WESOŁYCH ŚWIĄT !

Jak każdego roku pamięć pokoleń o Zmartwychwstaniu Pańskim jest okazją do radości i świętowania cudu odradzającego się Dobra.

„Wesołych Świat” „Wesołego Alleluja” . Koszyczek ze święconym, jajeczko, baranek, zajączek, śmigus-dyngus, zielona trawka, kartki świąteczne, baba wielkanocna, mazurek, kolorowe pisanki, bazie…Radosne symbole kresu męki, narodzin Nowego, Lepszego, Odrodzonego – naszej nadziei.

Wszystkiego najlepszego wszystkim, adresowane do wszystkich, chętnie, beztrosko, zgodnie z obowiązującym rytuałem, bo taki jest obyczaj, bo tak należy.

Bo tak się przedstawiamy innym, my katolicy, przestrzegający obrządku, tradycji, naszego trwania w Kościele. To nas uskrzydla, czyni dobrymi i pięknymi, szlachetnymi i pełnymi podniosłego dobrego samopoczucia.

Choćbyśmy dzień lub zaledwie parę godzin wcześniej byli zaprzeczeniem zasad Dekalogu, choćbyśmy bliźnim życzyli wszystkiego najgorszego, choćbyśmy dawali fałszywe świadectwo bliźniemu swemu, kłamali, kradli, cudzołożyli, fałszywych bożków na ołtarzach stawiali, poniżali braci, pogardzali prawdą, pierwsi kamień do ręki brali – nie czujemy wstydu, zażenowania, wątpliwości – mamy prawo dzień święty święcić.

Świętowanie nam się należy!

Poszliśmy do spowiedzi, uzyskaliśmy rozgrzeszenie, odprawiliśmy zadaną pokutę, przystąpiliśmy do Komunii św. – więc hulaj dusza, jesteśmy uwolnieni od grzechu, jesteśmy czyści, jesteśmy dobrzy.

Do następnego podniesienia kamienia, do następnego rzucenia nim w człowieka, nieważne czy winnego czy nie, czy lepszego czy gorszego od nas – bo nas złości, bo go nienawidzimy, bo chcemy by czuł się źle, by go zabolało.

Mamy przed sobą cały rok by krzyczeć: „Ukrzyżuj Go”! Bierzemy odłożone na chwilę tylko, na czas NASZEGO świętowania – włócznie i bicze w ręce i gąbki nasączone octem, napychamy kieszenie ostrymi gwoździami z cierni pleciemy korony i stajemy w gotowości.

Przecież Jego męka, Jego cierpienie, Jego ból nie są przerażające, nie wywołują współczucia, nie chcemy o tym pamiętać – to przecież trwa tylko chwilę. Jeden Wielki Tydzień. Zaraz potem przychodzi to właściwe, to na co czekamy. Nasze wyzwolenie od narzucanego nam poczucia winy, od wywoływania w nas niechcianych refleksji, od uświadamiania sobie ceny za nasze zbawienie – przychodzi Zmartwychwstanie – nasze, osobiste prawo do świętowania.
Do wesołych świąt.

Więc i ja dzisiaj, w Wielki Piątek, w dniu najgłębszej żałoby i bólu życzę Wam Wszystkim

WESOŁYCH ŚWIĄT!

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

ja co prawda nie świętuję

ale wszystkiego dobrego

“Kto nie pije wódki, ten jest gruby i malutki”


Renato

Poszliśmy do spowiedzi, uzyskaliśmy rozgrzeszenie, oprawiliśmy zadaną pokutę, przystąpiliśmy do Komunii św. – więc hulaj dusza, jesteśmy uwolnieni od grzechu, jesteśmy czyści, jesteśmy dobrzy.

Nie uczyniłam zadość żadnej z tych czynności.
Nie będę też krzyczeć: “Ukrzyżuj Go!”
W ogóle nie będę krzyczeć.

Spokojnej Radości i radosnego Spokoju Ci życzę.
Bez rytuałów i hipokryzji.
Tak po prostu, z serca.


Smutny tekst, ale pewnie prawdziwy w sumie...

Pozdrawiam i zyczę wszystkiego Dobrego na Święta, ale i na czas poświąteczny.

