Banały: głowa w akwarium i gupiki zamiast myśli

Okazało się, że nie muszę iść do pracy. Ciekawe czasy. Albo pocisk moździerzowy, albo awaria kanalizacji. I nikt nie narzeka, to miłe.

To sympatyczny wyjątek, bo zasadniczo to wokoło wszyscy narzekają. A ja nawet nie wiem, na co.

Na gospodarce się nie znam, ale jakoś mnie to nie martwi. Jasne, że stracę. Taki sektor jestem, że stracę. I co? Poprawi mi się, jak ponarzekam?

Rozwiążę problem, jeśli napisze, że bardziej się boję juana niż euro? Albo odwrotnie? Nie sądzę.

Mam w nosie, kto wygra wybory w Ameryce. Nie dlatego wcale, że to nieważne. Ważne. Bardzo. Ale ja nie mam danych. Nie znam się. Pewnie, jak zwykle dowiem się post factum.

Do czasów Ronalda Regana wiadomo było, że Demokraci są bardziej twardzi wobec Ruskich, a Republikanie bardziej, za przeproszeniem, realistyczni. Wtedy wolałem Demokratów. Potem przyszedł Regan i odmienił Republikanów. Wtedy wolałem Republikanów.

A teraz? A teraz nie mam pojęcia. Nie zdefiniowałem jeszcze nowej sytuacji. Na swój użytek. Trudne czasy. Nowe pytania i potrzeba nowych odpowiedzi. Dawne odpowiedzi są funta kłaków nie warte.

Ci, co postulują rozwój autarkiczny, bredzą. Ci, którzy opisują nowy globalistyczny ład, mówią o czymś, czego nie ma. Obojętne jest, czy ta niebylica im się podoba, czy nie.

Nie jestem kibicem. Mam w nosie, kto kieruje PZPN. Jest mi trochę przykro, że moje państwo się kompromituje i nie podzielam radości tych, którzy się cieszą, że TVN dostał po nosie. Widzę w tym nostalgię do Studia dwa, gdzie i Abba śpiewała i Świętego pokazywali. Świętego to nawet lubiłem.

Choć wiem, że gdyby jeszcze Szarmach z Lubańskim weszli do prezydium, to naród aż by kwęknął z rozkoszy.

Ale to nie jest rok 1972, ani 1974. To jest obojętne czy prezes PZPN był kiedyś dobrym piłkarzem. Albo trenerem. Nie za to powinien być oceniany.
Ciągle słyszę narzekania na edukację w tym kraju. Tak się składa, że od blisko ćwierćwiecza spotykam się, zawodowo z tymi, co właśnie przestali być uczniami. I co?

Ano nic. Są w śród nich inteligentni, oczytani i otwarci młodzi ludzie. Są też tacy, którym tych cech nie można przypisać. Różnią się. My też się różniliśmy. Czy naprawdę tak trudno to pamiętać?

Wciąż wynika to z tego, jaką szkołę kończyli, skąd pochodzą. Mają inną wiedzę. Ale ta wiedza nie niszczy intelektu, nawet, jeśli gimnazja były złym pomysłem. Uważam, że były złym pomysłem. Ale wciąż spotykam młodych ludzi, którzy wychwytują najcieńsze aluzje kulturowe. I wcale nie jest ich wielu. I nigdy nie było ich wielu. Mam wrażenie, że wielu z tych aluzji nie wychwyciłbym, będąc w ich wieku.

Stary młodego nie zrozumie. Głównie dlatego, że nie chce. Ale czy próbuje?

Słucham sobie muzyki w radiu. No dobrze, lubię sobie posłuchać muzyki z lat siedemdziesiątych, ale to nie znaczy, że nie słucham nowej. Nową nawet chyba bardziej lubię. Choć to, czego słucham, rzadko gości w radiu.
Ale to nie jest dla mnie problem. Mogę się, co najwyżej, dziwić, że żyję w kraju, gdzie lodzi chodzą (z zasady, przecież wiem, że są wyjątki) na koncerty, na które starzy nie pójdą. Starzy czekają, aż do polski przyjadą zespoły, których nikt nie słucha od dwudziestu lat.

Żyję współcześnie. Choć moje gusta kształtowały się w latach siedemdziesiątych. Moje poglądy polityczne – w latach osiemdziesiątych.

Tak: kształtowały się. Ale mam na dzieję, że nie zaskorupiały. Mam uporczywą nadzieję, że mam, o czym porozmawiać z Dzieckiem. Rozmawiamy wciąż o muzyce, razem chodzimy do kina. Ustalamy kolejność czytania niektórych książek. A innych nie. Bo dziecko nie jest mną. I bardzo dobrze.

Nie dziwią mnie ci wszyscy, którzy zamknęli się w latach osiemdziesiątych. Ci, którzy nadal słuchają tamtej muzyki, uważają, że świat zamknął się w jednej dekadzie. Wiem, z czego się to bierze. Dobrze ich rozumiem.

Uważam jednak, że są niechcący zabawni. Są żywymi ostańcami. Są jak rybki w akwarium. Przyjemnie na nie popatrzeć, ale, kurde, to nie jest życie, takie akwarium. Zresztą głowa w akwarium wygląda śmiesznie.

PRL był systemem głupim, biednym i złym. Nasze życie było tylko dlatego fajne, że my byliśmy fajni. Choć i niefajni też przecież byliśmy. Różnie bywało. Nasze otoczenie było do kitu. Świat ani nie zaczął się, ani nie skończył na Solidarności.

Narzekanie na nowe czasy jest stare jak świat. Kiedy Cyceron jęczał O tempora! O mores, Rzymianie podśmiewali się z niego, bo pamiętali, że w młodości nie był taki zasadniczy.

Świat się zmienia. Nowe problemy potrzebują nowych odpowiedzi. Przeszłość może być nauką, powinna być też ostrzeżeniem (jakby ktoś nie pamiętał, to jestem zlustrowanym zwolennikiem lustracji). Nie powinna być zapominana, często nie wolno jej wybaczać.

Ale przeszłość nie rozwiąże naszych dzisiejszych problemów.

Sarkanie na współczesną medycynę i jej nowe problemy etyczne jest oczywiste i normalne. Tak samo sarkano na cesarskie cięcie i znieczulenie w czasie porodu.

Czy to obniża rangę problemów etycznych? Nie. Problemy te powinny być rozwiązywane, a nasze stanowisko powinno być stanowiskiem współczesnym, w tym sensie, że nie powinno się sprowadzać do wspominania, jak pięknie było wtedy, kiedy nie było telefonów komórkowych. Bo podejmować nowe wyzwania etyczne to nie znaczy godzić się na wszystko. Ale ktoś, kto na obronę swojego stanowiska ma do powiedzenia tylko tyle, że dawniej tego nie było i było dobrze, jest po prostu głupi.

Nostalgia za przeszłością jest zwykle manifestacją bezradności wobec problemów spółczesnych.

Narzekanie na muzykę oznacza tylko tyle, że nie umiemy w muzyce współczesnej odnaleźć nic poza tym, co serwują nam komercyjne radia.

Narzekanie na edukację jest zazwyczaj narzekaniem na nasze własne dzieci, tak jakbyśmy my nie mieli swoich problemów z nauką i oświatą. Może i czytaliśmy więcej książek (moje może wynika z tego, że wiem ile czyta Dziecko), ale tak z ręką na sercu: czy wszyscy czytali? Proszę mnie nie rozśmieszać.

