Dzień Ogólnonarodowego Alibi

Uwielbiam tematy zastępcze. Katarynkowe pitu-pitu. Powtarzające się po raz tysięczny melodyjki, które są tylko i aż pretekstem, żeby powtórzyć to, co mówiliśmy już sto razy. Efekt Mamonia.

Wielka wojna systemowa, czyli jak za pomocą gadania złagodzić w sobie kompleks mało popularnego systemu operacyjnego, instalowanego w przesadnie drogich komputerach. Najlepiej jak do polemiki przystąpią osoby zawodowo i materialnie zaangażowane. Vivat obiektywizm! Vivat Wszystkie Stany!
Jako człowiek małostkowy dodam, że słowo ogryzek nie spadło z powietrza. Szkoda, że nie da się opatentować słów…

Panie wybierają panów, panów wybiera policja…

Wielka wojna religijna, albo krucjaty wzajemne. To naprawdę zabawne, jak łatwo można zostać obrażonym, deklarując swoją religijność, albo jej brak. Zawsze znajdzie się chętny krzyżowiec, który wie. Ale ta też łatwo zrozumieć. Jakoś trzeba się uporać z niepewnością. Najlepiej przekrzykując samego siebie i innych. Ten taniec przypomina mi pogo. W kurzu niewiele widać, ale jest fajnie. My jesteśmy śmiech, wszechmogący śmiech…

Wielkie wojny polityczne, które wyglądają jak jadłospis w chińskiej knajpie w stanie wojennym: kiełbasa starowiejska w czterech smakach. PiS jest żałosny, a PO także leniwa. Raz dokoła, raz dokoła. Panie robią koszyczek.
Żydzi wałczą z Arabami, a Ruscy z Ukraińcami zakręcili kurek. No i co? Dowiedzieliśmy się czegoś nowego? Poza tym, że gdyby nie to, że Niemcy też kupują gaz, to nam by całkiem zakręcili? Promenada! I kuuucamyyy!

Wielkie wojny futerkowe, przekleństwo każdego alergika. Psy są gites! A koty za to cwane! Ktoś żyje z psem, a inny z kotem i nie wstydzi się o tym publicznie mówić. O tempora, o mores! Cholera, jakby było na TXT więcej ludzi, to może, chociaż raz byśmy mogli poczytać o chomikach albo fretkach. Byłoby tak samo, ale przynajmniej na inny temat.

Katarynka…
Ale są też melodie, które wracają rzadziej. Są jak pory roku. Wieszcząc zdarzenia przyszłe z nieuchronną pewnością.

Moim ulubionym utworem stycznia, jest kantata Jurek Owsiak i jego Orkiestra. Wiem, że zaraz po jej wykonaniu nastąpi doroczne krwi ulewanie i nareszcie trochę odetchnę, nurzając się w tej krwi po łokcie. Lubię tę melodyjkę. Lubię zapach napalmu o poranku…

I żeby była jasność – nie za bardzo zamierzam się rozpisywać w kwestii, czy Orkiestra jest dobra, czy też zła. Uprzedzę i to, o czym i tak napiszę dalej: wrzucam. Problem zła i dobra byłego witrażysty i jego inicjatywy nie jest dla mnie. Widziałem jego witraże. Orkiestra wychodzi mu lepiej.

O tym, czy to dobre, czy złe niech sobie piszę prawacy i lewacy. Oraz pan Grześ, skoro znajduje w tym upodobanie.

Dopóki rzecz dotyczy moich pieniędzy, to pitolenie o Orkiestrze mnie nie interesuje. A w każdym razie – mało. Sam zarządzam swoimi pieniędzmi. Pod kuratelą żony, ale sam.

Spory, z których nic nie wynika, mam w nosie. A ponieważ mam katar, to mi to nie dolega specjalnie.

Zresztą pójdę na łatwiznę. Ponieważ moje stanowisko jest zadziwiająco zbieżne z zaprezentowanym, gdzie indziej, przez pana Mindrunnera, więc tylko to tutaj stwierdzę. Jak ktoś ciekawy – niech sobie poczyta, co napisał pan Mindrunner u pana Grzesia. Powolne wchodzenie pana Mindrunnera w rolę słomianego wdowca, dobrze robi mu na pisanie, moim zdaniem.

Och, jak ja lubię katarynkową melodię Orkiestry. I ten mrówczy taniec narodowy, ten chodzony –posuwisty, ten majestat wyciągniętego portfela. Niech patrzą jak daję, kiedy daję!

Pobrzękiwanie skarbonek, jak echo dzwoneczków Świętego M ( o dyskutowanej świętości) i kotyliony serduszek, zapowiadające karnawał. I gitarowy riff… Jakżesz ja lubię synkretyzm! Postmodernistyczny, czy cóś...
Raz dokoła, raz dokoła…

Jako temat zastępczy, Orkiestra jest urocza. I wciągająca. W końcu wymyślili to ludzie z mojego pokolenia. Jestem niezłym targetem...

Głowny, gitarowy motyw dominuje. A że towarzyszą mu melodyjki dodatkowe? No trudno, cóż poradzić. Ludzie muszą czasem na coś tam napluć, a co inne wylizać. Podgryźć Kościół z jednej strony, albo wskazać na zagrożenia fundamentalne moralne i problem narkomanii. To z drugiej. Kozaczok!

Mówiąc szczerze, to te melodyjki, zbudowane z pyskówek (czasem nawet zabawnych) nie mają żadnego znaczenia. Kto to czyta, Szanowni Państwo?

Ludność głosuje nogami, a w tym przypadku – także kieszenią. I nawet, jeśli rację ma pani Pino (a pewnie ma), to te parę groszy, które się zamienia, przy tej okazji, na tanie wina, nie ma żadnego znaczenia. Podobnie jak to, że rację ma pan Poldek wskazując na to, że wczesne inicjatywy Jurka były na rękę władzy, bo stanowiły wypraną z polityki alternatywę. Zdecydowanie mniej pomarańczową. Kto by tam, takie zbędne dziś drobiazgi, pamiętał? Rozgłośnia Harcerska była cenzurowana? Naprawdę? Noooo wiecie Państwo? Prawy do lewego!

Ludzie dają pieniądze. To się liczy.

Te pieniądze są wydawane na sensowne cele. To też jest ważne.

Orkiestra, co oczywiste, nie jest największą organizacją charytatywną w Polsce, ale celowy charakter jej działalności przynosi efekty. Można to sprawdzić. Wystarczy umiejętność czytania i rachowania. I już.

I muzyczka gra. Znajome dźwięki katarynki już do nas docierają. Już przeniesiona spór na, TXT, bo jakżesz tak? Bez muzyki? W takie wielkie święto? Dobra i Miłości? Nawet mnie z bolesnej pościeli wywlekło. Gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze…

Taniec z kotylionami. Bardzo mnie bawi serduszkomania. W dobrym tonie jest oznakowanie się na czerwono. Znajomi prawnicy kupili sobie, już dawno, złote serduszka. I jeszcze przez kilka dni pokazują, jacy są dobrzy. W ogólności. Inni mają zwykłe. Dla prostych i niemajętnych. Naklejone na kurtki, teczki i samochody. Pij bracie pij, na starość torba i kij!

O rzesz! Jacy jesteśmy dobrzy! Wszyscy Polacy to jedna rodzina…. Za wyjątkiem ojca Dyrektora i kilku marudnych typów. Był raz pan, taki pan, co to nie pije, nie pali…

A jakże. Ale dlaczego z możliwości przekazania 1% podatku, na rzecz organizacji rozmaitych, korzysta tak niewielu podatników? To są znacznie większe pieniądze, żeby była jasność, niż te, które zbiera Orkiestra. Co więcej, możemy starannie wybrać instytucję, na konto której trafi nasza darowizna. Większość z nich przyśle nam potem swoje rozliczenie finansowe. I powie nam Dziękuję. To ważne. Ale to takie nudne, jak serenada na tubie.

Ale, po co marudzić? Przecież mamy Orkiestrę. Jesteśmy dobrzy. Dzieciaki zbierają pieniądze. Dorośli promenują z serduszkami. Starcy grają na gitarach. Pięknie. Światełko do nieba. Jej! Problemy moje, twoje, nasze, boje, polityka…

Już przy jakieś okazji to pisałem, ale powtórzę: charytatywność jest dobra. Nie każdego na nią stać, bo jest oczywiste, że dla niektórych nawet złotówka się liczy. Ale 1% podatku? To naprawdę nic nie kosztuje poza odrobiną wysiłku.

Mam w nosie, jakie są poglądy Jurka Owsiaka, dopóki rozliczenia przedstawiane przez Orkiestrę świadczą o tym, że zyskują na tym chore dzieci.

Gdzie indziej mam tych, którzy usiłują wykorzystać Orkiestrę do swoich małych wojenek. Jak się komuś nie podoba Orkiestra, to OK. To nie jest przymusowe. Ale zamiast gadać pierdoły, wystarczy kupić świecę polskiej Caritas, zrobić przelew do jakiegoś hospicjum. Albo coś innego. Ale coś zrobić. Cokolwiek. Dla innego człowieka. A nie kłapać dziobem po próżnicy.

Taki banerek jest na TXT. W lewym, górnym rogu…

A ci, którzy z dumą wrzucają złotówkę w zimowy dzień do oklejonej serduszkami skarbonki, niech się zastanowią, czy nie mogą drugiej złotówki wydać w lecie. Na jakiś inny cel.

Zalety i wady Orkiestry schodzą się w jednym – w jej popkulturowym charakterze. Zaletą jest to, że łatwiej jest nam coś zrobić, jeśli to jest podetknięte pod nos, zbiorowe i pod muzykę. Tak jak łatwo jest tańczyć z pijaną druhną. Na weselu i po pijaku. Majteczki w kropeczki o, ho, ho, ho. Niebieskie wstążeczki o, ho, ho, ho…

Ale to jest też największe wyzwanie. Ilu jest takich darczyńców, którzy uważają, że odwalili, dzięki Orkiestrze kwestię swojej dorozumianej dobroci dla innego człowieka?

