Zamiast Potygodnika... pitu-pitu skojarzenia

Przeczytałam sobie to i owo na TXT nadrabiając kilkudniowe zaległości. Może gdybym zaglądała systematycznie nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy takie skojarzenie, jakie przyszło. Ale systematyczność w czytaniu i pisaniu na TXT, zwana nałogiem, musiała jednak znowu ustąpić przed życiem w realu. Kwestia priorytetów, czy cóś.

W każdym bądź razie, efekty uboczne, w postaci mojej pisaniny, będące skutkiem zaaplikowania sobie większej i jednorazowej dawki tekstów i komentarzy z TXT, nie spodobają się nikomu czytającemu te słowa. To przypuszczenie, jakby graniczące z pewnością.

Nie, proszę Państwa. Nie mam żadnego szczególnego powodu w pisaniu o pisaniu na TXT poza tym, że spośród wielu blogowisk (okropne słowo) czytam tylko TXT. (Co może być poczytane za jakiś szczególny rodzaj lokalnego patriotyzmu. Ale nie powinno.)
Zresztą nie zamierzam nikogo pouczać o czym i w jaki sposób ma pisać. Nie jestem Człowiekiem zdolnym do prawienia Kazań na Górze, jakiejkolwiek. Ot po prostu, moim zdaniem, w ubiegłym tygodniu miało miejsce wiele ważnych zdarzeń. O niektórych z nich pisaliście, na swój indywidualny sposób. Ja te różne teksty, opinie, komentarze przeczytałam i… coś mi przyszło do pustego.

Kończę przynudzać. Albo wprost przeciwnie.

My i Oni.
Eluana, Rokitowie, nowe uprawnienia dla opieki społecznej, długi Czumy.
Wolność, zabijanie, prawa obywatelskie, tożsamość.
Biali, czerwoni, czarni i żółci.
My i Oni.
Bruneci i blondyni.
Teiści i ateiści.
Rodzina, znajomi, sąsiedzi.
Sojusznicy i wrogowie.
My i Oni.
Bierność i aktywność.
Odpowiedzialność i jej brak.
Prawo.
Autorytety.
Słowa, instrukcje, czyny.

Po cholerę wypisałam te wszystkie słowa, bez ładu i składu?

Kilka lat temu (chyba w 2001, jeśli dobrze pamiętam) BBC wyprodukowała film dokumentalny. Od kilku miesięcy film ten jest dostępny w Sieci w wersji z polskimi napisami. Nosi mocny tytuł: “Pięć kroków do tyranii” a pokazuje, jak i jak szybko, za pomocą prostych technik, można przeciętnego człowieka zmienić w pokornego sługę, niewolnika, bestię. Pięć prostych kroków…

Dlaczego akurat ten film? I dlaczego teraz?

Bo czasami trzeba gdzieś zakorzenić się, żeby cokolwiek kojarzyć.
Bo czasem trzeba wyalienować się spośród rozentuzjamowanego tłumu, nie pasować do nikogo i niczego, żeby coś zobaczyć.
Bo czasami trzeba mozolnie łączyć kropki, by znaleźć kod, który powoduje, że łączą się one w taki a nie inny wzór.

Bo być może Rollingpol znajdzie odpowiedź na swoje pytanie „kiedy można bezkarnie zabić?“, jeśli przyjrzy się jednemu z eksperymentów, w którym ktoś zdejmuje z kogoś odpowiedzialność za czynienie zła.

Bo być może ktoś z Was zrozumie o co chodziło Arturowi w tekście „Jaś Marysia kontra IV Rzesza“ (zakładając, że ja zrozumiałam – czyli krok drugi w filmie).

Bo być może Banan (nie tylko) zastanowi się nad sensem wolności słowa kiedy przyjrzy się scence z Hyde Parku i odpowie sobie na pytanie, czy napisałby taki sam tekst, gdyby do Brytanii nie wpuszczono kogoś innego. Zresztą eksperyment z Hyde Parku ma jeszcze jedną wartość, moim zdaniem. Pokazuje mianowicie, że bierność (z różnych względów, w tym estetycznych) może być ze wszech miar pożądaną reakcją „obywatelską“. Dla manipulatorów.

Bo być może eksperyment przeprowadzony wśród trzecioklasistów i obrazy wpływu pewnej stacji radiowej w Rwandzie, spowodują, że wszyscy “domorośli badacze świętych ksiąg religijnych” wyhamują nieco w głoszeniu zasłyszanych w mediach “prawd”.

Bo być może Ci, którzy negowali do tej pory wpływ psychologii i technik psychologicznych na zachowanie oraz poglądy swoje, grup i całych społeczeństw, zastanowią się czy aby mają rację.

Bo być może niektórzy psycholodzy (?), jak dla przykładu Pan Jerzy nie napiszą już:

To czy Państwa się bać, czy nie, to nie mnie decydować. Emocje nie podlegają sterowaniu za pomocą instrukcji, więc racjonalne argumenty w takiej sprawie są bezprzedmiotowe.

Emocje nie podlegają sterowaniu? Doprawdy? Tylko emocje?

Kilka odpowiedzi znajdziecie oglądając ten dokument. To tylko godzina…
Potem zawsze będziecie mogli napisać co chcecie. Naprawdę to, co Wy chcecie?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Krok Pierwszy

MY – ONI

Nie ma w tym nic grożnego.

My kobiety. Oni mężczyźni.

My biali. Oni kolorowi .

My wykształceni. Oni bez wykształcenia.

My zamożni. Oni biedni, bezdomni.

My zdrowi. Oni chorzy.

I tak dalej…

Różnimy się. Banał.

Podziel ludzi i przeprowadź jasne kryteria podziału. Potem wykaż dlaczego dzielić. Już jesteś bliżej.

Pada w tym Pierwszym Kroku zdanie, które zaczyna się od jeśli zdecydujesz ...

Klucz. Jeśli zdecydujesz.

Może już to pisałam, z pewnością tak, bo to dla mnie jest kolejny klucz w życiu… Dalajalama kiedyś powiedział [z pamięci wytwarzam]: może was to zdziwi, ale nie jestem przeciwny przemocy w mediach, wszystko bowiem zależy od tego co z tym zrobimy.

Druga sprawa. Eksperyment Zimbardo, i eksperyment nauczycielki. Tu widzę pewne skłamanie. manipulację eksperymentatora. Uczestnicy wiedzą, że to eksperyment. Na ile wpływa to na ich zachowania? Na ile obecność prowadzącego zmienia ich zachowania? Czy nie mogą mieć zaufania, że ktoś czuwa nad całością?

Zbyt łatwe to wytłumaczenie kiedy widać prawdziwe emocje.

Być może to jest drogą to wytłumaczenia: dajcie ludziom autorytet, a pójdą za nim jak w dym. Zwolnią się z myślenia, zaczną wykonywać polecenia.

Inne wyjaśnienie: w każdym z nas drzemie dominator, tylko niech ktoś nam da zezwolenie i usprawiedliwienie.

Wniosek: z natury jesteśmy źli, co więcej możemy mieć naturę niewolników.

Jak wytłumaczyć istnienie wolnych ludzi, którzy nie zgodzą się wziąć udziału w eksperymencie?

Czy sytuacja eksperymentalna ma przełożenie na codzienne zachowania?

Gdzie podziała się etyka eksperymentatora czyli, czy każdy eksperyment można przeprowadzić?


Krok Drugi

Oczywiście Milgram, z porażającym badaniem. Niedługo po wojnie, co nie jest bez znaczenia.

Pamiętam, że kiedy uczono mnie na studiach i do tego eksperymentu doszło też byłam zaszokowana, że ludzie byli do tego zdolni. Dzisiaj patrzę na to i widzę coś innego. Manipulację widzę.

Oczywiście nie dałoby się zrobić tego badania mówiąc ludziom, co tak naprawdę zbadać chcemy. No nie dałoby się, ale… Badani mają dwie informacje: cel jest szczytny to raz, dwas badany za nic nie opdowiada. Prowadzący badanie odpowiada za wszystko.
Co to zmienia? Może niewiele, ale trochę. Wniosek jaki poszedł w świat: wszyscy jesteśmy brutalni, wszyscy jesteśmy sadystami.
Mój wniosek na dziś: w pewnych warunkach zdjętej z nas odpowiedzialności tacy właśnie możemy być. Niektórzy z nas.

Alora: czy można traktować te wyniki jako reprezentatywne? Pod jakimi warunkami?

W tej kwestii bardziej do mnie przemawia słynny eksperyment Zimbardo z więźniami. Tam sprawa była prosta.

