Tekst pojedynkowy czyli chaotyczne rozmyślania o kinie. Special for Mindrunner:)

Wszystko zaczęło się tu:

http://tekstowisko.com/ernest/58541.html

Znaczy Ernestto napisał jedno zdanie, do którego odniósł się Mindrunner, ja odniosłem się do tego odniesienia Mindrunnerowego i tak powstał pomysł najpierw pojedynku na temat kina, później pomysł napisania tekstów o kinie w ogólności, a w szczególe o kinie europejskim i kinie amerykańskim.

Teksty miały być wczoraj wieczorem, miała być dyskusja, walka na noże i argumenty:), Mindrunner jednak się nie mógł wyrobić, więc walka będzie dziś, Mindrunner na razie nie napisał, więc pewnie będę pierwszy (ha, przeciwnik będzie miał łatwiej, bo tekst mój będzie mógł zjechać i błędy i słabości wytykać, a ja piszę bez znajomości jego tekstu i jego zdania, piszę więc w ciemno trochę:)

Właściwie po tym wstępie powinienem przejść do tekstu właściwego, ale lekko nie ma. Będą teraz zastrzeżenia i ostrzeżenia, by nie spodziewać się niczego po tymże tekście.
Właściwie to nie mam pojęcia o kinie, znaczy jestem tu jak we wszystkim laikiem.
Obejrzałem trochę filmów, przeczytałem kilka książek o kinie i filmie, w tym kilka genialnego Kałużyńskiego.
I tyle.

Jedyne co umiem, to napisać/powiedzieć, co mi się podoba, a i to nie zawsze udaje mi się dobrze wyrazić, bo czasem to nie jest do wyrażenia łatwe.

Więc tak, moja wizja kina.

Najważniejsze w kinie są dla mnie dwie rzeczy: opowieść i klimat.
Opowieść czyli umiejętność skonstruowania jakiejś historii, najlepiej prostej historii, z tej historii wynika wszystko inne.

Klimat czyli umiejętność skonstruowania i opowiedzenia tej historii w taki sposób, że ona przekonuje, że ona chwyta, że chce się ją oglądać.

Z tych moich preferencji wynika wszystko inne, np. odrzucenie filmów, w których tego ducha opowieści nie ma. Jest taki film, którym zachwyca się wielu, „Requiem dla snu” się nazywa.
Dla mnie ten film jest pusty, może jest świetnie zrobiony, może jest genialny pod względem techniki filmowej, ale nie ma w nim moim zdaniem opowieści, nie ma klimatu, nie ma tego coś, tzw. „ducha”

Kino amerykańskie vs. kino europejskie

Pomysł pojedynku i tekstów o kinie wziął się ze zdania Ernesto, że film zrobiony w Ameryce, ale ogląda się go jak kino z Europy. Mindrunner stwierdził, że to raczej nie komplement, ja mu rzuciłem, że wręcz przeciwnie.
O co chodzi?
Czy w ogóle jest coś takiego jak jakaś „inność” i „odrębność” kina europejskiego od amerykańskiego i odwrotnie?
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, ale to wyczuwam:)

Ernesto napisał w komentarzu pod moim tekstem o „I twoją matkę też”, że Polacy ni Amerykanie takiego filmu by nie zrobili, ja dodałem żartobliwie, że ani Polacy (bo pruderyjni) ani Amerykanie (bo wyjdzie im głupawa historia dla nastoletnich kretynów) ani Europejczycy (bo wyjdzie i pretensjonalnie głęboka historia).

Ale odejdźmy do stereotypów i zajmijmy się przykładami.

O mamy takiego pana, co się David Lynch nazywa. Jeden z najbardziej znanych reżyserów amerykańskich. Robi gość w większości świetne kino, dla mnie jednak jest to puste znowu, znaczy nie ma w tym treści, ogląda się te jego filmy świetnie, ale co z tego? Jest to piękna pustka.

I tyle. I dla mnie w jakiś sposób tak wygląda kino amerykańskie, hollywoodzkie, oczywiście nie zawsze i nie wszędzie, ale oczywiście muszę dla potrzeb tekstu gadać uogólnieniami.

Jest głośny film „Monster” z Charlize Theron, niby powinien wzruszać, niby powinien chwytać, ale coś mnie nie bierze. Jest w nim trochę tej nieznośnej maniery, tych hollywoodzkich chwytów. Choćby jak porównuję go z filmem „Lilja 4-ever” Lucasa Moodyssona, to dla mnie nie ma szans.

No ale ja jestem dziwny, bo mój ulubiony reżyser z USA to przecież Woody Allen, człek jednak pomimo swej miłości do Nowego Yorku i jazzu, trochę jak z Europy.

