Kij w szprychy

Jednym z ulubionych filmów młodzieży męskiej jest film Siedmiu wspaniałych. Stara to prawda i banalna. Wykorzystał to kiedyś pisarz Edmund Niziurski, ale w istocie rzeczy nie odkrył żadnej Ameryki. Po prostu ludzie myślą, że jak sami czegoś nie umieją, to kolega pomoże. A jak trzeba dużo zrobić, to trzeba mieć wielu kolegów, cząstkowo kompetentnych.

Taki mit organiczny. Jeden jest głową, inny mózgiem a jeszcze inny szyszynką. Przez grzeczność nie będę ciągnął analogii.

Mam wrażenie, że ten mit jest męski. Może się mylę i proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale mam wrażenie, że kobiety rzadziej orędują za takimi koncepcjami.

Mit wciąż żywy. Także wśród męskiej młodzieży starszej. Ot choćby wczoraj z wieczora, pan Merlot ogłosił, że będzie zbawiać Polskę. I powoła Drużynę. Do tego zbawiania znaczy. A dziś opublikował pierwszy skład zbawców.

Jako człowiek o złym charakterze postanowiłem uprzedzić zamiary pana Merlota. I trochę je obśmiać. Ponieważ czarne charaktery zawsze przegrywają – nie zdążyłem. Za długo pisałem ten tekst. Ale i tak się pośmieję. A ściślej: ponuro zarechoczę.

No, bo to przecież nic nowego. Wiadomo, że każda dobra powieść fantasy, opiera się na założeniu starszym od Siedmiu wspaniałych. Ba starszych nawet od Siedmiu samurajów. Jest ono banalnie proste: najpierw trzeba powołać Drużynę. A potem kazać jej zabić smoka, zbawić Rzeczypospolitą, albo zwalczyć kryzys wszechświatowy na rynku kredytowym

Jak mus to mus. Nie jest to wielki problem, bo zasady powoływania Drużyny są prościutkie. Narrativum jest tutaj mało wymagające.

Najsamprzód wódz i główny organizator.
Na czele drużyny powinien stać charyzmatyczny przywódca. W przypadku sporów doktrynalnych o umiejętności (musi być on i najmądrzejszy i najsilniejszy w pięści, i twardy, i delikatny, i najchętniej przystojny silnie, choć poznaczony bliznami), dobrze jest, jeśli dany mu jest znak. Od jakiejś siły nadprzyrodzonej. Dobry jest jakiś artefakt o mocy nadnaturalnej Na przykład powinien mieć on platynowy scyzoryk, blaszany ogryzek albo drewnianą stalówkę. Czy coś podobnego. Mniej więcej.

I powinien leczyć dotykiem. No.

Tak czy inaczej przywództwo jego nie powinno być kwestionowane. Jak taki zachoruje, to wszyscy siadają i czekają aż wyzdrowieje. Albo żeby jemu katzenjammer przeszedł.

Reszta drużyny w zasadzie powinna odpowiadać zasadom określonym przez Emila Durkheima odnośnie społeczności opartych na solidarności organicznej. Znaczy uwzględniać podział pracy.

Jeden gość powinien być w sobie silny, choć może nie żeby zaraz najbardzieć cwany z cwanych. Serce szczere, rozum marny, konstrukcja żelbetowa. Taki, co to jak przez drzwi przechodzi, to drzwi mogą się otworzyć, albo próbować pozostać zamknięte, to już ich wybór (Terry Pratchett).

Drugi powinien być dla odmiany słabosilny, ale cwany. Taki zazwyczaj strzela z łuku, albo noże rzuca. Może być, że sprytne składa wierszyki.

Kolejny powinien mieć umiejętności inżynieryjne, inny magiczne, następny jeszcze powinien umieć robić sztuczki z kartami. Jeden powinien wyglądać jak kawał chama, ale mieć szczerą i wrażliwą duszę. Może kochać zwierzęta, na przykład. Jeden powinien być strasznie zakochany. Nierzadko, że nieszczęśliwie.

Jak zawsze, ważna rola przypada głupkowi. Dostarcza on uciechy Drużynie i czytelnikowi. W końcu zaś zachwyca niespodziewaną odwagą, lub, nie mniej niespodziewanym, zdrowym rozsądkiem. Jeśli oczywiście ktoś się nie spodziewa. Nie przypadkiem literatura tego typu jest adresowana raczej do młodszego czytelnika.

I tak dalej i tak dalej. Jak drużyna jest nieduża, to można łączyć funkcje, ale należy uważać. Silnoręki składający wiersze jest wyzwaniem dla narrativum szalenie poważnym. Trzeba wiele talentu, aby takiego bohatera poprowadzić.

Ważne są wewnętrzne napięcia. Poszczególni członkowie drużyny powinni mieć jakieś tajemnice. Jeden może się okazać zdrajcą, na przykład. Przy czym zdrada może być ostateczne, albo przełamana przez poczucie nowej więzi i tożsamości. Z Drużyną. Zwykle za sprawą gorącej zupy podanej przemokniętemu zdrajcy przez kogoś, kto go przejrzał na wylot. W ostateczności można kazać się jemu zakochać.

Powinny się pojawić modele dualne. Na przykład stary mizogin (uosabiany w fantastycznych utworach przez krasnoluda) i młoda dziewuszka (elfy są niezłe). Wiadomo od początku, że się pobiorą (zaprzyjaźnią prawdziwie męską przyjaźnią), ale jak narracja siada, to zawsze można się skoncentrować na ich sporach i przepychankach. Coraz bardziej dobrotliwych i przypominających grę wstępną.

O tak. Dla wielbicieli wspólnotowości i współdziałania nie ma filmu nad Siedmiu wspaniałych i powieści ponad Władcę pierścieni.

Oni nigdy nie dorastają. To oni, co i raz lansują mityczny rząd ekspertów. To oni a contrario śledzą spiski, szukając drużyny przeciwnej.

To nawet zabawne jest. Jeśli jednak dorośliśmy, to warto dostrzec t jednak klika problemów.

Jeśli drużyna mam być uniwersalnym przekaźnikiem i kreatorem dobra. Musi się składać z kompetentnych indywidualności. I to jest sprzeczność sama w sobie. Albo się jest indywidualnością kompetentną, albo się działa w drużynie.

Ponadto cham zwykle jest chamem, a nie poetą ukrytym, a głupek silno ręki pozostaje głupkiem, który depcze rzeczy cenne, bo ich wartości nie rozumie. Feministka się nie dogada z gościem, który brak erekcji kompensuje bajaniem o męskiej dominacji. A przemądrzały mędrek – indywidualista nigdy nie da się przekonać o potrzebie wspólnego działania. I nie przestanie się mądrzyć. Jak widać.

Oczywiście ten problem można wyeliminować przez zbudowanie wspólnego celu. Ale to już jest fantastyka czystej wody.

Istotą narracji, opartej na drużynie jest quest. Innymi słowy: trzeba mieć, co najmniej mapę, a najlepiej dobrze wytyczony cel. Bo sama drużyna nic nie znaczy, jeśli nie wie, do czego dąży. Chodzi w kółko i pokrzykuje. Aż się zmęczy i usiądzie.

Jakimś cudem autorom udaje się przekonać czytelników, że zespól różnych jednostek może się zgodzić w kwestiach zasadniczych. Że wystarczy powiedzieć: Zbawcie Polskę!, a będzie to znaczyło to samo dla chama i dla poety, dla mizogina i kobiety wolnej, dla tchórza i dla bezmózgiego osiłka.

To samo dla lewaka i naziola, których łączy tylko dominujące w nich poczucie nienawiści do odmieńców. Odmiennie (można nawet powiedzieć, że odwrotnie) zdefiniowanych. To samo dla działacza lokalnego i przesiedleńca. To samo dla kogoś, kto przeczytał jedną książkę i dla kogoś, kto więcej zapomniał, niż inni zdążyli się nauczyć. To samo dla zwolennika prawnego nadzoru życia społecznego i zwolennika wolności osobistej. Tak samo dla zwolennika wolnego rynku i zwolennika ochrony grup zagrożonych wykluczeniem społecznym.

W konkretach, niezwiązanych z osią sporu, mogą się dogadać. Ale przecież nie zmieszczą się w jednej Drużynie. Bo niby jak?

