Teatr pisania. DZIENNIK 2001-2005 (73)

22.12.2004 Jezu ufam Tobie!

*

Więc D o m i e Z ł o t y więc A r k o P r zy m i e r z a,
N i e b i e s k a B r a m o, od której zawiasów
Czuwającego odjął Pan żołnierza
I wrócił dawnych uczestnictwo czasów,
Jako z pierwszymi bliski rodzicami…
Módl się za nami…

kon.cyt.

„Błogosławcie sobie i wierzcie, że się spełni”
Więc

Błogosławionych Świąt NAM WSZYSTKIM

O uśmiechu” niewidzialnym” czyli cyfrze 33 (zaginęło w przeprowadzce?)

póki się nie znajdzie piosenka – bardzo ociepliła te święta

:-?))

Jak miał na imię anioł budzący pastuszków?

Dlaczego całujemy się pod jemiołą, przecież to pasożyt (skąd ta tradycja, z której pewnie są najbardziej zadowolone drzewa?)

PS.
Panie Janie, dzięki Panu przeczytałam „Kwaterę Bożych Pomyleńców”.
Zdradzę Panu pewien sekret. Czasem myślę o sobie per
Bogoholiczka. Czemu nie dewotka? Ponieważ co do dewotki nie pasuję do definicji mówiącej, że to osoba, która odczuwa niepokój widząc cień uśmiechu na obrazku z obliczem Chrystusa.
Moją pasją jest poszukiwanie uśmiechniętej twarzy Boga.
A „holizm” to uzależnienie(nie możesz przeżyć dnia bez) czegoś (Kogoś). Na dłuższą metę prowadzi do zmiany osobowości – w dotychczas zbadanych …holizmach in minus – zanik uczuć, zobojętnienie. Ktoś, świetnie określił mechanizm holizmu – to okulary przez, które patrzysz i w związku z powyższym nie widzisz, że je masz na własnym nosie. O raju wcale nie jestem fanką literatury, to dzieje się samo, w sposób dla mnie nie do końca zrozumiały.(co wiedział na temat tego porównania autor wiersza: „Biega, krzyczy pan Hilary…”)
Mało czytam, bo w momencie gdy książka mnie „wciągnie” odkładam na bok swoje życie a książki nie potrafię.

PS.
Napis z koszulki –prezentu od św. Mikołaja pochodzącego z przyklasztornego sklepiku w Czerwińsku nad Wisłą:

“Świętość bucha radością ducha”

PS do Ps.
„Rejmont napisał chłopów za co dostał nagrodę Wedla”

Ps.
Uśmiecham się!
Ps.
Trzymam się!
Ps.
Jesteście zajefajni!

ps.2009 do powyższych ps-ów.
Wedel “wypuścił” w tym czasie na rynek, nową serię batoników
były wśród nich m.in.
“ps.uśmiechnij się”
“ps.trzymaj się”

25.12.2004 Jezu ufam Tobie!

*

Pomiędzy nocy pierzchającym cieniem
A różowymi jutrzni przebłyskami,
Między literą-prawa a sumieniem,
Między Zakonu-snem a Objawieniem,
Z a r a n n a G w i a z d o, o! módl się za nami…

Święta Bożego Narodzenia 2003/2004 czyli jak poeta spełnił swoją obietnicę – oddał mi wstążkę błękitną, bez opóźnienia.

