Osobisty Notatnik Filmowy Grzesia. Czas start:) czyli "Co gryzie Gilberta Grape'a"

No jest.
W końcu, obiecywałem już kilka razy i dziś mam chwilę wolnego i mam nastrój, więc zaczynamy, nie wiem, jak wyjdzie, ale spróbuję w miarę dobrze.
Więc tak, najpierw ogłoszenia wstępne: cykl ma mieć kilka części, może więcej, może dojdzie do 10, może 10 nawet przekroczy, jakie to filmy, na razie nie zdradzam,acz z pobieżnego przeglądu mej prowizorycznej listy wynika mi, że raczej filmy w miarę nowe, najstarsze chyba z początku lat 90-tych, będzie coś ze Skandynawii, będzie z Ameryki Południowej czy Środkowej, będzie z Hiszpanii pewnie, może z Polski się i coś trafi.

A ważne zastrzeżenie, są to filmy ważne dla mnie, inni mogą uważać je za nudne, nieciekawe, kiczowate, smętne i co tam jeszcze. W cyklu nie będzie raczej będzie wielkich filmów, wielkich reżyserów, klasyki filmowej, moich ukochanych westernów czy horrorów, będą filmy przeważne obyczajowe czy dramaty, takie które mnie poruszają,wzruszają i które moge oglądać po kilka razy i są dla mnie ważne.A oczywiście filmów takich mogłoby być dużo wiecej niż będzie i wybór jest teraz taki, a tydzień później może być inny, więc pewnie będę się trzymał tej listy co już sporządziłem, acz może coś wypadnie, coś obejrzane kolejny raz rozczaruje, zobaczymy.

Więc ruszamy:)

Od czegoż innego mogłem zacząć?
No wlaśnie od niczego innego, jak planowałem cykl, wiedziałem, że jedynym pewniakiem i pierwszym filmem do opisania jest film z 1993 roku “What’s eating Gilbert Grape” w reżyserii Lesse Hallstroma, szwedzkiego reżysera, znanego też z świetnych “Kronik portowych”
Dlaczego Gilbert Grape?

Bo to film o tym, co najważniejsze, o miłości, o pieknie, o sensie i jego poszukiwaniu, o samtności, zagubieniu i niedopasowaniu.
O bliskości i potrzebie bliskości i nieumiejętności czasem dania tej bliskości.
O pustce.
O rodzinie, którą się kocha a czasem jak się nienawidzi, to jednak dalej kocha.
O nadziei.
O oczekiwaniu i radości, gdy się doczekamy.
O wolności i jej potrzebie.
O zderzeniu potrzeb swoich z odpowiedzialnością za innych i miłością do inych.
O chorobie.
O nałogach, o śmierci.
O zniewoleniu, tkwieniu w pustce i banalności i wyrwaniu się z tego.
O niezgodzie na to, co na spotyka.
O cierpieniu, o niesieniu swojego ciężaru.

Nie tak dawno na TXT u Majora była dyskusja o chorobach, o chorych nieuleczalnie dzieciach, czy to przekleństwo czy błogosławieństwo.
Czym jest Arnie dla Gilberta i reszty rodziny?
Czym jest dla dzieci w filmie matka niewychodząca od 7 lat z domu, objadająca się nieustannie i oglądająca TV, pod którą podłoga się zaczyna zawalać?
Pewnie i tym i tym po częsci, acz miłość, że tak banalnie powiem, pomaga im trwać i działać.
Choc byli i dezerterzy, ojciec, co się powiesił, niewiadomo dlaczego i od tego momentu z matką zaczęło się dziać, to co zaczęło czy starszy brat, który sobie wyjechał (w filmie go chyba się nie wspomina, w książce jest więcej)

Dlaczego jeszcze ten film?
Bo aktorstwo, świetny i wzruszający Leonardo di Capriow roli Arniego (równie dobry był w filmie “Chłopięcy świat”, który zresztą też uwielbiam), tajemnicza, urocza i niezależna Becky (Juliette Lewis), oczywiście Johny Depp (w roli tytułowej)
I także inne kreacje aktorskie dobre są.