Pozdrówka


Magio

Też, i nawet nie czuję cienia żalu z tego powodu.
I również nie mam zamiaru krzyczeć, nawet mogę dać w łeb temu co będzie się wydzierał.
;O …


Pani Renato

Wesołych świąt!

A nich tam inni mówią, co chcą, a ja byłam u spowiedzi, pokutę odprawiłam, a teraz ledwie oderwałam się od przygotowań, pieczenie, gotowanie….

HOSANNA!!!

Pozdrawiam świątecznie.:D


Pani Renato

Iwona
pójdzie wprost do raju
jeśli ze mną wytrzyma
do końca
a ja?
ja do seraju
gdzie hurys…

;P

HOSANNA!


Hm, co to za

coming outy, że się czegoś nie zrobiło?
No ja też nie, ale w sumie nie jest to żaden powód do chwały, choć tyż ten fakt mnie nie smuci jakoś zbytnio.
A krzyczeć tyż nie będę, bo i po co.
Są w tym lepsi pewnie.


Witajcie Drodzy

Algo, Magio – widzicie, mężczyźni nie mają wątpliwości, że za NASZĄ pracę, starania o pełny stół, miły wystrój, dobry nastrój, nasze uwalnianie ich od poczucia grzeszności i wrodzonego lenistwa – IM się raj należy. I to taki szczególny, według ICH męskich wyobrażeń. Biedacy, nie widzą, że kiedy z daleka ujrzą ten NASZ raj, który na nas czeka, kiedy już nas porzucą i utkną w ramionach tych swoich tłustawych hurys – to krew ich, zastygła w już pono, zaleje.
Nie zdradzam szczegółów, żeby nie zalała ich przedwcześnie – bo jeszcze muszą odkurzyć, firanki powiesić, śmieci wynieść i parę takich tam… zrobić!

Pozdrawiam serdecznie


Pani Renato

a oni wiedzą kto nas czeka w tym raju?

hi hi!

Pozdrawiam świątecznie.:D


Pani Renato

Jednak zaskakujący ma Pani punkt widzenia…

Mimo wszystko — dobrych świąt.
I głębokiego doświadczenia zmartwychwstania.


RKK

sory ale ja upiekłem dwa ciasta: piwne i keks…
a poza tym zrobiłem dziś żonie pieczoną w ziołach rybę i surówkę z białej kapusty z pomarańczą i yoghurtem

“Kto nie pije wódki, ten jest gruby i malutki”


Właśnie, ja tyż jak Docent staję w obronie męskiego honoru.

Że my nic niby nie robimy?
Własnie przed chwilą zrobiłem sałatkę jarzynową, a wcześniej w sumie współtworzyłem w znacznej mierze sernik:)
Aczkolwiek do lenistwa się przyznaje z chęcią...
Pzdr


grześ

lenistwo – tak!

na szczęście mam równie leniwą żonę ... to jest partnerstwo w lenistwie :)

“Kto nie pije wódki, ten jest gruby i malutki”


No proszę,

Wystarczylo trochę babskim rajem postraszyć i panowei przechwalają się pracowitością, wyrozumialościa i dobrocią dla płci pięknej.
No i tak trzymać panowie!


dziękuję Odysie, wzajemnie.

A co Pana zaskoczyło?


Pani Renato

Gorycz.


Pani Renato

Mnie tez.


Tak, gorycz, ból...

Płytki, bezmyślny, sprowadzony do merkantylno-komercyjno-teatralnej powierzchowności katolicyzm.
Coś dla dobrego samopoczucia, coś co pozwala czuć się lepszym od innych.
U Mad Doga są fragmenty Pasji – Gibsona.
Obawiam się, ze dla wielu ludzi są też tylko jeszcze jedną okrutną opowieścią, odległą i egzotyczną i oczywiście z happpy endem.
Do oglądania popijając piwko, lub herbatę. Jak filmy z gatunku fiction.
Jeszcze jedna historyjka, w żaden sposób nie odnoszącą się do nas samych.
Mad Dog zauważa, że to może dziać się teraz. A ja dodam, że się dzieje. Każdej sekundy. To nasze lustro, w którym jednak nie widzimy siebie.
Boli mnie to oczekiwanie jak najszybszego happy endu – samego Zmartwychwstania. Boli mnie łatwość z jaką odwracamy głowy i nie chcemy znać ceny za nasze “wesołe święta”.
Ceny nie w boskim a w czysto ludzkim wymiarze.


