Nie mam pojęcia, czy będzie to zagrożenie jednolite, czy też rozłożone na poszczególne kraje. Dla nas to chyba jednak bez różnicy, bo wpadać będziemy z deszczu pod rynnę. Przy tej sile finansowej, jaką reprezentują Indie, Pakistan czy Chiny, to i tak nie będziemy wiedzieć do końca, kto stoi za którym inwestorem.
Konfliktu z Europą w rozumieniu starcia ekonomicznego (a już na pewno nie militarnego) też na razie nie będzie, bo nasz kontynent po prostu traci na znaczeniu – brak zasobów naturalnych, opieka socjalna Europejczyków, wysokie koszty pracy, lekkie zacofanie technologiczne (jednak) i zbyt mała agresywność wynikająca z nazwałbym to sybarytyzmu gospodarczo-społecznego doprowadzić może do “łagodnego” upadku.
Problem rzeczywiście chyba w prognozowaniu wyniku konfliktu etycznego, bo tu mieć będziemy kilka możliwości do wyboru. Jedną z nich jest zastosowanie na większym obszarze świata odmiennego od demokracji systemu zarządzania (albo wschodniej wersji demokracji czyli pozory), jaki panuje w wymienionych państwach, a który jest przez Europę krytykowany. Jednakże zastosowanie tego autorytarnego systemu przyniesie masom społecznym w Ameryce Płd. czy Afryce podniesienie poziomu życia w porównaniu do obecnego. Paradoksalnie zaostrzy to apetyty tamtejszych społeczeństw i skieruje je w stronę państw posiadających jeszcze wyższe standardy i bogactwa. (Pamięta Pan co się działo podczas okupacji w Polsce, gdy do Warszawy weszli ludzie z ROA, którzy nigdy nie widzieli wodociągów, brukowanych ulic, wind, mieszkań o takim standardzie etc. – oni je po prostu niszczyli z zazdrości i nienawiści do Polaków).
A pamięta Pan, co się dzieje/działo z dzielnicami w Paryżu, które najpierw zamieszkiwali Francuzi, a potem w ich miejsce weszli ludzie z Maghrebu. To mogą być pierwsze oznaki tego, co może nastąpić.
Europejscy przedsiębiorcy natomiast, w celu wypracowania zysku pozwalającego utrzymać aktualny deficyt w ryzach, robią wszystko, by nie wypaść z rynków chińskich (na razie). Potem przyjdzie kolej na rynek indyjski, choć w przypadku tych nacji sądzę, że to raczej one ruszą na zachód (indyjskie tanie samochody, elektronika etc.). Już dzisiaj – nie oszukujmy się – możemy sobie bojkotować (ale raczej tylko słownie) Chiny za ich działania w Tybecie, ale to uboższe warstwy ludności europejskiej zagłosują nogami i portfelami za tym, skąd mają pochodzic towary w sklepach.
Już od dawna europejscy przedsiebiorcy wyprowadzają produkcję do krajów o niższych kosztach produkcji, a z czego mają żyć europejscy robotnicy? Jak utrzymać poziom ich zdobyczy socjalnych?
A jeszcze gdy chiński/indyjski/pakistański przedsiębiorca da im pieniądze/pracę, to ten robotnik także zagłosuje za konkretnymi formami życia społecznego i politycznego zaproponowanymi przez pracodawcę. A my – Polacy – przez chwilę będziemy jeszcze bronić szańców, potem poddamy się fali koniunkturalizmu czy też konieczności życiowej przyjętych przez obywateli innych krajów na naszym kontynencie. Chyba, że opór wywoła w efekcie konflikt militarny.
Szanowny Panie Griszqu
Nie mam pojęcia, czy będzie to zagrożenie jednolite, czy też rozłożone na poszczególne kraje. Dla nas to chyba jednak bez różnicy, bo wpadać będziemy z deszczu pod rynnę. Przy tej sile finansowej, jaką reprezentują Indie, Pakistan czy Chiny, to i tak nie będziemy wiedzieć do końca, kto stoi za którym inwestorem.
Konfliktu z Europą w rozumieniu starcia ekonomicznego (a już na pewno nie militarnego) też na razie nie będzie, bo nasz kontynent po prostu traci na znaczeniu – brak zasobów naturalnych, opieka socjalna Europejczyków, wysokie koszty pracy, lekkie zacofanie technologiczne (jednak) i zbyt mała agresywność wynikająca z nazwałbym to sybarytyzmu gospodarczo-społecznego doprowadzić może do “łagodnego” upadku.
Problem rzeczywiście chyba w prognozowaniu wyniku konfliktu etycznego, bo tu mieć będziemy kilka możliwości do wyboru. Jedną z nich jest zastosowanie na większym obszarze świata odmiennego od demokracji systemu zarządzania (albo wschodniej wersji demokracji czyli pozory), jaki panuje w wymienionych państwach, a który jest przez Europę krytykowany. Jednakże zastosowanie tego autorytarnego systemu przyniesie masom społecznym w Ameryce Płd. czy Afryce podniesienie poziomu życia w porównaniu do obecnego. Paradoksalnie zaostrzy to apetyty tamtejszych społeczeństw i skieruje je w stronę państw posiadających jeszcze wyższe standardy i bogactwa. (Pamięta Pan co się działo podczas okupacji w Polsce, gdy do Warszawy weszli ludzie z ROA, którzy nigdy nie widzieli wodociągów, brukowanych ulic, wind, mieszkań o takim standardzie etc. – oni je po prostu niszczyli z zazdrości i nienawiści do Polaków).
A pamięta Pan, co się dzieje/działo z dzielnicami w Paryżu, które najpierw zamieszkiwali Francuzi, a potem w ich miejsce weszli ludzie z Maghrebu. To mogą być pierwsze oznaki tego, co może nastąpić.
Europejscy przedsiębiorcy natomiast, w celu wypracowania zysku pozwalającego utrzymać aktualny deficyt w ryzach, robią wszystko, by nie wypaść z rynków chińskich (na razie). Potem przyjdzie kolej na rynek indyjski, choć w przypadku tych nacji sądzę, że to raczej one ruszą na zachód (indyjskie tanie samochody, elektronika etc.). Już dzisiaj – nie oszukujmy się – możemy sobie bojkotować (ale raczej tylko słownie) Chiny za ich działania w Tybecie, ale to uboższe warstwy ludności europejskiej zagłosują nogami i portfelami za tym, skąd mają pochodzic towary w sklepach.
Już od dawna europejscy przedsiebiorcy wyprowadzają produkcję do krajów o niższych kosztach produkcji, a z czego mają żyć europejscy robotnicy? Jak utrzymać poziom ich zdobyczy socjalnych?
A jeszcze gdy chiński/indyjski/pakistański przedsiębiorca da im pieniądze/pracę, to ten robotnik także zagłosuje za konkretnymi formami życia społecznego i politycznego zaproponowanymi przez pracodawcę. A my – Polacy – przez chwilę będziemy jeszcze bronić szańców, potem poddamy się fali koniunkturalizmu czy też konieczności życiowej przyjętych przez obywateli innych krajów na naszym kontynencie. Chyba, że opór wywoła w efekcie konflikt militarny.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 22.04.2008 - 09:50