Panie Griszqu, generalnie zgadzam się z Panem. Jedna mała uwaga, do Pana zdania o pochodnych “Gdyby na te gówna nie było popytu, to nie byłoby problemu.”, jest taka, że popyt kreowały zafałszowane ratingi. No przecież tylko “głupcy” (np. tacy jak ja :) nie skorzystali z okazji wejścia w interes, który jest wyceniany przez “prestiżowe agencje ratingowe” potrójnym “A” i z którego stopa zwrotu mogła być (niestety, he, he) kilkukrotnie wyższa niż z tzw. “instrumentów bezpiecznych”.
Panie Igło, napisał Pan świętą prawdę o pochodnych. Tylko zabrakło na koniec informacji, że zanim te pochodne staną się “puste”, ze względu na swoją zapadalność albo kasację pozycji, podlegają wycenie. Tym razem już nie tej spekulacyjnej a rzeczywistej. I tu się zaczynają schodki, bo pieniądze zaczynają zmieniać właściciela. :)
Jeśli rating kiedyś wyceniał np. CDSa na 1% ryzyka za dolara a teraz RYNEK wycenia ten sam CDS na 100% za dolara, to znaczy, że tenże sam papier jest wart ZERO. I jeśli właśnie nadszedł termin zapadalności to ktoś musi za to “zero” zapłacić. W przypadku bankruta, jak Lehman, zapłacą firmy ubezpieczeniowe, jeśli pierwotny gwarant się dodatkowo ubezpieczył, a jeśli nie to gwarant jest… no wie Pan gdzie.
Jasne, że nie wszystkie CDSy są warte “zero” i nie wszystkie banki (czy też szerzej – instytucje finansowe różnego typu) są bankrutami ale… Teraz będzie trudniej.
Pęknięcie bańki na amerykańskim rynku nieruchomości (przeszacowanie wartości nieruchomości przy jednoczesnej nieodpowiedzialnej akcji kredytowej nakręcanej przez przez politykę monetarną FED i postępującą deregulację rynku) było bezpośrednią (dobrze, żeby pan Artur Kmieciak to zrozumiał) przyczyną, która uruchomiła lawinę.
Spadające ceny nieruchomości i wzrost niespłacanych kredytów hipotecznych prowadzą do przeszacowania ryzyka CDSów (czy innych pochodnych, których zabezpieczeniem były nieruchomości).
Jeśli nadchodzi termin zapadalności strona transakcji, która zgodziła się być gwarantem ryzyka niespłacenia długu przez podstawowego dłużnika musi pokryć ten dług. Potrzebuje gotówki.
Jeśli termin zapadalności jeszcze nie nadszedł, ale elementy zabezpieczenia transakcji (np. ceny nieruchomości) tracą na wartości, strona zabezpieczająca transakcję otrzymuje od drugiej strony transakcji tzw. “margin call”, czyli wezwanie do podniesienia poziomu zabezpieczenia CDS pod groźbą natychmiastowej kasacji pozycji. Tak czy siak, znowu potrzeba gotówki.
Skoro w każdym wariancie potrzeba gotówki, wstrzymuje się akcję kredytową na rynku przedsiębiorstw i detalicznym. Wstrzymuje się też akcję kredytową na rynku międzybankowym, bo tak na dobrą sprawę (skoro wyjęto te instrumenty spod nadzoru) to nikt nie wie na co “koledzy po fachu się wystawili”, czyli spada tzw. zaufanie.
Przedsiębiorcy mając jeszcze bardziej ograniczony dostęp do kredytu (wcześniej też mieli ze względu na odpływ kapitału na rynki finansowe, o czym pisali panowie Zbyszek i Griszeq) zaczynają ograniczać inwestycje, przeszacowują prognozy wzrostu co skutkuje spadkiem wartości akcji. Spadek wartości akcji (kapitału pozyskiwanego z rynku) powoduje cięcia kosztów znajdujące ujście przede wszystkim w zwalnianiu pracowników. Pracownicy przestają spłacać kredyty, które wcześniej zaciągnęli (dalszy spadek cen nieruchomości) i ograniczają wydatki, które napędzały gospodarkę (spadek produkcji i usług). To przekłada się na spadek wartości instrumentów pochodnych mających zabezpieczenie w hipotekach i produkcji przedsiębiorstw. (Wyjątek: niektóre pochodne zyskają jeśli opierały się na założeniu, że dane przedsiębiorstwo padnie.) Potrzeba gotówki, a ponieważ potrzeba gotówki….