Droga Renatko

bez podtekstów i przekomarzań,życzę Tobie i Twoim najbliższym zdrowia,ciepłai i uśmiechu!


Renato

Radości wielu, pomysłów, konotacji, skojarzeń, zdrowia, twórczego niepokoju i takiego samego jak dotąd ognia Ci życzę.

Wesołych Świąt


Najlepszego

I zdrowia.


Pani Renato

Dzieje sie tu i teraz.

“Forgive Us”
http://youtube.com/watch?v=UXZZipBRMgU&feature=related
Wydaje mi sie ze przekazuje dosc wiernie Pani mysl.

Pozdrawiam serdecznie


Pani Renato

Może i ma Pani ciut racji. Ale co najwyżej ciut.
Zmartwychwstanie to znacznie więcej niż happy end.
To bardziej happy beginning.
Zmienia wszystko.

Nie miałoby sensu wspominać co roku jedynie okrutnego okaleczenia i uśmiercenia wielkiego człowieka. Przecież okrutnie zabito wielu wielkich ludzi i jeszcze więcej ludzi których wielkimi nie nazwano — i nie wspomominamy tego nadmiernie. Czy ktoś ze czcią obchodzi kolejną rocznicę ukrzyżowania Spartakusa?

Każde cierpienie jest absurdem nie do zniesienia.
Jedynie nadzieja oparta na wierze w zmartwychwstanie może znieść koszmar absurdu śmierci.

Pani Renato — zmartwychwstanie jest osią chrześcijaństwa. Bez niego, mówi Paweł, próżna jest nasza wiara. A to są święta zmartwychwstania.

Jasne — chrześcijanie stają się z roku na rok mniejszością religijną.
Sens ich świąt rozpuszcza się w neo-pogańskim podejściu do życia, z którego trza wycisnąć maksimum przyjemności, nim się skończy.
Ale akurat radość w te święta jest na miejscu. Choć rzecz jasna, z radoscią tą należy poczekać do niedzieli.

Pozdrawiam. Radośnie.


Odys

Każde świeto jest po to by człowiek się radował.
Nie musi mi Pan tlumaczyć, zwlaszcza jesli dobrze zrozumiał Pan mój tekst ani czym jest święto Zmartwychwstania, ani tym bardziej czy Zmartwychwstanie znaczy więcej czy mniej niż celowo uzyte przez mnie slowa: happy end.

Ten neo-poganizm, o którym Pan wspomina jest o tyle zasadny, że polski katolicyzm stal się tak bardzo naskórkowy, tak płytki – ale co znacznie ważniejsze stał się dla wielu narzędziem, często slużącym do bicia bliźnich.
Wielu katolikow zdziwiłoby sie pewnie gdyby dowiedzieli się, że mimo wypelniania nakazów uczestnictwa w Kościele, dopełniania obrządku – katolikami albio wcale nie są albo są bardzo marnymi. W takim codziennym rozumieniu zycia zgodnie z tym co nakazuje wyznawana religia.
W czym nie mam racji, skoro mam jej zaledwie “ciut”. I z którym “ciut” Pan się zgadza?