Nie wiem, jak wy macie, ale ja moge ten film oglądać ciągle, obejrzałem w sumie kilka razy (ostatnio wczoraj, do tekstu się przygotowując) i mógłbym znowu.
I te kilka scen, które przemawiają i które się zapamiętuje: jak palą dom na końcu, by nie musieć wyciągać matki dźwigiem, jak Gilbert uderza wściekły Arniego i ucieka, jak Arnie jest w areszcie i matka po raz pierwszy od 7 lat jednak z domu wychodzi, pełna energii, przepełniona miłością i pragnieniem, by jak najszybciej odzyskać niepełnosprawnego syna i ta jej przemiana, gdy wchodzi z poisterunku policji i pół miasteczka się na nią gapi jak na obiekt jakiś czy dziwaczne cyrkowe stworzenie i jak wtedy gaśnie ona i jak jej źle z tym.

Właśnie miasteczko,film tez opowiada o przestrzeni, o prowincji, gdzie nic nie ma, nic się nie dzieje, Gilbertowi pozostają tylko jako rozrywki frustrujący po pewnym czasie romans z mężatką, (w książce jesczez masturbacja) i właściwie nic więcej.
I obowiązki.
I odpowiedzialność.I świadomość że zawsze tamn będzie, bo przeciez kocha i Arniego i matkę i musi na nich zarabiać i musi się nimi opiekować, bo dwie siostry sobie nie poradzą, w tym jedna postrzelona lekko nastolatka.
I w ten świat beznadziei wkracza Becky, która przypadkiem wraz ze swoją babcią zatrzymuje się w Andorze , bo im się psuje samochód.
Pełna energii, radości, spontaniczności.
I daje nadzieję Gilbertowi i “czuje” Arniego.

Zresztą, co ja będę pisał więcej i tak już zdradzilem za dużo, a filmu może ktoś nie zna, najlepiej więc obejrzeć po prostu, tu mała zajawka:

P.S. Czy może być cos lepszego niż film “Co gryzie Gilberta Grape’a”?
Oczywiście książka:)
Jest wiele rzeczy , które w ekranizacji oczywiście się nie pojawiły, bo tak zawsze bywa. Czyta się szybko, więc polecam spędzić jakąś noc z kubkiem gorącego kako z cynamomen:), czyms słodkim, dobrą muzyczką i książka ową. Chyba sam się skuszę na taką perspektywę choć nie tak dawno czytałem.

P.P.S. Ciąg dalszy cyklu nastąpi…
Acz nie wiem kiedy.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Grzesiu

Ogladalem ten obraz kilka razy. Szczery do bolu. Wielki film o milosci. Wszelakiej.
Pozdrawiam filmowo.


grześ

Film świetny, może nie do oglądania dla mnie na okrągło, ale 3 razy oglądałam.
Swietna gra aktorska i tak mnie własnie naszło, że gdyby matka musiała ratować syna 7 lat wcześniej, to nie zapasłaby się na śmierć...


Borsuku,

zdradzę, że właściwie jakoś tak się składa,że w moim cyklu większość filmów o miłości będzie, acz w różnych jej przejawach czy odmianach.

Zapraszam do kolejnych odcinków, za kilka dni następny pewnie, ale na razie cicho sza, co to będzie.

A film jest taki, że można go oglądać kilka razy i nie nudzi, no i ta Juliette Lewis, magiczna, w ogóle lubię jej kilka ról strasznie, chocby jeszcze zupełnie inne w “Kalifornii” czy “urodzonych mordercach”.

Pozdrówka.


