"Listy do M." vs. "Love actually" czyli Brytyjczycy jednak górą

W niedzielę byłem, obaczyłem, zwyciężyłem(?). Prościej i łatwiej mówiąc, obejrzałem w końcu “Listy do M.” (u nas na prowincji, jak wiadomo, filmy ogląda się z miesięcznym lub dwumiesięcznym poślizgiem, więc grześ będzie się od czasu do czasu bawił na TXT w najwolniejszego recenzenta filmowego świata, który pisze o filmach, gdy już je wszyscy znają).

Obejrzałem więc i kilka słów postanowiłem skrobnąć.
Chyba najpopularniejszy film 2011 roku, obejrzało go gdzieś 2 miliony ludzi, sam widziałem w piątkowy wieczór przed tarnobrzeskim kinem dosłownie tłumy, co u nas właściwie się nie zdarza nigdy, z tego względu jest to na pewno fenomen.
Czy z innych też?

Tu można by już polemizować oczywiście.
Na pewno film jest całkiem profesjonalnie zrobiony, ma klimat, wciąga i zaciekawia (acz pierwsze 30 minut lub nawet 40 się dłuży i nudzi),jest kilka dobrych scen, kilka momentów do zapamiętania i dialogów, po zobaczeniu filmu zostaje w człowieku dużo ciepła i pozytywnych uczuć, a to w mojej zagmatwanej sytuacji psychiczno-emocjonalnej na pewno plus, stanów lękowych po nim nie miałem jak po jakimś duńskim filmie niezależnym, co kiedyś go zobaczyłem.

Jest to więc całkiem zgrabna komedia romantyczna, w skrócie komrom:) albo romkom, w tej kategorii nie jest jednak liderem, raczej średniakiem, inna sprawa, że na tla innych polskich filmów na pewno się jakoś tam broni.

Dobra, delikatnie pochwaliłem, to teraz trza kilka rzeczy wytknąć:

-film na pewno jest przegadany
-film jest w dużej mierze reklamą sieci Arkadia, galerii handlowych i różnych innych marek
-momentami jest zbyt patetycznie, zbyt łzawo, zbyt kiczowato (nie żebym był przeciwnikiem kiczu, ale z drugiej strony nie każdy jest przecież Almodovarem)

- o dziwo, mimo że grają same gwiazdy, to aktorsko wcale film nie powala mnie, Małaszyński jest nudny i drętwy, Katarzyna Zielińska to w ogóle jakaś pomyłka (a także wątek z postacią, która gra), nie przekonała mnie kreacja Agnieszki Wagner, Karolak jedzie na jednym motywie, Adamczyk ujdzie, świetne są na pewno postacie dziecięce (szczególnie Kostek, syn Mikołaja (Maciek Stuhr), świetny jest Maciek Stuhr (ale to w sumie oczywiste), Romę Gąsiorowską lubię, acz wielką aktorką to ona chyba nie jest

Oczywiście jak to w takich filmach muszą się pojawić w komicznych epizodach aktorzy starszego pokolenia, pojawiają się, sprawdzają się, sympatię widza wzbudzają, kasę zgarniają, od tego są i robią to świetnie, dlatego trzeba docenić Beatę Tyszkiewicz i Leonarda Pietraszaka

-film jest wtórny, ale to nie zarzut, to norma w wypadku romkomów:), bo przecież wszystko o już było, i rozmowy dzieciaka z dorosłymi jako wzruszająco zabawny punkt programu (“Love actually”, “Był sobie chłopiec”), i przemiana bohaterów (zła Małgorzata (Agnieszka Wagner)), której serce stopi mała dziewczynka, i zły Mikołaj już był, i gadatliwy Malajkat już był, wszystko było.

Wszystko było, to co więc jest, trzeba sprzedać umiejętnie. Twórcy “Listów do M.” się starali bardzo, wyszło im połowicznie, mam wrażenie, że przedobrzyli, wszystko jest tak śliczne, tak wzniosłe, tak ciepłe, dobre, piękne i zabawne, że aż strach.

Trochę brak dystansu, niby klimat podobny jak w “Love actually”, ale nic tak nie smuci tu jak Emma Thompson słuchająca Joni Mitchell, nic tak nie bawi smutno jak rozmowy dwójki zagubionych i nieśmiałych aktorów porno, nic tak nie rozśmiesza głupawo jak podstarzały gwiazdor rocka, nawet piosenki choć dobrze dobrane, są momentami jakby na siłę.

