Teatr pisania. DZIENNIK 2001-2005 (78)

02-03.02.2005 Jezu ufam Tobie!
cd (wybaczyć p-rze jeśli zakradł się dubel)

„Śmieje się Ten który mieszka w niebie” czyli moja historia z mottem w tytule”

Miałam nie ważne kiedy taki czas w swoim życiu gdy wszystko było nie po mojej myśli, przyznaję z ręką na sercu, rozczulałam się nad sobą.
Moja modlitwa wyglądała tak:
„Boże zrób coś bym nie musiała się pocieszać myśląc o tych którym jest gorzej ( ten stracił zdrowie, tamten bliską mu osobę, ktoś tam nie obudził się dzisiaj itp…. Itd….)
Nie minęły trzy dni gdy dostałam odpowiedź :
Było wczesne lato, dość późny wieczór. Sięgnęłam do torby po telefon by podłączyć go na noc do ładowarki. Rzuciłam mimowolnie okiem na rozświetlony ekran i zobaczyłam komunikat – nie odebrane połączenie. Sprawdzam – to jest 20 nie odebranych połączeń! OD AGI ! (Aga jest z paczką przyjaciół na działce u rodziców jednego z nich. Taki wyproszony kilkudniowy wypad po maturze.)
Robi mi się ciepło, siadam na krześle, cisza w domu staje się słyszalna.
Spokojnie – pewnie nie zablokowała komórki.
Piszę sms-a:
Agi, czy wszystko ok.?
Po chwili przychodzi odpowiedź: „tak, w porządku, mieliśmy tu mały problem ale poradziliśmy sobie.” Kończy charakterystycznymi dla siebie pozdrowieniami.
Próbuję się jeszcze czegoś dowiedzieć ale dostaję informację iż po powrocie wszystko mi opowie,
Po trzech dniach siedzę na tym samym krześle i słucham a raczej z lekka wymuszam relację.
„ Wiesz Aneta, ta której tak świetnie poszła matura, wykręciła mały numer. – jaki numer? – no wiesz, posprzeczała się z Renatą i wybiegła na dwór, gdy ją dogoniłam to już siedziała na…transformatorze.
-CO ! Jakim t r a n s f o r m a t o r z e ??? – mimowolnie rozpięłam guzik pod szyją. Przed oczami stanął mi artykuł z lokalnej gazetki o śmiertelnie porażonym nastolatku. – to jest taki „kaloryfer” na takim słupie i przy nim taki podest. – jak to możliwe, że można tam tak bez problemu wejść? Nie jest to zabezpieczone? – Oj Mama jest oznakowane, że wysokie napięcie itd.
-co było d a l e j ? – no więc usiadła na tym podeście i powiedziała, że musi sobie odpowiedzieć na kilka egzystencjalnych pytań a to miejsce wyjątkowo jej do tego pasuje. – chyba nie próbowałaś do niej wejść? – eee, nie, stałam na dole, ona siedziała na górze no i gadałyśmy. – a potem? – stwierdziła, że ma dość i schodzi i… wtedy podczas wstawania odruchowo oparła się ręką o ten „kaloryfer”. Coś strzeliło, upadła na podest…, chwilę się nie odzywała a potem jakoś tak niewyraźnie powiedziała że nie może się ruszać – Boże, co zrobiłaś !? – Powiedziałam żeby nie próbowała sama nic robić i pognałam w stronę domku, po pomoc. Gdy tak pędziłam, poczułam, że mam w skarpecie komórkę. Zaczęłam dzwonić, najpierw do ciebie a potem przypomniałam sobie numer pogotowia.
Wróciłam pod ten nieszczęsny słup i rozmawiałam z nią, Na szczęście mówiła już wyraźniej.
A potem zadyma totalna – dwie karetki, policja, straż techniczna…
Mówiła, mówiła już bez zachęty.
Ja też mówiłam, w duchu i bez słów.
Co?
Uświadomiłam to sobie wtedy gdy postanowiłam zapisać.

