>> niedostrzegając związku tego stanu rzeczy z dwudziestoletnią działalnością
>> sił politycznych przez siebie wspieranych
Bo nie ma takiego związku. Proszę sobie przeanalizować kilka sztandarowych przykładów – ja osobiście znam dobrze historię Zakładów Włókien Chemicznych “Wistom” w Tomaszowie Mazowieckim. Proszę mi nie wmawiać, że ten moloch mógl przeżyć. Jego obecny stan (wydmuszka) jest skutkiem katastrofalnych zaniedbań technologicznych: całkowitej nierentowności produkcji i jej ogromnej uciążliwości dla środowiska. Ja po prostu nie wiem, nie wyobrażam sobie żadnego rozsądnego mechanizmu, który mógłby ten zakład uratować przed upadlością. Taki los spotkał wiele firm w Polsce.
A te kilkanaście procent, co niby jakoś rokowało – w praktyce okazywało się trudne w zarządzaniu: rentowny byl np. jeden wydział z kilku lub kulkunastu, co oznaczało przerosty zatrudnieniowe i gigantyczne koszty. W sumie ówczesny biznes podejmował racjonalne, chociaż społecznie trudne decyzje – jak się dało, to wyprowadzał z takiego trupa majątek, porzucał oniemiałą załogę by zacząć od nowa, w innym miejscu, na innych zasadach.
Ja rozumiem społeczną frustrację, ale nie było wyjścia – albo się robiło (trochę dziki) kapitalizm, albo się ciągnęło za sobą post-PRLowski socjalizm.
@nick
>> niedostrzegając związku tego stanu rzeczy z dwudziestoletnią działalnością
>> sił politycznych przez siebie wspieranych
Bo nie ma takiego związku. Proszę sobie przeanalizować kilka sztandarowych przykładów – ja osobiście znam dobrze historię Zakładów Włókien Chemicznych “Wistom” w Tomaszowie Mazowieckim. Proszę mi nie wmawiać, że ten moloch mógl przeżyć. Jego obecny stan (wydmuszka) jest skutkiem katastrofalnych zaniedbań technologicznych: całkowitej nierentowności produkcji i jej ogromnej uciążliwości dla środowiska. Ja po prostu nie wiem, nie wyobrażam sobie żadnego rozsądnego mechanizmu, który mógłby ten zakład uratować przed upadlością. Taki los spotkał wiele firm w Polsce.
A te kilkanaście procent, co niby jakoś rokowało – w praktyce okazywało się trudne w zarządzaniu: rentowny byl np. jeden wydział z kilku lub kulkunastu, co oznaczało przerosty zatrudnieniowe i gigantyczne koszty. W sumie ówczesny biznes podejmował racjonalne, chociaż społecznie trudne decyzje – jak się dało, to wyprowadzał z takiego trupa majątek, porzucał oniemiałą załogę by zacząć od nowa, w innym miejscu, na innych zasadach.
Ja rozumiem społeczną frustrację, ale nie było wyjścia – albo się robiło (trochę dziki) kapitalizm, albo się ciągnęło za sobą post-PRLowski socjalizm.
C’est la vie!
Zbigniew P. Szczęsny -- 25.05.2009 - 16:11