Święta

Tagi:

 

Już nie mogę patrzeć na te wszystkie świąteczne życzenia zdrowia, szczęścia, pomyślności, spokoju, radości, pomyślności i radości. Sam złożyłem ich krocie, więc nie mogę patrzeć też na siebie. Kabotyństwo staje się nie do zniesienia, kiedy nie wiemy kiedy odpuścić, jeśli tracimy miarę. Najedliśmy się, napiliśmy, pogadaliśmy miluśkie pierdoły o tym, jak nam sympatycznie, i jak jeszcze bardziej będziemy się kochać w przyszłym roku; powtórzyliśmy scenę kilkanaście razy, fajnie, ale powoli niedobrze się robi. Nasilenie pretensjonalności, wspomnianego kabotyństwa i cepeliady mogłoby obalić konia. Przed pierwszym dniem — w porządku, pierwszego dnia — znośnie, choć z trudem, ale dalej już nie da rady, trzeba sobie powiedzieć — ludzie, obkupiliście się w Tesco na kredyt i od obżarstwa rozum wam odjęło.

Najbardziej wzruszające są życzenia od wojujących ateuszy i codziennych pogromców katoli, którzy nagle zapragnęli życzyć mi „Wesołych Świat Bożego Narodzenia”, „radosnych i pogodnych”, „szczęśliwych” i innych cudów. W porządku, nie wiem co człowiekowi w głowie siedzi i dlaczego z dnia na dzień zaczyna wierzyć w Boga, chodzić na pasterkę, bierze kościelny ślub albo dopytuje o duszę i zbawienie. Pojęcia nie mam, choć w kilku przypadkach wyjaśnienie tego zjawiska byłoby nawet ciekawe. Przyjmuję, że tak po prostu się staje. Wiara jest łaską i nie sposób przewidzieć, kiedy trafi nas „na poważnie”. Siła kabotyństwa musi być jednak wielka, skoro z okazji Świąt ludzie składają sobie życzenia jak popadnie. Nie tylko szanują cudze przekonania religijne, wykazują się empatią, ale aktywnie włączają się do ruchu życzeniodawców. Szoking! Apeluję o odrobinę konsekwencji. Co to jest kórwa (pardą) za ateista, który chodzi do kościoła i słucha kazań, co to jest za ateista, który uczestniczy ze mną w radości z nadejścia Pana. Tak po prostu nie można! Niech już będzie porządek i konsekwencja, „albo rybka albo pipka”, jak mawiał Nikodem Dyzma, patron większości blogerów. Bardzo proszę, żeby nie robić sobie z gęby cholewy i nie zmieniać się tylko dlatego, że chrześcijanie uważają, że ich Bóg się rodzi. To jest zupełnie niepotrzebne. Może byłoby lepiej posiedzieć cicho. Przykładowo, ja sam siedziałem cicho…

Od razu więc uprzedzam moich ulubionych kabotynów kwitnących: nie sądzę braci moich, nie wypominam im grzechu, belki w oku nie wymawiam! Dziwię się tylko, bo zaprawdę mamy dziwy!

Źle znoszę świąteczne rytuały; wpadam w regularne przygnębienie od nagle ujawnionej dobroci, troski i pretensjonalnego słowotoku. Same Święta są w porządku, zostały dobrze pomyślane, chrześcijanie mają powody do radości. Ale oprawa, którą sobie zafundowaliśmy i związana z nią maniera komunikacyjna (przeniesiona też do blogosfery) jest… Powiem tak: mam do niej stosunek krytyczny.

A już jutro, moi drodzy chrześcijanie, dowiemy się, co będziecie pisali np. o in vitro i takich tam, nieświątecznych sprawach. Zadałem sobie trud, żeby wam dolać ze źródła, jak to jest z tą powinnością polityków w przypadku prac nad ustawami, które dotyczą spraw osadzonych w nauce Kościoła. W Evangelium vitae stoi napisane tak (uwaga długie):

W każdym razie, we współczesnej kulturze demokratycznej szeroko rozpowszechnił się pogląd, wedle którego porządek prawny społeczeństwa powinien ograniczać się do utrwalania i przyswajania sobie przekonań większości i w konsekwencji winien być zbudowany wyłącznie na tym, co większość obywateli stosuje i uznaje za moralne. Jeśli następnie uważa się wręcz, iż prawda wspólna i obiektywna jest w rzeczywistości niedostępna, to szacunek dla wolności obywateli — którzy w systemie demokratycznym uchodzą za prawdziwych suwerenów — nakazywałby w zakresie prawnym uznanie autonomii sumienia jednostki, to znaczy, że ustanawiając te normy, które w każdym przypadku są niezbędne dla współżycia społecznego, należałoby kierować się wyłącznie wolą większości, jakakolwiek by ona była. W ten sposób każdy polityk w swojej działalności powinien by wyraźnie oddzielać sferę osobistego sumienia od sfery aktywności publicznej.

W konsekwencji można zaobserwować dwie tendencje, na pozór diametralnie sprzeczne. Z jednej strony pojedyncze osoby roszczą sobie prawo do całkowitej autonomii moralnego wyboru i żądają od państwa, aby nie opowiadało się po stronie żadnej określonej koncepcji etycznej i nie narzucało jej innym, ale by ograniczyło się do zapewnienia każdemu możliwie jak największej przestrzeni wolności, której jedynym ograniczeniem zewnętrznym jest zasada nienaruszania przestrzeni autonomii, do jakiej ma prawo każdy inny obywatel. Z drugiej strony uważa się, że szacunek dla wolności wyboru innych wymaga, aby w sprawowaniu funkcji publicznych i zawodowych nikt nie kierował się własnymi przekonaniami, ale każdy starał się spełniać wszelkie żądania obywateli, uznawane i gwarantowane przez ustawy prawne, przyjmując jako jedyne kryterium moralne w wypełnianiu swoich funkcji to, co zostało określone w tychże ustawach. W ten sposób odpowiedzialność osoby zostaje powierzona prawu cywilnemu, co oznacza rezygnację z własnego sumienia przynajmniej w sferze działalności publicznej.

Wspólnym korzeniem wszystkich tych tendencji jest relatywizm etyczny, cechujący znaczną część współczesnej kultury. Można się spotkać z poglądem, że relatywizm ten jest warunkiem demokracji, jako że tylko on miałby gwarantować tolerancję, wzajemny szacunek między ludźmi i uznanie decyzji większości, podczas gdy normy moralne uważane za obiektywne i wiążące prowadziłyby rzekomo do autorytaryzmu i nietolerancji.

Ale właśnie problematyka szacunku dla życia pozwala dostrzec, jakie dwuznaczności i sprzeczności — a w ślad za nimi przerażające konsekwencje praktyczne — kryją się za tym poglądem.

To prawda, że historia zna przypadki zbrodni dokonywanych w imię „prawdy”. Ale do czynów równie zbrodniczych i do radykalnego pogwałcenia wolności dochodziło też i nadal dochodzi pod wpływem „relatywizmu etycznego”. Gdy większość parlamentarna lub społeczna uchwala, że zabicie jeszcze nie narodzonego życia ludzkiego jest prawnie dopuszczalne, choćby nawet pod pewnymi warunkami, to czyż nie podejmuje tym samym decyzji „tyrańskiej” wobec najsłabszej i najbardziej bezbronnej ludzkiej istoty? Sumienie powszechne słusznie wzdryga się w obliczu zbrodni przeciw ludzkości, które stały się tak smutnym doświadczeniem naszego stulecia. Czyż te zbrodnie przestałyby być zbrodniami, gdyby nie popełnili ich pozbawieni skrupułów dyktatorzy, ale gdyby nadała im prawomocność zgoda większości?

W rzeczywistości demokracji nie można przeceniać, czyniąc z niej namiastkę moralności lub „cudowny środek” na niemoralność. Jest ona zasadniczo „porządkiem” i jako taka środkiem do celu, a nie celem. Charakter „moralny” demokracji nie ujawnia się samoczynnie, ale zależy od jej zgodności z prawem moralnym, któremu musi być podporządkowana podobnie jak każda inna działalność ludzka: zależy zatem od moralności celów, do których zmierza, i środków, jakimi się posługuje jeśli wartość demokracji jest dziś prawie powszechnie uznawana, to należy w tym widzieć pozytywny „znak czasów”, co również stwierdził wielokrotnie Urząd Nauczycielski Kościoła. Ale wartość demokracji rodzi się albo zanika wraz z wartościami, które ona wyraża i popiera: do wartości podstawowych i koniecznych należy z pewnością godność każdej ludzkiej osoby, poszanowanie jej nienaruszalnych i niezbywalnych praw, a także uznanie „dobra wspólnego” za cel i kryterium rządzące życiem politycznym.

Podstawą tych wartości nie mogą być tymczasowe i zmienne „większości” opinii publicznej, ale wyłącznie uznanie obiektywnego prawa moralnego, które jako „prawo naturalne”, wpisane w serce człowieka, jest normatywnym punktem odniesienia także dla prawa cywilnego. Gdyby na skutek tragicznego zagłuszenia sumienia zbiorowego sceptycyzm podał w wątpliwość nawet fundamentalne zasady prawa moralnego, zachwiałoby to samymi podstawami ładu demokratycznego, tak że stałby się on jedynie mechanizmem empirycznej regulacji różnych i przeciwstawnych dążeń.

Mógłby ktoś pomyśleć, że również taka funkcja demokracji, z braku czegoś lepszego, ma swoją wartość, jako że służy pokojowi społecznemu. Nawet uznając pewien element prawdy w takiej ocenie, trudno nie zauważyć, iż bez zakorzenienia w obiektywnej moralności nawet demokracja nie może zapewnić trwałego pokoju, tym bardziej, że pokój, jeśli jego miarą nie są wartości takie jak godność każdego człowieka i solidarność wszystkich ludzi, nierzadko okazuje się pozorny. W systemach władzy opartych na zasadzie uczestnictwa regulowanie interesów odbywa się często na korzyść silniejszych, gdy potrafią oni skuteczniej sterować nie tylko mechanizmami władzy, ale także procesem kształtowania się zgodnej opinii. W takiej sytuacji demokracja łatwo staje się pustym słowem.

