Tekst dziesiąty, zatytułowany: "Dwa wykonania"*

Tagi:

 

Legenda tworzy się niespodziewanie, ze zdarzeń, które pierwotnie w ogóle nie zapowiadały swojego znaczenia.

W styczniu 1956 r. ukazało się nagranie Wariacji goldbergowskich Jana Sebastiana Bacha, w wykonaniu Glenna Goulda. Był to debiut fonograficzny młodego, niespełna dwudziestoczteroletniego pianisty, którego dotychczasowy dorobek zamykał się w zaledwie kilku recitalach.

Nagranie Goulda zatrzęsło muzycznym światem. Nikt przed nim nie grał Bacha w taki sposób. Można powiedzieć, że udało mu się zrekonstruować idiom bachowski od podstaw. Co istotne jego pomysł docenili nie tylko krytycy muzyczni, ale również szeregowi, statystyczni słuchacze. Gould odsunął na bok sentymentalne i ckliwe interpretacje, które nakazywały grać fugi tak jakby nie różniły się niczym od romantycznych kompozycji Liszta albo Chopina. Skupił się przede wszystkim na ich strukturze, wzajemnych zależnościach i przebiegu głosów, słowem – wyeksponował konstrukcję bachowskiej polifonii. Od tego momentu nagranie Goulda stało się punktem odniesienia dla każdego, kto chciał grać Bacha na fortepianie.

W 1982 r. Columbia Records wydała drugie wykonanie Wariacji goldbergowskich. Bogatszy o życiowe doświadczenia Gould, mający już pozycję wirtuoza fortepianu, ponownie zmierzył się z dziełem Bacha. Uznał, że ma jeszcze coś do dodania, że chce uzupełnić swoją pierwszą wypowiedź, że nie może poprzestać jedynie na interpretacji z 1956 r. Jak wkrótce okazało się, nagranie to było jednocześnie jego testamentem. W tym samym roku, mając pięćdziesiąt lat, zmarł na zawał serca.

Zostały dwa nagrania Wariacji goldbergowskich. Pierwsze, nagrane przez bardzo młodego pianistę, u progu życia i kariery, oraz drugie, zrealizowane w ostatnim roku życia. Co można o nich powiedzieć, bez poczucia, że niepotrzebnie zdradza się coś osobiście cennego? Nieodparcie narzuca się jedno spostrzeżenie – Wariacje goldbergowskie opisują drogę życiową człowieka. Drogę samego Goulda.

Żeby zrozumieć w czym rzecz, oba wykonania trzeba dokładnie odsłuchać, jedno po drugim, począwszy od rozpoczynającej cykl Arii, poprzez kolejne trzydzieści jej przetworzeń (wariacji), aż po zamykającą dzieło Arię da capo. Tworzą one klamrę spinającą życie Goulda, symboliczny przekaz, który ujmuje go w dwóch muzycznych wypowiedziach. Nie chodzi przy tym o muzykę Bacha. O genialną „arię z trzydziestoma powtórzeniami”. Tajemnica tkwi w samym Gouldzie i przedstawionej przez niego interpretacji. W tym jak grał debiutując, dlaczego wrócił do Wariacji i co zaproponował w swoim drugim wykonaniu. Tajemnicą jest właśnie owa zmiana w podejściu do utworu, w rozumieniu jego istoty, w modyfikacji praktyki wykonawczej.

Pierwsze wykonanie jest pełne życia, wigoru, z szybkimi tempami, energiczne, momentami zawadiackie i zaczepne. Muzyka zdaje się rzucać wyzwanie otoczeniu, prowokować, dowodzić, że nie ma rzeczy niemożliwych, niewykonalnych. Drugie wykonanie przynosi coś innego. Tempa są wolniejsze, całość jest bardziej refleksyjna, miejscami skryta, niedostępna, smutna. Tak jakby pierwotna postawa uczestnika zdarzeń przemieniła się w postawę ich obserwatora i recenzenta. Nie, nie zmierzam do prostej konkluzji o młodości, która musi się wyszumieć i starości, co to już tak dużo widziała. To moim zdaniem błędny trop. W ostatnim wykonaniu są bowiem także fragmenty, które przypominają nagranie z 1956 r., które nie zmieniły charakteru. Gould nie wycofał się ze wszystkiego. Wiele w swojej grze świadomie zachował i rozwinął. Pozostał wierny również metodzie. Jego Bach nadal jest precyzyjny, logiczny i uporządkowany. Można by rzec, że jest „czysty” – pianista stara się oddać bachowską ideę muzycznego uniwersum w sposób niezależny od kontekstu miejsca i czasu.

