Z notatnika filmowego cz. VIII - "Chłopięcy świat" (Boy's Life)

Obiecałem podróż w czasie i przestrzeni i proszę bardzo, podróż się zaczyna, z Europy przeskakujemy do Ameryki, właściwie obu Ameryk i kilku krajów, różnych krajów, różnych filmów, w różnym czasie się dziejących (filmów, nie krajów:))

Dotychczas jak pewnie zauważyli szanowni tekstowicze, górą w cyklu było kino europejskie (poza “Co gryzie Gilberta Grape’a”), teraz czas na kilka filmów amerykańskich. I oczywiście nie chodzi tylko o filmy z USA, acz od takiego zaczniemy.

Jesteśmy, proszę Państwa, w latach 50-tych, na amerykańskiej prowincji gdzieś (eh, jak ja uwielbiam te klimaty, nie wiem, czy zauważyliście, ale dobre filmy z USA, nie licząc Allena, zazwyczaj rozgrywają się na prowincji czy gdzieś czyli nigdzie, tak jak i typowo amerykańskie kino drogi ma ten prowincjonalny rys).

Więc jesteśmy na tej prowincji, poznajemy samotną kobietę, której nie za bardzo układa się z facetami (Ellen Barkin), jej nastoletniego syna (Leonardo DiCaprio), żyją sobie oni, łatwo im nie jest, matka więc postanawia wyjść za mąż i łatwiej syna niepokornego co kłopoty sprawia, wychować będzie i finansowo im się poprawi.

No i wychodzi za Dwighta (Robert DeNiro), farmera czy ranczera z jeszcze większej prowincji, przy okazji okazuje się ów pan totalnie zeschizowanym ojczymem i mężem o sadystycznych skłonnościach, wredny typ strasznie.

Niby banał.
Ale wzrusza.
I porusza.
I wciąga.
Mnie przynajmniej

Co jest warte uwagi w filmie?

Przede wszystkim starcie dwu charakterów, dwu osób, i psychiczne i fizyczne, młodego chłopaka i jego zeschizowanego ojczyma.

Warto też zobaczyć, że jeśli chce się coś osiągnąć, to trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć nie, kiedy się wyrwać, kiedy uciec.

Ucieczka daje wolność.

Warto zrobić ten jeden krok, a czasem krok nie wystarczy, musi to być bieg, bieg do nowego życia, zostawienie za sobą traumy, zła, pustki, prowincji, wyrwanie się.

I tu (inaczej niż np. w “Lilja 4-ever”) bohaterowi, Toby’emu się udaje.
I jego matce się udaje.

Choć wydawało się, że już nie chce uciekać, że nie chce znowu zaczynać życia i kolejnego związku.
Ale jednak.

Film choć niby zwykły obyczajowy dramat (a może właśnie dlatego) chwyta i wciąga.
Znaczy, jakąś słabość do niego mam.
No i poza rolą Arniego w “Co gryzie Gilberta Grape’a” to jedna z ciekawszych ról Leo DiCi.
W ogóle te dwa filmy jakoś mi się kojarzą, powstały w tym samym roku (1993), w obu gra Di Caprio, oba są o ucieczce, o prowincji i o szukaniu siebie.

Nie ma sensu opisywać poszczególnych scen z “Chłopięcego świata”, ale kilka jest takich ważnych, ciepłych, smutnych, brutalnych, życiowych, zwariowanych (świetna też muzyka i klimaty lat 50-tych).

Ogólnie warto poświęcić niecałe dwie godziny na spotkanie z tym filmem.

A teraz warto poświęcić minutę 59 sekundy na pobieżne zapoznanie się:

P.S. Film jest oparty na faktach i jest ekranizacją autobiograficznej książki pisarza i literaturoznawcy Tobiasa Wolffa.

P.P.S. Prawdopodobnie za jakieś dopiero dwa tygodnie się tu (a i w cyklu) najwcześniej spotkamy, a właściwie nie tu, prawdopodobnie w Ameryce, a może za trzy, w Południowej chyba albo w Środkowej.
A może jeszcze na północ troszkę i samą Kanadę nawiedzimy, kto to wie?

W każdym razie, nie licząc jeszcze jednego filmu (który prawdopodobnie przedostatnim z cyklu będzie) wszystkie kolejne z kontynentu amerykańskiego pochodzić będą.