Widzi Pan, ja nie rozumiem pańskiego stwierdzenia, że z radością należy POCZEKAĆ do niedzieli.
Bo w tym POCZEKAĆ jest i to, że nic nas nie obchodzi przeżycie tego co niedzielę poprzedza, ponieważ CZEKAMY na niedzielę, żeby się cieszyć. Bo tylko cieszenie się jest dla nas ważne. Bo to jest ta frajda świąt – i na nią się cieszymy, nawet jeśli wiemy, że NIE WYPADA okazywać tej radochy wcześniej. Ale to co się kryje za tymi kilkoma dniami przed niedzielą, jest dla nas tylko przykrym poprzedzeniem radości – jak w filmie, który jest ciężki i okrutny, ale wiemy, że dobrze się skończy.
I nie musimy zawracać sobie głowy treścią, ani przesłaniem tego co bylo straszne.
I nie musimy z tego wyciagać żadncyh wniosków, bo one zepsułyby nam frajdę świąt.
Poza tym, zepsułyby nam wyobrażenie o nas samych.
I to jest najważniejsze.
I kto wie, czy wyrządzając nastepne świństwo komuś mielibyśmy to poczucie satysfakcji, tę cichą radość z tego, że “pokazaliśmy mu, jej, im – niech sobie nie myślą!) Kto wie, czy stać nas byloby na chamstwo, na wulgarność, na agresję, na nienawiść, na zwykłą złośliwość nawet – gdybyśmy przejrzeli się w scenach Męki Pańskiej jak w lustrze i w niektórych oczach, twarzach, słowach, gestach ujrzeli samych siebie.
“Odwalamy” więc przykre obowiązki uczestnictwa STARAJĄC SIĘ nie myśleć o tym i jak najszybciej mieć to za sobą.

Czytałam uważnie komentarze i teksty dotyczące Wielkiej Nocy , a co za tym idzie katolicyzmu. I od naiwnego, wręcz prymitywnego pojmowania wiary, która wystarczy i nie trzeba juz zawracać sobie głowy rozumieniem czegokolwiek, a jesli już to najlepiej przyjąć wykładnię jak dla niedorozwiniętych, albo dla niezdolnych do pojmowania wielu spraw dzieci – co uprawia Poldek, czyniąc z katolicyzmu landrynkę do lizania przez szybkę – aż do wojującego katolicyzmu, pełnego agresji, niechęci do bliźnich, braku pokory i braku woli zrozumienia demonstującego naiwną buńczuczność, która bardziej służy przekonywaniu samego siebie o własnej wartości ( i oryginalności także!)yekstu Nicponia, który katolicyzm poojmuje jak western – byly to teksty o TEORII!
Nic z praktyki stosowanej, nic z własnego przeżycia.
Jednym, słowem jak sobie mały Kazio wyobraża coś o czym co nieco wie, ale tak naprawdę nie ma pojęcia.

Na tym tle jaśniały znakomite, osobiste teksty Jareckiego i Gretchen ( także jej komentarze).

Jeśli człowiekowi dano możliwość przyjęcia za swój, najpięknieszy kodeks praw, jaki istnieje – katolicyzm, a człowiek nad nim przechodzi bez zatrzymywania się bo CZEKA jedynie na dzień radości – to po co ów kodeks?

Przecież wystarczy ogłosić byle jakie „święto wiosny”, ustanowić, że w czwartek , środę, albo w niedzielę mamy się cieszyć, bo zaczyna się dla nas nowy czas, jesteśmy od tego dnia „odrodzeni” – i już! Możemy mieć nadzieję, że wszystko nam się będzie dobrze układać.

Czy teraz rozumie Pan o czym pisałam?

Pozdrawiam


Dziękuję Wszystkim za świąteczne życzenia

Dziękuję serdecznie i szczerze je odwzajemniam.

Wszystkim przesyłam najmilsze pozdrowienia.


Pani Renato

Rozumiem, o czym Pani pisała. Mam takie wrażenie.
Mam wrażenie, że rozumiałem od początku.
W każdym razie Pani obszerne wyjaśnienia nic nie zmieniły.

Moje “poczekać” jest niezręczne, fakt.
Nie chodzi mi o niecierpliwe dreptanie w miejscu w kolejce do toalety.

Sorry, ja nie przeżywam tego czasu od lat w taki sposób. Dla mnie to wszystko jest serio. I to jak. I ta radość też jest serio. Nie mógłbym nazwać jej radochą.

Ale może ja jakiś dziwny jestem.

A pisząc o neo-pogaństwie mam na myśli także znaczny odsetek (nie odważę się szacować jak znaczny) tego co Pani zwie polskim katolicyzmem.


Odys

A co miały zmienić moje wyjaśnienia?
Nie odbieram katolikom prawa do radości z Dnia Zmartwychwstania.
W ogóle nie odbieram prawa do radości. Wręcz przeciewnie.