Po Gouldzie powstało wiele znakomitych nagrań Wariacji goldbergowskich. Pojawili się pianiści sprawniejsi technicznie, nagrywający w lepszych warunkach i na lepiej przygotowanych instrumentach, korzystający z usług zdolniejszych realizatorów dźwięku. Byli to już jednak tylko epigoni. Żaden inny utwór nie zrósł się tak bardzo ze swoim wykonawcą, jak miało to miejsce w przypadku bachowskich Wariacji i Goulda. W żadnym innym utworze nie odbiły się tak mocno teoretyczne założenia wykonywania muzyki Bacha, opracowane i wcielone w życie przez Goulda. Wreszcie, żadne inne dwa wykonania tego samego utworu nie obrosły taką legendą. Żadne inne – oczywiście – przynajmniej jeżeli chodzi o mnie.

———————————————————————————————
*Nie ma co przeciągać... Tekst wklejam na specjalne życzenie Maxa. Napisałem go bardzo bardzo dawno temu, a co zabawne, mam wrażenie, że właśnie tutaj go napisałem. Na prototypie txt; tak… na pewno tutaj go napisałem, potem biedaczysko przez rok leżał w zakamarkach pamięci komputera. Niech więc na txt zostanie. Trzymajcie się koledzy i do zobaczenia!

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

O

takie pisanie lubię:)


Referencie

ostatni akapit tekstu właściwego…

tak własnie zapamietałem, a powiem więcej nawet przyjemniej się czytało choć z drugiej strony…mało kamerlanie:)

i malutki wyimek tego co znalazłem

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Referencie

Czy te nagrania są u nas dostępne? Do kupienia? Można to zamówic?
Zreszta, zaraz sprawdzę w necie…

Zupełnie inaczej oglada się film lub słucha muzyki, wiedząc to o czym napisałeś. Zdarza mi się bywać w kinie studyjnym, gdzie przed projekcją prelekcje prowadzi filmoznawca, mlody człowiek z łbem jak sklep. Często oglądam filmy widziane wczesniej, które po wysłuchaniu prelegenta stają się czymś nowym, zupełnie odmiennym, oświetlonym innym światłem…

Dobrze, że ten tekst jest tutaj. Dobrze, że jest gdziekolwiek. Takich rzeczy nie powinno się pisać do szuflady. Panie referencie… Stanowczo damagam się remenentu Pańskich szuflad…

Pozdrawiam.

PS – osobne podziękowania Maxowi.


Panie Referencie,

tekstu szerzej nie skomentuję, bo dbać muszę o wizerunek. Powiem tylko to lubię; no cóż,to klasyka a ja konserwatysta:)

I dodam: ...było kurwa * krótko…-(bom nie do końca taki konserwatysta:)

Poruszę tylko sprawę dla wielu najważniejszą; Po co Referent zjawił się na Tekstowisku?

Wątpię czy jest to kwestią andropauzy czy zmowy z Nicponiem.
Myślę, że pan Referent chciał sprawdzić czy warto mitrężyć czas na pisanie w necie. Najlepiej u nas, w najszacowniejszym i najbardziej elitarnym zakątku blogosfery.
Nie wiem jak mu wyszło, ale męczył się strasznie.:)

Na mój gust wygląda to tak;
jeśli jest klimat i warunki są odpowiednie, to powstają Dwa Wykonania.

A jak go nie ma?
To nawet jakbyśmy sobie wyobrażali, że to Wersal Ludwika Słońce, to i tak pana Moliera tu nie uświadczymy.
A z atrybutów królewskiego dworu zostają nam tylko, złote młoteczki do tłuczenia insektów gnieżdżących się pod perukami.
I rozważania; czy masełko jest bleee?:

I lepiej żeby było,
Bo jak nie?
To pierdol się
Albo w ryło.

Aha…aha…aha…
Mada paka..

