Tak sobie myślę, że dziennikarze organizujący te wszystkie dyskusje idą na łatwiznę.
Nie ryzykują zapraszania osób o niespolaryzowanych poglądach. Wiedzących być może bardzo dużo na zadany temat, ale nie wpisujących się w z góry określoną tezę.
OK, to może nie być pójście na łatwiznę, to może być po prostu realizacja pontonowych (albo jakichkolwiek innych) wytycznych.
Z kolei też potencjalnych dyskutantów, szczególnie takich potrafiących składać zdania bez “yyyyy” i koszmarnych błędów gramatycznych, jest w Polsce niewiele.
W efekcie z góry możemy określić przed dyskusją, kto i co będzie gadał.
Środa i Staniszkis… Brrr.
Macierewicz… Brr, brr.
Zybertowicz… Brr, brr, brr.
Jachowicz – ten to jest pokręcony, w zasadzie przypadek kliniczny.
Pacewicz – szkoda gadać...
Milewicz – nic nowego nie powie na żaden temat (zdaje się, że wypadła z żelaznej listy wiecznie zapraszanych)
I tak dalej…
Nuuuuda… Już dawno przestałem to oglądać.
Ci wszyscy, pożal się Boże, analitycy i komentatorzy, przychodzą do studia nie po to, by dyskutować, ale po to, by wygłosić z góry ustalone opinie i wziąć należną kasę. Proste? Jak ustawiane pojedynki we wrestlingu.
Ludzie to lubią.
Sam już nie wiem, czy gdybym należał do ścisłego grona dyskutantów, nie dałbym się namówić np. do sławienia Kaczyńskich za dwa tysiące za występ.
Ludzie lubią oglądać filmy, które znają
Tak sobie myślę, że dziennikarze organizujący te wszystkie dyskusje idą na łatwiznę.
Nie ryzykują zapraszania osób o niespolaryzowanych poglądach. Wiedzących być może bardzo dużo na zadany temat, ale nie wpisujących się w z góry określoną tezę.
OK, to może nie być pójście na łatwiznę, to może być po prostu realizacja pontonowych (albo jakichkolwiek innych) wytycznych.
Z kolei też potencjalnych dyskutantów, szczególnie takich potrafiących składać zdania bez “yyyyy” i koszmarnych błędów gramatycznych, jest w Polsce niewiele.
W efekcie z góry możemy określić przed dyskusją, kto i co będzie gadał.
Środa i Staniszkis… Brrr.
Macierewicz… Brr, brr.
Zybertowicz… Brr, brr, brr.
Jachowicz – ten to jest pokręcony, w zasadzie przypadek kliniczny.
Pacewicz – szkoda gadać...
Milewicz – nic nowego nie powie na żaden temat (zdaje się, że wypadła z żelaznej listy wiecznie zapraszanych)
I tak dalej…
Nuuuuda… Już dawno przestałem to oglądać.
Ci wszyscy, pożal się Boże, analitycy i komentatorzy, przychodzą do studia nie po to, by dyskutować, ale po to, by wygłosić z góry ustalone opinie i wziąć należną kasę. Proste? Jak ustawiane pojedynki we wrestlingu.
Ludzie to lubią.
Sam już nie wiem, czy gdybym należał do ścisłego grona dyskutantów, nie dałbym się namówić np. do sławienia Kaczyńskich za dwa tysiące za występ.
To żart był, jakby co. Znaczy te dwa tysiące.
oszust1 -- 16.05.2008 - 06:52