A imię ich (filmów, nie Ameryk) legion…:)

Więc za ponad dwa tygodnie wracamy do cyklu, gdzieś w Ameryce…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Cholera,

dobre musi być. Niestety nie znam. Ale może trafi się obejrzeć kiedyś...

“Jesteśmy, proszę Państwa, w latach 50-tych, na amerykańskiej prowincji gdzieś (eh, jak ja uwielbiam te klimaty, nie wiem, czy zauważyliście, ale dobre filmy z USA, nie licząc Allena, zazwyczaj rozgrywają się na prowincji czy gdzieś czyli nigdzie, tak jak i typowo amerykańskie kino drogi ma ten prowincjonalny rys).”

Uwielbiam Pana, Panie Grzesiu, za te wszystkie nasze wspólne sentymenty.

Kiedyś zbiorę bande i przejadę się po tej calej Ameryce wzdluż i wszerz. A co.

Czytaleś może On the road Jacka Kerouaca?

Jeśli nie, to polecam bardzo. Fragmencik na zachętę:

Ulica South Main, którą Terry i ja spacerowaliśmy z hot dogami, stanowila wspanialą feerię światel i szaleństwa. Doslownie na każdym kroku policjanci w butach z cholewami obszukiwali ludzi. Po chodnikach przewalaly się najbardziej zmarnowane typy z calej Ameryki – a wszystko to pod lagodnymi gwiazdami Kalifornii Poludniowej, które giną w burej aureoli wielkiego obozowiska na pustyni, jakim jest w gruncie rzeczy Los Angeles. W powietrzu unosil się zapach herbaty, trawki, fasoli chili i piwa. Z piwiarni naplywaly wielkie, oblędne dźwięki bopu; mieszaly się w tę amerykańską noc z najrozmaitszymi rytmami kowbojskimi i boogie-woogie. Wszyscy wyglądali jak Hassel. Obok mnie przeszli ze śmiechem oblędni Murzyni z kozimi bródkami, w jazzowych czapkach; tuż za nimi dlugowlosi sfatygowani hipsterzy prosto z trasy 66 wiodącej z Nowego Jorku; dalej stare pustynne szczury obladowane paczkami, zmierzające w stronę lawki przy Plaza; następnie pastorowie od metodystów z wystrzępionymi rękawami, a od czasu do czasu trafial się “syn natury”, święty z brodą i w sandalach. Chcialem ich wszystkich poznać, ze wszystkimi pogadać, ale Terry i ja byliśmy zbyt zajęci, próbując zarobić trochę forsy.


Grzesiu

film bardzo dobry, gra aktorska wspaniała, a Twoja recenzja jeszcze lepsza :)

Ucieczka daje wolność.

Warto zrobić ten jeden krok, a czasem krok nie wystarczy, musi to być bieg, bieg do nowego życia, zostawienie za sobą traumy, zła, pustki, prowincji, wyrwanie się.


Pino, no właśnie nie czytałem,

ignorant żem, acz w zestawie planowanych lektur jest od zawsze, ale nawet nigdy nie poszukałem w żadnej z licznych bibliotek, do których jestem/byłem zapisany czy jest.

Trza to oczywiście nadrobić kiedyś.

A wczoraj przeczytałem jakąś pierdółkowatą acz przyjemną powieść Karoliny Macios o singielce w Krakowie:) o zaskakującym tytule “Wszyscy mężczyxni mojego kota”, eh człowiek to na łatwiznę ostatnio idzie, kto to widział, takie rzeczy czytać, ale brak zasad tym skutkuje;)


Marku,

no cieszem się, że ci się podoba i recenzja i film.

Zależało mi na twojej opinii.

pzdr


grześ

dobre, nie wiem tylko czemu skojarzyło mi się to z “Uśpieni”, De Niro, B.Pitt

na serio nie mam pojęcia, why

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Chłopięcy świat

Fajnie że zrecenzowałeś ten obraz, ksiązki na podstawie której film ten nakręono jeszcze nie czytałem. De NIro w roli wręcz karykaturalnie złego mechanika jak zwykle dobry. Di Caprio dorasta na ekranie dzieki czemu historia zyskuje na wiarygodności, Barkin jest w trudnej sytuacji za męża ma brutala i muzycznego garfomana a dodatkowo jest amerykanką w latach 50 tych. Osoby które miały trudne relacje z rodzicami odnajda w nim swoją nutę, będzie im to grać przez cały film, będzie doskwierać nie miej niż gra saksofonisty-amatora. Warto uciec ale jak napisałeś Grzes trzeba biec i się nie oglądać. Im dalej tym lepiej.


a co do kina drogi to...

