Lesie

Tagi:

 

Bardzo lubię słowo “wykształciuch”. Przepadam za nim pasjami. Przed kilkoma minutami, będąc na blogu Banana, wpadłem na pomysł, żeby podzielić się tą informacją ze światem. Zgodnie z metodą naukowego pisania tekstów, która przewiduje, że w notkach nie zamieszcza się elementów zbędnych, a zdania układa pamiętając, że: “wiem o co chodzi i wiem, co chcę napisać”, od razu daję linkę do jedynego wiarygodnego źródła, czyli wikipedii. W wikipedii najbardziej podoba mi się to, że do “wykształciucha” podpięła “pożytecznego idiotę”. Właśnie o to chodzi!

Innym ważnym założeniem naukowego pisania tekstów jest zwięzłość wypowiedzi. Notka będzie więc krótka, w zasadzie od razu przechodzę do zakończenia.

Kończąc, prawda, podaję swoją definicję wykształciucha. Wykształciuch, to człowiek, który co i rusz wali głową w drzewo, ale nie wie, że chodzi po lesie.

Dziękuję, miłego weekendu,
referent

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

ładnie się nam

pan, prawda, przedstawił. w końcu wiem z kim mam do czynienia


-->Docent

To by oznaczało, że Pan nie jest wykształciuchem. Przystanę na to, byle było jasne, że mocno się różnimy.

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


ale ja nie oczekuję żadnych tłumaczeń

ten post, a jeszcze bardziej jego kontekst, zupełnie mi wystarcza. w końcu wiem z kim mam do czynienia, że się powtórzę ...


nośne to

Tak się pozbyć za jednym słowem sporej grupy ludzi z głowy…
Wystarczy zakwalifikować i już można nie słuchać. Bo po co?


Na pewno się nie załapię

ponieważ, gdy już się zorientowałem, że walę głową w drzewo, kupiłem sobie kask. Jest łatwiej. Świadomości istnienia lasu dalej nie mam.

Miłego szufladkowania


ciagnąc dalej drzewno-drewniane porównania

Bulzacki przeniósł właśnie referat do tartaku.


Szufladkowanie

Panie Oszuście, Panie Jacku Ka.,

doskonale, pociągnijmy ten temat, skoro już zaczęliśmy.

1. Co jest złego w szufladkowaniu? Przecież komunikujemy się nazywając rzeczy, nie można inaczej. Podziały (szufladkowania) są różne. Na dzieci i dorosłych; dobrych i złych szeryfów; oszołomów i roztropnych; mądrych i głupich; mężów kochających albo bijących żonę (ewentualnie odwrotnie, bo takie przypadki też stwierdzono). Słowo wykształciuch wyodrębnia realną sferę aktywności człowieka, związaną z pewnym profilem wypowiadania się o sprawach publicznych i sposobem korzystania z formalnego wykształcenia. Wykształciuch może być kochającym mężem, dobrym kierowcą, nauczycielem akademickim, solidnym piekarzem, dalej pozostając wykształciuchem. Jedno nie wyklucza drugiego. Podsumowując, jestem w stanie dyskutować, czy to słowo jest dobrze dobrane, adekwatne, czy nie krzywdzi ludzi, czy jest sprawiedliwe. To jest jednak zupełnie inny obszar rozważań, bo nazwy na opisanie pewnego modelu reakcji na publiczne wypowiedzi np. polityków, czy publicystów, będę się jednak domagał. Ludzie dzielą się bowiem również – jak się okazuje – według tego kryterium. Zresztą, zawsze tak było, a wykształciuch nie jest pojęciem nowym, o czym upewnia nas niezawodna wikipedia.

2. Skąd wam przyszło, Panowie, do głowy, że piszę do was? Jak mawia w swoich kanonicznych nieśmiertelnych antypisowskich orzeczeniach sędzia Łętowska Ewa (TK), skąd wiecie, że was “stygmatyzuję”? Dlaczego odnosicie to pojęcie do siebie, bo żeby w inny sposób wytłumaczyć wasz protest przeciwko wykształciuchowi, musiałbym uznać, że pryncypialnie jesteście przeciwko jakiemukolwiek “szufladkowaniu”. Ale wówczas, wybaczcie, nie wiecie, że mówicie prozą i jesteśmy w końcówce pkt. 1 (wcześniej), czyli dyskusji o trafności nazwy.