Otóż pragnę publicznie oświadczyć, że nie będzie. Będę się upierać, że nie ma dla nich tożsamej i wspólnej Polski. Nie na poziomie ich indywidualnych marzeń i wyobrażeń. Może, w razie zagrożenia mogliby jej bronić przed najeźdźcą. W to nie chcę wątpić. Nie śmiem. Każdy ma jakieś marzenia, ja też. Ale taka, czysto negatywna wspólnota nie przełoży się na wspólne budowanie. Bo nie.

Ośmielam się twierdzić, że potrafię wykpić (szczerze, lub dla samej zabawy) każdy uniwersalny program naprawy Rzeczypospolitej. I mówię to, jako ktoś, kto (wstyd przyznać), trochę wie o praktycznych naukach społecznych. Niedużo, bo tylko tyle, ile wynika z obowiązków i zaplecza dyscyplinarnego, ale zawsze. Może dlatego też wie, że takich rzeczy nie robi się przez powołanie drużyny. A ściślej – nie od tego się zaczyna.

Żaden rząd ekspertów nie powstanie. Żadna drużyna blogerów nie zbawi Rzeczypospolitej. I dobrze.

Bo nie ma takiej potrzeby. Dobro Rzeczypospolitej nie opiera się na dogadaniu się bieli z czernią. Kształt rzeczywistości opisują napięcia i sposoby ich rozładowywania, a nie zmyślone porozumienia, odgórnie kreowane pospolite ruszenia, szarwarki i odgórnie organizowane tłoki (jak ktoś ma wątpliwości to niech sobie czyta – czyny społeczne.

Moc truchleje wtedy, kiedy ludzie robią dobrze to, co robić umieją, dążąc do celów, którzy sami sobie stawiają. Ich działania zderzają się z innymi i rodzą się kompromisy. Nie z ugody, ale z rozłożenia sił. Kompromis nie jest po środku drogi. Cele są uzgadniane względnie spontanicznie na poziomie wspólnot kulturowych i (w sprzyjających okolicznościach) przenoszone na poziom makrostrukturalne. Z dobrych działań jednostkowych składa się dobro wspólne.

Moc truchleje, kiedy zawiązują się konfederacje. Spontanicznie i nieplanowo. Dla konkretnych spraw i przeciw wspólnym zagrożeniom. Kiedy ludzie przyłączają się do tego, do czego chcą się przyłączyć i odchodzą, jak im już nadojadło.

Kiedy wspólnotowcy budują Drużyny, Moc się śmieje i spokojnie siada do kolacji. Wie, że nie będzie tam prawdziwych indywidualności a jedynie posłuszni wykonawcy. Nie od razu. Po prostu indywidualiści się nie sprawdzą i zostaną zastąpieni. Bo Drużyna, Drużynie, z Drużyną. Czy jakoś tak.

Wcześniej czy później wódz takiej Drużyny uzna, że czas, aby odpowiedzieć na wszystkie pytania. Wstanie i – jak niejaki Uljanow – powie:

Jest taka partia!

Bo ostatecznym sensem Drużyny o celu uniwersalnym, jest sama Drużyna. Nic więcej.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Jako stary harcerz...

oraz od dawna pracownik korporacji różnorakich (tfu!) nie mogę przyznać Panu racji w stu procentach.
Ale poczynił Pan wiele bardzo celnych uwag merytorycznych a niektóre wręcz przezabawne, bo błyskotliwie komentujące skład Drużyny Merlota.

Powinny się pojawić modele dualne. Na przykład stary mizogin (uosabiany w fantastycznych utworach przez krasnoluda) i młoda dziewuszka (elfy są niezłe). Wiadomo od początku, że się pobiorą (zaprzyjaźnią prawdziwie męską przyjaźnią), ale jak narracja siada, to zawsze można się skoncentrować na ich sporach i przepychankach. Coraz bardziej dobrotliwych i przypominających grę wstępną.

A tu już jest bardziej poważnie i bardzo celnie:

Istotą narracji, opartej na drużynie jest quest. Innymi słowy: trzeba mieć, co najmniej mapę, a najlepiej dobrze wytyczony cel. Bo sama drużyna nic nie znaczy, jeśli nie wie, do czego dąży. Chodzi w kółko i pokrzykuje. Aż się zmęczy i usiądzie.

Jakimś cudem autorom udaje się przekonać czytelników, że zespól różnych jednostek może się zgodzić w kwestiach zasadniczych. Że wystarczy powiedzieć: Zbawcie Polskę!, a będzie to znaczyło to samo dla chama i dla poety, dla mizogina i kobiety wolnej, dla tchórza i dla bezmózgiego osiłka.

To samo dla lewaka i naziola, których łączy tylko dominujące w nich poczucie nienawiści do odmieńców. Odmiennie (można nawet powiedzieć, że odwrotnie) zdefiniowanych. To samo dla działacza lokalnego i przesiedleńca. To samo dla kogoś, kto przeczytał jedną książkę i dla kogoś, kto więcej zapomniał, niż inni zdążyli się nauczyć. To samo dla zwolennika prawnego nadzoru życia społecznego i zwolennika wolności osobistej. Tak samo dla zwolennika wolnego rynku i zwolennika ochrony grup zagrożonych wykluczeniem społecznym.

A tu jeszcze jeden fragment, który jednak ma rację bytu o tyle, o ile mówimy o Rzeczach Naprawdę Wielkich. A przecież są też Rzeczy Naprawdę Ważne, które nie aspirują do Naprawdę Wielkich.

Bo nie ma takiej potrzeby. Dobro Rzeczypospolitej nie opiera się na dogadaniu się bieli z czernią. Kształt rzeczywistości opisują napięcia i sposoby ich rozładowywania, a nie zmyślone porozumienia, odgórnie kreowane pospolite ruszenia, szarwarki i odgórnie organizowane tłoki (jak ktoś ma wątpliwości to niech sobie czyta – czyny społeczne.

Twierdzę, że Drużyna może powstać i może dobrze działać. I nie są to tylko czcze teorie speców od HR czy cóś tam. Widziałem w praniu, że działa.
Ale jeszcze raz powtórzę Pana uwagi są celne, bo odnoszą się bardziej do skali makro-makro.

Pozdr


ale czy drugą stroną medalu

“Siedmiu wspaniałych” nie jest “Parszywa dwunastka”? a może jest też trzeci wymiar? (“Drużyna A”)

model pracy zespołowej może więc być różnie determinowany:

altruizmem
żądzą zysku
potrzebą zabawy
przymusem (wewnętrznym lub zewnętrznym)

jak i przez wiele innych determinantów …

***

yayco

Żaden rząd ekspertów nie powstanie. Żadna drużyna blogerów nie zbawi Rzeczypospolitej. I dobrze.

gdyby było odwrotnie to żarówki świeciłyby 100 lat a samochody jeździły na wodę ... tylko czy to dobrze?

***

yayco

(...) nie ma dla nich tożsamej i wspólnej Polski. Nie na poziomie ich indywidualnych marzeń i wyobrażeń.

i to jest sedno problemu! o ile dla kogoś jest to problem

drugi biegun ...

zdrowia życzę :)


Panie Rafale,

i tak mi nikt nie uwierzy, ale zacząłem ten tekst pisać, zanim pan Merlot opublikował skład drużyny. Niekoniecznie należy odnosić moje uwagi do jego propozycji.

Szczerze mówiąc stawiałem na inny skład. Ale nie chciało mi się zmieniać tekstu. Jakoś dziś mi się mało chce zmieniać tekstów. No.

I zgadzam się z Panem, co do wartości działań zespołowych na rzecz konkretnych celów. To oczywiste jest.

I wiem, jak należy konstruować zespoły zadaniowe. Naprawdę.

Na przykład wiem, że najpierw trzeba zdefiniować zadanie. I wiem, że nie można uważać, że w każdym jest coś, co się przyda. I wiem, że osiąganie zamierzonych celów to nie to samo, co szukanie w każdym jego dobrych stron.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Docencie,

dla mnie to nie jest problem. Co chciałem w tym tekście wyraźnie powiedzieć.

Nie widzę nic złego w tym, że ludzie mają rożne wizje świata.

Natomiast nie widzę powodu, żeby ze wszystkimi rozmawiać.

