Krótka (nie)polemika z (nie)tekstem Synergie

Synergie napisał bajkę, bajkę piękną, lubię bajanie i bajarzy, ja mu wrednie przytoczyłem antybajkę, ale taki mój urok iść pod prąd entuzjazmowi:)

Ale nie o tem być miało w sumie.

Synergie na wstępie bajki napisał:

“Piękne są tylko chwile. Śpiewasz tak, żyjesz tak i wierzysz, że brzydki jest świat. Bzdura. Posłuchaj tej bajki. “

Wyczuwam tu delikatną krytykę tezy, że piękne są chwile i wnioskuję, że Synergie twierdzi, że piękny może być tzw. całokształt, zycie, świat itd

Nie wiem w sumie.
Dużo osób krytykuje tezę o pięknosci chwil, że to płytkie, że trza żyć tak, by w ogóle miało się wrażenie, że żyło się dobrze i pięknie.
Ale dobra i piękna jest tylko Pino:) (tak twierdzi)
No dobra, no i Bóg.
Acz ta druga teza jest wątpliwa, bo nie wiadomo czy on istnieje.

W każdym razie miało być krótko.
Będzie krótko.

Chwilę są piękne.
I niezapomniane.
I trwają.
Jak to było, trwaj chwilo, jesteś piękna.
Verweile doch, du bist so schön
Podobno.
Z drugiej strony, przecież jak wiadomo i tak wszystkie chwile piękne i niepiękne przepadną jak łzy w deszczu, a Grześ kiczowaty jest.

Ale zanim przypadną, to są.
Nie ma przyszłości, jest tu i teraz.
Przeszłość jest nieważna.
Jak to było?
To w buddyzmie jest tak, że trza żyć tylko tym, co jest teraz.
Bo u deMello tak jest.

A jakie chwile warto ocalić?
Każdy ma inne.

Deszcz,koncert Armii na stadionie dawno temu, pierwszy łyk zimnego piwa, pierwsze zaciągnięcie się fajką, uśmiech Iwana i szaleńczą radość jaka piesa ogarniała jak płatki śniegu spadały, ślizganie się o 4 rano, zapach zniczy po pewnej filmowej nocy:),drzew apo obu stronach drogi oszronione.
I setki innych, no.
Napisałbym tekst o tych i o innych,ale nie umiem.
Nie da się za wiele w tekście przekazać.

No bo skąd ktoś inny może wiedzieć jak smakuje herbata z cytryna i miód
Chyba że pije się z tego samego kubka:)

P.S. Kurwa, znikam, brrrrr, patos i kicz, coś czego tygrysy nienawidzą najbardziej:)

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

W życiu piękne są tylko chwile, gdy są

Chodzi o to, że zazwyczaj ich nie ma.
Żyjemy przeszłością, żyjemy przeszłością,
nie tu i teraz.

Puść tu pod blogiem tekst piosenki Dżemu pod tym samym tytułem – jest piękna. (ja nie wiem, jak wstawaić pliki). Kto ją śpiewa?

Żyjemy w lęku, żyjemy w dramacie?
Rozdarci, rozproszeni, przywiązani – takie są również te chwile.

W życiu piekne są tylko chwile, ale czy nasze życie płynie w strumieniu tych pięknych i czystych jak źródlana woda chwil?

Katz!


Aaaa.

to widzę, ze polemizowałem z czymś czego nie było:) trochę, ale to zaleta (i wada?) twoich tekstów, że wieloznaczne one są i czasem ja prosty chopak z prowincji nie za bałdzo wiem o co chodzi.

NO a w tym co piszesz na początku jest sedno, znaczy prawie zawsze jest tak że albo rozważamy coś co było (żałujemy, wspominamy) albo myślimy o tym, co będzie (np. zamartwiamy się na zapas)
trudno jest tak naprawdę żyć _chwilą), dlatego nie zgadzam się deprecjonowanie tego życia, bo to i tak wcale nie łatwe do osiągnięcia.

A w ogóle uświadomiłem sobie, że bywa że mocno bardzo odczuwamy teraźniejszość i to co jest.
Wtedy jak czujemy ból.
Np. fizyczny, nie za bardzo człowiek wtedy jest w stanie myśleć o przyszłości i przeszłości, żyje chwilą.