3. Wielkość Ludwika Dorna :-) polega na tym, że to on użył wykształciucha w sposób dostrzegalny. Całe szczęście, że to on. Inaczej, prędzej czy później, wykształciuchem stałby się sam Dorn, a do debaty publicznej wprowadziłaby wykształciucha Wyborcza (wbrew historycznym użyciom tego pojęcia, ale co to szkodzi, skoro nawet sędzia A. Scalia jest według tej gazety nieomal faszystą – gorszy niż Terlikowski). Byłbym więc nie tylko oszołomem, prawakiem, nacjonalistą, pisiakiem, bucem, chamem, ale na dodatek wykształciuchem. A tak jest wiadomo, że wykształciuchem nie jestem. Przynajmniej nominalnie.

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


-->Jacek Ka.

Panu Jackowi Ka. poświęcę dodatkowo osobny komentarz. Zastanawiałem się, czy to robić, bo sympatii mi to nie przysporzy, ale niech tam, lubi mnie trochę referentowa i starczy luksusu. Choć referentowej też nie podoba się nazywanie ludzi wykształciuchami i na mnie krzyczy, że tak nie można (przepraszam, nie “krzyczy”, ale “odnosi się z dezaprobatą”). Referentowa jest za dobra. Co innego ja. A zatem, Panie Jacku Ka., cytat z pana:

“Tak się pozbyć za jednym słowem sporej grupy ludzi z głowy…
Wystarczy zakwalifikować i już można nie słuchać. Bo po co?”

Proszę Pana, słabo się robi :-( Żeby Panu odpowiedzieć, papieru nie starczy. W skrócie. W jaki sposób pozbyłem się sporej grupy ludzi z głowy? Czy jest związek między nazwaniem wykształciuchem, a pozbyciem się sporej grupy ludzi z głowy? Czy ja lubię rozmawiać z wykształciuchami, czy nie lubię? Czy ja cieszę się, że wykształciuchy są na świecie, czy wolałbym, żeby wszyscy byli tacy mądrzy jak ja? Czy jest związek między nazwaniem wykształciuchem, a odmową słuchania go? Czy jest sens słuchania wykształciucha i czy jest po co? Czy dla mnie referenta jest sens słuchania wykształciucha i czy mu coś to daje? I tak dalej, daleko daleko i jeszcze dalej. Proszę pana…

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


Referencie,

Obsługuję dwa wątki na raz, bo mi się tak jakoś we łbie posklejały.

Mam dzisiaj słaby dzień, bo odpowiadam na pytanie, które zadałeś, a którego (jak piszesz) nie zadałeś. Nie przyszło mi do głowy, że piszesz (powyżej) do mnie – odpowiedziałem dlaczego się moim zdaniem nie zaliczam – a piszesz, że przyszło mi do głowy, że piszesz do mnie. Nie czuję się (pardą) stygmatyzowany, bo mnie nic na czole nie piecze, a piszesz, że się czuję.

No kurde, jakaś schizofrenia. Co innego czuję i piszę, a co innego czytam, że czuję i piszę.

Chociaż nie. Wbijam Ci szpilę ostatnim zdaniem w innym wątku i tę szpilę wyczuwasz. Czyli może nie jest tak źle. Dobrze byłoby, żeby ktoś mnie wbił szpilę tak, bym poczuł...

Myślałem sobie o walnięciu potężnego tekściora o tym, jakie to spustoszenie w umysłach poczynił Kaczyński i takie tam, ale
(a) wrodzone & nabyte lenistwo,
(b) świadomość bezsensu przekonywania już przekonanych,
(c) wizyta na blogu Banana (przypadek kliniczny klapek na oczach IMHO)
wybiły mi ten pomysł z głowy.

To sobie jednak dzisiaj odpuszczę i skoczę na basen. Dzieci jakieś karnety dostały, to przemogę wodowstręt (czytaj: wściekliznę) i pójdę.

No i tak ganz na koniec:
Referencie, samo zdefiniowanie pojęcia “pożyteczny idiota”, czy “wykształciuch” nie mieści się, moim zdaniem, w czymś, co określam kulturą polityczną. Taki jestem staroświecki.