Dawniej nie było lepiej. Powiem więcej, w PRLu było gorzej. W każdej niemal dziedzinie. Niemal odnosi się do Kabaretu starszych panów. To, że akurat byliśmy młodzi, nie powinno skutkować tym, że teraz jesteśmy głupi. To samo dotyczy tych, którzy będą wspominać z rozrzewnieniem inne, wcześniejsze i późniejsze, dekady.

Dawniej było inaczej i dziś jest inaczej.

Nowym pytaniom nie sprostają dawne odpowiedzi.

Jeśli tego nie dostrzegamy, pora kupić sobie działkę na Bródnie. To taki cmentarz w Warszawie. Nieprzesadnie ekskluzywny.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

No i ma Pan rację, Panie Yayco,

co zresztą niepotrzebnie zauważam.

A ja to się sobie czasami dziwię. Że się dziwię. Działki na Rakowicach to pewnie kupować nie będę. Jeszcze. Mam w Szczawnicy i ta mi wystarczy. A na niej dom, który mnie obchodzi. I widok piękny.

Rozglądać się więc powinienem wokół. I częściej usmiechać. Oraz rozmawiać. Bo co mi innego pozostało, by być zadowolonym z życia? Przeszłość była i się nie wróci. Pamiętać więc należy to, co było dobre i to, co było niedobre. By się nie powtórzyło to, co złe.

A to, co było dobre, w dobrej pamięci zachować należy. By się niekiedy wieczorem do tego usmiechnąć.

Reszta przyjdzie sama, czy chcę czy nie.

Pozdrawiam słonecznie


Panie Lorenzo,

ja nie jestem przeciw pamięci.

Ja się pamięcią poniekąd zajmuję zawodowo.

Ja sam pamiętam wiele rzeczy. Pięknych i niepięknych. Jasne, że jakbym mógł, to bym sobie trochę powybierał.

Ale jestem przeciw absolutyzowaniu pamięci. Przeciwko kłamstwu pamięci. Bo te imaginowane obrazy pięknej przeszłości są zazwyczaj nieprawdziwe.

I nie było by nawet w tym łgarstwie nic złego, gdyby nie to, że niektórzy sami się zamykają w akwarium przeszłości. A najgorsi są Ci co i mnie chcą do tego akwarium wciągnąć.

Uprzedzam. Będę kopał.

Ale to nie Pana uprzedzam, co oczywiste.

Pana pozdrawiam grzecznie


Hm,

w sumie mógłbym zgłosić “desinteressement’ w tych samych sprawach.

A co do narzekania?
Chyba nasza polska specjalność, ja się śmieję, że np. polskie filmy charektryzują się tym, że w każdym nawet komedii romantycznej czy w jakimś pozytywnym musi być poważny lub pseudopoważny wątek, najczęściej nieuleczalna czy groźna choroba i alkoholizm, a i bezrobocie.
I to w taki sposób przedstawione, że śmiać się chce, nie płakać i narzekać.
Taka karma, widać.

A co do edukacji?
Ja np. kilka lat temu, jak byłem jeszcze młody, znaczy miałem te 21 czy 22 lata i byłem na pewnym spędzie młodzieżowym międzynarodowym i gadałem dużo tam z ludźmi 17-letnimi np. z Lublina i tak 9w sumie głównie na podstawie gadek z jedną osobą) sobie stwierdziłem, kurde, ja to byłem głupi w wieku 17 lat.
Tak samo czasem mam jak czytam sobie Zetora czy Midę:)

Więc nie jest tak źle.

No i fakt, choć to truizm, ludzie są różni, narzekanie na młodych wszystkich jest nie dość, że łatwe, to i bez sensu.
A edukacja?

Edukacja bez udziału rodziców i chęci uczniów, ich chęci do czytania/pisania/udzielania się nigdy nie wyjdzie, to nie jest jednostronne działanie.

Aczkolwiek, zgłaszam jedno zastrzeżenie, w sprawie kabaretów.
Nie tylko dlatego, że Starsi Panowie istnieli, było lepiej.

Ogólnie kabaretów i słuchowisk na najwyższym poziomie było mnóstwo:właśnie Teya słucham, o Poszepszyńskich to nie ma co wspominać, bo zawsze piszę.
A jeszcze Maria Czubaszek, Fachowcy, Waligórski i “Rycerze”, Kocham Pana, Panie Sułku, Fedorowicz i mnóstwo innych.

Teraz tego nie widzę, może to mój uraz i to samowychowanie się na Trójce, ale jak np. znajomi zachwycają się wspólczesnymi (znaczy tak z lat 90-tych i nowszymi) kabaretami i oglądają, to jak ja przypadkiem muszę oglądać, to się nudzę strasznie.
Myślę, co za prymitywne, w ogóle nie śmieszne, nudne, puste itd
I to praktycznie dotyczy chyba wszystkich współczesnych kabaretowych produkcji rozrywkowych.


Faktycznie same banały...

...do tego zwyczajowo w postaci recenzji wydarzeń z małego podwórka TXT.

Panie Yayco, to ja już wolę taką treść jak powyżej, ale w atrakcyjnej narracyjnie i estetycznie formie dawnych a świetnych opowieści z archipelagu. Albo przynajmniej jakąś recenzję odnośnie czegoś spoza archipelagu.

No. Kurczę, na szczerość mi się zebrało. Proszę wybaczyć. To są całkowicie prywatne spostrzeżenia i życzenia, co zaznaczam, żeby nie było, bo mnie Pan znowu od SPA jeszcze zwyzywa ;-)

A poza tym, co do meritum, pełna zgoda. Mam tak samo w głowie na te tematy.

Pozdrowienia


Panie Yayco

Waszemu pokoleniu i tak łatwiej na to patrzec , bo wchodzących w dorosłość

widzicie,

ja widze tyle że dzieci nawet szybciej żyją, intensywniej

i uczą się nawet, ba chcą do szkoły chodzić (oczywiście nie wszystkie)

ale ja jako rodzić widzę to dobrze, skoro same chcą nawet na angielski chcą, bez zaciągania siłą.

Ja jak większość miałem rosyjski, niewiele mi zostało, ale to raczej z niechęci wynikającej z ogólenj tendencji

teraz już nic prawie nie musi się w materii języka

można

O muzykę zaś martwię się trochę...

p.s tym że Lorenzo pisze że musi więcej rozmawiać , prosze się nie niepokoić, On i

tak mówi wiele ale za to z sensem:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Grzesiu,

straszny z Pana bałaganiarz (proszę się nie uśmiechać z aż tak widocznym samozadowoleniem).

Po pierwsze nie idzie mi nawet o samo narzekanie, choć faktycznie naród nasz jest narzekaący i ma to zagwarantowane prawnie. Nie wiem czy już o tym pisałem, ale najwyżej się powtórzę, że najsilniej chronionym prawem obywatelskim jest w Polsce prawo do skarżenia się na władze. Nie można go nawet w czasie wojny ograniczyć. To w Konstytucji jest zapisane. Miedzy innymi dlatego mam ją za durną, tę konstytucję.

