Prysznic. N, jako homo sovieticus

Nazwanie N mianem homo sovieticus jest ryzykowne. Przede wszystkim, dlatego, że może uderzyć.

N czytał nie tylko Tischnera, ale nawet Zinowiewa, który – jak wiadomo – wprowadził to pojęcie do potocznego dyskursu. Rodzina N ucierpiała, a N, trochę z dziedziczenia, jest rusofobem (choć, jeśli przejrzeć jego bibliotekę i zbiór płyt, to dosyć selektywnym) i wrogiem własności uspołecznionej i kolektywizmu (za wyjątkiem niektórych kooperatyw winiarskich w Chile). Gazetę Wyborczą przestał czytać, kiedy sprzeciwiła się wyprowadzeniu wojsk sowieckich z Polski (nikt już tego nie pamięta, a on ciągle ma zapiekły żal). Nigdy nie głosował na socjaldemokrację. W ogóle daleko mu od lewicy: w ekonomicznym, politycznym, obyczajowym i jakimkolwiek znaczeniu. Ot: zachowawczy, heteroseksualny katol, z liberalnym podejściem do ekonomii (której, jak się zdaje, nie rozumie).

Chciałby, żeby go takim widziano.

Z drugiej strony, N przeżył przeważającą część swojego długiego życia w PRL. Może się wypierać, ale jak się mu przyjrzeć, to rezydua minionego regime’u, może po oczach nie biją, ale…

*

Kilka miesięcy temu, N zauważył, że woda w prysznicu jest nieco chłodnawa. Ponieważ była to zima (przynajmniej wedle kalendarza), uznał, że trzeba wykorzystać święte prawo własności i opieprzył pana Wacława, zajmującego w domu N odpowiedzialną funkcję „do wszystkiego”. Nawet nie za mocno opieprzył, bo go lubi, a pan Wacław powiedział, że podkręci. Może nawet podkręcił, kto to wie?

Z prysznicem N zaczęło być trochę tak, jak z warszawską giełdą. Raz była woda ciepłą, a innym razem nie była. Generalna tendencja była nienajlepsza. Ciepła woda zdarzała się coraz rzadziej i chętnie zanikała, kiedy już N nie bardzo mógł uciec. Z powodu namydlenia.

Kolejne rozmowy z panem Wacławem nie prowadziły do niczego. Wydawało się, że cała ludność okoliczna pławiła się we wrzątku, a na ubogie poddasze N nie tylko wrzątek, ale nawet nic pośredniego nie dochodziło.

N zaczął zmieniać styl życia. Zaobserwował, że szansa na ciepłą wodę jest większa po południu, więc jeśli tylko mógł, przekładał poranny prysznic na porę późniejszą. Obserwacja nie potwierdziła się. Woda popołudniowa szybko zaczynała przypominać poranną.

N zaczął podejrzewać spisek i mniemał, że sąsiedzi specjalnie nurzają się w kąpieli w tych porach, kiedy on zmierza pod prysznic. Zaczął się boczyć na sąsiadów. Nie odpowiadał panu Wacławowi na powitania. Wykonywał krzykliwe telefony do Jednoosobowego Zarządu Wspólnoty Właścicieli. Reakcji nie było. Woda była zimna. Coraz zimniejsza.

Reakcji nie było, następowały natomiast dalsze zmiany w zachowaniu N. Kąpiel poranna trwała krócej. W zasadzie sprowadzała się do szybkiego namydlenia i spłukania. Nie mogąc znieść strumienia zimnej wody, rozpoznając pierwsze ślady ogólnego reumatyzmu, N z przerażeniem obserwował zastraszające (nawet dla człowieka wiekowego i niedużego wzrostu) postępy procesu kurczenia się poszczególnych fragmentów swego szczuplutkiego ciała, zwłaszcza zaś tych, z którymi wiązał ciepłe wspomnienia.