Ilu obrońców Orkiestry nie stać nawet na to, żeby 1% swojego podatku przeznaczyć na jakiś sensowny cel? A przecież nic na tym nie stracą. Nic.

Ilu krytyków Orkiestry uważa, że wystarczy psioczyć na państwo, które nie zapewnia, nie gwarantuje i ogólnie jest podle, bo z premiera ma tego tam, no…

Nie wiem, jak Szanowni Ewentualni Czytelnicy, ale ja zostanę dopadnięty w niedzielę pod kościołem na Pradze, albo pod miejscem pracy, na Czerniakowie. Jasne, że coś tam wrzucę do puszki. Przykleję sobie czerwone serduszko, które jest jak poświadczenie opłaty. Taki znaczek skarbowy polskiej charytatywności.

Zrobię to, z takiego samego powodu, dla którego wspieram (dla przykładu) seminaria duchowne. Dlatego, że uważam cele są sensowne i godne poparcia. Ale także, dlatego, że chciałbym, żeby się ode mnie odczepiono. I jeszcze, dlatego, że te dzieci zbierające ( punków unikam, pani Pino) są takie przejęte, że warto wzmocnić ich poczucie uczestnictwa w czymś ważnym. Bo uczestniczą w czymś ważnym, nawet, jeśli muszę znieść starzejącego się gościa w pomarańczowych spodniach. Łatwo to zniosę. Spotkam zmarzniętych kwestujących, a nie będę oglądał audycji telewizyjnych i nie udam się pod Pałac Stalina na koncert.

I będę zadowolony. I z nich, ale i z siebie. Tyle tylko, że szybko o tym zapomnę. Nie uznam, że wywiązałem się z obowiązku świadczenia na rzecz tych, którzy mają gorzej niż ja.

Jest to obowiązek, z którego nie można się do końca wywiązać. No dobrze, paru osobom się udało. W większości uznano ich za Świętych. Nie mam takich ambicji.

Zrobię za mało, ale mam nadzieję, że nie poprzestanę na tym wesołym, niedzielnym alibi.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Yayco Drogi

Dopóki rzecz dotyczy moich pieniędzy, to pitolenie o Orkiestrze mnie nie interesuje. A w każdym razie – mało. Sam zarządzam swoimi pieniędzmi. Pod kuratelą żony, ale sam.

Spory, z których nic nie wynika, mam w nosie. A ponieważ mam katar, to mi to nie dolega specjalnie.

W zasadzie zgoda i racja.
Ale tak dla porządku: może Pan powiedzieć z jakich sporów coś wynika? Z jakich sporów na TXT lub gdziekolwiek indziej w blogosferze? I jeżeli tak, to co wynika?

Bez żadnych podtekstów.
Chciałbym po prostu wiedzieć, jeśli można.

Pozdrawiam serdecznie


Eh, jakiś pan zgorzkniały się zrobił.

więc wyjasnię kilka rzeczy, bo chyba ta zgorzkniałość i chęć wyróżnienia się przesłaniają jasny ogląd rzeczy.
Zresztą skąd ma pan wiedzieć?
Więc tak:
-Grzesia nie interesuje czy WOŚP jest dobre czy złe, wbrew pozorm samo WOŚP mnie właściwie nie interesuje.
-nie bawi mnie tyż serudszkomania, nie uważam tego za alibi i nigdy tak nie traktuję, w życiu nawet serduszka se nie przykleiłem, bo to za infantylne uważam, zresztą ja w niedziele z domu nie wychodze zazwyczaj, chyba że jak to ateista do kościoła, ale bez kasy najczęsciej
-nie bawię się też na koncertach orkiestrowych, bo wolę bardziej kameralne imprezy

I w ogóle mój tekst był nie o tym właściwie.

W ogóle mnei zastanawia ta nuta rozliczania innych z charytatywności, albo źle coś rozumiem.

A co do sporów, z których nic nie wynika.
No cóż.
Z moich tekstów poza moją przyjemnością nigdy nie miało nic wynikać.
Zresztą z większości rzeczy, które robię nic, nie wynika, tak lajf:)

Pozdrawiam.


Wygląda na to, Panie Yayco,

że w tym samym czasie zaczęliśmy nadawać na podobnej fali. Tylko nieco inaczej. W sumie najważniejsze, że udalo się Pana wygnać z bolesnej pościeli.

Powrotu do zdrowia życzę

abwarten und Tee trinken


Panie Yayco

Być może się myle, proszę mnie wówczas wyprowadzić z błędu.
Ale orkiestra, to, IMO, nie charytatywność. Ani, ani.

Owsiak organizuje zbiórkę publiczną na dofinansowanie publicznych szpitali.
Szpitali utrzymywanych z podatków.

Owsiak organizuje niezależny budżecik, zasilony z dobrowolnych składek, którym wspomaga budżet centralny, zasilony ze składek przymusowych.

Można przyznać, że Owsiak zarządzi naszą kasą lepiej niż minister zdrowia. Że nie przeputa, nie wyda na znikome podwyżki, ale zorganizuje program, kupi sprzęt, wyszkoli ludzi. To czemuż nie zrobić z niego ministra?

Zresztą, to czysto umowne, że ta kasa nie idzie na podwyżki pielęgniarek. Rząd już tego sprzętu kupować nie bedzie musiał, to zaoszczędzone środki może przyznać na podwyżki właśnie. Nie?

A przecież przychód z orkietry można jak najbardziej od kilku lat uwzgledniać w planach budżetowych. Bo wiadomo, że ludzie dadzą, pewnie nie mniej niż rok wcześniej.

Dopłacanie do publicznej służby zdrowia to bardzo miły gest rodaków, na co dzień z chęcią omijających obowiązkowe składki na NFZ. Miły, czemu nie. W międzywojniu co i rusz organizowano składki dobrowolne na jakiś cel publiczny (choc najczęściej na dozbrojenie armii). Ale nikt tego nie nazywał dobroczynnością.

Zastanawiam się, czemu Owsiak nie zrobi orkiestry na autostrady. Przydałoby się. Tam też kasy brak i rząd marnotrawi środki. Że to nie to samo co ratownie dzieci? Jak nie, jak tak? Możnaby nawet wyliczyć ile ludzkich żywotów ocala rocznie kilometr bezpiecznej drogi. Kto wie, czy nie więcej od niejednej medycznej machiny…

pozdrawiam bezserduszkowo


No i się popisałem

klepię tu, klepię, a u Grzesia na pierwszym miejscu już napisał to samo, jeno lakonicznie, pan Maciejowski.

Zresztą jeden RafałB pojął sens tej wypowiedzi, zdaje się. Nawet Gretchen, wołająca na puszczy o przeciwnika, pana Jerzego nie zauważyła.

To ja już lepiej pójdę się zdrzemnąć.


Panie Rafale,

odpowiedzieć mogę Panu na dwa sposoby. A Pan niech sobie wybierze, co Panu lepiej pasuje.

Pierwsza odpowiedź jest taka, że w skali makro niewiele ze sporów w blogosferze wynika. Na razie. Takie jest moje zdanie. Ale dopuszczam możliwość, że to się zmieni.

Druga jest taka, że dla mnie (a zatem w skali mikro) czasem coś wynika. Jeżeli się dowiaduję czegoś, czego nie wiedziałem. O kimś, lub o czymś.

Nie, żeby zaraz często.

Pozdrawiam


Panie Grzesiu,

ja nie jestem zgorzkniały (w każdym razie – nie bardziej niż zwykle), ale przeziębiony.

Nie wiem czemu Pan sądzi, że chcę się wyróżnić? Czym? Tym, że wrzucam do puszki, czy tym, że irytuje mnie pustosłowie? Uważa Pan, że to tak rzadkie, że aż wyróżnia?

Skoro zaś Pana WOŚP nie interesuje, to czemu Pan o niej pisze?

Mnie, na przykład interesuje, bo mam za ważne, żeby dzieci sensownie leczyć.

Czemu Pan bierze do siebie dość ogólną diagnozę? Przecież ja nie twierdzę nigdzie, że wszyscy to traktują jako alibi. Ja jedynie sugeruję, że wielu tak robi. Dostrzega Pan różnicę?

Ja w ogóle nie o Panu pisałem. Czy naprawdę sądzi Pan, że chcę się wyróżnić pisząc o Panu? Bo startuje Pan w konkursie? Nie przecenia się Pan aby?

Proszę wybaczyć te żarty, ale mam wrażenie, że nazbyt osobiście Pan odebrał mój tekst. Tekst w którym się Pan znalazł tylko dlatego, że nie chciałem, żeby uznał Pan, że mam go za lewaka, albo za prawaka. Mam za swoje.

Ale ok napiszę to wprost: nie Pana tekst dal mi asumpt do napisania swojego. Raczej niektóre komentarze.

I jeszcze – ja nikogo nie rozliczam. Ja ubolewam i zachęcam. Uważam, że można za pomocą prostych gestów wiele zrobić dla innych. Więcej niż się robi.

I niekoniecznie musi to mieć charakter szantażu emocjonalnego.

W kwestii sporów, to już Panu Rafałowi napisałem, co o tym sądzę.

Pozdrowienia


Panie Lorenzo,

jakby wszyscy nadawali to samo, to byłoby nudno, obawiam się.

Pozdrawiam serdecznie


Do tej listy

Dopisałbym jeszcze gromkie wyzwiska o wierszu Szymborskiej dla Stalina albo że nie/należy podpisać traktat lizboński.
No i ja wtrąciłbym coś na temat niejakiego Żakowskiego oraz prywatyzacji abonamentów TVP przez chytrych Lisków.

Byłby komplet?
Chyba nie?

Ale fakt, już wszystko było.
I patrząc na smutnych ludzi, puste pułki sklepowe i wymarłe ulice sądze, że w tym roku rekordu nie będzie.