BOŻE SPRAW BYM SIĘ TAK WIĘCEJUPIO NIE MODLIŁA.

Ale była też inna rozmowa chyba nawet bardziej pasująca do kontekstu…
A…, Aneta miała tylko lekko poparzoną rękę.

A ta inna rozmowa odbyła się kilka lat wcześniej(spr.). Było tak:
Pojechaliśmy do znajomych mieszkających pod Warszawą. Małżeństwo oczekujące dziecka. Zadziwiający dom w którym na każdej szafie, kredensie, komodzie, serwantce spał jakiś kot. Było tego sztuk z 7-9 a dodatkowych pięć stołowało się na tarasie.
Podłogę i jedną z kanap użytkował młody, wilczurowaty pies.
Sporo młodsza wtedy Marysia była zafascynowana, ja takoż.
Daniel był w swoim żywiole bo od razu złapał kontakt z kolegą podobnie jak On inteligentnie uszczypliwym. Dla mnie otoczenie i znajomi byli nowością więc zachowywałam lekką rezerwę. Troszkę jak to ja snułam refleksje głównie na temat: jak trudno będzie Pani domu opiekować się dzieckiem wśród rozkosznego skądinąd inwentarza.
Potem atmosfera się ożywiła, poszliśmy z psem na spacer do pobliskiego lasu. Była wczesna wiosna, zieleni raczej jeszcze mało więc od razu rzuciła mi się w oczy maleńka kapliczka zawieszona na drzewie dokładnie na skrzyżowaniu śródleśnych duktów.
Jej widok bardzo mnie poruszył, może dlatego, że byłam wtedy ogólnie na etapie fascynacji kapliczkami w Polsce ( z każdą wiąże się przecież jakaś historia, czasem tragiczna – przyszła mi do głowy jedna wystawiona w ogródku przydomowym, napis mówił iż upamiętnia śmierć dziecka potrąconego przez samochód właśnie na jezdni przed tym domem).
No i chlapnęłam taką uwagę: – Jaka urocza kapliczka, ciekawe kto ją tu powiesił i dlaczego?- rzuciłam okiem na śródleśną drogę krzyżującą się pod kontem prostym i dodałam – może ktoś tu zginął ? – A ja przypuszczam, że jacyś dwoje się tu „ciupciali” i udało im się nie „wpaść”, stąd ta pamiątka – głos Witka był z lekka poirytowany.
Jak to Anglicy mawiają…? I was lost for words w przełożeniu na polski znaczy całkiem prozaicznie: „zapomniałam języka w gębie.
Gdy przeszło mi lekkie zmieszanie przemieszane z ulgą – Marysia goniła za psem hen przed nami- pomyślałam – Zdaje się Witek bardziej radykalnie ode mnie szuka uśmiechniętej twarzy Boga.
Niestety następnego dnia zapomniałam również o swoim dyżurze w firmie.
Ściągnięta naglącym telefonem z językiem na brodzie dopadłam do biurka i powoli dochodziłam do siebie. Gdy puls z lekka mi się już wyrównywał dotarły do mnie słowa koleżanki ( stoi „czterema” nogami na ziemi za co Ją podziwiam a czasem zazdroszczę). – całe szczęście, że nic mi się nie stało a samochód, to tylko samochód, za tydzień zrobią – kończyła opowiadać Kinga
Zaintrygowana, spytałam w czym rzecz i w kilku zdaniach …otrzymałam o d p o w i e d ź.
Dwa dni temu jechała do dzieci na działkę (gdzieś w okolicy Kielc) i gdy pokonywała ostatni odcinek (przez las i w miarę wolno) wyskoczyła Jej nagle przed maskę sarna. Odbiła kierownicą aby jej nie potrącić, w efekcie wylądowała na drzewie a samochód docelowo w warsztacie.
Musiałam mieć z lekka gapiowatą minę bo skwitowała całkiem rezolutnie – Jak widzisz ja to mam powód być rozkojarzona, a z tobą co się dzieje ( właśnie Kinga ściągnęła mnie do biura dyskretnym telefonem ratując przed ewidentną wpadką)?