Czy to też pozytywne by było?
Buddystę jakiegoś chcę, by mi wyjaśnił:)

A o co chodzi z tym “Katz”?
Bo kojarzy mi się z niemieckim idiomem “alles ist fuer die Katz” czyli wszystko na darmo, wszystko na nic.

Dżem?

A proszę:)

Jako bonus (dla mnie:)), ulubiony Autsajder


Wszystko jest chwilą

a chwila jest wszystkim.

Za dwie minuty mogę już nie żyć.

Przeszłość nie istnieje i przyszłość nie istnieje. Jest tylko to, co teraz.

Piszę do Was, oddycham, coś przebiega przez mój umysł. Za chwilę to będzie kolejny oddech, kolejne słowa, kolejna myśl.

Trzy minuty temu wściekłam się do granic możliwości, teraz to mija, za dziesięć minut przestanie istnieć.


Rotfl,

Gretchen, jako ta dobra i piękna Pino wyrażam nadzieję, że jednak przeżyłaś więcej.

Bo jeśli zeszłaś o pierwszej zero trzy, to się pożegnać nie zdążyłam, bo zasnęłam wczesnym wieczorem przy świetle, radiu i otwartym oknie, więc chociaż się budziłam co jakiś czas (bo strasznie zimno, bo dobry rap puszczali całą noc), to wstałam dopiero za dziesięć piąta. Ciekawe, co wy wszyscy robicie o tej porze? :)

Każda chwila jest piękna i dobra, niczym mua, co by się nie działo. Jak jest fajnie, to oczywiste, jak jest chujowo, to po to, żebyśmy mogli z czymś powalczyć... “Bóg stworzył Arrakis, by hartować wiernych”. Jak boli, to po to, żeby później nie bolało. Jak cierpisz, to po to, żeby się uodpornić i czegoś nauczyć. Ja wiem, że niektórzy by woleli zostać niewinnymi dziećmi. Sama tak myślałam. Chorując na depresję.

Ja straciłam cały lęk. Serio. Ani się boję własnej śmierci, ani rodziców, ani przyjaciół. Choć jeśli Gretchen faktycznie zeszła o pierwszej zero trzy, to się wkurwię, ma się rozumieć. Akurat mam teraz czas, przed sesją, na pogrzeby jeździć.


Pino

Nie zeszłam, możesz spokojnie uczyć się do sesji, co robisz zapamiętale, a od książek oderwać Cię nie sposób. :)

Bardzo pięknie napisałaś bażancie. Rozglądając się po sobie stwierdzam, że też straciłam lęk.

Jeszcze będzie przepięknie… :)


grześ Katz!

Katz to okrzyk (bojowy) jednego z mistrzów zen – nie z mojej szkoły.

W mojej szkole Kwan Um, Seung Sahn nie krzyczał, lecz uderzał kijem w stół lub podłogę, żeby zobrazować, że ta chwila, gdy słyszysz czysty dźwięk uderzenia, otwiera umysł na Absolut. Tak, tak, na Absolut – to nie pomyłka. I oczywiście nie otwiera każdego umysłu, lecz tylko ten, ktory na 100% jest dźwiękiem w tej chwili. Hough!

Mistrz jednak nie nauczał, że chwila jest wszystkim a wszystko chwilą. To bardziej subtelne nauczanie.

Piszę krótko z braku laku.

pozdrawiam


Gre,

a może nie istnieje to co teraz?
Bo zanim zdążymy złapać tę chwilę to już jest następna, a teraźniejszość staje się przeszłością.

A zejść można zawsze:)


Pino, brrrr,

otwarte okno?

Desperatka z ciebie:)

Pino, a czemu miałabyś się bać przyjaciół?

Przyjaciele to raczej antyteza lęków:)


Synergie, ciekawe to wszystko,

ale tak się zastanawiam czy za tymi niektórymi buddyjskimi przypowieściami/tezami nie kryje się tylko piękna pustka?

