Teatr pisania.DZIENNIK 2001-2005 (43)

Poniedziałek, 9.12.2002-12-09 Jezu ufam Tobie !

„Przeczysta Panno, wierzę i wyznaję, że jesteś
Niepokalanie Poczętą, wolną od wszelkiego grzechu.
Proszę Cię przez Twoje święte dziewictwo, przez
Twoje boskie macierzyństwo, wyproś mi u Twego
Syna pokorę, miłość, czystość ciała i duszy,
wytrwałość w powołaniu, dar modlitwy, dobre życie
i świętą śmierć. Amen”

Ta modlitwa pochodzi z broszurki , którą podarowała mi babcia Walcia kilka dni po krytycznym dla małego Władka dniu. Nosi ona tytuł: „ Cudowny Medalik czyli Medalik Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Panny” nakładem Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo
Whitestone, N.Y.
Babcia wie, że kolekcjonuję modlitwy więc mi różne podsuwa ale o broszurce z kościoła nic jej nie mówiłam. Sięgnęłam dziś do tej od Babci gdyż ta wczorajsza gdzieś mi się zadziała ( staropolskie określenie dotyczące kłopotów z koncentracją).
Oprócz przytoczonej powyżej modlitwy znalazłam w niej informację o tym, iż wnuczek mej koleżanki nosi takie samo imię jak biskup który w roku 1894 ustanowił święto Cudownego Medalu.
Jak wygląda cudowny medalik?
Jest zaprojektowany zgodnie z widzeniem siostry Katarzyny:
<...Postać Marji była ujęta w owalne ramy; wokoło jaśniał złocisty napis:”O Marjo, bez grzechu poczęta , módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy” Na przeciwnej stronie był monogram Marji z krzyżem u góry, a pod spodem serce Jezusa i Marji.> Broszurka Babci jest bardzo wiekowa stąd ta archaiczna pisownia imienia Marii.
Medalik zasłynął licznymi łaskami stąd wzięła się jego nazwa
„cudowny medalik”.
Mały Władek ma się świetnie.

:-{)
moje drugie imię, to prawdziwe brzmi: Katarzyna
To się nazywa opieka.

Jest późno, więc szybciutko mój odnaleziony list do Ameryki.
Nawiasem mówiąc polubiłam kompromitacje. Skąd mi się to wzięło? Może od pewnego tańca w deszczu, który wykonałam kiedyś z Danielem (jako jedyna para na parkiecie-boisku, mamy zdjęcie upamiętniające). My tańczyliśmy a kilkuletnia Marysia stała z boku i strasznie się za nas wstydziła.(wszyscy rozsądni rodzice schowali się pod wiatę) Tymczasem gdy
Skończyliśmy, nudnawo-sztywny piknik firmowy nabrał rumieńców, tak jak dzieci, których rodzice nie przejmując się już deszczem rozpoczęli rywalizację i zabawy z dzieciakami w licznych grach i konkursach.
No to wracamy do listu z roku 1972 (bez obaw, tylko do fragmentu)