Oczywiście wchodzimy w pewne role, dopuszczamy się pewnych zachowań. Obecność autorytetu wielu zwalnia z myślenia. Tu całkowita zgoda.

Ale nie można negować przekonań ludzi, którzy twierdzą co twierdzą. Na to podstaw nie ma.

Tu też jest manipulacja, bo to nie te osoby brały udział w badaniu.


Gretchen

Wielkie brawa dla tej Pani! Wiesz dlaczego, prawda?

Etyka eksperymentatora nie ma tu nic do tego. Gdyby eksperymentator kierował się tylko i wyłącznie etyką, żaden z tych eksperymentów nie doszedłby do skutku.

Etyka jednak była: doświadczenie Zimbardo zostało skrócone do 5 dni; nauczycielka trzecioklasistów szybko się wycofała patrząc na efekty (zresztą celem takiej a nie innej “lekcji” było wytłumacznie dzieciakom dlaczego zamordowano Kinga) a podobna “lekcja” dla studentów została ograniczona do jednej godziny zajęć. Itd. Itp.

Pamiętasz Gretchen, jak ostatnio tłumaczyłaś komuś co to jest “wychowanie bezstresowe”? Pamiętasz, jak podkreślałaś rolę stresu w uczeniu się, w stawaniu się? To niby dlaczego należy eliminować czynniki stresogenne z takich doświadczeń, badań? Nie rozumiem, przyznam.

A uczestnicy nie wiedzieli w czym uczestniczą. Gdyby wiedzieli wszystkie te badania byłyby o kant potłuc. Nie wiedzieli, nie grali. Byli sobą w danych okolicznościach. Po prostu – wylazło coś, co pewnie każdy chciałby schować gdzieś strasznie głęboko w sobie i nigdy nie wypuścić, bo przecież nigdy, przenigdy nie zrobię tego czy tamtego; zawsze będę stał po jasnej stronie Mocy, czy jakoś tak.

Ludzie nie są w sobie ani tylko dobrzy ani tylko źli, tak sobie myślę.

Jing-Jang.
Dobro-Zło.
Jasność-Ciemność.
Przenikanie.

Ludzie potrafią być dobrzy lub źli, w zależności od okoliczności, własnej konstytucji wewnętrznej i dziesiątek innych przyczyn. Jak pokazano.

A do tworzenia podziałów, to już nikogo nie trzeba namawiać. Wystarczy się rozejrzeć. :)

Dzięki Gretchen.
Pozdrawiam.


Krok Trzeci

Ludzie już zostali podzieleni. Wiadomo jakie jest kryterium. To kryterium decyduje, i strach. I oczywiście propaganda.

Nie mówimy już o ograniczonym eksperymencie naukowym, mówimy o żywych ludziach i prawdziwych konsekwencjach.

Odczłowiecz wroga, a możesz spokojnie zabijać. Kogo bowiem zabijasz?

Kim jesteś, że pozwalasz radiu mówić we własnym imieniu, że pozwalasz sobą sterować?

Ok, tu jesteśmy już blisko jakiegoś mechanizmu.


Magia

Oglądam i po każdym odcinku piszę na gorąco.

To jeszcze Tobie na gorąco powiem (jak tak dalej pójdzie to od tego gorąca się zagotuję), że etyka jest gdzieś wcześniej. Nie każdy pomysł można realizować, z punktu widzenia etyki właśnie. To temat trochę obok, ale może się wyłoni jeszcze.

Idę oglądać Krok Czwarty.


Krok Czwarty

Punkt pierwszy:

Wolność wypowiedzi. Święta wolność wypowiedzi i mówienia wszystkiego. Wolność nieograniczona wyłacznie do Hyde Parku, pogadanki w dowolnym miejscu, blogosfery…

Możesz mówić wszystko, iluś to kupi. Gdzie są granice w nieograniczonej wolności słowa? Czy można mówić o zabijaniu niepełnosprawnych? Nie? No to dlaczego nie?

Punkt drugi:

Niedziałanie . Grzech zaniechania. Wszechobecny i przechadzający się z podniesioną głową. Nic nie mogę, nic nie poradzę. Nie mam wpływu.
Tu się staje niewolnik, na nowo.

Wiem, że gdzieś ktoś jakieś podziały ustanowił. Na tym poziomie nie ogarniam kryteriów więc wypisuję się z tej bajki.

Wychodzę z kina . To nie mój film.


Krok Piąty

Powiedz ludziom, że inni nieludzie to ich osobista sprawa…

Nakręcenie spirali nienawiści jest banalnie proste. Przerażająco pokazał to eksperyment Zimbardo. Jego osobiste zaangażowanie po stronie zła, wrrróć! Jego osobiste zaangażowanie potwierdza moją hipotezę o nieetyczności.

To nie jest pięć kroków w stronę tyranii, to jest pięć kroków jakie każdy może zrobić w kierunku zła. Zupełnie realnego i namacalnego.

Skoro jesteśmy tak łatwo sterowalni, na każdym poziomie, to dlaczego tego nie wykorzystać w celu o dokładnie przeciwnym wektorze?

Wiesz, to ja już wolę swoją naiwność. I swoje wybory. Domyślasz się, że nie chodzi o te trzy małpki?

Ten film pokazuje, że w całym tym bałaganie jakiego jesteśmy uczestnikami, możemy zawsze wybrać inaczej. I nie trzeba do tego żadnych pięciu kroków.

Jeden. To, aż nadto.


Magio

Jakoś tak jest, że nawet jak się paru ludzi mądrze do kupy zbierze i coś racjonalnego dla społeczeństwa wymyśli, to następujące po nich karły potem im to wszystko popsują.
Jedną z najważniejszych, choć nieczęsto podnoszonych, przyczyn wybuchu amerykańskiej rewolucji antyangielskiej było odebranie Amerykanom własnej waluty i narzucenie waluty Korony. Oczywiście na odpowiedni procent. W krótkim czasie doprowadzilo to do ekonomicznej zapaści kolonii, dalszy ciąg jest powszechnie znany. Potem było jakiś czas w miarę normalnie, a skończyło się jak wszyscy wiemy – powołaniem FEDu, ktory to pozycza każdy dolar Amerykanom na procent. Ostatni Prezydent który chciał wypuścić na rynek walutę z pominięciemFEDu skończył jak skończył – z kulką we łbie.
Kiedyś walka toczyła sie o to, czy to panstwo jest dla ludzi czy ludzie dla państwa. W tej chwili walka – możliwe ze juz przegrana – toczy sie o to, czy uda się z panstwa zrobić narzedzie korporacyjnej dominacji nad społeczeństwem. Amerykanie z pętlą niespłacalnego dlugu i pacynkami w administracji, które wprowadzają coraz to nowe rozwiązania zbliżające to państwo do karykatury totalitaryzmu, z orwellowska kontrola nad wszystkim i nad kazdym, przestaja powoli być forpocztą wolności. Nowej nie widzę.
Zreszta – wystarczy pogadać z ludzmi. Coraz częsciej spotykam sie z głębokim przekonaniem, że wszytko co nie dozwolone przepisami, jest zabronione. Świat, w ktorym dozwolone jest wszystko, co nie jest bezpośrednio zakazane przeraża społeczenstwa dobrobytu, z dupami obrośniętymi tłuszczem…
I nie jest istotne, czy będziemy galopowali w strone państwowego totalitaryzmu korporacyjnego czy w stronę socjalnych państw opiekuńczych – i w jednym i w drugim wypadku jesteśmy tylko grupą baranów do strzyżenia. Jedni będa sprawdzali moje maile w poszukiwaniu ewentualnego złego slowa o Haliburtonie, drudzy bedą tropic, czy przypadkiwem nie napisałem “mama”, zamiast prawidłowo: “rodzic numer jeden”.
Nic, tylko sie upić. ;-)
Pozdrawiam… Wciąż przed oglądnięciem filmu.


Ucieczka od wolności

Przypomnialaś mi dawno czytaną ksiazkę Fromma “Ucieczka od wolności”,
‘studium o strukturze charakteru współczesnego człowieka i o wzajemnej zależności czynników psychologicznych i socjologicznych. Fromm bada mechanizmy ucieczki od wolności, próbuje odpowiedzieć na pytania, dlaczego wolność nie jest dla człowieka wartością absolutną, dlaczego można go bez trudu podporządkować, zniewolić, dlaczego potrzebny mu jest wódz i poczucie identyfikacji z grupą.’

