Nigdy nie byłem kibicem

Nigdy nie byłem kibicem. Ani fanatycznym, ani umiarkowanym. Jakiejkolwiek dyscypliny. Nawet lekkoatletyki i automobilizmu, moich wielkich miłości. Byłem na to zbyt aktywny, a ponadto nie cierpiałem spoconej zbiorowości…

Le Bon, twórca „Psychologii tłumu” uważał, że tłum (zbiorowość) charakteryzuje się niskim poziomem intelektualnym i przesadnymi uczuciami oraz myśli obrazami… Wypisz, wymaluj, zbiorowisko kibiców. W szczególności, czy przede wszystkim piłkarskich.

Jednostki w tłumie zawsze przebywają w bliskości fizycznej i mają wspólny obiekt zainteresowania. Tłum może też przejawiać wspólnie ukierunkowane spontaniczne działania. W takiej sytuacji w tłumie dochodzi często do naśladownictwa i wyzbywania się (chwilowego) indywidualizmu. Autor przedstawia tłum jako odrębny twór posiadający duszę, bowiem w tłumie zanika poczucie odrębności uczuć i myśli jednostek, których naprowadza tylko na jeden kierunek.

„Przy zbiegu pewnych okoliczności, i tylko w tych okolicznościach, zbiorowość ludzi nabiera zupełnie nowych właściwości, różnych od tych, jakie posiadają poszczególne jednostki, składające się w danym wypadku na tłum”.

„Rozmaite przyczyny wpływają na powstawanie specyficznych cech tłumu. Pierwsza przyczyna jest to, że każda jednostka w tłumie, już choćby pod wpływem samej jego liczebności, nabywa pewnego poczucia niezwyciężonej potęgi, dzięki czemu pozwala sobie na upust tych namiętności, które będąc sama z pewnością by stłumiła”.

„Druga przyczyna, dzięki której w tłumie manifestują się cechy specyficzne i nadają mu pewien kierunek, jest zaraźliwość(…) Zaraźliwość uczuć i czynów w tłumie do tego stopnia potrafi opanować jednostkę, że poświęci ona osobiste cele dla celów wspólnych”.

„Trzecią i najważniejszą przyczyną jest to, że jednostka w tłumie nabywa cech wręcz przeciwnych do tych, jakie posiada każdy z nas z osobna. Mam tu na myśli podatność na sugestię, której wynikiem jest wyżej wspomniana zaraźliwość”.

„Charakterystycznymi cechami uczuć tłumu, bez względu na to, czy uczucia te są dobre czy złe, są następujące: wielka prostota i wielka przesada.(…)Tłum z jednej krańcowości zbyt szybko przerzuca się w drugą. Każde podejrzenie staje się dlań natychmiast pewnikiem nie do odparcia; najmniejszy uśmiech czy pogardliwe spojrzenie wywołuje u niego wściekła nienawiść, podczas gdy u jednostki nie będącej częścią tłumu pozostałoby to bez jakiegokolwiek wpływu”.

Nie trzeba lepszego przykładu na poparcie powyższej tezy niż wskazanie na kibiców sportowych, szczególnie piłkarskich. Jednego dnia noszą ulubieńców na rękach, innego bezlitośnie wygwizdują i obrzucają czym popadnie.

Osoba należąca do tłumu jest wprowadzona w pewnego rodzaju trans w którym jest zdolna do wykonywania czynów niezgodnych z jej charakterem, moralnością i przyzwyczajeniami. 29 maja 1985 roku na stadion Heysel, angielscy kibice wykazali „poczucie osobistej niezależności” w stosunku do „romańskiego pochodzenia” kibiców włoskich, co skończyło się śmiercią 37 tych ostatnich. Mord ten nie był zaplanowany.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Andrzeju

Już pan wie co ja na takie gadanie. Pokiwam głową. Pewnie ma pan rację i co z tego? Pan się zdeklarował, że nie kręci to pana. Szanuję, ale po co to psychologizowanie, a już wstawka z Heysel to zupełna demagogia. Wpisuje się pan w trend maglowej telewizji. Oto jak sie robi sensację:

Po prostu straszne w grupie kilkudziesięciu tysięcy kibiców znalazło się kilku mózgów, którym procenty z sikacza austriackiego walnęły w resztki mózgu. To przejęcie redaktora, ten napis o kibicach polskich i relacja policjanta, ze zatrzymano czterech (olaboga aż tylu!!) Niemców. Strrraszne.