Bo zapytam ignorancko, co np. to zdanie oznacza:

“I oczywiście nie otwiera każdego umysłu, lecz tylko ten, ktory na 100% jest dźwiękiem w tej chwili”


Ten dźwięk i umysł są jednym

Umysł jest dźwiękiem, dźwięk umysłem – czy to już wszystko?
Nie wiem.

A co do drugiego Twojego zdania napiszę tak – Owszem, to prawda, w rzeczy samej:
za niektórymi buddyjskimi przypowieściami kryje się piękna pustka.

A może Bóg?
Nie wiem.

Ale serdecznie pozdrawiam


No jeśli pustka to nie Bóg,

jeśli Bóg to nie pustka.

Chyba.

Ja tam jakos jestem zwolennikiem pustki, znaczy nicości:)

Znaczy tu i teraz jest nasz dzień panowania a później tylko robaczki albo prochy rozsypane nad Bieszczadami, unoszące się z wiatrem:)


Chwila, tylko teraz brzmi hedonistycznie.. .

Nie ma “teraz” bez przeszłości i nie ma bez przeszłości ani teraz ani przyszłości.

Żyjemy w ciągłym “teraz” które wyrasta z przeszłości i patrzy z nadzieją w przyszłość. Takie mam wrażenie subiektywne.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34. Nie neguję przeszłości i przyszłości

Żyjemy w ciągłym “teraz” które wyrasta z przeszłości i patrzy z nadzieją w przyszłość.

Tak jest w istocie. Umysł projektuje takie kontinuum chwil na poziom świadomości i relanego doświadczenia, ubiera tę projekcję w szaty czasoprzestrzeni.

Chwila, o której tu pisałem jest jakby głebiej, na poziomie ducha, gdzie dusza dotyka Boga, cchoc lepiej byłoby napisać, że Bóg jej dotyka lub pozwala się dotknąć.

pozdrawiam


A właściwie co złego jest w hedonizmie?

hedonizmie rozumianym nie jako szalona pogoń za przyjemnoscią za wszelką cenę, ale maksymalnym wykorzystaniem chwili.
Tu i teraz.

Znaczy jak kocham to kocham, jak tańczę, to tańczę, jak walczę, to walczę, jak płaczę to płaczę, jak piję, to piję, jak pomagam, to pomagam.
Do dna i doszczętnie.
Do końca.
bez rozważań, bez refleksji, bez zamartwiania się przeszłości czy przyszłością.

Jestem tu, ważne jest to to co teraz.

I robię to jak najlepiej.
Pogrążam się w czynie tym swoim, w tej działalności jakiejś.

No bo jak nie ten hedonizm, to później będzie jak u Osieckiej:)

Kochać za młodu się nie chciało,
gdy się kochało, to nie dość,
cóż winne zbyt leniwe ciało,
cóż winien niełaskawy los ? ...
Nie dosyć człowiek był szalony,
nie dosyć śmiały, nie dość zły,
niegotów polec za androny,
niegotów błądzić pośród mgły.
Wypić za młodu się nie chciało,
a gdy się piło, to nie dość,
cóż winne nazbyt trzeźwe ciało,
cóż winien zbyt łaskawy los.
Nie dosyć człowiek był zalany,
nie dosyć śmiały, nie dość zły,
niegotów skonać za banały,
niegotów brodzić pośród mgły.
Dziś by się piło i kochało,
gdzieś by się gnało pośród mgły,
gdyby choć echo zawołało,
gdyby zapukał ktoś do drzwi,
dziś by się śniło i cierpiało,
dziś by się gnało pośród mgły,
gdyby choć echo zawołało,
o gdyby, gdyby, gdyby, gdy ! ...

Albo jak tu:

Znaczy mamy tu problem taki, lepiej żałować niewykorzystanych możliwości, straconych szans, nieprzeżytych miłości, nieodbytych szaleństw, nieprzebytych dróg czy lepiej mieć to wszystko i ewentualnie póxniej, żałować, że popełniliśmy za dużo błędów

Ale tego, co było, nikt nam nie zabierze, no:)

Niech żyje bal


Grzesiu

nie zgodzę się z Twoim (s)twierdzeniem
Nie da się za wiele w tekście przekazać

Gdyby tak było jak piszesz jakże ubogi byłby ten świat, puste biblioteki – JJ nie miałby czego ocalać – istniałyby tylko opowieści przekazywane z ust do ust.

pozdrawiam i przestań z tym kiczowaniem
Chyba, że to chwyt reklamowy – wszak kicz najlepiej się sprzedaje :)


Marku, inaczej da się wiele,

ale nie zawsze da się wszystko, co się chce.

