Konstytucyjne abecadło. Czy konstytucja powinna być aktem normatywnym?

Pierwszy z wymogów, które zdaniem wybitnego, niemieckiego prawnika, Klausa Sterna wypada postawić państwu prawnemu, wygląda na prosty i łatwy do spełnienia.

Oto i on: państwo i władza w państwie opierają się na Konstytucji, która jest najwyższym aktem normatywnym

Brzmi banalnie, prawda? Wydaje się oczywiste. Tyle tylko, że jest tu jeden drobny problem. Co to jest ten akt normatywny?

Ponieważ na TXT bywają prawnicy, nie będę się kompromitował nieudolną uzurpacją i nie będę się starał tego wyjaśniać do końca i w całości. Jeszcze, żeby… Zwrócę jedynie Ewentualnemu Czytelnikowi uwagę na jeden element.

Niech Pomieniony Czytelnik przyjmie do łaskawej wiadomości, że prawnicy pojęciem aktu prawnego posługują się na dwa sposoby, które czasem się zbiegają w jedno, a czasem rozbiegają z dzikim wrzaskiem.

Jedno z tych ujęć, w istocie rzeczy, utożsamia pojęcie aktu normatywnego z pojęciem formalnego źródła prawa obowiązującego. W tym sensie przyjąć można, że jeśli pewne akty, ze względu na swoje cechy formalne (nazwę, organ wydający etc.) zostaną nazwane normatywnymi, to takimi będą. Niezależnie od swojej treści, jakości języka i ewentualnych wad. Takie ujęcie dla prawników jest ważne, bo mówi im, gdzie szukać, ale nas tu raczej może nie obchodzić, bo nic nam ani o prawie, ani o żadnej konstytucji nie mówi.

Można jednak na to spojrzeć inaczej. Akt normatywny, to taki akt formalny, dzięki któremu możemy konstruować wiążące prawnie normy, narzucające takie czy inne powinności i uprawnienia swoim adresatom. Jak się łatwo domyślić, te normy nazywamy normami prawnymi, a prawnicy niektórzy kłócą się, jak są one, z tych tam przepisów, o których będzie za chwilę, konstruowane. Niech się kłócą, od tego mają płacone. My nie musimy, więc puszczamy te kłótnie mimo uszu i idziemy dalej.

Takie stanowisko, które można by chałupniczo nazwać materialnym, aby je odróżnić od niewątpliwie formalnego stanowiska przedstawionego wcześniej, prowadzi do wniosku, że w istocie rzeczy (to nie ja wymyśliłem, więc proszę się mnie nie czepiać), każde zdanie takiego aktu (prawnicy te zdania nazywają przepisami) musi zawierać treść normatywną.

Ludzkim językiem mówiąc, każde zdanie aktu normatywnego (czyli – przepis prawny), powinno spełniać pewien wymóg – przepis powinien być elementem, co najmniej jednej normy, która coś komuś nakaże, zakaże, albo dozwoli (nieco upraszczając).
W akcie normatywnym tak rozumianym, nie ma słów zbędnych i zdań, które nic nie znaczą. Nie ma miejsca na pustosłowie i ornamenty. Jak coś jest napisane, to dla kogoś z tego wynika jakiś obowiązek? Albo uprawnienie. Zazwyczaj oba.

I to jest ok. Tak ma być.

Problem jednak jest z konstytucjami. Bo one są strasznie ważne. Naprawdę.

A jak coś jest ważne, to ludzie by chcieli, żeby jeszcze było to widać. Żeby konstytucja była gruba, albo – wprost przeciwnie piękna.

Ale co do piękna to ludzie się różnią. Wystarczy spojrzeć na cudze żony. Z konstytucjami jest podobnie.

Jak to często we świecie bywa, zwłaszcza w kwestiach estetycznych, są tutaj dwie szkoły. Pierwszą, z szacunku dla Klausa Sterna, nazwiemy sobie szkołą niemiecką. W jej ujęciu, konstytucja nie rożni się od żadnych innych aktów normatywnych. Możemy, z czystym sumieniem, nazywać ją ustawą zasadniczą.