Nie mógł już myć zębów pod prysznicem, bo szczękanie niszczyło szczoteczkę. Zmienił, po raz kolejny, swoje postępowanie i umył zęby zanim wszedł pod prysznic. Ze zdziwieniem stwierdził, że w umywalce woda była ciepła. Ba, nawet gorąca. N zaczął popadać w manię prześladowczą. Już nie tylko sąsiadów miał w podejrzeniu, ale rodzinę swoją, która zeznawała, że zjawiska ogólnego ochłodzenia nie obserwuje.

Tu trzeba dodać, dla wyjaśnienia, że w tradycyjnym domu N, kobiety mają odrębną łazienkę, gdzie panują ciepłe kolory, pachnie jaśmin i cynamon, oraz stoi duża wanna. Miejsce to, jest tak różne od prosektoryjnej w barwach i wystroju łazienki N, że bywa on tam tylko w sytuacjach ostatecznych.

N prawie przestał się myć. Znajomi zaczęli od niego stronić. Rodzina unikała wspólnych posiłków. Jednym z powodów było to, że dygotał przy śniadaniu i mełł w ustach brzydkie wyrazy. Woda była coraz zimniejsza. Drżenie rąk powodowało, że w sklepach coraz częściej miano jego podpis w podejrzeniu. Drżenie reszty ciała skutkowało tym, że noszony zastępczo bilon zdradzał jego nadejście. Z coraz to większym wyprzedzeniem. Procesy kurczenia były tak zastraszające, że nawet skarpetki wydawały się zbyt luźne. Być może było to złudzenie, wywołane przez siny kolor stóp…

W zeszłym tygodniu, kiedy N natknął się na Pana Wacława, zajętego konserwacją powierzchni na klatce schodowej, cichym (akurat miał reumatyczne bóle) głosem zapytał, czy to już tak być musi. Pan Wacław zastanowił się chwilę i zapytał: -A może się Panu mieszadełko zepsuło?

Wczoraj do N przyszło dwóch eleganckich panów z walizką. W ciągu kwadransa wymienili termostat (okazało się, że prysznic N nie posiadał mieszadełka). Pobrali kwotę i wystawili gwarancję.

Dziś rano, kiedy N wyszedł z pod prysznica, do Pana Y dobiegły dzikie wrzaski. Czerwoniutki i parujący z łysiny N coś krzyczał. Że to właśnie jest imperializm i stopa życiowa, oraz, że o to się Polska biła, przez lata niewoli. Bardzo był zadowolony. Z prysznica głownie i z nadziei na odwrócenie procesów kurczenia.

Pan Y, który – z natury rzeczy – nie zna się na prysznicach, zmartwił się tym wszystkim. Okazało się, że wykształcony, poniekąd nowoczesny nawet, człowiek jest w stanie przyjmować degradację swojego życia jak zły los. Jeśli się zło nie odwróci, potrafi szukać winy w obcych sobie ludziach. Potrafi mieć pretensje do najbliższych. Potrafi zredukować swoje potrzeby higieniczne i w nosie mieć relacje społeczne.

Natomiast do głowy mu nie przyjdzie, żeby zreperować prysznic. Homo sovieticus.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

padłem

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie,

niech Pan wstanie, bo jeszcze się Pan przeziębi.

Pozdrawiam higienicznie


Panie Yayco

już uśmiany wstałem, zawsze twierdziłem że zimna woda zdrowia doda, no ale zapomniałem o umiarze w jej dozowaniu, wszak każdy ludź jest ciepłolubny, przynajmniej ci których znam

retorycznie zagaję jakie to ciepłe wspomnienia miał N na myśli?
Prezes , Traktor, Redaktor


Panie (Sterylny) Yayco

wstałem wstałem,

pozwoliłem sobie na skrót myślowy higieniczny-sterylny, może nieco na wyrost, bo wszak żalezy to od temperatury wody i ten tego mieszadełka

edit: (dałem nawias który uciekł spod klawiatury a który w głowie się kołatał)

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie,

to było tak dawno, że nikt już o tym nie pamięta. Mam wrażenie, że N tylko wspomina, że miał wspomnienia.