[…]

Przerywanie ciąży i eutanazja są zatem zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia. Od samych początków Kościoła przepowiadanie apostolskie pouczało chrześcijan o obowiązku posłuszeństwa władzom publicznym prawomocnie ustanowionym (por. Rz 13, 1-7; 1 P 2, 13-14), ale zarazem przestrzegało stanowczo, że „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). Już w Starym Testamencie znajdujemy wymowny przykład oporu wobec niesprawiedliwego rozporządzenia władz — i to właśnie takiego, które było wymierzone przeciw życiu. Żydowskie położne sprzeciwiły się faraonowi, który nakazał zabijać wszystkie nowo narodzone dzieci płci męskiej: „nie wykonały rozkazu króla egipskiego, pozostawiając przy życiu [nowo narodzonych] chłopców” (Wj 1, 17). Trzeba jednak zwrócić uwagę na głęboki motyw takiej postawy: „położne bały się Boga” (tamże). Właśnie z posłuszeństwa Bogu — któremu należy się bojaźń, wyrażająca uznanie Jego absolutnej i najwyższej władzy — człowiek czerpie moc i odwagę, aby przeciwstawiać się niesprawiedliwym ludzkim prawom. Jest to moc i odwaga tego, kto gotów jest nawet iść do więzienia lub zginąć od miecza, gdyż jest przekonany, że „tu się okazuje wytrwałość i wiara świętych” (Ap 13, 10).

Tak więc w przypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować „ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu”.

Szczególny problem sumienia mógłby powstać w przypadku, w którym głosowanie w parlamencie miałoby zdecydować o wprowadzeniu prawa bardziej restryktywnego, to znaczy zmierzającego do ograniczenia liczby legalnych aborcji, a stanowiącego alternatywę dla prawa bardziej permisywnego, już obowiązującego lub poddanego głosowaniu. Takie przypadki nie są rzadkie. Można bowiem zauważyć, że podczas gdy w niektórych częściach świata nadal prowadzi się kampanie na rzecz wprowadzenia ustaw dopuszczających przerywanie ciąży, popierane nierzadko przez potężne organizacje międzynarodowe, w innych natomiast krajach — zwłaszcza tych, które doświadczyły już gorzkich konsekwencji takiego permisywnego ustawodawstwa — pojawia się coraz więcej oznak ponownego przemyślenia sprawy. W omawianej tu sytuacji, jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów.

Wprowadzenie niesprawiedliwych ustaw prawnych stawia często ludzi moralnie prawych przed trudnymi problemami sumienia dotyczącymi kwestii współpracy, a wynikającymi z obowiązku obrony własnego prawa do odmowy uczestnictwa w działaniach moralnie złych. Decyzje, które trzeba wówczas podjąć, są nieraz bolesne i mogą wymagać rezygnacji z osiągniętej pozycji zawodowej albo wyrzeczenia się słusznych oczekiwań związanych z przyszłą karierą. W innych przypadkach może się zdarzyć, że wykonywanie pewnych działań, ze swej natury obojętnych albo wręcz pozytywnych, przewidzianych przez ustawy prawne globalnie niesprawiedliwe, pozwala na ratowanie zagrożonego życia ludzkiego. Z drugiej jednak strony można się słusznie obawiać, że gotowość do wykonywania tych działań nie tylko wywoła zgorszenie i przyczyni się do osłabienia niezbędnego sprzeciwu wobec zamachów na życie, ale doprowadzi niepostrzeżenie do coraz powszechniejszego ulegania permisywnej logice.

Aby wyjaśnić tę trudną kwestię moralną, należy przypomnieć ogólne zasady dotyczące współudziału w złych czynach. Stanowczy nakaz sumienia zabrania chrześcijanom, podobnie jak wszystkim ludziom dobrej woli, formalnego współudziału w praktykach, które zostały co prawda dopuszczone przez prawodawstwo państwowe, ale są sprzeczne z Prawem Bożym. Z moralnego punktu widzenia nigdy nie wolno formalnie współdziałać w czynieniu zła. Takie współdziałanie ma miejsce wówczas, gdy dokonany czyn — już to z samej swej natury, już to ze względu na określony kontekst kształtujących go okoliczności — ma charakter bezpośredniego uczestnictwa w działaniu przeciwko niewinnemu życiu ludzkiemu albo też wyraża poparcie dla niemoralnej intencji głównego sprawcy. Takiego współdziałania nie można nigdy usprawiedliwić ani powołując się na zasadę poszanowania wolności drugiego człowieka, ani też wykorzystując fakt, że prawo cywilne je przewiduje i nakazuje: za czyny dokonywane osobiście przez każdego istnieje bowiem odpowiedzialność moralna, od której nikt nie może się uchylić i z której będzie sądzony przez samego Boga (por. Rz 2, 6; 14, 12).

Odmowa współudziału w niesprawiedliwości to nie tylko obowiązek moralny, ale także podstawowe ludzkie prawo. Gdyby tak nie było, człowiek byłby zmuszony popełniać czyny z natury swojej uwłaczające jego godności i w ten sposób jego wolność, której autentyczny sens i cel polega na dążeniu do prawdy i dobra, zostałaby radykalnie naruszona. Chodzi tu zatem o prawo podstawowe, które właśnie z tego względu powinno być przewidziane w ustawodawstwie państwowym i przez nie chronione. Oznacza to, że lekarze, personel medyczny i pielęgniarski oraz osoby kierujące instytucjami służby zdrowia, klinik i ośrodków leczniczych powinny mieć zapewnioną możliwość odmowy uczestnictwa w planowaniu, przygotowywaniu i dokonywaniu czynów wymierzonych przeciw życiu. Kto powołuje się na sprzeciw sumienia, nie może być narażony nie tylko na sankcje karne, ale także na żadne inne ujemne konsekwencje prawne, dyscyplinarne, materialne czy zawodowe.

Zatem, czekam na teksty fanów Świąt Bożego Narodzenia, jak to Kościół powinien iść z duchem czasu, reagować na zmiany zachodzące w społeczeństwach cywilizowanego Zachodu, tłumaczyć świat relacyjnie i tak dalej, w ten, prawda, deseń.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Referencie

Praktyczni Amerykanie wymyślili

“Season’s Greetings”
oraz
“Happy Holidays”

“Merry Christmas” jest już rzadkością i przeżytkiem.

Tak byś wolał?


-->Merlot

Sprecyzuj, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Dlaczego mam woleć jak Amerykanie?


Precyzuję.

Season’s greetings zastąpiło u nich Merry Christmas.

Ty martwisz się, że

Najbardziej wzruszające są życzenia od wojujących ateuszy i codziennych pogromców katoli, którzy nagle zapragnęli życzyć mi „Wesołych Świat Bożego Narodzenia”, „radosnych i pogodnych”, „szczęśliwych” i innych cudów. W porządku, nie wiem co człowiekowi w głowie siedzi i dlaczego z dnia na dzień zaczyna wierzyć w Boga, chodzić na pasterkę, bierze kościelny ślub albo dopytuje o duszę i zbawienie.

Moje pytanie było proste. Czy uważasz, że lepiej jest obchodzić święta niż Święta? A jeżeli Święta, to tylko posiadaczom odpowiedniej, surowo zweryfikowanej legitymacji?
Można i tak, ale wydaje mi się, że wtedy coś ważnego tracimy.


O rany,

jak to zwykle u Referenta, ważne, prawda, są problemy poruszane.

A ja chętnie pożyczę ateistom fajnych ferii, agnostykom dobrego żarcia i miłego czasu na refleksję, rodzimowiercom Przesilenia Zimowego (czy co tam jest, ich zdaniem), z życzeniami dla dziadów prawosławnych wstrzymam się dwa tygodnie, a Gretchen wyślę ogólnoświąteczne pururu.

No i co?

pozdrawiam ekumenicznie


Pino

Nobody’s perfect. Poza Tobą;-)


Merlocie,

jasne :D weź się łaskawie nie wygłupiaj ;)

pozdrawiam znad drogiego bikavera oraz paczki Vogue‘ów (a miałam nie palić całe Święta, naturalnie… lekarz kazał przytakiwać)


-->Merlot

Co ja tracę, że ktoś – zgodnie z prawdą – obchodzi święta, a nie Święta? Szczerze mówiąc, nie wiem, co tracę? Skąd też przekonanie, że ja chcę weryfikować przez “legitymację”? Czy to wynika z mojego tekstu? Co najwyżej wspomniałem o przypadkach konkretnych, znanych mi osób, które jednego dnia piszą, że “biskup leje w gardziel” (autentyk), a 24 XII urbi et orbi życzą “Spokojnych Świąt”. Od nich wolałbym tradycyjne pytania, tj.: “którego u was w tym roku Wigilia” albo “podzielimy się jajeczkiem, nie róbmy z tego zagadnienia”.

Panie Merlocie, czyta Pan ze zdecydowanie negatywnym nastawieniem do tekstu :-), albo jest tu jakieś nieporozumienie.

A odpowidź na najbardziej ogólnie postawione pytanie brzmi: wolę gorzką prawdę, niż hipokrytów.

Pozdrawiam,
referent


Referencie,

no ja na przykład naszego kleru, z wyjątkami licznymi, też nie znoszę...

pozdrawiam, znikając we mgle


-->Pino

Przykro mi, ale ta dyskusja, jeśli będzie, nie jest chyba dla Pani. Ja również chętnie “pożyczę fajnych ferii ateistom, agnostykom dobrego żarcia i miłego czasu na refleksję”. Bo ferie i żarcie mają się do Bożego Narodzenia tak, jak Pani wiersze do poezji, a Stachura do wieszcza. Sama mnie Pani prowokuje, przepraszam bardzo. Nie wiem, po co Pani to robi. Mnie jest z tym niezręcznie, proszę mi wierzyć, a Pani się uparła…


Ależ ma Pan całkowitą rację,

ja jestem tylko skromnym grafomanem. Lubię Stachurę, Chandlera i takich tam różnych.

A ferie i żarcie mają się do Bożego Narodzenia wprost. Są jego nieodłączną, integralną częścią.

Michaiła Bachtina Pan czytał?

pozdrawiam prowokacyjnie


-->Pino

Dlaczego przychodzi Pani rozmawiać z “idiotą” (cyt. za Panią)?


Referencie,

Nie ma mowy o negatywnym nastawieniu (a nawet wręcz przeciwnie).
Nieporozumienie – jak najbardziej, to nam się w rozmowach zawsze, póki co, udaje;-)

Kontestowanie gardzieli biskupa nie jest równoznaczne z zakazem życzenia nawet Wesołych, a co dopiero Spokojnych Świąt.

Z pewnym niepokojem stwierdziłem, że czasem wolę szczyptę hipokryzji od gorzkiej prawdy. Czasem.


Merlocie, Referencie

No i ja, szczerze mówiąc, miewam wątpliwości.

Mam wrażenie — używając kiczowatej alegorii — że łodzie chrześcijaństwa i szeroko pojętej kultury nam się rozpływają w różne strony. I lada moment trzeba będzie wybrać jeden albo drugi pokład — albo wpaść do wody.