Gdyby film skrócić, mniej dialogów dać, mniej emocji, więcej dystansu, przestrzeni, mniej lukru, a więcej kontrowersji, obrazoburstwa, skandalu (ale nie tak żenującej kontrowersji jak to, że facet przyszedł ze swoim facetem na Wigilię), może by coś z tego wyszło.

A może nie?
Może Polacy nie umieją robić filmów ciepło-gorzkich (a takie film grześ lubi najbardziej), tylko robią albo smętne i dołujące opowieści o bezrobociu, śmierci i braku perspektyw na Śląsku albo głupawe komedyjki.
Cóż, na szczęście filmów ciepło-gorzkich z USA, Francji, Wielkiej Brytanii czy Skandynawii jest mnóstwo i mnóstwo zalegości też mam, więc bez polskich się obędę jakoś

Listy do M

Love actually

P.S. Jako że mam ambitny pomysł zająć się w ferie (wprawdzie ferie mam połowiczne w tym roku, ale to tak jak wszystko w moim życiu) oglądaniem komedii romantycznych, piciem wina i jedzeniem czekolady (he, he, Bridget Jones to ja:)), to może jeszcze o filmach coś napiszę niedługo.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

kiedyś WO

napisał o książkach Badera, że dzięki nim nie musi jeździć do Rosji. ja dzięki temu tekstowi nie muszę oglądać tych filmów. dzięki :)


"ciepło-gorzkich"

dawno nie słyszałem tak wymownego i precyzyjnego określenia.
Dobre!


Doc,

w sumie to średnio mnie zachęciłeś do dalszego recenzowania:)

pzdr


Merlocie, sam

wymyśliłem, więc musi być dobre.

A poważniej jest trochę takich filmów, recenzenci określają je często mianem komediodramatu, ale mnie jakoś to określenie nie kręci, więc wolę przymiotnikami.

P.S. To nikt nie oglądał tych “Listów do M.”, to skąd te 2 miliony, no?


dlaczego

zrobiłeś dobrą robotę. opisałeś filmy tak, ze wiem, że poświęcenie im cennego czasu byłoby marnotrawstwem. lepiej zamiast tego poczytać książkę (właśnie jestem w podróży kołymskiej z Baderem) albo posłuchać muzyki.

:)

pisz dalej, jest wielce prawdopodobne, że przekonasz mnie do jakiegoś filmu, co resztą już wielokrotnie się zdarzało.


No tak,

ja ostatnio mam fazę na chodzenie do kina na słabe filmy (akurat “Listów do M. tu nie wliczam), więc może będę często zniechęcał:) a nie zachęcał.

W ramach przypomnienia, że wszystko już było, linkuję swój wpis o “Love actually” sprzed 3 lat:)

http://tekstowisko.com/tecumseh/57846.html

Kurde, jak ten czas leci.

p.S Nowego Badera czytają przed 12 w Trójce, ale jakoś czytanie książek w radiu mnie nie rajcuje, dziś nie byłem w stanie słuchać w samochodzie i przełączyłem na jakąś składankę sprzed lat:)
Nie ma to jak radio na kasety i nagrywane kasety.


grzesiu

ja byłem ostatnio na “Niebezpiecznym eksperymencie” i z ręką na sercu odradzam. lepiej te 20 zł przepić, albo kupić sobie płytę Cannibal Corpse w promocji w MM ;-)


Grzesiu

A słychać dobrze chociaż?
Czy jak w większości rodzimych filmów nagrywane w studni bez dna?


Doc,

to Cronenberga o Jungu i Freudzie?

Nie znam, ale nie zachęciły mnie recenzje.

Ja oglądałem nowe “Coś”, trochę bardziej zabawa konwencją horroru i nawiązanie do klasyki (acz “Cosia” Carpentera oczywiście nie oglądałem) niż sam horror.

Nie zachwyca w sumie, ale nawet momentami zgrabne, choć klimatu za dużo nie ma i zbyt dużo dosłowności jak na moje pojęcie horroru.


Dorcia,

nawet lepiej niż zwykle w tej sprawie.


grzesiu

tecumseh

to Cronenberga o Jungu i Freudzie?

