Ja chyba nie jestem pacyfistą, nie umiem nadstawiać drugiego policzka, nie jestem też żołnierzem, nigdy nie byłem…
Nie wiem co bym zrobił, gdybym mieszkał w Gruzji teraz…
Ale wiem, że oni czekają aż ktoś do nich wyciągnie rękę, chyba są potwornie samotni…
A wyciągnąć rękę to teraz po prostu przysłać im broń, lekarstwa, żywność
Zbombardować rosyjskie tanki, zestrzelić samoloty…
I raczej rozumiem ICH wojnę, bo każdy ma swoją, Putin ma swoją, Saakaszwili ma swoją, i bombardowani żołnierze i cywile mają swoją wojnę.
I ja jestem z nimi.
Pozdr
P.S.
Żeby podtrzymać nastrój poetycki wiersz o wojnie nie prezydentów, nie generałów, tylko o wojnie młodych żołnierzy:
Władysław Broniewski
“Młodość”
Szły na wschód bataliony, szwadrony i pułki,
drobny deszcz senne oczy żołnierzom zaklejał,
chlupało mokre błoto na kołach i kółkach,
płynęła mętna woda z rozmokłych kolein,
paliły się chałupy, stodoły i stogi,
pod bialy namiot dymów kulily się miasta. – A tam – na wschód – dudniły, turkotały drogi:
tępo walił – czternasty, piętnasty, szesnasty.
I coraz ciężej było nieść głowę na plecach,
i coraz czarniej było w lasach na Wołyniu. – Ej, panie poruczniku, wysmukły jak świeca,
ja wiedziałem, że ciebie kula nie ominie.
Zetrę ci z ust rękawem tę czerwoną rosę,
źle tu leżeć na ziemi wśród końskiego ścierwa,
podzielimy się jednym cienkim papierosem
i skradzioną z węgierskich taborów konserwą...
Nie chcesz, stary, co?... Nie wiem, gdzie cię zakopali – pod Czartoryską Gorą? Kuklą? Kamieniuchą?
Dziś już nie ma nikogo z dwunastej kompanii
i twojej maciejówki wciśniętej na ucho. –
Roztapiała się młodość brudnym, mokrym śniegiem,
dławiły dni pochmurne, jak robactwo żarły,
i już mi chłodne były jesienne noclegi,
i z umarłymi bylem sam na pól umarły…
...Kowalski – rozerwany granatem, Ignaczak – cztery kule w pachwinę, Nowak – od szrapnela,
Marciniak – kula w piersi… Pamiętam, jak patrzał
i skamlał umierając: “Wody… przyjaciele…”
Bracie! Ja cię napoje. Mam wodę w manierce.
Ale ten marsz bez przerwy – i nigdy postoju…
Ciężko. I nie wiem, czy mi bardziej ciąży serce,
czy na plecach tornister i dwieście naboi…
O, niechaj mnie o niebo zadławi i zniszczy,
Ja się nie ugnę przed nim – urągam i wzywam:
hej, czarna artylerio, ostatni raz wystrzel
okropnym, ślepym słońcem nad ziemią nieżywą,
chluśnij we mnie wulkanów żużlem i żelazem,
niech trajektoria tęczy na pół mnie rozetnie,
niech groby oceanów pochłoną mnie – razem
z pękniętym, głupim sercem – siedemnastoletniem.
grzesiu, witaj
Dobrałeś fajne utwory :) Poruszające teledyski…
Ja chyba nie jestem pacyfistą, nie umiem nadstawiać drugiego policzka, nie jestem też żołnierzem, nigdy nie byłem…
Nie wiem co bym zrobił, gdybym mieszkał w Gruzji teraz…
Ale wiem, że oni czekają aż ktoś do nich wyciągnie rękę, chyba są potwornie samotni…
A wyciągnąć rękę to teraz po prostu przysłać im broń, lekarstwa, żywność
Zbombardować rosyjskie tanki, zestrzelić samoloty…
I raczej rozumiem ICH wojnę, bo każdy ma swoją, Putin ma swoją, Saakaszwili ma swoją, i bombardowani żołnierze i cywile mają swoją wojnę.
I ja jestem z nimi.
Pozdr
P.S.
Żeby podtrzymać nastrój poetycki wiersz o wojnie nie prezydentów, nie generałów, tylko o wojnie młodych żołnierzy:
Władysław Broniewski
“Młodość”
Szły na wschód bataliony, szwadrony i pułki,
drobny deszcz senne oczy żołnierzom zaklejał,
chlupało mokre błoto na kołach i kółkach,
płynęła mętna woda z rozmokłych kolein,
paliły się chałupy, stodoły i stogi,
pod bialy namiot dymów kulily się miasta. – A tam – na wschód – dudniły, turkotały drogi:
tępo walił – czternasty, piętnasty, szesnasty.
I coraz ciężej było nieść głowę na plecach,
i coraz czarniej było w lasach na Wołyniu. – Ej, panie poruczniku, wysmukły jak świeca,
ja wiedziałem, że ciebie kula nie ominie.
Zetrę ci z ust rękawem tę czerwoną rosę,
źle tu leżeć na ziemi wśród końskiego ścierwa,
podzielimy się jednym cienkim papierosem
i skradzioną z węgierskich taborów konserwą...
Nie chcesz, stary, co?... Nie wiem, gdzie cię zakopali – pod Czartoryską Gorą? Kuklą? Kamieniuchą?
Dziś już nie ma nikogo z dwunastej kompanii
i twojej maciejówki wciśniętej na ucho. –
Roztapiała się młodość brudnym, mokrym śniegiem,
dławiły dni pochmurne, jak robactwo żarły,
i już mi chłodne były jesienne noclegi,
i z umarłymi bylem sam na pól umarły…
...Kowalski – rozerwany granatem, Ignaczak – cztery kule w pachwinę, Nowak – od szrapnela,
Marciniak – kula w piersi… Pamiętam, jak patrzał
i skamlał umierając: “Wody… przyjaciele…”
Bracie! Ja cię napoje. Mam wodę w manierce.
Ale ten marsz bez przerwy – i nigdy postoju…
Ciężko. I nie wiem, czy mi bardziej ciąży serce,
czy na plecach tornister i dwieście naboi…
O, niechaj mnie o niebo zadławi i zniszczy,
Ja się nie ugnę przed nim – urągam i wzywam:
hej, czarna artylerio, ostatni raz wystrzel
okropnym, ślepym słońcem nad ziemią nieżywą,
chluśnij we mnie wulkanów żużlem i żelazem,
RafalB -- 11.08.2008 - 12:13niech trajektoria tęczy na pół mnie rozetnie,
niech groby oceanów pochłoną mnie – razem
z pękniętym, głupim sercem – siedemnastoletniem.