Teatr pisania.DZIENNIK 2001-2005 (41)

Czwartek 21.11.2002 Jezu ufam Tobie!

Wiesz, że Cię kocham do szaleństwa, tylko uczę się na nowo
tego, że miłość jest działaniem.
Wtórny analfabetyzm a troszkę zmęczenie…

Przeglądam dwa pamiętniki.
Jeden zawiera wpisy z wiosny i lata 1945, należał do Babci
Drugi zawiera wiersze i sentencje wpisywane wiosną i latem 2000 roku, należy do jej wnuczki.
Zacytuję notki z kilku kartek.

Ku pamięci!!!
Bądź śliczną jak polne kwiatki
I czystą jak serce matki
Świętą jak patronka twoja
Kochaj Polskę,
Boś polska dziewoja
Płock, dn.20.03.1945

Na pamiątkę!!!
Miej serce anioła,
Miej piękną duszę
Nie znaj co złość i trwoga
Zbieraj radość i szczęście dookoła
Kochaj swój świat, najbliższych i Boga !
Warszawa, 09.10.2000 r

Do wieńca wspomnień!
Ile liści na kapuście,
ile dziadów na odpuście,
Ile kropel wpada w morze,
tyle szczęścia daj Ci Boże
dnia 03.03.1945, 6 rok wojny

Ku pamięci!!!
Na dole ekran, na górze antena
A mnie wszystko nudzi..
Kiedy Ciebie nie ma!

Ode mnie – to wiesz
Dla Ciebie – to też
Serdecznie – o tak
Z daleka – to fakt

Może zginie ten pamiętnik
Lub zamaże się pisanie
Lecz ukryta w sercu przyjaźń
Niech na zawsze pozostanie
Warszawa, dn. 18.03.2000

Na pamiątkę.
Jesteś Polką i masz ducha
Więc Ci życzę
Chłopca zucha .
Płock, dn. 6.11.1946

Ku Pamięci!
Bóg stworzył świat i odpoczął
Bóg stworzył człowieka i odpoczął
Bóg stworzył Agę i od tej pory
Ani Bóg , ani człowiek
Nie odpoczął nigdy więcej… ;-)
Warszawa, 10.2002

Znalazłam dwa wpisy, które figurują w obydwu pamiętnikach.
Dziś zapiszę jeden, jest faktycznie stary jak świat.

Ku pamięci!
Śmiej się wśród ludzi
Płacz tylko w ukryciu,
Bądź lekką w tańcu
Ale nigdy w życiu
/Płock, 1945r / Warszawa, 2000r/

Oprócz dat pamiętniki różnią się szatą graficzną.
Ten z roku 45 jest jak czarno-biały film, ten z roku 2000 jak
Film kolorowy, obydwa przesycone są nastoletnimi emocjami.

24.11.2002 Niedziela Jezu, ufam Tobie

Króluj nam Chryste zawsze i wszędzie
To nasze rycerskie hasło
Ono nam zawsze przewodzić będzie
I świecić jak słońce jasno

Na przód przebojem młodzi rycerze
Do walki z grzechem swej duszy
Wodzem nam Jezus w hostii ukryty
Z nim w bój nasz zastęp wyruszy

( Bardzo popularna w Polsce pieśń kościelna) Podkreślenie moje bo właśnie przyszło mi do głowy pytanie czy tą walkę można prowadzić przy użyciu dobra. Nie czuję się na siłach rozwijać tej refleksji ale przypomniała mi się pewna technika, która koresponduje z tym pomysłem.
Polega ona na nagradzaniu siebie „prezentami” za każdą nie lubianą przez nas wykonaną pracę, czy załatwioną sprawę.
Bóg też nas nagradza, mówi o tym poeta :

Daj mi wstążkę błękitną...

Daj mi wstążkę błękitną! Oddam ci ją
Bez opóźnienia…
Albo – daj mi cień twój z giętką twą szyją:
Nie! Nie chcę cienia.

Cień – zmieni się, gdy ku mnie skiniesz ręką
Bo – on nie kłamie!
Nic- od ciebie nie chcę, śliczna panienko,
Usuwam ramię...