Tłumaczy to tak:
‘W wiekach średnich w Europie, a zapewne w innych krajach po dziś dzień, ludzkie życie, zachowania i relacje były ściśle regulowane przez prawo pisane, a jeszcze bardziej obyczajowe. Każdy znał swoje miejsce w społecznej hierarchii i przypisane temu miejscu obowiązki, prawa, obyczaje etc.
Ludzie co prawda byli praktycznie niezwykle ograniczeni w swoich możliwościach, ale jednocześnie mieli coś, co im te ograniczenia rekompensowało – poczucie bezpieczeństwa związane z tym, że tak naprawdę nie musieli brać odpowiedzialności za swoje życie. W czasach współczesnych, gdy ludzie stali się naprawdę wolni, wielu z nich nie chce tej wolności, ponieważ wraz z nią pojawia się nieuchronnie odpowiedzialność.

Czlowiek stopniowo zdobywał wolność od ograniczeń, ale jest bezradny w konfrontacji z wolnością do .
Wolność to odpowiedzialnosśc, to setki codziennych decyzji, wahanie i wątpliwosci, to ustalanie kryteriów oceny, własnego systemu wartości. To przede wszystkim ustawiczny ból glowy. O ileż łatwiej utożsamiać się z grupa i z wodzem:(


Gretchen

Łomatko! Tyle kwestii poruszyłaś, że nawet nie wiem od której zacząć. Mam nadzieję, że nie zagotowałaś się nieodwracalnie, bo ten tego… wyrzut jeszcze mi jakiś wyskoczy w miejscu zwanym sumieniem. No.

A poważniej…
Burzysz się, że w ogóle takie eksperymenty miały miejsce; że to nieetyczne; że manipulacja. Owszem, ale jak napisałam wcześniej bez takich doświadczeń nie sposób dowiedzieć się czegoś nowego, nie sposób znaleźć odpowiedzi na pytania. I to, moim zdaniem, dotyczy obydwu stron: tej przeprowadzającej eksperyment i tej doświadczalnej, czy doświadczanej.
Osobiście wolałabym wziąć udział w doświadczeniu kontrolowanym, jak trzecioklasiści, ludzie w pociągu, w Hyde Parku, czy nawet w eksperymencie Zimbardo niż sprawdzać na sobie ostatnie stadia „czyszczenia z człowieczeństwa“, jak ludzie w Bośni, Rwandzie.

To tylko film, może przerysowany, w pigułce.

Ale popatrz, jak niewiele trzeba, żeby ominąć człowieka potrzebującego pomocy? Wystarczy koszulka drużyny futbolowej, której nie kibicujemy. A jeśli koszulkę zamienimy na religię, poglądy polityczne czy gospodarcze?

Popatrz, jak niewiele potrzeba, żebyśmy wypełniali bez zastanowienia, stawiania pytań, każde polecenie. Wystarczy to polecenie wydać w formie uprzejmej prośby i/lub posłużyć się autorytetem, np. w mundurze. A jeśli prośbę o ustąpienie miejsca zastąpimy jakimkolwiek, nawet najdurniejszym z durnych, zarządzeniem Władzy? A jak chętnie się na te durnowatości zgadzamy? Tym chętniej, jeśli Władza, która coś nakazuje, została wybrana naszymi głosami, prawda? A jeśli Władza pognębiła właśnie osobę, której nie lubimy? No, proszę Pani Gretchen, brawo bijemy. Nie?

Popatrz, jak łatwo jest wypaczyć sens wolności słowa. Wystarczy (choć to proces długotrwały i bardziej skomplikowany niż poprzednie) wytworzyć przekonanie, że samo bycie w opozycji do wypowiadanych przez kogoś słów, to działanie przeciwko wolności słowa. Wszystko zależy od tego w jakiej grupie się znajdziesz, jaki autorytet za Tobą stoi, jak bardzo potrafisz byç niezależna w swoich opiniach i przekonaniach.
Zamień idiotyzmy o fizycznej eliminacji niepełnosprawnych na idiotyzmy o “arabskiej dziczy”, jakiejkowiek “ludzkiej dziczy”. Zamień na argument, że “dobry lewak/prawak to martwy lewak/prawak”. Zamień na argument, że homoseksualizm to “choroba, wynaturzenie, kara od Boga.”
Co dostaniesz? Rozejrzyj się, Gretchen.
Niektórzy odejdą bez słowa sprzeciwu, bo np. “urazili się estetycznie”, inni będą siedzieć cicho albo rzucą się na opozycjonistę, bo osoba, która bredzi należy do ich grupy; inni będą się obawiać ograniczania cudzej wolności wypowiedzi, jeszcze inni po prostu się nie wychylą bo nigdy tego nie robią, itd. Nieliczni wyrażą sprzeciw.

Stąd już tylko jeden krok do jeszcze większego zła. Sterowanego, jak w Rwandzie, Bośni, czy dziesiątkach innych miejsc na świecie.

I to wszystko dzieje się każdego dnia, wokół nas i w nas. W mikrokosmosie Tekstowiska i w makrokosmosie społecznym, państwowym, globalnym. Wszędzie.

Pytasz:

Skoro jesteśmy tak łatwo sterowalni, na każdym poziomie, to dlaczego tego nie wykorzystać w celu o dokładnie przeciwnym wektorze?

Nie wiem Gretchen. Nie wiem dlaczego w historii ludzkich cywilizacji było tak wielu Hitlerów i tak niewielu Gandhich.

Trzy małpki? Żadna z nich nie jest moją ulubienicą – o czym uprzejmie donoszę pozdrawiając Cię serdecznie.

p.s. W końcu odrobina słońca. Jasność widzę, jasność!
:)


Griszqu

To, o czym napisałeś to zdecydowanie wyższy, bardziej wymyślny stopień manipulacji. Niebezpieczny. Żeby mógł być efektywny już wcześniej trzeba było w głowach zaimplementować odpowiednie schematy.

Poddaje się bowiem obróbce jedne z najważniejszych, moim zdaniem, zasad współżycia w społeczeństwie demokratycznym. Zasady: zaufania do państwa prawa, kontroli społecznej instytucji publicznych (które publicznymi nie są, to kolejna mistyfikacja), zaufania do obieralnej władzy.

Co z tego wychodzi? Widać jak na dłoni, jeżeli tylko chce się zobaczyć.

Nie widzisz? – świetnie. Taka „postawa obywatelska“ jest pożądana. Jeszcze lepiej, kiedy zaatakujesz, tych którym coś w tej układance nie pasuje. Najlepiej kiedy nazwiesz ich „oszołomami od teorii spiskowych“. Całkowita dyskredytacja i większa szansa na to, że następnym razem taki “oszołom” się nie odezwie. Nikt przecież nie lubi kiedy nazywa się go wariatem…

Nie będę Cię katować jakimś wymyślnym zagranicznym przykładem. Ot, wezmę to, co dziś znalazłam na portalu GW: Soros znów ostrzega przed Rosją

Cóż my tu mamy? Mamy interesujący wstęp: “Znany amerykański finansista George Soros…” No ba… :)
Facet jest finansistą – gruba kasa i znajomości.
Facet jest amerykańskim finansistą – jeszcze grubsza kasa, jeszcze większe znajomości i… większa wiarygodność, bo przecież Amerykanin.
Facet jest znanym, amerykańskim finansistą – oooo, czegóż chcieć więcej?
Stereotyp przywołany? Dobrze.
I ten oto facet ostrzega przed rosnącym zagrożeniem ze strony Rosji.
Budzi się gdzieś z tyłu głowy potwór z przeszłości? Budzi się. O to chodzi.
To Przeciętnemu Czytelnikowi wystarczy. Przeciętny Czytelnik już wie, kogo ma się bać i dlaczego. No.

Ilu czytelników skojarzy sobie tę wypowiedź z dopiero co zakończoną wizytą Kissingera w Moskwie? Tylu ilu pozostało „oszołomów“.
Ilu czytelników, może wysnuć z wypowiedzi Sorosa wniosek, że skoro on tak gada to znaczy, że rozmowy nie były tak słodkie, jakimi przedstawiały je media a ponieważ nie zakończyły się chyba po myśli Kissingera, to rubel będzie dalej przedmiotem ataków spekulacyjnych a ceny ropy będą utrzymywane na dramatycznie niskich poziomach, póki kasy wystarczy? Tylu, ilu jest „oszołomów“.