Nie widzę sensu dyskusji nad wytworami czyjejś (dornowskiej, czy innej), zapiekłej z nienawiści do politycznych przeciwników, imaginacji.

Bez sensu.


referent Bulzacki

Mnóstwo słów, ale treści mało i niezbyt udanej. Czyli nieudany zabieg retoryczny.

Skąd referent Bulzacki wie, że panowie komentujący wzięli coś do siebie? Nie wiadomo. Skąd czytelnik może wiedzieć, co referent Bulzacki rozumie przez “wykształciuch”? Chyba kogoś, kto wypełnia “pewien model reakcji na publiczne wypowiedzi np. polityków, czy publicystów”. Jaki to model? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że wykształciuchem według referenta jest Blumsztajn, bo napisał jakąś notkę w gazecie. Mój wniosek jest taki, że referent Bulzacki nie rozumie terminu “wykształciuch”, albo go rozumie zupełnie inaczej niż Dorn lub wikipedia. Jak? Nie wiadomo.

I stąd moja ocena: mało treści i niezbyt udanej. Słów natomiast – całe pudy.


-->nyom

Jeśli Pani nie wie, o czym jest tekst referenta, bo tekst taki niejasny, nieudany, i generalnie “nie wiadomo”, to o czym Pani pisze, a zwłaszcza dlaczego się Pani z referentem nie zgadza? Ale dziękuję za pouczenia (liczne); poucza Pani sensownie i elegancko. Postaram się zmienić, chyba że nie o to Pani chodzi, i tak sobie Pani tylko “skrobnęła” u referenta na blogu. Wówczas się nie zmienię.

Referent Blumsztajna znał już wcześniej. Nie z ostatniego tekstu w gadzinówce Michnika dowiedział się o jego istnieniu. O, co to, to nie…

referent
——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


-->Oszust1

Nie odnosi się Pan do istoty sprawy, którą próbowałem naszkicować (tak jak ją rozumiem). Zgadzam się z Panem w dwóch punktach:

1) Lepiej iść z dziećmi na basen niż siedzieć przed komputerem;

2) Lepiej nie dyskutować, skoro się uważa, że temat nie ma sensu.

Pozdr.,
referent

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


referent Bulzacki

Z referentem można by się zgodzić albo nie, gdyby zechciał postawić tezę. Z tym jest słabo. Teza, że Blumsztajn jest wykształciuchem, padła już pod notatką pana Banana, ale nie było tam uzasadnienia poza manipulacją pana Banana, której schemat bardzo celnie obnażył pan Eumenes w salonie. Tam już zdążyłam się nie zgodzić, ale mogę i tutaj.

Tu natomiast jak dotąd sformułowałam tylko opinię o jakości zabiegów retorycznych referenta Bulzackiego. I wcale Pana nie pouczam, to jest opinia niekonstruktywna ;p


panie Referencie

Jak uczniak przywołany do tablicy w osobnym komentarzu odpowiadam jak to widzę...

Nazwanie kogoś wykształciuchem znaczy jak pan sam to przytoczył nazwanie kogoś idiotą, pożytecznym co prawda, ale jakie to ma znaczenie? Idiotyzm natomiast, to chociażby korzystając ze źródel i przez pana uzywanych to “Niepełnosprawność intelektualna, obniżenie poziomu rozwoju intelektualnego”. Jednym slowem w żargonie społecznym idiota to też “głupek”. A głupka się określa głupkiem choćby dlatego, że nic mądrego nie mówi raczej.

Tym samym słowa głupka, idioty, czy wykształciucha nie znaczą z założenia niczego, co może być jakąś nowością poznawczą dla tak mądrego człowieka chociażby jak pan. Tym samym, idąc dalej, pozbycie się głupka z głowy znaczy mniej więcej to, że nie będzie pan sobie zaprzątał głowy tym, co głupek powiedział, bo przeciez z założenia głupek, idiota, wykształciuch głupoty gada.