I tak dalej. Spirala się nakręca. Domek z kart się składa.
Jeszcze raz podkreślę, że możliwa recesja w gospodarce światowej będzie SKUTKIEM nieodpowiedzialności (eufemizm) instytucji finansowych. Przede wszystkim tych z Wall Street. Tam się wszystko zaczęło.
Nie w gospodarce, pani Agawo.
To tyle, w telegraficznym skrócie ale nieco więcej niż w dwóch słowach, czy zdaniach.
Po co o tym piszę? Przecież Pan Igła, czy Zbyszek, czy Griszeq o tym wiedzą. Ale pan Rollingpol może nie wiedzieć. I dlatego to napisałem.
Jeszcze raz proszę zajrzeć tu i przyjrzeć się wykresowi, który pokazuje przyrost wartości rynku CDS od 2001. Ma to ścisły związek ze zmianami legislacyjnymi, które przywołałem we wcześniejszym komentarzu. Pierwsza zmiana prawna miała miejsce w 1999 ostatnia w 2006.
Na koniec informacja dla pana Artura Kmieciaka: przyczyny, o których pisze prof. Gray są mi znane. (Czytałem tę książkę i parę innych.) Zgadzam się z nimi. Są to przyczyny pośrednie i długookresowe. Przyczynami pośrednimi średniookresowymi aktualnego stanu rzeczy są zmiany legislacyjne w USA, o których pisałem. Przyczyną bezpośrednią (katalizatorem, zapalnikiem, czy co tam Pan sobie winszuje) było pęknięcie bańki na amerykańskim rynku hipotecznym.
Odstawiając pałkę do kąta...
Panie Griszqu, generalnie zgadzam się z Panem. Jedna mała uwaga, do Pana zdania o pochodnych “Gdyby na te gówna nie było popytu, to nie byłoby problemu.”, jest taka, że popyt kreowały zafałszowane ratingi. No przecież tylko “głupcy” (np. tacy jak ja :) nie skorzystali z okazji wejścia w interes, który jest wyceniany przez “prestiżowe agencje ratingowe” potrójnym “A” i z którego stopa zwrotu mogła być (niestety, he, he) kilkukrotnie wyższa niż z tzw. “instrumentów bezpiecznych”.
Panie Igło, napisał Pan świętą prawdę o pochodnych. Tylko zabrakło na koniec informacji, że zanim te pochodne staną się “puste”, ze względu na swoją zapadalność albo kasację pozycji, podlegają wycenie. Tym razem już nie tej spekulacyjnej a rzeczywistej. I tu się zaczynają schodki, bo pieniądze zaczynają zmieniać właściciela. :)
Jeśli rating kiedyś wyceniał np. CDSa na 1% ryzyka za dolara a teraz RYNEK wycenia ten sam CDS na 100% za dolara, to znaczy, że tenże sam papier jest wart ZERO. I jeśli właśnie nadszedł termin zapadalności to ktoś musi za to “zero” zapłacić. W przypadku bankruta, jak Lehman, zapłacą firmy ubezpieczeniowe, jeśli pierwotny gwarant się dodatkowo ubezpieczył, a jeśli nie to gwarant jest… no wie Pan gdzie.
Jasne, że nie wszystkie CDSy są warte “zero” i nie wszystkie banki (czy też szerzej – instytucje finansowe różnego typu) są bankrutami ale… Teraz będzie trudniej.
Pęknięcie bańki na amerykańskim rynku nieruchomości (przeszacowanie wartości nieruchomości przy jednoczesnej nieodpowiedzialnej akcji kredytowej nakręcanej przez przez politykę monetarną FED i postępującą deregulację rynku) było bezpośrednią (dobrze, żeby pan Artur Kmieciak to zrozumiał) przyczyną, która uruchomiła lawinę.