Tylko “oszołomy” będą szukać “dziury w całym”, bo nikomu innemu (czyli Przeciętnemu Czytelnikowi) nawet nie przyjdzie do głowy, żeby skojarzyć inne wydarzenia z tego samego obszaru dziejące się w tym samym czasie.
Nie przyjdzie też do głowy zabawianie się w “słowa”. Na przykład takie, żeby poza “znany, amerykański finansista” dopisać “który wsławił się wielokrotnymi i efektywnymi atakami spekulacyjnymi na waluty różnych krajów”.
I jak wtedy zabrzmi ten tekścik? Jak zabrzmi ostrzeżenie pana Sorosa?

Można pójść dalej i pobawić się w zamianę pana Sorosa, na “znanego, rosyjskiego, oligarchę”, który “ostrzega przed rosnącym zagrożeniem ze strony USA”.
Jak wtedy zostanie odebrany taki tekścik przez przeciętnego czytelnika?
Niech sobie każdy Przeciętny Czytelnik sam odpowie, jeśli zdoła.

Pozdrawiam z opadniętymi ręcami.
:)


Agawo

Bardzo przepraszam, że tak długo kazałam Ci czekać na odpowiedź. Wybacz, proszę.
Głupia baba wymyśliła coś wspólnie z kilkorgiem znajomych parę miesięcy wcześniej. Pomagać im się zachciało, kretynom jednym. I to tak, że jeszcze nic z podatków nie mogą odpisać. No, kretyni do kwadratu. Ale teraz ten pomysł zaczyna mieć ręce i nogi, więc trzeba pracować, kurde.
Z drugiej strony nie chcę głupawo i na chybcika odpowiadać na komentarze, które moim zdaniem są ważne. Takie byle co i byle jak, mogłoby świadczyć o braku szacunku dla rozmówcy. A to nieprawda.
—-

Bardzo się ucieszyłam, że przywołałaś Fromma i jego “Ucieczkę od wolności”. To była jedna z ważniejszych książek, które w jakiś sposób mnie ukształtowały wiele lat temu.
Ło matko! Jak myśmy się „żarli“ omawiając tę pozycję na zajęciach z psychologii społecznej. Wspaniale było… :)

Tak sobie myślę Agawo, że “Ucieczka” wcale się nie zestarzała. Gdyby Fromm żył mógłby z powodzeniem stworzyć teraz “Addendum” do pierwszego wydania, uzupełniając pierwotny tekst przykładami z ostatnich kilku dziesiątek lat. Każda postawiona przez niego w “Ucieczce” teza znalazłaby swoje potwierdzenie.
Zresztą, inne jego książki, znacznie późniejsze (“Serce człowieka”, “Anatomia ludzkiej destrukcyjności”, “Mieć czy być?”) w pewien sposób “kręcą się” wokół tematu wolności.
Wolności, której tak łatwo się teraz pozbywamy. Od której uciekamy. Nie, jeszcze nie wszyscy, ale wielu – tak. Ale ta rzesza oddających swoją wolność w cudze ręce, w ręce państwa, rośnie.

Kilka lat temu, nie pamiętam czy to było już po wejściu Polski do strefy Schengen czy jeszcze przed, TVP wyemitowała w Wiadomościach materiał, który mnie formalnie wbił w glebę. Pokazano mianowicie stado matołów w jakimś klubie nocnym w Hiszpanii, które to stado pod niebiosa wychwalało chip RFID, który dali sobie dobrowolnie wszczepić. Jak stado świń, baranów czy innego bydła. Spokojny, ciepły głos komentatora przygotowywał inne stada zgromadzone przed TV na przyjęcie tego „dobra“.
Poza kolejną falą obrzydzenia, (jakie mam do znakowania ludzi, jak zwierząt) uderzyło mnie jeszcze jedno. Wielokrotnie powtarzane te same frazy: „twoja/moja wygoda“, „twoje/moje bezpieczeństwo“. Jakby ktoś chciał nam wbić je w mózgi raz na zawsze.

Nasz, polski, rząd, ma ułatwione zadanie. Paszporty biometryczne dopiero przed nami,. Chipy RFID też. Ale czyż to nie pięknie móc uzasadnić posiadanie nieograniczonego wpływu na obywateli dyrektywami UE? Klasyczny przykład “umycia rąk”, zrzucenia odpowiedzialności na kogoś innego.
A z drugiej strony, czyż to nie będzie piękne i poręczne dla Władzy, jeśli stada bezkrytycznych zwolenników UE rzucą się jak hieny na tych, którzy temu bydlęcemu znakowaniu ludzi się sprzeciwią?
Już słyszę, jak Ten czy Tamta zaczną mi wymyślać od “moherów”, “ksenofobicznych debilek”, “paranoicznych idiotek”. Bo przecież to wszystko, ten malutki czipik, to nic nieznaczące urządzenie elektroniczne jest tylko dla mojej wygody, dla mojego bezpieczeństwa.

I wiesz co, Agawo? Mam nadzieję, że zanim stanę się jednym ze stada totalnie upaństwowionych, bezwolnych super-niewolników, trafi mnie szlag.

Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie.


?

I wiesz co, Agawo? Mam nadzieję, że zanim stanę się jednym ze stada totalnie upaństwowionych, bezwolnych super-niewolników, trafi mnie szlag.

Bzdura.
Proszę myśleć przeciwpołożnie.


Panie Igło

Czy ja mówię, że dam sobie to gówno włożyć pod skórę dobrowolnie?

Myśli Pan, że sprowadzeniu obywatela do poziomu bydła sprzeciwi się więcej niż garstka, którą z łatwością będzie można spacyfikować za pomocą gazu i wody?

Starzy, którzy pamiętają czasy przeszłego ustroju na własnym grzbiecie, wymierają.
Pop-papka sączy się do młodych mózgów, aż miło.

Pozdrawiam myśląc, jak Pan przykazał ale w języku tego, kto ten syf wymyślił.
I nie był to Rosjanin. Pstryk, pęka kolejny mit… :)


Dzięki Magio,

przeczytałam i przyszło mi do głowy zdanie zaszufladkowane w
meandrach mózgownicy:
“Nigdy nie znudzisz się gdy będziesz śledzić jak twój mózg ocenia wszystkich i wszystko”
To w związku z podziałami :
biedny – bogaty
czarny – biały…itd.
A propos manipulacji to w dobie tv kłaniają się różne techniki dostępne
(czy stosowane?) dzięki obrazom nie rejestrowanym na poziomie świadomym
przez mózg ludzki ale poza świadomością owszem, wystarczająco dokładnie
by zachęcić do zakupu tego a nie innego produktu.
Znajoma psycholog zawsze przełącza tv jak lecą reklamy, inna (też psycholog) w ogóle pozbyła się odbiornika tv.
Coś w tym jest, jak powiedział swego czasu JPII gdy pewna góralka
oficjalne powitanie jego w parafii rozpoczęła słowami:
Najprzystojniejszy księże kardynale :)
Dzięki, to było ciekawe.


Bianko

Eee tam. Tak sobie pitu-pitu pitolę. :)

A bardziej serio…
To ja winnam Ci podziękowanie za zwrócenie uwagi na jeszcze jeden aspekt “pralni mózgów”. Dziękuję.
Na temat programowania podprogowego, bo tak to się chyba nazywa, nie będę się wypowiadać. Raz: to podobno zabronione (he, he), dwa: za mało wiem.
Zresztą, po co włazić tak głęboko, skoro to co pływa na wierzchu jest i tak wysoce efektywne? W większości wypadków.

Teraz będzie o doświadczeniu jednostkowym, osobistym, niepodlegającym uogólnieniu. :)

Parę lat temu odebrałam telefon. Pani o miłym głosie (jakżeby inaczej) poinformowała mnie, że dzwoni z “Duuuuużej firmy” i zapytała czy wyrażę zgodę na uczestnictwo w (uwaga :) paneuropejskim badaniu, którego celem jest zbadanie skuteczności różnych strategii marketingowych.
Zabrzmiało dumnie :) oraz ciekawie, więc się zgodziłam.
Pani poprosiła mnie cobym oglądała reklamy telewizyjne na takim to a takim kanale a po tygodniu zgłosi się do mnie “stażysta”, celem zebrania danych.

To była męka. To znaczy tydzień oglądania reklam w TV, bo od zawsze, kiedy pojawia się “przerwa reklamowa”, korzystam bezlitośnie z pilota.

Po tygodniu zjawiła się młoda dziewczyna. Miła i naprawdę profesjonalnie przygotowana. (W trakcie rozmowy okazało się, że była studentką ostatniego roku “zarządzania i marketingu” na… , a w zamian za darmową robotę pozwolono jej wykorzystać te badania do pracy magisterskiej.)
Pytań było multum, bardzo szczegółowych. I długo to trwało.
Kiedy zakończyłyśmy część oficjalną, dziewczyna powiedziała mi, że prawdopodobnie “mój” kwestionariusz zostanie odrzucony. Spytałam dlaczego?
W odpowiedzi usłyszałam: “Bo Pani nie mieści się na żadnej skali. Jest Pani dwieście którąś kobietą, którą odwiedziłam i żadna z nich nie była tak odporna na przekaz reklamowy, jak Pani. Tak prywatnie Pani powiem, że zazdroszczę Pani tej odporności. Sama jeszcze się łapię na ten badziew.

Koniec części osobistej, niepodlegającej uogólnieniu. :)

Wracam do pytania, które postawiłam wyżej: “Zresztą, po co włazić tak głęboko, skoro to co pływa na wierzchu jest i tak wysoce efektywne?”

Trzeba mieć sporo wiary siebie, trzeba mieć przynajmniej niezłą samoocenę (nie, nie mówię o narcyzmie), żeby oprzeć się kremowi, który udowodni, że jesteś wartościową kobietą; proszkowi do prania, którego stosowanie pokaże, że jesteś dobrą i kochającą żoną i matką; zapachowi, który zagwarantuje mężczyźnie męskość; samochodowi, który sprawi, że poczujesz się prawdziwym mężczyzną; pożyczce, która uszczęśliwi całą rodzinę.

Wiecznie te same chwyty, tylko w innych opakowaniach. Nieustanne odwoływanie się do najbardziej pierwotnych instynktów: jedzenia, seksu, zdrowia, snu, bezpieczeństwa.
I, co najgorsze, dalej skuteczne. W większości przypadków. Nie tylko w marketingu produktów. W polityce też.

Dziękuję Bianko.
Pozdrawiam ciepło.


Magia

Całkiem się na twardo nie zagotowałam, bądź spokojna z tą gulą sumieniową .

Będzie w kolejności. Chyba, bo już sama nie wiem jak się nawet nazywam. Nie lubię poniedziałku…

“Burzysz się, że w ogóle takie eksperymenty miały miejsce; że to nieetyczne; że manipulacja. Owszem, ale jak napisałam wcześniej bez takich doświadczeń nie sposób dowiedzieć się czegoś nowego, nie sposób znaleźć odpowiedzi na pytania. I to, moim zdaniem, dotyczy obydwu stron: tej przeprowadzającej eksperyment i tej doświadczalnej, czy doświadczanej.
Osobiście wolałabym wziąć udział w doświadczeniu kontrolowanym, jak trzecioklasiści, ludzie w pociągu, w Hyde Parku, czy nawet w eksperymencie Zimbardo niż sprawdzać na sobie ostatnie stadia „czyszczenia z człowieczeństwa“, jak ludzie w Bośni, Rwandzie.”

Czy ja się burzę? Może trochę, bo nie każdą cenę warto zapłacić, a co jest wybrukowane dobrymi intencjami to wiadomo, nie od dziś. Eksperyment Zimbardo i Milgrama to klasyka w psychologii społecznej. Nigdy, do wczoraj nie zastanowiłam się nad etyczną stroną tych badań.
I co one udowodniły? Że ludzie są skłonni do agresji, znęcania się nad innymi, że ulegają autorytetom, że w odpowiednich warunkach podepczą swoje deklaracje o niekrzywdzeniu. Ok.
Moim zdaniem metodologicznie bez zastrzeżeń, moralnie już z zastrzeżeniami. Równie łatwo można uzasadnić eksperymenty na zwierzętach.
Cel środki uwięca. Być może.

“Ale popatrz, jak niewiele trzeba, żeby ominąć człowieka potrzebującego pomocy?”

Bardzo niewiele, z tym się zgadzam. Koszulka to jedno, ale nie ona jest istotą przecież. Istotą naszego ominięcia są wyobrażenia na temat tej drugiej osoby, różnej od nas. Ten podział na MY i ONI. Strach. Niechęć. Wstręt.

“Popatrz, jak niewiele potrzeba, żebyśmy wypełniali bez zastanowienia, stawiania pytań, każde polecenie. Wystarczy to polecenie wydać w formie uprzejmej prośby i/lub posłużyć się autorytetem, np. w mundurze.”

Pominę mundur, bo tu sprawa się komplikuje i bardziej się z Tobą zgadzam. Natomiast będę bronić stanowiska, że uprzejma prośba to nie jest polecenie. Uprzejma prośba daje mi wybór, nie ma w tym wywierania nacisku i posługiwania się autorytetem w mundurze. Jeśli ktoś nie umie odmówić uprzejmej prośbie robiąc coś wbrew sobie, to jest jego osobisty problem.

“A jeśli prośbę o ustąpienie miejsca zastąpimy jakimkolwiek, nawet najdurniejszym z durnych, zarządzeniem Władzy? A jak chętnie się na te durnowatości zgadzamy? Tym chętniej, jeśli Władza, która coś nakazuje, została wybrana naszymi głosami, prawda? A jeśli Władza pognębiła właśnie osobę, której nie lubimy? No, proszę Pani Gretchen, brawo bijemy. Nie?”

Władza może budzić w ludziach lęk przed konsekwencjami niezgody na jej zarządzenia i ten lęk nie pozwoli myśleć racjonalnie. Moim zdaniem ludzie słuchają durnych zarządzeń ze strachu (to potwierdził Zimbardo). Pytanie czego się boją, albo inaczej: dlaczego się boją.

Jeśli durne zarządzenie wydają nasi, to mamy skłonność do naturalnego bronienia swoich wyborów. Nie lubimy wychodzić na głupków, więc bronimy tego co wybraliśmy. Nie zdarzyło Ci się kupić czegoś, co nie spełniało w efekcie Twoich wymagań, a broniłaś tego tylko dlatego, że ktoś wcześniej powiedział, że to nie ma sensu ?
Racjonalizujemy bzdury, żeby mieć jakiś punkt odniesienia. To jest dosć ważne dla wielu ludzi, żeby go mieć. Taki lub inny. Może być antypunkt .
Dlatego (między innymi) Rado Maryja jest socjologicznym fenomenem (dla mnie jest).

Samo pojęcie władzy ma już władzę. Bo z drugiej strony potrzeba bezpieczeństwa jest ważna, a władza mówi, że to właśnie daje. Często realnie daje, iluś tam ludziom. I jeśli pójdziemy w tym swoim myśleniu zbyt daleko to zapominamy, że możemy mieć wpływ. Że dzisiaj są ci, a jutro mogą być inni. O ile będziemy myśleć, krytycznie nie poddańczo.

Pominę chwilowo tych, którzy lubią być niewolnikami… Ilu z tych, którzy bardzo niewolnikami być nie lubią jest w stanie ogarnąć wszechobecny szum informacyjny? Czym dzisiaj jest prawda?

“Popatrz, jak łatwo jest wypaczyć sens wolności słowa. Wystarczy (choć to proces długotrwały i bardziej skomplikowany niż poprzednie) wytworzyć przekonanie, że samo bycie w opozycji do wypowiadanych przez kogoś słów, to działanie przeciwko wolności słowa. Wszystko zależy od tego w jakiej grupie się znajdziesz, jaki autorytet za Tobą stoi, jak bardzo potrafisz byç niezależna w swoich opiniach i przekonaniach.
Zamień idiotyzmy o fizycznej eliminacji niepełnosprawnych na idiotyzmy o “arabskiej dziczy”, jakiejkowiek “ludzkiej dziczy”. Zamień na argument, że “dobry lewak/prawak to martwy lewak/prawak”. Zamień na argument, że homoseksualizm to “choroba, wynaturzenie, kara od Boga.”“

Coż Ty mi Magio Droga tłumaczysz? Tak, to prawda.
Dla mnie granica wolności mojego słowa jest jasno ustawiona: mogę dużo i daleko, o ile nie obrażam drugiego człowieka. Nie grupy pod nazwą Muzułmanie, pedały, lesby, lewacy, prawacy, niepełnosprawni… no i tak dalej, jak wiadomo. To są pojęcia, za którymi łatwo się schować. Terroryści się za nimi chowają, bezrefleksyjnie.
Zobaczenie człowieka jest zawsze granicą. Nie, bzdurzę. Zobaczenie człowieka powinno być granicą. Zbyt wielu człowieka zobaczyć nie chce, bo łatwiej jest walczyć z wrogiem nieokreślonym osobowo. Dlatego tylu wystrzeli rakietę, a pojedyńczemu człowiekowi w twarz nie strzeli.
Zdehumanizuj wroga.