Jak to było? Piękna pustka?
Zobaczcie „Pasję” Mela Gibsona. Tam nie ma ani opowieści (albo inaczej jedna z najpiękniejszych opowieści wszech czasów została tam źle opowiedziana i spłycona) ani nie ma klimatu (poza jedną sceną).

Jest świetne technicznie kino, są tricki jak z horroru czy filmu gore. I tyle.

Oczywiście nie znaczy to że kino z USA jest złe w ogóle. Są filmy genialne i dobre jak choćby „Dróżnik”, jak „Broken flowers” Jarmuscha, jak kino sprzed lat („Nocny kowboj”)
Jest kino Lasse Hallströma (he, he, typowo amerykańskie nazwisko).

Kino europejskie jest wg mnie bardziej klimatyczne, jest bardziej naturalne (nawet w swej pretensjonalności), jest mniej głupawe (wystarczy porównać komedie choćby francuskie i amerykańskie, te z Francji mają pełno uroku i nie są tak sitcomowo nachalne jak komedie z USA (nie wszystkie oczywiście)

Jeszcze wrócę do Lyncha, jego najlepszy (moim zdaniem ) film to „Prosta historia”, film jakże inny od reszty jego filmów. Zwyczajny, momentami wręcz nudny, ale ma siłę w sobie, ma klimat.

Tyle?

Zapraszam do dyskusji, choć jak pisałem na początku, tekst wiele nie oferuje.
Ale można go wzbogacić komentując, no i czekam na tekst Mindrunnera.
I na wypowiedzi Mada, Ernesto, Rafała i wszystkich innych, co o kinie chcą pogadać.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Widział kto, gdzie

Mindrunnera?


Kino amerykańskie vs. kino europejskie

tak na szybko. to jest archaiczny spór. w kinie amerykańskim jest masa syfu, ale są też znakomite filmy (nawet holiłudzkie)... z kolei w kinie europejskim jest całą masa syfu, ale są też znakomite filmy (nawet francuskie ;-))

potem więcej napiszę ;-)


Grzesiu

“Najważniejsze w kinie są dla mnie dwie rzeczy: opowieść i klimat.”

Najważniejsze w kinie są (aż) trzy rzeczy: drzwi ewakuacyjne, gaśnice i oświetlenie awaryjne

Mówię Ci to ja, były kierownik kina :)


Zły podział

Zważywszy na to, że spora część Europejczyków funkcjonuje w Hollywood.

Również w komercyjnym wymiarze.

No i weź Grzech pod uwagę, że mam jednak trochę wspólnych produkcji europejsko jankeskich.

No ale dobra, na potrzeby pojedynku jest taki podział, więc dostosuję się i spróbuję z czasem wrzucić parę komentarzy na poparcie mojej tezy, że

KINO AMERYKAŃSKIE GÓRĄ!

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


Mad

w 80% tematy poruszane prze KINO AMERYKAŃSKIE są mi kompletnie obce, obojętne, albo nieznane. (to ostatnie to najlepsza dla KA ewentualność, bo zawsze można co, prawda, poznać) dlatego wolę bliższą mi kinematografię środkowoeuropejską... oczywiście nie łykam wszystkiego

ale taki There Will Be Blood to jest film! ... wielkie filmy nie sąani amerykańskie ani europejskie ani hinduskie. są WIELKIE ;-)


A ja powiem,

że moim zdaniem podzial jest bez sensu, bo nie ma czegoś takiego jak “kino europejskie”.

Osobiście w tej dziedzinie (i nie tylko w tej) gloszę pogląd, że Skandynawia uber alles.

Co mają wspólnego te nordyckie smęty z kinem, dajmy na to greckim? ;-) Moim zdaniem nic. A to przecież jedna Europa.

pozdrawiam


A co z "Rzeką tajemnic"?

albo “Za wszelką cenę”?

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


Panie Igło,

pojawi się Mindrunner w swoim czasie, mniemam.
Cierpliwości.


>Pino

Skandynawowie mają wielkie tradycje fakt. ja w każdej kinematografii znajdę coś dla siebie. sztuka nie ma narodowości. no chyba że to sztuka narodowa, to takiej kijem nie tykam… :)

ciekawe jest że np w filmach USA jarają zioło na potęgę a jak kumpel opowiadał jak przypalili na gigu to była wielka sensacja… tak samo z jazdą samochodem. chyba tylko w Skandynawii kierowcy jeżdżą bardziej przepisowo. za to na filmach … mistrz kierownicy ucieka …

te najbardziej tępe, redneckie, białoczłowieckie amerykańskie kino kłamie.


Docent, czemu nawet?

Ja uwielbiam francuskie kino lat ostatnich, na co nie poszedłem stamtąd, to mi się podobało właściwie.
“Popatrz na mnie”, “Pan od muzyki”, “Jeszcze dalej niż północ”, “Czyja to kochanka”.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale jeszcze kilka świetnych było.