A co do zdrowia, to kto wie, może się trochę zahartował?


Panie Maksie

To mogło być wtedy, kiedy N był wzięty, jakie 160 lat temu, w sołdaty i po krótkim przeszkoleniu skierowany na Kaukaz albo do Turkiestanu.
Igła


Igła

tak czułem, zastanawiałem się czy nie mógł się N prysznicowac w świeżutkich onucach, nie śmiganych, zawsze to cieplej.

Wydaje mi się że pomijana jest tutaj m.in przeze mnie światłość i zdrowy osąd sytuacji przez Pana Wacka. Błyskotliwy jegomość: Mieszadełko

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Igło,

coś tu może być na rzeczy, choć w troszkę innej okolicy, bo kiedyś zeznał, że w nocy go budzi śpiew gardłowy. Ponoć sługiwał w Czedi-Cholskim garnizonie, ale pewnie zmyśla. Jak zwykle, bo czasami (dla odmiany) opowiada, że kręcił się po tamecznym piachu z baronem Ungernem.

Złamanego tugrika bym za to nie dał.


Szanowny Panie Yayco

Nie powiem, by Pański tekst był nasycony wielkim optymizmem. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Przyzwyczajenie jest bowiem druga naturą człowieka, jeśli mogę użyć tego banalnego sformułowania.

W młodości byłem przyzwyczajony do prawienia damom rozlicznych komplementów, a także podkreślania własnych umiejętności w ramach procedury tokowania. Jestem za to karany do dziś. Oto bowiem, gdy ma Małżonka zauważy jakąś usterkę w domu, której nie naprawiam (bo zapomniałem albo nie wiem, jak to się robi, nie mówiąc już o tym, że jestem zdania, iż nie należy zabierać innym pracy), słyszę wtedy przypomnienie tego, co jej w napadzie tokowania o sobie, a właściwie o moich możliwościach manualnych opowiadałem.

I wtedy nie pozostaje mi nic innego, jak przyznać rację mojej najlepszej ze wszystkich małżonek i zadumać się nad sensem życia w społeczeństwie postzideologizowanym. Wcześniej wszystko było jasne i klarowne: jak się nie lało, to znaczy, że lać się nie powinno. Z różnych powodów zresztą.

A dzisiaj? No, czysta dekadencja po prostu.

Pozdrawiam serdecznie łącząc się w sympatii do Pana N.


Panie Yayco

pewien profesor opowiadał studentom, jak to z przerażeniem przeczytał w jakimś piśmie zagranicznym opis swojej pracy naukowej, gdzie stało coś o nurcie marksistowskim. Czasem to siedzi głębiej, niż by się chciało, a nawet niż się wydaje.

pozdrawiam skażenie


Wskazówki sa niestety

zwodne i niejednoznaczne.
Zapotrzebowanie na wina w znacznych ilościach i głos gardłowy, jak rozumiem z krtani się wydobywające-bez sen kierują nas na Kaukaz.

Zamiłowanie do zbyt częstego, codziennego prysznicowania do Turkiestanu.

Chyba, że tu o zmycie występków grzesznych idzie?

A jak u N z kobietami wygląda?
Wspominał coś?

Bo wtedy łączy nam się częste mycie, wino i gardłowy głos!!!
Igła


Panie Lorenzo,

dziwię się Panu. Tekst jest optymistyczny i dobrze się kończy. Czy to mało jak na dzisiejsze czasy?

N młodość pamięta słabo, ale chyba coś wspominał, że też szklił, jak Pan szanowny, o manualnych uzdolnieniach. Ale jemu się bodaj, że nie o prace gospodarskie rozchodziło. Nie zrozumiałem szczegółów, bo się idiotycznie chichrał.

