Buc jednak się odnalazł. “Pino, ja wcale nie mówiłam, że się z tobą nie spotkam! Tylko nie mogę się zajebać wódką nocną porą, bo on nie zna języka i jeszcze mi się zgubi!”
:)
Byłam w sklepie, kupiłam filet z indyka, puszkę ananasa i mentosy. Kiedy wracałam, drogę zajechał mi karawan.
Poniekąd normalne, w końcu mam koło domu zakład pogrzebowy…
Minęłam też kapliczkę z Panienką. Opanowałam odruch, żeby się przeżegnać. Jestem w końcu dumnym protestantem.
Okazało się, że jedna z moich znajomych, gorliwa katolicka neofitka, ma romans z księdzem. Ekhm.
Przyjaciółka ma romans z facetem, który ma narzeczoną. Z narzeczoną nie sypia, bo to jest porządna kobieta. Ekhm.
Nicpoń twierdzi, że popełniam religijny downsampling.
Jakże bym śmiała zaprzeczyć?
Tęsknię za Warszawą.
Styczeń to zły miesiąc. 17 stycznia 1990 sprytny dzieciaczek sforsował zaporę kuchenną i wylał na siebie kubek wrzątku.
Był ubrany w plastikowy sweterek.
Rodzice poszli do kina. Przerażona babcia włożyła mnie do wanny z zimną wodą.
Operacja. Przeszczep skóry z uda.
Jebany szpital bielański, jebany początek lat dziewięćdziesiątych. Wszystko zrobili nie tak… Wcale nie musiałam mieć na prawej ręce tego, co na niej mam. Co tam wycięta tarczyca!
To byłby dopiero powód do kompleksów, nespa?
Ciekawe tylko, dlaczego całe życie chodzę w t-shirtach, a jak jest lato, to wręcz w podkoszulkach?
Ale z ciebie jednak kretyn jest…
Operacja była typu wóz albo przewóz. Mogło się nie udać, mogła być mała mogiłka.
Ale się obudziłam, leżałam sobie z Franiem, mamusia przyszła i spytała, jak robi sowa?
I rozległo się słabiutkie: “hu… hu…”
I do dzisiaj się rozlega, tylko już bynajmniej nie słabiutko. Hi, hi. Hu, hu.
Notka 6
Buc jednak się odnalazł. “Pino, ja wcale nie mówiłam, że się z tobą nie spotkam! Tylko nie mogę się zajebać wódką nocną porą, bo on nie zna języka i jeszcze mi się zgubi!”
:)
Byłam w sklepie, kupiłam filet z indyka, puszkę ananasa i mentosy. Kiedy wracałam, drogę zajechał mi karawan.
Poniekąd normalne, w końcu mam koło domu zakład pogrzebowy…
Minęłam też kapliczkę z Panienką. Opanowałam odruch, żeby się przeżegnać. Jestem w końcu dumnym protestantem.
Okazało się, że jedna z moich znajomych, gorliwa katolicka neofitka, ma romans z księdzem. Ekhm.
Przyjaciółka ma romans z facetem, który ma narzeczoną. Z narzeczoną nie sypia, bo to jest porządna kobieta. Ekhm.
Nicpoń twierdzi, że popełniam religijny downsampling.
Jakże bym śmiała zaprzeczyć?
Tęsknię za Warszawą.
Styczeń to zły miesiąc. 17 stycznia 1990 sprytny dzieciaczek sforsował zaporę kuchenną i wylał na siebie kubek wrzątku.
Był ubrany w plastikowy sweterek.
Rodzice poszli do kina. Przerażona babcia włożyła mnie do wanny z zimną wodą.
Operacja. Przeszczep skóry z uda.
Jebany szpital bielański, jebany początek lat dziewięćdziesiątych. Wszystko zrobili nie tak… Wcale nie musiałam mieć na prawej ręce tego, co na niej mam. Co tam wycięta tarczyca!
To byłby dopiero powód do kompleksów, nespa?
Ciekawe tylko, dlaczego całe życie chodzę w t-shirtach, a jak jest lato, to wręcz w podkoszulkach?
Ale z ciebie jednak kretyn jest…
Operacja była typu wóz albo przewóz. Mogło się nie udać, mogła być mała mogiłka.
Ale się obudziłam, leżałam sobie z Franiem, mamusia przyszła i spytała, jak robi sowa?
I rozległo się słabiutkie: “hu… hu…”
I do dzisiaj się rozlega, tylko już bynajmniej nie słabiutko. Hi, hi. Hu, hu.