Nie znam, ale nie zachęciły mnie recenzje.

tak. nuda, nuda, nuda.


W ogóle to Cronenberga znam tylko

“Crash”, ale mam w planach go sobie poznać, bo mam w ogóle zamysł tych wszystkich zeschizowanych i dziwnych reżyserów obejrzeć.

Ale oczywiście planów to ja mam dużo, z realizacją gorzej.

pzdr


Się wybieram...

...i się wybiorę, bo muszę, bo moja Naj chce, więc ja też chcę, chcąc, nie chcąc! “To właśnie miłość” stała się u nas filmem wigilijnym i jest poza jakąkolwiek konkurencją.

Dziś idę na “W ciemności” i wiem, że będzie długo, bo coś 150 minut. Dobrze, że jestem wyspany. Na szczęście we Wrocławiu w środę można za 11 zet, więc nie grozi ruina. Choć wolałbym pewnie czytać Keitha Richardsa “Życie” i słuchać RS albo i samego Keitha…


Joteszu,

to jak zobaczysz, to napisz o wrażeniach.

Co do “W ciemności” to oczywiście planuję się wybrać, też proszę o recenzję krótką, jak wrócisz.

a gdzieś czytałem o tym “Życiu” keitha Richardsa, że warto.

Ja niestety poza kryminałami/horrorami, gazetami i blogami nie mam czasu/ochoty/weny na nic poważnego.
Ostatnio się jedynie radiowo dokształcam i słucham sobie różnych ciekawych audycji ciągle po polsku i niemiecku.

pzdr

P.S. Jako film świąteczny sprawdza się też świetnie “Mamma mia”, głupotki i kicz, ale jak poprawia humor, masakra.


Kryminały?

W TV najwyzej oceniam Holmsika z Dżeremim Brettem w roli genialnego detektywa. Nie gardzę nawet powtórkami.
Brett “z gęby” to istny Witkacy ( z zachowania tyż)

Wspólny blog I & J


Ale ja o ksiazkowych godom

telewizorni poza ARD i ZDF (nota bene w necie) nie ogladam.


Panie Grzesiu!

Pocieszę Pana, że żadnego z omawianych filmów nie widziałem. Niemniej jakoś żyję i nie czuję dojmującej pustki po tej stracie…

Natomiast recenzje sobie czytam i zastanawiam się: czy Pan poleca te filmy? czy wręcz przeciwnie?

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

polecam gorąco i namiętnie “Love actually”, o tu, co do “Listów do M.” to sam nie wiem, bo film z jednej strony mi się podobał, ale nie każdy lubi kiczowate i przepełnione lukrem bajeczki dla dorosłych.

Ja w odniesieniu do filmów nie jestem zbyt wymagający i w słabych filmach próbuję zawsze znaleźć coś dobrego, jest to łatwiejsze niż w przypadku słabych książek.

Pozdrawiam.


"W ciemności"

wbija w fotel i dławi gardło! Rewelacyjne zdjęcia w ciemnościach. Atmosfera klaustrofobii. Trochę się bałem tych 150 minut, ale taką długość Agnieszka Holland wybrała chyba świadomie – ludzie ukrywali się w kanałach Lwowa przez 14 miesięcy – i to się zaczyna czuć, ten długi czas w nieludzkich warunkach. Znakomita gra Roberta Więckiewicza! Świetna Kinga Preis w roli drugoplanowej. Ciekaw jestem teraz odbioru tego filmu przez oskarowych jurorów…


Więckiewicz jest świetnym aktorem

dziwne, że czasami gra w niesamowitych kiszkach. no lae jeść trzeba :)

ciekawe jak wypadnie jako Lech.

film Holland – mus.


Co do Więckiewicza,

ja go cenię za rolę we Wszystko będzie dobrze

świetny film, właśnie ciepło-gorzki, polecam.


O, to widzę,

że będę musiał się do Rzeszowa wybrać, zastanawiałem się czy mi się chce, ale jak “W ciemności” warto, to tym bardziej mam powód, bo zanim u mnie na prowincji będzie, to dużo czasu upłynie.


przy okazji

czekam na pierwsze komentarze nadpatriotów…


Joteszu, mnie tam

akurat średnio interesują, zresztą niektórzy z prawdziwych patriotów nie potrzebują znać filmu, by wiedzieć swoje.