Faktem jest, że jego do takiej roboty nikt nie zagania, bo wiadomo, że by zepsuł. Albo zgubił.


Święte słowa Pani Dobrodziejki Julll,

choć , z drugiej strony, ci zagraniczni, to nas często kwalifikowali i kwalifikują geograficznie.

Kiedyś w poważnej książce się napotkałem na Węgrów, zakwalifikowanych jako Słowianie.

Pozdrawiam, nakładając OP1


Panie Igło,

N znanym jest po ludziach z dyskrecji, więc na szczegóły Pan niech nie liczy.

Ale to, co go po nocy strachem napawało, to były męskie gardłowe śpiewy. Bodaj.


Coraz bliżej mi do Pana N., Szanowny Panie Yayco.

A Pan sądzi, że mnie te opowiesci do czego były potrzebne? Do reklamowania rzemiosła wodno-elektrycznego? Z prądem to ja tylko herbatę w owych czasach pijałem, aczkolwiek w czasach niemal postniemowlęcych udało mi sie nożyczki do kontaktu skutecznie włożyć. Czego skutki widać m.in. do dziś na txt :-))

Pozdrawiam więc optymistyczne z nieco udręczonym wyrazem twarzy


Panie Yayco

A wie pan, że mam atlas, przedwojenny bynajmniej gdzie to za oddzielne państwo robi?
Ot ciekawostka. Znaczy do Mandżurii zdołał się ewakuować, i na zdrowie.

Bylem pare razy na święcie Jerzyków w Kampinosie, oni też zdołali. Potem na Woli się bili.
Dobrze.
Igła


Cny Panie Lorenzo,

opuszczając niebezpieczne grunta damskie, powiem Panu, kiedy był najszczęśliwszy dzień w życiu N.

Otóż wtedy, kiedy pierwszy raz kupował nowy samochód. Tej marki, co to do dzisiaj nią jeździ.

Wziął kluczyki, otworzył maskę i nerwowym tonem zapytał pana sprzedającego, gdzie się uzupełnia olej i co jest co. Nie najlepsze miał doświadczenia.

A ten ów pan sprzedający spojrzał na N jak na żabę (tak to on opisuje), pokazał niebieski korek i powiedział:

-Tu się wlewa płyn do spryskiwacza.

I zatrzasnął maskę.

I faktycznie, wierz mi Pan, żadna więcej wiedza już mu nigdy nie była potrzebna.

Dodam tylko, z rzetelności sprawozdawczej, że mimo to, i tak potrafił coś zepsuć. Niewiele i nieszkodliwie, ale za to śmiesznie. Już dwa miesiące później, mianowicie, udało mu się, temu sprytnemu N, wlać do spryskiwacza płyn do chłodnic. Musiał zrezygnować z dobrej stacji benzynowej, bo sobie jego palcami, śmiejąc się, pokazywali.


Panie Igło,

bo był taki moment, że sowieci udawali, że panują nad sytuacją i tworzyli takie pseudo państwa ludowe. Ze trzy ich chyba było, ale się tylko Mongolia została.

Czasem zadaję sobie pytanie, dlaczego jej nie wchłonęli i muszę przyznać, że nikt dotychczas moich wątpliwości nie rozwiał, ani ciekawości nie zaspokoił.


Dobre pytanie

bo przecież wtedy, ani ONZ, ani Rady Bezpieczeństwa, ani redaktora Żakowskiego nie było?

A Żukow pod Chałchin-Gołem był i bił!!

Może to tamtejsza równowaga sił zdecydowała, o której my pojęcia nie mamy?
Igła


Mongolia

ja tam myślę, że tak mieli dość porównywania z Mongołami ( ces Mongols-là ), że na wszelki wypadek Mongolii nie włączyli. Taka laika teoria na szybko ;-)

pozdrawiam wymądrzająco


Nie wiem, nie znam się, Panie Igło

Może sobie przyczółek budowali na Chiny?