I nie widzę możliwości, żeby ze wszystkimi współpracować.

Ludzi jest dużo.

Pozdrawiam serdecznie


>Panie Yayco

absolutnie nie miałem na myśli Pana pisząc, że ktoś ma problem. zresztą to, że nie ma Pan problemu można wywnioskować z tekstu :).

nie mam namyśli też Merlota, który ogłosił kasting na Drużynę.

są jednak ludzie, którzy by chcieli pewnej homogeniczności zarówno w celach (wizjach) jak i sposobach ich realizacji (co logiczne). nie chodzi mi o nikogo konkretnego.


Oczywiste, nieoczywiste

Nawet w światłych korporacyjach różnego autoramentu i rodzaju to nie jest takie oczywiste, że warto działać zespołowo. Wiem co piszę ;)

Co racja to racja. dla ratowania Rzeczpospolitej tylko konfederację trza zawiązać!
Kupą mości panowie, kupą!

Pozdrawiam serdecznie


Domyśliłem się Panie Docencie,

ale na wszelki wypadek wolałem się okopać. I oflagować.

Homogeniczność jest, tak czy inaczej osiągana. Na różnych poziomach strukturalnych, a jak ktoś woli bardziej miękko – kulturowych. I w różnym stopniu. I z różnej perspektywy.

Natomiast przesadne akcentowanie tego co wspólne, przy odchodzeniu od tego co sprzeczne jest zwykle samooszukiwaniem się. A czasem przyczyną niepowodzeń.

Mnie w ogóle o nikogo konkretnego nie chodzi. Gdzieżby nawet. No.

Pozdrawiam


Panie Rafale,

ja mam na korporacje spojrzenie specyficzne. I zapewne niereprezentatywne.

No i odrobinę zaplecza, rzekłbym, że zawodowego.

Prywatnie, to ja lubię zarządzanie przez konflikt, ale to w tych rzadkich przypadkach, kiedy zarządzam. Natomiast jak mną zarządzają, to wolę współdziałanie celowe. Dla lenia (a jestem leniem) działąnie zespołowe jest fajniejsze. Łatwiej się ukryć.

Zespoły eksperckie też są niezłe, ale tylko wtedy jak są co najmniej dwa, konkurencyjne. Bo inaczej to uprawiają intelektualny chów wsobny.

Pozdrawiam


>Panie Yayco

yayco

Homogeniczność jest, tak czy inaczej osiągana. Na różnych poziomach strukturalnych, a jak ktoś woli bardziej miękko – kulturowych. I w różnym stopniu. I z różnej perspektywy.

to jest jak z tą generalizacją. raz jest dobra raz niekoniecznie. musi istnieć jakiś kod, który nas unifikuje w skali makro, ale jednocześnie musimy jakoś się odróżniać żeby nie było jak w “Metropolis” :)

ale z drugiej strony ten kod jest tym co może być zarzewiem totalnej rozpierduchy o ten kod właśnie (a dokładnie o metodę jego odczytywania).

np gdzie 2 tam 3 różne zdania, chociaż przecież my ułani i tacy bitni, 40 do 1, Samosierra, Monte Casino itp.

pzdr


He, he

Prywatnie, to ja lubię zarządzanie przez konflikt, ale to w tych rzadkich przypadkach, kiedy zarządzam.

Dobre, naprawdę dobre! Chyba każdy tak ma!

Natomiast jak mną zarządzają, to wolę współdziałanie celowe. Dla lenia (a jestem leniem) działąnie zespołowe jest fajniejsze. Łatwiej się ukryć.

Okazuje się, że mądre głowy na tzw. Zachodzie już dostrzegły wielką rolę leni (takich kotów, które leżą, leżą, ale jak już sobie coś znajdą i zaczną robić to tylko wióry lecą) i pozwala im się właśnie na taki styl pracy. Czytałem kiedyś fajny wywiad z Eichelbergerem na ten temat.
Ale czy w Polsce jest na to klimat? Chyba nie…

Pozdr


Panie Docencie,

mam Pan rację, obawiam się.

Ale takich kodów jest wiele.

Niektóre mają wyłącznie znaczenie opisowe, a inne dają się w coś sensownego składać.

Co więcej są sytuacje, kiedy totalna rozpierducha jest zalecana i sensowna, a są takie, że pokazuje bezsens inicjatywy (choćby z perspektywy historycznej).

Przerażają mnie jedynie Ci, co uważają, że posiedli uniwersalną metodę czytania kodów.

Pozdrawiam


Panie Rafale,

zarządzanie przez konflikt jest tak proste! I zarazem skuteczne.

Wystarczyło, bym się zdystansował (co było do przewidzenia przecież), a już Inicjatywę Zbawiania popierają wszyscy, którzy mnie nie lubią. Tak to działa. Co prawda nie wierzę, żeby zaraz zbawili Rzeczypospolitą, ale może faktycznie, dla samego zrobienia mi na złość, coś zrobią. Sensownego. I to już będzie sukces. Albo co najmniej odmiana.

Oczywiście, nie chcę przez to powiedzieć, że tylko oni poprą tę inicjatywę. Bynajmniej. Oni też. Tym się różni odruch serca od zarządzania. Czy jakoś tak.

Co zaś względem leni, to dobrze zorganizowany leń zawsze przetrwa. I da sobie radę. A przy okazji, chroniąc swoje lenistwo, zrobi parę sensownych rzeczy. Sensowniejszych niż produkty bezmyślnych pracusiów, bo silnie uwarunkowanych imperatywem lenistwa.

Proszę zauważyć, że leń robi raz a dobrze. Jakby robił byle jak, to by musiał poprawiać. I by się zmęczył od tego, obawiam się.

Pozdrowienia leniwe, wysokiej jakości


Panie Yayco,

Pan to jest taki trochę siedemdziesiąt siedem, obawiam się. Starannie Pan podkreśla, że nikt Pana nie lubi i wszyscy się zmawiają, jakby tu Pana strącić z Parowozu Dziejów, bo jako ten hamulcowy tylko Pan przeszkadza.

Może dla równowagi trochę niezrozumiałej muzyki?

object width=“425” height=“344”>

pozdrawiam, na stację benzynową się udając


Panie Yayco

Nieprawda.

Ja Pana lubię, mogę tak powiedzieć już, a popieram inicjatywę jako stary harcerz i entuzjasta.

Więc to chyba zły trop jest ;)

Dostrzegam tu trochę przyjemnej megalomanii…

Pozdrawiam niestety pracowicie, bo żona goni, znaczy zarządza przez konflikt :D


>Pino

Pan Yayco to nawet ’76 :)

...


Pani Pino,

proszę mi tu bez tego typu propagandy. Jeszcze ktoś zrozumie i dopiero będę miałą przerąbane. I umoczone.

Za to niezrozumiałą muzyka w wykonaniu_starego dziada_ bardzo na miejscu. Szkoda, że nic nie rozumiem, swoją drogą.

Co zaś do Parowozu Dziejów, to chyba nie. Jaja sobie robię ze starszoharcerstwa i tyle.

Już gdzieś to pisałem,że dla mnie TXT jest rozrywką i nie rozumiem tych, dla których jest czymś więcej. Podkreślam: to ja nie rozumiem. Nie znaczy to, że dla nich jest to niezrozumiałe, albo, że koniecznie mam rację.

Ja się przy swojej racji upieram tylko tak długo, jak długo ktoś mnie nie przekona.

A jeśli idzie o pracę, to można mnie przekonać wynikami takiej pracy, a nie gadaniem. No.

Pozdrawiam

PS Pani ma samochód, Pani Pino? No, no. Trzeba zacząć na siebie bardziej uważać.


Panie Rafale,

przecież wyraźnie napisałem, że nie tylko tacy. No.

Ja nie neguję zaangażowania, jak już wspominałem. Natomiast bawi mnie idea aby się najpierw zorganizować, a potem zastanowić w jakim to mianowicie celu.

Jak komuś pasuje, to ja mogę być celem. Pośrednim i negatywnym.

A co do megalomanii, to oczywiście ma Pan rację, choć wyważa Pan otwarte drzwi. Cierpię na nią w niebywałym wręcz stopniu, wstaję z łoża boleści tylko po to, żeby manipulować, ewentualnie paść moje rozrośnięte eggo. No.

