Rozmowy (ciąg dalszy)

Tagi:

 

– A co w sprawie blogosfery, panie referencie?

– Proszę pani, mimo tego, że czasem nie sprawiamy takiego wrażenia, każdy z nas ma jakieś życie, kiedy nie toczy w internecie sporów światopoglądowych albo, prawda, nie komentuje wydarzeń politycznych. Jesteśmy geologami, mężami, kibicami Manchesteru United, lubimy włoską kuchnię i czerwone wino, a tylko dodatkowo, prawda, prowadzimy blog i spieramy się, bądź zgadzamy, z podobnymi do nas awatarami. Ile z codziennego życia, marzeń i gonitwy za chlebem przenosimy do wirtualnego świata, wiemy tylko my sami, i tylko od nas, prawda, zależy ile tego faktycznie będzie. Można jednak zaryzykować twierdzenie, że również tutaj budujemy swoją, prawda, tożsamość, staramy się wypaść przekonująco i możliwie spójnie.

– To chyba dobrze?

– Tak, co do zasady dobrze. Istnieją jednak ograniczenia i każdy awatar jest tylko w części człowiekiem; do internetu zabiera jedynie fragment realnego życia. Raz ten lepszy, raz gorszy, a jeszcze kiedy indziej tworzy się od nowa, starając się zagrać rolę, na którą z jakiegoś powodu nie stać go w innym miejscu.

– Tak bywa, rzeczywiście. Bloger na żywo, to niekiedy spora niespodzianka.

– Właśnie! Internetowa codzienność i kontakty z innymi blogerami modelują nasze oceny, przekonania i reakcje. Proszę Pani, od ręki mógłbym wymienić kilka nicków, które — tak sądzę — miały na mnie nie mniejszy wpływ niż cudem spotkany nauczyciel w liceum albo mądry kolega w pracy…

– Proszę wymienić tych blogerów.

– Niech Pani nie żartuje… Tak… internet nas zmienia, a dyskusje na blogach mogą dać efekt zbawienny, uczynią z nas lepszego człowieka, odsłonią przesłonięte dotąd oczy, albo przeciwnie, jak dotąd byliśmy ślepi, tak ślepi zostaniemy. Chodzi przy tym nie tylko o dostęp do być może rzetelniejszej informacji i zderzenie z trzymającą się kupy logiką, której istnienia nie podejrzewaliśmy, ale przede wszystkim o sprawdzian cech osobowościowych i weryfikację nas samych, takich jakimi faktycznie jesteśmy.

– Czy lubi pan jakiegoś blogera?

– A pani swoje… Cenię blogerów, którzy mają coś do powiedzenia i stoi za nimi cała integralna postać; z wadami, zaletami, ale żywa, myśląca i zdecydowana. Mniejsza o poglądy; taki bloger może być nawet zapaterystą, byleby miał w sobie coś więcej niż głupi upór i cyniczny rechot żerujący na didaskaliach. Odrobina empatii przydałaby się również, ale o nią najtrudniej… Zresztą, co ja cenię jest dla sprawy nieważne. Chodzi o prawo do popełniania błędu, zmiany zdania i wyzwolenia się z tego błędu. Rozumie mnie pani trochę?

– Trochę…

– Trzeba dodać, żeby było uczciwiej, że blogosfera przejęła sporo mechanizmów arcyludzkich, żywcem przeniesionych ze świata realnego. Jednym z nich jest skłonność do “zamykania” blogowych znajomości; gniew na dobre i złe. Bywa, że nie udaje się tego uniknąć, dynamika sytuacji jest taka, że konsekwencji zdarzeń powstrzymać nie sposób. Na drugi dzień jest nam głupio albo nie jest nam głupio; niemniej mechanizm działa, pełniąc rolę zarówno pozytywną (jednoznacznie porządkuje relacje), jak i negatywną (generalnie jest bez sensu; dowodzi, że wcale nie jesteśmy mądrzejsi od naszego polemisty).

– Panie referencie, czy można się z tego jakoś wyplątać?

– Niekiedy; nie zawsze. Chociaż — nie, teoretycznie zawsze, niby zawsze, ale w praktyce potrzeba czasu i dojrzałości. Zostawmy to, mam bowiem do powiedzenia coś ważniejszego.

– Proszę.