Marku, wierzę na słowo

:0


Mad, no wiem,

ale taki Lasse Hallstrom (“Co gryzie Gilberta Grape’a”, “Niedokończone życie”, “Kroniki portowe”) to jednak nie jest typowe kino z USA.

No a co do tych wspólnych produkcji, pewnie że są.

Ale jest też tak, że powstaje dobry film w Europie i jego remake w USA już nie ma tego uroku czy siły.

No i czekam na twoje wrzutki.
Na razie wychodzi tak, Docent i ja raczej za Europą, jeszcze Ernestto jak się pojawi, ty i Mindrunner za USA.

Pino buntowniczo neguje sens sporu:)


Pino, no niby nie ma,

ale ja czuję jakąś więź jednak i bliskość z filmami z Europy, czy one z Francji, czy z Anglii, czy z Hiszpanii, czy ze Skandynawii, czy z Niemiec.

Bo właściwie pisząc “Europa” myślę głównie o tych krajach, bo innych kinematografii (poza polską) nie znam.

A kino z USA?
Mam jak Docent, znaczy są filmy, które uwielbiam, ale jednak w wielu wypadkach czuję jakąś obcość ich.

Oczywiście nie mówimy tu np. o moich ulubionych horrorach, westernach czy serialach, gdzie USA potegą jest i basta:)


>grześ

nie no żartowałem z tym kinem francuskim. w końcu jeden z moich ulubionych filmów – “Lokator” – to kino jak najbardziej francuskie … bo przecież nie polskie ;-)

a co do typowości KA to do nas trafi najgorsza sieka jakieś “Szklane pułapki”, “Iron meny” i cała masa krapu … ale przecież filmy dobre albo bardzo dobre a nawet wybitne też mogą byćtypowym amerykańskim filmem ... weźmy takich “Chłopców z ferajny”. film pod każdym względem perfekcyjny, a jednocześnie bardzo amerykański… tak samo trylogia “Ojciec chrzestny”, “Wściekły byk” czy wspomniany już “There Will Be Blood” ... to też Ameryka, ale żywa i prawdziwa, a nie załgana bujda dla pryszczatych małolatów.


No ja mam jak Stopczyk,

są filmy wloskie, balkańskie, rosyjskie, francuskie, czeskie (!), które jak dla mnie wymiatają, a są takie, że mam ochotę się pochlastać. Żadnej w tym szczególnej reguly nie dostrzegam.

Aha, i uwielbiam glupawe amerykańskie kino akcji…

Natomiast dla mnie dobry film to taki, który opowiada zupelnie idiotyczne i przerażająco smutne historie w taki sposób, że widz ma z tego ubaw. Czarny humor jednym slowem i takie jakieś pogodzenie z życiem, to je to. A sztafaż jest mniej ważny, czy ścigają się samochodami, czy piją kawę w kuchni, nieistotne… w końcu w prawdziwym życiu robimy obydwie te rzeczy, oraz jeszcze milion jakichś innych.

Czy Lynch jest pusty? Nie mam pojęcia, widzialam dwa jego filmy, jeden mi się podobal ogromnie, a drugi byl chujowy ;) Ja tak zresztą często mam, czy to z reżyserami, czy z autorami książek, że wybieram sobie jakiś jeden kawalek tortu.

Requiem for a dream uwielbiam. Za montaż, muzykę i za pelen przegląd sposobów, na jakie można spierdolić sobie życie. Uważam, że to ogromnie pouczające dzielo.

pozdrawiam eklektycznie


Albo "Uprowadzona"?

Produkcja francuska, jednak Hollywood pełną gębą.

Choć jest w nim jednak takie nieuchwytne “cuś”.

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


>Pino

Zelenka (!) ...

a widziałaś “Reguły kłamstwa” (Pravidla lži) Sedláčka?


Pino,

pisałem o “Monster” i “Lilja 4-ever”.To samo mam z “Requiem dla snu”, jest taki film jak “Trainspotting”, dla mnie o wiele ciekawszy niż “Requiem”.

I brytyjski:), właściwie szkocki.

Ale w sumie masz z drugiej strony rację, że nie o to chodzi, skąd film jest i jakiego reżysera, trzeba każdy film jako dzieło odrębne rozpatrywać.

No i w każdym można znaleźć, nawet w jakims badziewiu, coś dobrego.


