały. Najwięcej było tych, że bełkot… Kiedy padały tego typu zarzuty odczuwałem pewną przykrość, bo kto by się cieszył z upośledzonej zdolności posługiwania się racjonalnymi argumentami i złego pojmowania pojęć abstrakcyjnych? Kto by się cieszył, że myślenie i mowa pisana własna, stają się mało zrozumiałe dla bliźnich? Jak można tak niefrasobliwie narażać czytelników na trudności ze znalezieniem we własnych wypowiedziach większego sensu? No, bo gdybym był nastolatkiem o bardzo niskiej inteligencji, ale ja przecież potrafię nawet cieknący kran naprawić. I nic to, że nie w domu własnym, a u sąsiadki.

Kiedy wyśmiał mnie też kolejny, że piszę i piszę, a i tak nikt tego nie czyta, bo niewiele komentarzy zbieram, to przede wszystkim dałem mocz do zbadania. Od czegoś przecież trzeba było zacząć. Wiadomo przecież powszechnie, że mogące występować w moczu pewne zmiany biochemiczne i nieprawidłowe produkty metabolizmu mogą pomóc w postawieniu diagnozy. Nie, nie, żebym się obawiał dementia praceox, bo na to, to ja już za stary jestem.

Następnie zebrałem się w sobie, i odpowiedziałem, że o wartości tekstu nie świadczy ilość komentarzy. Coś gadać przecież musiałem. To i gadałem, czyli racjonalizowałem. Że komentarze na ogół powstają wtedy, kiedy tekst zaspakaja jakąś potrzebę. Niekoniecznie explicite w nim zawartą. Bardzo często powstającą w trakcie pogaduchy. W rzeczy samej, potrzebą pogaduchy będącą…

Kiedy przyszedł wynik badania moczu, okazało się, że żadne elektrowstrząsy mi nie grożą. A skoro tak, to zacząłem dawać czadu. Tak mi się wydawało. Szpikowałem swe opowiadania ludowe cytatami z Nietzschego, Bergsona, Kierkegaarda, Heideggera, Jaspersa, Junga, Levi-Straussa i kilku innych. Ściągi zawsze były gotowe. O archetypach nawijałem, o strukturalizmie i o zagadkach bytu i nicości. I nic to. Na śmieszność się wręcz narażałem. Niemodni. Aktualnie trzeba o Derridzie, Wittgensteinie, Davidsonie, Hintikki, Adorno. O innych też, ale mniej.

Nie tak dawno, na lokalnym portalu prywatnym jeden z moich fanów znowu zaatakował: – Następną rzeczą jest język jakiego Pan używa w swoim \“świerszczyku\”. Panie Andrzeju nawet Warszawskie salony nie wysławiają się tak jak Pan. Gratuluję zasobu słów, ale przyznam Panu że dla zwykłego śmiertelnika jest to ciężkie do zrozumienia. Jeżeli czuję się Pan nie wyrzyty (sic!) słownie proszę pisać artykuły do gazet pisanych takim stylem [tylko kto Pana zechce, lepiej panoszyć się na własnym podwórku].

Kilka dni temu Pan Marek Olżyński napisał: – Wkurzam się jak jasna cholera i tak samo jest mi przykro, odczuwam smutek, kiedy dobry tekst jest przemilczany. I nie chodzi mi wcale o mój blog. Bo ja akurat piszę sobie a muzom… ot tak sobie klikam aby mnie reumatyzm palców nie wykręcił na starość. Innych teksty. Zwłaszcza te, które mógłbym śmiało polecić jako odkrywcze, merytoryczne i wartościowe literacko. Tyle Pan Marek…

Kiedyś się wkurzałem, teraz już mniej, dziwić się natomiast nie przestaję, co powoduje, iż niezły tekst własny (nie lubię uogólnień…) jest traktowany jak trędowaty, inny natomiast, zdecydowanie słabszy, z litości chyba jest czytany i komentowany.

Zawtórował Pan KJ Wojtas: – Trochę przykro, że np. moje próby zwracania uwagi na tzw. “życiowe mądrości” zawarte w powiedzonkach i przysłowiach nie znalazły zrozumienia.
I w innym miejscu: – Przykro, że o “dupie Maryni” jest wiele komentarzy, a w takiej sprawie ich brak. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że może niektórym o to chodzi? Dlatego piszę czasami z poczucia obowiązku. A czasami z przykrością, że ludzie pretendujący do roli elity są na takim poziomie.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Andrzej F. Kleina

Zostałem wywołany do tablicy i to akurat dziś zostalem dopuszczony do klawiatury. To mogę i dorzucić własne uwagi.
Pewne są w komentarzu do Sztuki milości.
Co do wpisów. Tu chyba w pełni się z Panem zgadzam, a moje “cytaty dwie” są stosowne. I chyba nie pozostaje nic innego jak robić to, co robimy dalej wierząc, że z czasem przyniesie to jakiś rezultat. Oby pozytywny. Chyba ważne jest jedynie, aby komentarze byly czynione w odniesieniu do tekstu, a nie “ustawiania” interlokutora.
Bo poględy mogą być różne i nie ma “jedynie słusznych”.
Pozdrawiam


Panie Andrzeju Szanowny

Być może jesteśmy różni.
Być może interesują nas różne tematy.
Być może zaglądając w różne miejsca szukamy własnego kawałka podłogi.
Być może nie jest to ten sam kawałek, którego poszukują inni.
Być może nie każdy z nas ma w sobie aspiracje do bycia elitą.
Być może dlatego, że jesteśmy różni.