Nota bene proszę zauważyć, że chwalcy konstytucji też zazwyczaj za główny argument mają, że ona jest. Przypomina to faceta, co mając pieniądze na samochód wciąż jeździ Syrenką, bo ona jeszcze jeździ.

Ja zresztą też narzekam. Na różne rzeczy. teraz na przykład plecy mnie bolą.

Problem jest, w czym innym. W absolutyzacji przeszłości. Czy nie drażnią Pana ludzie, nawet w pana wieku, którzy w swoich gustach muzycznych, literackich (jeśli takie szczęśliwie mają) kinematograficznych wciąż są w wieku z którego Pan wyrósł?

Czy nie drażnią Pana dyskusje o postępie w jakiejś dziedzinie stosowanej (medycyna, budowanie silników, albo translatory komputerowe), gdzie jedynym argumentem jest to,że jak innowacji nie było, to było lepiej.

Ockham proponował nożyczki, a nie walec drogowy.

Edukacja, ma Pan rację, jest jedynie fragmentem procesu socjalizacji. Socjalizacja się zmienia, także instytucjonalnie. Zmienia się też jeśli idzie o narzędzia.

Ostatnio czytałem na blogu pewnej niewidzialnej Pani (macham do Pani i proszę pozdrowić męża), że Dickensa źle się czyta z monitora.

Nie wiem jak się czyta Dickensa z monitora, ale jechałem kiedyś tramwajem obok młodzieńca, co się gapił na swojego ipoda. Jako ciekawskie zajrzałem i zorientowałem się, że czyta sobie, ni mniej ni więcej, ale… Dürrenmatta.

Taką śmieszną historię, w której występuje korporacja, w której jest sekcja Dział atomowych i szczypiec porodowych.

Myśłę, że dla większości współpasażerów był to zwykły nastolatek, ogłupiający się muzyką (bo jednocześnie czegoś słuchał).

A ja myślelem, żem durak, bo wydawało mi się, że takich rzeczy się już nie czyta. Sam wpadęłm w głową do akwarium.

Ja wolę papier, ale myślę, że moje wolę, jest mniej ekologiczne.

Uważam, że nauczyciela narzekający na uczniów, wystawiają sobie, a nie uczniom świadectwo.

Co zaś do kabaretów, to prawie bym się z Panem zgodził, gdyby nie to, że dla mnie to nie są i nie były kabarety.

Lubię dobrą literaturę i nie przeszkadza mi jak jest zaśpiewana albo śmieszna

Ale otoczony wyznawcami Jacka Kaczmarskiego, chętnie zapytam, czy słuchali Kelusa. A chwalców trójkowych magazynów spytam, czy słyszeli o Salonie niezależnych.

Czasem słyszeli. I to jest dobre.

Mnie też brakuje we współczesnej polskiej piosence poezji. Ale to przychodzi i odchodzi.

Myślę, że wróci, więc nie łkam po nocach. Najwyzej ucze się czeskiego.

Pozdrawiam


Pewnie się zdziwisz, Maxie,

ale miewam ostatnio dni, kiedy to wcale mi się mówić nie chce. Ale to pewnie dlatego, że jesień nadeszła. Tak się zastanawiam, czy w związku z tym nie przybędzie w niektórych regionach zwolenników jesieni.

Miłego popołudnia


Lorezno

ee, no to dla odświeżenia zawsze możesz zadzwonić :))

prezes,traktor,redaktor


Panie Sergiuszu,

to, że wszystko się kojarzy z TXT to już jest naprawdę Pana, a nie moim problemem.

Przypomniał mi Pan anegdotę o żandarmie, co chłopów w Rosji u zarania XX wieku aresztował, bo usłyszał, że jeden do drugiego mówił, że cesarz jest głupi. A na ich argument, że mówili o cesarzu niemieckim, odparł: Kotoryj car durak’, ja łudsze znaju.

Jeśli się Panu wydaje, że takie wątki można odnaleźć także na TXT, to dobrze się Panu wydaje. Ale jeśli Pan sądzi, że poza TXT ich nie ma, to sorry nic na taką optykę nie poradzę.

Ale cieszę że się Pan ze mną zgadza, choć nie bardzo rozumiem, w czym mianowicie: w tym co Pan przeczytał o TXT, czy w tym, co ja napisałem.

Pozdrawiam


Pamięć, Panie Yayco,

lubi płatać figle, co powszechnie wiadomo. A także ulega deformacji, szczególnie gdy idzie o rozmiary. Bywałem zaskoczony kompletnie, gdy po latach wielu odwiedzałem dom czy mieszkanie, w ktorych sie niegdyś wychowywałem. Dawniej takie ogromne, dziś niemal mikroskopijne.

Podobnie bywa z problemami, z jakimi się niegdyś borykaliśmy. Dawno już zresztą odeszły w przeszłość. I tylko jakoś tych dawnych dziewcząt żal.

Pozostały kolory – z lekka wyblakłe, głównie już tylko sepia.

Czasami tylko dzieciom współczesnym ich zimowych czapek zazdroszczę i mam ochotę je ubrać, gdy mróz nadejdzie.

Reszta tak naprawdę jest tylko swoistym powieleniem tego, co było, acz w innej trochę formie. Bardziej dzisiaj kolorowej, niekiedy aż do przesady.

Pozdrawiam kończąc dzisiejszą porcje marudzenia


Panie Maxie,

ja nie widzę żadnego wokół siebie pokolenia. Naprawdę.

Nie odczuwam żadnej więzi generacyjnej.

A jeśli zaś idzie o dzieci, to one mają nas w sobie. Intelektualnie. Ale nie domagajmy się, aby byli nami. Nie dążmy do tego, aby za wszelką cenę udało im się to, co nam się nie udało.

Dadzą sobie radę, albo nie.

Nic na to nie poradzimy.

Pozdrawiam


Mnie wcale nie potrzeba aż odwiedzania starego domu.

Nazwałem sobie, chałupniczo, to zjawisko syndromem monitora.

Mam coraz to nowe komputery i wraz z nimi rosły monitory. Ale wiem co się dzieje z moimi monitorami dawnymi i czasem je odwiedzam. Nie mogę się nadziwić ich mizerności.

A co do powielania, to się nie zgodzę. Nie można powielać zachowań wobec zjawisk, które są nowe. To nie znaczy, że ludzie nie próbują. Ale to jest w najlepszym razie zabawne.

A marudzić proszę sobie do woli.
W ogniu Pańskiego tradycjonalizmu, hartuje się moja postępowość.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Yayco

tego że będa mną nie oczekuję i dawno się wyzbyłem

już widzę jak do tyłu jestem w wielu sprawach w porównianiu

zresztą, na ten temat to same banały jestem w stanie pisać, jak chocby taki że moje dzie3ci rzadziej widza krowę niz ja i że świnia nie biega po podwórku:)

choćby i to że ja bardziej byłem puszczany w samopas a one?

fajnie że mimo wszystko klimat nadal trochę rzekłbym post-bródnowski

:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

Bródno jest i jego okolice . Ja już nie będę pisał tak, jakby tego nie było.

To co Pan napisał jest może i banalne, ale ja się banałów nie boję. Mam czasem wrażenie, że lepiej powiedzieć sensowny banał, niż na siłę starać się powiedzieć coś oryginalnego. Zresztą to ostatnie zwykle też nie jest oryginalne. Zazwyczaj.