Mam spory problem, by moim dzieciom po chrześcijańsku wprowadzić figurę świętego Mikołaja. Bo cóż po powtarzaniu, że biskup, święty (turecki poniekąd), mieszka w niebie, skoro zewsząd szturmują tłumy przerośniętych krasnali, pokrzykujących HO-HO-HO z zaprzęgu reniferów importowanych z Laponii.

Nie mówiąc już o trudności pogodzenia świąt Bożego Narodzenia ze świętami prezentów, żarcia i telewizora:

Andrzej_Krauze_Rzeczpospolita


Panie Referencie,

pije Pan do lodu, tekstu konfrontacyjnego?

Prosta rzecz. Potraktował mnie Pan wówczas, zusammen z Nicponiem, kompletnie bez szacunku.

A ja jestem tolerancyjna, ale selektywnie, tak jak każdy prawak.

Tamtą kwestię uważam za załatwioną, dostaliście wtedy po razie i jak dla mnie – chwatit. Nie chowam uraz (w odróżnieniu od Pana, jak widzę), jestem cholerykiem, wolę załatwiać takie sprawy szybko i skutecznie.

Nicpoń jest podobnego co ja usposobienia, może dlatego przyjął moją reprymendę z większą klasą?

niezmiennie Pana pozdrawiam


-->Merlot

“Kontestowanie gardzieli biskupa nie jest równoznaczne z zakazem życzenia nawet Wesołych, a co dopiero Spokojnych Świąt.”
****

Ależ oczywiście, że nie jest równoznaczne z zakazem. Ani nakazem, ani jakąkolwiek zależnością. A już najmniej logiczną. Ja piszę o moim osobistym odczuciu, kiedy spotykam taki egzemplarz. Nie wiem, po co on mi życzy, nie wycofując się nawet na krok z tego wszystkiego, co wcześniej powiedział. Jaki to ma sens? Poza ekumenią w pustką jako krajobrazem. Ale nawet jeśli mi życzy, to fajnie, ja mu odżyczę, bo jak napisałem “nie wiadomo, co ludziom w głowach siedzi”. Raz mu odżyczę, drugi raz, trzeciego dnia wzięła mnie kórwica (pardą). Dziś mnie wzięła. Wieczorem moze już puści, ale pobiegałem sobie po blogach i niestety – wzięła mnie :-)


-->Pino

Ja w ogóle nie przyjąłem reprymendy (w głowie się Pani przewraca); w ogóle – prawdopodobnie – nie mam klasy w Pani rozumieniu. Widocznie nie jestem też podobnego co Nicpoń usposobienia. Ale ma Pani rację, zostawmy to.

Pozdrawiam,
referent


Referencie

I jeszcze całkowicie chyba Salon zepsuli, a już taką mam ochotę, żeby komuś nawtykać od debili!
Przecież tu się nie będę darł!
Wczoraj tak świętowałem, że nie mam pojęcia jakim cudem – nie że napisałem – ale że udało mi się wkleić notkę i jeszcze jakoś komentować bez rażących ortografów czy literówek. Cud prawdziwy, ale za to dzisiaj jestem tak grzeczny, że aż mdlący. Nawet na papierosy nie mogę patrzeć. Nawet na kawę!
Normalny aniołek! Ech!


-->Pino

Jeszcze jedno. Kiedy ktoś “żartuje”, Pani nazywa to brakiem szacunku. Kiedy Pani “żartuje”, to jedyny wyjściem jest konieczność poczucia humoru u Pani rozmówcy. Nie widzi Pani tego?


-->JJ

Jedynym sposobem jest dzień wcześniej nie pić :) Prawie wszystko wróci do normy. Czytałem twój tekst. Miałeś sporo komentarzy; ludność burzyła się, że nie doceniłeś roli polskiego Kościoła w walce z caratem; gloryfikujesz zadymiarstwo PPS-u, który [ten PPS] rabował ludność cywilną w Mandżurii; że generalnie (wybacz) jesteś degeneratem i nicdobrego. Jeden z komentarzy był mój.

Pozdr.,
referent


panie Referencie

Prawo naturalne swoje, wykładnie Kociołów swoje a w życiu codziennym i tak wszystko będzie szło swoim własnym trybem…

A kościół na zdjęciu rzeczywiście ładny.
Jak datki dobrowolne, to oby więcej takich cudeniek budowano…

pozdrawiam i zdrowia życzę


Referencie

To, że jestem degeneratem ponoć dodaje mi uroku. Tyle tylko, że za bardzo mnie pilnują.
No i afgańskie fajki paliłem. Ciężka sprawa – chyba pójdę do piekła niedługo!


-->Odys

Pozdrawiam, na przekór wcześniejszemu – Wszystkiego dobrego!!! :-))))))


Referencie,

uważam, że jesteś drażliwy. I to nie tylko wobec Pino. Bez sensu, bo spotkałeś się tu z rzadko jednomyślną sympatią i kredytem zaufania. Już nie mówiąc o skutecznym wprowadzeniu do naszego słownictwa dwóch kultowych odzywek;-)

A wracając do regat, o których pisze Odys, to zabawne jest, że z różnych pozycji, wszyscy chcemy bronić tego samego. Odys jest pesymistą, ja uważam, że warto o tym gadać. A Ty wywołałeś gadułę.

I to jest dobrze (mówię bez hipokryzji)...


-->JJ

Tylko faceci pisali, że jesteś uroczy. “Nasz uroczy degenerat” – dokładnie takie były komentarze.


Panie Referencie,

referent

Jeszcze jedno. Kiedy ktoś “żartuje”, Pani nazywa to brakiem szacunku. Kiedy Pani “żartuje”, to jedyny wyjściem jest konieczność poczucia humoru u Pani rozmówcy. Nie widzi Pani tego?

Pewnie Pana dobiję ostatecznie, ale widzę. Tyle, że jakoś nie mam z tym problemu. :)

Niektóre Pana żarty są dla mnie wyrazem braku szacunku, moje wątpliwej jakości facecje są w Referacie odczytywane z kolei jako dowód na to, że mam przewrócone w głowie, albo, mówiąc prościej, że jestem zwyczajnie głupia. No i co z tego?

Zesłało Pana Coś na tekstowisko, by siał Pan ferment i grozę. W takiej, a nie innej, ustawił się Pan konwencji.

A teraz Pan płacze, że nie ma monopolu zapewnionego i dominujacej pozycji na rynku.

Doprawdy, Panie Referencie…


To Barres

Jemu wolno, on sam jest mocno zdegenerowany – kiedyś to tak się z nim wyzywałem, że aż przyjemnie powspominać.
Najbardziej lubię mój trzyosobowy fan club. z tym, że chyba jeden łeb jest aktualnie odcięty i się moczy w słoiku.


Merlocie

Warto gadać, powiadasz…

No to zapowiedź redakcyjna: Kościół, prawica, dialog...
Chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu, za sprawą panów Referenta i Yayco, a także ich starcia, między innymi.

Nawet myślałem, że dziś (ułożyło mi się nawet nawiązanie do losów niejakiego Szczepana), ale jak zwykle po wejściu na TXT wsiąkłem w zaległe dyskusje…
A tu jeszcze idziemy do przyjaciół na wspólne kolędowanie.

Więc pozostawiam wszystkich wielbicieli mego ciężkiego pióra (klaiwatury), z przedsmakiem tekstu, kóry być może nastąpi…

Wszystkiego dobrego, co wynika z narodzin Słowa wcielonego, wszystkim.


-->JJ

Jakby nie było, musisz coś z tym zrobić. Był też jakiś bloger, który sprawdzał twój aryjski profil. Coś mu się nie zgadzał. Nos albo klipsy :-) Koniecznie musisz to dokładnie przeczytać.


-->Merlot

Jestem na obrzeżu Polski i mam słaby internet. Państwo miłości jeszcze tu nie dotarło. Boisko zresztą też nie. Wspominam o tym dlatego, że zgubiłem przed chwilą komentarz do ciebie. Coś się zawiesiło. Napiszę jeszcze raz, tylko lepiej.

Oczywiście, że jestem drażliwy! I co, nie zaakceptujesz mnie takiego? To ja muszę teraz dostosowywać swoją drażliwość, bo tak wypada z obliczeń. Czasem to robię, ale starannie dobieram okoliczności i granice kompromisu. Tu ich nie było; nie miałem ochoty; nie było warto, bo słowną dezynwolturą nie rządziły żadne przewidywalne reguły. No, może z wyjątkiem skoków ciśnienia.

Z czego wynika, że blogerowi należy się komentarz na moim blogu jak psu zupa? Dlaczego ja mam z każdym rozmawiać? Co to w ogóle jest? Czy ja muszę z Panią Pino? Bez żartów. Kiedy Pani Pino nie chce, to ja tym bardziej nie chcę.

O co ci chodziło z Odysem? Przecież rozmawiamy. Tu też coś nie tak zrobiłem?

:-)


Ja bym się

ręcyma i nogyma podpisała pod tym, co panie Referencie napisałeś. Bym. A nie podpisuję, bo gdybym miała takiego kogoś, komu bym chciała z całego serca wesołych świąt życzyć, to bym życzyła mimo, że łaską wiary obdarzona nie zostałam. I choinkę bym miała, i żarcie i prezenty. No ale może bez opłatka i pasterki. Święta to święta, są częścią naszej kultury. Wszyscy obchodzą święta, czy wierzą czy nie. Hipokryzja zaczyna się, kiedy spędzamy je wbrew sobie z ludźmi, których tak naprawdę nie lubimy, ale którzy tak się złożyło, są naszą rodziną i tak “należy”. No nie wiem, czy to czyni mnie hipokrytką?

Pozdrawiam, a jakże!


Referencie

To wyjątkowy dureń. Skądś się dowiedział, że jestem Szwab ale znowu od kogoś, że Żyd. Chodzi teraz z linijka i sprawdza. Na dodatek ośmiesza UAM podając się za studenta. Że też tutaj jeszcze nie trafił!


Referencie,

rozumiem, że na obrzeżach jesteś chwilowo?

Zaakceptowałem Cię takiego (drażliwego) oczywiście, ale uważam, że nie nie warto drażliwością przesłaniać bardziej atrakcyjnych cech osobowości.

A co do Odysa, to weź się palnij pls.
Ucieszyłem się, że włączył się w rozmowę, którą zainicjowałeś.

Złóż ode mnie życzenia Pani Referentowej. I od pani merlotowej też...