>Mad

Francuzi zrobili ostatnio wymiatający pod względem tak okrucieństwa jak i głupoty horror Frontieres ... teksańskie masakry to przy tym pikuś ...

amerykanie oddają pole w tym gatunku od paru lat … nawet slaszery im wychodzą słabo …

ale to durnota w sumie. kto by oglądał horrory? :)


jeszcze jedno, czepnąłem się Lyncha,

ale dla mnie równie przereklamowany jest Oliver Stone choćby, ta trylogia wietnamska poza jednym dziełem rozczarowała mnie w sumie. (“Nie to co choćby dzieło sprzed lat cyzli “Łowca jeleni”)

“Urodzeni mordercy” to też nie to. (“Bonnie i Clyde” dużo lepsze)

Hm, czyli wychodzi, że ja kino z USA lubię, ale sprzed lat, znaczy tak lata 60-te i 70-te.


Ależ wy skaczecie po temacie :)

No więc tak, Stopczyku, nie widzialam, ale za to bylam kiedyś z MAWem na “Historiach Petra Zelenki”, ubawiliśmy się bardzo :D Zacznijmy jeszcze gadać o teatrze proponuję, to zrobi się ogólny bajzel kulturalny i gospodarz bloga będzie wniebowzięty…

“Bonnie i Clyde” ooo, to jest po prostu świetne. Od pierwszej sceny, jak on tę colę kupuje i zapalki gryzie, po ten ostatni nieudany szpas, kiedy ich policja podziurawila kulami… tak się kurna żyje i umiera, przechodząc do legendy :)

A w ogóle to muszę do kina znowu iść, bo mam zaleglości.


>grzesiu

“Urodzeni” to ewidentny pastisz, nie ma co traktować tego filmu poważnie (sandtrak jest super)... jak dla mnie to Stone zaliczył wtopę “Doorsami”...

obejżyj sobie jednego wieczora “Kalifornię” i “NBK” ... :)

w ogóle tematyka serial killers to bardzo amerykański motyw … zgrana karta, ale było kila dobrych filmów… “Henry Portrait of Serial Killer”, “Milczenie Owiec”, ale taki “Zodiac” IMO nudny … za to dobrze mi się oglądało “Citizen X”

Lynch przereklamowany? rozwiń to jakoś he he

“Lost highway” to film genialny IMO (solo Zorna :)) ...


Mindrunner jest

własną osobą.
Zobaczymy z czym pojedzie?


>Pino

w życiu nie pójdę do teatru :)

nie znam się ... więcej czytałem o teatrze niż sztuk obejrzałem :P … ostatnio w teatrze to byłem w Gardzienicach na “Elektrze”

“tak się kurna żyje i umiera, przechodząc do legendy”

jak Baader i Meinhoff :P


O "Doors" Stone'a

też słabe. dobrze, że mi przypomniałeś, znaczy spodziewałem się czego lepszego.

“Kalifornia”, ta z Bradem Pittem i Davidem Duchownym? I Juliette Lewis?

Bo jeśli ta, to akurat lubię, no.

A o Lynchu, przecież napisałem, no.

Pino, chaos to moje drugie ja:) i znak firmowy tegoż bloga, więc kein Problem:)


ta Kalifornia

dobry film. bez efekciarstwa … taki noir ;-)

już wiem … wiem :)


Grzesiu,

no przecież wiem :P

Docent – o nie… to, że akurat Ciebie lubię, nie zmienia faktu, że lewackich morderców nienawidzę, więc Rote Armee Fraktion nie ma co liczyć na moje uznanie, podobnie jak Szakal, Argentyńczyk czy reszta tego syfu…


Witam

mój tekst już wisi, więc odniosę się tu na szybko do wypowiedzi Grzesia.

Primo, faktycznie nieźle by było zacząć od Lyncha, jako że jest on swoistym ekstremum. Lynch nieźle radzi sobie z tworzywem technicznym. Czyli wie jaki efekt chce osiągnąć. Jednak choć ma opinię twórcy “alternatywnego” nie nadaje się do reprezentowania kina hollywoodzkiego. To tak oczywiste, że boli. Owszem, kiedy prócz emocjonalnego efekciarstwa podejmuje próbę opowiedzenia jakiejś historii (jak w “Dzikości serca”, albo “prostej historii”) potrafi wspiąć się na wyżyny. Jednak nie ma on o ile wiem odpowiednika w kinie europejskim. O tyle, że poważne kino artystyczne z naszego kontynentu jakoś w ogóle, mam wrażenie, brzydzi się techniką.

Pozostaje jednak temat pustki poruszony przez Grzesia. Na ile puste są filmy Van Santa (produkcja USA) w opozycji do powiedzmy Almadovara? U tego pierwszego mamy większy zmysł obserwacyjny. I sporą odwagę w interpretacji rzeczywistości. Widać to świetnie w filmie takim jak “Elephant”. Jednak ten film jest bardzo emocjonalnie surowy. W gruncie rzeczy jednym ze wstępnych warunków by film nie był ednostronny czy nudny jest zapewnienie wystarczającej swobody dla myśli przez wycięcie zbędnych emocji. Tutaj właśnie przegrywają “poważni” twórcy z Europy. Kino europejskie jest przesadnie emocjonalne. Do tego nadmierne synkretyczne jeśli idzie o gatunek. Bo w mojej ocenie komedia musi być komedią, a dramat dramatem. Wprowadzenie elementu humorystyczngo do dramatu może dawać niesamowicie pozytywny efekt. Często jest właściwie konieczne, ale przy zachowaniu proporcji.