Pozdrawiam, zwłaszcza, że już jestem po obiedzie i mam troszkę wolnego


Panie Stopczyku,

no co ja mogę?

Ja mogę chyba tylko to:

No.

Szacuneczek


Pan, Panie Yayco,

to jak zwykle jako dziecko szczęścia chadza. Bo ten pojazd czterokołowy będący pod wpływem Pani Pino to, jak przypuszczam, atmosferę odpowiednią w mieście stołecznym Krakowie tworzy.

Zaś co do tego Pańskiego niezrozumienia, to czy jest Pan pewien, że nie ma Pan korzeni w naszym szacownym grodzie?

Bo zauważam u Pana charakterystyczną cechę obywateli naszego miasta, mianowicie cijanie czyli efektywne nader wykorzystywanie przez krakowian danych im od Boga specjalnych zdolności intelektualnych (Krakowiaczek ci ja, w Krakowiem się rodził, jeszczem roczku nie miał, już do szkołym chodził).

Pozdrawiam cijająco


Panie Lorenzo,

już się mnie Pan pytał.

No nie mam. Ja w ogóle jestem płytko ukorzeniony.

A jak już poszukać, to raczej w rejonach gdzie mawiano:

I ja nie ja, i chata nie moja.

Pozdrowienia dla Pana wyraziste przekazuję


Panie Yayco

Jestem skłonna wiele postawić, że Pino to po fajki poszła na tę stację, a nie pojechała po benzynę, ale co tam. Okaże się.

Na zarządzaniu się nie znam żadną miarą. Przed konfliktami staram się umykać jak się da, o ile się da.

Podoba mi się ten wątek w rozmowie tutejszej o lenistwie. Bliskie mi jest to lenistwo, że strach. Nie wiem jak Pan, ale ja na przykład taką sobie aktywność zawodową wybrałam, żeby robiąc sporo mieć poczucie, że właściwie nie pracuję.

Udało mi się nawet umknąć z listy Pana Merlota. Jaka ja przewidująca, nieprawdaż.

W tym kontekście widać wyraźnie, że zaganianie mnie do rewolucji i budowania na nowo czegokolwiek jest trudne. Zbudowanie właściwej motywacji, która byłaby skuteczna jest co najmniej ryzykowne.

Bo jak już się zbiorę w sobie…

No nic. Pozdrawiam Pana.


Uuuch!, Pani Gretchen,

a potem ewentualnie “Jeb!”

Ja zaś, miła Pani Gretchen, jestem zwolennikiem pracy, którą się lubi, i za która płacą całkiem niezłe pieniądze. Co wcale lenistwa nie wyklucza. Przynajmniej od czasu do czasu.

Podrawiam więc leniwie

abwarten und Tee trinken


Pani Gretchen,

Pani to by chciała na dwa targi z jedną... tą no… nieważne zresztą. Pewnie mi się coś zwidziało.

Albo się jest leniwym proszę Pani, albo się robi do nocy. Nie da się oba na raz, obawiam się.

Nie da się być po stronie Drużynowego, a u mnie zapisywać się do stronnictwa niezaganianych.

Nie da się być na dobrej stopie ze wszystkimi. Można unikać konfliktów, ale bodaj tylko wtedy, kiedy się wykorzystuje cudze konflikty. Oczywiście można nie wybierać, ale lepiej nie dziwić się, że inni wybierają.

Czasem na przykład trzeba się za czymś opowiedzieć. I potem przy tym trwać.

Bo jak nie to… Wie Pani jaka jest różnica między kukurydzą prażoną, a mamałygą? No.

To ja już wolę pękać od ognia.

Pozdrawiam

PS Co do Pani Pino, to ja żartuję, a nie nie zgaduję. Pozwalam ludziom mówić za siebie. Jak zechce Pani Pino, to powie. A jak nie, to będę się starannie rozglądał, wychodząc na świerze powietrze. Bo ja wolę być żywym i ostrożnym.


Panie Lorenzo,

z tą herbatą to niegłupi pomysł. I jeszcze sobie brandy jakieś podłej naleję...

A z kuchni zapach pierniczków dochodzi…

Niegłupio. No.

Pozdrawiam


Ha, Gretchen

Jednym słowem trzeba się do bandy jakowejś zapisać ;)
Trzeba się dodokreślić, zdefiniować, opowiedzieć!

Nie ma letko. Świat nie chce jednak indywidualistów. I jak się okazuje Pan Yayco też nie chce i daje temu wyraz wyraźnie.

I co teraz? I co z tym Droga Gretchen zrobisz?

Pozdrawiam jednak już leniwie, przedwieczornie


Panie Yayco

znam to na pamięć a zawsze wzrusza … :)

dzięki


No patrz Pan, Panie Yayco,

a to ci zaskoczenie! Moja Córka bowiem wpadła niemal na ten sam pomysł i piecze piernik angielski z bakaliami. A zaczęło sie niewinnie od herbaty:-))

Pozdrawiam w oczekiwaniu na piernik

abwarten und Tee trinken


Panie Rafale,

a co, wyobraża Pan sobie bandę indywidualistów?

Z outsiderem na czele?

Ja nie odrzucam ludzi zbyt często. Odrzucam idee band i antyband, stanowiących ich czysto logiczne zaprzeczenie.

Pozdrawiam


Panie Stopczyku,

bo to jest piękne, cóż zrobić.

To ich pierwsza piosenka jaką usłyszałem. W moim wieku potrzebny jest jakiś punkt zaczepienia. Ten wystarczył.

Pozdrowienia


Widzi Pan Panie Lorenzo,

nic tak nie łączy jak herbata i zapach piernika.

Co śmieszne, u mnie w kuchni też Dziecko urzęduje, co mnie dziwi i zachwyca jednocześnie.

Pozdrowienia


o szyt!

piernik! :D


Panie Yayco

“Nie da się być po stronie Drużynowego, a u mnie zapisywać się do stronnictwa niezaganianych.”

Pan to poważnie pisze, czy to jedynie zabieg stylistyczny?

Poza tym nie byłam i nie jestem zapisana do czegokolwiek. No może w dzieciństwie, ale to było dawno dość.

“Nie da się być na dobrej stopie ze wszystkimi.”

Pewnie się nie da, ale można się starać. Co więcej uważam, że warto się o to starać. Jeśli konflikt jest stanem premanentnym, to staje się stanem patologicznym, moim zdaniem.
O ile się przytrafi, co normalne się wydaje, dobrze jest wyznaczyć jakieś warunki jego zakończenia. Często to działa i udaje się z konfliktu wydostać – dla mnie to zazwyczaj wiąże się z poczuciem ulgi.

Jeżeli nie zadziała, nie da się warunków wyznaczyć, krótko mówiąc nic się nie da zrobić, to wtedy drogi ludzi się rozchodzą najczęściej. A z taką sytuacją już każda ze stron musi sobie sama poradzić, ułożyć to w sobie w jakiś sposób.
To jest najsmutniejsze rozwiązanie.

“Czasem na przykład trzeba się za czymś opowiedzieć. I potem przy tym trwać.”

Święta racja. Podpisuję się choćby i kopytkiem pod tym zdaniem.
Mam poczucie, że ja się za czymś opowiedziałam. Pisałam o tym sporo ostatnio, a też wyżej odrobinę. I pracuję nad tym z całych sił.

Może to oznaczać dla Pana mamałygowatość Gretchen, lecz dla mnie to właśnie jest trwanie przy tym, za czym się opowiedziałam. Bardziej mnie boli kiedy odstępuję od tego, niż kiedy mi się udaje. Dość to banalne, ale tak to czuję.

Pozdrowienia dla Pana.


Panie Yayco

Banda indywidualistów jak najbardziej występuje często właśnie w korporacjach i innych takich. Właściwie to się nawet czasem szuka kandydatów pod takim kontem.
Natomiast outsider jako szef takiej bandy? Rzadko albo i nigdy. Ale to jest właśnie ból, bo taki outsider to jednak bandę by pociągnął.

Pozdr


Rafał

No tak zrobiłam, jak czuję.

“Świat nie chce jednak indywidualistów. I jak się okazuje Pan Yayco też nie chce i daje temu wyraz wyraźnie.”

Tak, widzę.

Pozdrawiam niedzielnie i urlopowo nadal.