No właśnie

Świetny film.
Tylko to spalenie nie przemawia do mnie…

www.malamoskwa.pl


Anno, witam,

ja w gruncie rzeczy chyba niewiele więcej niż trzy, ale ten film we mnie tkwi ciągle, nie tak dawno dzięki książce jeszcze sobie odświeżyłem, miałem już dużo wczesniej oglądać (bo nie licząc wczoraj), obejrzałem chyba w 2005 (no i jeszcze dawno temu pierwszy raz i chyba gdzieś jeszcze kiedyś), bo pamiętam, że w TVP wtedy leciał, ale się bałem, że mi się nie spodoba tak bardzo, jak za pierwszym, drugim, trzecim razem.
Ale po wczorajszym obejrzeniu, wiem, że mógłbym go jeszcze kilka razy obejrzeć:), choć niekoniecznie w najbliższych dniach.

A z tą matka, no fakt, miała chwilę działania i wielkości, ale jednak ogólnie się poddała…


No może to spalenie jest zbyt oczywiste?

Nie wiem, ja tam lubię patos filmowy, choć nie zawsze, w “Glibercie” patos czy elemnty kiczu mi nie przeszkadzają, tak jak np. nie przeszkadzają mi (acz w inny sposób wyrażane to jest) u Almodovara.

pzdr


E, kicz

Jako coś w rodzaju stałego elementu rzeczywistości jest bardzo fajny. Staje się stylem życia.
Tyllko wtedy przestaje być kiczem. Chyba…

www.malamoskwa.pl


Mad Dogu

A mnie wlasnie te spalenie uwiodlo. Bylo swoistym oczyszczeniem i szacunkiem dla matki. Wbrew wszystkim.


Borsuku

Też myślałem o szacunku.
Również o takim jakby nowym otwarciu, nowym początku, czystej karcie.
Ale sam nie wiem.
To Matka…
No nie wiem.

www.malamoskwa.pl


Jeszcze apropos spalenia,

mnie udało się przekonac twórcom i aktorom, że to było jedyne mozliwe wyjście w tej sytuacji filmowej.
Więc chyba nie mam zastrzeżeń, znaczy bohaterowie nie mogli inaczej.
I nie chcieli.
I to było najważniejsze.

Mad, a wiesz, że sobie myślę, że bez kiczu to tak jakiegoś choć przez chwilę to żadne dzieło filmowe czy literackie nie umie naprawde poruszyć?
Bo staje się zbyt chłodne, zbyt odległe itd

Kurde, temat tego kiczu to na jaką prace długą jest, a nie na komenty w necie, albo by wypadało coś chociaż mi o kiczu poczytać.

pzdr


Mad Dogu

Skoro nie wiesz, masz watpliwosci, to co ja moge?

Bo matka jest tylko jedna.
Jak mawia moja matka.


Grzesiu

Kicz to slowo klucz. Czasem otwiera nie te drzwi.


No fakt, Borsuku,

z kiczem trza się umieć obchodzic, dasz troszkę za dużo i wyjdzie gniot, ale jak umie się tak jak np. Almodovar wypośrodkować pomiędzy kiczem a sztuką, to powstają rzeczy piękne:)

Jak tak będę o tym Almodovarze za dużo wspominał, to się wszyscy domyślą kogo, a może i jaki film będzie następny?
:)
Choc w sumie kolejność w cyklu moim dowolna zupełnie, ale uchylę rąbka tajemnicy, coś Almodovara oczywiście jest.

(Po co ja o tym Almodovarze gadam, jak nikt się go nie dopominał tu?Dziwny jestem i sam ze sobą, widać gadam, pewnie przez to, że nikt Hyde Parku czwartej odsłony nie nawiedza:(

pzdr


Grzesiu,

Popłakałam się od samej zajawki. Dzięki, że przypomniałeś mi ten film i uświadomiłeś, że jest książka.

Pozdrawiam ciepło,


Grześ & komentujący

a ja nie oglądnąłem tego filmu nigdy do końca. Wydawał mi się zawsze ciężki i smutny.

