Teatr pisania. DZIENNIK 2001-2005 (50)

Piątek 18.07.03 Jezu ufam Tobie

W tej obecności co jak ciepły płaszcz
Dla siebie proszę o najprostsze z łask

Niech się otworzę jak na oścież dom
Aby przeze mnie wiatr ogromny dął

Niech się rozjaśnię jak okno we mgle
Niech się przełamię jak gorący chleb

Niech się poruszę jak na fali łódź
Niech się odnajdę jak zgubiony klucz

Niech wzrok odzyskam i dotyk i słuch
Niech się nauczę zapomnianych słów

NA POBYT W POLSCE PAPIEŻA JANA PAWŁA II
Wiktor Woroszylski

Hmmm…
Mam dziwne poczucie, że gdy ja się otwieram to nic dobrego z tego nie wynika, szczególnie dla osób, które lubię, podziwiam i szanuję.
Zacznijmy od piosenek. To taki neutralny, wakacyjny temat.
To był któryś z takich szarych, ołowianych poranków przedwiośnia.
Odbywałam poranną procedurę kanapkową przyprawioną nie wesołymi myślami gdy nagle z kolumn popłynęły słowa…
Po co ten stres…
Pobiegłam zrobić głośniej i chłonęłam, chłonęłam i dziękowałam Ci
,że podyktowałeś słowa i muzykę autorom tej piosenki.
Zeszła z góry zaspana Aga i zirytowała się lekko gdyż nazbyt natarczywie zaczęłam dopytywać się kto śpiewa tą piosenkę, lecz po chwili słuchania rysy jej twarzy jakby się rozprasowały z lekka. Jak to młodzież mawia ?
„Nie zajarzyłam” wtedy w czym rzecz, gdyż sama byłam nazbyt zasłuchana.
Minął jakiś czas i znów wspólnie zaczynałyśmy dzień tylko tym razem mój był spaprany dokumentnie na starcie, nie istotne czym ( no powiedzmy dyplomatycznie – zaiskrzyło na styku mama-dorastający syn) więc prawie wkurzyłam się totalnie gdy Aga nagle bez związku zaczęła dopytywać się :
-Mamo kto śpiewa tą piosenkę? Coś tam mruknęłam lecz nagle cisza spłynęła do mej duszy.(blech, co za sentymentalizm) Z radia płynęły słowa:
Jesteś lekiem na całe zło i nadzieją na przyszły rok…
...
Musiałam wyjść szybko do łazienki.

Och miałam też epizod “sentymentalny” jako „obywatel świata”.
Właśnie zaczynałam jeden z pierwszych maili do mojego nowopoznanego przyjaciela. Pisałam w języku ostatnio mało przeze mnie używanym i przychodziło mi to z niejakim trudem.
Rozpoczęłam więc w następujący sposób(zignorowałam fakt ,iż autor nie miał na myśli problemu lingwistycznego) :
“Words, don`t come easy to me….”
Nie wiem do dziś czy to miało jakiś związek ale odpowiadając przyjaciel przedstawił swoją żonę, która skreśliła do mnie kilka miłych słów.

Sobota, 02.08.2003 Jezu ufam Tobie

Przez Ciebie o Matko Miłości
Łask wszelkich udziela nam Bóg…

(stara –znana mi z dzieciństwa, bardzo melodyjna pieśń kościelna, „śpiewa” mi w głowie tak gdzieś od tygodnia)

Są piękne, gorące dni lata. W dziennikach pełno zdjęć wakacyjnych. Skręca mnie aż do bólu, że nie ma na nich mojej rodziny tzn. skręcało bo wyleczyła mnie moja niezawodna Joanna. Nie ma to jak bratnia i stojąca czterema nogami na ziemi dusza.
Dla ochłody, powspominam i „porefleksuję”.
Ostatnio odkryłam (dzięki ulubionemu sąsiadowi) trzecią drogę do naszej miejscowości. Do tej pory znałam dwie i obydwie wiązały się z dużym zakorkowaniem w porach szczytu. Ta trzecia, jest stara, wyłożona płytami i wiedzie wzdłuż różnych magazynów i bocznic kolejowych (sama poezja – coś ze mną nie tak?) ale najbardziej przejezdna. Cudownie jest rozmawiać z ludźmi. Taka prozaiczna informacja a jak integruje.
Więc to było pewnego jesiennego dnia, gdy jeszcze nie odkryłam jak cudownie jest mieć po drodze do swego domu przejazd kolejowy, taki z tradycyjnie opuszczanym szlabanem.
Staliśmy przed nim w naszym „punto” z wiecznie zaparowanymi szybami (piątka chuchających, więc nic dziwnego). Na zewnątrz leniwie przesuwały się pociągi, dziś mają postać kolorowych, bajecznych dżdżownic ale wtedy były prozaiczną stertą złomu i tylko zachwyty pięcioletniej Marysi drażniły swym entuzjazmem.
Chyba staliśmy dość długo bo ni z tego ni z owego rzuciła pytanie.
Mamoooo, a jak powstał świat… ?
Zadała je mała Marysia ale cisza, która zapadła w samochodzie sugerowała mi mocno, że na odpowiedź czekają również „starszaki” (13, 14 lat).
...
Cisza wydłużała się nieznośnie a ja jak zwykle przez swoją dosłowność i potrzebę perfekcjonizmu … ale zaraz, zaraz mam nie oceniać.
...Od wybuchu – pospiesznie skróciłam męczącą przerwę w
dialogu i…zamilkłam bo wybuch śmiechu Daniela uzmysłowił mi, iż przecież nie dam rady w kilku zdaniach powtórzyć pięknego wykładu naszego księdza akademickiego, który mówił o symbolice księgi rodzaju i o tym, że naukowe wyjaśnienie powstania życia (jedna z hipotez – zderzenie Ziemi z jakimś meteorytem i w wyniku tego energia cieplna wzmiankowany wybuch wywołująca reakcję chemiczną prowadzącą do powstania pierwszego związku organicznego)
nie koliduje z wiarą w Boga bo za wszystkimi procesami opisanymi przez naukę kryje się Jego wola.
No i…bądź tu mądry i pisz wiersze.
Ja nie potrafię ale inni tak:

MODLITWA DO BOGURODZICY

Któraś wiodła jak bór pomruków
ducha ziemi tej skutego w zbroi szereg,
prowadź nocne drogi jego wnuków,
byśmy milcząc umieli umierać.

Któraś była muzyki deszczem,
a przejrzysta jak świt i płomień,
daj nam usta jak obłoki niebieskie,
które czyste – pod toczącym się gromem.

Która ziemi się uczyłaś przy Bogu,
w której ziemia jak niebo się stała,
daj nam z ognia Twego pas i ostrogi,
ale włóż je na człowiecze ciała.

Któraś serce jak morze rozdarła
w synu ziemi i synu nieba,
o, naucz matki nasze,
jak cierpieć trzeba.

Która jesteś jak nad czarnym lasem
blask – pogody słonecznej kościół,
nagnij pochmurną broń naszą,
gdy zaczniemy walczyć miłością

Krzysztof Kamil Baczyński ( pogrubienie moje, intrygują mnie te słowa )

Średnia ocena
(głosy: 0)
Subskrybuj zawartość