Pani Gretchen,

obawiam się, że niewiele zrozumiałem z tego co Pani napisała. Z góry zatem przepraszam za ewentualne skutki tego niezrozumienia.

Być może nie śledzę wystarczająco. To wydaje się dość prawdopodobne.

To co Pani była łaskawa nazwać zabiegiem stylistycznym, było próbą zwrócenia uwagi na to, że w sytuacji, gdy są prezentowane sprzeczne ze sobą stanowiska, to ktoś kto opowiada się za obydwoma wygląda dziwnie. Co najmniej.

Co do konfliktów (bo tu wydaję się trochę rozumieć) to oczywiście można twierdzić, tak jak Pani. Więcej nawet – można konflikty zostawić innym, a samemu grzać się w słońcu niezaangażowania. I mieć nadzieję, że nigdy nie staniemy się stroną konfliktu.

Ale wcześniej czy później każdy sam się zderzy z konfliktem i jak to słusznie Pani zauważa – każdy będzie musiał sam sobie z tym poradzić.

Moim razem lepiej być do tego przygotowanym.

Przykładu z mamałygą to Pani, z kolei, nie zrozumiała. Mniejsza z tym, rzadko jadam mamałygę, więc nie chcę mi się w tej kaszy babrać. W każdym razie nie miałem zamiaru porównywać pani do mamałygi. Niby czemu?

No i życzę wytrwałości w dokonanych wyborach, pozdrawiając


Jak tylko sie upiecze, Panie Docencie,

to pierwszy kawałek spożyję za Pańskie zdrowie:-) I zaraz napiszę jak smakuje!

Podrawiam sadystycznie:-)

abwarten und Tee trinken


Panie Rafale,

ja nie używam słowa banda w sposób dowolny. Nawiązuję tutaj do pewnej wcześniejszej koncepcji pana Merlota. Łatwo Pan znajdzie.

Uzgodnienie pojęć, to ważna rzecz, nieprawdaż?

Innymi słowy – widzę sens budowania zespołów złożonych z indywidualistów i tu nie ma między nami sporu. Natomiast w tym przypadku takiego sensu nie widzę. No.

Co do outsiderów, to myślę, ze nie po to są outsiderami, żeby się angażować w imprezy masowe.

Mam na myśli zwląszcza tych, którzy wyboru dokonali świadomi, lub co najmniej swoją pozycję zaakceptowali i znaleźli w niej ukontentowanie.

Po raz kolejny zresztą dodam, że cała ta rozmowa jest nieco na wyrost, bo nigdy się nie zgodzę, że najpierw się powołuje zespół, a potem kombinuje, co miałby zrobić. To jest strata czasu i ludzkiego zaangażowania. O umiejętnościach nie wspomnę.

Jak będziemy gadać o konkretnych zadaniach, to warto będzie podyskutować nad taktyką doboru zespołu, podziałem ról, funkcji i wykorzystaniem więzi nieformalnych, konfliktów i innych takich. Ale najpierw musiałbym wiedzieć, co jest do zrobienia. I czy to jest możliwe, dla przykładu.

Pozdrawiam praktycznie i projektująco


Panie Docencie,

to ja podobnie, jak Pan Lorenzo.

Na pohybel piernikowym przeklinaczom. No.

Pozdrowienia refleksyjne (bo się zastanawiam nad polewą dla piernika)


Panowie mój sięupiekł dlatego z takim okrzykiwem poleciałem do

kuchni. Wasze zdrowie jest dobry, ale za 3 dni będzie najlepszy, bo wiadomo – piernik musi odleżeć. :)

polewa? marcepanowa?

a co do mamałygi. zawsze można użyć eufemizmu – polenta i będzie po kłopocie ;-).


Jedna marcepanowa,

to jest jasne nawet

Ale nad drugą się zastanawiam. Chyba jednak czekoladowa z chińskim pieprzem. No.

Co zaś do polenty, to najlepsza jest z ossobuco (proszę wybaczyć Panie Docencie, ale taka jest prawda historyczna, hi hi).

A gdzie ja w niedzielę cielęce kolanko znajdę?

Pozdrowienia


"czekoladowa z chińskim pieprzem"

nigdy nie próbowałem chińskiego pieprzu. a czy ta mieszanka czekolady z pieprzem to podobna w smaku do tej na modłę aztecką z chilli?


Panie Yayco

Z tym zdaniem mam kłopot, zwłaszcza z wytłuszczonym przeze mnie fragmentem:

To co Pani była łaskawa nazwać zabiegiem stylistycznym, było próbą zwrócenia uwagi na to, że w sytuacji, gdy są prezentowane sprzeczne ze sobą stanowiska, to ktoś kto opowiada się za obydwoma wygląda dziwnie. Co najmniej.

Pisze Pan ktoś . Jeśli to taka ogólna uwaga dotycząca osób, które w ten sposób się zachowują to pełna zgoda. To wygląda dziwnie.

Natomiast jeśli pisząc ktoś ma Pan na myśli mnie, to proszę pisać wprost.

O ile uważa Pan, że ja się opowiadam za jakimiś dwoma sprzecznymi poglądami, to bardzo proszę o jakiś cytat, albo o cokolwiek co o tym mogłoby świadczyć. Proszę o to z takiego powodu, że nie jestem w stanie dostrzec bym tak właśnie zrobiła.

Unikanie konfliktów nie oznacza przecież braku zaangażowania. Mam wrażenie, że jestem osobą, która bardzo silnie się angażuje, także emocjonalnie w różne sprawy, projekty, zadania.

Unikanie konfliktów oznacza dla mnie poszukiwanie innych dróg komunikowania się z drugim człowiekiem niż tylko poprzez polaryzację stanowisk.

Oczywista sprawa, że konflikty mi się przydarzają, wciąż częściej niż bym chciała. Bywa, że mnie poniesie w rejony kosmiczne. Bywa, że krzyczę, bywa że trzaskam drzwiami, bywa że rzucam obelżywymi słowami.

Nadal jednak uważam, że to słaby sposób.

Konflikt, już tak na marginesie mówiąc, może być bardzo twórczy i użyteczny. Zależy jak się go wykorzysta.


Panie Docencie,

znacznie łagodniejsze.

Ten pieprz, bodaj czy on się nie nazywa u nas syczuańskim jednak jest od chili łagodniejszy. Zresztą spróbuję tego wynalazku pierwszy raz. Polewy, znaczy.

Bo czekoladę z takim pieprzem jadłem już kilka razy i mi smakowała.

Ale polewę zrobię jutro, bo mnie wyszła gorzka czekolada. A do pieprzu tylko gorzka, cholera. No.

Pozdrawiam


Pani Gretchen,

mówiąc wprost, to odniosłem wrażenie, że pogląd reprezentowany przez panią na blogu pana Merlota, jest sprzeczny z tym,który zaprezentowała Pani na moim.

Z mojej perspektywy to wyglądało tak, proszę wybaczyć uproszczenie, jakby próbowała Pani zagrzewać dwie armie pragnące zdobyć tę samą barykadę. Z dwóch stron.

Bo to co ja piszę jest zasadniczo sprzeczne z tym co pisze pan Merlot.

Jak Pani uważa inaczej, to trudno. Proszę spróbować przekonać pana Merlota, bo mnie Pani nie przekona.

Piszę ktoś, ponieważ zachowania takie nie są przypisane wyłącznie do Pani. Pozwalam sobie na uogólnienia.

A skoro się Pani nie poczuwa, to przepraszam, co Pani przeszkadza, co ja o innych piszę?

Proszę wybaczyć, ale ten tekst nie jest o Pani. W moim założeniu jest on o pewnym zjawisku. O tym, że dla niektórych banda jest ważniejsza od dobrze zaprojektowanych celów działania. Jeżeli to Panią uraża, to przepraszam, nic na to nie umiem poradzić.

Nie Panią pierwszą uraża to co ja piszę. Przyzwyczaiłem się.

Ale radziłbym nie brać mojej pisaniny do siebie.

A o tym, że konflikt jest twórczy to wiem. Mało tego, powyżej o tym rozmawiałem z panem Rafałem.

Pozdrawiam


Panie Yayco

tak syczuański. jakoś nigdy nie zdecydowałem się na zakup. co jest u mnie bardzo dziwne :)

po świętach kogoś poproszę to mi kupi

a pieprz (nawet zwykły czarny) i słodkie (nie tylko czekolada) to miód. właśnie grubo mielony pieprz i mód. dobre!