Bywałem ja – od Boga nagrodzonym,
Rzeczą – mniej wielką:
Spadłym listkiem, do szyby przyklejonym,
Deszczu kropelką...
Cyprian Norwid

Czym ja jestem nagrodzona. Między innymi czuciem poezji.
Kiedyś w szkole ten wiersz był dla mnie piękny, bo mówił o tym podręcznik.( byłam dość pilną uczennicą)
Dziś jest piękny bo mi się przydarza na co dzień :

Zaczynam niezbyt śpiewająco (jestem typem sowy) dzień od skrobania ostro zaszronionych szyb. Wsiadam do samochodu z miną korespondującą ze stanem ducha (zaszronionym dużo bardziej od samochodu) a tu Marysia rzuca zadumana, z zachwytem patrząc na białą szybę:
„Mamo, spójrz jakie piękne kwiaty”
„Gdzie?” – pytam całkiem jeszcze niedobudzona.
„Na szybie” – śmieje się mała.
„faktycznie” – zaczynam widzieć jej oczami.
I nagle dzieje się coś zadziwiającego, „szron” z mojej duszy znika tak jak pokrywa lodowa ze strumienia na filmie przyrodniczym odtworzonym w przyspieszonym tempie.
I dzień robi się jaśniejszy i cieplejszy. Gdy jadę samochodem,
taksówkarz przypomina mi uprzejmie na migi, że migacz w moim samochodzie pracuje niepotrzebnie jeszcze 100 metrów za skrzyżowaniem. Gdy akurat tego dnia jeżdżę komunikacją miejską to wracając jadę autobusem z kierowcą, który każdą osobę wysiadającą (dojeżdżamy do pętli) „odprowadza” bardzo pogodnym „dobranoc”. I pomimo zmroku, zmęczenia wysiada się kimś radosnym i lepszym.
Idę, idę od przystanku mroczną osiedlową uliczką. Zmęczenie
znów mnie dogania. Już, już za chwilę pogrążę się w oceanie rozczulania się nad sobą gdy nagle staję jak zamurowana. Przez nasze zabytkowe „kocie łby” drepcze raźno mała igiełkowa kulka.
Przykucnęłam i pogadałyśmy sobie trochę. Dwie „kobiety pracujące” ja w drodze z pracy, ona na „nocną zmianę”.
W porządku, w porządku zagalopowałam się z lekka, może to był ”pan jeż”. Nie ważne, znowu poczułam się „na rękach u Pana Boga” Sorry za „lekką” egzaltację.
I jeszcze ten muzyczny dialog.
Wsiadam do samochodu, jest wieczór, dopada mnie „proza życia”. Niezręcznie montuję panel radia a przez głowę nie wiem skąd przelatuje nagle taka myśl-prowokacja:
Panie, niech to będzie jakaś piosenka dla mnie.
Przyciskam guzik i co słyszę ? Słyszę słowa piosenki.
„..będziesz miała imię jak…wiosenna róża
...będziesz miała miłość jak…jesienna burza…”
śpiewa Marek Grechuta (może słowa kończące wersy z lekka przekręciłam)
Fantazjuję? bujam w obłokach? Zgoda, troszeczkę, Wiem, że w radio siedzi taki facet dobierający piosenki do programu, a ten wiersz napisał jeszcze inny facet (dzięki Ci za Niego) i
gdy go pisał to wcale nie mnie miał na myśli. Ale kto dał mu kiedyś te myśli i uczucia oraz dar talentu do tak pięknego ubrania ich w słowa? I kto sprawił, że docierają do mnie w tym momencie?

Przypomniała mi się definicja miłosierdzia.
Miłosierdzie – miłość wychodząca naprzeciw człowieka cierpiącego.
Naucz mnie jej Panie!

