Jako znany złodziej, postanowiłam tym razem coś uszczknąć Pani Gretchen. Choć nie ratuję świata, zaledwie stoję na schodach, piję kawę i sprzedaję bilety.
W zeszłym tygodniu miałam starcie z ciotą. Oni mnie nie lubią, co rani moje ego; przecież jestem takim ślicznym chłopcem.
Tym razem kawiarnia była pustawa. Przy jednym stoliku siedziały dwie młode kobiety i facet w średnim wieku. Niewysoki, szczuplutki, siny ślad zarostu, dobrze ostrzyżony, w gajerze. Nie jakiś powalająco piękny, ale też bynajmniej nie szpetny. Jak na polską średnią, może być.
I ten pan wykładał dwóm słuchaczkom Ogólną Teorię Podrywu Przez Internet.
- Rozmawiam z jakąś kobietą trzy tygodnie na skajpie – gestykulował zamaszyście i mówił dosyć głośno, także ja i kelnerki miałyśmy niezły ubaw – po czym ona mi pisze, w maju: Zbyszek, jedź ze mną i moim synkiem na wycieczkę. Nigdy w życiu jej wcześniej nie spotkałem, rozumiecie? Pojechałem. Piękna kobieta, z Warszawy, na kierowniczym stanowisku w Orange.
Potem przyszedł Dyrektor i musiałam zająć się robotą. W międzyczasie dyskusja przy sąsiednim stoliku zdążyła zejść na geopolitykę.
- Nie mamy nic wspólnego z Rosjanami! – stwierdził autorytatywnie pan Zbyszek.
Dyrektor pokiwał głową i zwrócił się do mnie z przyganą:
- I po co się pani uczy tego języka, w takim razie?
***
Przysięgam na Kościół Powszechny, wszystkie zbory i Cerkiew Prawosławną: nie zmyśliłam jednego słowa, nie dodałam żadnego szczegółu.
Życie depcze wyobraźnię, przynajmniej moje życie… Nie muszę zmyślać fikcyjnych kumpli od kieliszka, ani Witków pieprzących cudze żony.
Od razu złapałam mojego Parkera i na bieżąco zaczęłam notować, posługując się swym pięknym charakterem pisma.
Pino w Pracy: odcinek pierwszy
Docentowi Stopczykowi dedykuję
Jako znany złodziej, postanowiłam tym razem coś uszczknąć Pani Gretchen. Choć nie ratuję świata, zaledwie stoję na schodach, piję kawę i sprzedaję bilety.
W zeszłym tygodniu miałam starcie z ciotą. Oni mnie nie lubią, co rani moje ego; przecież jestem takim ślicznym chłopcem.
Tym razem kawiarnia była pustawa. Przy jednym stoliku siedziały dwie młode kobiety i facet w średnim wieku. Niewysoki, szczuplutki, siny ślad zarostu, dobrze ostrzyżony, w gajerze. Nie jakiś powalająco piękny, ale też bynajmniej nie szpetny. Jak na polską średnią, może być.
I ten pan wykładał dwóm słuchaczkom Ogólną Teorię Podrywu Przez Internet.
- Rozmawiam z jakąś kobietą trzy tygodnie na skajpie – gestykulował zamaszyście i mówił dosyć głośno, także ja i kelnerki miałyśmy niezły ubaw – po czym ona mi pisze, w maju: Zbyszek, jedź ze mną i moim synkiem na wycieczkę. Nigdy w życiu jej wcześniej nie spotkałem, rozumiecie? Pojechałem. Piękna kobieta, z Warszawy, na kierowniczym stanowisku w Orange.
Potem przyszedł Dyrektor i musiałam zająć się robotą. W międzyczasie dyskusja przy sąsiednim stoliku zdążyła zejść na geopolitykę.
- Nie mamy nic wspólnego z Rosjanami! – stwierdził autorytatywnie pan Zbyszek.
Dyrektor pokiwał głową i zwrócił się do mnie z przyganą:
- I po co się pani uczy tego języka, w takim razie?
***
Przysięgam na Kościół Powszechny, wszystkie zbory i Cerkiew Prawosławną: nie zmyśliłam jednego słowa, nie dodałam żadnego szczegółu.
Życie depcze wyobraźnię, przynajmniej moje życie… Nie muszę zmyślać fikcyjnych kumpli od kieliszka, ani Witków pieprzących cudze żony.
Od razu złapałam mojego Parkera i na bieżąco zaczęłam notować, posługując się swym pięknym charakterem pisma.
Znacznie lepszym od charakteru ogólnego…