-->Anu

Ja też nie wiem, czy jest Pani hipokrytką. I wcale nie chodzi mi o to, żeby to sprawdzać. Innymi słowy: nic mi do tego. Ale fajnie, bo jest Pani konkretnym dowodem, że nie da się do tekstu podejść (jest b. trudno) bez skrzywienia osobistym doświadczeniem (uczeni mają na to dobre słowo, ale mniejsza). Nawet jeśli z litery wynika nieco inne przesłanie. Kiedyś pisałem, że Terlikowski i Isakowicz są wyrzutami sumienia, i były protesty, a to jest ten sam mechanizm.

Deklaruję i określam się: róbcie co chcecie i składajcie życzenia komu i ile chcecie, nic mi do tego. Rezerwuję sobie tylko prawo do mówienia o tym, co uważam, kiedy to widzę.

Pozdrawiam,
referent


Jakie to słowo?

Ja nie znam. Może pan podpowie, to się nauczę czegoś nowego :)


Pino,musi Pani docenić, bo

Pino,

musi Pani docenić, bo podobnie jak w przypadku Merlota, zjadło mi komentarz. Był znakomity, nie sądzę, żebym mógł go odtworzyć równie dobrze. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Ma Pani czego żałować.

Zatem, w punktach:

1) Jeszcze będzie cudownie, jeszcze będzie normalnie.

2) Nie uważam, że jest Pani głupia. Również (a może nawet przede wszystkim) dlatego, bo nie byłoby dobre, gdybym rozmawiał z głupimi. Muszę dbać o swoją reputację.

3) Proszę mi nie przeszkadzać w uzyskaniu “dominujacej pozycji na rynku” i jakoś się między nami ułoży. Ja zyskuję przy bliższym poznaniu, o ile się wcześniej nie zdrażliwię.

4) Mam ochotę napić się wina, ale najbliższa butelka jest 200 km stąd. Ta, o której wiem. Czeka na mnie. Samotna. Niech Pani weźmie na to poprawkę.

Pozdrawiam, ile ja się muszę z Panią naużerać, żeby najprostszą rzecz wyjaśnić, i jeszcze Pani sitwa (Merlot) obsabacza mnie, że Pani niby taka dobra i piękna. Bez żartów.

:-)

referent


-->Anu

Wypadło mi z głowy.


-->Merlot

:)))) Dziękuję za życznia. Nie wkurzaj mnie :-) Pozdrów Panią Merlotową; wszystkiego dobrego! Denerwują mnie te Święta :))))

Wracam do Warszawy wkrótce. Odwiedzamy rodziny. Mam strasznie słaby internet. Przepraszam, ale nie wiem ile mi jeszcze starczy do niego drażliwości.

Pozdrawiam,
referent


Panie Referencie,

ależ Pan tu świątecznie wierzga, nieomal jak jakiś takitam wodą święconą polewany :-)

Ukłony dla Pani Referentowej. Ona to pewnie żywcem do Nieba pójdzie ;-)


-->Sergiusz

Bez przesady. Uważam, że dobrze się prezentuję.

Nie jest Pan pierwszą osobą, która używa tej frazy (“żywcem do nieba pójdzie”); tak się dziwnie składa, że jest ona również czasami przywoływana przez samą zainteresowaną i wówczas muszę wycofywać się z różnych rzeczy, mimo że absolutnie mam rację i mucha nie siada na mojej koncepcji; logika bez zarzutu. Krótko mówiąc, może ja was umówię i sobie ponarzekajcie na referenta?

Nawet Pan nie przypuszcza, ile ja mogę mieć racji.

Pozdrawiam :-),
referent


-->Goście i inni dobrzy ludzie

No i fajnie. Pogadaliśmy sobie, pośmialiśmy się, to i możemy z czystym sumieniem rozejść się do domów. Za chwilę zaczyna się film o młodym Skywalkerze i mistrzu Yodzie, więc trzeba oglądać. Zawsze mam nadzieję, że te jarzeniówki im się stłuką i młody rzuci się na Wadera z kluczem francuskim, a potem udusi go jego własnym czarnym jak skrzydło kruka płaszczem. Czad! Zobaczymy co będzie tym razem…


Dobrze, że w telewizorze masz zasięg.

Bo u mnie tylko sianko (bez aluzji) widać.
Tym razem Lord Wader przejrzy na oczy i okaże się dobrocią wcieloną. A Yodę zdegradują do byłych Autorytetów.


W odpowiedzi na podanie, ad punkt trzeci:

- No tak – westchnęła Niania Ogg. – Pewnie musiałabym wstać bardzo wcześnie, żeby zdołać ci spłatać jakąś sztuczkę.

- Lepiej w ogóle się nie kładź – doradziła Babcia.

pozdrawiam, powoli szykując się do snu


-->Pino

Pino,

najwidoczniej nie można Pani zabić; nie wiem, czy to dobrze, ale przyjmuję, że tak po prostu jest. Mierzi mnie wynikająca ponoć z mądrości życiowej i ponoć z doświadczenia zasada – nie należy kopać się z koniem, ale tym razem proponuję jednak rozejm. Jak prawak z prawakiem blogerem, chrześcijanin z obchodzącym Święta Bożego Narodzenia, kabotyn z herosem, klopsy z pieczenią itd. Proszę przyjąć ode mnie przeprosiny za wszystko, co zostało powiedziane (przeze mnie) i git. A jak Pani nie przyjmie, to i tak będę Panią lubił; niestety nie ma Pani na to wpływu.

Czołem, “pozdrawiam pijąco kawąco”,
referent


Panie Referencie,

o ile pamiętam, to Pan się i tak pierwszy zdeklarował się z wyrazami uczuć pozytywnych, zdaje się wtedy, gdy pewna nasza dyskusja z tematyki IPN tudzież miodów wielokwiatowych zdryfowała na Bułhakowa i piżamy.

Ja się tak szybko z ludźmi nie zaprzyjaźniam, Pan wybaczy (Stopczyk był wyjątkiem), ale fakt, że nawiedzam uporczywie ten Referat, ma swoje znaczenie. Nie do końca tożsame temu, co Pan wymienił w podania punkcie drugim, ale uroczyście zapewniam, że nie uważam Pana za głupiego, a wręcz przeciwnie.

Nie ma to jak uzyskać certyfikat od kompetentnej osoby, czyż nie? :D

pozdrawiam chwilowo jeszcze nie pijąco

P.S. A przeprosiny przyjmuję, naturalnie! Zresztą naprawdę, nie powiedział Pan nic znowu tak strasznego :)


-->Pino

OK i fakt – nic strasznego. Pozdrawiająco miłująco, referent


-->Pino

Cały czas myślę o “miodach wielokwiatowych” i nie mogę sobie przypomnieć, kiedy o nich rozmawialiśmy. Czy aby nie pomyliła mnie Pani z kimś. Pomylić mnie z kimś, to poważna sprawa; zasadniczo takich rzeczy się nie robi.

Żartuję, nie będę wstawiał emotikonów, ale czasami u siebie na blogu żartuję.

Bułhakow możliwy, IPN też. Chociaż nikt mi nie powie, że teksty Maleszki są gorsze od Bułhakowa. Bułhakow jest zdecydowanie przereklamowany. Skłaniam się ku tekstom z IPN-u.

Pani Pino, zainteresowało mnie zagadnienie Pana Docenta Stopczyka. Jak to jest możliwe?; jak to się stało, że wy tak od razu. Zwierzęcy magnetyzm? Ma chłopiec jakieś ukryte zalety? “Turnus mija, ja niczyja”? Pozdrawiająco Panią pytająco.


Nie znoszę Maleszki.

Jest jeszcze bardziej odtwórczy niż ja. Nie wspominając już o tym, że jest gnidą.

IPN zostawiam w spokoju, niech robią swoją głupotę, pardon, robotę. No tak, nikt mi w to nie uwierzy, ale naprawdę odruchowo wklepując doleciałam do “głup”, zanim się zorientowałam, że pomyliłam rzeczowniki. Co za los.

Bułhakow jest przereklamowany, zgadzam się, podobnie jak Marquez czy Cortazar. Co nie znaczy, że są jacyś beznadziejni, czy nie mogą się podobać. Osobiście oprócz pozycji sztandarowej czytałam jeszcze z przyjemnością “Psie serce” i “Życie pana Moliera”. Białej armii ani fatalnych jaj strawić nie mogłam.

Z tym turnusem, to raczej nie. Ale moja była (niestety) przyjaciółka opowiedziała mi kiedyś scenę z jakiejś polskiej powieści, o której nie wie pies z kulawą nogą, ale znają adepci studiów polonistycznych. Chodziło o to, że dwie panienki siedzą na tarasie (rzecz się chyba dzieje w jakimś XIX wieku, albo coś takiego) i jedna drugiej wypomina jakieś tam przewiny. Na co tamta, rozkładając ręce i mrugając niewinnie:

“Cóżem ja winna, żem się tak nudziła w Chłodnicy?”

pozdrawiam w tym guście


-->Pino

Słowem, wszystko z nudów. To ja Panią rozumiejąco pozdrawiająco, bo ja też prawie wszystko tu z nudów. Kiedy nudę doda się do nudy, to dalej jest nuda. Podobny kazus jak z zerem. Suma dwóch zer to dalej zero. Stąd tylko nienuda może uczynić różnicę. Choćby jedna nienuda. A jak jest tylko jedna albo niewiele nuda, to – wiadomo – trzeba dmuchać na nią pozdrawiająco, żeby z pieczeni nie wyszedł klops, prawda.

Wracając pozdrawiająco do rzeczy, przyznam się, że jestem nieustająco pozdrawiająco zakochany w Bułhakowie. M&M uważam za dzieło genialne. I możemy tu rozmawiać za pomocą zdań z M&M, będzie wówczas elegancko pozdrawiająco i mądrze pozdrawiająco. Nawet prezes Farfał – najpewniej – również kochająco pozdrawiająco M&M, a jak jeszcze nie kachająco pozdrawiająco, to już wkrótce. Bo nie da się M&M nie kochająco pozdrawiająco. Pani Pino, wielki smutek mi uczyniłaś pozdrawiająco.

Cortazar przereklamowany, ale kiedyś czytająco pozdrawiająco po nocach. Marquez nieprzereklamowany, ale zależy co jest punktem odniesienia. Referent chciałby tak układać pozdrawiająco zdania jak Pan Marquez i jego doskonały polski tłumacz.

Pozdrawiająco pozdrawiająco,
referent


Kiedy nudę doda się do nudy, to dalej jest nuda

Zdaniem Maszyny to zdanie brzmiąco pozdrawiająco:

Kiedy nudę doda się do nudy, to dalej jest doda

Kłaniająco kojarząco głupiejąco pozdrawiająco oraz Maszynowo (taka miejscowość).