Zresztą, to niedookreślenie gatunkowe w kinie europejskim może wynikac z tego o czym napisałem u siebie. Z fabularnego ubóstwa. Nawet jak jest pomysł i bohaterowie akcja się nie toczy. A jesli się toczy to bez właściwiej dla danej historii dramaturgii.


>Pino

a kto lubi? chodziło mi o to, że od jakiegoś czasu kreuje się ich na “bonie i klajd” ... a pamiętasz video Die Totten Hosen z motywem – “Baader w slipkach”? :)... w Niemczech w lewackich kręgach RAF to taki mit jak B&C trochę...

oglądałem ostatnio film o B/M … formalnie bez zarzutu ale reszta … hm ambiwalentnie … niby to jest takie rozliczanie ale bez jakiegoś przekonania …

idzie do mnie film o camarade Che z del Toro … może być ciekawe

z drugiej strony naprawdę dobrym filmem były “Narodziny zła” ... ale “Upadek” mnie nie przekonał ... Niemcy mają sporo za uszami … do rozliczania ale jakoś biorą się za to zupełnie nie po niemiecku … mało solidnie znaczy :P

p.s. wierz mi jedynym Baderem jakiego cenię jest Jacek Hugo-Bader :) ooo mistrz z nim bym nie peniał jechać na Syberię uazem :P


Stopczykenie,

ja Cię bynajmniej nie podejrzewam o chęć mordowania burżujów. Zresztą czym, saperką? Zmęczylbyś się tylko, a potem jeszcze musialbyś się wieszać na ręczniku… Eee, to dla frajerów są rozrywki :P

A w ogóle to uwaga, będę śpiewać, co może zniesiecie, bo ostatnio mi się wokal nadzwyczaj poprawil:

Jadę przez urojone miasta
Mijają mnie pomniki
Znasz to z Schulza czy z Almodovara
Jakie lubisz narkotyki…

;)


No dobra,

Grzesia chwilowo nie ma a ja zaraz idę naprawiać komputery, wiec nie wiadomo kiedy do głównego starcia dojdzie. O ile w ogóle.

Już postawiłem swoją tezę. Poczekam na odpowiedzi pojedynkowicza i na razie zniknę punktowo.


ujaranecałemiasta

ale co się dziwić kiedy

jezus chrystus nie jest w modzie
bo rogaty jest na fali
my pijemy tu browary
hary kriszna hary hary


Czemu nie?

Który starym pijaka kościom niespożytą
Giętkość dajesz, gdy wpadnie pod końskie kopyto,
O szatanie, mej dlugiej nędzy się ulituj!

no to już mamy i poezyję fhrancuską :P


Mindrunnerze,

no zaczynając od Lyncha, to właśnie dla mnie jest tam przerost formy nad treścią, to samo, co ty zarzucasz Almodovarowi.

Tyle że moim zdaniem u Almodovara jest to bardziej strawne.
Oczywiście nie w każdym filmie, no i mam wrażenie, że wyrósł on z tego (“Porozmawiaj z nią”, “Volver” itd)

Co do pustki, nie zarzuciłem pustki cąłemu kinu amerykańskiemu, wymieniłem kilka tylko przykładów (“Monster”, “requiem dla snu”, filmy Lyncha) i przeciwstawiłem dwa pierwsze filmom europejskim o podobnej tematyce.

Co do synkretyzmu gatunkowego i braku akcji, nie wiem, nie widzę jakoś tego:)
Znaczy szczerze mówiąc ja wolę filmy, w których dzieje się mniej niż te, w których jest mnóstwo akcji, ale jakoś niewiele z tego wynika.
No dziwny jestem:)


Tak, tyle że kino robi się przez to coraz mniej kinowe.

Co do Lyncha. Cóż. “Prosta historia” dowodzi, że potrafi on coś “opowiedzieć”.