– Od kilku dni zastanawiam się nad zachowaniami blogerów, którzy rozmawiają o sprawach, prawda, światopoglądowych, czy wręcz o konkretnych problemach politycznych. Jest dla mnie oczywiste, że w takiej sytuacji nie sposób odciąć się od osobistego doświadczenia, nawyków; każdy z nas już się gdzieś opowiedział, a może nawet dawał, że tak powiem, świadectwo. Trudno odseparować osobisty kontekst, a co za tym idzie, prawda, dyskusja bywa uwikłana w emocje i odruchy samoobronne…

– Proszę zmierzać do rzeczy…

– Dobrze. Zastanawiam się, prawda, jak rozmawiać z blogerem, który prezentuje całkiem inny punkt widzenia już na poziomie założeń, czy też wartości, ale to jeszcze i tak pół biedy, a nawet dobrze, że prezentuje inny punkt widzenia, chodzi mi o to, że muszę, prawda, rozmawiać z nim, wiedząc, o jego wcześniejszych wypowiedziach na blogach, często obraźliwych, karczemnych, podłych, wypowiedziach skierowanych bezpośrednio do grupy, w której — wszystko na to wskazuje — chyba, prawda, się mieszczę. Ja o tym wiem, bo, prawda, coś tam przecież podczytuję… Zatem, bloger przychodzi do mnie grzecznie, normalnie, jakby nic, prawda, i co ja mam robić? No, co? Udawać, że to deszcz, udawać, że jest polemistą na pełnych prawach; uczciwym polemistą, prawda? Że w internecie jest inaczej niż w realu; no, jest inaczej, ale znowu, czy aż tak bardzo, prawda, inaczej? Drugi przykład…

– Tak…

– Przychodzi inny, prawda, bloger i zaczyna rozmowę względnie niegrzecznie, powiedzmy takim zaczepnym komentarzem, który wnosi niewiele, bo nie dotyczy pryncypiów, skupia się natomiast na literówce, nudzie wiejącej z ujęcia, pustej retoryce, nadmiarze ozdobników; słowem — odciąga od tematu i prowokuje awanturę. Jednocześnie nie wygląda na typowego trolla, bo trolla — jak wiadomo — należy ignorować albo ciąć, prawda, bez litości. Trzeci przykład…

– Hm…

– Na czym ma polegać rozmowa, kiedy przychodzi bloger i powtarza za Urbanem, że Nobel powinien przypaść nie tylko Wałęsie, ale również Kiszczakowi i Rakowskiemu? Wyjaśnia, że to oni trzej zmienili Polskę, doprowadzili do okrągłego stołu, założyli demokrację i wolny rynek…

– Od razu walić w mordę!

– O! Ale niestety — nie! Poniekąd nie wypada. Podobno trzeba rozmawiać, dyskutować, spierać się, prawda, na argumenty. I ja to przyjmuję, że trzeba, tylko pytam się: jak? Prawda…

– Panie referencie, wydaje mi się, że pan nie nadaje się do tej roboty. Przykro mi.

– I mnie się tak wydaje. Ale siedzę tu, bo nie chciałbym w przyszłości sam koniom grzywy pleść. Rozumie pani o czym mówię.

– Tym razem trochę rozumiem, ale sądzę, że to jednak nie jest robota dla pana; tu trzeba młodszych, z większym entuzjazmem, lepiej wykształconych. Proszę nie brać tego do siebie, tak po prostu jest. Niedługo będzie nowy rok, niech pan pomyśli, czy czegoś nie zmienić, również w trosce o pana. Dziękuję za wywiad.

– Dziękuję.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Refernecie

akurat przysżło mi do głowy (przepraszam za nadmiar prywaty i wielce prawdopodobny brak związku) ale przypomniała mi się postawa pewnego Japończyka,pracującego na stanowisku kierowniczym w firmie polsko-japońskiej , który to przyniósł do firmy zwolnienie chorobowe na…piątek sobotę i niedzielę

A w blogosferze?

kto pokwituje urlop, L4?

świątek, piątek i niedziela

pewnie do Rzecznika ZUS w komentarzu?

ciężka praca i mało wdzięczności

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Referencie,

czy ta Pani, co wywiady z Panem robi, nie za wiele sobie pozwala?

Kto to widział, żeby dziennikarz referentowi, co ja mówię, Panu NadReferentowi! śmiał mówić kto się do jakiej roboty nadaje?

Panie Referencie, Pan jest zbyt pobłażliwy dla dziennikarzy, stanowczo!

Ufff… normalnie się wkurzyłem!

Pozdrawiam

P.S. żeby nie było za słodko, prawda, to Panu przywalę. Co Pan za głupstwa wypisuje, że z każdym (tfu!) Urbanem wypada itd. No co to ma być? Poprawność polityczno blogowa jakaś? A kysz! Tfu! po trzykroć.

No, idę, bo już mi para uszami gwiżdże.


hmm

Tak sobie myślę, że trochę pasowałbym do pierwszego przykładu blogerowego.
Tylko jakoś mi nie pasują te wypowiedzi “często obraźliwe, karczemne, podłe” skierowane bezpośrednio do grupy, w której się pan odnajduje.

Ale być może tak jestem odbierany. Choć mam nadzieję, że nie :-)

no nie wiem…

pozdrowienia


Czy nobel dla Arafata był słuszny, czy nie?

