Za wikipedią

Tagi:

 

1. Poprawność polityczna. Szczególnej uwadze polecam fragment:

“Kanony poprawności politycznej wprowadzane są przez jej zwolenników do dyskursu publicznego jako norma obyczajowa. Zjawisko to spotyka się z negatywnym odbiorem środowisk konserwatywnych postrzegających je jako zakaz krytyki określonych grup, wynikający z ich pochodzenia, historii lub kultury. W polskich realiach dotyczy to w szczególności krytyki Niemców lub Żydów. Poprawność polityczna przez krytyków bywa określana mianem cenzury lub neocenzury”.

2. Mowa nienawiści. Szczególnej uwadze polecam fragment:

“Do najbardziej charakterystycznych cech mowy nienawiści należą:
* werbalizm (bełkot językowy),
* używanie wyrażeń wartościujących, zwłaszcza pejoratywnych – obraźliwych, kolokwialnych lub wulgarnych, agresja werbalna (np. “zakaz pedałowania”),
* dogmatyczność, apodyktyczność, autorytaryzm, ślepe przywiązanie do głoszonych przekonań,
* błędy logiczne, argumenty nierzeczowe i nieuczciwe chwyty retoryczno-erystyczne, np. generalizacja (traktowanie jednostkowych przypadków jako reguły), argument równi pochyłej, argumentum ad populum, itp.”

3. Kolektywizm Definicja kolektywizmu – liczy się tylko ogół (społeczeństwo), poświęcenie się jednostki dla dobra ogółu. Dominuje harmonia, skromność. Istnieje podział na swój – obcy.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Referencie,

pewnie Pan wie, co to jest kult negatywny.
No takie banery “nie czytam czerwonego szmatławca” itp.

Ale żeby tak w trzech punktach, dosadnie, zawrzeć definicję politycznej sekty, to moje gratulacje.

Pozdrawiam :-)


-->sergiusz

A niby co ja takiego twierdzę? Bo już sam nie wiem. Co można z tych punktów wyczytać.

Poprawność polityczna w internecie, wśród anonimowych blogerów, to więcej niż katastrofa. Chyba że to nie jest poprawność, wówczas, w porządku. A czy zinternalizowana poprawność, to jeszcze poprawność, czy druga natura? Rozmawiamy abstrakcyjnie, prawda.


-->sergiusz

Co jest przedmiotem mojego kultu negatywnego?


Panie Referencie,

to jest właśnie ciekawe, bo tymi trzema punktami jako definicją można równie dobrze oflagować politycznych fanatyków na S24, jak i każde kontestujące fanatyków kółko towarzyskie blogerów, niezależnie od polaryzacji ideowej. Robią to samo, choć z innych pozycji.

Oczywiście to co ja gadam może się mieć nijak do tego, co Pan chciał tymi cytatami powiedzieć, ale to osobna bajka z gatunku “co się komu kojarzy”, prawda…

Pozdrawiam.


Panie Referencie,

o tym kulcie negatywnym to nie było do Pana przecież.

Skrót myślowy.

To było o charakterystycznym zachowaniu niektórych wyznawców politycznych sekt na S24 i nie tylko (przecież nie będę podawał tu nazw ze stajni Matki K.)

Np. to wieszanie wielkich banerów “anty-gazownikowych”, albo “anty-kaczorowych”. Ludzie naprawdę nie mają pojęcia co demonstrują. A skojarzyło mi się dzięki Pana zwięzłemu opisowi politycznego sekciarstwa. To nie dotyczy tylko świata blogowego, ale w tym świecie jest bardzo widoczne.

Pozdrawiam.


-->sergiusz

Bo mechanizm jest ten sam, co więcej, on (ten mechanizm) ma tendencję autoreferencyjną, jak mawiają uczeni mężowie, i przychodzi moment, kiedy przedmiot owładnięty mechanizmem staje się samowystarczalny, a przynajmniej tak mu się wydaje. Ale to tylko abstrakcja, prawda, paradygmaty, projekcje, jak mawiają uczeni mężowie…


Panie Referencie,

a jak to się nazywa, gdy dyskutanci w tej samej sekundzie piszą do siebie komentarze? (patrz: poprzednie dwa) Mam nadzieję, że to nie jest jakiś samowystarczalny mechanizm dyskusyjny bo nas wezmą na języki :-)


-->sergiusz

Może tak być. Postaci klinicznej jednak jeszcze nie osiągnęliśmy. Proszę zauważyć, że te komentarze wciąż się różnią :-)

Pozdrawiam, mam do pogadania z referentową, a w zasadzie odwrotnie – referentowa ma do mnie pretensje, że klamka i takie tam drobiazgi nie działają; a co ja poradzę, że nie działają :-(; idę,

referent


Pani Referentowo,

przecież co ma klamka do Referenta, prawda.
Bo to kobiety człowieka zrozumią, ehh..
Pani będzie łagodna dla męża, to porządny Referent jest.
Do czego ten wałek Pani potrzebny?
Mam nadzieję, że nie… dobrze, już znikam!

