Nektariusz - serbski mnich, który freski w Supraślu malował

W półmroku ledwie dostrzegamy w zagłębieniu podłogi pokruszone na drobne kawałki pozostałości XVI – wiecznych fresków, odpowiednio zabezpieczone, by któremuś ze zwiedzających nie przyszło do głowy wynieść kilku w kieszeni. Pomieszczenie o strzelistym sklepieniu imitujące wnętrze dawnej gotyckiej cerkwi stopniowo rozświetla się coraz bardziej. Z ukrytych głośników wydobywają się mocne, dźwięczne jak dzwony głosy prawosławnych mnichów, którzy takie właśnie pieśni wykonywali tu w XVI wieku, gdy na ich zaproszenie do Supraśla z samych aż Bałkanów przybył Nektariusz – serbski mnich, aby cerkiew wyjątkowej urody freskami przyozdobić.

Ziemie, na które trafił nasz mnich cywilizował w owym czasie wielki hetman litewski – Grzegorz Chodkiewicz, mający swoją rezydencję w nieodległym Gródku – dziś sennej miejscowości przy granicy z Białorusią, a wówczas jednym z ważniejszych ośrodków kulturowych w Wielkim Księstwie Litewskim.

Oto co o hetmanie pisze Stefan Dmitruk w artykule “Mecenat Grzegorza Chodkiewicza”:

“Grzegorz Chodkiewicz urodził się w 1520 r. Jego matką była kniaziówna Wasilisa Jarosławiczówna Hołowczyńska. Miał dwóch braci: Hieronima – kasztelana wileńskiego oraz Jerzego – kasztelana trockiego.(...)
Grzegorz otrzymał gruntowne wykształcenie. Wiadomo że w korespondencji prowadzonej ze swoim zięciem – hetmanem nadwornym litewskim Romanem Sanguszką – posługiwał się trzema językami: polskim, łaciną i ruskim (starobiałoruskim). W listach wielokrotnie używał zwrotów pochodzących z Pisma Świętego oraz nawiązujących do kwestii teologicznych. Pozwoliło to na wysunięcie hipotezy, że Grzegorz Chodkiewicz otrzymał prawdopodobnie wykształcenie w jednym z ośrodków monastycznych w Wielkim Księstwie Litewskim, nie wykluczone że w Supraślu, czyli rodowej fundacji.”

Hetman dbał o rozwój swoich włości, nie czynił tego jednakże tylko dla siebie, ale przede wszystkim z myślą o swoich podwładnych. Monastyr w Supraślu – wedle legendy – miał powstać w puszczańskich ostępach, w których ukryli się Jaćwingowie, z celem ich nawracania. Tyle mówi legenda, czy pojawili się tu w ogóle Jaćwingowie, pewności mieć nie można, ale pewne poszlaki wskazywałaby na to, że coś jest na rzeczy. Nazwy nieodległych od Supraśla wsi – Sokołda, Podsokołda i rzeki – Sokołda (tak jak wieś), bez wątpienia nie są pochodzenia słowiańskiego, mają raczej bałtyjskie brzmienie. Niezależnie jednak od tego czy zadaniem mnichów z supraskiego monastyru było nawracanie Jaćwingów czy też krzewienie wiary wśród ruskiej ludności, klasztor i cerkiew pełniły ważną rolę kulturotwórczą w tej części Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Mnisi suprascy dobrze wiedzieli, że na wiarę ludu, jej budowanie i wzmacnianie najlepiej oddziaływać obrazami, a w ówczesnym bizantyjskim świecie mnich Nektariusz nie miał sobie równych. Nie dość, że wyjątkowego talentu, głębokiej pokory, to jeszcze Słowianin. Tylko on mógł wykonać freski, które lud tutejszy do Boga przybliżą. I tak też się stało. Supraska cerkiew słynęła ze swych fresków na całą Europę, do czasu, kiedy wycofujący się Niemcy nie wysadzili jej w powietrze w 1944 roku.

Pokruszone, drobne kawałki niegdyś zjawiskowo pięknych fresków ogląda z nami pewien Rosjanin, z malującym się na twarzy przygnębieniem i smutkiem zwraca się do nas i do przewodniczki z pytaniem za czyją sprawą tak wielkie i wspaniałe dzieło obrócono w perzynę. Odpowiadamy zgodnie z prawdą, że uczynili to niemieccy żołnierze pod koniec wojny. Ale przewodniczka ściszonym głosem zwraca się do nas na boku:

- A co z tą cerkwią uczynili sowieci!

To już jestem w stanie sobie wyobrazić. Podobny los spotkał kościół benedyktynek w Drohiczynie nad Bugiem, sowieci zrobili z niego stajnię, a w jakim był stanie tuż po wojnie można dziś zobaczyć na zdjęciach w rzeczonym kościele.

Wracając zaś do samego Nektariusza, warto wspomnieć o tym jaką rolę odegrał on w historii Białorusinów. Oto fragment wywiadu z Leonem Tarasewiczem – malarzem, polskim Białorusinem zamieszczonego w książce Jana Kamińskiego “Metafizyka prowincji”:

“Mnisi prawosławni z Supraśla sprowadzili sobie Nektariusza, który im namalował freski. Gdy dziś zapytamy: jakie to są freski, większość powie, że to prawosławne ikony… (nie: katolickie, polskie, europejskie, lecz właśnie prawosławne). A tak naprawdę to ikony z Serbii. A Serbia była prowincją Cesarstwa Rzymskiego. Rzadko się zdarza, by na terenach polskich mieć malarstwo z Rzymu, które inspirowane było malarstwem Grecji. Mamy tu znów skrzyżowanie pewnych idei prowincji… Ta rosyjskość w pojęciu dzisiejszym, ta paranoja, która nakazuje myśleć o prawosławnych jako o „ruskich” jest idiotyczna. Przecież tereny, kiedyś we władaniu Wielkiego Księstwa Litewskiego, będące własnością Chodkiewiczów, znajdowały się w stanie wojny z Moskwą. Moskwa wróciła do nas w momencie ustalenia granicy nad Narwią. Nasze korzenie są w Bizancjum, nie w Moskwie. Podobnie jest, jeśli chodzi o idee…”

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Mam prośbę

o ile to możliwe.
Pisz imiona i nazwiska w transkrypcji ruskiej ( w takim wpisie jak ten), przecież językiem urzędowym WKL był starobiałoruski a Chodkiewicze to nie byli Polacy, o czym PP w Naszym Dzienniku ani w RM nigdy nie przeczytają/usłyszą.
Np Jerzy – Jura, Jurij itp.
Igła


Tu nie byłem pewien

jak to się powinno wpisać Gregorij czy Hrehory, ale chyba ta druga wersja jest poprawna.


Ano właśnie

o to mi chodzi.
I nie ważne, czy Hrehory, czy Gregorij.
Tumanom trzeba uświadamiać, że pod Kircholmem to tylko paru Polaków było tak samo pod Chocimiem czy Orszą.
Igła


No tak, tak było

to byli Rusini, przodkowie dzisiejszych Bialorusinów, zwłaszcza pod Orszą.


Tam byli różni

Rusini,Litwini, Kozacy, Lipki, Inflantczycy, Prusacy no i oczywiście Polacy.
Ale nie tylko i wyłącznie Polacy.
Trza bić w durny łeb pałką tak długo aż pojmie.
Igła


Do zakutej główki,

to i pałką nie wbijesz, chyba, że główka jeszcze młoda i sama czegoś szuka.


Subskrybuj zawartość