Hołd czyli nie tylko o Kościele

Gdzieś tak już póltora roku temu napisałem pewien tekst, tak mnie naszło dziś, by go wrzucić tu, bo może większość go nie zna, a nawet jak znacie, to przeczytajcie jeszcze raz.
Tekst wrzucam trochę zainspirowany dzisiejszym tekstem Zenka, który wyszedł mu taki ewangelicznie-franciszkański, może gorzki, ale prawdziwy i szczery.
Takie mam wrażenie, mój pod koniec też jest gorzki, acz może niepotrzebnie.

Poczatek może być niezrozumiały, bo odsyła do różnych tekstów więc je linkuję: świetny tekst Mada

http://tekstowisko.com/maddog/51754.html

Edit: Wpis Mada jest tu

http://maddogowo.blogspot.com/2009/10/archiwum-bieszczadzki-los.html

no i znacznie mniej świetny Łukasza Warzechy:

http://lukaszwarzecha.salon24.pl/4160,index.html

Więc w oczekiwaniu na tekst Odysa o Kosciele, coś mojego z 15 stycznia 2007.

,,Hołd”

Mad Dog mnie zainspirował, napisał piękny, smutny i przejmujący tekst o Bieszczadach i o pani Marii, Łukasz Warzecha mnie zainspirował, napisał niefajny tekst o WOŚP, w którym poza pseudobuntem, brakiem argumentów i niechęcią do Owsiaka wiele innych składników nie znajdziemy.

Ja chciałem więc wszystkim opisać postać, której miałem okazję słuchać przez kilka godzin jakieś półtora roku temu, na rekolekcjach kilkudniowych w Rzeszowie. Postać ta to s. Małgorzata Chmielewska, osoba cudowna, mądra i kochająca.

Osoba, której sensem życia nie jest Kościół, nie religia, nie obrzędy nie tradycja, sensem życia dla niej jest Chrystus. Nie Chrystus abstrakcyjny, Chrystus, który jest w każdym człowieku, szczególnie w tym poniżonym. Ona widzi Chrystusa w pijaku, w zarzyganym, chorym i obrzydliwym wraku człowieka, który jest dla niej obrazem Chrystusa. Widzi go w niepełnosprawnym dziecku, w bezrobotnym, w narkomanie, w prostytutce.

Małgorzata Chmielewska opowiadała pięknie, mądrze, wzruszająco. O Piotrusiu, swoim adoptowanym synu, dziecku chorym na Zespół Downa, które wręczało kwiaty biskupowi na jakiejś uroczystości. Wielu było oburzonych, no jak to tu ważna osobistość, a tu taki ktoś do biskupa jest dopuszczany.

O Owsiaku, który bez proszenia w trudnej sytuacji dostarczył jej transport pampersów prawie natychmiast, by dla chorych starczyło.

O jakimś podopiecznym jej fundacji, który pierwszy raz w swoim życiu poczuł się potrzebny i całą noc czuwał przy kimś bardzo chorym i umierającym.

Opowieści było dużo, świadectwo piękne, gdyby było więcej takich osób, to może bym nie tyle zaczął wierzyć w Boga, co myśleć, że istnienie religii jest jakoś sensowne( chociaż w jej przypadku zamiast słowa religia, powinniśmy mówić ,,wiara”)

Wszystko by było fajnie, gdyby nie jeden szkopuł. Wychodzę z kościoła w któryś dzień i słyszę dwóch chłopaków, którzy też przed chwilą wyszli z rekolekcji i rozmawiają:

,,Dziwna jakaś, o downach opowiada”.

Mówią to z pogardą, zdziwieniem, niezrozumieniem.

Smutno mi się zrobiło, poczułem, że to co miało do nich trafić, chyba nie trafiło.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Grzesiu,

też smutno mi się zrobiło, pozdrawiam…


Panie Andrzeju, no bywa,

ale te 3 albo 4 dni rekolekcji, które tu opisałem po częsci i które do stworzenia tekstu mnie zainspirowały to było bardzo radosne wydarzenie.


smutno się robi

Gdy widać różnicę między wiarą a religijnością pustą, z wiary wyzutą.
Pozdrawiam, dzięki za tekst.