Panie Yayco

Mój pierwszy komentarz był do tekstu, a także do konkretnych wątków z rozmowy, która się pod nim wywiązała.
Nie wiem więc skąd to przypuszczenie, że ja uważam, iż jest to tekst o mnie.

O mnie natomiast było to, co Pan napisał w odpowiedzi na mój komentarz, i o tym rozmawiamy od jakiegoś czasu.

Zarzucił mi Pan konkretną rzecz więc staram się zrozumieć na jakiej podstawie.

Pod tekstem Pana Merlot nie wyraziłam żadnej opinii odnoszącej się do jego jednej strony (tej, z którą Pan polemizuje), jedynie odniosłam się do warstwy rocznicowej.

Pozwolę sobie zacytować:

“Pozwolę sobie (mimo wszystko hi hi) pogratulować Panu roku, Panie Merlot.

Chciałabym też skorzystać z okazji i powiedzieć publicznie, że jest to dla mnie wielka radość, że w moim świecie przestał Pan być jedynie awatarem.

Dziękuję za… i za… i za to też. A, jeszcze za to :)”

Nie ma tu słowa o tym, z czym Pan się fundamentalnie nie zgadza.
Dlatego tak mnie zdziwiło, że sformułował Pan wobec mnie taki zarzut.

Mnie nie uraża to co Pan pisze, skąd ten pomysł? Odnoszę się do sugestii, które są zawarte w Pana bezpośrednich do mnie wypowiedziach.

Wyłącznie do nich się odnoszę, w ostatnich swoich tutaj komentarzach.


Panie Docencie,

no jasne, że miód z pieprzem. Nawet w roztworze, ponikąd.

A co do słodkiego, to ja mam taą mieszankę czterech różnych pieprzów. W młynku. Sypię to na pieczywo z masłem. Prawdziwym.Na to miód, ale taki z tych gęstych, bielejących.

Pycha, po prostu.

Pozdrowienia słodko ostre


Pani Gretchen,

pozostaniemy zatem ze swoim wzajemnym niezrozumieniem.

Najwyraźniej ani ja nie rozumiem tego, co Pani pisze, ani Pani tego, co ja.

Przykro mi z tego powodu, ale nic nie poradzę.

Mogę przeprosić za swoje niezrozumienie, nie mogę jednak zrozumieć. Przepraszam.

Pozdrawiam Panią serdecznie i życzę dobrych Świąt Bożego Narodzenia


>Panie Yayco

yayco

A co do słodkiego, to ja mam taą mieszankę czterech różnych pieprzów. W młynku. Sypię to na pieczywo z masłem. Prawdziwym.Na to miód, ale taki z tych gęstych, bielejących.

takie miody są najlepsze bo naturalne. ja uwielbiam też ciemne miody spadziowe i też jak się scukrzają. a do pieprzu by pasował idealnie miód klonowy. raz jadłem, ale wyobrażam sobie, że takie zestawienie byłoby super.

smacznego ;-)


Klonowy, kanadyjski, jest świetny,

ale po prawdzie, to nie chciałem epatować.

Spadziowy to lubię sam w sobie, podobnie jak gryczany. A ostatnio kupiłem proszę Pana kasztanowy. Lejący, czego nie lubię, ale znakomity.

A tak z ciekawości, na jakim Pan robi piernik?

Bo u mnie na gryczanym i na gryczanej mące się jego prokuruje. Nie moja to jest sprawa, bo ja za polewę tylko odpowiadam, ale wiem, jako starszy nad zaopatrzeniem.

Pozdrowienia pachnące miodem


Piernik robię

na lipowym albo wielokwiatowym. u mnie ludzie mają pasieki, ale raczej pszczoły mało wymyślne miody im robią :)

najlepszy jest na spadziowym albo właśnie gryczanym! i oczywiście z porterem i kieliszkiem wódki ziołowej.


Przesadza pan z tym "kto nie z nami ten przeciw nam"

Jestem dumnym damskim bokserem
Cartoons Graphic Comments


Mad

kto nie z Mieciem tego zmieciem :) ... ja też nie z Wami, ale nie przeciw, a na pewno nie przeciw wszystkim ;-)


Ooooszszywiśssie...

:-)

Jestem dumnym damskim bokserem
Cartoons Graphic Comments


Tych pasiek to zazdroszczę,

zawsze to prawdziwy miód.

A tak to człowiek szuka, choć trudno znaleść.

Wódka do piernika, czy na zewnątrz?

Pozdrowienia


Każdy sobie może oceniać, jak chce.

Wedle swojego rozumu, na przykład.

Nawet zwłaszcza. Wtedy jest zabawniej.


Panie Yayco

Nie chcę wieszczyć, ale kurcze jakies wstrętne choróbska się po pszczołach przetaczają i niefajnie to wygląda,

pozdrawiam słodząc (a jakże) miodem gryczanym

prezes,traktor,redaktor


Niepotrzebnie pan sobie "wrogów" tworzy, panie Y.

Jestem dumnym damskim bokserem
Cartoons Graphic Comments


Panie Maxie,

się nie wyklucza.

Ja coraz częściej jakieś zagraniczne kupuję, bo na polskich jest małymi literkami napisane: miód spoza Wspólnot Europejskich, albo jakoś podobnie.

Pozdrawiam lokalnie


Mnie to nie przeszkadza.

Jak to ujął Andrzej Garczarek:

Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
Wrogów poszukam sobie sam

Czego i innym życzę


Nie będę się tam mądrzył

ale dostęp stały mam, przez związek pszczelarski w którym tak cześć rodzinki i znajomych działa, także póki co problemu nie mam,

jak coś służę:)

p.s a gryczanego Pan próbował tak przy okazji zapytam?

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


To ok, pański wybór

Cieszę się jednak, że mój stary/nowy przyjaciel B.B. King rzekł mi, iż szkoda czasu na dyskusję z panem. Szkoda czasu.

Dobranoc.

Jestem dumnym damskim bokserem
Cartoons Graphic Comments


No przecież pisałem Panie Maxie,

głównie do piernika, ale i na chleb.

Lubię, ale muszę uważać, bo mi kapie na odzież.

Ale pachnie dobrze.

Jak się będę wybierał na południe to się przypomnę, czemu nie.

Pozdrowienia


W pełni się zgadzam,

mnie też szkoda.

Tyle tylko, że ja rozmów tego typu nie nazywam dyskusją, tylko pieprzeniem głupot.

Jak zacznę wywieszać na marginesie kobiety w dezabilu, to zapraszam znowu.


No fakt, teraz znalazłem:)

widzę że i Docent sobie go chwali,

to i dobrze bo to bardzo fajny miód, spadziowemu niczego nie ujmując rzecz jasna

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


To prawda, Panie Maxie,

wyrazisty, jednoznaczny i z charakterem.

Rzadkie połączenie. Godne zadrości.

Pozdrawiam w tym duchu


wódka do środka

najlepsza ziołowa ale naprawdę gorzka – litewska 999 na przykład (jest u nas do kupienia). a ja w tym roku mam Gorki List z Czarnogóry. pięknie się gryzie ze słodkim.


>max

choróbska też, ale np. GSM-y pszczołom szkodzą. po prostu biedne tracą orientację.


Ciekawa koncepcja,

zastanawiam się (w tym kontekście) czy Ryski balsam by nie podszedł. Jak raz mam tego trochę.

Choć z drugiej strony – żona pewnie się nie zgodzi. Naleje piwa ciemnego i mnie pogoni.

Taki los piernikowy

Pozdrawiam


Panie Yayco

Szkoda, że koniec końców nie odniósł się Pan do istoty kwestii. Naprawdę szkoda.

Niezrozumienie jest łatwe, ale nic szczególnie nie wnosi. Tak można zakończyć każdą rozmowę,nawet zanim się ona zacznie. Jestem zdania, że warto się postarać zrozumieć.

Dobra wola, z akcentem na dobra, wystarczy.

Tym niemniej, w przeciwieństwie do Pana, coś zrozumiałam. Aż dwa dni mi to zajęło. Może tylko dwa?