Jeżeli w takiej konstytucji napisano, że mamy do czegoś tam prawo, to możemy na podstawie konstytucji domagać się realizacji tego prawa. Normalnie przed sądem, a czasem przed właściwym miejscowo trybunałem konstytucyjnym. Jeśli taki został przewidziany.

Proszę się nie nadmiernie nie spieszyć. To nie jest przypadek polski.

Drogą szkołę, przez brak szacunku, nazwę sobie francuską, wiedząc, że jest to niesprawiedliwe. No, niech mi ktoś coś zrobi, albo udowodni, że nadużyłem… No!

Tak szkoła powiada, że konstytucja jest aktem nie tylko najwyższym, nie tylko ustawą zasadniczą, ale też najwyższym aktem politycznej deklaracji. Fundamentem politycznego zamiaru, który może być wyrażany w konstytucji poprzez postulaty, wskazywanie celów i ogólnych kierunków rozwoju.

Oczywiście, w takim modelu powoływanie się na wprost konstytucję ma raczej mniej sensu. Czasem trafimy na prawo i jest ok, a czasem na deklarację. Co ciekawe, jak przychodzi, co do czego, to zazwyczaj trafiamy na deklarację. Taki zbieg okoliczności. Prawdopodobnie.

Dalekosiężne cele rozwojowe od tego są dalekosiężne, żeby nie dało się zadąć ich urzeczywistnienia już i teraz.

Oba modele konstytucyjne mają wady i zalety. Tak piszą w książkach.

Nie ukrywam jednak, że obcowanie z modelem drugim (mam nadzieję, że nikogo nie zdziwię twierdzeniem, że polska Konstytucja z 1997 roku, nie jest aktem normatywnym w przyjętym tutaj rozumieniu) skłania mnie ku rozwiązaniom niemieckim.

Co prawdopodobnie źle o mnie świadczy.

Na swoją obronę zauważę, iż szczególnie wrażliwą sferą są tutaj prawa i wolności obywatelskie. Przyjęcie modelu drugiego służy zwykle rozbudowaniu tych praw i wolności, które nazwać można socjalnymi. Rozbudowaniu ponad fantazję ludzką i ponad możliwości wywiązania się z zobowiązań.

Łatwo dociec, że ich realizowanie zależne jest nie od widzi mi się ustrojodawcy, ale od zamożności państwa.

Spróbujcie Państwo wyprocesować sobie wolność korzystania z dóbr kultury, wynikającą z artykułu 73 Konstytucji. Chętnie popatrzę, korzystając w ten sposób z kultury.
Ale ok., tu jest pół biedy, bo w zasadzie – można się procesować.

Ale jaki sens normatywny wynika z tych fragmentów konstytucji, z których nie da się wyprowadzić żadnego obowiązku?

Art. 65 ust. 5 Konstytucji powiada: Władze publiczne prowadzą politykę zmierzającą do pełnego, produktywnego zatrudnienia poprzez realizowanie programów zwalczania bezrobocia, w tym organizowanie i wspieranie poradnictwa i szkolenia zawodowego oraz robót publicznych i prac interwencyjnych.

A jak nie prowadzą, to niby, że co? Pójdziemy się spłakać w kąciku? Jak wzrasta bezrobocie, to kogo mam oskarżyć? Tylko proszę wskazać precyzyjnie, jeśli łaska.

Z kolei, art. 74 Konstytucji, w ustępie 1, objawia nam prawdę następującą: Władze publiczne prowadzą politykę zapewniającą bezpieczeństwo ekologiczne współczesnemu i przyszłym pokoleniom.

Muszę przyznać, że mimo autorytatywnej formy, jakoś nie jestem przekonany.

Ale chętnie poznam inne, mam nadzieję, że uzasadnione opinie. Chętnie się dowiem, po co w Konstytucji mają być zapisywane mrzonki i rojenia, zamiast obowiązków państwa i praw obywatelskich, dających się wyegzekwować na drodze prawnej.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Eeee

I niby, jak ja mam to wszystko przeczytać, na dodatek do końca i ze zrozumieniem?
Co?
I jeszcze ta Pino lata, Gretchen plackiem przed Mocą leży (i mnie ciągnie) a tu niby jakieś szkopskie nazwiska, cytaty nieznane i takie tam..
Chiba se to na rano zostawię.