Ale mniejsza z tym, bo zaraz się znowu dowiem, że aluzjami piszę, albo się coś komuś skojarzy.

W tym co Pan napisał są dwie rzeczy ważne, moim zdaniem.

Jedna chyba bardziej bliska jest tematu: to jest nasza reakcja na zmianę.

Mnie nie przeszkadza, że świat się zmienia, choć żałuje, że nie mam już żadnej rodziny na wsi, żeby Dziecko, tak jak ja w dzieciństwie, choćby się otarło o krowę i powąchało chlewik.

Dziecko jeszcze do niedawna prosiło mnie, żebym jej opowiadał o czasach, kiedy była całkiem malutka. Instynktownie czuje, mam wrażenie, że względny dobrobyt nie jest niczym stałym i warto wiedzieć jak świat wyglądał wtedy, gdy na wszystko brakowało.

Ale to i tak będzie dla niej świat opowiadany, a nie doświadczony. Mam nadzieję,że tak właśnie będzie.

A druga kwestia, to już trochę jest inna, choć też ważna. Dziecko nigdy nie znało podwórka. Świat się stał aż nazbyt niebezpieczny. Gdyby nam opisano świat w którym dziś żyjemy, ale dawniej, ćwierć wieku temu, choćby, to by nas to przeraziło.

Nauczyliśmy się żyć w świecie, który jest szybszy i bardziej wrogi.

Musimy szybciej reagować. Nie ma powrotu do dawnego spokoju.

Kolejne pokolenia są lepiej przystosowane do nowego świata. na tym to polega.

Kiedy bylem w wieku Dziecka, nawet nie myślalem jeszcze o wyborze studiów. Ona dziś musi już teraz decydować o kształcie swojej matury i to właśnie w kontekście studiów.

Nie wiem czy to dobrze. Na pewno inaczej.

Pozdrowienia


O, pojawił nam się temat dyskusyjny, Panie Yayco.

Kwestia powieleń. Oto bowiem jestem zdania (być może pochopnego), że matryca jest nam dana od dawna, tylko pewne powiązania dopiero teraz nam przed oczy wychodzą. To że je odkrywamy nie oznacza, że one nie istniały.

Pozwole sobie posłuźyć się przykładem muzyki. Liczba dżwięków (bez wględu na ich wartość – całe tony, półtony, ćwierćtony itd.) jest zbiorem zamkniętym. Podobnie zbiorem zamkniętym jest liczba powiązań między nimi. Można do tego zbioru włączać szmery i szumy, a nawet trzaski, ale to zbioru całkowitego nie poszerzy, bo jest on zawarty w zdolności naszego słuchu. Nowe może naturalnie zostać skomponowane/odkryte, ale ono istniało jako zbiór niezależny od nas od zawsze.

Podobnie może być i z zachowaniami. Dzięki (lub za przyczyną) gadżetom nowoczesnym może się poszerzyć liczba powiązań, jednakże zbiór niezależny pozostanie chyba taki sam. Reszta jest kwestią naszej percepcji. Tak sądzę.

Pozdrawiam z zaciekawieniem


Panie Yayco,

to, że bywam złośliwy, nie oznacza jeszcze, że mam z czymś problem, ani że coś mi się wydaje. Wręcz przeciwnie. Niekiedy, w każdym razie.

Natomiast zgadzam się ze znanym od dawna poglądem, że nie wlewa się młodego wina do starych bukłaków. Tak mi się skojarzyło, choć bardziej adekwatnie byłoby napisać, że nie wlewa się starego octu do młodych bukłaków. Ewentualnie, że nie ma sensu narzekanie na zakaz wjazdu pojazdów jednokonnych na autostradę. Nie ma przecież zakazu poruszania się jednokonno po lesie. Chociażby. I tak dalej, i temu podobne. Jakoś w ten deseń.

Pozdrawiam


panie Lorenzo,

na poziomie metafizycznym, to ja się z Panem zgadzam.

Ale mój poziom metafizyczny jest pozaczasowy.

Natomiast ja, na co dzień, jestem empiryczny i nastawiony na zachowania społeczne. I to nie nawet ja jako badacz. Ja jako – ζῷον πολιτικόν, za przeproszeniem.

To co nie zostało ujawnione (nawet jeśli na poziomie metafizycznym istnieje), nie może wpływać na społeczne zachowania.

Nowe elementy generują nowe zachowania.

Natomiast jedną z funkcji tradycji jest wtórne matrycowanie. Dopóki się da, staramy się wtłaczać nowe zjawiska w dawne kategorie. Na dłuższą metę prowadzi to do zastoju.

Aby wyjść z tej pułapki musimy stworzyć inną matrycę. Nie absolutną, metafizyczną, ale taką, która pozwala lepiej odczytywać i opisywać świat wokół nas.

W tym sensie następuje zmiana świata wokoło nas.

Innymi słowy, nie neguję Pańskiej tezy o zamkniętym zbiorze elementów objaśniających i ich wzajemnych permutacji. Natomiast w analizie świata trzeba uwzględniać tylko te elementy, które są poznane. A nowe traktować jako nowe.

Pozdrawiam

PS Mam nadzieję, że nieboszczyk Thomas Kuhn mi wybaczy te uproszczenia, których przed chwilą się dopuściłem, mieszając jego koncepcję z moimi wydumkami.


Różnie przechodzi się

kryzys wieku średniego.
Jedni przechodzą go siedząc w beczce, drudzy na Bródnie, trzeci słuchając w kółko Kaczmarskiego a czwarci wspominając stare, dobre czasy.

Ale zgodzę się z panem, że Tey to nie był kabaret, no chyba, że taki jaką Doda jest piosenkarką.

I nie zgodzę, że będąc dumnym z Dziecka, może pan stwierdzić, że zawsze byli głupiejący starzy i inna młodzież.


Problem Panie Sergiuszu,

polega na tym, że jakkolwiek powiedzenie o bukłakach jest znane, to zazwyczaj zapomina się, że wiąże się ono z całkiem poważnym sporem.

I nie o bukłaki szło pierwotnie, tylko o beczki. I o to, że zdaniem dość znaczącej grupy enologów młode wino lepiej dojrzewa w starych beczkach.

Tylko, że ludzie to nie wino, a stereotypy zapisane w przysłowiach rzadko są uniwersalne.

To o czym ja napisałem, jeśli przyjmiemy, że jednak niekoniecznie o TXT, jest tylko stanowiskiem. I zachętą do sporu.

Jak rozumiem, Pan nie widzi powodu do sporu. Trudno się mówi.

Pytanie, kiedy stanowisko, takie jak moje, to należy zderzyć z postulatem William of Ockham, nie jest dla mnie tak banalne.

Jestem (pochlebiam sobie) otwarty na zmiany cywilizacyjne, ale jednocześnie dosyć stabilny aksjologicznie i (co za tym idzie) kulturowo.

W każdym zaś razie, ja nie uważam, aby teza o konieczności stosowania nowych form była bezdyskusyjna i odnosiła się do wszystkich wymiarów życia.

Nie absolutyzuję postępu i dostrzegam możliwość regresu, który i tak niektórzy zechcą postępem nazwać.

Pozdrawiam

PS. To, że Panu się wydaje, że jest złośliwym, nie oznacza jeszcze, że jest Pan złośliwym. Natomiast niewątpliwie świadczy o tym, że się Panu wydaje.