Pisząc o polskim katolicyzmie i jego powierzchownym odbiorze przez ludzi, którzy nazywają siebie katolikami – ubolewam nad niepogłębianiem przeżyć, nad banalizacją cierpienia, nad zrytualizowaną formą uczestnictwa w Kościele, nad “odwalaniem” obowiązków, nad podpieraniem się Kościołem w osobistych rozgrywkach z bliźnimi, nad niechęcią lub niemożnością stosowania nakazów religii w codziennym życiu – nad traktowaniem tego wszystkiego co w Kościele, w katolicyzmie jest poważne, głębokie, jako treści, nad którą się nie zastanawiamy, którą spychamy na daleki plan i z którą niewiele mamy wspólnego.
Natomiast chętnie korzystamy z tego co jest radosne, co nas dowartościowuje, co możemy równie płytko i bezrefleksyjnie przyjmować – ale o ileż przyjemniej.

Dostrzegam w tym zjawisku niebezpieczeństwo odrywania się od Kościoła, od jego istoty. Bagatelizowania jego znaczenia w życiu człowieka.
Widzę dziś zjawiska, które są aż śmieszne – to próby “demokratyzacji Kościoła” lub upolityczniania, albo raczej podporządkowywania doraźnym celom politycznym znaczenia Kościoła. Widzę “mędrków” dokonujących akceptacji i negacji różnych zjawisk w Kościele w oparciu o współczesne przesłanki rodem z polityki. Niektorzy traktują Kościół jak jeszcze jedną partię polityczną.
Taki zaświecczony stosunek do Kościoła jego wiernych świadczy o traktowaniu Kościoła jako siły politycznej a nie jako ośrodka przemiany duchowej człowieka.
Nie ma w tym zjawiska pokory i podporządkowania się pasterzom.

Często widzę, że większość ludzi nie słucha kazania. Zdarzalo mi się pytać ludzi o czym były homilie Jana Pawla II, lub o czym mówił ksiądz podczas Mszy św. – i poza stwierdzeniem “ pięknie mówił” – nie byli w stanie nic więcej powiedzieć.
To byli obcy ludzie, tłumnie opuszczający krakowskie Błonia, lub kościoły.
Wyławiani przypadkowo z tłumu.
To zjawisko narasta.
To zawiera się w różnicy między poczuciem “Być w Kościele” a “Uczestniczyć w Kościele”

Pana “poczekać” bylo trafne.
I to jak!

Nie było moim zamiarem rozmawiać o Pana czy moim stosunku do wiary.
Nie chcę by czuł się Pan zobowiązany do wyjaśnień w tej kwestii. Nie przypisuję sobie najmniejszegio prawa do oceny wiary indywidualnej, konkretnej osoby.
Opisuję zjawisko, które widzę i które mnie niepokoi.

Pozdrawiam


Sporo ma Pani racji

Ten komentarz dodaje jednak sporo kwestii, zmieniających wydźwięk Pani tekstu.

Ja podobnie to widzę.

Ale jednak — jest w Kościele Duch Święty. Wiara przetrwała prześladowania rzymskie, arianizm i wojny ikonoklastyczne, sojusz Kościoła z tronem, schizmę, mroki stosów i wojen religijnych epoki, rewolucyjną i modernistyczną apostazję elit…

Więc w te święta — najważniejsze w roku — odkładam krytykę na bok. Jest czas świąteczny. Czas radości. Nie zgrzytania zębów.

Chrystus zmartwychwstał. Zaprawdę zmartwychwstał.


Uderz się w piersi Odysie

Mój komentarz może wyjaśnia coś dodatkowo, ale wydźwięku mojego tekstu nie zmienia.
Ma Pan przykład na sobie samym, co znaczy wczesniejsze uprzedzenie do kogoś i jak sie odbiera jego słowa.
Jeśli przeczyta Pan ponownie mój tekst ( nie nakłaniam, proszę) – jego wymowa stanie się dla Pana tak samo jasna, jak po ostatnim moim komentarzu.