I na dodatek, jeszcze więcej będzie.


Panie Igło,

proszę się nie przejmować.

To tylko drobny dowód na nieistnienie.

Sfery dyskursu.

Niech Pan idzie leżeć plackiem.

Na weekend to poręczniejsze jest i szarej masy nie obciąża.

Pozdrawiam


To nie tak

ale nieszkodzi.
I tak nie lubię prawników.

A na pytania pan będziesz odpowiadał?
Niekoniecznie moje.


Panie Igło,

widział Pan jakieś pytania?

Jak zobaczę, to wedle umiejętności ograniczonej – odpowiem.

Ale nie spodziewam się.


Bo ludzie

nauczyli się bać, proszę pana.
bo zaraz ich ktoś napada.

Niby mądrzejszy.
Jak ja nieprzymierzając.

To już wolą se z żoną.
Pogadać.
I nie tylko.


Ja lubię

pięćdziesiąty pierwszy, ustęp 2: władze publiczne nie mogą gromadzić informacji o obywatelach innych niż niezbędne dla funkcjonowania demokratycznego państwa.

Przynajmniej tak mam w zeszycie zapisane.

Obok jest rysunek przedstawiający księdza prałata. Z pastorałem w postaci jamnika.

pozdrawiam merytorycznie


A ja wcale nie jestem mądrzejszy,

znam, kilka słów więcej i tyle.

Myślę sobie jednak, że czasem warto wiedzieć, gdzie się rzeczy zaczynają, zanim się człowiek zacznie dziwić temu, jak się kończą.

Pozdrawiam ostentacyjnie


Ja też znam kilka słów

chociaż pewnie innych niż pan?
Ale niekoniecznie wszystkich.

Tyle, że se ostatnio zafundowałem siedzenie w ciszy.
Z różnych powodów.

I teraz mi wychodzi…
przez pana, kurde
Że konstytucja w tym maczała rence.
A nie tylko moja bezradność?
Domyślałem się.
Ale czy ja myślę, jak mawia moja żona?

I wcale się nie usprawiedliwiam, proszę pana.
I nie tylko dlatego, że inni mają tak samo.


Mam pytanie do Autora

a jednak, a jednak..

Mianowicie: czemu to Autor tak się zżyma (a przynajmniej zdaje się chcieć robić wrażenie, że się zżyma) na to, że publika klubu towarzyskiego nie pali się do debaty konstytucyjnej i podobnych?

Przecież klub, choćby najbardziej elitarny (mniejsza czy faktycznie, czy tylko w swoim mniemaniu) żyje jakimś tam swoim rytmem i snuje wątki wokół motywów zdolnych przykuć uwagę klubowiczów. Tak jest wszędzie na świecie, gdzie są kluby.

Proszę wybaczyć, ale to mi wygląda na dość zabawne nadymanie się wzajemne. Jedni nadymają się, bo tu o pierdołach jedynie towarzystwo zdolne gadać się schodzi na wieczory przy mikrofonie, a drudzy też się nadymają, ale dlatego, że ktoś się wychyla z tematami wymagającymi pracy umysłowej, podczas gdy oni relaksu spragnieni. Są pewnie i tacy, co nadymają się, ponieważ inni się nadymają, ale to może pomińmy.

Chciałem przez to powiedzieć, że może warto pamiętać o dwóch sprawach: jedna jest taka, że tematy różnego kalibru nie muszą się wzajemnie boczyć na siebie ani oczekiwać choćby podobnej aktywności dyskutantów, a druga taka, że z tego co tutejsze statystyki pokazują, tylko promil publiki zabiera głos, a przytłaczająca reszta biernie czyta. Biernie to nie znaczy, jednakowoż, bez zrozumienia i bezowocnie.

W tym duchu pozdrawiam Autora i wszystkich jego milczących Czytelników, których nawet się nie domyśla.

Pozdrawiam z szacunkiem.

P.S. niech mi będzie wybaczone, że wpisuję tu jedynie takie meta uwagi, ale na prawie i konstytucji znam się jak kowal na fortepianie. Co nie znaczy jeszcze, że jakichś swoich lamerskich uwag do meritum nie dodam, bo, co przyznać muszę, stara się Pan temat zapodać atrakcyjnie.