A słuchanie panie Referencie to nie to samo co słyszenie. Słuchanie zawiera jak dla mnie element próby zrozumienia i założenie podczas rozmowy, że druga osoba może jednak coś mądrego powiedzieć i że warto się nad tym zastanowić i być może tak może być jak ona mówi, czy pisze. A przynajmniej założenie, że jej widzenie świata jest równie uprawnione jak moje.

tyle mogłem napisać, więcej nie, bo sie dzieckiem zajmuje…

pozdrawiam

PS – proszę pozdrowić panią Referentową. Wygląda na to, że mądra z niej kobieta… ;-)


Jacek Ka.

Nie ma co się obrażać na rzeczywistość, idiotów jest pełno. Albo ostrożniej: wypowiadanych publicznie idiotyzmów jest pełno. Polieznych idiotow też nigdy nie brakowało. Nie jest to jednak synonim wykształciucha. Ci zaś istnieją: to ludzie, którzy choćby z racji odebranego (formalnie) wykształcenia, powinni być mądrzejsi w swoich publicznych wypowiedziach, postawach i uczynkach.

Cały problem w tym, czy rzeczywiście mamy do czynienia z taką nierówną dystrybucją, że i wykształciuchy, i pożyteczni idioci zgromadzeni są w jakiejś miażdżącej większości po jednej stronie podziałów światopoglądowych czy politycznych. Moim zdaniem, nie da się obronić takiej tezy. Biedny Dorn, co musi czuć, patrząc na bieżący skład bezpośredniego zaplecza polityczno-intelektualnego swojego ex-Prezesa.


-->nyom

E tak, skoro Pan Eumenes “obnażył”, to poniekąd jesteśmy w domu, bo moim zdaniem Pan Eumenes niczego nie “obnażył” (przy okazji Pana Eumenesa pozdrawiam). Proszę Pani, jeśli chodzi o “zabiegi retoryczne”, to chyba Pani przeholowała. Niech Pani sprawdzi, co to są “zabiegi retoryczne”. Być może chodzi Pani o “manipulację” albo tzw. głupoty, które pisze referent. Zabiegi retoryczne, same w sobie, nie mają tu nic do rzeczy.

Szczęść Boże,
referent

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


-->Jacek Ka.

Ja jestem samym dobrem, ale mam pewien kłopot, z którym nie wiem jak sobie poradzić. Kłopot w dialogu z Panem. Panie Jacku, różnica między “idiotą” a “pożytecznym idiotą” jest taka jak między panną a panną młodą. Różnica jest gigantyczna. A teraz niech Pan sprawdzi, czy Pana komentarz ma sens.

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


referent Bulzacki

Zabieg retoryczny to słowa, których sposób ułożenia ma maskować nikłość treści albo słabość argumentacji. Nie chcę wchodzić w to, czy takie “zamaskowanie” ma miejsce bezwiednie, czy zostało zastosowane świadomie. Co powiedziawszy, podtrzymuję swoją opinię o Pana wypowiedziach. A nawet ją rozszerzę, na całość publicystyki referenta Bulzackiego w TXT.

Chętnie popatrzę sobie z boku, jak będzie Pan polemizował z panem Eumenesem. Chyba Pan nie sądzi, że pozdrowienia automatycznie podkopią “obnażenie” schematu, dokonane przez pana Eumenesa.


pani nyom

W moim słowniku opisującym ludzi to słowo nie istnieje.
Tym samym dla mnie wykształciuchy nie istnieją i tyle.
Choć mogą istniej jednostki, ktore cechy opisowe spelniają.
Wolę ich jednak traktować pojedynczo, a nie do wora wrzucac. Bo wszyscy oni tacy sami nie są, więc ich traktowac tak samo nie powinienem…

pozdrowienia


-->nyom

Daję Pani linkę do mojej ulubionej wikipedii; proszę – http://pl.wikipedia.org/wiki/Retoryka

Zaproponowałem przestrzeń do dyskusji o sensowności posługiwania się pojęciem wykształciuch, wraz z moją wstępną propozycją uzasadnienia tego pojęcia (pkt 1 i 3). http://tekstowisko.com/comment/597822/Szufladkowanie

Byłem gotów do bronienia swoich racji; nie chce mi się przerzucać poczuciem cywilizacyjnej wyższości, wekslowaniem tego pojęcia do bieżących i być może chwilowych sporów partyjnych i epatowaniem polityczną poprawnością. Polecam Pani blog Eumenesa albo Pana Yayco, tam gdzie mądrość. Tu jest zgrzebnie, nienaukowo, retorycznie i na chłopski rozum. Z mojego punktu widzenia tylko zawraca mi Pani głowę, stara się przysrać (pardą), czy coś. Nie rozumiem Pani. Do widzenia.