Zobacz jak wielu ludzi potrzebuje wroga. To też jest banalne – istnienie wroga pozwala walczyć, nadaje tej walce sens i głębię. Jak za tym stanie jeszcze jakiś z przeproszeniem autorytet, to już jest walka na całego.

Władza i autorytet (powinno być lub ) są podstawowe dla wyznaczania punktów odniesienia, ale o tym już pisałam. Agawa napisała o Frommie i jego Ucieczce od wolności . Wolność od, a wolność do. Przywiązałaś się do wartości wolności, ja się chętnie zgodzę, ale nie każdy chce być wolny. Nie dla każdego to jest wartość w pierwszej trójce. Ludzie chcą świętego spokoju, załatwiania różnych spraw poza nimi, zdjęcia z ich pola widzenia jakże trudnych i bolesnych dylematów.

Wolność od myślenia. Wolność od podejmowania decyzji. Wolność od odpowiedzialności. Odpierdolcie się ode mnie i róbcie co tam sobie uważacie. Bo ja taka jestem mala .

“I to wszystko dzieje się każdego dnia, wokół nas i w nas. W mikrokosmosie Tekstowiska i w makrokosmosie społecznym, państwowym, globalnym. Wszędzie.”

Oczywiście, że się dzieje. A Ty byś chciała, żeby inni ludzie rozumieli? Chciałabyś, żeby zgodnie z Twoimi intencjami odczytali? Proszę Cię...
Dlatego ja piszę o niczym, bo prawdziwe rzeczy robię gdzie indziej. Na tyle na ile mogę, na tyle na ile się da. Co nie zmienia faktu, że takie pisanie jak Twoje przeciwstawiam marudzeniu, że ciągle rzeczywistość pisana nie wychodzi na przeciw czyimś oczekiwaniom.

“Pytasz:

Skoro jesteśmy tak łatwo sterowalni, na każdym poziomie, to dlaczego tego nie wykorzystać w celu o dokładnie przeciwnym wektorze?

Nie wiem Gretchen. Nie wiem dlaczego w historii ludzkich cywilizacji było tak wielu Hitlerów i tak niewielu Gandhich.”

Policz. Dobrze policz, bo chyba nie tu jest klucz. Weź sobie takiego Buddę, Jezusa, Mahometa, a potem jeszcze tych wszystkich ważnych i niezwykłych ludzi po nich.
Weź buddystów, chrześcijan, muzułmanów en masse ...

To nie kwestia wielości raczej, to kwestia kogo słuchamy – z jednej strony, i co jest z jakichś względów atrakcyjniejsze dla milionów.

Siła jest atrakcyjna, bo daje poczucie sprawczości i… władzy?

A władzy ludzie słuchają?

Ze strachu?

Potrzeby bezpieczeństwa?

Zwolnienia się z odpowiedzialności?

सत्याग्रह


Gretchen

Nie zabijaj. ;) Nie mam już dziś siły na sensowną odpowiedź. Zdziwisz się jeśli powiem, że z większością Twoich opinii się zgadzam a niezgodności wynikają raczej (IMO) z mówienia innym językiem?

Póki co, na Twoje pytanie: “Nie zdarzyło Ci się kupić czegoś, co nie spełniało w efekcie Twoich wymagań, a broniłaś tego tylko dlatego, że ktoś wcześniej powiedział, że to nie ma sensu ?” – odpowiem zgodnie z prawdą: nie.

Pozdrawiam dobranocnie.

p.s. Po cholerę kłaść się skoro za trzy godziny trzeba wstać? Ło matulu…


Magia

Ja się dziwię coraz mniej, he he.

Nie zabijam – religia mi zabrania :)

Nie ufam Twojej odpowiedzi, co nie znaczy, że nie wierzę. Ta akurat kwestia nie ma az takiego znaczenia w całości, o ile to jest jakaś całość w miejsce poszarpania fragmentarycznego…

Ja też, jak głąb tu siedzę zamiast spać więc już pójdę. Kompletnie nie rozumiem po jakie cholere można wstawać po piątej nocnej, ale ja tak znowu wiele nie rozumiem. Yhm…

Jutro jeszcze jak zbiorę rozum (pardą) to się odniosę do reklamy, o której z Bianką piszesz.

No co? Wtrącę się. I kto mi zabroni? Nikt!

Maszeruj spać, jako i ja maszeruję.

Pufff…


Gretchen

No dobra, tera ja. (Turecki)

Po co przeprowadza się takie eksperymenty? Może po to, żeby sprawdzić jakież to mechanizmy w naszych głowach powodują, że głupiejemy je szczętem?
Nikt nigdy nie zadał sobie pytania jak to się dzieje, że jednego dnia uśmiechasz się do swojego sąsiada, rozmawiasz z nim przyjaźnie a następnego bierzesz siekierę i odcinasz mu łeb? O, proszę bardzo – a komentarze na blogu Dymitra to co? Nikt się niczemu nie dziwił?
Inna sprawa, że potem taka wiedza bywa wykorzystywana przez różnych, do prowokowania kolejnych zadym.

Koszulka. Jasne, że nie o nią chodzi. To tylko ten… no… atrybut?

Uprzejma prośba. W przedstawionym doświadczeniu, pod powłoką uprzejmej prośby ukryty jest przekaz: “chcę zająć twoje miejsce; żadne inne tylko twoje”. Przecież wolnych miejsc w pociągu było pod dostatkiem. Zgadzam się, że wykonanie spełnienie takiej prośby jest osobistym wyborem każdego. Jak wszystkie wybory, we wszystkich pozostałych eksperymentach. Albo coś.

Władza, czy też szerzej – autorytet, może wywoływać w ludziach różne stany. Lęk jest tylko jednym z nich. To o co my się w tym punkcie spieramy? Eeee…

Tera bedzie cytata:

Pominę chwilowo tych, którzy lubią być niewolnikami… Ilu z tych, którzy bardzo niewolnikami być nie lubią jest w stanie ogarnąć wszechobecny szum informacyjny? Czym dzisiaj jest prawda?

Dlatego właśnie w MSM nie ma niczego innego poza szumem informacyjnym. Wiadomości, szczególnie te ważne, są poszatkowane, jak kapusta. Zamiast całego obrazka dostajemy puzzle. Im bardziej jesteśmy zarobieni tym mniejsza szansa, że złożymy obrazek samodzielnie. Z drugiej strony zalewają nas bzdety, dopieszczone medialnie pod każdym względem. Przykładowy efekt? Cały kraj przez kilka dni podnieca się romansem Kazia. No. I tak ma być, kurde.

A tera dygresja w kwestii terroryzmu…
Terroryzm to nie tylko strzelanie, podkładanie bomb. Te rakiety to jeden ze sposobów. Głównym elementem w definicji terroryzmu jest STRACH. A podtrzymywać strach w społeczeństwie, wzmagać nieustannie poczucie zagrożenia, można na setki sposobów. Również poprzez powtarzanie 24/7, we wszystkich mediach: terror, terroryzm, terroryści.
Dlaczego tak niewielu o tym mówi/pamięta? Niewygodne?

Następnie to, proszę Pani Gretchen, zgadzam się, zgadzam i znowu się zgadzam.

A tera pozdrowię i spać pójdę, na chwilkę, bo mi zapałki podtrzymujące powieki wypadli.
:)


Magia

goofina

_No dobra, tera ja. (Turecki)_

Panie Janku, czy ja mam grać?
GRAĆ!

No to jadę – budź się.

“Po co przeprowadza się takie eksperymenty? Może po to, żeby sprawdzić jakież to mechanizmy w naszych głowach powodują, że głupiejemy je szczętem?”

Po co to ja wiem, polemizuję nie z celem tylko z metodą. Zwłaszcza, że to jest miecz obosieczny, co sama zauważasz. Pamiętajmy, że te badania robione były po doświadczeniu II wojny światowej.

“Uprzejma prośba. W przedstawionym doświadczeniu, pod powłoką uprzejmej prośby ukryty jest przekaz: “chcę zająć twoje miejsce; żadne inne tylko twoje”. Przecież wolnych miejsc w pociągu było pod dostatkiem. Zgadzam się, że wykonanie spełnienie takiej prośby jest osobistym wyborem każdego. Jak wszystkie wybory, we wszystkich pozostałych eksperymentach. Albo coś.”