:-{)))
Znalazłam kopię listu pisanego do koleżanki, która wyemigrowała z rodzicami do Stanów.
Zacytuję go, choć to lekka kompromitacja, oszczędzę moją nadal dość rachityczną miłość własną i nie będę się przyznawać czego dotyczy ( może nie wszyscy się zorientują?)
Ale nie dziś.
Dziś przypomniało mi się śmieszne przejęzyczenie Marysi. Obydwie lubimy chodzić po dużych sklepach zoologicznych, oglądać ryby, papugi, gryzonie i wszelkie inne domowe zwierzaki.
Któregoś dnia zobaczyłyśmy pierwszy raz z bliska tchórzofretki. Marysia po ustaleniu co to i jak się nazywa oczywiście aż piszczała z emocji. Ja zresztą też tyle. że zachowałam kamienną twarz (chomik dopiero niedawno ubył i brak jego osładza zimny racjonalizm- ubyło mi również obowiązków związanych z pilnowaniem córeczki by wywiązywała się ze swoich związanych z nim). Ale fretki były słodkie, figlowały do upadłego w różnych rolkach i tunelach, tak jakby bawiły się w berka. Studziłam zapędy małej (i ciche swoje) powtarzając niczym zacięta płyta – wykluczone, wykluczone, wykluczone na każde jej – może na mikołajki, na gwiazdkę, na walentynki, na…
Wreszcie dała za wygraną. Nacieszywszy oczy w sklepie wyjeżdżałyśmy różnymi zawijasami z parkingu pod supermarketem.
Marysia westchnęła z rozmarzeniem: „Ale świetne były te tchórzostworki, prawda?”
Prawda – odparłam z ulgą i naciskiem na domyślne „były” po czym spytałam – zaraz, zaraz jak ty je nazwałaś...?
Śmiałyśmy się przez całą drogę powrotną.

Po miesiącu, Daniel przyniósł otrzymane w prezencie od kolegi dwa „malutkie”, „słodziutkie” myszoskoczki. Mam bardzo silnie umotywowane pragnienie by okazały się tej samej płci.

ps.ilustracja muzyczna {5 listopad 2008}

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Bianka

Fajne.

Cholera, Ty tutaj chyba najbardziej “niedopieszczona” przez komentatorów jesteś.

Może przez ten monotonny tytuł Teatr pisania? No nie wiem.

A w środku i Norwid, i jeżyca idąca na nocną zmianę, i Grechuta. No pięknie tu u Ciebie.

pozdrawiam


Witaj Pino,

co za miła niespodzianka,dzięki piękne za odwiedziny i miłe słowa.
Moje pisanie komentują wróble na płocie (ostatnio nawet jeden żółty w 3-ce) – żarty mnie się trzymają jak zwykle.
Zaczynałam wklejać ten dziennik nie mając kompa, byłam lekko spanikowana, że nie dam rady pisać i odpowiadać na komenty.
Napisałam coś lekko zniechęcającego(miało być pół żartem, pół serio).
Chyba wyszło bardziej serio?

Teatr pisania pasuje mi bardzo do żywego pisania w necie. To rodzaj interakcji
zmieniającej piszącego i czytających.
Chciałam towarzyszyć(mentalnie,duchowo) Janowi Pawłowi II.
Chciałam też rozśmieszyć Pana Boga, wymieniać z Nim myśli.
Oczywiście z tego wszystkiego sobie pomogłam najbardziej – to ON mnie rozśmieszał i pocieszał (subiektywne odczucie ale bardzo silne :).

Jeśli czasem tu pięknie i zabawnie to cieszę się i zapraszam.
Pozdrawiam


No fakt,

Grechuta jak zwykle magiczny, dziennik też:)
A tchórzofretki wyglądają cudnie, choć podobno smierdzą strasznie.

A że komentarzy brak?
No akt, zaniedbałem ostatnio komentowanie i czytanie, ale żyję w stresie i chaosie, a taka lektura skkupienia i spokkoju wymaga.

pzdr


Dzięki Grzesiu,

a ze spokojem masz rację, w ogóle zastanawiam jak generalnie szereg osób tu
wyrabia się z pisaniem i komentowaniem wykonując różne angażujące zawody.
Ty przeskakujesz wszystkich mam wrażenie :-)
Stres i chaos bywa twórczy a jedna autorka radzi śmiać się gdy rzeczywistość nas
przerasta i trzymać się swoich priorytetów czego ci życzę serdecznie.

pozdrówka kolorowo-jesienne

ps.
w sprawie tchórzofretki – spotkałam jedną w realu (znajomi podrzucili na przechowanie mojej rodzince).Była cała biała i uwielbiała się ślizgać i bawić z psem. Puszczona ślizgiem po panelach wiozła się jak długo się dało a potem wracała po więcej.
Pies był rasy Labrador więc mogła figlować z nim bezpiecznie w razie czego chowając się pod kredensy i komody.


Subskrybuj zawartość