Grzesiu

tak to jest, że koledzy w towarzystwie nie zawsze mówią dokładnie to, co/jak myślą, tak trochę się zgrywają, trochę, żeby sobie zaimponować, jakimi są luzakami. Może dotarło więcej, niż się wydaje? Jak nie od razu, to po chwili, w domu. Pamiętasz, jak komentowałeś tekst o przekleństwach – że to, że w niektórych rozmowach używasz wulgaryzmów nie znaczy, że języka literackiego nie potrafisz używać. Może i tu jest coś na rzeczy.

Siostry Chmielewskiej nie miałam okazji spotkać, ale wiele o niej dobrego, a raczej bardzo dobrego słyszałam. Moja matka kiedyś zawoziła do prowadzonej przez nią domu samotnej matki dziewczynę z dzieckiem, której bardzo długo wszystko się jakoś w życiu plątało (ojciec pił, wujek, matki nie było, ona też zaczęła, uciekała z domu etc.). Nie wiem, na ile to zasługa siostry Chmielewskiej, ale dziewczynie w końcu udało się wszystko poukładać, ma męża, drugie dziecko i z tego, co wiem, wszystko jest ok.


Odysie, ano tak,

pzdr


Jull,

masz rację, oczywiście, że oceniłem na podstawie komunikatu, może to był pozór, może głupawa uwaga bez większej treści, więc może ocena za szybka i za radykalna, ale tak tyż umiem.

Co do siostry Chmielewskiej , przeczytałem z nia kilka wywiadów i posłuchałem na tych rekolekcjach i wyłania mi się obraz takiej osoby, dla której nieważna polityka, nie interesują jej jakieś gierki, opinie np. wielu biskupów i księży o Owsiaku, ona opowiada jak Owsiak dostarczył ciężarówkę z pampersami,osoba, dla której nie hierarchia kościelna, nie jakieś splendory są ważne, ale wiara i miłość.
osoba, która nie unika trudnych słów i krytyki, jest radykalna, ale to radykalizm dobra, nie fałuszje rzeczywistości np. by podnieść samoocenę i powiedzieć coś dobrego o Polakach, pamiętam jak mówiła, jak to u nas narzeka zie na zgniły Zachód a tymczasem dzieci upośledzone czy chore adoptowane są w większości przypadków przez osoby z zagranicy, bo w Polsce nie ma chetnych za dużo.

Itd.

Pod wrażeniem byłem jej osoby.
Stąd w sumie ten tekst.


Szanowny Grzesiu

od trzeciej nad ranem buszuję po TXT.
Czytam,staram się zrozumieć intencje autorów notek i komentarzy.

Drugi raz wracam do Twojej notki.Myślę jak wyrazić swoje odczucia.

Podziwiam kunszt i wiedzę piszących,chylę czoło przed doświadczeniem i bystrym spojrzeniem Konfederatów.

Cieszę się,że mogę też coś od siebie dodać.

Nikt z nas ideałem nie jest.Każdy ma swoje racje i wątpliwości.

Widzę w Twoich tekstach wrażliwość,której nam obecnie czasem brakuje.
Gonimy za czymś,czego na ogół dopędzić nie zdołamy.

Chyba warto czasami zwolnić,stanąć i pomyśleć.
Dostrzec to,czego na co dzień,w pośpiechu nie zauważamy.

Pozdrowienia


Zenku,

ano warto czasem zwolnić, choć z drugiej strony jak się za dużo myśli to tyż niefajnie.

pzdr


Grześ

,,Dziwna jakaś, o downach opowiada”.

Mówią to z pogardą, zdziwieniem, niezrozumieniem.

Smutno mi się zrobiło, poczułem, że to co miało do nich trafić, chyba nie trafiło.