Pojęcia nie mam.

Byli tam, wojskowo i politycznie cały czas. Do końca traktowali to jako swoją kolonię. Z garnizonami, sklepami i szkołami Nur für...

Niestety, żaden mój znajomy nie byl tam po 1990 roku.


Pani Julll,

rozbraja mnie Pani…

Pozostaję bezbronnym


Szczerze mówiąc, Panie Yayco,

to ja wiem, gdzie się wlewa płyn do spryskiwacza oraz do chłodnicy. A także benzynę. I to by było na tyle. Wyjątkowo mnie reszta nie interesuje. A gdyby nawet, to nie będę ludziom pracy zbierał. Pan może sam sobie zęby naprawia, czy też do dentysty chadza? No właśnie. Tak sądziłem. Nawiasem mówiąc, to jeden z kolegów w Berlinie posiada takiego dziwnego mercedesa wyrpodukowanego dla ludzi, ktorym wierzyć nie należy. Oto bowiem po otwarciu maski ukazuje się – poza wlewem płynu do spryskiwacza – duża płyta, z zamkiem na odpowiedni kluczyk. A kluczy ten posiadają tylko w autoryzowanych stacjach obsługi.

A Pana N proszę pocieszyć: ja – świeżo po egzaminie na prawo jazdy, ale już na wyciecze, tak ze 100 km od domu – poruszyłem kierownicą, oczywiście bez wkładania kluczyka do stacyjki. Oczywiście zaskoczyła blokada. Ale skąd ja, debil samochodowy, miałem o tym wiedzieć? Chyba dopiero po 10 minutach połapałem się w czym rzecz, ale ile nerwów zjadłem to moje.

Pozdrawiam już doświadczony


Panie Lorenzo Czcigodny,

nawet nie będę pytał, czemu Pan poruszał kierownicą, bez wkładania kluczyka. 100 kilometrów od domu.

Przyjmijmy, że się sama poruszyła.

Pozostaję w refleksji


A gdzie tam, Panie Yayco Szanowny! Żeby chociaż!

Przyczyna była bardziej prozaiczna – po prostu zwykła duma z posiadania prawa jazdy, samochodu i takie tam. I frycowe zapłaciłem. Jak blondyn:-)

Pozdrawiam zanurzony we wspomnieniach


Znaczy, uściślijmy Panie Lorenzo:

sobie Pan siedziałeś w autku, trukałeś klaksonem i kręcileś kółkiem?

Oraz, być może, mrygałeś Pan światłami.

Czyż tak?

Pozdrawiam z rozbrajającym uśmiechem


Panie Yayco Szanowny,

jak Pan możesz mnie podejrzewać, że klasonem trukalem? Przecież to zabronione było :-)))


Coś nieszczery ten Pana,

Panie Lorenzo, uśmiech. Nieszczery.

Pozostaję w podejrzeniach


No dobrze, Szanowny Panie Yayco, złapał mnie Pan.

Raz sobie truknąłem. Ale tylko raz, bo zaraz jakaś koza obok się pasąca spojrzała na mnie w sposób niedwuznaczny, jak mi się wydawało.

Ukłony przepraszające


I podejszła?

Ta koza, znaczy?
/bo me oderwało od robienia greckiego bakłażana?
Igła


Panie Igło, mniejsza o kozę natrukaną

Serek się do wina spożyje i już.

Ale jak Pan robi bakłażana?


Nie pamiętam, Panie Igło Szanowny,

bo się okrutnie zdenerwowałem z powodów wyżej podanych. Pan wiesz zapewne, co się z humanistą, a tym bardziej ekonomicznym dzieje, jak się na problemy techniczne natknie!