Panie Igło,

ja nigdzie nic nie napisałem o Teyu, więc proszę swoich myśli na mnie nie rozciągać. Wystarczy mi problemów z włąsnymi.

Nie wiem jak może się Pan nie zgodzić z tym, że ja mogę coś sądzić. Mogę Szanowny Panie. Pan się co najwyżej nie zgadza z tym, co ja sądzę. I proszę bardzo. To wolny kraj jest. Z tym, że ja nie sądzę tego, co Pan mi przypisuje.

Co zaś do kryzysu wieku średniego, to powiem panu, że kiedyś z kolegą lekarzem o tym rozmawialiśmy sobie i doszliśmy do wniosku, że to damska jest propaganda. No bo co jest złego w szybkich samochodach i młodych kobietach? A zdaje się, że jakoby tak to się objawia. Ale nie jestem specjalistą, bo albo przechodziłem taki kryzys pietnaście lat temu (co da się uzasadnić przciętną dlugością życia u mojej rodziny po mieczu), albo mam go dopiero przed sobą.

Tak, czy inaczej, nie jestem fachowcem, ale jak kupię sobie czerwony samochód, to nie omieszkam o tym poinformować.

Pozdrowienia

PS Nie wiem, czemu Pan nawiązuje aluzyjnie do TXT. Mnie to nie przeszkadza, ale mam wrażenie, że nie wszyscy podzielają moje zdanie.


Panie yayco,

yayco

Ale otoczony wyznawcami Jacka Kaczmarskiego, chętnie zapytam, czy słuchali Kelusa. A chwalców trójkowych magazynów spytam, czy słyszeli o Salonie niezależnych.

Oczywiście, że tak. Gorzej, jak się do tego jeszcze musiało słuchać Kleyffa live przez dwa lata w gimnazjum.

pozdrawiam, otrząsając się na myśl


Tak, panie Yayco

Ja bardzo pana przepraszam, że w ogóle, a szczególnie mógłbym coś przypuścić a nawet się domyślać.
Jeszcze raz przepraszam..


Pani Pino,

ja wiem, że Pani słyszała. Chociaż przecież nie pytałem.

Nie będę tu Pani komplementów sadzić, bo nie wypada, ale niektóre wątki powyższego tekstu w jakiś sposób wiążą się z naszymi rozmowami.

Z Panią i jeszcze kilkorgiem młodych (choć zwykle od Pani nieco starszych) ludzi, którym nie trzeba wyjaśniać podstawowych pojęć, bo albo je znają, albo zaraz sobie sprawdzą, korzystając z nowych technologii.

A z Kleyffem, to nie wiem, czy współczuć, czy zazdrościć. Dawnego uwielbiam, zaś późniejszego… mniej.

I tak mi się, przy okazji, a w kontekście jutrzejszego dnia przypomniało, że niecałe dwa tygodnie po Jacku Kaczmarskim zmarła Natasza Czermińska.

Nikt tak jak ona nie śpiewał Herberta…

a potem po skończonej walce pozwól nam rozprostować palce choćby już była tylko pustka

Pozdrowienia


Panie Igło,

może Pan sobie przypuszczać do woli, albo nawet się domyślać. Ja tylko napisałem,że moim zdaniem źle Pan przypuścil i się nie domyślił.

A przepraszać? Niby za co?

Pozdrawiam


Wracając jednak, Panie Yayco,

z uporem godnym lepszej sprawy, do tematu mojego marudzenia. Dręczy mnie zatem problem narzędzi i metod.

Spotykając się z nową jakościowo sytuacją (choćby z powodu tych gadżetów) człowiek siłą rzeczy usiłuje zbadać ją lub się z nią skonfrontować przy użyciu znanych mu metod i narzędzi. Co na starcie stawia go na pozycji z lekka przegranej.

Gdy już metodą prób i błędów wypracuje nowe, odpowiednie narzędzia i metody, może się okazać, że stały się one już tradycyjne. Czyli do gry znowu wchodzi matryca (zresztą, choć może się mylę, to pojęcie matrycy ma w sobie coś z rzeczy już znanej i wypróbowanej).

A całe zagadnienie przypomina mi zaskoczenie faceta, który w pewnym i nieoczkiwanym momencie odkrywa, że gdy idzie, to mu zawsze jedna noga z tyłu zostaje. I wtedy traci równowagę.

Pozdrawiam


Panie Yayco,

z tymi bukłakami to mi się jakoś skojarzyło, ponieważ w oryginale ( Ew. w/g Marka 2,18-22 ) dotyczyło to czegoś podobnego, a mianowicie pewnej nieuniknionej nieprzystawalności starego i nowego, a zwłaszcza tego, że owej nieprzystawalności nie należy się dziwić, gdyż jest naturalna.

Nowe to nowe, nawet jeśli czasem to tylko odgrzane stare. Nawet jeśli ktoś myśli inaczej, to i tak nigdy nie wejdzie do tej samej rzeki, choćby nazywał ją dalej po staremu. I nomen omen nic w tym nowego. Oczywiste to jest, ale banalne niekoniecznie. Zależy jak głęboko patrzeć i dostrzegać. Problem jak zawsze jest tu przez to, że ludzie zwykli patrzenie mylić z dostrzeganiem. O rozumieniu nawet nie wspomnę.

To jest temat-rzeka, to jasne. Bo z tym nowym to jest tak, że wielbiciele starych kapci z natury rzeczy są jego wrogami, ale też nie bez powodu mawia się, że lepsze jest wrogiem dobrego oraz nie wszystko złoto co się świeci.

W gruncie rzeczy, moim zdaniem, bez względu na te wszystkie rafy czające się na nas, żeglujących na Trzeciej Fali, ważne jest, by nie udawać drzewa i nie zapuszczać w rzeczywistości korzeni, zamieniających nas w dinozaury lub w martwych za życia, czyli takich, którzy uważają z grubsza, że wszystko już było, więc jedyne co ma wartość, to wspomnienia. Na tym zresztą ponoć polega starość: gdy więcej naszej uwagi pochłania przeszłość niż przyszłość. Z tego punktu widzenia można być starcem nawet w wieku 40-50 lat, czyli wiele o wiele za wcześnie. Osobiście mam zamiar mieć 17 lat także po 80-tce. I tego się trzymam, a za probierz uważam dość prosty test: dopóki ludzie w wieku 17 lat nie nudzą się w moim towarzystwie, jest OK.

Pozdrawiam


Panie Lorenzo,

Pan opiera dyskusję o przykłady skrajne (choć bynajmniej nie nieprawdopodobne). Oczywiście,że może tak być, jak pan pisze. Może.

Ja tak często z technologią mam, bo przyjąłem strategię zmian highendowych. To znaczy kupuję (albo mi robią) najbardziej zaawansowaną technologię z dostępnego mi przedziału cenowego (proszę zauważyć, że już tutaj wpadam w pułapkę zacofania) i starannie nie zmieniam, aż się nie rozleci.

W innych sferach przyjmuję, że się będę unowocześniał co kilka lat, niezależnie od szybkości postępu.

I czasem to się sprawdza, a czasem nie. Jak ja marzę, żeby się zapalił mój telewizor, proszę Pana!