Pozdrowienia dla Państwa.


Panie Referencie, Sergiuszu,

przechodząc pozdrawiam tylko.
Jeśli czas pozwoli to przeczytam i zamieszam, jeśli można:)

Dobranoc Panom


-->Yassa

Witam,

proszę mieszać. To jest jedyny znany mi blog, gdzie od mieszania staje się słodsze :-)

Dobrej nocy,
referent


-->sergiusz

Referentowa mówi, że jest oburzona, że nie ma bardziej wyrozumiałej referentowej od niej, że klamka nie działa od blisko roku, a ona dopiero drugi raz się upomina…

Szkoda gadać...

Ma Pan pozdrowienia, moim kosztem, bo ja nie mam. Będę musiał tę klamkę w końcu uszykować.

Dobranoc,


panie Referencie

A może pan napisać jakie jest ogólne przesłanie wynikające z tych definicji ?
Znaczy co pan chciał nam przekazać?

Bo ja tak sobie coś wyczytam…
Ale mnie zazwyczaj interesuje co autor miał na myśli ;-)

pozdrowienia


-->Jacek Ka.

Szczerze mówiąc, ostatecznie nie wiem, ale miałem zamiar pokazać jak leczę kompleksy.


panie Referencie

eee tam.

Jak dla mnie, to nie wyglada pan na zakompleksionego.
Znaczy każdy ma kompleksy, ale ważny jest stopień, żeby było co leczyć ;-)

To oczywiście moje zdanie – to pan o sobie samym wie najlepiej jak to jest.

Jak dla mnie, to pan tu czegoś broni…
Chyba nawet wiem czego.
Trochę zaczynam pana rozumieć.

Tak mi się oczywiście wydaje ;-)

pozdrowienia


Panie Referencie.

No ale przecież każdy wie, że prawdziwego konserwatystę poznaje się po tym, ze pozostaje w ciągłym rozłamie wewnętrzym pomiędzy nienawiścią do Niemców a nienawiścią do Żydów. Prawdziwy konserwatysta obarcza winą za holocaust Angelę Merkel, ale w chwilę po tym dziękuje jej w myślach za podjęcie próby wymazania narodu Zydowskiego z mapy. Potem przypomina sobie, że jednak nienawidzi Niemców, więc narzeka, że Angela nie okazala się skuteczna. Juz w następnej sekundzie, dziekuje jej, że nie okazała się skuteczna, bo dzięki temu może nienawidzić i Niemców i Zydów, co byłoby niemożliwe gdyby jednak Angeli się udało.
I nie ma co uciekać w polityczną poprawność, ani dac się zastraszyć językiem nienawiści – kolektywnie trzeba wybełkotać tym całym konserwatystom, stosując agresję werbalną, a nawet: nieuczciwe chwyty retoryczno – erystyczne, w twarz całą prawdę.

Pozdrawiam, zastanawiając sie jaką skalę werbalizmu udało mi się osiągnąć.


Referencie

referent

Poprawność polityczna w internecie, wśród anonimowych blogerów, to więcej niż katastrofa.
Chyba że to nie jest poprawność, wówczas, w porządku. A czy zinternalizowana poprawność, to jeszcze poprawność, czy druga natura? Rozmawiamy abstrakcyjnie, prawda.

Właśnie.

Niby wiadomo, że cel cenzora jest osiągnięty, gdy staje się on bezrobotny — gdy wszelka twórczość jest objęta skuteczną autocenzurą. Wobec tego autocenzura jest be, łamie kark wolności słowa i myśli, uniemożliwia realną dyskusję etc, etc.
Prawda.

A grzeczność? Savoir-vivre? Gdy mówię dzień dobry komuś, komu bynajmniej nie życzę dobrego dnia, albo gdy dla mnie samego ten dzień nie jest dobry? Gdy powstrzymuję zupełnie naturalną i autentyczną potrzebę beknięcia, gdy przy stole trzymam łokcie przy sobie? Czy to też nie jest straszna, zniewalająca autocenzura?

Przecież nie piszę tu nic odkrywczego. Nie ja odkryłem, że szeroko pojęta kultura, od norm towarzyskich, przez modę odzieżową po przepisy ruchu drogowego — ograniczają. Młody Werter i te sprawy.
Co gorsza. Urodzony i wychowany w kulturze (nie dyskutujmy o jej jakości czy stopniu elitarności/masowości), nasiąknąłem licznymi samoograniczeniami tak bardzo, że stały się moją drugą naturą. Nie wiem, czy dobrze użyję trudnego słowa, skopiowanego, prawda, z przytoczonego na wstępie cytatu, ale niech tam, zaryzykuję:
Te rozmaite normy kultury mam zinternalizowane.