“(...) A czym bliżej koniec (8 klasy szk. podst., przyp. aut.) tym bardziej stajemy się sobie bliscy. Ostatnio wyjawił się talent poetycki – Siekierzycki. Poświęcił dwie godziny swego cennego czasu, by upamiętnić naszą klasę w poemacie pisanym wierszem. Początek jego jest taki:(cytat)
„ Już na horyzoncie słychać wściekłe wycie
VIII d zasuwa poprzez szkolne życie
To cudowny zespół
Ludzi wesolutkich dobrze wychowanych.
Chciałbym właśnie tutaj wszystkich ich przedstawić,
Ale w wielkim skrócie. Nie chcę długo bawić
Chcę zaś tylko wspomnieć, że wychowawczyni
Jest wciąż roztrzęsiona, już nie wie co czynić...”
Dalej takim samym wierszykiem trafnie opisuje każdego ucznia naszej klasy. Nie możemy napisać Ci tu całego tego poematu ponieważ nie zmieściłby się w jednym liście. Domyślasz się jak bardzo się nam wszystkim spodobał. Stał się dla nas prawdziwą pamiątką. A co do wiosny to można sobie tylko westchnąć, więc wzdychamy: Ach , piękna była by wiosna tego roku, gdyby jej uroku nie przyćmiewały zbliżające się egzaminy. Jednak piękna pogoda ( jeszcze nie ustabilizowana) nie pozwala na zmartwienia. Na naszej ulicy ślicznie zakwitły owocowe drzewa, dookoła młoda soczysta zieleń. Siedzimy na lekcjach i tylko tęsknym wzrokiem popatrujemy w okna. Kiedy pisałaś do nas list, w Minesocie leżał jeszcze śnieg. Gdy twój list do nas doszedł, u Ciebie była na pewno wiosna, a gdy nasz list do Ciebie dojdzie to zarówno
U Ciebie jak i u nas będzie już lato. W związku z tym nie będziemy „czteroma dychami zgranych”. Każdy z nas bez względu na to czy dostał się do wybranej szkoły, czy też nie będzie zażywał wakacyjnej swobody.
Więc licząc się z tym, że jest to jeden z ostatnich listów pisanych do Ciebie, dziękujemy Ci za twe życzenia (oby się spełniły), dziękujemy za ciekawe listy i za przywiązanie, które przetrwało pomimo dzielącej nas przestrzeni.
My ze swej strony życzymy Ci wszyscy w tym nowym życiu, które na pewno nie jest łatwe – nie samych sukcesów, braku niepowodzeń ( bo to się raczej nie spełni), lecz byś zawsze cało wychodziła z kłopotów, cieszyła się osiągnięciami no i od czasu do czasu pobiegła myślami na wschodnią półkulę,
tam gdzie od Bałtyku aż po Tatry rozciąga się Polska – twoja Ojczyzna.”

11.12.2002 – 18.12.2002 Jezu ufam Tobie!

Panie, dziękuję Ci za POLSKĘ, WSPÓLNOTĘ LUDZI
od prawieków przekazującą z pokolenia na pokolenie
PIĘKNO TWEGO ZAMYSŁU ŚWIATA.
To kraj poetów. Dziękuję za cud istnienia wśród Nich.
Dziękuję Ci szczególnie za tego Najbliższego mi.

Szalałam, błagałam Cię o miłość jak ryba pływająca
w oceanie i pytająca – gdzie ta wielka woda?
Z czasem zrozumiałam, że to „bojowy życia chrzest” a ty pragniesz byśmy przetrzymali tą próbę.To pozwala
zrozumieć iż trzeba czasem przejść głęboką „depresję”
by poczuć się „górą”.

Radosne wiadomości:

Odkryłam, że piosenka „Pędzą konie” Golców (tych Golców) nie jest przenośnią dotyczącą pary ludzi. Daniel (nie chcę abyś zamieniał Go w kogokolwiek innego, Ty Go przecież kochasz takim jakim jest )
chyba też tego nie wiedział, a raczej wiedział jak również i to że ja nie wiem.
Zaliczam Mu oświadczyny, nie mógł wybrać ładniejszej piosenki, kto się ze mną nie zgadza – jego sprawa.

Pierwszy koncert, na którym byliśmy razem z Danielem odbywał się w Hali mieszczącej się za Halą Mirowską (ciekawe skąd ta nazwa). Był to bodajże jeden z pierwszych koncertów Saula Solo (piszę fonetycznie, mam przynajmniej takie wrażenie) w Polsce. Było czadowo, skakaliśmy na wąskiej przylegającej do sceny bandzie, miała gdzieś 2 m wysokości.

Odkryłam, że kocham pisać i wyrzucam ze swego słownika słowo „kompromitacja” a raczej pejoratywny w moim odczuciu jego wydźwięk.