Aha

o lustracji zapomniałem.
Szczególnie KK i szkół wyższych.
W zależności od częstotliwości słuchania Żakowskiego i Wildsteina, można odpowiednio jednych lustrować a drugich nie.
I na odwrót.


Panie Odysie,

obiektywnie, to możliwe, że ma Pan rację.

Oczywiście można by dyskutować, jakie są różnice międzu caritas a filantropią, ale mogłoby to nas sprowadzić na manowce. Więc dla wrodzonego tchórzostwa napiszę powtórnie, że obiektywnie może mieć Pan rację.

Ale mnie tym razem nie chodziło o obiektywnie, a o subiektywnie.

Mam wrażenie, że większość tych, którzy dają na Orkiestrę, kieruje się odruchem serca, nie wnikając w to, czy pielęgniarki dostaną wskutek tego podwyżkę czy nie. W tym sensie jest to odruch charytatywny.

I z tego względu, uważam że Pana żart o zbieraniu na autostrady jest niestosowny. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić emocjonalnego iunctim między współczuciem dla chorych dzieci, a skłonnością do budowaniem dróg. Choćby istniały (co Pan celnie zauważa) związki przyczynowe między jednym a drugim.

Widzi Pan, Panie Odysie – ja aprobuję cele działania Orkiestry, bo generalnie jestem za ratowaniem życia. I cieszę się z jej finansowych sukcesów, z tego samego powodu. Ale, od czasu do czasu , zastanawiam się, dlaczego trzeba posuwać się do sui generis manipulacji (niektórzy pewnie by to nazwali szantażem emocjonalnym ) aby to osiągać.

To nie jest zarzut pod adresem Orkiestry. To w ogóle nie jest zarzut. To jest pytanie o to, czemu ludzie czasem są skłonni dzielić się z innymi, a czasem nie.

I przyznam, że nie mam na to odpowiedzi. Z jednej strony wolałbym, aby charytatywność miała sens istotny. Z drugiej – jestem głęboko przekonany, że dzięki orkiestrze uratowano wiele istnień ludzkich. I to wydaje mi się osiągnięciem fundamentalnym.

Tych, którzy uważają, że nie należy dawać pieniędzy Owsiakowi, bo ratowanie życia jest obowiązkiem państwa, mam za ślepych.

Tych, którzy nic nie robią dla innych, choć mogli by bez uszczerbku dla siebie i swoich najbliższych – mam za bezdusznych.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Igło,

przeraził mnie Pan.

Ja ostatnio choruję i w domu siedzę.

To mówi Pan, że znowu puste półki i smutni ludzie?

Jak w latach osiemdziesiątych?

Kolejki w mięsnych też się pojawiły?

No, no…

Co zaś do wskazanych przez Pana tematów, to muszę przyznać, że wątek abonamentu nie pojawiał się na TXT zbyt często. Aż dziwne.

Pozdrawiam zdziwiony i nieco zalękniony tymi wymarłymi (zapewne bez związku z mrozem) ulicami


Jateż ostatnio chorowałem

a jak już wyjszłem na świat to takie wrażenia odebrałem.
Wzrokowo.
A w mięsnym kolejek nie ma.
Bo i mięsa nie ma.
Znaczy nie rzucili.
No i te same gęby w tv wygadują jeszcze większe głupstwa.
Ale to pewnie przez to, że za długo w domu siedziałem?
Bo oni już dawno do głupoty zwyczajni a ja ostatnio zgłupiałem.


Mięsa nie ma?

Łomatko!

A ja nic nie wiem, bo mi operator satelitarny odciął dostawę telewizji i od trzech dni nie mogę się do niego dodzwonić.

Może już i telefony są wyłączone?

I zapory czołgowe na mostach?

Łomatko, łomatko!

A ja dziś do pracy miałem iść.

To może nie pójdę?

Pozdrawiam, rozważając kwestie życiowe


I jeszcze jedno Panie Igło,

muszę Panu powiedzieć, że sukcesem orkiestry jest to, że zbiera pieniądze.

Ja wiem,że w naszym kraju jest tak, że oczekujemy, że będzie ich coraz więcej.

Ale to nonsens.

Sukcesem jest to, że można za zebrane pieniądze kupić choćby jedno urządzenie ratujące życie.

Sukcesem jest uratowane życie.

I tyle. To nie są zawody sportowe.

Pozdrawiam


Tu akurat

to się zgadzam ( tak wogóle to ostatnio zgadzam się ze wszystkim, bo już było !! ).
Niech ratują.
A sprawa rekordu jest ważna.
Bo tak mówią a ja się zgadzam.


No ważna, ważna,

bo to mobilizuje i napędza.

Ale jak tego rekordu nie będzie, to co?

Nic , moim zdaniem, ale w pewnej perspektywie może to doprowadzić do samolikwidacji Orkiestry. Orkiestra bez rekordów straci dużo ze swej magiczności.

Co nie będzie żadną tragedią, jeżeli znajdą się inni, którzy zdołają te zasoby społecznej dobrej woli zorganizować.

Szacuneczek


Panie Yayco Drogi

Dziękuję za odpowiedź, której każda wersja (znaczy skala makro i mikro) odpowiada mi i jest w zasadzie zgodna z moimi poglądami.

Tym bardziej zasygnalizować chcę, że pobrzmiewa mi w Pana wpisie jakaś fałszywa nuta. Jest tu jakiś dysonans, który mnie niepokoi i uwiera mnie.

Otóż dość dosadnie i ironicznie podsumował Pan wiodące tematy różnych wpisów i dyskusji, z większą lub mniejszą swadą wskazując na rzekomo miałki charakter tychże.

Tylko dlaczego Pan, jako ten mentor, wyrocznia i prawie Maciej Rózeczka Dobrzyński zaraz potem angażuje się w, używając Pana sformułowania, “pitulenie”? Rozumiem, że tu chodzi o skalę mikro, czyli coś Panu jednak ta debata daje. Jeżeli tak, to czemu nie przyjmie Pan założenia, że inne debaty, które dla Pana są, pardą, pituleniem, przynoszą jakąś korzyść jej uczestnikom, która najprawdopodobniej jest dla Pana niedostrzegalna. Ale to nie znaczy, że jej nie ma.

Czyż nie bardziej konsekwentnie byłoby, stworzyć ten wpis i demonstracyjnie zamilknąć w tym temacie?

A jeśli nie, to chociaż przyznać dla się konfederatom: też lubię popitulić, też czasem wchodzę w temat dla samej gaduły a nie dla szukania czy pozyskania jakichkolwiek nowych wiadomości, poglądów, głosów. Tak dla oddania sprawiedliwości konfederatom.

Ale generalnie Pana głos mi sie bardzo podoba i w wielu miejscach reprezentuję podobne poglądy. Tylko ten niepokojący dysonans…

Bardzo serdecznie pozdrawiam, bardzo serdecznie ;)


panie Yayco

W sumie dokładnie jest jak pan napisał. (/w komentarzu do Igły/)

Jak już Orkiestry nie będzie,to najwazniejsze będzie to, ze to jakiś proces według mnie uruchmiło, albo przynajmniej go wspomogło.
Proces coby ludzie się własnie czesciej i przy wielu innych sprawach dobrowolnie, bez przymusu i za darmo łączyli w celu realizacji tychże innych spraw.

Mam nadzieje, że tak się to rozkręci. :-)

pozdrowienia


Panie Rafale,

nic nie poradzę na to, co Pan słyszy. Ja, niestety, nie mam słuchu muzycznego.

Pitoleniem nazwałem powtarzanie opinii, które są powszechnie znane i które mogę przypisać do ich autorów sam z siebie, bo wiem, po roku pisania na TXT, jakie mają. I wiem jak zareagują.

Ot na przykład pan: Panu nie podoba się mój mentorski styl i to, co Pan odbiera jako pewną wyższość. I nic na to nie poradzę Panie Rafale. A Pan nic nie poradzi na mój styl.

Albo się z tym pogodzimy, albo będziemy się unikać. Bo przecież nie warto się męczyć wirtualnie, skoro życie realne jest wystarczająco strasujące, nieprawdaż? Proste jak drut, moim zdaniem.

Moim zdaniem nikt wcześniej, przynajmniej na TXT, nie pisał o tym o czym ja piszę: nie o Orkiestrze, ale o problemie z zaangażowaniem na rzecz innych. Teraz jest tych tekstów kilka, ale nadal nie wiem, jakie jest, na przykład, Pana zdanie w kwestii zdolności naszych rodaków do świadczenia na rzecz innych. Cokolwiek Pan na ten temat powie (zamiast zajmować się poprawianiem mojego charakteru) będzie dla mnie ciekawe, bo będzie nowe. Dostarczy mi jakiejś wiedzy o Panu i o świecie.

Tak jak zawsze są dla mnie odświeżające spory z Panem Odysem.

Co zaś do mojego stylu, to jak już wspomniałem, nic nie poradzę. Ja, proszę Pana nigdy nie wypowiadam się w cudzym imieniu. To co mnie drażni, może być dla innych ukojeniem. Ale mnie drażni.

A ja piszę o tym, co mnie drażni. Mój blog jest subiektywny.

Pozdrawiam, w związku z tym, serdecznie


Panie Jacku,

co roku coraz większa ilość podatników korzysta z możliwości przekazania 1% swoich podatków na jakiś sensowny (ich zdaniem) cel.

I to jest dobrze.

Ale wciąż jest ich bardzo mało. I to jest niedobrze.

Dlatego, jak już wspomniałem, nie warto gadać o Orkiestrze. Warto gadać o tym, że pewne rzeczy można zrobi.

Kiedyś pewien znajomy socjolog, opisując Polaków lat osiemdziesiątych, użył pojęcia wyuczona bezradność.

A walce z tym problemem warto mówić, bo to nie jest coś co zależy od Ruskich, NATO, czy rządu. To jest coś co zależy od nas, bo nas i naszych zachowań bezpośrednio dotyczy.

Pozdrawiam, zmykając


Panie Yayco

Tak, każdy ma coś tam za uszami, jak to mówią. I oczywiście nic się na to poradzić nie da, bo i po co. Jak Pan słusznie zauważył można się przecież omijać.