Nie uważam, że stosowanie norm grzeczności wśród anonimowych awatarów jest więcej niż katastrofą. Także nie sądzę, że respekt i szacunek dla rozmówcy (czytelnika) i jego wrażliwości były nią. Także respektowanie norm ogólnie przyjętych w naszym kręgu kulturowym. Tak, część tego jest już nie świadoma, a podświadoma. To już działa jak odruch bezwarunkowy.
Tak, część tego — to gruba przesada, jakaś językowa paranoja wręcz.
Ale przecież nie pierwsza i nie ostatnia.
Są ludzie, którzy poza kanonami politpoprawności nie potrafią myśleć.
Są też ludzie (nie muszę daleko szukać), którzy nie są w stanie się wysikać ani puścić bąka, jeśli ktoś postronny mógłby to, choćby przez ścianę, usłyszeć.
Trochę to śmieszne, trochę straszne.

Ale robienie z tego jakiegoś wielkiego problemu — jest dość dziwne.

A już zwłaszcza dziwi mnie podkreślanie konfliktu między politpoprawnością a konserwatyzmem. W końcu panosząca się dziś liberał-lewicowa politpoprawność jest swego rodzaju odpowiednikiem historycznej i obecnej w języku konserwatystów swoistej cenzury czy autocenzury. Odbiła się w pewnym stopniu nawet w zasadach pisowni: w końcu piszemy wielką literą słowa Bóg i Kościół; o papieżu wyrażamy się z szacunkiem, a nawet liberał-lewicowe media każdą podróż głowy Kościoła określają mianem pielgrzymki itd, itp.

Argument, że jacyś – tam komuniści czy inne lewactwo pod pretekstem sztuki czy wolności słowa dopuszcza się wciąż świętokradztw, depcze zapamiętale przeszłości ołtarze, jest nawet całkiem trafny, jako stwierdzenie faktu. Ale dlaczegóż ja miałbym zachowywać się analogicznie? Dlaczego miałbym usprawiedliwiać równie haniebne wystąpienia przeciw lewackim bluźniercom? A zwłaszcza, przeciw innowiercom?

Rozumiem, że konserwatystom (czyli i mnie poniekąd) nie podoba się, gdy ktoś im rewolucję w języku robi, i świętości stare szarga, a nowe ustanawia — ale zmagać się należy nie z ogólną ideą samoograniczania wolności słowa przez szacunek dla wartości ogólnie przyjętych, lecz o same wartości trzeba walczyć.

Referencie.
Obawiam się, że to o czym piszesz, jest odwieczne, normalne i zwalczyć się tego nie da.
A nawet, dokóki nie ma przesady, jest pożyteczne — i zwalczać nie należy.

Nawet w Hyde Parku nie wolno było mówić źle o królowej.

Natomiast tej warstwy tekstu, która czyni aluzje do Tekstowiska, rozwijać nie mam chęci. Zresztą, może to moje jakieś nadinterpretacje, wbrew intencjom, prawda, autora — prawda?

Pozdrawiam


-->Odys

Panie Odysie,

wszystko fajnie, tylko proszę mi powiedzieć, co ja poprzez zestawienie cytatów z wikipedii twierdziłem, i co chciałem, a zwłaszcza co i czy chciałem “zwalczać”? Bo zdaje się, że ma Pan jakąś koncepcję, której ja do końca nie rozczytuję. Proszę wskazać moje zarzuty, w tym “aluzje” skierowane do tekstowiska (rozumiem, że jako całości). Obawiam się, że mnie Pan przecenia, ale jest bez różnicy co napiszę, bo komentarze i tak chodzą swoją drogą. Wiadomo, że skoro referent, ta tak, tak, i tak.

referent


Panie Referencie

Ja mam Panu powiedzieć, co Pan twierdził i chciał? Ja? To Pan nie wie?

A tak poważniej — toż nie jest to pierwszy Pański tekst, ani na Tekstowisku, ani w ogóle. Wykreował Pan postać Referenta, więc niech się Pan nie udaje zdziwienia, że Referent się z czymś kojarzy.

Nie raz dawał Pan do zrozumienia (między wierszami lub bardziej wprost), co Pan uważa o TXT, a przynajmniej o jego części. I dziś te charakterystycznie wybrane cytaty w to Pańskie uważanie się wpisują.

Ja się chwyciłem pierwszej z wierzchu politpoprawności, oraz podkreślonego przez Pana konfliktu tej idei (i praktyki) z konserwatyzmem. Przynajmniej w niektórych środowiskach. Napisałem, co sądzę o tym. A sądzę, że problem jest zakłamany.