W Pana religii to ważne Święta – związane z wybaczaniem i pojednaniem. Tego więc Panu życzę, z głębi mojego buddyjskiego serca.

Ciepłych lecz śnieżnych, i dobrych Świąt.


No to Panowie

właśnie spożyłem pierwszy kawałek angielskiego piernika z bakaliami produkcji mojej Córki. Baardzo smaczny i pikantny.

O dziwo zastosowana została mąka tortowa z dużą ilością bakalii, brązowego cukru, ziela angielskiego (!), które nadało całości odpowiedniego aromatu i krzepkości. I jeszcze jakichś ziół pikantnych. Ja się dołożyłem przywiezioną ostatnio Metaxą.

Piernik nie jest zbytnio ciemny, raczej lekki i pachnie nieprzytomnie. I jakże ciekawy smak.

Pozdrawiam smakowicie

abwarten und Tee trinken


Pani Gretchen,

co prawda nie wiem, co Pani zrozumiała, ale dwa dni to niezły wynik, moim zdaniem.

Ja ciągle nic nie rozumiem.

Mam wrażenie, że rozmowa na temat tego, czego nie rozumiemy nie byłaby specjalnie zajmująca dla czytelników.

Proszę to zrozumieć wprost: nie sądzę, żeby wszystkie rozmowy musiały być toczone publicznie.

Proszę raz jeszcze przyjąć wyrazy mojego żalu, że źle Panią zrozumiałem.

Dziękuję za życzenia i powtarzam swoje.


ziele angielskie to podstawa

jest tak nalewka, w której jest jednym z 3 głównych przypraw korzennych (obok goździków i cynamonu) ale nie pamiętam nazwy :)


Panie Lorenzo,

Metaxa do piernika? Tylko proszę mi nie pisać, że ta, co ją w porcelanowym wazonie sprzedają. Ona za dobra jest, obawiam się.

Proszę mnie uspokoić czym prędzej, Szanowny panie.

A piernika gratuluję i zazdroszczę. Ja muszę się smakiem obejść. Na razie. Ostry reżym przedświąteczny.

Pozdrowienia


Panie yayco,

yayco

Po raz kolejny zresztą dodam, że cała ta rozmowa jest nieco na wyrost, bo nigdy się nie zgodzę, że najpierw się powołuje zespół, a potem kombinuje, co miałby zrobić. To jest strata czasu i ludzkiego zaangażowania. O umiejętnościach nie wspomnę.

O cholera. A ja tak robię. Z bandami rozmaitymi, prawie całe życie. Najpierw gdzieś biegniemy, a potem zastanawiamy się, w jakim mianowicie celu i o co chodzi.

“Nie znam się na tym. – Właśnie dlatego dotarłeś tak daleko.”

pozdrawiam logistycznie i hucpiarsko


Pani Pino,

widzę, że się Pani wyrwała ze szponów automobilizmu. To dobrze.

Co zaś do biegania, to myślę, że za młodu to dość powszechna jest praktyka.

Potem trzeba walczyć z zadyszką, więc lepiej nie biegać po próżnicy.
Lepiej iść sobie spacerowo, ale za to tam, gdzie się chce iść. Na przykład: po coś.

Coś co w młodości bawi, w wieku dojrzałym męczy zazwyczaj. No offence

A logistyka to raczej jednak polega na planowaniu, miałem wrażenie. Coś się zmieniło w ciągu ostatniego ćwierćwiecza?

Pozostaję z uszanowaniem i pozdrowieniami


Uspokajam Pana, Panie Yayco,

to była normalna 7-gwiazdkowa Metaxa w zwykłej, acz smukłej butelce.

Tak sobie myślę, że jeśli to jest u mnie ostry reżym przedświąteczny, to jak te święta będą wyglądały:-)

Ale bez obaw – ja w święta ogólnie mało co jem. Tu dziubnę kawałeczek wędliny, tam odrobinka sałatki, okruszki ciasta itd. No i barszczyk do popicia oraz herbata po cygańsku czyli parzona z plasterkiem jabłka, najlepiej szarej renety.

Miłego oczekiwania na Święta Panu życzę

abwarten und Tee trinken


No to odetchnąłem,

lubię i taką, ale też używam jej kulinarnie.

Do sosów ostrych głownie. Jeśli ją mam.

Czy ja dobrze rozumiem, że Pan tak skubie przez trzy dni, bez przerwy?

Pozazdrościć.

Co czynię, pozdrawiając


Panie yayco,

plan wymyśla się po drodze, na zakrętach opracowując warianty awaryjne.

Co do automobilizmu, to dzisiaj jechałam z fasonem srebrnym volvo. Ze szponów jego wyrwałam się pospiesznie, ale tylko dlatego, że chwilowo byłam pozbawiona prawego oka i jechałam jako ten pirat, z czapeczką z jednej strony dość głupio nasuniętą.

Nie mówiąc o oglądaniu filmu w kinie ze łbem owiniętym szalikiem. Polak potrafi.

ukłony patentowe


Innymi słowy,

Pani Pino, jest pani piratem automobilowym?

Niefajnie. Nie popieram.

O tym kinie i szaliku, to nie zrozumiałem. Ja dziś mam kłopoty z rozumieniem, bodajże.

Ale, ze volvo? Fju, fju. Na bogato się Pani wakacjuje. Ale i kulturalnie (co po kinie sądzę).

Pozdrawiam z podziwem, mając nadzieję, że już Pani to drugie oko wróciło


panie Yayco

hmm – no chyba trochę tak jest, że drużynę to można tylko wtedy jakąkolwiek budować jak cel jest precyzyjny w miarę, nie za szeroki w zakresie i łatwy do mierzenia (w sensie postępów realizacji i osiągnięcia końcowego).

Inaczej to takie pitu, pitu :)

Ale jakby na to nie patrzeć mi trochę ciężko w takiej drużynie z reguły jest, szczególnie jak drużynowy jakimś wizjonerem się okazuje. Czego osobiście nie trawię z lekka, szczególnie jak mnie te wizje wypada realizować. Ale chyba najgorzej jak się taki przez przypadek trafi i nie za bardzo wie co i po co…

W sumie jako drużynowy też się męczę bo cierpliwości do innych mało – no chyba że się zbiorę w sobie i cel wart tego…

Ale ogólnie to najfajniej samemu :-) I cel wyznaczać i realizować. Tylko, że to dosyć ograniczone w sensie możliwości… Chyba, że czasu mnóstwo.

pozdrowienia przedświąteczne


Panie Jacku,

no to ja mogę tylko przytakiwać na to, co Pan napisał.

Ja jako drużynowy to zazwyczaj sam za innych robię, bo tak jest szybciej i lepiej.

I mniej się denerwuję od tego.

Pozdrawiam z rana


Zgadza się, Panie Yayco,

przez całe trzy dni, a moźe i dłużej. W przerwach turlając się ze psem na spacerach. Pies jest oczywiście nominalnie Córki. Co mi zupełnie, ani jemu nie wadzi.

Ukłony poniedziałkowe

abwarten und Tee trinken


Lorenzo

widzę że juz krygujesz się od zajęć :)

prezes,traktor,redaktor


Panie Yayco,

Wstąpiłem na chwilkę, żeby w duchu pełnego niezrozumienia, ale za to zaprawionego szczyptą irracjonalnej sympatii, złożyć Panu życzenia świąteczne.

Żeby były zdrowe i radosne – takie jak powinny być.
Takie jak pamiętamy od zawsze, takie jak kochamy.

Wesołych Świąt!


Eee tam, Maxie,

jeszcze dzisiaj mam rozmowy o poważnym kontrakcie. Żeby Wam zimno w przyszłym roku nie było:-) Mnie za to już się robi zimno, jak pomyśle o tych negocjacjach. Brrr…

A kolei nasi dostawcy z Czech już sobie zrobili święta.

abwarten und Tee trinken


Lorenzo

eee, to wszystki lasy chcą wyrąbać w mojej okolicy?

:)))

no ja do domu się przeprowadzam także licze na te wszystkie ekologiczne paliwa:)

prócz niebieskiego:)

no.

prezes,traktor,redaktor


Właśnie żeby Ci, Maxie,

lasów nie wyrąbali, to chcę trochę węgla z dalekiej Syberii sprowadzić. Albo z Donbasu. Może być także z Indonezji.

Dużo ciepła Ci życzę.