A ja Pana nie chcę omijać ;)
Więc w kwestii zdolności naszych rodaków do świadczenia na rzecz innych to jestem jednak pesymistą. Ale nie chodzi o to, że my, Polacy nie dajemy. Dajemy, jak widać, i to sporo.

Problem tkwi w logistyce, organizacji, zapleczu. My, proszę Pana, nie chcemy pracować przy świadczeniu na rzecz innych. Jak do nas dziecko podchodzi z puszką i z rozbrajającym uśmiechem, to my, proszę Pana, odczuwamy ulgę. Bo ktoś już wykonał masę roboty, ciężkiej, nieefektownej, po nocy czasem. A od nas chcą, żebyśmy tylko dali. Uff, co za ulga! Więc dajemy i już nam lepiej na duszy i, szczerze, żeby nie było, że oskarżam o dwulicowość, czujemy, żeśmy pomogli. I cieszy nas to. I wzrusza. I serce nam rośnie, bo czujemy się w grupie. Bo czujemy, dawno już zapomniany w narodzie duch jakiejkolwiek wspólnoty…

Panu Igle niedawno napisałem, że my nie lubimy liderów. Taki paradoks: nie chce nam się organizować a z drugiej strony nie lubimy tych, co organizują i im się udaje. Do ładu dojść z tym nie można…

A na koniec powiem, że nie jesteśmy społeczeństwem wolontariuszy. Jesteśmy wolnymi elektronami, nie czujemy siebie nawzajem. Jesteśmy zajęci swoimi sprawami i już.

Gdzieś słyszałem, że w Stanach, którego poziom wykształcenia społeczeństwa jest częstym u nas obiektem żartów (“ale debile, nie wiedzą gdzie leży Reykjavik” – autentyczne, zasłyszane), 70% tego społeczeństwa jest wolontariuszami. Nie robią żadnych wodotrysków. Ot, czytają dzieciom bajki, robią zakupy, pomagają sprzątać, ratują ludzkie życie, organizują olimpiady, mecze i inne zawody, pomagają przy koncertach…

To nie my. My odczuwamy ulgę, że ktoś coś zrobił za nas a my mamy się tylko dołożyć.

Pozdrawiam nie zajmując się wcale Pana charakterem już ;););)


No widzi Pan, Panie Rafale,

teraz możemy sobie porozmawiać.

Z jednej strony to ja się z Panem zgadzam.

Nie ma w Polszcze tradycji samoorganizacji. A ściślej została ona przez komunistów zatłuczona i teraz, powolutku odżywa.

Ale to idzie zmieniać.

Po pierwsze, można wskazywać różne formy, które nie wymagają żadnego, albo znikomego wysiłku. Orkiestra, świeczka Caritas, 1% podatku.

Po drugie, oczywiście, że łatwiej jest zapłacić, niż samemu robić. Sam tak mam, jako zasadniczo aspołeczny. Ale wolontariat będzie się odradzał najwolniej. Wymaga on edukacji. Szkolnej, pozaszkolnej. Osiedlowej. Rozmaicie.

O ile uczestnictwo, co celnie pan zauważył – buduje więź, o tyle wolontariat, moim zdaniem jest konsekwencją jej istnienia. Nie da się tego zrobić w drugą stronę.

Ja bardzo szanuję wolontariuszy, choć sam się nie piszę, bo kark mam twardy i lubię mędrkować.

Ale to chyba jest tak, że różne rzeczy ludzie robią. W zależności od potrzeb i upodobań.

Jak ktoś ma dziecko małe, to łatwiej mu Orkiestrę zrozumieć. Jak ktoś ma dziecko w szkole (jak ja) to mu łatwiej się stowarzyszyć w stowarzyszeniu, dzięki któremu dzieci mają bardziej rozbudowany program nauczania.

Wydaje mi się, że pośród rozmaitych mitów i stereotypów (choćby takimi, na które Pan wskazał) jest i taki, który nie pozwala ludziom łączyć interesu własnego ze zbiorowym.

A ja przyznam szczerze równie wysoko cenię stowarzyszenia parkingowe (moja żona, jako niezgarażowana przynależy) jak i inicjatywy do tego stopnia charytatywne, że nawet surowe wymogi Pana Odysa są przez nie spełniane.

Moim zdaniem, ważne jest zrozumienie, że wiele rzeczy można samemu zrobić. Dla siebie, dla siebie i dla innych. Może nawet czasem dla innych, a nie dla siebie. I że lepiej je zrobić samemu, zamiast czekać na to, aż rząd przyjdzie i nam da.

I nic nie stoi na przeszkodzie, jeśli angażujemy się w rzeczy, które nam samym są na rękę.

Bo uważam, że samoorganizacja jest ważniejsza niż dyskusja nad jej celami.

I raz jeszcze podkreślam – mówię to jako uporczywy i aspołeczny outsider.

Pozdrawiam istotnie


Wolontariat jako konsekwencja istnienia więzi

Ładne, nie powiem, zgrabne, celne.

Rzeczywiście, jak mieszkałem w blokowisku, gdzie jeszcze na dodatek jeden dom od drugiego odgrodzony i zamknięty szlabanem, to nie było mowy o jakiejkolwiek więzi. Trudno cholernie z kimkolwiek nawiązać rozmowę jakąś.

Jak od roku mieszkam w podmiejskiej wsi, to juz mi kilku sąsiadów pomagało i ja pomagałem kilka razy. Znam ludzi, którzy mieszkają kilometr i więcej stąd. No oczywiście, to może być uciążliwe i upierdliwe, ale rzeczywiście w takiej atmosferze to i można pogadać o oświetleniu drogi, i o założeniu przedszkola, i o dziurach w tej drodze. O wszystkich pierdołach, które można próbować wespół w zespół załatwiać. I nikogo to nie dziwi zupełnie.

Przenieśmy się wszyscy na wieś. I budujmy społęczeństwo obywatelskie. Łatwiej jest.

Pozdrawiam wiejsko i sielsko


Panie Rafale,

ja nie jestem fanem społeczeństwa obywatelskiego. Chyba nawet już o tym kiedyś pisałem.

Choć odczuwam dolegliwie jego brak. Może Pan to uznać za paradoks, ale to trochę chyba jest skrzywienie zawodowe, obawiam się. Przewaga wiedzy nad doświadczeniem osobistym. Czy cóś.

A może po prostu skuwek alergii, która powoduje, że na wsi nie mogę żyć?

Ale co do zasady, To się z panem zgadzam.

Ale też powiem inaczej: przez lata żyle w spółdzielni mieszkaniowej i to oznaczało doskonałą izolację. Nikogo nie znalem. I nie potrzebowałem. Od dekady mieszkam w małej wspólnocie właścicieli i nagle się okazało, że wszystkich znam. I czasem z tego coś wynika. To zabawne może, ale od świadomego sąsiedztwa trzeba zaczynać.

Pozdrawiam wielkomiejsko, z widokiem na budowę


???

yayco

ja nie jestem fanem społeczeństwa obywatelskiego. Chyba nawet już o tym kiedyś pisałem.

Choć odczuwam dolegliwie jego brak. Może Pan to uznać za paradoks,

Może? To jest paradoks!
Mówią, że każdy mężczyzna ma pewien procet cech kobiecych, ale Pan to troche przesadza ;)

Tak, świadome sąsiedztwo, choć pamiętam takie w latach 80, na osiedlu gdzie z rodzicami mieszkałem. Wtedy to był rodzaj wspólnoty. Ale jednak chyba wymuszony przez napiete stosunki w kraju w ogóle.

Pozdrawiam też z widokiem na budowę
Co tam na jedną, na kilka budów!


Przewaga

doświadczenia nad niechęcią?
Niechęci nad doświadczeniem?
Doświadczenia nad codziennością?
Codzienności nad teorią.
Teorii nad zniechęceniem.
Zniechęcenia nad przyzwyczajeniem.

Przyzwyczajenia nad zabieraniem zd..

Eeeee….

Oczywiście subiektywnie...

I ten 1% konkretny.
Tylko po co?
Przecież każdy, wie.
Każdy zna.
?
No nie?


Panie Rafale, znowu się Pan wziął za moją osobowość,

czy nie łatwiej zająć się Nicponiem w ramach niedalekiego, rytualnego pitu-pitu?

I łatwiej i posłuch Pan większy znajdzie…

A poważnie o rzeczy mowiąc, to wie Pan, warto mieć pewien dystans do rzeczy którymi się człowiek zajmuje zawodowo.

Zwłaszcza jeśli zajmuje się ich badaniem.

A sprzeczność jest pozorna. To trochę tak jak z konformizmem. Co jakiś czas jestem zmuszony udowadniać słuchaczom, jakże jest to (z perspektywy makrostrukturalnej) pożyteczna postawa. A prywatnie jakoś nie lubię i Dziecka nie zachęcam.

O tym czemu nie lubię społeczeństwa obywatelskiego, a ściślej, czemu mu nie ufam zanadto, to oględnie pisałem tu

I proszę mi nie imponować ilością.

Stawiam co mam, że moja jedna budowa jest większa niż te, Co Pana otaczają. Niech będzie przeklęta przez to.

Pozdrawiam


Panie Igło,

znowu Pan wiersze pisze?

Zaangażowane społecznie, na dodatek.

I proszę mi odpowiedzieć na proste pytanie: skoro każdy wie o tym 1%, to czemu tak niewielu rodaków skłonnych jest z tej możliwości korzystać?

Ja wiem,że łatwiej jechać na Nicponiu i Poldku, ale to nie jest odpowiedź


U Nicponia już nawijam

;)

Ale, żeby Pan nie myślał, że jest łatwo!

Tam nigdy nie jest łatwo ;)

A o budowę to ja się z Panem nie założę. Jasne, że Pan ma większą!

Pozdrawiam (śmiejąc się małostkowo, że ktoś ma gorzej)


Daj pan spokój

Panie “Y”, Rafałowi..
On młody jest.
Tak, jak i Gretchen, którą już pan znasz ( skąd kurdelebele?) ?
Więc nie tłomacz.