A Chomiczówka świetna, lubię.

A kicz?

Moje pisanie to konglomerat kiczu, patosu, nudnego moralizatorstwa, odrobiny poczucia humoru i mnóstwa smętnych rozważań.

No.

Zresztą wypisałem się.


O Trójce

Marek Niedźwiecki: Jeśli się nie uda, może ucieknę do Australii

ROZMOWA

BARBARA SOWA:

Syn marnotrawny wraca do „Trójki”?

MAREK NIEDŹWIECKI*:

Nie da się ukryć. Nie wracam z tarczą, raczej na tarczy. Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało, i być wesołym niedźwiedziem.

Złota marynarka zaczęła uwierać?

Radio Złote Przeboje wyciągnęło rękę w trudnym dla mnie momencie, i to mi się podobało. Oczywiście od początku wiedziałem, że to nie jest moje radio. Ale wtedy grali muzykę, jaką lubię – piosenki z lat 60.,70., czasem 80. Szybko jednak rozgłośnia zaczęła puszczać coraz więcej współczesnych utworów, nie zawsze najwyższych lotów. Gdy tylko do „Trójki” wróciła Magda Jethon, którą znam od lat, pomyślałem: teraz albo nigdy.

A może zatęsknił pan za radiem, w którym nie ma dyktatu playlisty, gdzie nie nagrywa się telefonów od słuchaczy, by je potem puszczać „z puszki”?

Złote Przeboje to rzeczywiście zupełnie inna rozgłośnia. Zdaję sobie sprawę, że robiłem tu swoiste radio w radiu. Ale to mi tak bardzo nie przeszkadzało. Gorsza była świadomość tego, co się dzieje na antenie przed moim programem i po nim. To irytujące słuchać przed własną audycją Sashy, który śpiewa „lonely, lonely, lonely” i czegoś równie kiepskiego z chwilą, gdy tylko wychodzisz ze studia. Poza tym listę przerywało sześć bloków reklamowych. W internecie zamiast reklam puszczano „zaślepkę”, którą zawsze był utwór zespołu Sugarbabes. Mój kolega z Sydney musiał słuchać jej sześć razy w ciągu jednej audycji, a potem pisał: „Niedźwiedź, ale co ty tam grałeś? Paw jakiś”. To są może drobiazgi, ale mnie, perfekcjonistę, zawsze denerwowały. Wiem, że byłem tu jedynym didżejem, który grał swoją muzykę. Pozostali puszczają utwory z komputera, wedle listy wymyślonej przez szefów stacji. A to bardzo wąska baza. Choć słuchałem tego radia rzadko, głównie w samochodzie, ciągle natrafiałem na te same piosenki. Może właśnie taką listę dyktowały badania? Nie wiem, nie znam się na badaniach, ale uważam, że one zabijają radio. To nie pasowało mi od początku, ale byłem zadowolony z tej pracy, bo nikt nie wtrącał mi się w to, co robię, czy rozmawiam z Elą Adamiak czy Basią Trzetrzelewską.

A w „Trójce” się wtrącali?

Nie, nigdy.

To po co pan w ogóle odchodził? Poszło o pieniądze?

Wiem, że wielu tak mówiło. Choć to nieprawda. Teraz mogę powiedzieć, że z tej kasy rezygnuję i wracam do starej pensji. A jak wiadomo, radio kasy nie ma, więc nie o pieniądze mi chodziło.

To o co?

