Grześ powrócił z reala do wirtuala (a może z realu do wirtualu?)

W realu byłem (a czemu nie w Tesco, he, he, drugie ja się gupio pyta, ja uciszamy i gadamy dalej poważnie), otóż byłem w realu, znaczy codziennie jestem, ale rano wstałem, przeczytałem jak zwykle ciekawy wpis Dorcii acz tym razem zaniepokojonej Dorcii i udałem się do realu/reala.

A dziś w realu miałem dzień całkiem ciekawy, dobre uczynki czyniłem:), polegało to znaczy na tym, że kogoś do szpitala zawiozłem jednego, z drugiego przywiozłem, za kierowcę znaczy służyłem, ogólnie te jazdy szpitalne i czekanie na znajomych, co w tym szpitalu/szpitalach mieli do załatwienia różne sprawy, trochę zajęło.

rano jeszcze ta pogoda wredna, a jechałem przed 7, a każdy kto mnie zna, wie, że kierowcą ja jestem takim se (z naciskiem na se jak słabym, a nie takim), który w dodatku z zimą za kierownicą wiele wspólnego nie miał, a właściwie nic, ogólnie do 13 wszystko zesżło albo i dłużej, później jeszcze se pogadałem z kimś, tam później pojechałem po zakupy dla kogoś innego, które mam kiedyś tam zawieźć.
Wieczorkiem się wybrałem nawet na basen w dodatku.

A z realu/reala jak zwykle wróciłem do wirtuala, wirtual jak to wirtual, przywitał mnie tym samym w sumie:gadkami trochę o niczym, dużą dawką pretensji różnych osób do siebie, dużą dawką niezrozumienia, pewną dawką agresji.
Ogólnie w wirtualu frustracji jest dużo, chyba za dużo.
I jakoś takiej pozytywnej satysfakcji z tego wirtualu jednak nie ma.

I to nie tylko o TXT chodzi.

Nie znaczy to, że real jest jakiś cudny, o nie, czasem z tego realu i przed nim ucieka się do wirtuala, de facto z rzeczy ważnych nic w tym realu nie jest tak jak być powinno, a wszystko raczej ma tendencję do pierdolenia się, że tak wyrażę się brutalnie.

Mimo wszystko real nawet jak wszystko idzie nie ta, nie tak, ma jakąś tę siłę przyciągania.
W realu jest pełno rzeczy takich drobnych, które dają sens i znaczenie, a których w wirtualu ni chuchu:)
Uśmiech, głos, zapach, dotyk, smak, nawet ból no.

tak się zastanawiam, po co ludzie dali/dają się zamknąć w wirtualu, po co toczą boje o jakieś totalne pierdoły, w dodatku zapowietrzając się, nadymając, psując atmosferę i po Gretchenowskiemu gadając psując se karme i aure jednocześnie.

Takie to naiwne?
A może idealistyczne?
A może tylko z nudów?

Jutro chyba też spadnę do reala, nie mam za bardzo po co, ale z drugiej strony czy nie lepiej się przejechać, spotkać z kimś, z jednymi przyjaciółmi, później następnymi, połazić bez celu po mieście, nakupować niepotrzebnych książek, których i tak nigdy pewnie nie przeczytam?

A wirtual?
Do wirtuala pewnie wrócę w niedzielę. 9acz w sumie chyba tylko na chwilę, godzinę, dwie)
Mam wrażenie, że zastanę to samo.

A jak wiadomo, miętowe maliny czekają

P.Ostatni wpis to nawiązujący do tekstowiskowych historii, będą jeszcze dwa o filmach pewnie (niemieckich), a później to zalezy od tego, co dalej z TXT.

P.P.S. W związku z tym pytanie do Sergiusza albo/i do Igły: co oznacza ewentualne zakończenie działalności Serga tu? Znaczy co z tekstami się dzieje wtedy? one mam nadzieję, zostają? Bo ja nie mam ochoty ni sił ni umiejętności ni czasu ich archiwizować ni kopiować, a chciałbym, by gdzieś były i bym miał do nich dostęp (inna sprawa, że zależy mi też i na innych tekstach, by czasem do nich wracać, nie tylko na swoich) Z góry wdzięczny będę za odpowiedź, bo to ważny wątek, a chyba o nim nie było albo go przegapiłem/nie zrozumiałem.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Ciekawe,

podobny wpis mogłam stworzyć we wtorek wieczór, tylko mi się nie chciało.

Mianowicie wyszłam tego dnia wieczorem z domu, na Rynku trafiłam na demonstrację w obronie Tybetu, potem spotkałam Dyrektora, jak sobie ze szlugiem na rowerku zapitalał, porozmawialiśmy sobie sympatycznie, następnie poszłam do Empiku poczytać jakieś opowieści o galaktycznych inkwizytorach, później zdecydowałam się wstąpić na mszę do św. Anny, gdzie wysłuchałam czytania o przebaczaniu siedemdziesiąt siedem razy, a w końcu nieco spóźniona dotarłam na rosyjski.

Bo Kraków dziesiątych lat, taki jest, jak cały świat…

Kiedy po tych rozlicznych atrakcjach powróciłam wreszcie do Sieci Wszechświatowej, mój własny bardzo nieskory do pochwał ojciec pogratulował mi spokoju ducha w zakresie Tekstowiska.

No cóż, dobrze jest czasem wyjść z domu, a potem sobie wrócić.


też mi się nie chciało,

ale jednak się zdecydowałem.

Acz powrót do reala mi nie wyszedł jednak, w ogóle dziś jakiś zmęcozny życiem jestem, ale wieczorkiem idem na ajrisz coffe:)


Tak bez youtubka?

Nie może być, magiczny moment w filmie Lola rennt (opis jutro)


Subskrybuj zawartość