Hmmm. No przeciwstawiłeś Requiem Trainspottingowi. Ja twierdzę, że akurat te filmy oba są “puste”. W takim rozumieniu, że żaden nie mówi niczego nowefgo. Ani nie jest szczególnie dobrym obrazem rzeczywistości. Ani nie ogląda się łatwo. I żaden nie zawiera sceny w której grupa karłów wskakuje w kontener wypełniony piłeczkami ping-pongowymi. A to osłabia przekaz ;)

Almadovar niestety nie jest dla mnie “strawny”. Może być przy jednym filmie, jeśli akurat mam ochotę na film nieprzesadnie nowatorski. :)

A co do kina północno-nordyckiego, to się w ogóle wypowiadać nie będę, bo mam jakieś dziwne skojarzenia. Pamiętam, że oglądałem coś i nagle tam pokazano lemura. Ja powiedziałem, że pewnie chodzi o symbol duszy, bo coś mi dzwoniło, że były te dziwaczne elementy mitologiczne. Na to koleżanka zaczęła mi wtedy jęczeć, jakie to nie oryginalne i że głębokie. Film był Triera. A ja pomyślałem sobie, że nieprzesadnie oryginalne, skoro zakumałem motyw od razu, a głębokie tylko jeśli ktoś ogląda film z enjcyklopedią mitologiczną u boku.

Nie moja poetyka. Choć akurat Trier ma duże wyczucie dramaturgii obrazu. I nie widziałem, by łamał symetrię kadru podczas rozmów, jak inni artyścia europejscy. Wychodzi więc, że i tak jest lepszy od innnych, ale dlatego, że choć pozostaje w obrębie własnej wizji, jego praca jest ścisła i filmy mu się wizualnie nie rozpadają. Jak mi puszczono kilka filmów francuskich, stwierdziłem, że to jednak podstawa. Ta estetyczna spójność.


>grzsiesiu

“Szklana pułapka” vs. “Struktura kryształu” :P


...

Transpotting to komedia a Requiem dramat, cha ! lepiej jak opowiadać o narkotykach na śmieszno czy straszno? wydaje mi sie ten ostatni jest ciekawszy formalnie. W kinie amerykańskim często bardzi pustym i wręcz głupim możemy podziwiać wyjątkową sprawnośc warsztatową. Jedno zdarzenie dziesięć ujęć i każe z innej strony. Wbrew naszej percepcji nawet. Warto przeciwsatwić sobie dwa filmy o podobnym temacie jak “Niebo nad Berlinem” Wendersa i “Miasto Aniołów” czy jak tam się nazywał ten amerykański odpowiednik. Zupełnie odmienne sposoby opowiadania. “NIkita” Bessona który infantylnieje z filmu na film,( Angeli nie da sie wprost oglądać tak jest kreślona gruba kreską aż strach) to też troche inne kino niż jej kulawy odpowiednik “Kryptonim NIna”. Juz za sam tyuł powinni dostac w mordę. Amerykanie potrafią opowaidać bajki i to tak że się w nie wierzy ale są to ich bajki. Natomiast przykład Polskiego “Wiedżmina” pokazuje że można spieprzyć nawet bardzo filmowy temat jak się bardzo chce.( I to nie przez brak silikonowych smoków) Amerykanie maja rzekłbym młodą duszę, pewnych rzeczy po prostu nie zrozumieją i w ich ujęciu wyjdzie to pretensjonalnie. Outsiderzy na obrzeżach kina opowiadają o amerykańskiej podrózy i amerykańskim zagubieniu. Czy “Truposz” mógłby dziać się gdziekolwiek indziej, z tymi odwołaniami do Huckelberry Fina i mitu dzikiego zachodu?? Jasne posługuję się stereotypami, warto jednak posłużyć sie wyobrażnia jak by wyglądał taki “Powrót” Zvagintseva kręcony w Hoolywood?
Przecież Helikopter w Ogniu kręcony przez europejczyka wyszedłby jakoś tak zbyt gorzko.


@ernestto

Wiedźmina filmowego nie przywołuj, bo masowe samobójstwa sprowokujesz jeszcze :)

A na serio – spójrzcie na filmy DePalmy, które łączą wielką dojrzałość i perfekcyjne opanowanie techniki filmowej. Oczywiście i jemu się filmy jakościowo rozkładają na krzywej Gaussa. Ale on mimo wszystko nakręcił np. Carrie. Film dojrzalszy od książki na której był oparty!

A co do Polańskiego i “Dzieckaq Rosemary”, to wybaczcie, ale gdzie ta europejskość? Film nakręcony w USA, Ira Levin, autor powieściowego pierwowzoru też amerykanin, wszystko tyczy się zgrabnie amerykańskiej rzeczywistości, nie europejskiej. No i pomysł dosyć skomplikowany i humorystyczna ekwilibrystyka, jakiej nie wyobrażam sobie w kinie francuskim, czy innym kontynentalnym. Nie to poczucie humoru. I nie ten poziom zadęcia. Choć jakim reżyserem jest Polański – tego nie ustalimy do końca :)


...

A co do do jakże katastrofalnej ekranizacji Sapkowskeigo za to gra nam sie udała, polecam. Polański zostałby w Stanach gdyby nie ta afera z panienką.