ROTFL


Panie Sajonaro,

mnie sport kręci. Bardzo. Ja nie psychologizuję w tym tekściku, tylko przypominam, że Le Bon, Gustav zresztą, w “Psycholgii tłumu”, wydanej bodajże 118 lat temu, pisał o ME w 2008r. a także o Heysel. Gdzie tu demagogia? Czy wpisuję się w magiel telewizyjny? Wierzę Panu na słowo, bowiem telewizji nie oglądam kompletnie.

Czy nie sądzi Pan, że ten dżentelmen z pierwszej muzyczki wklejonej przez Pana z dedykacją dla Pana Docenta i dla mnie, nie powinien zmienić zainteresowań? A przynajmniej trochę pochodzić na siłownię? Bo ten drugi, to heros bez mała, jak Iggy Pop trzydzieści lat temu…
Pozdrawiam…


Panie Andrzeju

Iggy to zaiste heros. po tym co on się nałykał ... taka dawka chemii powaliła by pułk dragonów

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Dzięki, Panie Docencie,

nie jestem miłośnikiem punku, ale Iggy to jeden z moich kumpli. Tak zawsze mówiłem swoim córeczkom kiedy były małe, a ja chciałem się ich pozbyć w tym momencie, bo chciałem w samotności słuchać muzyki swoich rówieśników…
Pozdrawiam…


tata Iggy

jest debest :)

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


w zdrowym ciele zdrowy duch

każdy ma inny kanon piękna i każdy ma innych herosów.
Jedni lubią Kmicica, a inni Zagłobę.
Nie każdy musi byc taki skiligili :)

Co panowie powiecie na takiego dżentelmena (pomijam walory muzyczne choć Docent pewnie doceni:)

btw czy panowie i panie pod sceną nie kwalifikowali się do opisu z tekstu głównego? Ale Docent pewnie pośmigałby z nimi bardziej niż z patridiotami??


Ratos De Porao!

robiłem stejdżdajwing na ich koncercie. a Jao Gordo – ten grubasek na wokalu to niesamowicie sympatyczny człowiek.

wiesz w moszpicie nie ma tak że ludzie się naparzają czy obrzucają wyzwiskami dlatego że jedni lubią Napalm Death a drudzy wolą death metal

jako ciekawostkę dodam że kolegują się z Sepulturą, która ich kowerowała

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Panie Sajonaro,

świetny facet, silny głos, bez mała 4-oktawowy jak u Violetty… A towarzystwo pod sceną? Wbrew pozorom, cokolwiek zagubione. W grupie ich siła. I poczucie bezpieczeństwa…


Panie Docencie,

a może byłaby szansa na Cockera, znaczy się “Z niewielką pomocą moich przyjaciół”?


Panie Andrzeju

myli się Pan. na takie koncerty nie chodzi się po to żeby coś zamanifestować tylko żeby napić się piwa, poskakać, spotkać z kolegami i last but not least, posłuchać muzyki

jasne! ale tylko z Woodstock :)

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


Panie Docencie,

ja zapewne niezbyt udolnie przkazałem swoją myśl, ale to wszystko nic, rozkoszuję się teraz Cockerem, dziękuję bardzo…