Bo i tak gupio wychodzi.
Subiektywnie, subiektywnie…..

To może trza by zajść od mańki strony?
Co?

Przecież nawet jak by nogi na biurko wyłożyć, dobre półsłodkie odkorkować, nawet gruzińskie lub mołdawskie, k’zażaleniu a nawet i nie?

To, patrzaj panie Yayco, znowusz sameś, i niech ci kto uwierzy, że to tylko taka ochota?

Ja nie.
Uwierzę.


No kurcze

minelim się.
Nieszkodzi.

Bo pan wiesz, że ja wiem, że pan wiesz.
Co nie?


Ja nie miałem na myśli rozmowy z panem Arturem,

gdzieżbym.

Raczej idzie mi o kolejną falę dyskusji o tym czy należy dawać pieniądze na Orkiestrę, która o tyle wydaje mi się zabawną, że jakoś nie mogę dopatrzeć się tych, którzy mówią, że nie należy tego robić.

Ale jak widać nawet odrobina sceptycyzmu i to związana z organizatorem wywołuje pragnienie powtarzania w kółko tych samych argumentów.

Przepraszam, że o tym wspominam, ale bardzo mnie Pan udziobał twierdzeniem, że ja uprawiam podobne pitu-pitu.

Budowa jest okropna. Jakby Pan kiedyś bywał na Pradze, to proszę zajechać na Wiatraczne rondo. Zobaczy Pan o czym mówię.

A ja mam ją z gorszego i brzydszego końca.

Pozdrawiam nieco zagubiony, bo mi proszki wyszły bodajże


Panie Yayco,

zajrzałem żeby powiedzieć, że bardzo bardzo ten Pana tekst jest. Miałem to powiedzieć zaraz po przeczytaniu, ale pomyślałem, że ustawię się na końcu kolejki.

Dzięki.

Pozdrawiam.


Cieszę się Panie Sergiuszu,

że tym razem porcja banałów się Panu spodobała.

Pozdrawiam


Wiem Panie Igło, wiem,

ale, zwalając na przeziębienie, udaje głupiego.

Przynajmniej mam nadzieję, że tylko udaję.

Pozdrowienia


Patrzaj pan...

Panie Yayco..
Różni tu do pana zaglądają..
Jak na ten przykład, ja.
Co to pan mnie sponiewierać lubisz.

Ale tak, czy inaczej, w te i we wte to i tak za około 0,70 zł średnio rocznie wychodzi.
na Owsika.
Od główki.
Tanio, co nie?


Wiatraczne znam

Bywam ;)

No niech się Pan już nie gniewa za to pitu-pitu!
Trochę racji miałem, no niech Pan sam przyzna ;)

Pozdr


Panie Yayco

Subiektywnie, to możliwe, że ma Pan rację.

Tyle, że jeśli stawiamy na subiektywny odruch serca, to nie można się obruszać, że u kogoś powstaje zupełnie inny odruch. Tak?
Zwłaszcza zaś, gdy tenże ktoś ma taki nietypowy może odruch w reakcji na zapach wspomnianej przez Pana manipulacji. Albo ma alergię na medialny zgiełk.

Napisał Pan niezwykle ostry osąd o ślepych i bezdusznych.
Ale choć w sensie ścisłym nie ma się czego czepić, słusznie to i sprawiedliwe, choć surowo… to niestety ktoś mniej wyrobiony może pana wypowiedzi sobie rozszerzyć. Aż się proszą o to.

A przecież — można sobie wyobrazić tych, którzy uważają, że nie należy dawać pieniędzy Owsiakowi (taki majż odruch), i że ratowanie życia jest obowiązkiem państwa.
I można sobie wyobrazić tych, którzy robią dla innych wiele, wręcz z poświęceniem siebie i swoich najbliższych — ale nie lubią orkiestry, ot co. I inaczej działają.

A przy tym, działają po cichu i bez serduszka w klapie.

Więc z zewnątrz można ich pomylić z tymi pierwszymi.

Pan, jak rozumiem, cieszy się, że Owsiak uruchomił kamyczek, który może zacząć lawinę postawy obywatelskiej. Samoorganizaji, czy jak to tam nazwać.
I zgoda — za to mu chwała. Użył mediów publicznych — i dobrze, bo od czego jest osławiona misja, jak nie do budzenia społeczeństwa obywatelskiego. Przy okazji usprawnił nieco serwis medyczny — i dobrze. Ale mnie, panie Yayco, jednak naprawdę drażni, gdy to się nazywa dobroczynnością. Tak samo, jak wspomniany przez pana 1% odpisu.

Jakiś czas temu napisał Pan ostrą dość notkę wzywającą do zrzutki na serwer TXT. Zapamiętałem ten fragment:

To nie jest miłosierdzie. Nie o nie mi idzie. Bardzo popieram inicjatywy i w tym zakresie, ale bezinteresowna dobroć dla drugiego człowieka jest czymś bardzo dużym. Nie ośmieliłbym się o tym pisać.

Ja mówię o czymś małym. Niemal egoistycznym. Niemal. O zadbaniu o swoje najbliższe otoczenie. O zrobieniu czegoś dla siebie, ale nie dla samego siebie, ale dla siebie, uwikłanego w pewną społeczną sytuację.

Ja się z tym w pełni zgadzam.
I sądzę, że machina Owsiaka działa bliżej tego drugiego akapitu niż tego pierwszego. Choć opisuje się tym pierwszym.

A odpowiednie dać rzeczy słowo bynajmniej nie jest sprawą drugorzędną.


Bardzo tanio, Panie Igło,

zwłaszcza jak sobie człowiek przeliczy za ile osób taki na przykład Pan Artur (z właściwym mu obrzydzeniem formalnym) uiszcza, prawda?

Się człowiek nawet boi zastanowić, czy aby nie więcej niż ci, co na nim psy wieszają.

A przynajmniej co poniektórzy z nich.

No strach się bać, proszę Pana!

Ciekawy jest to problem z perspektywy działalności charytatywnej. Czy więcej wart jest ten, co marudząc więcej daje, czy ten z jeno klaska?

Ciekawy jestem Pańskiego zdania, przyznać muszę.

A że sponiewierać Pana lubię?

No lubię, bo to mi się dość bezpieczne wydaje. Pan jesteś jak Wańka-Wstańka, od czego szacunek mam dla Pana.

Wystarczy porównać z paroma, których tylko raz sponiewierałem i już.

Wolę Pana dziwne pisanie próbować rozumieć niż ichnich płaczów wysłuchiwać.

Pozdrowienia


Ale się Odys

odmachnął?
Chrześcijanin kurde.
Jak długo jeszcze?
Cicho bądź Odysie..
No..
Dzieci tego nie czytają...
:)


Jeden procent

yayco

I proszę mi odpowiedzieć na proste pytanie: skoro każdy wie o tym 1%, to czemu tak niewielu rodaków skłonnych jest z tej możliwości korzystać?

Jako, że nie do mnie, to odpowiem ;)

Zastrzegam, to jest tylko jedna z wielu odpowiedzi, zapewne niewielu rodaków ma takie motywy, ale wiem że tacy bywają.

Otóż nie skorzystanie z odpisu to też może być wybór. Świadomy. Ktoś może uważać, że państwo i jego ministerstwa to lepsza organizacja pożytku publicznego, niż każda z pozarządowych. Ktoś może woleć, by jego procencik dołożony został do autostrad, a choćby i do podwyżek dla górników niż na schroniska dla psów czy seminarium duchowne.
Ktoś może uważać, że on to się nie zna lepiej od premiera i minstrów, na co podatki nalezy wydawać, i im zaufa.
Może?

Wiem, że może, bo z kimś takim (niegłupim wcale) rozmawiałem.


A i jeszcze zawodowo

Jestem głęboko przekonany, że właśnie od wspólnot sąsiedzkich trzeba zaczynać.
Tyle, że przy obecnych trendach, to nie bardzo jest na co liczyć.
W deweloperskich molochach gorzej z warunkami po temu niż w soc-blokhauzach.

To temat na jakąś notkę, ale może prędzej pan Jotesz, on też z branży… Bo mnie zawsze słabość dziwna bierze, jak mam o tem pisać. A z opadłymi ramionami pisać się nie daje.

Nieustająco, pardą, pozdrawiająco


Panie Igło

Nie wódź mnie Pan na pokuszenie ;)


Panie Odysie,

proszę się łaskawie zdecydować: czy Pan się ze mną zgadza, czy nie?

Bo mam problem czy polemizować, czy się cieszyć.

Wybiorę gorsze rozwiązanie.

Ja nikomu nie bronię mieć innych odruchów serca i inaczej skierowanych. Jak ktoś nie ma odruchu serca ku dzieciom, a ma ku autostradom, to ja się trochę dziwić będę, ale zmieści się to w mojej wyobraźni.

Wie Pan, ja bardzo sobie cenię dar wolnej woli.

Ale wie Pa,n z ratowaniem życia to ja jednak mam inaczej. Wartość życia mam za najwyższą i uważam, że każda inna winna jej ustąpić. Na religijnym mam to podłożu, jak łatwo zgadnąć.

I dlatego uważam, że grzeszy ktoś, kto wiedząc w jakim państwie żyje, twierdzi, że to jest państwa , a nie jego obowiązek, aby w obronie , ochronie, podtrzymywaniu i czynieniu godnym życia stawać.

I już.

Natomiast to wcale nie znaczy, że takie działanie oznacza obowiązek łożenia na Orkiestrę. Uważam, że należy coś dla życia robić. I już. I tak samo będę cenił tych którzy wraz z Orkiestrą fundują urządzenia zdrowotne, jak i tych, którzy pieniądze, albo i czas swój własny poświęcają na pomoc hospicjom.

I nie odbiorę tym co łożą na Orkiestrę dobrych intencji. Ja nie jestem od osądzania, Panie Odysie.