Jestem dumnym damskim bokserem


Panie Referencie,

ja w tej sprawie, zdaje się, w tym wywiadzie kluczowej, czyli tego jak rozmawiać, gdy…

Otóż moim zdaniem problem dialogu z innym, który jest nie tylko inny, ale też przeciwpołożny, delikatnie mówiąc, jest postawiony w taki sposób, że to prowadzi w uliczkę bez przejazdu. Proponuje rozwiązania wziąć z realu, wypróbowane.

U mnie to wygląda tak:

1. jeśli ktoś udaje idiotę albo ze mnie robi idiotę w tzw. żywe oczy, to mu mówię, żeby spadał, ponieważ nie będę udawał, że deszcz pada skoro.. itd. życie nie jest aż tak długie, żeby tracić czas na jałowe młócenie powietrza. Przy czym najlepiej załatwić to na privie. Nawet jak trzeba komuś powiedzieć, żeby spierdalał (pardą) w podskokach, to zawsze warto zrobić to tak, by pozwolić człowiekowi zachować twarz.

2. jeśli ktoś trolluje, choć nie jest trollem, to mu mówię, że chętnie z nim porozmawiam, ale jutro, a jeśli będzie się upierał, to mu na priva napiszę w żołnierskich słowach, żeby poszedł na spacer, na siłownię albo coś, a jutro pogadamy. Chodzi o to, żeby nie robić awantury przy ludziach. Jeśli to nie troll, to zachowa taki gest we wdzięcznej pamięci. No chyba, że, prawda, gustujemy w awanturach.

3. jeśli ktoś leci Urbanem itd, to sprawa jest najprostsza, bo moim zdaniem nie ma obowiązku rozmawiać z każdym, podobnie jak nie z każdym siada się do obiadu. Właściwie to zupełnie nie rozumiem w czym tu problem. W realu jest tak, że ludzie z innych światów, w sensie poglądów, działają w różnych, a nie tych samych, strukturach, organizacjach, partiach itd. i nie prowadzą ze sobą rozmów, co najwyżej negocjacje, a najczęściej jedni głosują za a drudzy przeciw. Jak to w demokracji.

No dobrze, a teraz odkładam na bok tę łopatę, przepraszam za dosłowność i udaję się na kameralną kolację.

Pozdrowienia.


Panie Referencie,

jestem rozczarowany.

Myślałem, że ktoś tu przyjdzie i chociaż zakwestionuje moją całkowicie błędną ocenę tego, co jest kluczowe w tym wywiadzie. O odniesieniu się do pewnych faktycznie kluczowych zdań nawet nie mówiąc.

Pocieszam się tym, że na dobrą sprawę ten wywiad jest bardziej do przeczytania i przemyślenia niż do dyskutowania.

Zawsze to jakaś pociecha, nieprawdaż? Prawdaż.

Pozdrawiam.

P.S. pomijając końcówkę z tym niedopuszczalnym wychyłem dziennikarki, bardzo udany wywiad. Taki wwiercający się w problem. Lubię takie kawałki.


-->Sergiusz

Wszystkie opracowane :-) przez Pana punkty są do przyjęcia. Choć trzeba zastrzec, że nie są łatwe do zastosowania. Ale trening czyni mistrza, prawda. Na szczęście upór bywa pożyteczniejszy niż twarda skóra. Zwłaszcza w perspektywie dłuższej niż zapłon i czas pożaru stodoły. Tym samym jestem przekonany o przewadze osła nad nosorożcem, nawet, jeśli czasami – pobieżnie – wygląda to dla osła niedobrze.

A teraz zabieram się i do poczytania,
referent


Panie Referencie

Odnoszę wrażenie, ze w dyskusji blogosferowej mamy do czynienia z pewnym zaostrzeniem stanowisk i radykalizmem większym, niż występujący poza netem.
Słowo pisane, mocno deklaratywne, pozbawione jest mocy emocjonalnej związanej z werbalnym wyrażaniem przekonań. Kończy sie to najczęściej używaniem mocniejszych słów, mocniejsza reakcją na stanowiska przeciwne, problemem z niezrozumieniem (innym rozumieniem) pojęć.
Siedząc przy stole, można przerwać w dowolnym momencie dyskutantowi, uściślić, wyjaśnić, dopowiedzieć. Budować platformy pojęć “na gorąco”. Ustalać je i przeć dalej. Gasząc pożary w zarzewiu. Pisząc, najczęściej kończymy (tak przynajmniej widze ja sytuację choćby na txt) na ciągłym tłumaczeniu co też chcieliśmy powiedzieć i jak to się stało, że ktoś coś innego zrozumiał. Dość szybko kończy się zdenerwowaniem, machaniem ręką albo… wypraszaniem się nawzajem z dyskusji.
Szkoda…


-->Griszeq

Wszystko prawda, prawda… I szkoda. Zgadzam się.

Pozdr.,
referent


Subskrybuj zawartość