Dawanie świadectwa jest ryzykiem wystawienia się na ośmieszenie i pogardę... . Św. Paweł mówi: “nastawaj w porę i nie w porę...”.

Chmielewska “nastaje”, :-)))

A o tych dwóch. Nie zasmucają mnie wcale – oni mają swój czas, tak jak swój czas ma poldek czy Grześ.. , itd.

Czuję pod skorą, że świadectwo Chmielewskiej do Ciebie trafiło… – i to jest najważniejsze.

Ja osobiście nie patrzę na innych.. , słucham i czuję się odpowiedzialny za to co “jest kierowane z góry” do moich uszu. To pewna odpowiedzialność i pewien dialog. Raz On mówi – np. przez Chmielewską – a potem ja odpowiadam.

Grześ, właśnie zobaczyłeś jakie mogą być odpowiedzi na dobre słowo. Mogą być różne – pełno ich w Ewangelii. A przecież Chmielewska nie jest większa niż Jezus a Jego też nie wszyscy słuchali.. .

p.s.
A ja dziś będąc w delegacji natrafiłem na sanktuarium Matki Bożej uśmiechniętej w Pszowie, :-))))

Nie dało rady zrobić zdjęcia z komórki gdyż za bardzo oświetlona Ikona. Ale takiego uśmiechu nie widziałem.
Będę tamtędy przejeżdżał więc na pewno sfotografuję i wrzucę – niesamowita ikona.

Wrzucam linka ale to zdjęcie nie umywa się do oryginału.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Grafika:Pszow6.JPG

Pozdrawiam!

************************
Bywam w txt chwilowo rzadko, gdyż ciągnę dwa etaty i remontuję poddasze domu.


Poldku,

no masz rację, do każdego trafia wszystko w swoim czasie i czasem nawet jak trafi później, to może lepsze efekty wwołać.

A obraz piekny, nie znałem.
Dzięki za link, choć oryginał zawsze lepszy niz zdjęcie czy kopia.

pzdr


Grzesiu

Człowiek młody, zdrowy, silny, przed którym świat stoi otworem nie chce słyszeć o cierpieniu (niezależnie od jego postaci). Nikt z nas nie chce myśleć o cierpieniu innych ludzi, dopóki nas samych nie dotknie ono w jakis dziwny sposób: poprzez rekolekcje (jakieś “mistyczne” wydarzenie), chorobę najbliższych czy jakiś wypadek.

Nie dziwi mnie postawa tych chłopców. Jest normalna w świecie pieniędzy, kultu wiecznej młodości i sprawności fizycznej i umysłowej.

Takie mam odczucia patrząc na swoich rówieśników i nie tylko.


Penelopo,

“ Jest normalna w świecie pieniędzy, kultu wiecznej młodości i sprawności fizycznej i umysłowej.”

Tyle że ta wieczna młodość i sprawność to i ulotna i przemijająca i pozorna w sumie czasem.


Grzesiu

Tak. Ale jak się ma te 18 czy 25 lat, a może nawet i 40, i nic nie boli gdy się budzisz, to nie chcesz dopuścić do siebie “złych” myśli. Zwłaszcza, że te wszystkie, nazwijmy je wartości, są promowane zarówno przez prasę kobiecą jak i pisma dla mężczyzn, seriale (w tym polskie), i inne znaczące media.

A ludzie starzy też nie chcą myśleć o śmierci, bo sami nie są na nią gotowi. Jeszcze chcą coś osiągnąć, zdobyć, być może naprawić błędy młodości.

Ale to tylko moje teorie, opierające się na obserwowaniu ludzi dookoła mnie.

Zatem pozdrawiam u progu ćwierćwiecza :D


Penelopo,

no rację masz, znaczy odsuwa się myśl o cierpieniu/śmierci/chorobie, nawet jak ma się świadomość ich, to się z drugiej strony często zyje tak z dnia na dzień, bezrefleksyjnie, jakby się miało życ zawsze.
W sumie nie wiem, czy to źle czy dobrze.

pzdr


Subskrybuj zawartość