Pozdrawiam porannie…


Panie Andrzeju!

Pod każdą notką, ma Pan licznik odwiedzin. To jest znacznie ważniejsze niż ilość komentarzy, bo komentarze to sobie samemu można rozmnożyć. Wystarczy napisać coś odpowiednio głupiego i komentarze posypią się jak z rękawa.

Nie ma dobrego sposobu automatycznego wartościowania wpisów. Tak jak nie ma wartościowania artykułów naukowych.

Po prostu należy czytać i myśleć.

Pozdrawiam


Brawo Magia

Każdy potrzebuje żeby go czasem (mnie nawet częściej niż czasem) pogłaskać po główce. Pan widzę też bardzo skory do tego, żeby go głaskać i dobrze. Pytanie czy inni są tak szczodrzy, żeby głaskać?

Często czytam i nie komentuję, bo mi ten Twain po głowie chodzi (lepiej jest milczeć i udawać głupka niż się odezwać i rozwiać wątpliwości) wszak nie na wszystkim się znam, a na tym na czym się nibyznam to mogę też mieć wadliwą ocenę.
Czasem nie pomny na Twaina jednak daję głos, bo schowany za nickiem mam luksus, ze mnie na ulicy nie będą wytykać (a to ten głupek co się u Kleiny odezwał tak, ze portki ze śmiechu po oblatywały.)
czasem jednak w ogóle nie mam ochoty nic pisać to sobie tylko czytam, albo nie ma co komentować choć może warto napisać (tak, tak, pięknie napisane), ale czy wchodząc i patrząc że jest 25 komentarzy, a tam 23 to (tak, tak, pięknie napisane) toczy frajdy nie zabije?

A że więcej magla jak hipereudycyjnych dyskusji to chyba normalne. Wszak jak spotykam się ze znajomymi to wpierw pytam się jak leci, a nie na dzieńdobry może porozmawiajmy o hermeneutyce Gadamera.


WSP Andrzeju

twórca jest w naturalny sposób związany z tworzywem. natomiast związek z publicznością jest wtórny.

związek twórcy z tworzywem może być źródłem nieszczęść, ale też może dawać dużo satysfakcji, natomiast jakiekolwiek fraternizowanie się z publiką, tanie gesty i poklepywanie się po plecach (żeby nie ująć tego bardziej dosadnie) zawsze kończy się źle, lub bardzo źle dla twórcy.

Pan ma szczęście, bo Pan ma Stacha, ale nie każdy ma taki luksus. a na pewno nie KJ Wojtas. :)

pozdrawiam

“Kto pyta wielbłądzi”


Panie KJWojtasie!

Nie śmiałbym wzywać Pana do tablicy :)
Teksty są przeróżne i czasami warto by komentarze odnosiły się do tekstów, ale niekoniecznie. Bo na blogu spotykają się ludzie nie tylko po to by dyskutować z tezami autora. Wielokrotnie odczuwają potrzebę kontaktu emocjonalnego.
A poglądy są przecież różne… Co to znaczy pogląd, tak naprawdę? To nic innego jak ogląd (sic!) poprzedzony głoską “p”.

Pozdrawiam…


Wielce Szanowna Pani Magio!

- Być może jesteśmy różni.

- Bezwzględnie, Matka Natura wbrew pozorom nie znosi unifikacji…

- Być może interesują nas różne tematy.

- W rzeczy samej, niezwykle różne. Z różnych powodów, a może i nawet ma to związek z wyposażeniem genetycznym. Może…

- Być może zaglądając w różne miejsca szukamy własnego kawałka podłogi.

- Fantastyczna to wręcz pointa.

- Być może nie jest to ten sam kawałek, którego poszukują inni.

- Być może, a nawet raczej na pewno.

- Być może nie każdy z nas ma w sobie aspiracje do bycia elitą.

- Być może nie tylko aspiracje, ale również predyspozycje.

- Być może dlatego, że jesteśmy różni.

- Chyba zdecydowanie tak…

Serdecznie pozdrawiam…


Panie Jerzy,

Czytać i myśleć zdecydowanie tak. A może i współbrzmieć...?

Pozdrawiam…


Panie Sajonaro,

zabił mi Paan ćwieka tym głaskaniem po główce. Własnej. Muszę się jej bacznie przyjrzeć :)

Pozdrawiam…


Panie Docencie,

tak, mój kumpel Stachu to wielki skarb. No, może nie taki jak wnuczka, ale jednak wielki.

Serdecznie pozdrawiam…


Subskrybuj zawartość