Na potwierdzenie Pana koncepcji powiem jeszcze, że znam nawet jedną poważną teorię naukową, która najpierw była przedwczesna (przedmiotowo), a zaraz potem zacofana (metodologicznie). Pech po prostu.

Ale myśłe, że nie zawsze tak jest i w większości przypadków szybko wypracowana metoda opisu i utylizacji innowacji pozwala posługiwać się nimi sensownie przez czas jakiś.

Aż do pojawienia się kolejnej istotnej innowacji.

Czasami może być też i tak, że zacofanie prowadzi do szybszych niż można oczekiwać innowacji. Pisał o tym chyba niejaki N, przy okazji kart kredytowych, pokazując, że szybciej się one wdrożyły w Polce, niż w Niemczech.

Innymi słowy i reasumując: nie da się przewidzieć wszystkiego co się zdarzy. Ale warto próbować rzeczy nowe rozumieć jako nowe.

Nie odrzucać i nie nazywać psuciem.

Pozdrawiam


Się wtrącę, jeśli Pan pozwoli, Sergiuszu.

W kwestii tych wspomnień. Myślę, że dla wielu ludzi, szczególnie tych troche przerażonych pędem otaczającego ich świata, te wspomnienia są jedynym, do czego mogą sie odnieść. I tu pojawia się problem metod i narzędzi, jakimi dysponują ( o czym wspominałem w komentarzu do p. Yayco). Więc te wspomnienia są dla nich wartością, tym bardziej gdy będziemy patrzeć na nie przez pryzmat indywidualności.

Zaś co do tej chęci bycia 17-latkiem po osiemdziesiątce. Wiele czasu w młodości (idzie mi naturalnie o wiek, a nie charakter, choĆ to też kwestia umowna) spędzałem w “Jaszczurach”. Gdy dzisiaj wchodze do tego klubu (właściwie trudno to miejsce nazwać tak prozaicznie klubem, podobnie jak “Piwnicę”) to wewnetrznie czuję się tak, jak przed czterdziestu laty. I nie zauważam tego, że ludzie ktorzy dziś tam przebywaja mogą byc spokojnie moimi wnukami. Nie czuję, aby sie czymkolwiek psychicznie od nich różnił, pomijając takie drobiazgi jak doświadczenie oczywiście:-)

I wie Pan, czego się z lekka obawiam? Chwili, kiedy to moje poczucie braku różnicy nie uczyni mnie śmiesznym. A ja tego nie zauważę.

Od pewnego czasu chadza w tv dość zabawna reklama: młoda dziewczyna i starsza wiekiem pani wspominają festiwale rockowe. Dziewczyna mówi, że zniszczyła ubranie, bo tańczyła w błocie. Pani zaś stwierdza, że w sześćdziesiątym któryms też była na festiwalu rockowym i też tańczyła w błocie, tylko ubrania nie zniszczyła. Bo tańczyła bez ubrania.

Zabawna scenka, ale już na pograniczu owej śmieszności, gdy się skonfrontuje wygląd obu kobiet.

Pozdrawiam serdecznie Panie Sergiuszu


Panie Sergiuszu,

istotnie, najwyraźniej się zgadzamy.

Tyle tylko, że ten spór (nawet jeśli nie między nami się toczy) jest otwarty.

Jak zapewne Pan pamięta, u podstaw kryzysu Kościoła i reformacji, leżał (między innymi, oczywiście), podobny problem. Czy należy odczytywać Pismo wciąż na nowo i nowocześnie (jak chciał Rzym), czy też należy je odbierać literalnie.

Wiem, że upraszczam, ale to rozróżnienie, czasem nazywane rozróżnieniem kultury otwartej i kultury zamkniętej ma ciągle duże znaczenie.

Co zabawne, dla kultury zamkniętej postęp może być nie tylko złem, jako zakłócenie akceptowanego ładu, ale też dobrem samoistnym.

Zawsze podstawowe pytania pozostaną takie same: po co? i czy warto?

I chyba w tym się podstawowy problem ocen, odrębnych dla poszczególnych innowacji, zamyka.

Pozdrawiam


Coś w tym jest Panie Lorenzo,

coraz trudniej mi znaleźć jeansy w których nie wyglądam jak pajac. A wciąż nie umiem sobie siebie wyobrazić bez jeansów.

Kłopot, który rozwiązuję, kupując spodnie razem z Dzieckiem. Dziecko korzysta z mojego doświadczenia, a ja korzystam z niezakłóconego wspomnieniem, systemu ocen estetycznych Dziecka.

Pozdrowienia


Panie Lorenzo,

myślę, że tego niebezpieczeństwa da się uniknąć, o ile będziemy pamiętać, żeby mieć te 17 lat w środku, a nie na zewnątrz. Jestem wręcz pewien, że owa ewentualna śmieszność jest czymś niezależnym od wieku, gdyż przejawiać się może równie dobrze ubieraniem i zachowaniem u dzieci 10-12-letnich, pozujących (przy współpracy rodziców) na młodzież 18-letnią, co najmniej.

Jak zresztą widzę, tego aspektu dotknął właśnie Pan Yayco, wspominając o dżinsach. Uważam, że choć dla młodzieży zwykle istotna jest bardzo identyfikacja z grupą wiekową, realizowana także przez ubiór/powierzchowność, to jednak młodzież jakimś szóstym młodzieńczym zmysłem wyczuwa młodą duszę u człowieka, który nie tylko jest w wieku ich Dziadków, ale do tego jest wręcz niedzisiejszo ubrany itd.

A co do wspomnień i nienadążania za pędem współczesności, to tak samo jak naturalne jest posiadanie bagażu przeszłości, z wiekiem coraz pokaźniejszego, tak samo naturalny jest pewien opór przed tym pędem. Osobiście jestem zdania, że ludzka natura, choć jakoś zmieniająca się w czasie wraz ze zmianami w kulturze, ma jakieś własne mierniki zdrowej prędkości poruszania się świata, a przekraczanie przez świat bezpiecznej dla człowieka prędkości znajduje wyraz nie tylko w zagubieniu i niezgodzie ludzi starszych, ale także w reakcjach i postawach ludzi z każdej grupy wiekowej powyżej lat 5. Bo chyba tylko do lat 5 człowiekowi nie stanowi, bo ma jeszcze wielkie możliwości dostosowawcze. No ale tu już się wymądrzam, więc się zatrzymam. By nie przekroczyć dozwolonej prędkości :-)

Pozdrawiam serdecznie


Panie Yayco,

oczywiście tu nie da się generalizować, bo chyba tylko z Boskiego punktu widzenia byłaby szansa trafnie ocenić po co? i czy warto?

Jako ludzie nie mamy takiego komfortu i, choć staramy się przewidywać lub domyślać odpowiedzi, zasadniczo ich po prostu nie znamy. Nasze uzasadnienia ocen zawartych w roboczo przyjętych odpowiedziach w istocie opierają się na logice w rodzaju a bo tak!. Tak myślę. To chyba nasza wada fabryczna, możliwe że coś wspólnego mająca z dwoma drzewami: poznania dobra i zła, i tym drugim: życia. A dokładniej ze skorzystaniem z pierwszego i brakiem dostępu do drugiego. Pewności tu nie ma, ale możliwość taka jest.