Pani Pino,

tam jeszcze jest, że nie mogą tych informacji pozyskiwać , ani udostępniać. No.

Związku z księdzem prałatem nie widzę, bo on nie jest władzą, choć jest jak najbardziej publiczny.

No chyba, że jamnik. O jamnikach nic nie wiem.

I dodam, że ja nie miałem zeszytów. Jakoś doczekałem internetu, mimo to.

Podziwiam Pani skrupulatność, jednakże, pozdrawiając


Panie Igło,

choć pewnie znów nie rozumiem, to trochę Panu tej ciszy zazdroszczę.

U mnie proszę Pana rejwach, krzyki i dziki gon.

W nieznacznym, choć dostrzegalnym związku z art. 70 ust 2 .

Ale to minie.

To zawsze mija.

Pozdrawiam w związku z tym


Wie pan

Za mną to chodzi.
Tekst ważny tylko nie wiem, czy autor wie, że gacie ściągnął publicznie?

http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article295259/Zludny_urok_antysys...

Pan go zna?
Tekst znaczy.
A ja se pisałem komentarz/replikę do niego.
Bo lubię Europę czytać, w autobusie.
Więc zatytułowałem ten swój tekst – Prywatyzacja linii autobusowej 506.

Bo ci ludzie sprywatyzowali już wszystko, nawet spór ideologiczny/polityczny/patriotyczny i go sprowadzili do gierki towarzyskiej.
I świetnie się w tym znajdują. Włącznie z autorem.
Choć on resztki przyzwoitości ma.
Nie napisałem, bo jak wyżej postanowiłem…

A teraz pan mi uświadomił, że to może mieć praprzyczynę.
W konstytucji.
Która mnie wyrzuca w ciszę.

A może to tylko lenistwo jest?


Panie, Pani lub Państwo Sliders (bo to nigdy nie wiadomo),

autor się nie zżyma, ino sobie kpi.

Nie zżyma się bo już próbował, a kpi sobie, bo go bawią głosy o potrzebie poważnej debaty.

Z których, jak już jest okazja, nic nie wynika.

I bawią go krytycy wklejek, którzy jak się nadmą, to jedynie powietrze zepsują.

Autor wielokrotnie o pierdołach pisał i pisać zamierza, bo ma pisanie o pierdołach w wielkim upodobaniu. A że od czasu napisze coś innego, to po to, aby tym co jęczą i płaczą, mieć co do wytknięcia. W razie czego.

A milczących czytelników wielce szanuję. Mniej szanuję tych co marudzą, a sami niczego nie potrafią poważnie powiedzieć.

Pozdrawiam serdecznie

PS Metauwagi są najzabawniejsze. I przy okazji rozwijające zazwyczaj. Dziękuję.


Nie liczyłabym na związki ścisłe,

obok artykułu dwunastego, na mocy którego archiwa “Solidarności” nie są dostępne dla historyków, narysowany jest tramwaj jadący na Salvador. Z wszystkimi pasażerami w środku, motorniczym, trakcją i jamnikiem na przystanku.

Łatwo się nudzić i szybko notować, to przekleństwo jest…

Pozdrawiam, dziękując za wyrazy podziwu


Panie Igło,

Pan się czepia.

No widać, że autor przez Wikipedię się przebił, choć z trudem jemu to szło, ale jak na dziennikarza, to całkiem, całkiem. No.

Opowiem Panu anegdotkę.

Kiedyś znajoma moja chciała pisać doktorat. Czy może nie tyle, że ona chciała, co na nią nacisk kładziono. W miejscu zatrudnienia.

Więc się zawzięła w sobie i jak do uczonego zebrania przyszło, to oznajmiła,że chce pisać o kryzysie cywilizacji europejskiej.

Cisza zapadła na dłużej, a potem się wszyscy śmiac zaczęli i poklepywać po udach.

Wyjaśnili jej później, że ten kryzys to trwa w zasadzie od momentu, jak okoliczni się zorientowali, że mają cywilizację europejską.

Dla niej to na dobre wyszło, bo się obraziła na nich i precz, w stronę pieniędzy, poszła. Ku obopólnej radości.