O i widzisz tu się nie zgadzam, stanowczo.
Uprzejma prośba jest niczym więcej ponad uprzejmą prośbę. Taki przekaz, że chcę Twojego miejsca i tego właśnie wyłacznie miejsca pragnę, jest oczywisty.
Prośbę mogę spełnić, nawet kompletnie nieracjonalną, odjechaną i absurdalną – o ile chcę to uczynić. Jedna strona wybiera, że prosi. Druga strona wybiera, że prośbę spełnia (lub nie). Tu nie ma dodatkowych czynników, a motywacje spełniającego prośbę mogą być równie nieracjonalne, odjechane i absurdalne.

W moim odczuciu problem się zaczyna kiedy robię coś czego nie chcę , na przykład z takiego powodu, że ktoś wywiera na mnie nacisk, albo mną manipuluje, albo jest agresywny. W tym nie chcę, lecz to robię widzę źródło problemu, co powtarzam, żeby należycie kwestię podkreślić.

“Władza, czy też szerzej – autorytet, może wywoływać w ludziach różne stany. Lęk jest tylko jednym z nich. To o co my się w tym punkcie spieramy? Eeee…”

Yyyyy… Tu się nie spieramy?

“Wiadomości, szczególnie te ważne, są poszatkowane, jak kapusta. Zamiast całego obrazka dostajemy puzzle. Im bardziej jesteśmy zarobieni tym mniejsza szansa, że złożymy obrazek samodzielnie. Z drugiej strony zalewają nas bzdety, dopieszczone medialnie pod każdym względem. Przykładowy efekt? Cały kraj przez kilka dni podnieca się romansem Kazia. No. I tak ma być, kurde.”

Do składania puzzli – fragmentów przetworzonych już przez innych, używamy swoich mocy przetwarzania. U różnych są one różne, wiadomo.
Skomplikowany obrazek, złożony z piętnastu tysięcy części, ułożyć jest trudniej niż taki, który wydaje nam się prosty. Przecież w sprawie Kazimierza to każdy ma zdanie, a w sprawie kryzysu światowego to już niewielu (względnie).

Część ludzi nie lubi jak jest trudno, bo to wysiłek jednak jest przy czym efekt niepewny. Łatwiej podczepić się pod autorytet, media, każdego komu ufamy na tyle, żeby przyjmować jego definicję rzeczywistości.
Dlaczego ufamy? Zostawię to, bo ciekawsze wydaje się dlaczego ufając stajemy się bezkrytyczni i tracimy dystans nie reagując na pierwsze, drugie, trzecie ostrzegawcze dzwonki. Być może to są te same powody…
Potem dzwon i budzimy się zbyt późno.

“Głównym elementem w definicji terroryzmu jest STRACH. A podtrzymywać strach w społeczeństwie, wzmagać nieustannie poczucie zagrożenia, można na setki sposobów. Również poprzez powtarzanie 24/7, we wszystkich mediach: terror, terroryzm, terroryści.
Dlaczego tak niewielu o tym mówi/pamięta? Niewygodne?”

Strach tak, bezwzględnie tak. I jeszcze coś – działanie poza prawem i nieprzewidywalność terrorystów. Ta mieszanka daje piorunujący efekt.
Media… Wzmagają poczucie zagrożenia. Dobrze (oczywiście to niedobrze – zaznaczam, że się zgadzam) moja koncepcja jest taka, że niewielu o tym pamięta i mówi z powodów opisanych wyżej: może nie jesteśmy w jakiejś części zdolni do złożenia całości, może potrzebujemy na czymś się oprzeć, może uznajemy swoje ograniczenia w dostępie do informacji? To tylko hipoteza.

Efekt jest smutny. Coraz mniej samodzielnie myślących ludzi. Zagubienie. I kolejne poddawanie się tym, których wybraliśmy na swoich kierowników (za wyrusem).

Tak mało jest dobrych, optymistycznych informacji, a tak dużo kolejnych makabresek. Naprawdę na tym świecie nie dzieje się już nic dobrego? Bzdura. Codziennie dzieją się miliony dobrych rzeczy.
Kiedy zdarzy się tragedia media ją mielą i mielą. Jeśli coś pozytywnie niezwykłego – informacja i jedziemy dalej, do makabreski. Szeroko rozumiana patologia jest ciekawsza.

Obiektywny ogląd świata jest niemożliwy, co niestety powinno skłaniać nas raczej do myślenia i obserwowania. A to, co zechcemy obserwować? Jakiego języka opisu będziemy używać? No to sama wiesz…

“Następnie to, proszę Pani Gretchen, zgadzam się, zgadzam i znowu się zgadzam.”

Koszmar Pani Magio oraz klęska ostateczna. :)

No.

P.S Idiotycznie się zapisało przez wybór opcji odpowiedz cytując . Poszłam na łatwiznę metodologiczną :)


Magio

Na Ciebie zawsze warto czekac:)

Czy znasz Facebook ?
Obecnie posiada on ponad 150 mln użytkowników na całym świecie.
Tworca FaceBooka został najmłodszym miliarderem świata (1,5 mld $).
Inwestorow znalazl bez liku! Pogratulowac pomyslu!

Ale co się za tym kryje i jakie stwarza mozliwości ?
Powstała Niesamowita Baza Informacyjna, gdzie użytkownicy wpisują dobrowolnie calą plejadę swoich danych: identyfikacyjnych (nazwisko, imię, pleć, wiek), preferencyjnych (zainteresowania artystyczne, kulinarne, sportowe). Okraszją to wszystko listą relacji, setką wlasnych zdjęć, filmów z rozlicznych imprez, portretami ukochanych psów, ludzi, polityków, kwiatów.

O slodka naiwności!
Czy potrzebne są slużby specjalne do śledzenia naiwniaków? Sami ujawniają wszystkie swoje dane.
W najlepszym przypadku baza będzie sluzyć do skutecznie i bezblędnie adresowanej reklamy.
Reklamy szamponu do mycia psów nie ma sensu wysylać do osób co psów nie posiadają. Nieprawdaż?

Detal z funkcjonowania firmy:
‘5 września 2006 w serwisie Facebook uruchomiono tzw. News Feed, czyli listę, na której widoczne było co znajomi robili aktualnie na stronie serwisu. Spotkało się to z falą krytyki skierowaną na Zuckerberga. Twierdzono, że narzędzie to jest niepotrzebne – określono je jako narzędzie do cyberstalkingu (internetowego nękania, prześladowania, osaczania). Trzy dni później Zuckerberg odpowiedział na falę krytyki listem otwartym, w którym przeprosił użytkowników serwisu za swoje przedsięwzięcie.’

Pozdrawiam serdecznie


Magio

Wy to juz z Gretchen krążycie w miejscach, o których dobrze sie czyta, ale niewiele rozumie.

Co do samej Rosji, to moje stanowisko znasz dobrze – wszystko co złe dla Rosji, jest dobre dla nas. Mentalnie znacznie mi bliżej do Kalifornii niż na Kołyme. ;-)

Kwestia zaufania do Państwa – w Paolsce to chyba nie jest kwestia zufania do Państwa, tylko do polityków. Brak jest u nas wykształconej klasy urzędników państwowych, o której na przykład mówi się w odniesieniu do GB, która pracuje na zasadzie apolitycznej służby społecznej (podobno). U nas po każdej zmianie ekipy następuje wymiana służby publicznej na nowych warchołów, którzy mają obywateli w dupie, bo maja tylko max 4 lata na obżarcie sie po pachy?.
Jak tu ufać Państwu?

A co do kwetii oszołomstwa. Wszystko jest jak zawsze kwestia skali. Na jednym końcu są tacy, którzy łykają wszystko co im powie oświetleniowiec czwartego planu w “Tancu na smrodzie”, na drugim końcu – szukający spisku globalnego w fakcie, ze im budzik nie zadzwonił rano. Wszystko co pomiędzy – jest do zaakceptowania. A jeśli ktoś sie daje zstraszyć hasłem “oszołom”? No to chyba jego problem… ;-) Kto powiedział, że bedzie łatwo?

Pozdrawiam.


Gretchen

Znaczy – panie Czesiu, śliczności Pan zagrał. A jaka forma? :)

Jako Turecki, odmawiam podążania tą samą ścieżką. Nic nie widać, kurde.
No, to tyle tytułem wstępu.