Nie można zrobić wszystkiego. Warto robić coś.

A co do dobroczynności to ja to rozumiem tak, jak słyszę: jako dobra czynienie. Mnie to wystarcza. Znowu – nie ja jestem od rozsądzania, które dobro jest lepsze. Nie na poziomie ochrony zdrowia i życia.

A co do 1% to dla mnie jest jednak ważne, czy te pieniądze zostają przeznaczona na pomoc chorym, czy na rozwój płatanej szkoły, w której rodzice i tak uiszczają wysokie czesne.

Wybór którego dokonujemy, jest wyborem wartości. To nasze wybory decydują, a nie forma w jakiej się realizują.

Takie jest moje zdanie i przy nim pozostanę.

Pozdrawiam


Panie Igło,

każdemu jest zazwyczaj dobrze ze swoim światopoglądem.

Od lat dopasowany to i dobrze w lustrze wygląda.

Szacuneczek


Panie Odysie,

to co Pan napisał o rezygnacji z tego 1% to na tyle mnie zadziwiło, że ja pozwolę sobie przemilczeć większość tych słów, co do mnie przyszły.

Poprzestańmy więc na tym, że ja wolę pomagać potrzebującym niż utrzymywać urzędników. I wolę sam decydować, a nie pozostawiać to innym, zwłaszcza, że w swoim zadufaniu, mam ich za głupszych.

Ale to wolny kraj jest. Jak ktoś uważa, że urzędnicy są mądrzejsi od niego, to niech im jeszcze klucze od mieszkania odda.

Co zaś do sąsiedztwa, to wpada Pan w dziwaczne uogólnienia. Może to wynika z tego, co pan osobiście projektuje, ale jakoś to nie odpowiada mojemu obrazowi rzeczywistości.

Skąd Panu do głowy przyszło,że większość ludzi żyje w takich molochach?

Tylko tak Pan to widzi proszę Pana, obawiam się.

Zapraszam na Pragę.

Pozdrowienia


Wańka-Wstańka

gadasz pan?
To ciekawe?
I nawet dumnie brzmi.
Jak kto czytać umie.
Co niebądź. Ale to na marginesie, bo pan jak zwykle subiektywnie i dobrze zresztą.
Że tak.

Bo statystycznie to ja więcej daje, co nie zmienia.
Statystyki.
Bo trza by melona dać.
A ponarzekać to za darmo można, nawet na TXT.

A ja se zaśmiewając się jakiegoś pańskiego kolesia, profesora, za nic go mnie/mając, w Rzepie przeczytałem, co to on se Pis najpierw lewicą nazwał a potem ten własny wniosek racjonalizatorski obalił.
Rychter mu na nazwisko dali.
Czy jakoś tak?

I dlatego ja se politycznie, to śmiechem się zanoszę, idiotów czytając.
W gazetach.I NIE TYLKO.
Ale tylko czytając.
W nich.


Odysie

Gdzie ja bym ciebie wodził?
Wywodząc?
Już mnie WSP Lorenzo brzydkim słowem – erystyka- obrzuca.
A tu dzieci patrzają, wrogowie rozprowadzają a i Serg upomina.


Faktycznie,

to się wesoła gazeta zrobiła.

Jak nie przymierzając dawniejsza Karuzela.

A Rychard to nawet nie najgłupszy jest facet, choć ten jego wywód to chyba jednak przez telefon, w czasie jazdy w zadymce, był czyniony.

Przyznam, że mnie bardziej ubawił jeden dziennikarz tamtejszy (a podobno nawet i bloger), który się ze snu gwałtownie przecknął (w środku zimy, co samo w sobie za ciekawostkę może robić przyrodniczą) i zaczął nawoływać, żeby telewizję ludziom oddać. To mistrz prawdziwy!

Co zaś do dawania, to nie szło mi o konkretnych ludzi tylko o zasadę: co ważniejsze, czy to co się robi, czy to, żeby nie szargać śwętościów popkultury?

Mówiąc szczerze, Panie Igło, to ta forma świeckiej religijności, która nimbem nietykalności otacza pana Owsiaka, jakoś do mnie nie trafia.

Ale ja się nie znam, jak wiadomo.

Pozdrawiam z wolna się udając


Panie Yayco

Jeden procent
No widzi Pan, ja się z Panem zgadzam i nawet te same argumenty wspomnianej osobie przedstawiałem, również powstrzymując wyrazy.

Ale mówi Pan, że woli dać na hospicjum, niż na urzędników. No wie Pan. W fundacji, co Pan na nią łoży, też jest jakaś księgowość, sekretariat, bo ja wiem, co tam jeszcze. Znaczy, biurokracja jakaś.
I mówi Pan, ze woli sam decydować. Lecz przecież nie jedzie pan kupować konkretnych leków konkretnemu choremu — a wpłaca na fundację. Która ma cele, programy itd. I ktoś już dalej za Pana decyduje. Jakiś, powiedzmy dyrektor. Pan tym przelewem przecież jedynie wyznacza z grubsza, kto i o czym ma za Pana decydować...
Ja wiem, i się zgadzam, że państwowa służba przerośnięta, niewydolna, zobojętniała jest itd. Ale jak się chwilę zastanowię, to potrafię sobie wyobrazić pozarządową fundację zarządzaną źle i nieskutecznie, realizującą zadania mniej potrzebne niż zadania realizowane przez władzę.
Ja odpisuję swój procencik odkąd mogę, ale ani tego nie nazywam charytatywnością, ani tak nie potępiam tych, co pozostawiają zarząd także nad tym ułamkiem podatku — rządowi.
Bo ja, podobnie jak Pan, mam się za mądrzejszego od rządu. Ale przecież nie wszyscy są tacy, nie? ;)

Ratowanie życia
Pan mnie pod włos bierze.
Dobrze że się zgadzamy, więc te docinki złośliwe puszczam mimo. No.

Dobroczynność
W sumie słusznie pan definiuje termin: dobra czynienie.
To znów pana rozdrażnię — rządowy powszechny serwis medyczny też jest-li dobroczynnością? Czy to inaczej działa?

Sąsiedztwo
Pan pisze, że uogólniam niebezpiecznie. Skąd Panu do głowy przyszło,że większość ludzi żyje w takich molochach — Pan pyta.
Ja nie napisałem, że większość żyje. Ja napisałem o pewnym kierunku, w jakim to idzie. Mieszkalnictwo znaczy. Pan wspominał o tej budowie, obok Pana… To co, małe, kameralne budynki? Panie Yayco. Przedwojenna kamienica miała z sześć pięter maks i dwadzieścia metrów szerokości działki. Tam się mogli wszyscy znać na wylot. A w obecnym standardzie deweloperskim, po 9tys/metr kwadratowy w stolicy, to ja znam sąsiadów, ale z okien na przeciwko. TV sobie ich oglądam, bo blisko. Osiedle liczy 5 bloków, po 4 klatki i 8 kondygnacji. Na każdym piętrze z klatki jest pięć mieszkań. 150 rodzin w bloku. Znamy się tylko z widzenia
A to jest takie typowe nowe osiedle, wcale nie jakieś — tam wielkie.
To nie jest kwestia, co ja projektuję. Tylko co się projektuje. Wszędzie.
Wyjątki są nieliczne.
Domki też nie są dobrą alternatywą, bo nikt pod te domki nie projektuje układów urbanistycznych. Nie ma nowej Podkowy Leśnej pod Warszawą, a przecież dwzudziestolecie zaraz stuknie. Stają te kolejne domy wzdłuż zagonów, na działkach ledwie odrolnionych. Nawet dojechać samochodem niełatwo — a gdzież tam, żeby ktoś przewidział sieć ulic, rynek, miejsce na szkołę i kościół, czy park.

Panie Yayco. Z tym, to jest u nas w Polsce dużo gorzej niż z dobroczynnością i wolontariatem. Serio.


Panie Odysie,

ja bardzo łątwo wyobrażam sobie źle zarządzane fundacje. Już kiedyś nawet pisałem o takich, które są w ogóle powoływane w złym celu. No i co z tego?

Ale od tego mam trochę rozumu, żeby takich nie wybierać. Ja nie mylę tego o czym tu piszemy, z totolotkiem i muszę przyznać, że Pana argumenty wydają mi się albo chybione albo niewłaściwie skierowane.

Wybierając – bierzemy na siebie część odpowiedzialności. Unikając tego – uciekamy od odpowiedzialności, a słowa, w które to ubierzemy są bez znaczenia. Wielokrotnie unikałem odpowiedzialności, odżegnując się od dokonania wyboru, więc wiem co mówię.

A czy ja kogoś potępiam? Mógłby Pan wskazać jakieś zdanie, w którym wytykam komuś coś więcej niż głupotę? Czy ja mam pretensję do Pana, że Pan nie chce łożyć na Orkiestrę? Nie pomylił Pan aby bloga?

Z obroną życia, to ja się cieszę, że się Pan zgadza. Martwię się, że Pan umknął od odpowiedzi, jak się to ma do stanowiska jakie Pan wcześniej przedstawił. No.

Co do służby zdrowia (nie chcę tu wchodzić w dyskusję jak często ona czyni dobro), to ma ona charakter zawodowy, nieprawdaż? Wynika zatem z obowiązku, który opiera się na umowie, albo innej podstawie formalnej. Świadczący otrzymują wynagrodzenie. Widzi Pan różnicę? Do tej pory mówiliśmy o tym, co ludzie robią sami z siebie i raczej oddając, niż biorąc, prawda? Więc proszę nie wykręcać kota ogonem. Uporczywie chce Pan sobie zawężać, to niech Pan sobie zawęża. A ja się z Panem zgadzać nie zamierzam i tyle. No.

W kwestiach jeszcze mieszkalnych.
Obok mnie, Panie Odysie będzie centrum handlowe i biurowe. Być może także mieszkania, ale wcale nie na pewno.

Ponadto fakt, że jeden duży dom wybudują nie oznacza jeszcze tendencji. W każdym zaś razie – statystycznej.