Pozdrawiam serdecznie, do poczytania, lecę

*moje pierwsze sieciowe wykonanie


Yassa

nie mnie wybierać miejsce na Twoje komentarze ale pod poprzednią notką jak

znalazł by pasował:)

a plotki o wyjątkowości i elitarności…są jak z Twainem i jego powiedzeniem –

mocno przesadzone:)

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Słusznie Maxie,

nie Tobie wybierać...
Ja ważam, że doskonałe to miejsce.
Pod tekstem ostatnim, czas na podsumowanie.
Mnie też trudno się z Twainem nie zgodzić, lecz nie wiem czy wszyscy są tacy niezgodni?:)
A Ty co? Już ze zmiotką...pod dywan?

Pozdrawiam serdecznie i lecę.

Ps.
A później jak znajdę czas, wrócę i do poprzedniego tekstu:)


>Yassa

“jeśli jest klimat i warunki są odpowiednie, to powstają Wariacje Goldbergowskie”

No nie za bardzo. Przede wszystkim musi być Glenn Gould.

Albo ktoś, kto podobnie jak on ma odwagę zerwać z ogólnie przyjętymi schematami. Nie boi się ryzyka, niestraszne mu drwiące i krytyczne słowa. I ludzie pukający się w czoło na jego widok.

Dla mnie tekst Referenta to przede wszystkim tekst o odwadze.

I mam nadzieję, że Referentowi nie zabraknie odwagi i samozaparcia aby dalej pisać na TXT. Wbrew opiniom ludzi małej wiary.


Yassa

i dobrze z mojej strony niech będzie że prawie doskonałe :)

margines na domysły i kombinacje musi być:)))

co do zmiotek i tym podobnych nie używam, znaczy do sprzątania z natury mam nie po drodze, także żadnych dywanów, żadnych zmiotek itympodobnych

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Referencie,

zaskakujące zupełnie i piękne to da capo, wydobyte z szuflady.
Dziękuję.
Można by wręcz pomyśleć, że byliście z Maxem w zmowie ;-)
A jeśli nie byliście, to tym bardziej to zaskakujące i piękne.

Podoba mi się interpretacja Delilah.
Oto przewaga kobiecej intuicji.
Lepiej bym tego nie napisał.

Pozdrawiam.


Delilah,

Masz rację, to też. Mnie chodziło o coś innego. Mój błąd. Tekst pana Referenta pamiętałem z dawnych czasów. Pomyliłem tytuły.
Bacha z Referentem:) Sorki .
Poprawiam.

Pozdrawiam i do wieczora:)


panie Referencie

Nareszcie można pana czytać bez rozmyślania czy to ó jest dobrze czy nie postawione.

No i temat taki czysty, konkretny, osobisty, czy tam prywatny dosyć.

W sumie historia się do adaptacji filmowej nadaje. Możnaby to ładnie symbolicznie rozwinąć i dużo prawdy opowiedzieć o istocie życia ogólnie i o panu Gouldzie w szczególności. Lubię takie historie…

Człowiek to się jednak najlepiej daje zapamiętać, jak umie dobrze swoją indywidualność pokazać. Pod warunkiem oczywiście, że ma co pokazywać, co w tym wypadku jest raczej bezsprzeczne…

pozdrowienia

PS – zainteresował mnie pan tymi wykonaniami. Właśnie używam moich elektronicznych źródeł, coby zdobyć te dwa wykonania w jak najlepszej jakości, posłuchać i spróbować dojrzeć w tym co i pan zobaczył...


Panie Referencie

Welkie dzięki za ten tekst.
Bach, Gould to fomat niedościgłej doskonalości.
Dobrze że tym razem uniknął Pan dysonansu estetycznego używając korektora ortograficznego:)

Gould plays Goldberg Variations var.26-30 & Aria Da Capo

Cykl świetnych fimów o Gouldzie zrealizowal Bruno Monsaingeon (skrzypek, producent filmowy). Pierwszy z cyklu uznany zostal za najlepszy film muzyczny na Festiwalu w Pradze 1975 r.

Pozdrawiam


Panie Referencie

Bardzo dziękuję! Choć z tych dwóch kocham Bacha, nie Goulda…


-->Agawa

Bruno M. był przyjacielem Goulda. Rejestrował też dźwięk jego wielu nagrań. Ciekawa postać, sama w sobie.

——————————————————————
referent – wolny kozak, ale dokładny


Subskrybuj zawartość