Pozdrawiam.

************************
polecam: http://prowincjalka.salon24.pl/56865,index.html


re: Osobisty Notatnik Filmowy Grzesia. Czas start:) czyli "Co gr

Bardzo lubię oglądać filmy bez zbędnych scen, gdzie wszystkiego jest akurat nawet kiczu i patosu.Oglądałam ten film kilka razy i zawsze mnie porusza…
Ciekawa jestem Grzesiu jaka będzie Twoja następna osobista notatka,
pozdrawiam


Anu,

polecam książkę gorąco, a film, fakt, mozna się popłakać przy nim, ale to pozytywne jest.

Poldku, nie będę cie przekonywał, w dodatku cię zmartwię, bo tak 90% filmów, które tu zamierzam opisać będzie jakoś smutna i jakoś ciężka.
jeden wręcz będzie taki, że po prostu mną wstrząsa totalnie, nie wiem, jak go opiszę, ale to jeszcze nie teraz.

Arundati, fakt, w “Gilbercie” nie ma niepotrzebnych miejsc, może jakoś jak ostatnio oglądałem trochę mnie nużyły dialogi niektóre międyz Becky a Gilbertem.
Acz z drugiej strony był opis tego ich poznawania się piękny.
A następny tekst?
jeszcze sam nie wiem, wybór mam, bo na liście ponad 10 filmów jest:)


Grześ

smutne filmy nie są złe… – więc czekam na kolejny typ. :-)))

Pozdrawiam!

************************
polecam: http://prowincjalka.salon24.pl/56865,index.html


re: Osobisty Notatnik Filmowy Grzesia. Czas start:) czyli "Co gr

To jeden z moich ulubionych filmów, Grzesiu. I wspaniała rola diCaprio. Chociaż cenię go też za kreację w “Całkowitym zaćmieniu” Agnieszki Holland.
Czasem pisuję o filmach ;)

Defendo


Defendo,

o cieszę się, że zajrzałaś i cieszę się że ci się film podoba:)
A zajrzyj jeszcze do mojego tekstu o “Głową w mur”.
A co do twojego pisania o filmach, to chyba coś ostatnio o “Czasie apokalipsy“pisałaś?
Idem poczytać, choć niestety ignorant żem i nie oglądałem.
Wiem, porażka:(
Ale obejrzę niezadługo.

pzdr


re: Osobisty Notatnik Filmowy Grzesia. Czas start:) czyli "Co gr

Wcześniej pisałam też o “Czterech nocach z Anną” :)
Miło mi, kiedy mnie czytasz…

Defendo


A też czytałem,

też nie oglądałem:)
ja czytam wszystkie twoje teksty od pewnego czasu acz nie zawsze się odzywam.

pzdr


re: Osobisty Notatnik Filmowy Grzesia. Czas start:) czyli "Co gr

Szkoda. Że się nie odzywasz. I czasem wstyd mi za to, co wypisuję...

Defendo


E tam, jaki wstyd, raczej duma:)

ci towarzyszyć powinna.
A u ciebie jest tylu sensownych i ciekawych komentatorów, że moja obecność jest zbyteczna najczęściej.

pzdr


re: Osobisty Notatnik Filmowy Grzesia. Czas start:) czyli "Co gr

Raczysz żartować? Zawsze mi Ciebie brakuje. Każdy Twój komentarz coś wnosi, jak reflektor punktowy, oświetlający niewidoczną dotąd część sceny.

Defendo


Defendo,

pozwól że będziemy się różnić w ocenie wartości mych komentarzy, acz obstawiam, że to ja mam rację, bo je lepiej znam, choć w sumie o twojego bloga chodzi.
No nie wiem, może jakiś kompromis?
:)

pzdr


Wolę konsensus,) “to taka

Wolę konsensus,)
“to taka piękna gra”;)

Defendo


Subskrybuj zawartość