PS. Nie masz się kiedy przeprowadzać, tylko na Święta?

abwarten und Tee trinken


Lorenzo

na Święta?

No co Ty, myśle raczej długofalowo, coś ok. czerwca:)

Swoja droga miałeś na Bali człowieka…

Wiesz, jak człowiek się nudzi, jak naprzykład na tym Bali to luwakami się zajmuje zamiast pożyteczną robotą:)))

prezes,traktor,redaktor


Panie Lorenzo,

no to ja Panu zazdroszczę, niestety (bo to brzydko jest jakoby, żeby zazdrościć).

Głównie spacerów z psem., bo co do reszty to myślę, że jakoś dam sobie radę.

Pozdrawiam pośrod zakupowego chaosu


Panie Merlocie,

dziękuję, choć wolałbym, żeby były inne, najlepsze w swoim rodzaju i niczego mi nie przypominały.

I tego Panu też serdecznie życzę, pozdrawiając


Panowie Maxie und Lorenzo,

bardzo to jest ciekawe o czym piszecie.

Nie znam się ale dodam do tagów.

Pozdrowienia


Panie Yayco

z ciekawych rzeczy to napiszę Panu że niektóre banki to juz nawet nocą pracują

coś się zmieniło?

mną wstrząsnęło ale i ucieszyło jednkowoż, bo wstawać wcześnie nie lubię

no chyba że coś przegapiłem w miedzyczasie i wszyscy tak mają

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Wielka to jest wiadomość, Panie Maxie, choć niepewna,

mnie się we czwartek nie udało, na przykład, bo poszli spać z kurami w niektórym banku.

Na razie niektóre banki pozwalają lokaty zakładać bez wychodzenia z domu, co bardzo jest mi na rękę, obawiam się.

Zmiany zatem idą a ja dopisze banki do tagów. No

Pozdrowienia


Swoją drogą

ciekawe ile ich tam się zmieści, w tych tagach

Przyznam że na głupa spróbowałem, podobno głupi czasem ma szczęście.

Z tym obawianiem się to rzeczywiście, chociaż biorąc pod uwage pogodę, to może i lepiej póki co…

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie yayco,

dostrzegłam mym krytycznym okiem kosmetyczne zmiany w tekście. Podobają mi się one, te zmiany. Uważam, że teraz tekst zyskał paradoksalnie na ostrości. I wyrazistości.

Jak wyraziste są piosenki Saranieckiej, śpiewane przez Przemyk:

pozdrawiam, tłukąc w klawirkę, termin goni i Redaktor Naczelny nie ufa moim obietnicom, że jestem wypłacalna jak szwajcarski bank – jakoby kilka zbankrutowało ostatnio


Panie Maxie,

pogoda jest zabawna.

Bardzo wiosenna, obawiam się.

Kaszlę od tego. Niefajnie.

Pozdrowienia


Pani Pino,

faktycznie. Mniej więcej w pierwszych dwóch kwadransach wprowadziłem pewne zmiany. Cieszę się, że się Pani spodobały. Mnie też.

Podobnie jak spodobała mi się piosenka. No.

Pozdrawiam


Panie Yayco

Dobry jest jakiś artefakt o mocy nadnaturalnej

Igła? ;)

PS. Bardzo dobry tekst. Komentarzy teraz nie mam czasu.
Na razie tylko tyle, zupełnie bez sensu, co mi się skojarzyło.

Pozdrawiam wyindywidualizując się z rozentuzjazmowanego tłumu


Tak z obowiązku, Panie Yayco

bo setka ładnie wygląda:-)

Ale to miły obowiązek.

Ukłony

PS. Nie chcą mi dać nic słodkiego do jedzenia:-((
A robią mazurki, pierniki znowu, makowce. Sadystki!

abwarten und Tee trinken


Dzękuję Panie Odysie,

też jestem mocno nieczasowy, jeszcze mięso muszę zamarynować, żeby było na Pierwsze Święto…

Pozdrawiam Pana indywidualnie, ale nie zapominam o Pani Penelopie i Dziatwie, żwawo im machając


Panie Lorenzo,

102 podejrzany numer, ale cóż zrobić.

Mnie też już nic, proszę Pana, się nie należy, chociaż mam bąble od ciężkiej roboty z osadzaniem drzewa (drzewkiem cholery nie nazwę, bo bym skłamał).

Niewdzięcznośc i tyle.

Pozdrowienia


Panie Yayco

Relacja z kuchni:

A: nasyp mi szklankę maki

B: może być ta z uchem?

A: a jest napisane w przepisie że z szklanka ma być z uchem?

pozdrawiam sponiewierany

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

torby co się mają szczelnie zamykać, nie zamykają się.

Zapomniałem kupić mleka do moczenia schabu.

Musztarda smaczna, ale warząca się, cholera.

O drzewie nie wspomnę, bo piękne jest, choć łzami płakałem, ociosując.

No co zrobić.

Ale zła moc struchleje, proszę Pana. Już my jej cholerze pokarzemy! No.

Pozdrowienia


Panie Lorenzo,

abwarten to znaczy czekać, czy coś innego, bo wszelkie sprytne zakładki typu Worterbuch mam w laptopie, któremu dysk był wypadł?

Współczuję reżimu dietetycznego w domu – to skandal, tak męczyć człowieka. Osobiście już wstałam (wyspana) i za chwilę idę coś przekąsić.

pozdrawiam wakacyjnie


Zgadza się, Pani Pino,

choć ja bym to w tym układzie przetłumaczył: “napijmy sie herbaty i odczekajmy…[w domyśle] zobaczymy, co się wydarzy”.

A co Wy macie z tym wczesnym wstawaniem? Właśnie na Wiślnej minąłem Dyrektora Kazimierza M. dumnie pchającego na rowerze drzewko (drzewo?) świateczne. Oczywiście w czapeczce:-)

Pozdrawiam przedświątecznie

abwarten und Tee trinken


ooo

Nareszcie rozszyfrowany został podpis u pana Lorenzo.

Się ostatnio nawet nad tym zastanawialem co to znaczy, ale jakoś potem mi umknęło zapytać :-)

Bo niemiecki to ja nie znam za bardzo, choc 5 lat w szkole mnie męczyli… ;-)


Pani Pino,

jak Pani o tej porze wstaje wyspana, top ja się nawet nie będę pytał, kiedy się Pani sapać kładzie.

Nieporządek jakiś, obawiam się.

Ale pozdrawiam, na wszelki wypadek


Panie Jacku Ka.,

tak dola straganiarza pokątego (znaczy moja).

Dodam do tagów języki obce. Na wszelki wypadek dodam teżą ojczysty, co mi tam.

Pozdrowienia pośpieszne, ale mimo to staranne


panie Yayco

to będzie niedługo bardzo-szeroko-tematyczny post ;-)

pozdrawiam


Proszę też, Panie Yayco,

dodać do tagów “ciasta różne”. Bo jednak sprawiedliwość jest na świecie. Wczoraj mnie w nocy kobiety w domu sekowały, piekąc, a nie dając nic spróbować. Dzisiaj natomiast w pracy pani szefowa sekretariatu uraczyła nas wspaniałym makowcem, który właśnie pochłaniam:-)

Jak to mawiał pan Zagłoba? Zdrowie Wasze w gęby nasze czy jakoś tak?

Pozdrawiam usatysfakcjonowany

abwarten und Tee trinken


Panie Jacku,

taki los outsidera, obawiam się.

Zrobić ze mną razem się nic nie da. Ale zawsze można pogadać.

Pozdrowienia


Panie Lorenzo,

ma Pan rację, znowu się zagapiłem.

Muszę chyba zacząć osuwać jakieś przedawnione tagi.

Może to i lepiej…

Pozdrowienia

PS
A mnie do makowca dopuszczą dopiero w Pierwsze Święto. Ech…


Zagłoba

zawsze był, z Trylogii, najbliższą postacią mein Herz (powinien być Dativ, ale bo to ja pamiętam te odmiany? Gimnazjum klasyczne ukończyłam dawno).

Ach, Madej, wiecznie się przemyka po tym Wiecznym Mieście… :)))

Pozdrawiam znad herbaty jabłkowej oraz Heinekena – oleum musi mieć na czym do mózgu się unosić


Subskrybuj zawartość