Andzrej F. Kleina

Szanowny Panie Andrzeju,

wszystko co Pan napisał ma swoje empiryczne potwierdzenie. Jednakże trochę, tak mi się przynajmniej wydaje, świat się zmienia i również kibice. Mam tu na myśli kibiców, a nie kiboli, bo to zasadnicza różnica. Pamięta Pan mistrzostwa świata z przed ładnych parę lat, gdzie kibice Niemiec, Holandii, Anglii toczyli prymitywne boje na pięści? Tak było. Dzisiejsze zawody i takowe wydarzenia na szczęście są pozbawione tych tłumnych i prymitywnych zachowań, a jeśli się pojawiają to jest to naprawdę margines rzeczywistych zachowań.
Opcje zatem są dwie. Albo zmienił się target kibica albo zmieniła się świadomość.

Co prawda, czytając komentarze, pogróżki, dziesiątki wytworzonych filmów i plakatów tyczących się osoby Howarda Webba może rzeczywiście to wszystko co napisałem powyżej o kant d…rozbić i jest tak jak Pan pisze. Atawizm w czystej niezagłuszonej postaci. Chciałbym jednak wierzyć, że jest troszkę inaczej.

Pozdrawiam serdecznie


Mirku,

może tetryk (zrzęda, gdera, burczymucha, mantyka, maruda, ględziarz, śledziennik, hipochondryk) , jak mnie nazwał JJ, to rzeczywiście ja?
Serdecznie pozdrawiam…


Andzrej F. Kleina

Nic podobnego, nie zgadzam się. Maruda, tetryk? Nie skądże znowu, nic z tych rzecz :)

Pozdrowienia


Piękne słowa Docencie

na takie mecze nie chodzi się po to żeby coś zamanifestować tylko żeby napić się piwa, poskakać, spotkać z kolegami i last but not least, pooglądać grę

dziękuję


>sajo

i pośpiewać, że kibice przeciwnej drużyny to Żydzi i cała Polska ich się wstydzi. :)

I’d rather be a free man in my grave
Than living as a puppet or a slave


A ja tam,

Panie Sajonaro swoje… Nie po to się chodzi na mecze. Wklejam Panu specjalnie swój tekścik z gazety sprzed półtora roku. Może i tutaj go wkleiłem wcześniej? Nie pamiętam, a sprawdzać mi się nie chce…

„Jebać policję!”

Byłem na meczu piłkarskim w Olsztynie… Hmm… Jednym z wielu sposobów obrony systemu nerwowego człowieka przed ujemnymi wpływami cywilizacji industrialnej jest śpiew. Najlepszy, jako wartość terapeutyczna, jest śpiew gromadny na trybunie sportowej. Trybunie stadionu, która jest oazą czynnego odpoczynku, angażującego myśli, mowę i uczynki…

Na trybunie, gdzie powstają, trwają i są podtrzymywane ożywcze emocje. Emocje, które trwają przez dłuższy czas, jeszcze po gwizdku sędziego obwieszczającego zakończenie meczu. Emocje, które napędzają rozróby hordy w mieście. Bo walka z policją na stadionie tylko, to dla hordy za mało.

Istnieją dwa podstawowe typy okołopiłkarskich pień chóralnych. Pierwszy, to śpiew integracyjny, rozpoczynający się od wspólnego, rytmicznego klaskania, które jednoczy i dodaje otuchy, a jego walor akustyczny głosi: „Jesteśmy silni, zwarci, gotowi”, przechodząc następnie w kolejną, tym razem zwerbalizowaną, niezbyt rozwiniętą intelektualnie frazę: „Jesteśmy z wami”. Powtarzany jest kilka a nawet kilkanaście razy. Jest wyrażeniem tęsknoty zagubionego, jak pies wśród cywilizacji, współczesnego człowieka, czy raczej współczesnego pithecantropa (pierwsza istota ludzka: postawa wyprostowana, mała czaszka, jej zawartość jeszcze mniejsza).