"Carrie. Film dojrzalszy od książki na której był oparty!"

zupełnie jak “Shining” ... nie dziwne że King się wściekł na Kubricka, bo z czym kojarzy się“Lśnienie”? jeśli już to z Jackiem Nicholsonem, ale nie z przeciętną książką Kinga.

>mindrunner

Szandor La Vey to Węgier z pochodzenia :P

obejrzyj angielską (tylko dlatego żeby nie rozpraszał Cię język :)) wersję “Lokatora” tam znajdziesz, prawda, odpowiedź :)

na szczęście nie został w stanach bo nie wiem czy ten genialny film by w USA powstał :P


Heh,

no wlaśnie “Prosta historia” Lyncha byla tym filmem jego, co mnie znudzil, chociaż i rozśmieszyl. Co to jest za patent w ogóle, żeby pokazać faceta jadącego na kosiarce? Ale nie pamiętam dokladnie tego obrazu, to się nie będę mądrzyć.

Co do Kinga, to “TO” i “Miasteczko Salem”, przede wszystkim… No może jeszcze “Desperacja”, ale przez sentyment wylącznie, bo to byla pierwsza książka Stefka jaką dorwalam, zakosiwszy komuś na obozie żeglarskim jakieś sto lat temu.

A w ogóle, jeśli ktoś się nudzi i ma zwyczaj sluchać w winampie mieszanki filmowej, to polecam Kacpra wróżby muzyczne: http://solidna-firma.blog.pl/komentarze/index.php?nid=14093704

Sorry za offtopowanie


Hm, akurat Trier

jest ciężki dla mnie.
Choć “Przełamując fale” dawno temu uznałem za dzieło wybitne, to przy drugim oglądaniu już mnie nie porwało.
Może to film na jeden seans?

Z kolei “Tańcząc w ciemnościach” nie obejrzałem do końca, już nie pamiętam dlaczego.

Nie utożsamiałbym kina skandynawskiego z Trierem, już bardziej z Lucasem Moodyssonem, Aki Kaurismaki czy nawet z kręcącym w USA Lasse Hallstromem:)

A czy kino skandynawskie jest takie jak opisujesz, o tych lemurach?
No nie wiem, “Kumple”, “Elling”, “Człowiek bez przesżłości”, “Historie kuchenne”, przecież to lekkie (acz specyficzne), ciepło-gorzkie filmy, nie nadęte, nie przeintelektualizowane i nieprzeemocjonalizowane:)

A co do “Requiem” i “Trainspotting”, najkrócej ujmę to tak, “Requiem…” nie zostawia moim zdaniem miejsca na oddech:), “Trainspotting” zostawia.
Cóż, widać, idę na łatwiznę, ale pisałem, że lubię opowieści, w “Trainspotting” tę opowieść dostrzegam.

No i co ty chces zod tych Francuzów:), przecież mają urocze, lekkie komedie, takie, jakie nie powstają w żadnym kraju, no:)
Obejrzyj choćby “Jeszcze dalej niż północ” i kilka innych.


Co do ekranizacji Kinga,

“Lsnienie” mistrzowskie, “Carrie” bardzo dobre, obie rzeczy lepsze niż powieści.

Ale już do innych ekranizacji King nie miał szczęscia, totalnie skopali “Sklepik z marzeniami” (zresztą jedną z ciekawszych powieści Kinga), nakręcony pod tytułem “Sprzedawca śmierci”.

A King jako autor?

Danse Macabre, Sklepik z marzeniami, Misateczko Salem, wszelkie tomy opowiadań, Gra Geralda, Rose Madder, Dolorec Claiborne, Cujo, (Desperacja i Strefa śmierci też się nieźle czytają:))

“To” muszę w końcu przeczytać, bo wstyd ale nie znam.

A nie lubię powieści Kinga pod pseudonimem Richard Bachmann pisanych.
Z pięć ich wyszło, inne są wyraźnie.


No okej, ale...

zdefiniujmy tę europejskość.

I amerykańskość.

Na razie czytam to wszystko i błądzę.

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


Mad,

słuszny postulat:)

Spróbujesz?

A błądzić to rzecz ludzka, więc nie załamywać się proszę.


A czemu ja?

Skoro już wcześniej mówiłem, że nie rozdzielam tego?

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


No wiem,

chciałem cię sprowokować:)

Ja jakoś chwilowo na pisanie (wiem, sam zapodałem temat, ale tak bywa), może przyjdzie ktoś, kto się kompetentnie wypowie na ten temat.