Grzesiu,

właśnie się o tym dowiedziałem w S24 czytając wypocinę Coryllusa, gdzie wszyscy dyskutujący zaciekle atakowali film, którego nie oglądał nikt, a pretekstem do dyskusji była jakoby antypolska recenzja w tak zwanej po nadnarodowemu “gównianej” lub “wybiórczej”. Żeby było durniej, to Coryllus tamże reklamuje książki swego autorstwa, więc wpisałem, że ich nie czytając mogę też je zrecenzować...


Panie J.Sz.!

To nie po narodowemu tylko po polsku nazywa się wybiórczą pewną gazetę i jest to uzasadnione merytorycznie. Przykładem może być słynna sprawa opublikowania w niej „pełnego” zapisu rozmowy Lwa Rywina z Adamem Michnikiem, gdzie wypadł istotny fragment poświęcony ówczesnej zastępczyni Adama Michnika. To jest właśnie wybiórczość w informowaniu. Nie ma to nic wspólnego z byciem „narodowcem”. Natomiast z tego, że głupcy nazywają się narodowcami, nie wynika, że internacjonalizm jest lepszy od patriotyzmu.

Pozdrawiam


Panie Jerzy

moim zdaniem każda gazeta jest w tym sensie wybiórcza, w czym utrwala mnie regularne przeglądanie Wyborczej, Rzepy, Dziennika, Naszego Dziennika i Polska The Times. Każda gazeta wybiera, co jej pasuje do “linii” i kierunku. Podobną wybiórczościa kierują się czytelnicy, którzy decydują, że ta, a nie inna, jest ulubiona, prawdziwa, miarodajna czy opiniotwórcza.

Dlatego nie uważam, że nazywanie Wyborczej wybiórczą, a już zupełnie gównianą, jest po polsku, ale neutralnie, czyli informująco. Te nazwy są od razu ocenami. Zdaniem takiego oceniacza Wyborcza jest wybiórczą i tylko ona wyłącznie jest wybiórcza. A ja uważam, że tak nie jest. I przy swoim poglądzie pozostanę.


Panie J.Sz.!

Ja mam swoje zdanie na temat prasy, niemniej czym innym jest napisanie „nasza wersja historii”, a czym innym „jedyna prawdziwa wersja historii”.

Co do gazet, to wybiórcza jest jedyną gazetą pouczając cały świat, jak należy rozumieć historię polski i jak patrzeć na świat. Nie spotkałem się z takim podejściem w Rzeczpospolitej, gdy ją regularnie czytałem. Co nie znaczy, że wszystko w niej kupowałem w ciemno. Notki podpisane K.K. lub Krzysztof Kowalski omijałem z daleka, po tym jak przyłapałem gościa na nieudolnym tłumaczeniu tekstów z mojej dziedziny. Niemniej to trochę inna jakość – jeden, czy nawet kilku, kiepskich autorów, a z drugiej strony programowe zakłamywanie historii i współczesności.

Pozdrawiam


Jotesz&Jerzy M.,

proponuję przenieść tę dyskusję pod moją najnowszą notkę. bo tam gadać można o wszystkim i do woli, a tu miało być o filmach.

pzdr


Grzesiu,

tyś gospodarz…
: ))


Ale żeby było jasne, nikogo nie wyrzucam,

proponuję:)


Panie Jerzy,

każde medium widzi wycinek świata, “Nasz Dziennik” w wybiórczości nie różni się od “GW”, każde medium ma tematy, które przemilcza lub manipuluje nimi, każde medium ma swoje sympatie, antypatie i trendy.

Demonizowanie “GW” zwyczajnie nie ma sensu.


Joteszu,

Coryllus niestety napisał, a raczej wyrzygał tekst (choć takie gówno trudno nazwać tekstem)

Nie dość, że głupek, to i obrzydliwy frustrat…


nie głupek

bydlak


Docencie,

mnie zastanawia ta prawacka obsesja na punkcie seksu, aż się prosi to powiastką z deMello spuentować


grzesiu

też

poza tym … Orwell napisał kiedyś esej o recenzencie, który recenzuje książki, których nawet nie czytał. podobnie ten trefniś robi.

i jaki zadowolony, że dopierdolił. pamiętasz jego słynny tekst o Barei? on niby dopierdala, a rykoszetem wali mu w łeb, powinien otworzyć okno jak pewien pułkownik.


Subskrybuj zawartość