Życie to nie imprezka u cioci na imieninach

Za oknem było jeszcze mocno na minusie, kiedy Kamil zauważył, że wrony swymi ostrymi dziobami odkuwają korę z gałęzi drzewa wis a wis okna, z którego akurat patrzył na skwer.

- Czego one tam szukają – zapytał – przecież w takim mrozie to nic żywego raczej nie przetrwało.

Hmm, zadumałem się na chwilę, a może nawet na dwie chwile.
Faktycznie, mróz jak przystało na dobry stary, i ostry niczym kły Sybiru, luty, a tutaj niczym w ataku wściekłej furii ptaszyska tłuką niemiłosiernie w bezlistną gałąź.

Pod drzewem na białym tle leżą opakowania gałęzi, a ptaki dalej czynić swoje. Kiedy uporały się z gałęzią naszego drzewa odfrunęły kawałek dalej i od nowa zaczynają stukać w drewno, bo nic to raczej żywego nie przypomina.

Jakąś chwilę później poszliśmy roznosić ulotki i zauważyliśmy, że w kilku miejscach, oddalonych od siebie znacznie, na śniegu leżą odkorowane okrycia gałęzi.

- Jak myślisz tato, czy to same ptaki co rano pod naszym oknem?

- Nie mam pojęcia, ale nie wykluczone – odrzekłem.

Chwilę postaliśmy na moście i głośno zastanawialiśmy się jak gruba może być pokrywa lodu

Dziś stoję w oknie pustego pokoju. Myślami jestem tam, przy Kamilu. Siedzę w gimnazjalnej ławce obok i przyglądam się uważnie.
Oczami wyobraźni widzę jak lewą ręką kreśli litery w zeszycie marzeń.
Wiele ich ma, wieloma się podzielił ze mną będąc tutaj przez te trzy tygodnie. Mam nadzieję, że te najistotniejsze się spełnią

Jak w kalejdoskopie przewijają się obrazy.
Jeszcze zaledwie chwilę temu jedną nogą byłem w podróży, potem niespodziewana pomocna dłoń życzliwych i zaraz potem kolejny stopień – zakręt śmierci, w który ostro wpadł Adrian.

Z północy ściągam Kamila. Błażej niestety nie mógł – praktyki. I te chwile czekania, modlitwy, nadziei wymieszanej ze świadomością, że tak widocznie być musi.

Stoję w tym samym oknie co Kamil wtedy i patrzę na nagą gałąź.
Teraz wyraźnie wydać autostrady wyżłobień, w których zimę starały się przetrwać larwy szkodników.

Pod Żmigrodem, od strony Wrocławia, jest wielka plantacja dzikich kaczek i kilka dorodnych zagonów saren. Widać je z okna pociągu.

Niesamowity to widok.
A górą wciąż i jeszcze płyną kolejne klucze na Wielki Przedwiosenny Sejmik.
Czyżby liczenie strat po zimie, która potykając się odchodzi w wiosnę?

Też liczę, czynię rachunek zysków i strat
Los był niewiarygodnie hojny.
To, co najważniejsze dla mnie, się ostało.
Widać czymś sobie na to zasłużyłem?

U Adriana znacząca poprawa. W moim sercu zabliźnia się lęk

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Amen,

bardzo jest dobrze czytać takie notki.

pozdrawiam serdecznie


Pino, Dziękuję

:)


Mogę

napisać jedynie to samo, co Pino napisała.

Pozdrawiam


Partyzancie

napisałeś :)
super dziękuję
Pozdrawiam


No ja się zaś muszę zgodzic z Pino i partyzantem

pozdrowienia.


Grzesiu

no skoro musisz :))


Subskrybuj zawartość