Ale faktem jest, że na urbanistyce się nie znam. Oprotestowałem jedynie , nazbyt śmialą, moim zdaniem, tezę, że ludzie teraz żyją w wielkich molochach.

Większość moich znajomych żyje inaczej. Ale ok. Zapewne moi znajomi nie są reprezentatywni. Nie będę się upierał w tej kwestii. W końcu Panu też się coś należy ode mnie ;-)

Pozdrawiam poranie


Panie Yayco

Oddać tv ludziom oznacza tylko i wyłącznie tym ludziom.
Tym co to są obecni w każdej stacji, gazecie, rozgłośni.
Otwierasz pan, a tu myk, i ludź panu wyskakuje.
Ten sam co to wyskoczył panu o 22 na tv plus, o 7 w TOK FM, i w samochodzie w RMFie, a potem w TVP 1 i natychmiast przeniósł się tańcząc do tv Kultura.
A jeszcze ile innych miejsc jest dla ludzi niedostępnych.
BBC np, albo TCM albo Animal Planet.
Tam jeszcze ludzi nie ma.

Ale jak znam życie, to…


To nie tylko, Panie Igło,

ludziów dotyczy.

Kiedyś ciężko chorowałem i przez dwa tygodnie z domu nie wychodziłem.

Odniosłem wrażenie wówczas, że nie tylko mnie, ale w ogolności wszystkich socjologów wytłukło, bo w kółko po telewizjach widziałem i po radiach słyszałem trzech, co to widać byli najbardziej odporni.

A jak wyzdrowiałem, to okazało się, że wszystko było w porządku. I że z tą odpornością, to chyba raczej odwrotnie.

Pozdrawiam zdrowotnie, choć jeszcze zarażam kropelkowo


Ja kiedyś

Panie Yayco, wprowadziłem do blogosfery, termin dyżurnego, socjologa też.
Z czego nie mam nic, nawet 1 %

Był np dyżurny socjolog, w ówczesnym czasie Wnuk-Lipiński & Staniszkisowa.
Dyżurny antyterrorysta, ten z SLD, co już zapomniałem.
Dyżurny lewicowy idiota – Celiński.
Dyżurny lekarz – nie wiedzieć czemu Radziwiłł, chociaż nie hetman?, prawda

I powiem szczerze wielu ocaliło swoje stanowisko.
Np Celiński, jak najbardziej.

Albo Thun – dyżurna europejka.
Albo Jaruga – Nowacka – dyżurna kobieta polityczka, ta została wygryziona przez Rokitową.

Albo Kalisz – dyżurna świnia.
Albo Szczęśniak – dyżurny, sowiecki emisariusz od ropy i gazu.
Albo Michnik jako Michnik.
Albo Ziemkiewicz jako antymichnik.

Wielu jest dyżurnych.
Chociaż jak się teraz zastanowiłem, to paru wypadło.
Znaczy kapitalizm im zaszkodził?
Cholera wie?


Niekoniecznie kapitalizm, Panie Igło.

Może np. pogoda się zmieniła, albo facjata publiczności znudziła. Więc media szukają nowych wiedzących, by kit powszechny w nowym opakowaniu nadal wciskać.

A tak między nami, to Pan taki chętny, by w bibliotece siedzieć, albo bez przerwy w sieci, by wszystko sprawdzać, albo podstaw się uczyć w celu konsekwentnej potem konsumpcji informacji? Jak Pana lubię, to nie uwierzę, jako że lenistwo jednak immanentną cechą ludzia jest. I ludź tylko pewne rzeczy sobie sprawdza, by swoje wiedzieć.

Czyli generalnie rzecz biorąc, to oni nie dość, że po czesku gadają, to se jeszcze z nas jaja robią.

I z tym miłym akcentem pozdrawiam Pana serdecznie

abwarten und Tee trinken


Pan, panie WSP Lorenzo

mnie nie zagaduj.
Co?
Bo ja na pana, dowody zbieram.
Noo..


Ja to nie wiem, Panie Igło,

bo nieoglądający jestem.

W Nowy Rok mnie od satelity, niesprawiedliwie odcięli. I nawet mnie to by nie zajęło, ale we czwartek z rodziną pouczające historie o niejakim Housie, doktorze zagranicznym, oglądamy, żeby się bardziej bać chorować.

Więc załatwiłem, że znowu nadaje. Ale po co – nie wiem.

Pański ranking bardzo mi się spodobał.

Dodałbym może kilku wicemarszałków sejmowych i kilku otyłych z PiSu.

Ale zobacz Pan, że dyżurni autoryteci, z kręgów scen warszawski się wywodzący, wzięli i poumierali. Ale w niektórych przypadkach przeszło ich stanowisko na żony, albo i na dzieci.

Zawsze to pewna stabilność, w otaczającym nas chaosie…

Pozdrowienia


Panie Lorenzo,

przykro to powiedzieć, ale nieprawdę Pan napisał.

To nie jest po czesku, bo po czesku to ja rozumiem.

To musi być jakaś odmiana rumuńskiego z Bukowiny. Bo kadencja i akcenty są słowiańskie, a ni cholery zrozumieć się nie da.

Za Bukowiną i to przemawia, że mam przy tym rabacyjne odruchy

Pozdrowienia


A zbieraj Pan, Panie Igło,

zbieraj. Będziesz Pan mial co moim dzieciom i wnukom opowiadać. Sam też sobie chętnie potem posłucham, ego me głaszcząc Pańskimi słowy…

abwarten und Tee trinken


Może i nieprawdę, Panie Yayco,

ale w dobrej wierze (na wygląd to było po czesku – mam na myśli Pański filmik, bo się już lekko gubię przebiegając między blogami). Zresztą ja już niekiedy po polsku nie rozumiem, a co dopiero po czesku, albo nie daj Boże w narzeczu z Bukowiny.

Pewnie zaraz ktoś się z tamtych stron odezwie i nas wyprostuje , albo rasizm zarzuci.

Ukłony zasyłam i szybkiego powrotu do zdrowia życzę

abwarten und Tee trinken


Słusznie pan zauważasz, panie Yayco

że to dziedziczne się staje.
Co prawda trza sie nowych nazwisk wyuczyć, bo np taki Zamoyski to kto to jest?
No był taki karmazyn 3wioskowy co to dorobkiewiczem się ostał a teraz po sprawiedliwości jego nazwisko zanika.

Za to weźmy taki ród – Cymańskich.
Co?
Albo Gosiewski, co to z jego imieniem Kmicic rzekę w Prusiech sforsował, rajtarskie pułki wysiekł, a teraz ród do stanowisk wrócił z przydomkiem – Pingwin.
Albo weźma tych wicków i marszałków.
Tacy Niesiołowscy to im tylko bzyczy w głowie, od czego tylko nerwowi są ale Komorowscy to se już delikatnie legendę budują, co prawda dla mnie poprzez Bora ( wiem, że nie ta linia ) dość plastikową, ale co to szkodzi?
Zawsze potem można w wikipedii wpisać – dziadek chciał zostać prezydentem i o mało co…

WSP Lorenzo, chociaż mój prześladowca ma rację, po czesku do nas gadają.
Nawet nie do nas.
Ale ilu Mireksów i Maryl albo RRK na ten lep się łapie i po czesku gada przez sen?
A Stary to nawet przez czeskie gadanie się wykończył.
Szkoda gościa.


Filmik, Panie Lorenzo,

a ściślej piosenka to faktycznie po czesku, choć z lekkim slezkim nalotem.

A w telewizorze, to nie wiem po jakiemu, bo rozumiem zazwyczaj tylko spójniki.

Co zaś do Bukowiny, to zawsze takiego zarzutnika można odesłać do biblioteki , żeby sobie prace Eugena Ehrlicha o tamtejszych ludach i ichnim żywym prawie poczytał, a potem się brał za zarzucanie. Albo się wystraszy drukowanego (co na większość zarzutników działa) , albo się jemu synapsy przepalą, przy tym czytaniu. No.

Pozdrawiam kompetentnie


Pewne nieporozumie, Panie Yayco,

się było wkradło, ale juź się wyprostowało. A to z powodu pewnych wyliczeń, no i konstatacji na koniec, jakie właśnie dostałem. Publikować się boję, więc wyślę Panu na priva, żeby Pańskiego bloga nie zaśmiecać. Panu jednakowoź wolno, jakby Pan do takiego wniosku doszedł.

Pozdrawiam nieumiarkowanie

abwarten und Tee trinken


Panie Igło, nie po czesku,

tylko sobie jedynie znajomym językiem mówią.

Moim zdaniem to od samotności jest.

Jak człek do lustra gada, to się zasadniczo świetnie z nim rozumie. I często nawet zgadza.

Ale jak pić do lustra zaczyna, to już jednak dla wątroby kłopot.

A jak jeszcze dalej się posunie (proszę wybaczyć słowo), to może się tragicznie okaleczyć i darwinską premie otrzymać. Dla rekompensaty.

Więc już bezpieczniejsi cą tacy co się w parki lączą, albo i trójkąty i na każdy temat mogą do siebie to samo mówić.

Sam Pan takie zestawy łatwo i na TXT przyuważysz. Najbardziej jedną taką parkę lubię chłopaczków, do której się jeszcze często osoba spośród płci podłącza. Niezmordowani są w sobie, aż zazdrość bierze starszego człowieka (i teraz się manifestuje).

Moim zdaniem to co prawda nudne jest, ale ogólnie zdrowsze dla organizmu.

Pozdrowienia wegetatywne z powodu nasilonego kataru


Panie Lorenzo,

proszę to opublikować samodzielnie, za moją pełną aprobatą. I tak już w odpowiedzi panu Igle zszedłem poza manowce nawet, więc będzie pasowało.

Ale Pan znalazł – Pan publikuje.

A dla czytelnika będzie pociecha, obawiam się.

Pozdrawiam dziwnie się śmiejąc, nie wiedzieć czemu, pewnie od tych proszków, co je biorę na kaszel


Powiem szczerze, że

usiłowałem pare razy trójkąt zorganizować.
No ale nie wyszło.
Pewnie ze starości i przez brak nowoczesności?
Albo, jak se w lustro zerkam, to bez brak atrakcyjności?