Panie Lorenzo

Wiem.
Koze wykorzystuje ponad miarę.
Igła


Panie Yayco

Na dziś potrzebujesz?
Igła


Nie bardzo zrozumiałem, Panie Igło,

bo Pan oszczędnie gospodarujesz polskimi czcionkami. Czyli Pan wykorzystujesz tę kozę ponad miarę? Trochę litości, Panie Igło, dla bydląt domowych.


...

...


Panie Igło,

na dziś nie. O osobną notkę, najlepiej do smakoszka kulinarnego kącika, poproszę.


Panie Lorenzo

Ale to tak miedzy nami, żeby pana żona nie widziała.
Humanistyczni ekonomiści lubieją kozy ponad miarę.

Oczywiście, zaganiać do zagródki i takie tam.
I na wszelki wypadek dodam, jakby tu niejaka Defendo postępowa podglądała, że bez języka wspólnego ani rusz.

Igła


Aaaa, teraz rozumiem, Pani Igło.

Że to niby bliżej gospodarki naturalnej ma być? Kto wie, Panie Igło, jak tak dalej pójdzie, to będzie jak znalazł. A taka koza to dobra ponoc na wszystko: i opone zeżre, i mleko dobre dla alergików produkuje (czy na inne choroby, nie pamiętam, ale słyszałem, że wyjątkowo skuteczne)/ Jakoś trzeba będzie ten globalny Czarnobyl przetrawić.


Pani Magio,

Panią to do mojego bloga tylko cudzym nieszczęśćiem można przyciągnąć. Które to nieszczęście, Pani potem wyśmiewa.

Przykre to trochę i bolesne dla wyśmiewanego, ale trudno. Postanowiłem pokornie znosić damskie naigrawania, żeby w ekologiczne zagrożenia nie popaść.

Co do zaś Paninej historii, to jak już się przebiłem przez cudzysłowy (plaga jakaś czy coś?), to nawet nie wiem czy się śmiać czy płakać.

Temu danemu N, to się kamień osadza nawet na laserze w odtwarzaczu DVD. Tak twierdzi.

I chciałbym, żeby Pani jednak przytoczyła swoje okrzyki. Wzbogaci to nam język, nad którego niedostatkami tak ostatnio Pan Igła ubolewa. Że się nawet w kwestii kóz z panem Lorenzo porozumieć nie może.

Pozostaję w nieskrępowanej radości z Pani wizyty


Panie Yayco

Ja sie mogie, w kwestii Lorenzo i kóz porozumieć.

To on się nie może.
Zapiera sie jak stary kozioł, co to niby nie wie, co to koza?
Pewnie, jakiś bezpilotowiec rozpoznawczy nad nim krąży, taki sam jak ten gruziński, co to go Gruzini nie mieli a dali se strącić.
Igła


...

...


Panie Igło,

może oni, tamuj mają jakiś ichni a odrębny neologizm. Na kozy.

Znaczy na te, co się na nie truka, a one mają niedwuznaczne spojrzenia względem trukania.

Któż pojmie odległe krainy?


Dodam już

ja litościwie – przez bliżej nikomu nieznanych – krakauerów zamieszkane.
Igła


Nadal tych cudzysłowow nie rozumiem,

ale teraz to chociaż wiem, dlaczego.

Co do kamienia, to on jest jakoby z nawilżacza powietrza. Ale zimnego takiego na jakieś podobnież dźwięki. Mętne to jest, bo nic nie słychać, a gęsta zimna para leci. Ja tego nie rozumiem.

Pozdrawiam, udając się do innego swojego wątku w celu wzbogacenia tagów


Panowie Yayco i Igla

I pomyśleć, że gdyby Pan Najjaśniejszy w inną stronę zażyć świeżego powietrza na wieś wyjechal, to byście dzisiaj jeszcze w glębokiej puszczy w wykrotach drzew pomieszkiwali, albo w… Krakowie:-)))


Panie Lorenzo

Odpowiem niedwuznacznie.