Spadające ceny nieruchomości i wzrost niespłacanych kredytów hipotecznych prowadzą do przeszacowania ryzyka CDSów (czy innych pochodnych, których zabezpieczeniem były nieruchomości).
Jeśli nadchodzi termin zapadalności strona transakcji, która zgodziła się być gwarantem ryzyka niespłacenia długu przez podstawowego dłużnika musi pokryć ten dług. Potrzebuje gotówki.
Jeśli termin zapadalności jeszcze nie nadszedł, ale elementy zabezpieczenia transakcji (np. ceny nieruchomości) tracą na wartości, strona zabezpieczająca transakcję otrzymuje od drugiej strony transakcji tzw. “margin call”, czyli wezwanie do podniesienia poziomu zabezpieczenia CDS pod groźbą natychmiastowej kasacji pozycji. Tak czy siak, znowu potrzeba gotówki.
Skoro w każdym wariancie potrzeba gotówki, wstrzymuje się akcję kredytową na rynku przedsiębiorstw i detalicznym. Wstrzymuje się też akcję kredytową na rynku międzybankowym, bo tak na dobrą sprawę (skoro wyjęto te instrumenty spod nadzoru) to nikt nie wie na co “koledzy po fachu się wystawili”, czyli spada tzw. zaufanie.
Przedsiębiorcy mając jeszcze bardziej ograniczony dostęp do kredytu (wcześniej też mieli ze względu na odpływ kapitału na rynki finansowe, o czym pisali panowie Zbyszek i Griszeq) zaczynają ograniczać inwestycje, przeszacowują prognozy wzrostu co skutkuje spadkiem wartości akcji. Spadek wartości akcji (kapitału pozyskiwanego z rynku) powoduje cięcia kosztów znajdujące ujście przede wszystkim w zwalnianiu pracowników. Pracownicy przestają spłacać kredyty, które wcześniej zaciągnęli (dalszy spadek cen nieruchomości) i ograniczają wydatki, które napędzały gospodarkę (spadek produkcji i usług). To przekłada się na spadek wartości instrumentów pochodnych mających zabezpieczenie w hipotekach i produkcji przedsiębiorstw. (Wyjątek: niektóre pochodne zyskają jeśli opierały się na założeniu, że dane przedsiębiorstwo padnie.) Potrzeba gotówki, a ponieważ potrzeba gotówki….
I tak dalej. Spirala się nakręca. Domek z kart się składa.
Jeszcze raz podkreślę, że możliwa recesja w gospodarce światowej będzie SKUTKIEM nieodpowiedzialności (eufemizm) instytucji finansowych. Przede wszystkim tych z Wall Street. Tam się wszystko zaczęło.
Nie w gospodarce, pani Agawo.
To tyle, w telegraficznym skrócie ale nieco więcej niż w dwóch słowach, czy zdaniach.
Po co o tym piszę? Przecież Pan Igła, czy Zbyszek, czy Griszeq o tym wiedzą. Ale pan Rollingpol może nie wiedzieć. I dlatego to napisałem.
Jeszcze raz proszę zajrzeć tu i przyjrzeć się wykresowi, który pokazuje przyrost wartości rynku CDS od 2001. Ma to ścisły związek ze zmianami legislacyjnymi, które przywołałem we wcześniejszym komentarzu. Pierwsza zmiana prawna miała miejsce w 1999 ostatnia w 2006.
Na koniec informacja dla pana Artura Kmieciaka: przyczyny, o których pisze prof. Gray są mi znane. (Czytałem tę książkę i parę innych.) Zgadzam się z nimi. Są to przyczyny pośrednie i długookresowe. Przyczynami pośrednimi średniookresowymi aktualnego stanu rzeczy są zmiany legislacyjne w USA, o których pisałem. Przyczyną bezpośrednią (katalizatorem, zapalnikiem, czy co tam Pan sobie winszuje) było pęknięcie bańki na amerykańskim rynku hipotecznym.
I to nie jest opinia “Kazika”.
Pozdrawiam wszystkich Państwa serdecznie.
Kazik -- 30.10.2008 - 15:42