Rozstałem się z „Trójką” w dramatycznym dla mnie momencie, mijało wtedy 25 lat pracy w tej rozgłośni, czyli połowa mojego życia i najpiękniejsze lata radiowe. Ale jakoś nie po drodze mi było z tamtym szefostwem. Strasznie irytowały mnie niektóre pomysły poprzedniego dyrektora Krzysztofa Skowrońskiego. Chciał na przykład przenieść „Listę” z godziny 19 na 9 rano. Wiedziałem, że to zupełnie absurdalne. Byłem też rozżalony z powodu nieuzasadnionego, ale za to sukcesywnego skracania mojej innej audycji z 55 minut do 20 – 25 minut. Dopiero gdy poinformowałem, że odchodzę, okazało się, że wszystko da się zrobić. Byłem jednak po słowie z Agorą i nie mogłem się nagle zachować jak chorągiewka na wietrze. Na dodatek zacząłem odnosić wrażenie, że dyrekcja „Trójki” trochę wstydzi się też tego, że 25-lecie listy zbiega się z rocznicą stanu wojennego. „Trójka” wracała 5 kwietnia 1982 r. jako ostatni program Polskiego Radia, a 25 kwietnia poprowadziłem listę wymyśloną przez Andrzeja Turskiego. Takie były realia, trwał stan wojenny i rzeczywiście właśnie wtedy zaczynałem swoją przygodę z „Trójką”. Ale z tym, co się działo w kraju, nie miało to nic wspólnego.

Żałuje pan dziś, że odszedł z „Trójki” do Złotych Przebojów?

Nie. To jest rozdział życia, który dał mi możliwość poznania innych ludzi, spotkania ciekawych artystów. Spełniałem się w tej pracy, choć nawet nie wiem, jaką miałem słuchalność, bo nigdy nie byłem z niej rozliczany. Z tego, co wiem, w Agorze są zadowoleni z mojej pracy. Chyba spełniłem zadanie, które przede mną postawiono, i możemy rozstać się w przyjaźni. Niestety to trochę wygląda tak, jakbym dał się wypożyczyć na dwa lata, żeby zwiększyć słuchalność stacji, a teraz wracam tam, gdzie mi dobrze.

Nie próbowali pana zatrzymać? Słyszałam, że straszyli: „Marek, publiczne radio za chwilę padnie”.

Umówiliśmy się na dwuletni kontrakt z możliwością przedłużenia i bardzo chcieli, żebym został. No ale ja nie chciałem.

Dogadywał się pan z poprzednią szefową Magdą Jethon, a wraca do PiS-owskiego radia Jacka Sobali?

Decyzję podjąłem wiele miesięcy temu i to zasługa Magdy, która wyciągnęła rękę do mnie i do paru innych osób związanych przez lata z „Trójką”. Nie miałem wpływu na to, co się od tamtej pory wydarzyło. Ona mówiła: nie czekaj na wygaśnięcie

kontraktu, rzucaj papierami teraz. Ale gdybym się wtedy nimi zamachnął i odczekał przewidziany w kontrakcie zakaz podejmowania pracy u konkurencji, przyszedłbym do „Trójki” trzy dni po jej odwołaniu. Jakby to wyglądało? Jeszcze gorzej. Czekać następnych kilka miesięcy, bo może coś się zmieni, to dopiero byłoby kunktatorstwo. Sposób, w jaki odwołano Magdę, bardzo mi się nie podoba. Udało jej się odbudować atmosferę starej „Trójki”, zorganizować pieniądze, zjednoczyć ludzi wokół stacji. To się czuje i nie trzeba nawet analizować słupków słuchalności. Wystarczy posłuchać, a ja się z „Trójką” nie rozstałem, nadal budzę się z Marcelem, słucham popołudniowego „Zapraszamy do Trójki”, bywam na koncertach. Odwoływanie dyrektora, który odniósł sukces, jest beznadziejne. Ale przecież nie będę się teraz wieszał w ramach protestu. Na tę decyzję polityczną nie mamy wpływu. Mam tylko nadzieję, że Magda zostanie w zespole.

Rozmawiał pan już z nowym dyrektorem Jackiem Sobalą?

Tak. Sobala powiedział, że jako osobowość stacji wracam na swoje miejsce i się z tego cieszy.

Wiele osób związanych z Polskim Radiem o jego dokonaniach ma, delikatnie mówiąc, nie najlepsze zdanie. Padły jakieś konkrety w czasie tej rozmowy?