Kiedy my tu puszcze rąbalim to wy się z nieprzyjacielem znosiliśta.

A takie słowa – koło,miele,młyn pan potrafisz wymówić, już nie powiem napisać?

Panie Yayco, na boku jak nic ma bezpilotowca nad głową i struga, ten tego,tam...
Bo inaczej to znowu sucharki, maślanka i zmywanie garów.
A teraz dochodzi wyprowadzanie psa i pielenie w ogródku, bo to ciepło, tam już w tej Galicji.
Igła


Szanowny Panie Iglo

O ile mnie pamięć nie myli termin “znosić”, oznaczal zazwyczaj“walczyć”. Tak więc, gdy my walczylismy z żywym wrogiem, Pan się glównie rąbaniem drzew zabawial, co można uznać również za dzialanie na szkodę Natury. Nie ma się więc co dziwić, że Natura tak się Panu odwdzięczyla.

Pozdrawiam uroczo


Oj, oj

mówiłem, że języka nie nie zna.
Pewnie, tak jak to jeden Konfederat już napisał.
Mało etniczny jest.

Achtung trzmać nada, na 24 h.
Bo to i od flanki zajść może albo i podkopem.
Znaczy ryć potrafi.
Igła


Panie Lorenzo,

faktycznie znosić było nieco dwuznaczne.

Ale Panu Igle chodzi o jednak o co innego niż Panu.

Już jeden Kujawianin miał z wami kłopoty…

Ale żeby dorosły mężczyzna, poniekąd zmotoryzowany, nie rozumiał, co to koza jest?

Dziwne, że aż niewiarygodne…


Panie Yayco

Absolutnie porażona chichram się do nieprzytomności.

Cudnej urody historia.

Nie mogę więcej chwilowo napisać bo zalewam klawiaturę łzami.


Pani Gretchen,

w końcu Pani się śmieje czy płacze?

No chyba, że Pani w kuchni to czytałą, cebulę obieraąc, to wtedy wszystko się tłumaczy i zgadza. I nawet na poparcie zasługuje, bo to zdrowe zajęcie jest, być gospodarną kobietą.

Ale z drugiej strony, w kontekśce kuchennym, niepokoi mnie porażenie Panine. Czyżby coś nie tak z uziemieniem?

Pozdrawiam, skonsternowany i czekam z niepokojem na Pani oprzytomnienie


Tak to jest

z młodymi kobitkami.
Co to nie wiedzą, czy śmiać się czy płakać?
Co innego ze starymi kozłami.
Igła


Panie Yayco

Istotnie w kuchni, ale bez związku z cebulą.

I ja z gospodarnością to wiele wspólnego też nie mam. Jedyne co sprawia mi radość to gotowanie. Nic ponadto, niestety.

Zastanowiło mnie Pańskie pytanie…

No więc wychodzi na to, że jedno i drugie.

I zwrócił Pan uwagę moją, nieustannie rozproszoną na przydatność uziemienia.

Pozdrawiam zbita z tropu


Pnie Igło,

zamiast mi tu stale i wciąż o niepięknie pachnącej rogaciźnie napomykać, byś Pan o tym bakłażanie napisał.

Bo czekam


Panie Igło

wyszło na to, że ma Pan rację.

Oj niedobrze, niedobrze


Faktycznie, Panie Yayco, _nieco_ tylko

A co to koza, Panie Yayco, to ja wiem. To takie urządzenie samobieżne do utylizacji, czteronożne, z bródką i rózkami dwoma jedynie.

I nie wiedzieć czemu, jak to samobieżne urządzenie utylizacyjne opisuję, to postać pewna przed oczyma mi staje, z dalekich wschodnich krain się wywodząca.