Pozornie jest on wrogiem podobnych pithecantropów z drużyny przeciwnej, bo wrogiem drużyny przeciwnej to on w ogóle nie jest. Mimo iż teoretycznie drużyna przeciwna jest symbolem negatywnym. Podobnie jak i sędzia. Wspólnym wrogiem obu teamów pitków jest tak naprawdę policja. Uogólnieniem wspólnej tęsknoty jest hymn: „Jebać policję”. Jest niezbyt skomplikowany, podobnie zresztą jak umysłowości śpiewających pitków, z którymi – siłą rzeczy – jest skorelowany. Horda wyjców charakteryzuje się niskim poziomem intelektualnym, myśli obrazami i przeżywa silne, skrajne, przesadne i wrogie uczucia.

Z badań policyjnych psychologów nad częścią populacji, zatrzymanej w sposób niezwykle delikatny na glebie w pozycji horyzontalnej, wynika, iż dwóch najbardziej rozwiniętych umysłowo pithecantropów posiada wspólny, czyli sumaryczny iloraz inteligencji na poziomie prostego prania i strzyżenia trawników. To znaczy, jeden może prać, drugi – strzyc, bo dwie czynności takowy pitek wykonać nie jest w stanie…

W życiu codziennym pitek jest mało widoczny, jest wręcz tuzinkowy – zarówno intelektualnie jak i optycznie. Poza tym jest zahamowany. A horda pozwala mu na odreagowanie codziennych stresów, napięć i frustracji. W hordzie nasz pitek staje się KIMŚ. Staje się po prostu członkiem hordy. Staje się też bezpieczny w tłumie (odpowiedzialność zbiorowa nie istnieje). Horda chce po prostu „jebać policję...”.

Mecz nie jest przeżywany jako spektakl, mecz nie jest przeżywany jako widowisko samo w sobie. Mecz jest pretekstem do spotkania solowych pitków. Powstaje horda, która hordę drużyny przeciwnej traktuje jako pozornie wrażą. Wrogiem prawdziwym jest policja, dlatego należy „jebać policję”.

Horda podśpiewuje, „Jesteśmy z wami”, kiedy jej drużynie dzieje się coś złego, co pozornie jest sympatyczne i optymistyczne, ale współbrzmienie hordy z tym, co się dzieje na boisku, jest tak naprawdę powierzchowne.

Toczą się dwa spektakle, w zasadzie niezależne od siebie. Ten na murawie i ten na trybunie. Nieważne czy drużyna własna wygrywa, czy przegrywa (nie ukrywam: ryzykowna to hipoteza!), horda przygotowuje się do „meczu” z policją. Meczu, którego wygrać nie może – wręcz przegranie, czyli otrzymanie od policji batów (spacyfikowanie) powoduje jeszcze wyższy stopień integracji hordy. Podczas następnego meczu, który ma stać się zwycięski. Dla hordy. W spotkaniu z policją.

Czy jest szansa na to, ażeby hordę utrzymać w ryzach? Teoretycznie tak i dlatego należy:

1). usunąć lub izolować pitków zaangażowanych wywoływaniem incydentów – trzeba to uczynić, zanim pojedyńcze pitecanthropy staną się integralną całością, czyli hordą;

2). przerwać proces porozumiewania się w hordzie – można to uczynić przez podział hordy na mniejsze części (istnieje wtedy duże prawdopodobieństwo, że do walki nie dojdzie, bo mała grupka, to małe poczucie mocy i bezpieczeństwa);

3). usunąć głównych pitków, szczególnie jeśli można to zrobić bez użycia siły (dyskretnie);

4). odwrócić uwagę hordy od głównego obiektu zainteresowania przez stworzenie dywersji w innych miejscach (wskazana inicjatywa);

5). zapobiegać powiększaniu się i wzmacnianiu hordy przez izolowanie go od innych potencjalnych uczestników, czyli normalnych widzów (bardzo istotne!).

Byłem w Olsztynie na meczu piłkarskim OKS-u z Jeziorakiem Iława. Z bliska obserwowałem zarówno mecz, jak i zachowanie hordy. Obserwowałem reakcje policji.