Sie rozwinem…

I co z tego, że się nie podoba metoda? Myślisz, że mocniejsze nie toczą się w jakiś piwnicznych laboratoriach różnych. Eksperymenty Milgrove’a i Zimbardo były jawne i kontrolowane.
Kurde, teraz też jest “po wojnie”. Noo…

W sprawie “prośby”, to tylko poproszę, żebyś wsłuchała się w intonację głosu tego, który prosi. I tak, można spełniać różne prośby. Co ja za banały piszę? Ech…

W sprawie “medialnych puzzli”, to chyba nie złapałaś rybki. A ja nie potrafię zgrabniej wyłożyć tego, co już napisałam. O ja jemioła…

Twoje pytania odnoście bezkrytycznego zaufania są... są... Nie, nie zacznę bo za rok nie skończymy gadać. :)

Jeśli chodzi o terroryzm, to Pani Szanowna, znowu za facetami od bombek pogoniła. A mnie nie tylko o to chodziło. Kolejne pudło. O ja jemioła…

O! Zgodzę się! “Efekt jest smutny.”
No cóż, najlepiej sprzedają się złe wiadomości. Być może dlatego, że ludziska lubią się bać. Być może dlatego, żeby utrzymywać ich cały czas pod presją zagrożeń. Być może jedno i drugie. A może wcale nie to, tylko jeszcze coś innego.

Zadymiłam obrazek? O to chodziło, jakem Turecki. :)


Agawo

Ekhm.. Się zarumieniłam, jak pączek w maśle. No dajże spokój. Pączki są te.. no.. passe. Masło chyba też. Przynajmniej w kręgach zbliżonych do postępowych. :)

A w temacie.

Noo, słyszałam. I co mam napisać? Że “baranki”? Niby trochę tak, ale to nie tylko ich “wina”. (“Wina” to beznadziejne słowo w tym kontekście ale chyba słownik gdzieś zgubiłam.) Mnie nawet taki “ekshibicjonizm” by nie przeszkadzał wcale, gdyby nie plany zaczipowania 1/5 populacji ziemskiej. Jakoś nie mam ochoty obudzić się któregoś dnia w Nowym Wspaniałym Świecie, a z takimi “barankami”, co to się sami obnażają, taka wizja staje się dużo łatwiejsza do realizacji.

A co ja będę marudzić?

Pozdrawiam zabierając się za konstruktywną i łopatologiczną robotę.
Odśnieżyć trza, kurde. :)


Kolego Griszqu

Wy to wicie, rozumicie, nie próbujcie nikogo pionizować.
My tu sobie z Panią Gretchen oraz Panią Agawą rozmawiamy jak człowiek z człowiekiem (co ja gadam?), jak kobieta z kobietą a Wam coś nie pasuje? Że niby gdzieś krążymy? Znaczy gdzie?
No, żeby mi to było przedostatni raz.

Pozwól, że wyrażę zdanie odrębne w sprawie Rosji.
Ja, proszę Szanownego Pana, dobrze życzę Rosjanom, Chińczykom, Izraelczykom, Amerykanom i tym z Zimbabwe. Dla mnie ci ludzie są po prostu ludźmi i nie widzę powodu dla którego miałabym życzyć im gorzej niż samej sobie.
Jeśli kogoś okładam lagą (zazwyczaj nieudolnie) to rządy, instytucje rządowe oraz takie, co to bardzo chcą być od rządów ważniejsze. (Choć zrozumienie tego prostego oświadczenia przez wielu Tubylców zdaje się graniczyć z cudem.)

Dlatego też nie bardzo rozumiem, co poeta Griszeq miał na myśli pisząc swój pierwszy komentarz pod tym tekstem i jak on się ma do ostatniego. Coś mi się tu kłóci. Nie podejrzewam, żebyś postanowił sobie nagle pójść tą samą kretyńską dróżką, która ja lazłam na przełomie lipca i sierpnia ubiegłego roku. Więc?
Ale czy ja muszę wszystko rozumieć? Ba, przyznaję bez bicia, że nie rozumiem.

Ale pozdrawiam.


Magio

Ja nikogo nie pionizuje, tylko wskazuje, że z racji doświadczenia zawodowego Gretchen oraz znacznie głębszego niż standardowe zainteresowania (i znajomości)tematem przez Ciebie (i Agawe), windujecie dyskusję z poziomu ogólnodostępnego pitolenia do poziomu zbiżającego się do profesjonalizmu. A juz na pewno zaawansowanego amatorstwa. Dobrze, bo człowiek może się czegoś nowego dowiedzieć. Ale samo uczestnictwo – raczej bierne, czytelnicze.

Co do Rosji – zalezy mi na tym, aby jako kraj byli jak najsłabsi, bowiem jak uczy doświadczenie, a juz doświadczenie Polaków w szczególności, silna Rosja to automatyczny imperializm i Sodoma z Gomora dla sąsiadów. Rosja rozmawia tylko wówczas, gdy jest słaba. Może kiedyś to się zmieni i imperializm wyparuje z łbów kremlowskich. Ale tak po prawdzie, to w to nie wierze. Więc wolę słaba Rosję skoncetrowaną na robieniu w miarę dobrze swoim obywatelom, a nie silna i butną kombinującą jak tu wziąć pod but swoich sasiadów.

No i jako że moje komentarze zasadniczo nie dotykają tego samego tematu, nie widzę miejsca w którym byłyby ze sobą sprzeczne.

Możemy to zasadniczo streścić tak – ja mam pewną świadomość, w której większa cześć informacji podawanych przez Ciebie mnie utwierdza, ale nie mam Twojej woli czy może wiary, że jest możliwa zmiana. Ale w razie czego – tacy jak ja, będa w drugim rzucie. Idac za takimi jak Ty.

Już rozumiesz Magio?


Griszqu

Melduję posłusznie, że zrozumiałam!

Rany, poczucie humoru wysłałeś na wakacje? (to a’propos pionizacji)

Eeee tam.


Magio

Ufff… Zarobiony jestem moze faktycznie zbyt literalnie biorę wszystko, no ale to juz taki mój urok.
Ale za to jestem ugodowy, jak twierdzi Madame Gretchen, aż za bardzo.

W dodatku opędzam sie przed myslami o pączkach. Mam nadzieję, że dzis pogubie te kalorie na nartach… ;-)


Magia

Na odpowiedź tak zadymioną i enigmatyczną trudno cokolwiek odpowiedzieć sensowwnego, ekhm. :)

Ale kilka słów napiszę, bo nie byłabym sobą.

Wiesz co z tego, że mi się metoda nie podoba? Może nic, ponieważ kogo mogłoby obchodzić to, że mnie się metoda nie podoba, ale w gruncie rzeczy to jednak będę się upierać. Właśnie ze względów moralnych, czy delikatniej mówiąc etycznych. Powtórzę, że nie każda metoda uzasadnia cel, choćby najbardziej sensowny, a często metoda właśnie może stać się argumentem kwestionującym prawo badacza do przeprowadzenia takiego eksperymentu.
Zresztą te właśnie powody były jednymi z tych, które zdecydowały o przerwaniu eksperymentu Zimbardo.

Jest granica ingerencji w ludzką psychikę, której badacz nie może przekraczać. Przypominam sobie kolejny eksperyment, eksperyment Ascha dotyczący konformizmu – zupełnie inną metodą można dojść do podobnych wniosków. Nie rujnując ludzi przy okazji.

Nauka musi się różnić od piwnicznych eksperymentów. Nie mówiąc już o realnych eksperymentach (?) społecznych. W przeciwnym wypadku bowiem sama siebie sprowadza do tych piwnic.

W sprawie terroryzmu wcale nie goniłam za chłopcami z bombkami jako, że nadmiernie atrakcyjni mi się nie wydają, a i mamusia mi mówiła, że dziewczynka za chłopcami biegać nie powinna, bo to nieładnie jest. :)
I wcale niekoniecznie o nich mi chodziło w związku z tym.

Ciekawa jest ta Twoja hipoteza, że ludzie lubią się bać. Osobiście mam wątpliwości czy tak jest. Wywołanie strachu jest skuteczną metodą wpływania, ale żeby ludzie to lubili?

Chwilowo tyle, bo oganiam się od zadymienia .


Griszqu

Skoro tak się porobiło, to trudno. Jakoś przeboleję. ;)

Ale, ale… To teraz jest jakiś nowy “trynd naukowy”, że można nabić licznik kalorii samym myśleniem o kaloriach?

Łomatko!
:)


Gretchen

Wiesz gdzie my się różnimy w opiniach? – moim zdaniem.
Ty piszesz o tym, jak wg Ciebie być powinno (i/lub jak być nie powinno).
Ja, natomiast, smaruję o tym jak jest.

Pozdrowienia wolne od manipulacji zasyłam.


Subskrybuj zawartość