Opowiem Panu historyjkę.
Mam kuzynkę starszą ode mnie o wiele lat, ale z energią jakiej mogą jej pozazdrościć dwudziestolatkowie. Jest nauczycielką i jej zacięcie pedagogiczne nie ogranicza się wyłącznie do nieletnich uczniów, ale przejawia się czasem w postaci egzaminowania z róznych dziedzin rodziny, znajomych i nieznajomych . Wczoraj wieczorem przyszla do mnie z “sensacyjną wiadomością” – na 47 osób, ktore powitała polskim, kresowym obyczajem: “Chrystus zmartwychwstał” – ani jedna nie znała prawidlowej odpowiedzi na powitanie. U nas mówiło się ( i w rodzinie nadal mówi) : “Prawdziwie zmartwychwstał”.
A 47 osób, wyksztalconych, niezbyt młodych, uważających się za dobrych katolików i dobrych ojców oraz dobre matki rodzin, dawało odpowiedzi “ Tak, tak”. “No właśnie” i szybciutko przechodziło na “świeckie” tematy – jedzonko, dzieci, wnuki, śluby, praca…

Niby drobiazg – ale nie całkiem. Świadczy o tym, że temat Zmartwychwstania nie jest tematem do rozmowy, ani nawet do radości. Jest wyłącznie pretekstem do całkiem świeckich radości. Przynajmniej w tych 47 rodzinach.

Pozdrawiam


RRK

Zal, ze Pani nie ma tutaj. W Izraelu. Ale dobrze , ze przynajmniej jest Pani w Polsce.
Pozdrawiam i zyczyc tylko moge zdrowia w zyciu. Reszta sama bedzie.


Pani Renato

Przeczytałem. Opinii wyrażonych wcześniej nie zmieniam o jotę.
W tekeście nie znalazłem diagnozy żadnej z chorób Kościoła. Tym bardziej nie znalazłem żadnej recepty. Jest jedynie gorzko-ironiczne biadolenie nad powszechnym spłyceniem, brakiem głębokiej refleksji i wiary Polaków. Szydzenie iż myślimy wyłącznie o żarciu i przyjemnościach świętowania.

W kolejnych komentarzach, zwłaszcza ostatnich, zawarła Pani sostrzeżenia dla mnie istotne. Wskazujące na realną troskę o Kościół. I z nimi się zgadzam.

Z samego tekstu bije gorycz. Najgorsze, że nie ma w nim ni cienia nadziei.

Jakby Bóg umarł ostatecznie.
Jakby zmartwychwstania nie było.

Ponownie — jestem tym zaskoczony.


Borsuku

A może pan napisze coś o izraelskim świętowaniu pesach?
Czy tam jest szczerzej niż u nas?
Głębiej?

Ciekawi mnie to ogromnie.
Nasza pascha jest w końcu kontynuacją tradycji żydowskiej.

Zasłyszałem takie zdanie:
I żydzi i chrześcijanie czekają na przyjście mesjasza.
Czy będzie to pierwsze, czy powtórne przyjście, nie jest najistotniejsze.
Istotne jest, że razem czekamy na tego samego zbawiciela.


Odys

Nie jestem od recept. Co najwyżej od obserwowania zjawisk i dzielenia się moimi spostrzeżeniami.

A tekst był pisany WTEDY GDY BÓG UMIERAŁ – i nie bylo nadziei!
Nadal nie zrozumiał Pan – szkoda.


Borsuku - dzięki za dobre słowo

Życzenia najlepsze zlożyłam Ci u Ciebie.
Dodam tylko, że Bóg wie co robi umieszczając nas w miejscach przez Niego wyznaczonych.
Jesteś tego najjaśniejszym przykladem.
Pozdrawiam


Pani Renato

Może to już tak musi być — mówimy i myślimy inaczej. Nie o samych poglądach — o sposobie ich formułowania myślę. I choć w praktyce nam po drodze, jednak dogadać się — nie sposób. Zdarza się.
Cieszę się jednek, bo z tej wymiany zdań dowiedziałem się w końcu czegoś, czego w tekście nie znalazłem.
I mam wrażenie, że — choć na trochę — spotkałem człowieka.
A przecież o to chodzi w rozmowie — bardziej chyba niż o przekonanie kogokolwiek?

Co do czasu, gdy tekst był pisany.
Ja napisałem w Wielki Piątek.
Tekst wyszedł tak mroczny, że aż się sam zdziwiłem.
Więc coś w tym jest.

Pozdrawiam ciepło. Dobrej nocy.


Subskrybuj zawartość