Z Eumenesem znam się w sieci od prawie dwóch lat. Pozdrawiam go raz jeszcze.

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


panie Referencie

niestety wychodze – odpowiem panu pozniej.
Co do tej roznicy, to nieh pan nie przesadza…

ale pozniej…
pzdr


referent Bulzacki

“Przysrać”? Cóż za słowo ;p. Ale co, spodziewał się Pan wyłącznie wyrazów uznania?

Wytłumaczę jeszcze raz. Pisze Pan, że “zaproponował przestrzeń do dyskusji o sensowności posługiwania się pojęciem wykształciuch”. Z moich wcześniejszych uwag, tych które Pan błędnie wziął za “pouczanie”, chyba jasno wynika katalog rozmaitych “nie wiadomo” odnośnie do Pańskiej propozycji. Mógł się Pan zająć odpowiedzią na te zgłaszane luki. Nie zauważyłam jednak żadnej próby. Więc, podsumowując, Pańska “gotowość” pozostała i pozostaje na poziomie czysto retorycznym. A teraz, jeśli dobrze zrozumiałam, wyprasza mnie Pan stąd, bo “zawracam głowę”.

W porządku, nie będę się narzucać. Co było do pokazania, zostało pokazane ;)


-->nyom

Do widzenia, niech już Pani nic nie pokazuje,
referent
——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


panie Referencie

no i jestem w końcu.

po pierwsze jak ma pan kłopot dialogu ze mną, to może pan go łatwo rozwiązac – mam taki deal z Marylą, nie widzę powodu nie mieć go gdzie indziej…

co do porównania idioty i pożytecznego idioty z panną i młodą panną, to to porównanie samo w sobie jest nietrafne jak dla mnie bardzo. Jedne rzeczy mówią raczej o stanie umysłu a drugie o stanie cywilnym ;-) Jakoś to mi w tym wypadku nie pasuje…

A tak w ogóle, to jak rozumiem wedle pana wypowiedzi to w “pozytecznym idiocie” nie ma “idioty”. A może poruszamy się w innych rozumieniach? Pan słownikowo ja potocznie, albo odwrotnie, albo jeszcze inaczej?

Bo przyznam się ze tej gigantycznej różnicy jak to pan napisał nie widzę. A wydaje mi się, że dosyć dobrze znam znaczenie jednego i drugiego pojęcia. I jakoś dla mnie jedno pojęcie zawiera się w gigantycznej części w zbiorze drugiego. Ale być może to tylko moje odczucia…

W sposób wielce uproszczony można to powiedzieć tak, że pożyteczny idiota jest pewnym rodzajem idioty, którego działania przynoszą korzyści dla kogoś komu ten idiota pożyteczny niekoniecznie chciałby te korzyści przynosić. Taki idiota, którego przez ten jego idiotyzm daje się łatwo wykorzystać, choć jemu się wydaje, że wykorzystywany nie jest i co więcej wydaje mu się, że to on rozdaje karty. To tak skrótowo oczywiście.

Jakby jednak na to nie patrzeć w pożytecznym idiocie idiota jest i dlatego jednak się będę upierał, że mój wcześniejszy komentarz ma sens. Choć pan może oczywiście mieć zdanie wręcz przeciwne. Trudno – nie moje to sprawa jak pan sobie świat definiuje. Fajnie jednak by było chociaż jakiś protokół rozbieżności napisać polegający chociażby na tym, żeby mi pan tę “gigantyczną” różnicę wytłumaczył.

Bo wie pan – mogę żyć w błędzie. Zakładam że jest to możliwe i być może potrzebuję tylko do wyprowadzenia z tego błędu trochę nowej wiedzy i innego punktu widzenia…

pozdrowienia


-->Jacek Ka.