Jasne więc, że każda innowacja wymaga osobnej oceny, osobnej uwagi. Innowacje nie są z istoty ani złe ani dobre. Nawet innowacyjne nie są z istoty. To się okazuje po pewnym czasie dopiero. Z istoty to co najwyżej zmiany i ruch. Czy do przodu, czy do tyłu to już nie takie pewne.

Swoją drogą, zmagania starego z nowym doskonale widać na przykładzie zupełnie współczesnej historii Kościoła Katolickiego. Wspomniałem o tym przy okazji powrotu do imienia no name dla Boga. To zmaganie odbywa się stale, czasem przybierając postać rozłamów, a najcześciej napięć wewnętrznych, owocujących albo nowinkami w liturgii, albo powrotem do przedwczorajszych tradycji.

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu,

w kwestii sadownictwa chętnie się zgodzę.

Co zaś do zmiany, to od dawna chodzi mi po głowie opowiadanie o tym, jak to kościół w S. cofał się w czasie.

To dziwna historia, ale pokazująca, że nadmierna wyrywność, choćby nawet uzasadniona, może być źle odebrana i że summa summarum czasem lepiej się wycofać z postępu.

Albo i nie.

Niestety nie mam materiału ilustracyjnego, obejmującego ni mniej ni więcej, ale 40 lat. Wciąż szukam.

Pozdrowienia


Panie Yayco

Mam wrażenie od jakiegoś czasu, że ja pokoleniowo to wiszę .

Walczyć już nie było z czym, w takim znaczeniu jak Pańskie pokolenie walczyło. Z nowym jeszcze nie.

Muzyki to pokolenie własnej nie ma. Albo się podczepia pod cudzą , albo przedłuża sobie młodość o… cudzą .

Trochę jest tam… a trochę jest nigdzie.

O ile konkretny ktoś, z tego wiszącego, pokolenia miał szczęście spotkać na swojej drodze ludzi, którzy pomogli jakoś w tym rozkroku się odnaleźć to wspaniale.

O ile ten sam ktoś miał na tyle rozumu, żeby poszukiwać to może jakoś wyszedł na tym.

Do czego zmierzam…

Do tego właśnie, że być może dla mnie to jest szczególnie wyraźne, że trzeba słuchać i tych starszych, i tych młodszych. Od każdego czego innego nauczyć się można.

Byle się nie zastać i nie zaskorupieć.

Byle umieć.

Byle chcieć.

Trochę zwolnić.

Odrobinę podbiec.

Patrzeć. Słuchać.

Myśleć.


Pani Gretchen, przepraszam, że zapytam,

ale po jaką cholerę jest Pani potrzebne jakieś pokolenie?

A co do reszty, to mam wrażenie, że interakcja społeczna w tym wymiarze ma charakter wzajemny.

Żeby mówić, trzeba być słuchanym. Żeby słuchać, trzeba spotkać kogoś kto ma coś do powiedzenia.

Bez słuchacza nie ma tego, kto mówi.

Dopóki nikt nie czyta tego co piszę, piszę dla siebie.

Dopóki nikt nie odpowiada na to co piszę, piszę dla wymyślonego czytelnika.

Dialog rodzi relację innego rodzaju.

A co do myślenia, to jest przereklamowane. Teraz każdemu głupiemu się wydaje, że myśli.

Pozdrawiam


Panie Yayco

Po jaką cholerę?

Więzi pokoleniowej mi brak. I tyle.

Mam tyle szczęścia, że utrzymałam relacje z kilkoma osobami z liceum. I wiele nas łączy, rośliśmy razem sobie. Oni i ja.

Siedzimy latem w letniej posiadłości Jego rodziców (słowo działka mnie zbrzydza). Śmiejemy się, wino, kolacja…

Do mnie nagle dociera taka myśl o śmierci, że ktoś z teraz siedzących jeszcze młodych pajaców, odejdzie pierwszy. Przestraszyłam się, że to nie ja będę.

I mówię pajacom o tym, a oni patrzą na mnie jakbyśmy mieli po siedemnaście lat.

Wiem, że ja jestem mocno specyficzna i mnie nachodzi w dziwnych momentach, ale cholera coś optymistycznego mogliby powiedzieć, nie?

Znowu poczułam się wyobcowana.

Co do reszty reszty to ja się z Panem zgadzam w stopniu takim, że sobie nie podyskutujemy.

Tylko niech mi Pan nie pisze, że ja bym chciała, żeby wszyscy mieli tak jak ja.

Pozdrawiam z tym zastrzeżeniem.


Panie Yayco

z tym dniem wolnym to ciekawe rzeczy czasami wychodzą

:)

no tyle że Pan tramwajami nie szarżuje po mieście

prezes,traktor,redaktor


No dobrze,

więc idźmy dalej.

A po co Pani więź pokoleniowa?

Z tego co Pani pisze, wynika, że Pani jest starsza od swoich rówieśników. Nie mnie rozstrzygać, czy społecznie czy psychicznie, czy oba na raz.

Więc ta resztka więzi, to żadna jest więź, tylko topniejąca wspólnota doświadczeń.

Pierdoły. Podobnie jak Pani niechęć, do przyznania się, że weekendy spędza pani na działce.

Ja przez całe lata bylem młodszy od swojego pokolenia. Chyba mi przeszło, ale nie odczułem tego, bo ja zasadniczo jestem aspołecznym outsiderem. To bardzo poręczne, zwłaszcza z metodologicznej perspektywy. Doświadczenie osobnicze mi nie interferuje poznawczo.

Kilka lat temu spotkałem ludzi, z którymi bylem blisko w połowie lat osiemdziesiątych. Impreza nawet poważna się odbyła.

Z tego wszystkiego, to chyba tylko to, co śpiewal Kuba Sienkiewicz się nam wszystkim podobało. I wódka może jeszcze.

Nawet nie było o czym gadać. Poziom zrozumienia dowcipów – ujemny. W każdą stronę.

Ale ja wcale nie chcę, żeby wszyscy mieli tak jak ja.

Pozdrawiam bez zastrzeżeń


Panie Maxie,

bardzo pouczający tekst.

Nie zrozumiałem tylko co to jest pokój dzienny i tego dlaczego w Krakowie ludzie wsiadają do tramwaju, żeby się przejść. Poza tym, to normalnie.

Jak u ludzi.

Pozdrowienia

PS No jeszcze jest ta różnica, że do mnie dzwonią jak zamykają interes. Ale też i starszy w sobie jestem, oraz nie filozof.


Też nie wszystko zrozumiałem

ale o to trzeba pytac w szczegółach centusiologów

nam pozostaje czekać bez napięcia

a jak dzwonia to miło, nie narażają, co dobre jest samo w sobie

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


No niby prawda, Panie Maxie,

ale z drugiej strony, to ja nie wiem czy do wszystkich dzwonią.

Obawiam się, że wątpię.

Ale ja nie jestem za równością, więc mi to nie czyni zanadto.

Pozdrawiam


Panie Yayco

Jak to po co?

Żeby nie czuć się a to starszą, a to młodszą od rówieśników.

Może też być tak, że dla mnie więzi są ważne bardzo.

Może tak być.

Ale to już nie na temat jest.


Panie Yayco

Za dużo Pan pisze. Nie w sensie obiektywnym, bo dobrego nigdy za wiele, a w Pana przypadku większa ilość nie odbija się na jakości.
W sensie – że nie mam czasu czytać i rozmawiać. No.