-->maszyna

O!, i ja maszynę lubię za to, że maszyna otwiera nam, prawda, oczy na to, co nie widać. Dwie dody, to jednakowoż dalej sprawa z Dodą. Tylko podwójną. Git. Po mojemu.

Pozdrawiająco masznę, lecę,
referent


Panie Referencie,

no w jakimś sensie tak.

To wszystko z nudów, wysoki sądzie
To wszystko z nudów
Gdy ktoś nad pustą szklanką siądzie
Nie ma cudów

Ale wie Pan, to nie takie proste. Jak ktoś się w młodości uprze, jak Irena Kuhn (co po niemiecku znaczy odwaga, tyle to ja wiem nawet bez P. Lorenzo) żeby mieć urozmaicone życie, to żaden PRL mu barierą nie jest. Albo bohater, a w zasadzie dwóch, Książę i włóczący się za nim chłopaczek, z Marka Nowakowskiego. I wszystko to warszawskie ballady, cholera, Osiecka, Tyrmand, Hłasko, Nowakowski, Chmielewska Joanna…

pozdrawiam grafomańsko


-->Pino

A co ja mogę wiedzieć o PRL-u? Ja mam nieskonczone osiemnaście. Komuchów za to pozdrawiająco nie lubiąco, bo do tego starcza zdrowy rozsądek i nawet w moim wieku można mieć ochotę, zeby ich zajebająco pozdrawiająco.

Tyrmanda pozdrawiająco pozdrawiająco. Osiecka to zdolna enkawudzistka, oddaję jej talent pozdrawiająco. Hłasko i Nowakowski git chłopaki. Stachura też git, najeździł się tymi pociągami po Polsce za pożyczone pieniądze. Których zresztą nie oddał.

Lecącą pozdrawiająco,
referent


Jaka enkawudzistka?

Epoki się Panu Referentowi mylą. Proporcje, czasy i te pe…

Nie oddawanie pożyczonych pieniędzy to paskudztwo. Kolejna luka w mojej pozornie wszechstronnej tolerancji.

pozdrowienia surowe, choć z lekkim nalotem kultury


-->Pino

Przecież, że nie chodzi o nagan za podwiązką poetki. Starałem się wyrazić metaforycznie, dokonałem pozdrawiająco pierwszej próby wyrażenia metaforycznego na swoim blogu, i kicha, nie udało się pozdrawiająco. Jak mawia kilka razy dziennie Yassa (pozdrawiam!) – hójnia z gżybnią (pardą).

Zostańmy przy tym, że enkawudzistka nie pasowało do Osieckiej, referent przepraszająco przepraszająco, i zmienia enkawudzistkę, na – beztroską sitwiarę. Ocena talentu bez zmian.


Referencie,

dotknąłeś sedna.

Czy Osiecka mogłaby zdarzyć się na prawicy? Nawet metaforycznie, nie. Beztroska niekoniecznie, sądząc po jej opera omnia, ale sitwiara jak najbardziej.

Niektóre sitwy lewaków przejdą do historii, czy chcemy, czy nie.

Pozdrawiam z nad kawy na górce w “Ziemiańskiej”.


-->Merlot

O!, zatem smacznego pozdrawiająco. Dziękuję za dobre słowo, tak mi się powiedziało :-) Ustosunkuję się jednak do “beztroskiej”, jak zrobiłby każdy człowiek, który ma dar spania przez tydzień ciągiem, a nie robi tego tylko dlatego, bo uważa, że to nudne. Do rzeczy jednak.

“Beztroska sitwiara”, wybacz, trzeba czytać razem. Jej beztroska polegała na cudownym przepuszczaniu przez palce rzeczywistości podczas spacerów z towarzyszem TW Passentem. Z narzeczonym Markiem H. już pewnie mniej betrosko, jak sądzę. To jest dla mnie owa beztroska, której nie należy mylić z tą drugą beztroską, o której piszesz. A wydaje mi się, że wiem, o której piszesz, bo sam płaczę na piosenkach śpiewanych, jak bóbr pozdrawiająco płaczę. A już temat z Jana Serce… szkoda gadać :-))) Byle nie Maryla Rodowicz (co do zasady, generalnie), może być “Raz Dwa Trzy”, nawet Seweryn może być.

Żarty żartami, sprawa jest poważniejsza, jak po mojemu słusznie wyłapałeś, i mająca ciąg dalszy. Pozdrawiam, miłego dnia,
referent


Panie Referencie,

choć w pełni rozumiem Pańskie podejście do kwestii “Osiecka, słoń, a sprawa polska” to jednak wkórwiacie mnie nim okrótnie, pardą.

Lód, tekst konfrontacyjny.

Przy założeniu roboczym, że ja nie jestem głupia, a Pan nie jest idiotą, zostaje tylko stwierdzić, że przy dość podobnym poczuciu humoru, mamy skrajnie odmienne, za przeproszeniem, no właśnie, co… intelekty może? Wrażliwość?

Śledzie je Pan z cytryną czy z cebulą (może to pytanie pozwoli rozjaśnić trochę mroki tajemnicy).

pozdrawiająco irytująco,

Pino MC


-->Pino

Z tym moim intelektem, to bym nie przesadzał. Na txt wciąż toczą się spory na ten temat, trzeba poczekać na ustalenia.

Śledzie jem z cebulą. Do Tesco chodzę w koszulce z napisem “Karzeł moralny”. Na paradach występuję w stroju bramkarza hokejowego. A co? Nie można?

Niech mi Pani teraz, bez naprowadzania, napisze w czym rzecz, a ja postaram się zrozumieć, jeśli się jeszcze nie domyśliłem. Taka jest kolej rzeczy, że odpowiada się na pytania zadane, poniekąd.

Gdybym był śliniącym się, stetryczałym dziadem pracującym w referacie, to dodałbym: “Ślicznie Pani w tej złości”, ale nie dodam, bo, mimo że dziadem jestem, to jednak bez żartów. Poza tym byłby to przejaw protekcjonalnego traktowania i seksizmu. A ja rozmawiam z Panią poważnie, jak z moim kierownikiem, tylko pytania nie znam… Mrugam okiem.

Pozdrawiająco pozdrawiająco, i takie tam, kabotyńskie pierdoły,
referent


W odpowiedzi na podanie, na kolanie:

referent

Z tym moim intelektem, to bym nie przesadzał. Na txt wciąż toczą się spory na ten temat, trzeba poczekać na ustalenia.

So do I. Ale na pewno chce się Panu czekać na wynik tych ustaleń?

referent

Śledzie jem z cebulą. Do Tesco chodzę w koszulce z napisem “Karzeł moralny”. Na paradach występuję w stroju bramkarza hokejowego. A co? Nie można?

No moim zdaniem można wszystko, a wszelkie tego typu ekscesy popieram (z wyjątkiem cebuli, ale to mój problem). Byle innych nie krzywdzić, jeśli tylko się da, pardą, kórwa, za ten smętny wtręt.

referent

Niech mi Pani teraz, bez naprowadzania, napisze w czym rzecz, a ja postaram się zrozumieć, jeśli się jeszcze nie domyśliłem. Taka jest kolej rzeczy, że odpowiada się na pytania zadane, poniekąd.

Chodzi o to, że ja mam do komuchów, a szczególnie do beztroskich sitwiarzy, stosunek zgoła odmienny od Pańskiego. Wybaczliwa dla nich jestem, tak jak merlot. Ale broń Boże nie chcę Pana nakłaniać do zmiany, lub choćby nagięcia swego zdania! Pan jest Referent, ja jestem Pino, a między nami setki innych awatarów z własnymi, innymi od naszych poglądami.

referent

Pozdrawiająco pozdrawiająco, i takie tam, kabotyńskie pierdoły,

No w tej dziedzinie, kabotyństwa znaczy, przyznaję Panu wyższość. Na tej zasadzie, na jakiej na Ursynowie jest zwykle pół stopnia zimniej w stosunku do reszty Warszawy.

pozdrawiam nieudolnie


-->Pino

Podparcie się autorytetem Merlota może się jeszcze przydać, ale tym razem nie, bo w przypadku komuchów, to ja nie wybaczam. Również dlatego, bo one [te komuchy], proszę zauważyć, o wybaczenie nie proszą, ani winy nie wyznały. I dlatego na pogrzeb zbrodniarki Wolińskiej-Brus bym nie poszedł, a Kołakowski poszedł, bo to dobra kumpela, mordowała dawno i to w sumie nieważne; kolega intelektualista to mąż jej, chrześcijanie każą wybaczać itd. Sranie przepraszająco w banię. Ale czy aby nie o to Pani chodzi?

Mohort (Dymitr Bagiński) wstawił sobie na blogu dobry fragment z Mickiewicza. Właśnie w tym jest rzecz (niech Pani w wolnej chwili zajrzy). To żadna zemsta, czy nadmiar wolnego czasu; tak po prostu trzeba. Robię to też dla Pani, i za Panią :-)

***
Oczywiście, że jestem kabotynem; nawet pani nie przypuszcza jak wielkim. Wstydzę się tego :-))))


Bezstroscy sitwiarze

lewaccy byli i są en masse, ale żeby od razu komuchy to bym się nie odważył...

Moja wybaczliwość dla komuchów jest znacząco mniejsza. To rozwiązuje problem mezaliansu Osieckiej.


-->Merlot

Słuszna uwaga. Ale to raczej do Pino, ona zrobiła to przejście. Przeszedłem dla porządku na Wolińską, żeby nie było.


No pardon,

Osiecka chciała do Partii, tylko jej nie przyjęli chyba za pochodzenie. Z komuną flirtowała całe życie, jak praktycznie każdy (choć wyjątki były, ale malutkie takie), kto żył w tamtej epoce i chciał się realizować, za przeproszeniem, artystycznie.

Wszyscy artyści to prostytutki, jak słusznie mawia Grzegorz.

A ja kibicuję Legii Warszawa, równie antykomunistycznych klubów to jest w Polsce jeszcze tylko parę.

Ale, jak słusznie mi napisała kiedyś Gretchen, “związujesz się mocno z tym, przeciwko czemu walczysz”. To jest kompleks i choroba każdego legionisty. I Pańska referencie, Pańska także.

ukłony diagnostyczne


-->Pino

Spróbuję tej opcji skomentuj cytując, bo frapująco brzmi, a “turnus mija” i czas najwyższy.

Pani Pino,

niech się Pani boi Boga! Boga wierzących albo niewierzących. Wszystko jedno.

Pino

Osiecka chciała do Partii, tylko jej nie przyjęli chyba za pochodzenie. Z komuną flirtowała całe życie, jak praktycznie każdy (choć wyjątki były, ale malutkie takie), kto żył w tamtej epoce i chciał się realizować, za przeproszeniem, artystycznie.