Przeprowadzka zostawia pewien szok pourazowy.
Mnie trzymał ostro bo planowałam zorganizować je jak mój ulubiony autor (William Wharton) swojej rodzinie: w starym młynie ocieplał wnętrze metrami czerwonej materii stwarzając klimat plastyczny i termiczny (była ostra zima).
Jemu się udało a ja? Ja błądziłam w labiryncie kartonów przeprowadzkowych nie wiedząc od czego zacząć. W pewnym momencie podjęłam decyzję strategiczną – trzeba zacząć od stołu. Znajdę nasze rodzinne platery, wezmę mleczko i pięknie je oczyszczę.
Zaraz, zaraz który to będzie karton ? Limit czasu i energii przeznaczony na wspomniane czyszczenie dobiegał końca, od otwierania kolejnych kartonów strzelił kolejny paznokieć a kolejny otwarty karton łypnął na mnie okiem poety.
Wyciągnęłam gruby tom. Usiadłam zrezygnowana. Odpuszczam platery. Otworzyłam książkę z myślą: może dowiem się dlaczego jesteś Cyprianie ulubionym romantykiem naszego Ojca Świętego ? Oraz dlaczego i z jakiego twojego wiersza pochodzi cytat dotyczący piękna i pracy siedzący w mojej głowie. Nie wiedziałam, że odpowiesz również na pytanie nieświadomie tkwiące we mnie.
Zatopiłam się w lekturze.
Czytałam, czytałam, trudnego poetę tak jakbym czytała listy od przyjaciela.
Mimo chłodu w świeżo zamieszkałym wnętrzu, wypieki nie schodziły z mojej twarzy a po głowie biegały rozgorączkowane myśli typu: gdyby jakiś znawca poezji Norwida siedział teraz w twojej głowie i zapoznawał się na bieżąco z twoimi interpretacjami tych strof to na bank dostałby czkawki ze śmiechu.
Ale mały aniołek na prawym ramieniu mówił: przecież ponadczasowość wierszy polega na tym, że gdy czytasz je ignorując całą otoczkę historyczno-obyczajową
masz odczucie bardzo osobistego dialogu. Czytaj, pal sześć kolor platerów.

Cdn (sorry też wolę chodzić na nogach, nie rzęsach)

Uzupełnienie zgodne z moją obietnicą (05.01.2005)

On cały czas ze mną „rozmawia”. Właśnie otworzyłam Go ponownie by znaleźć wiersze z tamtych świąt a tu nowe odkrycie. Wiersz który mówi o iskrze, tak mi się otworzył zbiorek. Wiersz nosi tytuł „Ciemność” i mówi o iskrze wiary.
Lecz tamtego grudnia „oddaniem wstążki” był ten będący odpowiedzią na nurtujące mnie pytanie – „co im powiem?”

[ POWIEDZ IM, ŻE DUCH ODBRZMIAŁ MYŚLI WIECZNEJ]

I

Powiedz im, że duch odbrzmiał myśli wiecznej,
Nerwy że poszły palcami na klawisz,
Uginający się i niebezpieczny
Most nad przepaścią!...
…oni, że ich bawisz,
Szepną, i chrząchną, i krzesły swojemu
Stwierdzą, że siedli, i że są na ziemi,
I że istnieją na planecie – który
Niesie ich rączo (a pono do góry!...)

II

Więc ty im rzeknij, że żywot i słońce
Zatrzymał człowiek na włosie pęzlowym
Jako na rzęsach-ducha, że w bezkońce
Otchłani wziera spojrzeniem takowym:
Oni, to słysząc, utrą nos, by jasno
Stwierdzić, że czujni są i wraz nie zasną.

III

A przeto krzyknij już, że w Betlejemie
Bóg się narodził…
…i że więc co roku
Cieszą się ludzie – zaś nie bici w ciemię
Jedzą sporo na sianie o mroku
Pod rozżarzonej Konstelacji znakiem,
Jedzą ryby, miód i kluski z makiem!

Kolacja wigilijna tamtych świąt (2003) została mi w pamięci. Była tradycyjnie afera z barszczykiem (był za zimny).W trakcie kolacji gdy fala emocji opadła moje latorośle zafundowały mi pamflet w rodzaju radiowej reklamy „cała Polska czyta dzieciom, 20 min. dziennie, codziennie”. Wygłosiły go z całą mocą swej młodzieńczej pomysłowej złośliwości, wplatając weń fakty z mego życia ( z psem rasy ratlerek włącznie).
Opanowałam sytuację opowiadając dwie powiastki wigilijne.
Pierwsza (wschodnia, usłyszana w radio w wykonaniu pewnej Pani redaktor)

Pewien sędziwy człowiek podróżował z pacholęciem i osłem.
Prowadził osła, na którym siedział chłopiec. Napotkani podróżni skrytykowali Go. – Jak możesz tak rozpieszczać młodego człowieka, pozwalając Mu jechać podczas gdy Ty sędziwy człowiek idziesz piechotą.
Starszy człowiek wziął sobie do serca te słowa i po chwili sam dosiadł osła a chłopiec szedł obok.
Po pewnym czasie natknęli się na kolejnych podróżujących i
znów padły słowa krytyki:
– Jak możesz być takim bezwzględnym człowiekiem, Panie? Czyż nie widzisz jak biedne zwierzę męczy się pod twym ciężarem a młody chłopiec ze zmęczenia ledwo przestawia nogi.
Znów sędziwy podróżny przejął się słowami, które usłyszał. Dalszą podróż odbywał pieszo wraz z chłopcem, prowadząc osiołka wolnego od wszelkiego ciężaru.
Za kolejnym zakrętem jednak znów spotkał ludzi oraz ich opinię: – Człowieku, wiek przyprószył siwizną twoje włosy a Ty zachowujesz się tak mało roztropnie. Trudzisz się w pyle drogi pozwalając jucznemu zwierzęciu iść bez żadnego pożytku ?!

Moje dzieci wytrzymały tą historię i zanim na nowo zaczęły paplać zdążyłam opowiedzieć im jeszcze jedną. Tym razem znaną z autopsji.:

Pewna Pani odwiedziła kobietę, która w późnym wieku urodziła dziecko. Odwiedziła Ją bo przepada za niemowlakami. Czyż jest cudniejszy widok?!
Tymczasem od drzwi słuchała tłumaczeń i usprawiedliwień
Skąd, dlaczego , czemu, poco, za co.
Szczęściem dziecko jak to dziecko gaworzyło rozkosznie, poznawało wnętrzem buźki kształt swej rączki i na odwrót, stroiło minki, próbowało nieporadnie wstawać, przewracało się i ponawiało próby.
I przypomniała mi się pewna myśl z De Mello a właściwie pytanie:

Pomyśl kim byśmy byli (czego byśmy mogli dokonać) gdybyśmy odrzucili swój toksyczny wstyd, wybujałą ambicję, uprzedzenia, zawiść, strach , chorobliwą potrzebę akceptacji, porównywania się z innymi…?

Puenta nr kolejny – nigdy więcej nie będę nie będę Cię obrażać szanowny czytelniku tłumaczeniami typu: skąd, dlaczego, czemu, po co , za co.

I ostatnia związana z samopoznaniem. Przy całej mojej niestałości mam jednak pewną trwałą cechę. To sięgająca dzieciństwa niezaspokojona ciekawość Boga. Póki co akceptuję, że tak mam, mało tego postanawiam się tym cieszyć.

:-{)))
W pierwszych dniach po przeprowadzce Marysia aż zapiszczała z wrażenia. Był słoneczny, grudniowy dzień. Ustawiałyśmy coś w kuchni. – Mamo!! Patrz tęcza!! Obróciłam się z niedowierzaniem. – W grudniu? Gdzie? Skąd?
Na stole, w kuchni skrzyła się kolorowa smuga. To akwarium Daniela ustawione na oknie rozszczepiało promień słońca.

O 22.00 pojechałam śpiewać z chórem na Pasterce w dawnej parafii a po powrocie o 24.00 nasz pies (nie śmiać się) coś powiedział. Co?
Oceńcie sami. Było to tak.
Dosiadłam się na podłogę obok Agi, czekającej na Pasterkę z Rzymu. Jej nogi z moimi tworzyły zaplątany przeplataniec (chciałam się troszkę ugrzać).
Pies leżący nam gdzieś w okolicy stóp w pewnym momencie przeturlał się po nich z boku na bok przez grzbiet. W trakcie tej radosnej konfiguracji musnął językiem Agi rękę i moją brodę.
Aga zaczęła trzeźwo przywoływać go do porządku a ja zerknęłam na zegarek – była 24.00 .
Powiedziałam mu: z wzajemnością. W tym samym języku. Fachowo nazywa się go (ten język) per „mowa ciała”(bez nadinterpretacji proszę).
Każdy zdrowy pies jest szczęśliwy gdy jest głaskany czy drapany za uchem przez swojego pana.

Uzupełniam te wspomnienia krótko po walentynkach 2005 w trakcie których znalazłam znamienny tekst o miłości, przypomniał mi się. Bez nerwów,jest prozą i niedługi:

…”Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4,16). Prowadzi to do spojrzenia na własne życie z Jego perspektywy. Nie „ja” , ale On, a więc to nie ja zrozumiałem, ale On pozwolił, abym zrozumiał; nie ja mówiłem, ale On mówił przeze mnie; nie ja dawałem, ale On rozdawał, posługując się moimi rękoma; nie ja kochałem, ale On kochał przeze mnie.

*

Dlaczego ktoś mnie nagle lubi?
To Bóg chce przez niego mnie kochać. Nawet nic nie wiedząc, mogę uczestniczyć w Jego działaniu.

Dlaczego ja kocham?

To Bóg chce przeze mnie kogoś kochać.

Obym tylko całej tej sprawy Mu nie popsuł!

Najbliżej

Bóg kocha ciebie poprzez list serdeczny co doszedł
poprzez życzenia na święta
poprzez rzeczy tak ważne, że się o nich nie pamięta
poprzez kogoś kto był przy tobie w grypie
przez tego co po spowiedzi już nie szczypie
poprzez deszcz co ci w uchu zadzwonił
poprzez kogoś kto ci się krzywić zabronił
poprzez psa co nogi ci lizał
przez serce krzyczące z krzyża

( elementarz Księdza Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego ; Teksty wybrała i ułożyła Aleksandra Iwanowska ;Fragment rozdziału kochać ; wyd. Literackie Kraków 2000 )

:-{)))

uff co za ulga…, cały czas bałam się że…
„…to ja byłam Ewą, to ja skradłam niebo…”
A tak naprawdę to…
„…Nie wiem, kochanie jak jest w Niebie,,,”
bo
moje stopy przykrywają taki sam skrawek ziemi jak stopy każdego innego człowieka
(no może troszkę większy, jak na płeć słabą noszę sporawy rozmiar bucika…czterdzieści)

Ps.
Jest jeszcze trzecia powiastka wigilijna. Nie opowiedziana. Oto ona.

Chyba każdy dzieciak kocha psy. Ja kochałam tak bardzo iż po drodze, ze szkoły do domu przyprowadzałam średnio raz w tygodniu jakiegoś „błąkającego się”, do zaopiekowania się. Dla jasności sytuacji, jeden drobny fakt – szkoła stała okna w okna z naszym blokiem.
Zmęczeni lekko (raz zdarzył się nawet dorodny Seter Irlandzki) mą „opiekuńczością” rodzice podjęli decyzję – zgoda! będzie pies.
W ten sposób zostałam właścicielką... ratlerka.
Wiąże się z nim wiele wspomnień mniej lub bardziej pogodnych. Jest jednak jedno dla mnie najważniejsze.
Był czarny, podpalany i mieścił się w dłoni. Umówmy się iż miał na imię Ricki.
Z grubsza jako właścicielka, sprawdzałam się (wstawałam na spacery bladym świtem i nie porzygałam się nawet wtedy gdy zwijając kabel od odkurzacza nadziałam się ręką na kupkę swojego pupila- postawił ją na wspomnianym kablu , za moimi plecami).
Były to czasy gdy nie było jeszcze mody na psy „do towarzystwa” co do których trzeba było stworzyć specjalną listę. Wśród dużych ras, po osiedlach przechadzały się w miarę spokojne owczarki Collie, czasem Niemieckie no i Pudle. Więc po pierwszych miesiącach gdy kurczowo trzymałam go na smyczy (umierałam z przerażenia na myśl, iż mógłby wybiec na ulicę lub pogryziony), dawałam jemu i sobie wolności do oporu. Z czasem nauczył się czekać przy przejściu przez ulicę na sygnał (z reguły głosowy) że droga wolna. Przebiegał wtedy szybko na drugą stronę a ja ruszałam jego śladem.

Nie pamiętam dlaczego tamtego dnia tak się spieszyłam, a ta ulica nie była jeszcze wtedy taka ruchliwa. Spojrzałam w lewo i jednocześnie z „rzutem oka” w prawo(nieświadomie) wysłałam go prosto pod nadjeżdżający samochód. Nie jechał szybko, widziałam niczym na zwolnionym filmie jak zbliża się do pasów po ,których ufnie zapsztalał mój psiak. Było dość czasu by krzyknąć – stój!!! Otworzyłam usta chciałam krzyknąć, tak bardzo,…cholernie bardzo chciałam krzyknąć ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Stałam przy krawężniku niczym żona Lota i „próbowałam” wzrokiem zwolnić bieg psa.
Po chwili gwałtownie wtargnęłam na pasy (nie patrzyłam w żadną stronę) i podniosłam z asfaltu przeraźliwie skiełczącego Rickiego. Szczęściem odbił się jedynie od zderzaka auta i był jedynie potłuczony.
Ta historia ma swoją drugą część (ja ją dopiszę a Wy wymyślicie tytuł do całości)
Wydarzyła się (druga część) wiele lat później i przy zdecydowanie bardziej ruchliwej ulicy.
Znowu stałam przy krawężniku łowiąc bezgłośnie powietrze, „zapatrzona w film” zbliżający się wolno do nieuchronnego finału. I…wtedy impuls=skojarzenie wydarzenia sprzed lat, zadziałał jak klaps akuszerki, nabrałam powietrza „ile fabryka dała”pojemności i z całych sił ryknęłam:
BAAAABCIU !!!!!
bo w tym „filmie” główną rolę „grała” moja Babcia (wśród krzątaniny przed Wszystkimi Świętymi nieopatrznie weszłaby wprost pod koła nadjeżdżającego auta), Dla Niej potrącenie przez samochód przy Jej wieku byłoby wyrokiem.
No i co z tym tytułem?

Marysia nudzi ostatnio o swojego pieska (takiego, którego wychowa od szczeniaczka).
Ma szansę na:
PON-ego (może już wyhodowaliśmy gładkowłose miniaturki….?){Dla niewtajemniczonych – Polski Owczarek Nizinny}
a oprócz powyższego na:
Chihuahua – wersja gładkowłosa;
Yorka – chyba nie ma gładkowłosych
No i może jeszcze…Lhasa apso (też długowłosy, niestety)

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Tytułu nie umiem wymyślić,

ale tekst jak zwykle mnie wciągnął:
Ale idźmy po kolei, to jest piekne:

“Bogoholiczka” choć ja przez chwilę widziałem blogoholiczka

A i z tym czytaniem książek, właśnie tak trzeba czytać, by się zatracić i rzeczywistość zostawić, ja dawniej tak umiałem, teraz nie bardzo i żałuję...

No i ciekawe historie wigilijne.

Pozdrówka serdeczne.

I tak zadam pytanie, czy Dziennik dobiega końca niedługo? Bo w tytule jest zawsze 2001-2005, a ty już doszłaś do grudnia 2004.
Więc jak możesz to zdradź czy dużo jeszcze części, bym się psychicznie przygotował:)


No i tu mnie zaskoczyłeś

tym pytaniem.
Ale po kolei.
Wiesz kiedyś ks.bp J.Tischner spytany o modlitwę w jakimś wywiadzie
powiedział: – ona nie ustaje (w sensie On ciągle rozmawia z Bogiem)
Kiedyś jakbym przeczytała takie słowa to bym się zirytowała (bo czemu nie ja)
albo potraktowała jak informację typu Chopinowi stale duszy grało.
Ale do rzeczy chodzi o to, że w tamtym czasie miałam tak silne odczucie bożej obecności że mnie to krępowało czasami. I to była taka miłująca obecność np.
osoba wierząca idąc do spowiedzi powinna wzbudzić w sobie żal za grzechy – no więc kompletnie nie mogłam tego zrobić bo uczucie tej miłości było
tak dominujące że niwelowało kompletnie poczucie winy – chodziłam do
spowiedzi tak bardziej dla przyjemności porozmawiania o Bogu.
Trochę przytłumiłam te odczucia – trudno w sumie żyć mając trójkę dzieci z przyległościami + zawód wymagający pełnej pary emocjonalnej i wiedzy matematyczno-finansowej będąc w stanie euforycznym.
Dziś myślę że powinniśmy kształcić nasze dzieci w wiedzy matematyczno-duchowej i przestać tak bardzo bać się Boga.
On szuka kontaktu z człowiekiem a my…no niech każdy zajrzy do swej duszy.
Jak musi się czuć ktoś kogo ukochana istota boi się ?
Ja jakoś przeszłam nad swoim lękiem (przed Bogiem) do porządku dziennego po
przeczytaniu kilku książek (amerykańskich autorek).
One tam pisały o różnych praktycznych aspektach swego życia i o
tym by zaakceptować fakt wszechobecnego pierwiastka nadprzyrodzonego.
No więc akceptuję.
Dziś np. gdy szłam do kościoła cichą małomiasteczkową uliczką napotkałam kota, który zaczepił mnie donośnym miałczeniem.
Zatrzymałam się obok furtki pod którą stał i pogłaskałam, pomruczał wdzięcznie (a więc tego chciałeś – miał obróżkę,zadbany- popatrzyłam na furtkę – no nie, jakby chciał wejść to by wskoczył a do tego to angielska furtka – my home is my castle itd – poszłam dalej)
Po 45 min. wracam i kto mnie wita spod furtki nr11 – właściwie nie kto a co – donośne miałczenie.
Pogłaskałam go a potem delikatnie przekręciłam gałkę – furtka uchyliła się bezszelestnie a mój kosmaty znajomy zniknął za nią bez jednego miałknięcia.
No więc taka sobie zwykła historia a mnie co przychodzi do głowy?

“Proście a będzie wam dane, kołaczcie a będzie wam otworzone…”

Taki kot potrafił a ja ? Jestem chyba ważniejsza dla Boga niż ten kot dla mnie?
Kwestia komunikacji a może jego (Boga) 45 min. trwa dłużej ?

Tak dziennik zbliża się do końca, zbliża się tak jak poemat Norwida (chciałam nim towarzyszjyć odchodzącemu J.Pawłowi II, wszyscy wiedzieliśmy że odchodzi).
Intuicja mi mówiła,że mnie czyta i poza całą nieporadnością mojego pisania wyczuwa moją intencję i cieszy się moją obecnością ( jesteśmy trochę jego rodziną więc jest ciekaw co u nas – przy całej jego ilości przyjaciół miał przepastne
serce, chyba dzięki stałemu obcowaniu z Bogiem upodobnił się do Niego).

Ale nie skończę z pisaniem, o nie tak łatwo to się mnie nie pozbędziesz wytrwała
duszyczko (nie jedna mam nadzieję:)
Dobranocka
ps.
więc to była próba mówienia wprost i bez cytatów, sorki jeśli cię znużyła.


Subskrybuj zawartość