Za wcześnie o tym mówić. Bardzo chcę poprowadzić listę na zmianę z Piotrem Baronem.

Chcąc nie chcąc, zrobił pan prezent PiS.

Na szczęście zajmuję się muzyką, a nie polityką, i przez 25 lat udało mi się pracować z dala od tych rozgrywek. Nikt mnie nie skasował, aż do momentu, w którym szefem anteny został pan Skowroński. Miał różne pomysły na to radio i nie mam mu tego za złe. Oczywiście mam pewne obawy, wracając do „Trójki” w takim momencie. Pytałem znajomych, czy moja decyzja może zostać odebrana politycznie, ale oni stanowczo odpowiedzieli: „W twoim przypadku nie”. Ja im wierzę, ale jeżeli ktoś nie uwierzy mi, to trudno – będę tym z układu.

Koledzy z Myśliwieckiej nie zarzucą panu zdrady?

Kilka dni temu na antenie w dowcipny sposób skomentowano mój powrót: Marek poszedł do wojska na dwa lata i służył w złotych beretach. To było inteligentne i miłe. Co do kolegów, to cały czas przyjaźniłem się z nimi. Wielokrotnie byłem na Myśliwieckiej, nikt mnie nie opluł, raczej wszyscy pytali, czy to oznacza, że wracam. Helena ciągle do mnie pisze: „Jak długo paczki adresowane do ciebie mają u mnie stać? Czekają już trzeci rok”. Większość telefonów od słuchaczy, którzy przez trzy godziny dzwonili do „Trójki” w czasie audycji Roberta Kantereita, też było pozytywnych, czasem nawet wzruszających. Decyzja o rozstaniu z tą stacją nie była przeciwko słuchaczom. Żal mi było właśnie tego, że pewnie zawiodę cześć fanów „Trójki”, wiem, że wielu ludzi wtedy nie wybaczyło mi odejścia, podobnie jak wielu ma mi teraz za złe, że wracam. Ale takie jest życie. Nie dogodzę każdemu. Co mogę zarobić? Posypię sobie głowę popiołem i będę sobie uprawiał małe poletko dla tych, którzy lubią słuchać rzeczy, które proponuję.

Co pan zaproponuje słuchaczom 1 kwietnia? Może „Wypijmy za błędy”?

Zastanawiałem się, jaki utwór zagram na początku „Listy”. Odchodząc, żegnałem się piosenką „Good bye”, więc może idąc tym tropem, teraz powinienem zagrać „Hello”. Ale wiem, że nie wszyscy lubią Lionela Richiego, więc chyba nie będę się narażał.

A co jeśli się nie uda – publiczne radio padnie, słuchacze odejdą, kultowa lista straci fanów albo najzwyczajniej znów nie będzie panu po drodze z szefostwem?

Nie ma dla mnie żadnej innej stacji poza „Trójką”. Może ucieknę do Australii? Moi znajomi kupili sobie dom w Tasmanii i mam u nich zarezerwowany jeden pokoik. Tam jest teraz 25 stopni ciepła, maliny, wiśnie…


Panie Igło,

trochę pomylił pan wątki i teksty:), ale dziękuje za wklejkę, ciekawy wywiad bardzo.

W sumie mimo wszystko cieszę się z powrotu Niedźwiedzkiego, choć zgadzam się i z zastrzeżeniami różnymi wobec jego zachowania:

http://cykuta.salon24.pl/

Pozdrowienia.


Panie Grzesiu!

Przez cały dzień nie komentowałem wyczynów pewnego specjalisty, a w zamian za to Pan nie skomentował mojej nowej notki. Jestem zawiedziony…

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

bywają takie dni, że i Grześ do TXT nie zagląda:)
Wiem, dziwne, ale jest tak.
I będzie coraz częściej, znaczy od jutra idem znowu na Tygodniowy odwyk:)

A w ogóle wpadłem na pewien pomysł całkiem twórczy ale czasochłonny i od marca też raczej nie będę bywał w necie.


P.S. Jak się wyrobię dziś,

to przeczytam, co tam pan napisał i skomentuję, no.


Subskrybuj zawartość