Wszyscy artyści to prostytutki, jak słusznie mawia Grzegorz.

Że też przechodzą Pani takie rzeczy przez gardło. Zapewniam Panią, że sporo osób nie flirtowało, sporo osób strzygło trawniki zamiast wykładać na uniwersytetach, jeszcze więcej mieszkało za granicą, bo nie było innej opcji. Może Pani ich nie zna, ale oni byli. W programach telewizyjnych dziś nie występują, okładki magazynów nie są dla nich, w blogosferze piszą o nich tylko oszołomy (żaden tam Azrael). Zwykle się denerwuję, kiedy ktoś tak mówi, bo podejrzewam, że jest złym człowiekiem, albo ma jakiś powód, żeby tak mówić. Niech się Pani zastanowi, czy można się zdenerwować, kiedy słyszy się taka wypowiedź? Może chodzić o człowieka mniej drażliwego niż ja.

Pino

A ja kibicuję Legii Warszawa, równie antykomunistycznych klubów to jest w Polsce jeszcze tylko parę.

Nie kibicuję Legii. “Nienawidzę” Legii.

Pino

Ale, jak słusznie mi napisała kiedyś Gretchen, “związujesz się mocno z tym, przeciwko czemu walczysz”. To jest kompleks i choroba każdego legionisty. I Pańska referencie, Pańska także.

Ten fragment jest poniekąd interesujący. Proszę mi wyjaśnić na czym polega mój kompleks i wskazać miejsce albo osobę, albo platformę blogerską, z którą się, według zacytowanego przez Panią komunału, “związałem”. :-)

Pozdrawiająco pozdrawiająco,
referent

***
Dawno temu, kiedy okazało się, że ksiądz Czajkowski był TW, różne gazety wyborcze i łżeautorytety mówiły: takie były czasy; donosił, ale gdyby nie donosił nie powstałyby te wszystkie wspaniałe publikacje, gdyby nie dostał paszportu, nie zobaczyłby jak wygląda nauka na Zachodzie, nie zostałby tym, kim dziś jest – naszą wspaniałą Czają. Per saldo: opłacało się.

Wówczas kardynał Macharski opowiedział historię księdza profesora Celestyna Napiórkowskiego, który jest równie “wielkim” naukowcem, co Czajkowski (może jeszcze wielgachniejszym), i który w ankiecie na potrzebę wydania książki who is who, w rubryce – “dokonania”, napisał: “Komuniści kilkanaście razy odmawiali mi wydania paszportu”. Sam Macharski miał wieloletni zakaz wyjeżdżania z kraju, w tym jako młody człowiek na studia do Rzymu. Obrona Czajkowskiego jest dziś obrazą takich ludzi jak Macharski i Napiórkowski. Gdyby jeszcze ten Czajkowski siedział cicho…


Referencie, Pino

Po pierwsze, wyłączcie z waszych przekomarzań kluby piłki kopanej i wasze do nich przywiązanie, bo, pardą, rzygać się chce.

Po drugie, między Maleszką, a strzygącymi trawniki jest ogromna przestrzeń zaludniona przez typy pośrednie. I żadne ujadania o nieprzekraczalnej granicy albo o artystach lekkich obyczajów nie ukryją tej prostej prawdy.

Pozdrawiam pozdrawiająco, acz z sitwiarskim odchyleniem.
Prawicowym, rzecz jasna.


-->merlot

merlot

[...] między Maleszką, a strzygącymi trawniki jest ogromna przestrzeń zaludniona przez typy pośrednie. I żadne ujadania o nieprzekraczalnej granicy albo o artystach lekkich obyczajów nie ukryją tej prostej prawdy.

O jakie typy pośrednie chodzi? Czy o te, które nie mają znaczenia dla ustalania punktów odniesienia? Bo żyły tak jak im okoliczności pozwalały, bardziej lub mniej przyzwoicie? Oczywiście, że żyły; kto temu przeczy. Co oni mają do rzeczy, z punktu widzenia naszej rozmowy? To jest nie na temat. I czy widziałeś komentarz blogera, który opisywał uniwersum. Albo chociaż taki blog. Zdaje się, że się trochę czepiasz… Nie da się uwzględnić wszystkich zastrzeżeń i wyjątków w takiej rozmowie. Proszę, napisz o co ci dokładnie chodzi, czemu przeczysz.


Panie Referencie,

referent

niech się Pani boi Boga! Boga wierzących albo niewierzących. Wszystko jedno.

Pracuję nad tym, choć wiem, że nie widać wcale. Mam kompleks braku bojaźni. Albo cóś.

referent

Że też przechodzą Pani takie rzeczy przez gardło. Zapewniam Panią, że sporo osób nie flirtowało, sporo osób strzygło trawniki zamiast wykładać na uniwersytetach, jeszcze więcej mieszkało za granicą, bo nie było innej opcji. Może Pani ich nie zna, ale oni byli. W programach telewizyjnych dziś nie występują, okładki magazynów nie są dla nich, w blogosferze piszą o nich tylko oszołomy (żaden tam Azrael). Zwykle się denerwuję, kiedy ktoś tak mówi, bo podejrzewam, że jest złym człowiekiem, albo ma jakiś powód, żeby tak mówić. Niech się Pani zastanowi, czy można się zdenerwować, kiedy słyszy się taka wypowiedź? Może chodzić o człowieka mniej drażliwego niż ja.

Ja o nich pamiętam. Nawet, jeśli wielu nie znam personalnie.

Wiem, że jestem denerwująca. Obawiam się, że niewiele na to mogę poradzić. Taki lajf.

referent

Nie kibicuję Legii. “Nienawidzę” Legii.

Rozumiem to w pełni. Cytryna i cebula.

referent

Ten fragment jest poniekąd interesujący. Proszę mi wyjaśnić na czym polega mój kompleks i wskazać miejsce albo osobę, albo platformę blogerską, z którą się, według zacytowanego przez Panią komunału, “związałem”. :-)

Nie zamierzam Pana analizować bynajmniej. Najlepszy jest własny dentysta.

Pozdrawiająco pozdrawiająco, a jakże :)

Kończąc z tymi cytatami, Czajkowskiego nie zamierzam bronić. Jestem wściekły prawak, nieśmiało przypominam.

Merlocie, postaram się ograniczyć kibicowskie wtręty, ale wiesz, zawsze możesz nie czytać...

pozdrawiająco oddychająco spadająco za chwilę na Wigilię ważną

Pino MC


Ciągle mnie namawiasz, żebym pisał dokładnie.

Chodzi mi o to, że na substancję duchową tego kraju (i narodu) składają się dość homogenicznie ludzie, których prawackość lub lewackość nie jest zgodna z etykietkami, przyklejonymi im przez nabuzowanych blogerów obojga polaryzacji.

Kafelki mogą być położone równo, albo nierówno.
Ale mogą też być poruszająco piękne, niezależnie od ułożenia.

W tym przypadku nastrój i kondycja pana Pedro nie odgrywają roli.


-->Pino

Pani Pino,

w co sądzi Pani o Polonii Warszawa. Odkąd mieszkam w Warszawie kibicuję Polonii. Mam też ulubiony zespół z mojego miasta. Ale on słabo gra. Grał lepiej, kiedy ja w nim grałem. Moja rodzina ma kopalnię sztokfiszy i sponsorowała klub. Byłem jak syn Muhomora Kadafiego, który robił “karierę” napastnika we Włoszech. Ojciec kupił mu na gwiazdkę klub pierwszoligowy. Ej, życie…

Poza tym nie jestem zadowolony. Niech mi Pani jeszcze wyjaśni na czym polega pani prawactwo. Pytam z ciekawości, nie chcę Pani z niczego rozliczać, ani wypominać. Żeby nie było, że się szarogęsię.


-->Merlot

Zgadzam się. Trafna diagnoza; opis rzeczywistości. Odpowiadam: nikt nie jest doskonały; niewielu wie, że mówi prozą; nieliczni zdają sobie sprawę, że Boże Narodzenie i Święta Bożego Narodzenia, to nie to samo. Zgadzam się więc łatwo. Jakie wnioski mam wyciągnąć z twojej diagnozy? Odłożyć miarę, odłożyć idee, zostawić abstrakcje? I co ci zostanie? Poza przedmiotem diagnozy; poza próbą diagnozy, bo nie ma diagnozy bez wektorów.

Inna sprawa, czy dokonuję sprawiedliwych ocen, ale oceniasz również Ty, mając taki a nie inny stosunek do równo położonych kafelków i stanu świadomości Pedro. Dlaczego twoje podejście jest lepsze, trafniejsze, sprawiedliwsze, mądrzejsze itp. od mojego?


Panie Referencie,

sądzę, że Polonia kiedyś miała Warszawę (vide Bahdaj), potem ją straciła.

I nigdy nie odzyska, bo stała się za grzeczna. Będzie wegetować na Muranowie i na Nowym Mieście, a szaliki kitrać pod kurtkami, zmierzając na mecze.

Proszę napisać, jaki to klub, na 95% będę wiedzieć, co za jeden :) Ja znam wszystkie prawie Granaty Skarżysko, Prochy Pionki, Pilice Białobrzegi…

Jakże to, prawda, przydatne w nauce geografii :)

Jakże Pan jednak jest złym człowiekiem, drogi Referencie. Merlot będzie musiał lecieć po miednicę, hi hi hi.

Moje prawactwo?

Dwa lata temu nazad byłabym Pana wierną akolitką. Potem mi się światopogląd (stety, niestety?) bardzo skomplikował.

Kiedyś pisałem teksty ostre, a teraz jest…

Nie wiem w sumie. Na zakręcie jestem, albo i rozstajach.

Aha – w gimnazjum byłam bramkarzem. Niewysokim.

W całym sezonie 2001/2002 puściłam dwa gole. Skutkiem czego moja drużyna zanotowała w nieistniejącej tabeli (kto by to spisywał?) jeden remis dwa do dwóch.

pozdrawiająco uśmiechająco

Pino MC


-->Merlot (2)

Uzupełnię. Jest tu taki jeden, który mi wyjaśnił, że nie mam racji, bo akademicy ustalili w ostatnich latach, że jest tak i tak, a poza tym uczy się tego studentów za pieniądze, więc racji nie mam ja, ale ci, co poświęcili życie na napisanie i przeczytanie tych książek, i nauczanie studentów. Tylko wiesz, to jest raczej słabiutkie. Bardzo słabiutkie. Kolos na glinianych nogach. Wszystko aktualne tylko do następnej książki akademika. Zatem, dlaczego mój stosunek do tematu jest nie teges?