Z powyższych zaleceń, będących konsekwencją badań Turnera i Killiana, cytowanych przez Stanisława Mikę wynika, że policja, a w zasadzie kierujący akcją posiadali dość fragmentaryczną wiedzę o zachowaniu hordy.

Byłem świadkiem, jak policja w sposób niezwykle sympatyczny, poprzez swych przedstawicieli w cywilu, w końcówce meczu wyprowadziła kilku czołowych pitków, wciskając ich w glebę. Najwyżej 10 cm. Nie miało to jednak służyć prewencji, a służyło represji i odstraszeniu innych (odreagowaniu policjantów też). Toż to nieporozumienie! Tak tworzy się kasta uwielbianych przywódców.

Brak wiedzy dotyczącej zachowań hordy skutkował kompletnym brakiem jej kontroli, niedopuszczalną kontynuacją meczu, walką hordy z policją, postępującą dewastacją stadionu, demoralizacją dzieci i młodzieży, wszak… można „jebać policję”.

Horda przeniosła się na ulice Olsztyna. Starcia trwały do późnych godzin wieczornych. Nie oglądałem już tego. Spokojnie poczytałem o tym w prasie…


Docent i AFK

Fuck you:)

Nie gracie fair, gdy gadamy o kibicowaniu reprezentacji wrzucacie teksty o kibicowaniu klubowym. Na dodatek pan Kleina wrzuca spostrzeżenia z trzecioligowej rąbanki. Szkoda, że nie napisze o tym jak się bawiono na Stomilu gdy ten grał w pierwszej lidze, gdy na mecze przychodziło po 10 tysięcy ludzi. Gdy zjeżdżało się pół województwa (wtedy jeszcze olsztyńskiego). Wspomniane piteki ginęły w tłumie. Wiem bo zdarzyło mi się być na kilku meczach w Olsztynie.

Panie Kleina proszę też popatrzeć jak ludzie się bawią w Poznaniu, Kielcach czy nawet Białymstoku. Piteki to margines, ale lansowany medialnie, bo można sprzedać njusa. Gazeta bryluje w tego typu relacjach. Niedawno na Śląskim odbywały się derby z udziałem Ruchu i Górnika. 40 tysięcy ludzi i zero fermentu. Może się poklepali gdzieś na nasypie, ale na stadionie święto.

Niestety w tej chwili mamy taka a nie inna ligę. Często na pierwszym planie są zwykli bandyci dlatego normalni ludzie zostają w domu. Liga podstolikowo sterowana nie jest ciekawa. Dlatego wyrastają piteki, które szukają emocji gdzie indziej skoro na boisku nie dane ich uświadczyć.

Proszę nie dziwić się hasłu “jebać policję”. Działa niekonsekwentnie często prowokacyjnie. Wciąż jest synonimem głupoty, niemocy i zwykłego buractwa, właśnie przez takie braki umiejętności w radzeniu sobie z hordą. Problemem jest także niemożność egzekwowania prawa. Niby działają sądy 24 godzinne, ale kibole śmieją się z wymiaru sprawiedliwości. Wyroki w zawiasach albo egzekucja ich odwleczona do świętego Dygdy. Monitoring kibiców, o którym bredzi PZPN jest fikcją na papierze.


Panie Sajonaro,

ja fair nie gram? No qrde, bo mnie ischias wygnie przez Pana. Ale co tam będę się z Panem boksował, pochwal Pan starego wreszcie, niezłe to “jebanie policji”, co…? I jaką wklejkę muzyczna w nagrodę proszę :) A PZPN obok PZM, to ostatnie meliny bolszewii w Polsce.


Nagroda

Pozdrawiam


Panie Sajonaro

D Z I Ę K U J Ę...

Cokolwiek zażenowany wymuszeniem wręcz rozbójniczym nagrody, pozdrawiam…


Subskrybuj zawartość