Nie wiem, czy taka odpowiedź Panu wystarczy, ale innej chwilowo nie mam, z powodu wrzechświatowego kryzysu (w radiu o nim usłyszałem, więc relata refero)

W jednym tylko mnie Pan zdziwił: myślałem, że linia 506 już jest sprywatyzowana.

Pozdrawiam uspokajająco


Pani Pino,

czy wy z tymi jamnikami, w tym tam Krakowie, nie przesadzacie aby?

Jak ja się nudzę, to myślę o czymś innym, ale nie powiem o czym.

Pozdrawiam ewidentnie


Pan sugerujesz, że

Ciapek może być gończym?

To już prędzej Szarik.
Bo żarty jest.


Panie Igło,

pozycja Ciapka od dawna jest w podejrzeniu i rożnie o tym ludzie mówią, zwłaszcza w środkowej części Krakowskiego Przedmieścia.

Co zaś do Szarika, to proszę wybaczyć, ale tu chyba nie ma wątpliwości. Jakby miał czyste łapy, to by nie udawał kota. No.

Pozdrawiam alergicznie, choć wylewnie


Co do 506

to mnie pan zaskoczył.
Ale pewnie dlatego żem sie skupił na tym – Czy może nie tyle, że ona chciała, co na nią nacisk kładziono. W miejscu zatrudnienia. i na dodatek – śmiac zaczęli i poklepywać po udach.

Pan dziwnych znajomych masz i dlatego panu zazdroszczę, bo ja to tylko z Ciapkiem..

Ale tak jak powiedziałem, rano.
Ale pewnie tylko tak mówię?
Jak zwykle.


Panie yayco,

a ja nic nie myślę w takich okolicznościach, tylko śpię.

I notuję wszystko, co wychwycę, a jak są przerwy w przekazie, to rysuję. Coś jak Niżyński i jego dzienniczek.

Mogłam jeszcze zacytować ustawę archiwalną, tam nie ma jamników, tylko szlaczek z czołgów.

Ale chciałam się trzymać tematu i jak zwykle źle na tym wyszłam. Co za los…

pozdrawiam, dumając nad swym losem smętnym


Panie Igło,

ja rozumiem Pański ból, ale jednakże oni (znaczy ci uczeni) po swoich się udach klepali.

W czym widać było i przezorność i wybór, i smak estetyczny też.

Co do autobusu 506 to nic nie wiem, jak i o innych, ale słyszałem,że niektóre są prywatne, więc tak się zastanowiłem. No

Pozdrawiam


Pani Pino

Pani to naprawdę prendka jezdeś.
Za bardzo.

Na pani usprawiedliwienie działa, że po primo kobietoś, po duo, że to nowoczesne jest, a po tertio że teraz kobitki dominują.
Co mnie już przeszkadzać przestaje.
Bo mam inne kłopoty.
Poważniejsze.


Panie Igło,

w żadnym, za przeproszeniem, akcie normatywnym nie ma przepisu, że musi Pan spoglądać na mnie z aprobatą.

Wystarczy, że się tolerujemy w ramach jednej platformy blogerskiej.

Kłopotów współczuję, usprawiedliwiać się nie zwykłam, więc Pańskie podpunkty przyjmuję obojętnie dosyć.

pozdrawiam z niezmąconą powagą


Pani Pino,

Niżyński? Proszę sobie nie pochlebiać, jeśli łaska.

Czołgi.

Co to za obsesja jakaś z tymi czołgami.

Czołgi będziemy obchodzić za trzy lata, prawdopodobnie.

Trzydzieści lat temu była zima. Zimna. Ale ja bylem młody (proszę sobie wyobrazić) i nawet nieogrzane sale kinowe mi nie stały na przeszkodzie.

A teraz? Ech…

Ale są i ciekawe zjawiska wokoło nas, które nauka wykrywa i naświetla.

Podobno są (dla przykładu) tacy ludzie, Pani Pino, którym inni ludzie są niezbędni do wegetacji.

Niesamowita jest ta przyroda, prawda?

Pozdrawiam poznawczo


Odmawiam

dalszej, prawda, merytorycznej dyskusji o Konstytucji. Zjadłam łazanki i już nawet nie rozumiem, co Pan pisze.

Jakbym kiedykolwiek rozumiała.

ukłony hucpiarskie


Nie to nie, bez łaski.