Referencie

Nie traktuj tego jak wymówkę, albo nie przymierzając unik.
Robimy z dziećmi pierogi. Remake Wigilii, bo farszu nam zostało. Jest to czynność wykluczająca poważną dyskusję. Będę do dyspozycji poczynając od 01:00 GMT.

Do tego czasu – tylko z doskoku.


-->Pino

Niestety, nie mogę zdradzić nazwy mojego klubu umiłowanego. Do dziś znam sekretną dziurę w siatce, za czarnym bzem, przez którą można było wejść ze zniżką. Bileterzy-ochroniarze też ją znali. Dawno nie byłem na meczu, ale sprawdzam tabelę, a czytając skład mogę z dużym prawdopodobieństwem wskazać, który zawodnik wszedł na boisko trzeźwy, a który na kacu. Piątki i soboty są w mieście zabójcze.

Jako anonimowy bloger muszę jednak odmówić podania nazwy :-))) Może jutro.

Dziwne to pani prawactwo, nawet nikt go pani nie wypomina. Życzę dobrych wyborów.

Pozdrawiam,
referent


-->Merlot

OK. Pasuje. Sam muszę pakować torby, a poza tym nie ma porównania tzw. ważności – rób co trzeba, lepcie. Udanych pierogów :-)))

Pozdrawiająco pozdrawiająco,
referent


Panie Referencie,

dziękuję Panu bardzo :) Odwdzięczam się, jak umiem:

pozdrawiam Pana serdecznie, mimo wszelkich różnic


Nie ma takiego prawa -

jak prawo do dziecka.
Oznajmili biskupi.

Można to twórczo rozwinąć.
Nie ma prawa do zdrowia – i pozamykać apteki, polfy i cefarmy.
Nie ma prawa do śmiechu – i rozgonić kabarety oraz sejm.
Nie ma prawa do wiedzy – i uczyć tylko scholastyki.
Nie ma prawa do ateizmu – i wtedy zdziwienie Nicponia o istnieniu agresywnych katoli będzie szczere.

I jak się ma do tego świeckie państwo, które stosując represje wobec bezdzietnych, katolickich małżeństw wysyła do nich policjanta i sanitariusza z pipetą?
Mam wrażenie, że KK coś się pomyliło?


-->Igła

Postaram się odpowiedzieć wieczorem.

Pozdr.,
referent


-->Igła

Odpowiedź napisałem u Nicponia. Tak się złożyło, że Merlot zahaczył o coś podobnego.

http://tekstowisko.com/comment/603054/merlot

Kościołowi katolickiemu nic się nie pomyliło. Kościół Katolicki po prostu taki jest. Prawa do dziecka rzeczywiście nie ma, na takiej zasadzie jak jest prawo do własności rzeczy (kombajn, pług, kwintal ziemniaków), czy wolność zachowania (ateizm, śmiech). Kościół uznaje prawo do życia od momentu poczęcia; od poczęcia – zdaniem KK – istnieje człowiek. Z kolei z przyrodzonej godności człowieka, która w polskim prawie jest źródłem wszelkich innych praw, wynika zakaz instrumentalnego traktowania człowieka, właśnie – zakaz traktowania człowieka jak przedmiotu. Państwo ma wspierać rodzicielstwo, macierzyństwo, rodzinę itd., ale to inne zagadnienia.

Można się z tym nie zgadzać, ale politycy, którzy przyznają się do religii powinni brać pod uwagę swoje sumienie i przekonania (w tym religijne) uchwalając ustawy. Stąd debatują nad in vitro. Państwo jest świeckie, w Sejmie i Senacie nie zasiadają biskupi, ale kiedy zbierze się gromada posłów o przekonaniach katolickich, to uchwali co uzna. W Hiszpanii zebrała się gromada deputowanych o przekonaniach antykatolickich i uchwaliła w drugą stronę.

Czy Kościół, który “taki” jest, ma rację, czy się myli, to chyba każdy musi ocenić indywidualnie. Jest wolność wyboru.


to nie o to chodzi

Bo ten list nie jest apelem do członków KK.
To nie jest wskazówka dla katolickich par.
To nie jest groźba kar kościelnych dla łamiących prawo kościelne.

To jest wedle mnie próba szantażu i narzucenia prawu państwowemu jednego poglądu, w imieniu Boga nawet tym, którzy nie są członkami KK.

A chodzi o stosowanie sztuki medycznej, znanej i stosowanej od dziesięcioleci.
Mnie tu coś nie pasuje.
Bo z drugiej strony mamy ewidentną hipokryzję i puszczanie oczka do Gowina.


-->Igła

Po mojemu sprawa wygląda tak: biskupi zdają sobie sprawę, że pełny zakaz in vitro nie jest możliwy i chcą zwiększyć szanse projektu Gowina. Tylko przy pryncypialnej postawie Kościoła i być może projekcie PiS-u zakazującym in vitro w 100%, projekt Gowina może robić za kompromis. Innymi słowy, biskupi zmieniają punkt odniesienia dla ustalenia, co jest kompromisem przy in vitro. Sama PO się waha, bo ludzie pokroju Gowina są w mniejszości. To jest też sygnał dla nich, że za chwilę skończy się “kościół łagiewnicki”.

Co do narzucenia prawu państwowemu poglądu, to zwróć uwagę, że PiS i PO (przyznająca się do wartości chrześcijańskich) mają w parlamencie gigantyczną większość. Ktoś ich wybrał; dał im władzę. Widziały gały, co brały.

Znikam,


O ile

pamięć mnie nie myli, to KK zakazywał kiedyś sekcji zwłok.
Sądy KK orzekały karę śmierci.

Czyżby Pan Bóg zmieniał zdanie?


Panie Igło

Nie zapominajmy o heretyku Galileuszu!
Kościół rzymskokatolicki w 1992 r., po 359 latach a w 350 rocznicę śmierci uczonego, oficjalnie go zrehabilitował


No,

i to lubię. Wreszcie na poziomie. Ale Kopernik i G. Bruno przeżyli.


-->Igła

igla

pamięć mnie nie myli, to KK zakazywał kiedyś sekcji zwłok.
Sądy KK orzekały karę śmierci.

Czyżby Pan Bóg zmieniał zdanie?

Może weź coś zrób z tym Kościołem. Ja Kościoła przed tobą bronił nie będę. Staram się zrozumieć jak potrafię. Z pretensjami do proboszcza. Kórwa mać (pardą), klnę dziś po raz trzeci, szczerze mówię, że nie wiem, jak tu rozmawiać. Ale pieprzy się pitu pitu, albo gada komunały, a jak już jest temat, to co i rusz trafia się albo megapoprawny, albo obrażony, albo zbuntowany, albo obsrany. Trzeba się uśrednić i albo pogniewać na śmierć, albo poklepać po pleckach; inaczej się nie daje. No, nie daje.

Bawcie się dalej, siostry.


-->

Ale generalnie, to mi się podoba, prawda. Przynajmniej można nakłuć parę “kurturalnych” balonów. Dobre i to :-))))))))))


Panie Referencie

Ja mysle że trzeba być optymistą mimo wszystko. Uwzgledniając tempo KK w przyznawaniu się do blędów, za trzysta lat kwestia zapłodnienia in vitro bedzie z pewnoscią uregulowana.
Znalazlam ciekawy tekst Azraela:
http://www.redakcja.pl/Tekst/Polityka-Polska/525409,Po-stronie-czlowieka...

‘Kościół nie tylko nie nadąża za rozwojem człowieka i jego potrzebami, jego człowieczeństwem, kościół dawno już złożył na ołtarzu własnego interesu poczucie prawdy moralnej. Kościół nie stoi po stronie człowieka. Człowiek musi sobie radzić sam.’
Tekst niewątpliwie kontrowersyjny, ale wart chwili refleksji.

Rozwoj nauki a dogmaty KK to szalenie interesujacy temat.


Hehe,

młyny Boże mielą powoli…

Referencie, nie ciskajże się Pan. Kościoła naszego w wielu wypadkach bronić sensownie się po prostu nie da.

I co z tego? Jakim cudem na świecie, na białym, cokolwiek miałoby być nieskazitelne?

Uważam, że jak na założone dwa tysiące lat temu kółko rybackie, prosperujemy i tak nie najgorzej.

pozdrawiająco usypiająco


Panie Referencie

Ma Pan zupełną rację – czymś innym jest Boże Narodzenie, a czymś innym Święta Bożego Narodzenia. Nie bedę dywagował, ile osób prawdziwie obchodzi Boże Narodzenie, bo wglądu w sumienia ludzi nie mam. Ale Święta obchodzi całkiem spora grupa i to bez względu na to czy są wierzący, czy nie. Zasadniczo, obchodzą Święta. I dobrze. Stało się to tradycją i indywidualna sprawą jest to, czy ma to dla kogoś wydźwięk religijny, czy nie. Dla niektórych ten okres jest juz niejako oderwany od swojej religijnej podstawy.
Nie zmienia to faktu, że wiedząc, albo przynajmniej podejrzewając (choćby w oparciu o wypowiedzi danej osoby), że dany człowiek jest osobą wierzącą, składając mu życzenia – odnoszę się z szacunkiem dla jego wiary. Gdzie jest jakakolwiek hipokryzja, w życzeniu osobie przekonanej o istnieniu Boga: łask Bożych?
Stało się tradycją – dobrą tradycją – by na czas Świąt starać się myśleć pozytywnie, łagodzić konflikty, wyzbyć się choć częściowo złości, pogardy i niechęci. Szukać tego, co łączy, a nie co dzieli. Zasypać – choćby częściowo rowy i sprawdzić czy spalone mosty da sie odbudować. Jeśli choć część tych życzeń i starań jest prawdziwa i szczera, to zawsze jest to wartość dodana. Napierdalać się po łbach jest prosto. Szukanie wspólnych płaszczyzn jest znacznie trudniejsze.

Co do KK – niech sobie idzie własną drogą. Świat idzie swoją. Może się okazać, że bedą to drogi ze sobą zbieżne. Jeśli nie, to będzie bardziej problem KK niż świata. Choć po intytucji która legitymuje sie tak długim okresem działania, spodziewać się można przetrwania wszelkich raf zwiazanych ze zmianami cywilizacyjnymi społeczeństw.

Pzdrwawiam.