Jak Pan konterfekt takiego Tatrzyna albo Kozaka obaczysz, to oni też takie bródki i różki mieli. I za Jancychrystów robili, zdaniem mnichów pobożnych naród cny w Polszcze nauczajacy o tym, jaka koza jest. Co każdy przecież widzi…


Pani Gretchen,

uziemienie ważna rzecz. Zwłaszcza w kuchni, gdzie się mieszją ogień z wodą i z prądem elektrycznym.

A niekiedy (choć mogę się mylić, bo mi pamięć od wieku szwankuje) z namiętnością wywołaną przez nadmiar przyprawy.

Tak. Uziemienie to ważna rzecz.

Proszę się uziemić. Czem prędzej.

Pozdrawiam asekuracyjnie


Jak to mówią

W starym piecu diabeł ogień pali.
Albo w kozie jak to w Galicji, żeby taniej wyszło i szybciej grzało choć krótko.
Igła


Panie Lorenzo, ja już nie mogę,

że Pan taki opór stawiasz. Poznawczy.

Temu tam, chutliwemu Igle, rozchodzi się, że u nas, w województwach centralnych, jak Pan na obrzeżach miasta trukniesz, to zaraz ku Panu (albo ku temu tam Igle, b ja nie trukam) przyjdzie taka koza niedwuznaczna. W kwestii utylitarnej nieco odmienna od tego co pan napisał. Jak tam u Was jest w Galicji nie wiem, bo – jak powszechnie wiadomo – nie bywam.

W każdym zaś razie, takich z brodami i rogami to nigdzie nie widziałem. Chociaż prawda, że dla porządnego charakteru, który mam wpojony socjalizacyjnie, nie przyglądałem się zanadto.

Choć mówi niektórzy, podobnie jak i Pan Szanowny, że faktycznie – z dalekich wschodnich krain niektóre się wywodzą.

Nie zachęcam, ale staram się nieporozumienie językowe wytłumaczyć

Pozdrawiam znacząco


Panie Igło,

mieszasz Pan. Ja tu tłumacze, a Pan wciąż nowe znaczenia wprowadzasz.

Kącik, kurde, założę dla Pana. Semiotyczny.


będzie ten bakłażan?

też czekam…
Prezes , Traktor, Redaktor


Przecież zeżarłem juz dawno

Niby na wynos miał być?
Igła


Panie Yayco

Ja niby z tych tu województw centralnych, a dla mnie koza, o ile nie ta, co grzeje, to taka

Ale może ta nieznajomość to dla porządnego charakteru, który mam wpojony socjalizacyjnie?


bakłażan

a tam na wynos – z dostawą do domu :-)


Pani Julll,

na pewno. Pani charakter nie budzi żadnych, najmniejszych nawet zwątpień.

Zresztą ja dziś trochę wietrzę, bo jadłem serki kozie do taniego primitivo.

Serki kozie, to każdy wie jak pięknie pachną, a primitivo takie tańsze, zwykło lekko podjeżdżać gnojówką.

I pomyśleć, że na górze jest o prysznicu i higienie

Pozdrawiam Panią markotnie, choć ze stałym szacunkiem dla jej charakteru


Panie Yayco

Lubię przyprawy. Potrawa mdła jest dla mnie obrzydliwą.

Ale co się Panu tam kojarzy i z czym to nawet pytać nie będę.

Dobrze byłoby się uziemić, ale bo ja wiem? Ogień, woda i prąd…

Pozdrawiam rozkojarzona


Pani Gretchen

Pani jakaś niepozbierana. Niech się Pani pozbiera.

Pocieszę Panią, że już nie pamiętam co mi się kojarzyło, więc nawet jakby Pani spytała, to bym nie umiał odpowiedzieć.

Pozdrawiam nadreprezentatywnie


Panie Yayco

To jest tekst z jajcem. Mimo że socjologiczny. A mówią, że nauka musi być nudna.

Pozdr.


Panie Popisowcze,

sprawił mi Pan wiele satysfakcji swoim komentarzem.
Dziękuję.


Subskrybuj zawartość