Gratuluję łazanek.

Pozdrawiam też


Jak widzę...

Nie dąży pan do obalenia siłą panującego ustroju ale opisuje ewidentne początki jego miałkości wynikające z ustawy zasadniczej.

To ja jestem za.
I poczekam na kolejne odcinki.

Jak rozumiem krytyka będzie konstruktywna i wskaże możliwe rozwiązana i to takie które naruszą panujący układ, który przecież nie wziął się z niczego?


Panie Igło,

proszę nie oczekiwać ode mnie planu nowego ustroju. to strasznie skomplikowane.

Jeśli będę jeszcze o tym pisał, to raczej chciałbym wskazywać na możliwości.

W wybranych, łatwiejszych do wykrycia, dla niefachowca kwestiach.

Jeśli się uda to będę też pisał, co ja bym wolał. Choć nie zawsze mam jakiekolwiek zdanie.

Czy konstytucja tworzy układ, czy go jedynie petryfikuje?

Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie.

Choć przyznam, że czasem odpowiedzi na rozmaite pytania, które chcemy poznać są wyjątkowo przykre.

Pozdrawiam


Zapewne jedno i

drugie.
To cieszę się.
I nawet wolę to co się panu podoba niż to czego nie wiem czy powinno mi się podobać.
Bo nie wiem.
Bo się nie znam.
Nie spodziewam się też, ze opisze pan ustrój idealny ale zawsze będzie miło poczytać.


Cieszę się, panie Igło, że się Panu podoba.

Ja też się nie znam, ale trochę wiem, na czym.

Pozdrowienia


Ech, Panie Yayco

A Pan to się tylko czepia tych ojców konstytucjonalistów...
Wszak stworzenie świata nie przychodzi łatwo...

Bóg rzekł niech się stanie — i stało się.
Ale to wszyscy postępowi wiedzą, że to tylko taki mit jest.
Rzeczywistość jest trudniejsza.
Trzeba mówić i mówić, a nawet pisać i pisać — aż w końcu się stanie.
Nie?

Pozdrawiam uprzejmie.

PS. Ale dyskusję, to już naprawdę innym razem.
Dobranoc ostatecznie


Panie Yayco

Jeszcze dobrze nie zacząlem czytac, a tu koniec. Mam nadzieje, ze to koniec przedwstępu jedynie.

Wprawdzie nie napisał Pan tego wyraźnie, ale mam rozumieć, że naszą Konsytucje zdecydowanie nalezy umieścić w modelu francuskim? O ile w jakimkolwiek…

Dla mnie, kompletnego lajkonika, zdecydowanie bardziej przemawia opisany, czy moze: zarysowany przez Pana, model niemiecki. Czy w Pana ocenie obecna konstytucja Niemiec spełnia kryteria modelu? CZy jest w ogole jakas, ktora możnaby za wzor rzeczywisty i dzialajacy uznac?
Czy uważa Pan jednocześnie za możliwe, by znając wagę jaką ludzie przywiązują do “ważności” ustawy zasadniczej, dalo sie faktycznie uniknąć wprowadzania do niej tych wszystkich deklaratywnych ozdobnikow politycznych, z ktorych nic nie wynika?

Zastanawiam sie czy moze moglby Pan w kontekscie konstytucji napisac, jak rozkladaja sie w kontrukcji tego akurat aktu prawnego wagi akcentow zwiazane z litera i duchem prawa. Ja sie na tym absolutnie nie znam, ale podejrzewam ze ma to jednak w ustawie zasadniczej znaczenie – moze Pan mnie wyprowadzi z bledu, moze potwierdzi podejrzenia.

Nie wiem, czy nie bladze, ale czy zastosowanie modelu niemieckiego, niezwykle precyzyjnego i literalnego (no chyba ze cos popierdzielilem) moze niesc za soba koniecznosc w miare czestych zmian – postepujacych w miare hmmm… jak by to powiedziec… ewolucji spoleczenstwa?

To tak na gorąco…

Prosze wybaczyć laickosc (amatorszczyzny) formy, mam nadzieje ze jakos Pan przebrnie przez te pytania…

Pozdrawiam czekajac na ciag dalszy.


Subskrybuj zawartość