-->Agawa

Uważam, że interesujący. Zgadzam się. Jestem spokojny o Kościół. Ma już 2000 lat i sobie radzi :-)

Bardzo Panią proszę, żeby Pani nie namawiała mnie do czytania niejakiego Azraela, a już do refleksji, to proszę o zmiłowanie :)

Pozdrawiam,
referent


-->Pino

Guwno (pardą) tam :-)


-->Griszeq

Odbyliśmy już tę dyskusję. Musiałbym się powtórzyć. Chodzi mi m.in. o ten komentarz: http://tekstowisko.com/comment/602418/Merlot.

Opcje są takie: albo znowu tłumaczę, że nie jestem wielbłądem, albo powtarzam, gdzie i dlaczego zostałem opacznie odczytany. Oczywiście nie zrzucam z siebie winy; skoro zostałem źle odczytany, to znaczy, że tekst nie był dość precyzyjny.

Dopytam się jeszcze, po co mam “szukać wspólnych płaszczyzn”? Skąd ten dogmat?

Pozdrawiam,
referent


Może po to Referencie,

żebyś nie był co chwila opacznie odczytywany.


-->Merlot

Słaby powód. Niech lepiej czytający nauczą się czytać.


Panie Referencie

A w którym, miejscu ja robie z Pana wielbłąda? Jeśli Pan chce pisać manifesty, to może Pan wyłączyć możliwość komentowania. Jeśli zbierać głosy poparcia, to na końcu zawrzeć hasło – gówno mnie obchodzi zdanie przeciwne czy inne.
Jeśli czytam Pana tekst na forum dskusyjnym, to jednak odbieram to jako zaproszenie do dyskusji. Jakiejkolwiek. Nawet, jeśli jakieś sprawy trzeba bedzie sobie wyjaśnić czy doprecyzować. Chyba, że ma się to w dupie, ale to też nie problem? Wystarczy stwierdzić – z tym i tym to gadać nie bedę, bo nigdy nie trybią o co mi chodzi. Sprawa załatwiona.

Napisał Pan o konkretnych kabotynach, ale wskazał też na zjawisko szersze w kontekście. Ja się wypowiedziałem w kwestii szerszej. Bynajmniej nie celem robienia z Pana kogokolwiek.

Szukanie wspólnych płaszczyzn nie jest dogmatem. Jest zwyczają wolną wolą. Napisałem jedynie, że jest trudniejsze niż okopanie się i odrzucanie wszystkiego co inne. Kompromisy nie zawsze są zgniłe.
Oczywiście – sa miejsca, gdzie szans na to nie ma i pozstaje siła. Choćby demokracji. Dlatego chrześcijańscy posłowie mogą przegłosować zabronienie dokonywania wszelkich zabiegow in vitro. A lewicowi moga przegłosować dopuszczalność małżeństw homoseksualnych i adopcji przez takie związki dzieci. Jak dla mnie – i tak źle i tak do dupy. Ale może się zdarzyć, że wbrew oporowi przyjdzie mi w takim świecie żyć.

Pozdrawiam.


Posunąłeś dyskusję o kilometr do przodu.

Nie wiem jak inni, ja lecę uczyć się czytać.
Zajmie mi to trochę czasu.


-->Griszeq

Napisał Pan wiele niepotrzebnych słów. Wyjaśniam. Wskazałem na mój wcześniejszy komentarz, który jest elementem dyskusji, w której odpowiedziałem na pytanie zadane przez Pana następnego dnia. Nie ma pan oczywiście obowiązku czytania dyskusji pod tekstem, więc starałem się Pana naprowadzić. We wspomnianym komentarzu uściśliłem od kogo nie spodziewam się szczerych życzeń, o co mi chodziło itd. Mogę to oczywiście specjalnie dla Pana przepisać, jeśli Pan sobie życzy i uzna takie pozorne działanie za udział w dyskusji, ale równie dobrze Pan może zerknąć. Jak Pan woli.

Szukanie wspólnych płaszczyzn jest środkiem, a nie celem. Czasem trzeba szukać płaszczyzn, czasem zignorować, czasem dać w dynię. Religia kompromisu i szukania wspólnych płaszczyzn jest mi strukturalnie obca. Moim zdaniem jest tak, że należy załatwić konkretną sprawę. Czy za pomocą kompromisu, to już zależy. Zapytałem więc, czy jest Pan zwolennikiem dogmatu kompromisu. Jeśli nie, to OK. Jeśli tak, to też OK. Przecież rozmawiamy, prawda.


-->Merlot

A to w taki sposób dyskutujesz? Wobec tego przepraszam. Myślałem, że przyszedłeś znowu dać mi kilka dobrych rad. Zwrócić uwagę, że jestem drażliwy, niegrzeczny, niepotrzebnie wytykam nieścisłości. Polecić, żebym wreszcie przestał rozmawiać o piłce nożnej itd. Tak trochę paternalistycznie, rozumiesz… mentorsko tak; w podobnym stylu jak moi ulubieni kabotyni. No, ale skoro ty w taki sposób dyskutujesz, to przepraszam. Nie zorientowałem się.


Referencie, litości!

Z jednej strony sam używasz sformułowań, które raczej do rozmowy zniechęcają, a z drugiej na każdą najmniejszą (i do tego dość życzliwą) ironię najeżasz się totalnie.

Przecież nie musisz podzielać mojego wstrętu do futbolu zawodowego. Pino też nie musi. Ona to zignorowała – Ty zapamiętałeś i zamiast się zarechotać, dokładasz to do katalogu domniemanych ataków na Twoją cześć blogerską.

Twoja ostatnia odpowiedź Griszqowi też zawiera kawałki, które trudno uznać za neutralnie merytoryczne. Cały pierwszy akapit na przykład. A nie zauważyłem, żeby Griszeq Cię pouczał, szydził lub cokolwiek w tym guście.

Na drugi akapit chętnie odpowiem we własnym imieniu, ale Griszeq ma pierwszeństwo, jako adresat.


-->Merlot

Ja też ignoruję twoje mentorskie wstawki, być może podobnie jak Pino, ale je, prawda, pamiętam. Mam pamięć i pamiętam. I jak mam ochotę, to piszę na co mam ochotę. W tym to, co pamiętam.

“Kawałki, które nie są neutralne merytorycznie”, to twoim zdaniem prośba o wcześniejsze czytanie tekstów, które się komentuje. Elementarny szacunek dla rozmówcy wymaga, żeby wysłuchać to, co mówi jego polemista. Nie mam ochoty powtarzać tego samego kilka razy. Fajnie można sobie porozmawiać, kiedy komentator polemizuje sam ze sobą. He, he… ale to oczywiście moja wina. Żenua.

I błagam cię, przestań mnie już mierzyć swoją własną miarą, bo mnie bardziej doskwiera coś innego, niż “ataki na moją cześć blogerską”. Co to są zresztą za ataki. Naprawdę, bez żartów. Nie wiem, czy jesteś z zawodu psychologiem, ale proszę, zostaw to, bo słabizna.

I w ogóle, dajmy już spokój tym przepychankom, bo śmiech i poniewierka. Biorę na siebie nieporozumienia. Weź poanalizuj jakiegoś innego kolegę. Może któregoś kabotyna. Będą zadowoleni, bo jadą tu na autoreferencji i potrzebują tego jak tlenu.


Panie Referencie

Tak się składa, że czytam dyskusje – często są ciekawsze niż tekst pod kórym występuja. Taki Odys zasadniczo nie pisze własnych postów, natomiast jego komentarze każdorazowo mają pierwszy znak jakości.
Czytam – co nie znaczy, że zawsze rozumiem. Czasem temat za trudny, czasem zwyczajnie nie łapię intencji autora. Różnie bywa.

Co do Pańskiej odpowiedzi Merlotowi, którą potem wskazał Pan mi – była to konkretna odpowiedź na konkretne pytanie, którego ja nie zadawałem.

Nie pytałem Pana o nic – wskazywałem jedynie, ze uważam iż przeniesienie dobrych elementów chrześcijanskiej tradycji spotkań w czasie Bożego Narodzenia na tą niewierzącą część społeczeństwa jest ewidentnie korzyścią.
Zdaję sobie sprawe, że maksymalna komercjalizacja w znacznej mierze zabija “Ducha Świąt”. Słyszałem to od paru osób mocno związanych z Kościołem – z czasu spokojnego oczekiwania na przyjście Zbawiciela, robi się gorączkową szopkę i orgię zakupów. Denerwuje mnie sprowadzenie tego wszystkiego do poziomu kiczu z punktu widzenia człowieka. Pomimo ze jestem agnostykiem, oceniam Wiarę wierzących jako coś dla nich niezwykle ważnego i głębokiego – więc te tabuny Mikołajów czy figurki Jezusa poprzywalane promocyjnymi produktami Tesco drażnią mnie jako spłycanie czegos, co jest ważne dla bliskich mi ludzi.
Pan pisze o konkretnych kabotynach, ale w Pańskim tekscie pojawiają się – takie odniosłem wrażenie – stwierdzenia ogólne. Zgadzam się z Panem w ocenie wojujących ateuszy chadzających na mszę. Ale Pańskie nawoływanie do konsekwencji i siedzenia cicho gdy nie jest się wierzącym jest już zdaniem ewidentnie rozszerzającym. Tak je przeczytałem.
Kończę ten temat. Może Pan uznać że już na wszystko mi Pan w tym kontekście odpowiedział pisząc do innych i jedynie poprawiam sobie humor iluzorycznie uczestnicząc w dyskusji.

Kompromis jest sztuką. Zasadniczo, chodzi przecież o to, by w jego wyniku byli wszyscy zadowoleni. Kompromis w którym każdy czuje że oddał za dużo, to gówno, a nie kompromis. Zawsze wraca czkawką. To już lepiej dać w mordę i uprzeć się przy swoim. Kompromis oceniam jako środek w budowaniu trwałych rzeczy, wymagających wspólnych działań. Trywialnie to zabrzmi, ale praktycznie dowolna dwójka ludzi, jeśli ma coś zrobić wspólnie, na jakieś choćby minimalne kompromisy musi iść. Nawet jeśli co do zasady mają zbieżne cele i poglądy. Zgadzam się z Panem – pole możliwości osiągania kompromisu jest zawsze ograniczone, bo inaczej z człowieka robi się jakaś plastelinowa masa.
Ale mam przekonanie, że rowiązania przeforsowane “na siłę”, nawet jeśli po naszej myśli, często jedynie “poprzez siłę” muszą być utrzymywane i są trwałe tak długo, jak władza jest w naszych rękach.
Jeszcze jedno – czymś innym jest szukanie wspólnych płaszczyzn (i ich ewentualne nie znajdowanie), a czymś innym tworzenie ich na siłę. Ja jestem zwolennikiem szukania. Tak długo, jak długo nie narusza to pryncypiów.

Pozdrawiam Pana.


Subskrybuj zawartość