Obejrzałem ostatnio film na podstawie Pizzeri Kamikaze Kereta “Wristcutters: A Love Story” według mnie super niestety żaden dystrybutor się nie popisał i musiałem go zdobywać nieformalnymi drogami, ha!. Podesłałbym ci Grześ płytkę ale jak?


a co do lektur to...

Keruac nie jest wart wspomnienia poza ta jedynie” The Road”. Generacja Beat wydała lepszych poetów niz pisarzy, a ci poeci byli lepszymi rewolucjonistami niz poetami. Burrughs by lepszy od Keruaca co się rozpił a gdy sie rozpil stał się absursdalnym antysemitą. Trudno jednak czytać Burrougsa gdyz pisze rzeczy obrzydliwe. Kto oglądal “Nagi Lunch” (ekranizacja ksiązki) wie…


Ernestto,

Burrughsa też nie czytałem nic, w ogóle z tej betanickiej literatury to ja chyba nic nie znam.

Ksiązki “Chłopięce lata”: (bo chyba taki ma tytuł) Wolffa też nie znam, ostatnio szukałem w bibliotece ale nie było.

Co do płytki, ewentualnie za jakieś dwa tygodnie się odezwe, bo teraz w bezczasie jestem i w ogóle niedługo wyjeżdżam.

pzdr


Grzesiu

w bezczasie jest i w ogóle
I te dwie Ameryki na Grzesia czekają!
ha, dobre :)


Ernesto,

fakt, reszty się nie da, ale ta jedna to jest coś :)

Zresztą, czego wymagać od ćpuna… Podobno napisal tę książkę w trzy dni, caly czas na prochach i na jednej wstędze papieru toaletowego czy czegoś w tym stylu ;)


Grzesiu

Film jest wprost przechuj!

A wiesz, że tekst o ucieczce ma się bardzo bardzo do “Czasu Cyganów”? Też przechuj filmie przecie.

~Akcja “Potrzebuję nowego płuca”: do dnia 21 stycznia na konto wpłynęło
406 300 zł~


Marku,

w bezczasie, szkole się, na kursy chodzę, jeszcze tłumaczenia mam do roboty,m a niby juz wolne w pracy:(
A aż do Ameryki to nie wyjeżdżam, do Europy za to, ale o tym za dni będzie wzmianka:)

pzdr


Pino,

no od ćpuna niewiele w sumie, acz kilku cpunów w przerwach między ćpaniem stworzyło trochę wspaniałych rzeczy.

Tyle że to ćpanie ich zabiło też, Riedla choćby.

pzdr

P.S. Ładnie gra to co zapodałaś.
W ogóle idem do ciebie muzyki posłuchać już od wczoraj, ale jakoś dojść nie mogę:)

Ale w końcu się pojawię:)


Mad,

“czasu Cyganów” nie oglądałem, acz kiedyś trzeba będzie to nadrobić, Kusturicy mam w domku “Underground”, ale też jeszcze nie oglądałem:)


Grzesiu,

wpadaj na imprezkę! :)

Stalem pod ścianą sącząc kakao, kapela cięla walca na sześć...


Hm, jak to impreza to po piwo pójdę:)

ale zimno za oknem i z domu nie chce się wychodzić.
Ale wpadnę wieczorem, pewnie późnym, no.
A w ogóle to już widzę, że nowy tekst zapodałaś.

pzdr


Itam tekst,

nie ma dziś klimatu do pisania tekstów. W polowie lutego pewnie napiszę coś na serio, jak już niektórym paniom adrenalina tudzież inne hormony raczą opaść. ;)


No miałaś o wariatach - poetach z Rosji pisać,

pamiętaj, że ja czekam, no
:)


Grzesiu,

skończę tylko brać te świństwa antynarkotyczne, kupię sobie pól litra i napiszę pięknie, obiecuję :D

Padnijcie wszyscy na kolana, najkrótszą drogę znam do Pana…


Jesli jesteśmy juz przy amatorach czegoś mocniejszego to...

Lęk i odraza w Las Vegas Thompson Hunter S. książka niezła, film zresztą też.
cholera niektórzy to niezle wychodza na tym “nałogu’.


Subskrybuj zawartość