Ja znikam z neta chwilowo, trza czasem pracować też:)


Grzesiu, powiem tak:

a raczej zacytuję to, co napisałem przy okazji filmu “Takeshi`s”

Moje wymagania wobec filmu są proste. Pragnę, by kino poruszało, pokazywało otaczający świat. Czasem chcę zapomnieć o nurtujących mnie problemach- wtedy oglądam kino tak rozrywkowe, że rumienię się ze wstydu. Miło mi, gdy bohaterowie filmowego świata nauczą mnie czegoś. W niektórych wypadkach zszokują. Ciekawie jest poznać obce zwyczaje, kultury. Problemy, którymi żyje świat. Chcę, żądam! by kino zadziwiało mnie, ogłuszało, a nawet ogłupiło. Ale zawsze w jakimś celu. Chcę przeżywać. Film musi mieć przesłanie. Jakiekolwiek, ale musi mieć przesłanie. Tylko wtedy jestem w stanie zrozumieć twórcę, choć mogę wyjść z kina niezadowolony. W zamian musi dać mi szansę mając COŚ do powiedzenia. Przecież we wszystkim potrzebna jest jakaś myśl.

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


Grzesiu

Albo moje ukochane “Wszystko jest iluminacją” Live Schriebera, jego debiut reżyserski.

Film piękny, wdzierający się do duszy.

Niby amerykański, ale jak się przyjrzeć...

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


@Grzes

W kinie amerykanskim posiadanie przez protagonistow broni nie niepokoi, w europejskim owszem. Moze brak tego niepokoju jest po czesci owa pustka.

Pozdr.


Hm, o takiej interpretacji

nie myślałem.


@Grzes

To bylo pierwsze skojarzenie..
Filmy mowia duzo o widzach, nasunelo mi sie pytanie- jakie filmy z Ameryki do nas docieraja i dla “jakiej” amerykanskiej publicznosci zostaly one zrobione…?


@styx

A bo ja wiem? Czasem niepokoi, czasem ani odrobinę. W “Fight Clubie” nienaładowany pistoler Tylera budzi z początku w narrarotrze wielkie przerażenie. A jak spojrzeć na seriale to MacGyver w ogóle nie używa broni palnej i do tego przemocą się brzydzi. Choć to juz bardziej wtręt humorystyczny. Jak sobie przypominam “Muchę” Cronenberga, czy którykowiek film Lyncha, to powiem, że widzę tam całe geologiczne pokłady niepokoju. I nie tylko tam.

Z kolei w kinie europejskim mamy skłonność do gloryfikowania przemocy w trybie hand-to-hand, mógłbym napisać, gdybym chciał uogólniać w tak prosty sposób. Ot, choćby główny bohater “28 dni później” Boyle’a, który nie rozstaje się z kijem baseballowym. :)


ranking od czapy

najlepsi aktywni reżyserzy wg Entertainment Weekly

1. Steven Spielberg
2. Peter Jackson
3. Martin Scorsese
4. Christopher Nolan
5. Steven Soderbergh
6. Ridley Scott
7. Quentin Tarantino
8. Michael Mann
9. James Cameron
10. Joel i Ethan Coen
11. Guillermo del Toro
12. David Fincher
13. Tim Burton
14. Judd Apatow
15. Sam Raimi
16. Zack Snyder
17. Darren Aronofsky
18. Danny Boyle
19. Clint Eastwood
20. Ron Howard
21. Ang Lee
22. Paul Thomas Anderson
23. Paul Greengrass
24. Pedro Almodóvar
25. Jon Favreau

... niezłe nie?

już pomijając absurdalność takich rankingów …rzyg


Greengrass tak nisko?

Clint tak samo?

I Scorsese?

I co tam robi Apatow?

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


Mad

nie wiem. nie rozumiem tego… a może oni rzucali patykiem i Spielberg rzucił najdalej?


Eeee,

takie rankingi nie mają sensu.

pzdr

A w niedzielę już Oskary:)


"niedzielę już Oskary"

takie rankingi nie mają sensu


Docent, złośliwcze:),

konsekwencji ode mnie wymagasz?

Zresztą można zauważyć choćby w moim cyklu filmowym nie kieruję się w oglądaniu kryteriami oscarowymi, ale samo wydarzenie jakim jest rozdanie mnie ineresuje, no:)


obczaiłem nominacje

w kategorii nieanglojęzycznej stawiałbym na “Walc z Baszirem” (w kontekście Gazy itp.)

to jak obstawianie totolotka :P

reszta mnie mało interesuje …


Grzesio

Można powiedzieć, że w jakiś sposób przeniosłem swój głos na wpis “Po Oscarach”.

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


Mad, czytałem, świetny wpis:)

może zaraz cuś skomentuję go.
W ogóle o kinie europejski i amerykańskim ciekawie też u pewnego misjonarza:), wprawdzie stylem jak zwykle mało strawnym, ale poczytać warto:)

http://toyah.salon24.pl/388549.html


He He:-)

Ale powiem ci, że końcu muszę wziąć się za siebie i zacząć skrobać coś o Stallonie, o którym kiedyś zdań parę rzuciłem.

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


Subskrybuj zawartość