Popadłam w zadumę na wspomnienie tamtej historii- liczę kapliczki wdzięczności, których Ci nigdy nie pobudowałam Panie Boże. Najwięcej jest tych z wczesnego dzieciństwa moich pociech. Przytoczę tylko jedną za to wybuchową.
Matis miał niespełna dwa lata Aga kilka miesięcy. W tym czasie miałam oczy dookoła głowy więc od razu zauważyłam gdy delikatnie podnosi stojącą w rogu kuchni małą zakapslowaną butelkę z wodą sodową. Właśnie mieszałam Bebiko przy kuchni więc powiedziałam spokojnie zanim zdążył się wyprostować: syneczku odstaw to grzecznie .
Posłuchał (chyba wiem dlaczego ten okres wspominam jako najszczęśliwszy), odstawiana butelka leciutko tylko puknęła i rozerwała się – zdziwiony Matis oglądał zakapslowaną szyjkę od butelki, która została mu w rączce a ja gorączkowo „organoleptycznie” oglądałam Jego upewniając się iż nie ma najmniejszego zadraśnięcia.

Znalazłam ostatnio ciekawy cytat na temat wdzięczności:

„Odczuwać wdzięczność a nie okazać jej
To tak jakby pięknie zapakować prezent i
Nie podarować go”
Wiliam A. Ward

Za Marti Olsen Laney ”INTROWERTYZM TO ZALETA” Rebis 2005 Poznan

Ps.
Witkom urodziła się córeczka, dali Jej na imię Mądrość-w przełożeniu z greckiego bodajże czyli Zofia

SIEDMIU ŚWIĘTYCH ARCHANIOŁÓW

Michał, Gabriel, Rafał, Uriel, Jechudiel, Sealtiel, Barachiel

Tych siedmiu Archaniołów stoi przed Tronem Boga. Ten przywilej zdobyli sobie głęboką pokorą i wielką wiernością w czasie ich próby.
Dowodzą wiernymi i Woli Bożej uległymi wojskami niebieskimi, na których czele stoi Św. Michał Archanioł. Zwalczają przede wszystkim tych siedmiu arcydiabłów rozpowszechniających siedem grzechów głównych (pychę, chciwość, zazdrość, gniew, nieumiarkowanie, nieczystość, lenistwo). Za każdym z tych siedmiu Archaniołów stoją potężne Chóry Aniołów – większe i mniejsze. Ale nawet Ci najmniejsi Aniołowie są strasznie groźni dla złych duchów.
Dlatego należy wzywać tych potężnych Aniołów i Aniołów Dnia codziennie.”
………………………………………………………………………….
ANIELE BOŻY…

(21) Łaska Pana Jezusa ze wszystkimi!*

OSTATNIE ZDANIE Z APOKALIPSY ŚW. JANA
Za Biblią Tysiąclecia, wyd. Pallot. Poznań-Warszawa,1982

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Czytam sobie jak zwykle

kojące to jest, acz ból gardła nie przechodzi mimo to.
No ale od tekstów to tylko może przejśc ból głowy i melancholia.
Albo przyjść. Ale to nie od twoich:)
Znaczy od twoich przejść mogą i pójść sobie precz.
Mam nadzieję, żem nie zamotał.

pzdr


Zamotałeś :),

ale ból gardła wszystko usprawiedliwia – wiem coś o tym.
Wiem też i podaję na przyszłość do wypróbowania jak się go pozbyć.
Wieczorem płucz gardło roztworem A-molu /10=15 kropli na pół szklanki
ciepłej wody/ .
Kilka łyków tej miksturki trzeba przełknąć, nic po tym nie jeść ani pić –
działa.

pozdrówka


Subskrybuj zawartość