Pańska notka miała początkowo tytuł “Obcy”. Szybko zmienił się w dużo bardziej neutralny “Za Wikipedią”. Ja jednak odbieram to tak: stawia się Pan poza mejnstrimem środowiska jakie wytworzyło się na naszym portalu. Chętnie i na różne sposoby podkreśla Pan swoje autsajderstwo.
I ten tekst nie jest wyjątkiem.
Jego formuła pozwala schować autorskie poglądy i ważkie oceny za parawanem neutralnych definicji. Ale przecież nie do końca.
W końcu są to fragmenty, z dodatkowo podkreślonymi mniejszymi fragmentami.
Dobór cytatów i podkreśleń odcina neutralność i obiektywizm całości.

Więc niechże Pan nie udaje Greka.
To prędzej mnie przystoi — jakby tak po pseudonimach oceniać.

No i na koniec.
Ja tam nie wiem, co w Pańskiej głowie siedzi. Co Pan chciał powiedzieć nie wiem i wiedzieć nie mogę. Mogę pisać o tym jedynie, co przeczytałem i z tym polemizować.

A przecież tak jak Pan może próbować między wierszami pisać, tak i ja mogę wyczytywać sobie drugie dno.

Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte dno. Aaa! Czy ktoś zrozumie to!

PS. Proszę wybaczyć niezborność tych moich wypowiedzi, rozwlekłość etc. Troszkę jestem ostatnio zarobiony i koresponduję tu z Panem w stanie przepracowania.


-->Odys

Odpowiem w sprawie tytułu, który szybko się zmienił, bo to jest dobra ilustracja dla naszej rozmowy. Tytuły moich notek miały dwa źródła. Albo był to ostatni wyraz tekstu (z automatu) albo tytuł adekwatny, moim zdaniem, do treści tekstu, jeśli miałem ochotę, żeby takiego skrótu dokonać. I to jest cała prawda o szybko znikającym tytule notki. Pan napisał na ten temat tak: “Pańska notka miała początkowo tytuł “Obcy”. Szybko zmienił się w dużo bardziej neutralny “Za Wikipedią”. Ja jednak odbieram to tak: stawia się Pan poza mejnstrimem środowiska jakie wytworzyło się na naszym portalu. Chętnie i na różne sposoby podkreśla Pan swoje autsajderstwo. I ten tekst nie jest wyjątkiem.”

I nawet jeśli ma Pan w niektórych punktach komentarzy rację (pod tym tekstem), to z zupełnie innych powodów, niż się Panu wydaje. Na tym polega trudność i stereotyp o nazwie “referent”. Żeby była jasność, stereotyp mi nie przeszkadza i czasem sam pomagam w jego budowie, ale nie zawsze mam za to chęć, żeby brnąć tą drogą dalej, niż mam, prawda, chęć. Mimo wszystko, dziękuję.

Pozdrawiam,
referent


Panie Referencie

referent

I nawet jeśli ma Pan w niektórych punktach komentarzy rację (pod tym tekstem), to z zupełnie innych powodów, niż się Panu wydaje.

A to zaczyna być ciekawe.
W których (punktach) i z jakich (powodów)?

referent

Na tym polega trudność i stereotyp o nazwie “referent”. Żeby była jasność, stereotyp mi nie przeszkadza i czasem sam pomagam w jego budowie, ale nie zawsze mam za to chęć, żeby brnąć tą drogą dalej, niż mam, prawda, chęć. Mimo wszystko, dziękuję.

Ja wiem, czy to stereotyp… Czy po prostu rola, kreacja. Prawda, format.
Ja wiem, że to ciąży czasem aktorom serialowym, że ich lud utożsamia z ich rolą, że w kolejce do kasy są pytani o perypetie z serialową żoną, chorobą która zaistniała jeno w scenariuszu etc. A w dodatku fan zupełnie wbew intencjom aktora odczytuje jego grę. Ale to jest zawarte w kontrakcie i już. Nawet, jeśli małymi literkami.

Tworzy Pan Referenta i ma pan do niego prawa, jasne — ale po prawdzie, to też tylko w części: reszta Referenta jest kreowana przez odbiorców. I oni (my, znaczy) też jakieś prawa do Referenta mają. A Referent istnieje tylko między nami — między Panem a mną, Yassą itd, itp.

To zresztą interesujące (właśnie mi przyszło do głowy): nie jestem pewien, na ile dotyczy to bytów wirtualnych, a na ile wszystkich.

Może być, że i ja, ten prawdziwy, istnieję tylko między mną a żoną, mną a dzieckiem, mną a Bogiem…

Pozdrawiam przedświątecznie


Subskrybuj zawartość