“Pożyteczny idiota” to zwrot idiomatyczny. Jego znaczenie nie jest sumą dwóch wyrazów (pożyteczny+idiota), czy też mówiąc inaczej, to nie to samo, co idiota (głupek), który jest z jakiegoś punktu widzenia pożyteczny. Kiedy używam wyrażenia “pożyteczny idiota” mam na myśli jego typowe znaczenie (wyrażenia), potwierdzone przez wielokrotne użycia w przeszłości; odwołuję się do pewnego kodu kulturowego. Nie rozumiemy się, Panie Jacku, nie chodzi mi o to, że “użyteczny idiota” to przygłup. Zresztą, kontekst w jakim zamieściłem zdanie: “Właśnie o to chodzi!” (w moim tekście) nie oznacza, że zrównuję na poziomie definicyjnym “wykształciucha” i “pożytecznego idiotę”. Dostrzegam natomiast związki i wydaje mi się, że zakresy znaczeniowe tych wyrażeń częściowo się pokrywają, co można wykazać na przykładach.

OK. Przyjmuję aluzję do Maryli.

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


panie Referencie

To nie była aluzja do Maryli, tylko pytanie.

Na to pytanie można jasno odpowiedzieć:

Tak chcę taki sam deal jak tam, lub nie niepotrzebne mi to – przemęczę się ;-)

Bo teraz nie mam jasności, a lubię ją mieć.

Co do pana wytłumaczenia pojęcia, to OK. Teraz pana lepiej rozumiem. Jednak wie pan – będe się czepiał jak zwykle ;-)

Bo zgodzę się że pozyteczny idiota, to NIE TO SAMO co idiota i głupek. To jest jasne. Jednak jak dla mnie jest to tylko wybieg.

Ale tak na serio, czy ludzi, których określa pan jako wykształciuchów czy pożytecznych idiotów nie uważa pan po trosze za idiotów, czy z lekka głupszych od innych?

Bo przyznam się, że nie uwierzę raczej, że traktuje pan tę kategorię tylko opisowo, bez wartościowania… Inaczej to wygląda.

pzdr


-->Jacek Ka.

Owszem wartościuję. Ale nie wszystkich ustawiam w tym samym szeregu, a z niektórymi gram w piłkę albo chodzę na kolację. Bo nie samą politykę żyję. Z opcją “Maryla” zostawiam pana samego. Jak pan woli. Ja mam trochę dosyć “rozrachunkowych” rozmów.

Dobrej nocy,
referent


panie Referencie

Co do życia polityką, to pełna zgoda.
Co do drugiej sprawy, to ja panie referencie tak czy inaczej lubię sobie porozmawiać. ;-)
Ale postaram się trochę inaczej rozmowę z mojej strony prowadzić...

również dobrej nocy życzę


Panie Referencie

Tak na moją głowę, to Pańska definicja jest nadal definicją historyczną, doskonale odnoszacą sie do Solżenicyna, ale obowiązującą niejako do czasu jej użycia przez L. Dorna. Można się sprzeczać nad oceną powodów użycia takiego określenia przez LD – ja akurat skłaniam się ku stwierdzeniu, że chodziło o pejoratywne zaszufladkowanie “każdego” kto przeciw PiS – ale nie chodzi o powody. Wydaje mi się, że niezależnie od realnym powodów, tak się to właśnie skończyło. Trudno mi ocenić, czy była to sprytna wolta przeciwników Dorna, czy może zamierzenie LD (budowanie nieprzekraczalnych rowów). Słowo “wykształciuch” oderwało się (zwłaszcza w dyskusji politycznej) niejako od własnej definicji i stało się nazwą tej grupy (autoidentyfikacją), która bez względu na wykształcenie nie identyfikuje się z PiS. A dokładniej – jest przeciwna PiS. Dla Dorna “wykształciuch” pozostał pejoratywny. Dla przeciwników PiS – to tylko zabawne określenie z mrugnięciem oka. Nie pierwszy to raz, gdy słowo nabiera alternatywnego znaczenia, które niejako “przykrywa” pierwotne.

Paradoksalnie, z uwagi na przepaść pomiędzy wykształceniem a poziomem prezentowanej kultury, do wykształciuchów (Sołżenicyna) spokojnie można zaliczyć zarówno Dorna, jak i Niesiołowskiego, Kaczyńskiego czy Tuska.

Pozdrawiam Pana starannie i nienaukowo.


Subskrybuj zawartość