Dlatego tak wpisuję się nic a nic nie czytając dyskusji. Niezbyt to grzeczne, ale dopraszam się miłosierdzia, litościwych państwa, bo ja to z tych młodych, już nie czytam tyle co czytało się niegdyś.

Bo że dziś mniej czytają. Książek.
Tak.

Ale czy mniej informacji przetwarzają? Przetwarza – my?
A ile kanałów informacyjnych Pan miał do dyspozycji w tych wspaniałych siedemdziesiątych?

Ja mam wrażenie, że proporcja ilości dostępnych kanałów telewizji jest dobrą ilustracją. Choć sam jestem szczęśliwym nieposiadaczem tego odbiornika.

A że tu już ilość odbija się na jakości…
Taki lajf, jak mówią ci młodzi (od brata wiem).

Pozdrawiam serdecznie


Wyjasniam Panom:

Oto pan Consolamentum mógl wsiąść do innego tramwaju (zapewne linii 8, który przy Bagateli skręca w prawo) by dojechać prawie tam, gdzie ma zajęcia. By się jednak przejść Plantacjami, wsiadl do 4-ki, która przy tejże Bagateli skręca w lewo, więc pan Consolamentum mógl przejśc Plantami ten odcinek, ktory – gdyby byl leniwy – pokonalby przy pomocy tramwaju.

Pokój dzienny w dawnym Krakowie zwano salonem. W pewnych kregach ta nazwa jest nadal używana, jako że pokój dzienny jest jakis taki… peerelowski w wydźwięku.

A co do dzwonienia, to zapewne o legendarnej krakowskiej oszczędności, zwanej centusiowatowstwem, Panowie nie slyszeli.

Spokojnej nocy Pano życzę


Panie Odysie,

obiecuję, że w listopadzie będę pisał mniej. To znaczy pisał będę więcej, ale gdzie indziej. No. Mniej więcej tak.

Czy mniej książek czytają? Nie wiem. Po Dziecku tego nie widzę. To co widzę, to , że dziecko potrafi czytać równolegle kilka książek. W różnych językach. Ja bym nie potrafił.

Informacja nie ma już linearnego charakteru. Pora się z tym pogodzić. Znalezienie prostych informacji jest banalne w dobie internetu.

Co do telewizji, to na płycie The Wall Roger Waters zawarł myśl taką (o ile pamiętam): Got thirteen channels of shit on the tv to choose from.

Kiedy się ta płyta ukazała (a raczej płyty, bo to przecież jeszcze czasy dużych płyt były, to trochę się dziwiłem. I nie wierzyłem,że jest a tak źle. Teraz mam wielokrotnie więcej i też nie oglądam. Ale telewizor mam. Bo się przydaje do oglądania filmów.

Dziecko nawet mniej niż ja ogląda. Nienawyknięte jest.

Ja nie uważam lat 70 za wspaniałe. Nie wiem gdzie Pan to wyczytał. Kanały informacyjne były różne i było ich coraz więcej. Choć faktycznie, zagłuszarki przeszkadzały.

Czy ilość się odbija na jakości?

Och nie wiem, Szanowny Panie. Mogę wyliczyć Panu całkiem ładną przygarść amerykańskich seriali, które są warte oglądania. Także ze względu na ładunek intelektualny i, za przeproszeniem, aksjologiczny.

Podobnie mógłbym wyliczyć komiksy mające większą wartość artystyczną, niż produkcje Opery Narodowej.

Nie ma prostych, arytmetycznych odpowiedzi.

Pozdrawiam serdecznie


Odysie,

wybacz, że się wtrącę, ale mam takie spostrzeżenia, że liczba kanałów (co za słowo!) w telewizorze nie ma żadnego wpływu na objętość materiału do przetwarzania, ponieważ, jak sama nazwa wskazuje, mamy do czynienia tylko z odbiornikiem oraz odbiorcą/konsumentem. Według mojej wiedzy, żadne przetwarzanie tam nie zachodzi. Całkiem możliwe dlatego, że to co jest puszczane, jest już wysoko przetworzone, albo raczej pogryzione, no papka po prostu.

I co to ma do rzeczy w ogóle, skoro i tak jesteś nieposiadaczem? No to żadne alibi, hehe ;-)

A w ogóle, czy to jakieś Stowarzyszenie Nieposiadaczy Telewizora? Bo ja też nie posiadam. Znaczy gdzieś stoi/leży, ale nie mam pojęcia gdzie mianowicie.

Ukłony dla Rodzinki


Panie Lorenzo,

a czy to prawda,że pierwszy kopiec usypano, żeby unaocznić miejscowej publiczności, że ziemia faktycznie się zaokrągla?

Pozdrawiam dobranocnie


U nas, w Krakowie, Panie Yayco

malo kto wierzyl (i wierzy) w to, co widzi, bo to generalnie zmylka jest i dym. Pewnie Pan się z nami w tej kwestii zgodzi, bo na tym między innymi polega nasz konserwatyzm.

Po wtóre nie chcialbym zdradzac przedwcześnie elementów fabuly pewnego serialu z udzialem Smoka W., Szewca Skuby i Królika Krakowskiego.

Po trzecie – a musi byc Pan zlosliwy o tej porze? I pomyśleć, że w dobrej wierze popelnilem egzegezę niektórych, niezrozumialych dla obcokrajowców, fragmentów tekstu p. Consolamentum.

Dobranoc z Panem:-)


Nie muszę Panie Lorenzo,

ale akurat mnie naszło.

Pozdrawiam


Panie Yayco, Sergiuszu

Ja nie w Pańskie usta, szanowny Yayco, wciskałem że siedemdziesiąte były wspaniałe. Tak mi się napisało. Podświadomość zadziałała czy co.

Ale jak się jeszcze załapałem, by w tej dekadzie się urodzić, to mam prawo tak ją nazywać, nie? Zresztą z połowa mojej ulubionej muzyki to z tej epoki jest.

A co do kanałów jeszcze. Z tymi telewizyjnymi to tylko taka słowna zabawa, że dziś jest dużo, dużo więcej. Informacji. Z różnych źródeł, o różnej naturze.

Co MacLuhan by napisał o internecie i takim TXT, czy Wikipedii, że o Googlach nie wspomnę?

Skoro już metodę RTV na tle druku porównywał do łowienia już nie wędką czy siecią, lecz przez zmianę wody?

Tak czy siak, Sergiusz słusznie zauważa, że odbiorca nadal jest pojedynczy. I z tą powodzią musi sobie jakoś radzić. Może to takiej Arki nam trzeba?

Pozdrawiam sennie poziewając.


Nie ma sprawy, Panie Odysie,

zresztą może i jest.

Ale pewnie o tym napiszę osobno.

Co do telewizji, to moim zdaniem niczym nie rożni się od kiosku z gazetami. Nie ma obowiązku.

Pozdrowienia


Panie Yayco

chciałbym coś fajnego Panu zadedykować

wczoraj był ku temu lepszy kliamt ale dopiero dzisiaj na to wpadłem

dlatego wydaje się to byc bez związku no ale wkleję:)

z mojej ulubionej Ulicy Sezamkowej

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

dziękuję.

Wydaje mi się bardzo, wyjątkowo wręcz na temat.

Jakkolwiek na inny. Dzisiejszy.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość