Teatr pisania. DZIENNIK 2001-2005 (76)

26.01.2005 Jezu ufam Tobie !

*
Kraju, co, jako Syna Twego szata,
Porozrywany na wiatrach ulata,
Ludu, co rodzi się z łez wyczerpnięciem –
Co rozpoczyna mękę nie-mowlęciem,
A kona wieki i skonać nie może:
„Czemuś opuścił mię (wołając) Boże!”
Ludu – co świata rozrządzał połową
I nie ma grobu ze swymi orłami…
O! Matko dobra, T y P o l s k a K r ó l o w o,
Módl się za nami…

Nigdy nie analizowałam swoich snów. Dobre mnie bawiły lub napełniały otuchą a złe kwitowałam powiedzonkiem: „Sen mara, Bóg –wiara”
Ostatnimi czasy uzmysłowiłam sobie, pewne wspomnienie (widzenie?) z bardzo wczesnego dzieciństwa. I bardzo ciekawiło mnie czemu od ponad czterdziestu lat moja świadomość je przechowuje.
Wypluskana w cynowej wanience leżałam na tapczanie rodziców ułożona jak co wieczór do zaśnięcia w oświetlonym pokoju. Z maleńkiej kuchenki dobiegała usypiająca melodyką, ich rozmowa prowadzona półgłosem.
Popatrywałam w przeciwległy róg jedynego pokoju naszego mieszkania. Stała tam modna w latach pięćdziesiątych toaletka (niska konstrukcja półkowa z obsadzonym w niej ogromnym lustrem).
I właśnie z za tego lustra wyjechało do góry w pewnym momencie nieduże radio, na jego bocznej ściance był przytwierdzony obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej, taki jaki wisiał w tamtych czasach w każdym domu.
Pamiętam swoje odczucia. Nie bałam się (chyba byłam zbyt mała (2,3 l.), prawa fizyki były mi jeszcze obce). Czułam jednak że coś jest nie tak i dziwiłam się, że rodzice spokojnie rozmawiają obok, nic nie spostrzegli(drzwi od kuchenki były otwarte) Chciałam zawołać Mamę ale nazbyt byłam pochłonięta obserwacją. Trwało to chwilę a potem radio jak w bezszelestnej, niewidzialnej windzie obsunęło się w dół kryjąc się za ogromną ramą lustra. Do dziś nie opowiadałam nikomu tej historii.
I dziś, podczas pogrzebu Jana Nowaka-Jeziorańskiego dowiedziałam się o innej takiej przez duże „H”.W latach siedemdziesiątych dzięki jego zabiegom dyplomatycznym wokół Częstochowy nie powstała obwodnica. Teoretycznie miała usprawniać ruch a praktycznie miała być blokadą komunikacyjną dla pielgrzymek zdążających na Jasną Górę.
Panie Janie tak się składa, że w tamtych czasach gdy Pan zatrzymał tą budowę spędzałam czas na pielgrzymkach. Pierwszy raz poszłam ze znajomymi rodziców. I w związku z powyższym jeszcze jedna historia do kompletu. Znajomi byli w wieku moich rodziców i mieli dwójkę dzieci. Na pielgrzymkę chodzili co roku, zabierając znajomych lub ich dzieci. Co roku zbierała się paczka o troszkę innym składzie. Organizacja była taka: On wiózł bagaże, namioty i prowiant. Gdy dochodziliśmy na przerwę obiadową rozkładał dwupalnikową kuchenkę gazową na której „dochodziły” ziemniaki bądź makaron. Pani Ela prosto z pielgrzymkowej trasy nurkowała do przepastnego bagażnika, wyciągała słoik z gulaszem, pulpecikami własnej roboty i rozdawała siedzącej wokół dzieciarni i młodzieży smakowite porcje obiadowe.
Pełno było przy tym żartów, śmiechu. Raz przechodzący obok pielgrzym spytał, myśląc że to odpłatny serwis gastronomiczny: po ile to drugie?
Pani Elżbieta niewiele myśląc obdarowała Go pełnym talerzem.
Pomyślałam wtedy, że nic takiego, na pielgrzymce panuje specyficzny nastrój, takie gesty są automatyczne.
Po latach, dowiedziałam się, że myliłam się. Pani Elżbieta i jej mąż nie będąc ludźmi zamożnymi oprócz własnych dzieci wychowali chorego chłopca.
Dziś w ulicznej sądzie młody człowiek powiedział iż nie jest pewien czy jesteśmy warci tej Polski, o którą walczył Jan Nowak-Jeziorański.
Uważam iż nie jest to pytanie retoryczne jak długo znajdują się młodzi ludzie mający takie refleksje.

I znów, towarzyszy mi ponadczasowy cytat, z Norwida oczywiście:

„…-Jak się Bogu podoba,
Taka Jutra osoba…”

Więc nie zastanawiajmy się nad tym, kto jest fizycznie tym 44 ( słownie czterdziestym czwartym).
Każdy z nas niech zajrzy w swoje wnętrze a spotka Go tam. Bo jest to z łaski Boga duch naszego Narodu, taki skrawek nieba tkwiący głęboko w duszy. Pozwala nawet w najgorszych tarapatach myśleć o innych , śmiać się przez łzy i
walczyć (dobrem) do skutku (zgodnie z powiedzeniem: do …skutku sztuka. Co…?, że niby „szło” to trochę inaczej, nie szkodzi, ta wersja bardziej przystaje do XXI wieku)
A pieśń nową śpiewają Panu Archanioły. Grają na „dusznych” harfach , potrącając, czasem cienkie niczym struny ale bardzo donośne skrawki błękitu w ludzkich duszach.
Dobrze, dobrze przechodzę na prozę. Wskazówka praktyczna: trzeba prosić anioły o pomoc, brak naszych modlitw wiąże im ręce – wyczytałam w książeczce Babci (ma się dobrze, jak Pan Bóg pozwoli skończy w maju 100 lat).

Św. Archaniele Jechudielu, Ty potężny Aniele i przeciwniku złych duchów, przybądź nam z pomocą z całym Zastępem Twych Aniołów. Wspieraj nas w walce ze strasznymi atakami piekła, które grożą zniszczeniem Kościoła. Zabierz wszelką zazdrość z naszych serc i spraw, by Boże rozporządzenia owocowały w nas żywą Chwałą Bożą. Amen
Ojcze nasz… Zdrowaś… Chwała Ojcu…

Św. Archanioł Jechudiel „Chwała Boga” – zwalcza ducha zazdrości i nieżyczliwości. Duch zazdrości buntował się przeciw wyróżnieniu Maryi. Zazdrości bliźniemu dobra. Przezwyciężyć go można miłością Boga i Jego Przykazań i miłością bliźniego.
Kon. Cyt.

:-{))
O raju ! nawet nie przypuszczałam jak bardzo takie prośby są skuteczne. Poprosiłam w związku z postanowieniami wielkopostnymi o pomysł na aktywną modlitwę (modlitwę w działaniu). Może to wydać się trywialne ale rano przy zwyczajowym zestawie ćwiczeń na rozruch pod wpływem jakiegoś impulsu przeszłam z dwunastu na trzynaście powtórzeń. A trzynastka kojarzy mi się jednoznacznie. Początek i koniec Objawień Fatimskich (13.05 – 13.10) cudowne ocalenie Ojca Świętego, znam pewną staruszkę (dobiega setki:) –mieszka pod nr.13
Kto i kiedy wymyślił, że trzynastka jest pechowa?
Co…proszę? że trzynaście powtórzeń to śmiesznie mało. Bez obaw , trzynaście ale w seriach po 5 lub 8 (ouki, częściej pięć niż osiem;)

ps.2009
świetna piosenka, zawiera odpowiedź, jeśli ktoś czuje niedosyt to
więcej znajdzie w polskiej książce (najczęściej tłumaczonej na obce języki).
Co to za książka?
To wywiad- rzeka z Chrystusem, szczęśliwą “dziennikarką” wybrana została
polska kobieta – Helena Kowalska.
Tytuł tej książki?
“Dzienniczek”, ta kobieta znana jest dziś jako św.Faustyna.
www.faustyna.pl TU go znajdziecie

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

-->Bianka

Ciekawe. Ja nie pamiętam snów :) A nawet jak zapamiętam, to szybko zapominam. Poza tym ciekawa sprawa taki dziennik :-) Coś jak blog :) Pozdrawiam, referent


Co za miła niespodzianka :)

cieszę się, że Pan zawitał między moje wspomnienia.
Zasadniczo też nie przywiązuję większej wagi do snów (zgadzam się z opinią że w większości przypadków są odwzorowaniem naszych przeżyć z realu).
Dlatego w sumie zastanowiło mnie czemu utkwił mi ten w pamięci.
A ten dziennik to najdziwniejsza rzecz, która mi się w życiu przydarzyła i
zasadniczo wciąż czuję się z nim dziwnie.
Zdaje się jednak.że takie odczucia miewają piszący dość często (ks Jan Twardowski
,nawet On, pisał o tym w jednym ze swoich wierszy :)
Na pociechę (jak już czuję się dziwolągiem absolutnym) czytuję książkę zawierającą
krótkie notki biograficzne kilkuset ludzi którzy zmienili świat – tam to dopiero jest przypadków ;)
Fajnie jest patrzeć jak zmienia się świat, w naszych czasach to wręcz wyczuwalne
organoleptycznie jak to się w biologii ładnie mówi i
wierzę święcie, że drobnymi kroczkami ale na lepsze :)

pozdrawiam i Szanowną p.Referentową , bardzo serdecznie, bardzo, bardzo serdecznie.