Matis jr. męczył się nad „Ferdydurke” Gombrowicza. Poradziłam Mu by przeczytał jakieś opracowanie, coś o realiach w jakich żył autor a tymczasem jakieś dwa rozdziały później, powiedział mi – wiesz to całkiem ciekawa książka.(!?)

:-{)))
Mały Matis jr w wieku 2,3 lat (bardziej 2) poszedł na spacer z
moimi rodzicami do lasku na Koło. Dziadkowie nie za bardzo znali malucha gdyż w tym czasie mieszkaliśmy w niedużym miasteczku na Mazowszu. Była wiosna, świeża zieleń królowała wokół. Matis bardzo wszędobylski i spragniony wrażeń „zgonił” lekko dziadków. Przypuszczam, iż byli uszczęśliwieni gdy ich „malutka pociecha” dała się namówić
aby przysiedli na jednej z ławek parkowych.
Nie dane im było jednak zażyć chwili spokoju. Malec w tym czasie odkrywał rozkosze nawiązywania kontaktów za pomocą nieporadnego języka (nieporadnego w ocenie innych oczywiście). Bardzo Go irytowało, że często duzi marnują tak wiele czasu zanim pojmą o co Mu chodzi.
Tak było i tym razem. Chłopczyk posiedział chwilę na
ławeczce machając dyndającymi w powietrzu nóżkami po czym spojrzał w niebo i pokazując rączką do góry powiedział:
-„Beba”
Dziadkowie, po chwili zastanowienia przytaknęli:
Tak, tak dużo nieba.
Matis na to z naciskiem
-„beeba”
dziadkowie – chleba? – lecz bez przekonania (przed chwilą wmusili w latorośl kanapkę)
„beeebaaa” – Matis aż poczerwieniał z pasji – nie, na pewno nie o chleb tu idzie. Dziadkowie- debiutanci, popadali w lekką frustrację – przecież samolot to nie może być bo całkiem nie pasuje do „beba” jak również go nawet nie słychać. Patrzyli w górę, patrzyli i nagle w ciszy wiosennego dnia zrozumieli, iż nie o patrzenie chodzi lecz o słuchanie. To był przypuszczam ten błysk zrozumienia, otwarcie uszu.
-Ach śpiewaaaa, tak faktycznie śpiewa – Na akacji, ukryty wśród liści, śpiewał mały ptaszek.
Nie było mnie tam lecz oczyma wyobraźni widzę szczęście
tej radosnej gromadki.

Ps. O poetach codzienności – jutro.
ps.2 13.11.2008 ilustracja muzyczna

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

E tam, jaka kompromitacja

“Może od pewnego tańca w deszczu, który wykonałam kiedyś z Danielem (jako jedyna para na parkiecie-boisku, mamy zdjęcie upamiętniające). My tańczyliśmy a kilkuletnia Marysia stała z boku i strasznie się za nas wstydziła.(wszyscy rozsądni rodzice schowali się pod wiatę) Tymczasem gdy
Skończyliśmy, nudnawo-sztywny piknik firmowy nabrał rumieńców, tak jak dzieci, których rodzice nie przejmując się już deszczem rozpoczęli rywalizację i zabawy z dzieciakami w licznych grach i konkursach.”

To się nazywa spontaniczność, naturalność, odwaga robienia fajnych rzeczy, nawet jak komuś wydają się głupie a nie żadna kompromitacja.

W sumie takie chwile , taki luz pomagają w życiu czesto, trza umieć się cieszyc życiem.
No.
Ale tych Golców to ci nie wybaczam, nie trawię ich, w żadnej piosence w sumie:)

Ale już znikam i się nie czepiam.
W sumie chyba nadrobię w końcu dziś czytanie niektórych ostatnich częsi twojego dziennika, zresztą pewnie po komentarzach będzie widać, acz nie wiem, czy mi się uda:)

pzdr


Subskrybuj zawartość