-->Bianka

Dziękuję za życzenia dla referentowej; przekażę. Lubią ja tu bardziej niż mnie :-)))


No, nie do końca, nie do końca :)

a jeśli czasem to troszkę pańskiej w tym zasługi,
zamierzonego lub podświadomego sposobu przedstawienia tej postaci,
coś w tym jest:))

serdeczności (podwójne niezmiennie:)


13-tka szczęsliwa,

a jedzenie na pielgrzymc,e szczególnie jak się jest nim obdarowanym, smakuje jak nigdy:)
Jeszcze tylko w górach jedzonko tak smakuje dobrze.

Pozdrówka.


>grzesiu

najlepszą jajecznicę jadłem w Roztoce, do tego kasza z masłem i kefirem … rewelacja


Witam szanownego p.Docenta i ciebie Grześ {choć ty to jesteś tu

już na prawach domownika} i uczciwie uprzedzam na wstępie że naprawdę ale to naprawdę WCALE TEGO NIE CHCIAŁAM jednak wspomnienie jajecznicy w górach jest jak
przyciśnięcie klawisza uwalniającego we mnie pewną autentyczną
historię.
W schronisku w dolinie Chochołowskiej kuchnia świadczyła
usługi typu:przygotowywanie potraw z prywatnych produktów dostarczonych przez turystę, najprostszym przykładem herbata z własnej torebki herbaty(wrzątek nic nie kosztował więc ekonomicznie było:)
Pani kucharka przygotowywała jedzonko a potem przekrzykując gwar sali głośno
oznajmiała,że potrawa gotowa by ją odebrać
I tak to pewnego pięknego poranka w kierunku gwarnej sali poleciał
tekst:
“jajecznica z własnych jaj proszeee!!!”
Sala przycichła by następnie tłumionymi chichotami odprowadzić młodego
nieszczęśnika, który z buzią koloru dorodnej piwonii odbierał talerz
z okienka.

Eeech, Dolina Chochołowska ciekawe czy już cała w krokusach czy jeszcze za zimno? Pewnie na święta akurat rozkwitną
pozdrawiam nostalgicznie (ale z filuternym uśmiechem)

ps.
w sprawie 13-tki Grzesiu tylko zacytuję piosenkę (jakoś tak chodziła za mną w tamtym czasie;)
“Jeśli miłość coś znaczy to musi dać znać
kiedyś też to zobaczysz…(...)”
:-)))


Chochołowska

hmmm :)

pełna ceprów jak znam życie … nie jestem górołazem ale mam do Tater sentyment :) właśnie przez te jaja i wrzątek ale w Murowańcu i masakrycznie zimne prysznice w 5 stawach :)


Sorry, Panie Docencie za małą literę

w poprzednim komentarzu (tak bardzo chciałam być poprawna,że skoncentro-
wałam się zbytnio na ortografii zapominając, że nick to imię własne, w necie)

Muszę się przyznać z żalem, że też górołazem nie jestem ale sprawa jest
do nadrobienia (pocieszam się:).
Tatry kojarzą mi się humorystycznie dzięki kuzynowi, który dużo po nich
chodził z rodzicami a potem z własną rodziną i oprócz niewiarygodnej ilości
zdjęć przywoził zawsze zabawne opowiastki o ceprach, góralach
sytuacyjne itp.że zacytuję stary jak świat w spr.wrzątku:

Baco, macie wrzątek? – pyta zziębnięty turysta.
Mom, ino mi wystyg – pada rzeczowa odpowiedź :)

pozdrawiam gorąco


bacowie są nieźli

kiedyś mieszkaliśmy w górach w chacie kolegi i jeden baca do nas przychodził. jak mu się robiło herbatę (koniecznie z twardym HA) to skubany sypał do niej z 10 łyżeczek cukru … nie na raz ale tak metodycznie dosypywał :)

pzdr


Śliczne,

lubił likiery, pewno :)
czuję temat,
jakbym była trunkowa też pewnie bym tak robiła (na jego miejscu).

pozdrawiam “z góralska”


:)

no to była zwykła herbata … nie “po góralsku” :)


Hm, ja własnie idę sobie zrobić jajecznicę:)

ale z jaj z lodówki.
Na maśle i pewnie z jakimiś innymi fajnymi ingrediencjami, posypie się parmezanem, doda bazylii i oregano:)
Dobra będzie.

A najlepszy tekst o jajecznicy napisał Nameste:

http://delicyje.salon24.pl/19197.html

Choć to tekst nie do końca kulinarny, ale tak smakowity, że masakra.


Ano właśnie,

mówiłam, że całkiem jesteś zadomowiony Grześ :), my
tu gadu, gadu a ty do kuchni bo nie ma to jak przetrącić
coś pożywnego.
Dzięki za przepis, takiego jeszcze nie przerabiałam, brzmi obiecująco,
na przedwiośniu – prima.

pozdrówka.


Bianko, no jest to specyficzna ta jajecznica,

ale cąłkiem dobra.
Choć klasyka to jest po prostu na maśle zwykła.
Lub inna na boczku.
Albo wiosenno-letnia z pomidorami, szczypiorkiem i takimi tam.
Pycha.
:)

Pozdrówka.


Subskrybuj zawartość