A teraz to młodzież nowoczesna jest, lustro niepotrzebne a do siebie przez komóry & skajpy gadają, nawet jak obok siebie stoją.

I stąd pewnie te In-Vitro i Gretkowskie niezbędne są.
Lisy chitre.


Poczekaj Pan, Panie Igło,

aż się ów Lorenzo na odwagę zbierze, dopiero znajdziesz Pan podstawę dla lęków swoich!

Szacuneczek tradycyjny


Pan się tak nie szczerzy, Panie Igło,

lecz w zadumę popadnie nad słowy, jakie Panu – za przyzwoleniem Pana Yayco – zacytuję. Bo z kim Pan chcesz ewentualnie te prostokąty organizować, o trójkątach nie wspominając.

A oto wspomniane wyliczenia:

jedna ludzka komórka zawiera 75 MB informacji genetycznych,
dlatego jeden plemnik ma 37,5 MB.

W jednym ml spermy jest 100 milionów plemników.

Przy ejakulacji trwającej średnio 5 sekund uwolni się 2,25 ml spermy.

Z wyliczeń otrzymamy, że przepustowość danych męskiego penisa wynosi (37,5 MB x 100 MB x 2,25)/5 = 1687,5 Terabajtów na sekundę.

W wyniku tego wiemy, że żeńskie jajeczko jest zdolne wytrzymywać ataki DDoS o objętości więcej niż 1,5 Pentabajtów na sekundę, a przy tym przepuści tylko jeden pakiet danych. Tym samym jest to najlepszy hardware’owy firewall na świecie!

Jedna wada… ten jeden jedyny pakiet, który system przepuści, zawiesi cały system na 9 miesięcy.

No i z czym, Panie Igło, do obywatelek?

abwarten und Tee trinken


Panie Lorenzo

Ja się wzionem i zewstydziłem już przy 3 zdaniu.
I dalej nie czytałem, tylko se w notesiku tel. do senatora Gowina znalazłem.
Ale też mi odwagi zabrakło.
Pewnie to sie na moich złośliwościach do Yayca skrupi?

A pan uważaj na drodze.
Nie wszędzie stoją płoty.
A nadajniki RM – tak.


Panie Igło,

Pan to niezdecydowany jakiś, poniekąd.

Jak do Pana po starokrajsku przemówić, to Pan wyrzeka, że nie rozumie.

Jak znowu Pan Lorenzo nowoczesnym językiem, starożytne prawdy przedstawił, to Pan się zaczerwienił.

I jak z Panem gadać, skoro nie ma (prawdopodobnie) o czym mówić?

No ja?

Pozdrawiam wstając (w celu posolenia ryby, bo piątek)


Panie yayco,

chociaż po szkołach, kabaretach i teatrach kształcono mnie uparcie w duchu postmodernistycznej intertekstualności (bo synkretyzm gatunkowy to same wymyśliłyśmy kiedyś z Zuzanną jako to alibi, w razie gdyby ktoś zadawał głupie pytania w stylu: dlaczego z “Romea i Julii” zrobiłyśmy komedię, albo czemu księdza Laurentego gra długowłosa blondynka w dresach po starszym bracie i z krucyfiksem na piersi) – bezczelnie oświadczę, że jestem Pańskim tekstem nieomal zachwycona.

A w każdym razie uśmiałam się nad wyraz. Cytaty z popkultury też dobrane piknie.

Komentarzy jeszcze nie czytałam, ale z zadowoleniem widzę, po ich liczbie, że jak zwykle wywołał Pan ogromne poruszenie w mrowisku, pardon, tekstowisku. :)

Punki są bardzo sympatyczne stworzenia, w sumie to nie ich wina, że naciągają ludność i wyciągają z użyciem drucika. To się mieści w ich normatywności, czy jak to się mówi. Wolność ludziom i złodziejom, a śmierć kurwom i frajerom, przepraszam za wulgaryzm.

Na wszelki wypadek zaznaczę, że osobiście za złodziejstwo najchętniej ordynowałabym te, jak im tam? Kary mutulacyjne (nie ma to jak używać obcych słów, których znaczenia się nie jest pewnym do końca).

Serduszka są okropne, a pałac Stalina należy zburzyć, ceterum censeo (jeden wykładowca z Politechniki Warszawskiej, co mi się zresztą był oświadczył parę lat temu, powiedział kiedyś, że to jest kwestia odpowiedniego rozmieszczenia ładunków tylko – złożyłby się elegancko do środka, niczym domek z kart).

Mam nadzieję, że ryba była smaczna.

pozdrawiam, jedząc jogurt


Pani Pino,

ilość użytych przez Panią obcych wyrazów jest naprawdę imponująca. Aż się skupić musiałem.

Cieszę się, że się Pani podobało, choć mam wrażenie, że w międzyczasie przeczytała Pani dyskusję i zorientowała się, że była raczej spokojna. Żadnych kijów, żadnego mrowiska. Co zresztą mnie cieszy.

Postanowiłem się pięknie wyróżniać. Czy cóś.

Co prawda potem przyszli panowie Lorenzo i Igła i trochę popłynęliśmy, ale mimo to jestem zadowolony.

Co do punków, to już nie pamiętam. Co do serduszek to mam mieszane odczucia. W kwestii zaś pałacu Stalina, to żałuję, że ten Pani znajomy nie uskutecznił tego eksperymentu.

Na przywrócenie kar mutylacyjnych (prawie trafnie Pani Pino, prawie trafnie) liczyć raczej nie należy. Ponadto to jest proszę Pani zacofanie, żeby takie mieć poglądy. W tych kwestiach to już proszę do pana Artura bezpośrednio.

Ryba była zasadniczo po meksykańsku, ale nie wiem czy smaczna, bo od chorowania trochę smak straciłem. Nikt, co prawda, nie narzekał, ale to pewnie przez grzeczność.

Pozdrawiam Panią wieczorową porą


Panie yayco,

proszę mnie nie prowokować i do Nicponia nie odsyłać.

Szczególnie, że rozważam, czy nie walnąć za czas jakiś tekstu poświęconemu problemowi kary głównej.

W ujęciu bardziej socjologicznym niż historycznym, a co? W końcu hucpiarz jestem i pisanie o rzeczach, na których się odrobinę znam, mnie nudzi z deczka.

No, mogę ewentualnie zajrzeć w trakcie tego pisania do Wikipedii raz czy drugi, żeby się literówkami przynajmniej nie skompromitować.

Na szyling, rubel, funt i frank, przysięgam na najbliższy bank, że z całej dyskusji wtedy jeszcze przeczytałam ino tyle, że Pan rybę posolić zamiaruje.

Po meksykańsku? A fuj. Z ichniej kuchni to mnie interesują napitki wyłącznie.

Ryba tylko po polsku, smażona, ewentualnie po bałkańsku, o ile to ja ją przyrządzam. No i znowu wyszła ze mnie czarna reakcja…

Aż mi się rekolekcje pewne w Wesołej przypomniały. Ryba po grecku, jaką nam wtedy w ramach umartwień wielkopostnych na obiad zapodano, i tak należy do najmniej traumatycznych wspomnień tego wyjazdu.

Pozdrawiam zacofanie

P.S. Spokojna? Wolne żarty, Grześ się na pana obraził, laboga, larum grają!


Proszę bardzo, Pani Pino,

może sobie Pani pisać o czym Pani chce. Moim zdaniem o niemożliwościach pisać nie warto, ale to jest wolny kraj, a pisanie o karze głównej, choć bezsensowne (bo jej nikt nie przywróci) bardzo jest popularne.

Wejście Pani w ten nurt popularnej literatury fantastycznej może być dla niego albo zabójcze, albo ozdrowieńcze. Czekam w drżeniu.

A już w ujęciu socjologicznym? No proszę proszę... Może Pani jakieś książki polecić?

Ale lepiej nie, bo to mogłoby osłabić wymowę tekstu, zwłąszcza, że Pani lubi różne trudne słowa, które mogą zniechęcić potencjalnych zwolenników. No.

Co zaś do meksyckiej kuchni to ja mam odwrotnie. Choć lubię wina z Baja California, to mam wrażenie, że Pani nie wina lubi pić, tylko wspomina o tym, co to ja tego nigdy nie piłem. To jest ciekawa luka w geograficznym rozkładzie mojego spożycia. Musze się kiedyś zastanowić, skąd się to wzięło…

Grześ się obraził? Ciekawe. Zwłaszcza zaś ciekawe czym?

No ale skoro Pani tak twierdzi, to może i fakt.

Czarne się, nad moją spolegliwą głową, chmury zbierają, Pani Pino.

Pan Merlot już publicznie pisze o frakcji własnej, która mnie zwalcza. Wyjrzę zatem przez okno, czy mogę spokojnie z domu wychodzić.

O pojechać na Ochotę, to nawet marzyć nie mogę.

Z drugiej strony – nie wybierałem się.

Lękliwie pozdrawiam


Panie yayco,

ale skąd założenie, że ja zamierzam pisać o możliwościach, szczególnie zaś możliwościach zmian w kodeksie karnym? Ja?

Tak całość sprawy w formułę oprawię:
Wołaj, Zuzanno, bo qui tacent, clamant;
Zwiodła cię pycha, zaszlachtował amant
Lecz nie zawiedziesz się nigdy na prawie.

Słowem, poznanie się Panu uprzedziło lub wręcz zakatarzyło, obawiam się.

Nie, ten tekst ma być zupełnie o czymś innym, ale bez spoilerów, bo przepadnie nawet mizerny efekt hucpiarstwa mojego. A dla samej roboty robić, to ja też nie lubię...

Książki, powiada Pan?

Ja jestem wszak zaledwie trzeci rok, na parapecie mam pięć zeszytów A4, a w tym z napisem “Czwartek” jakieś brednie zatytułowane Pojęcie faktu społecznego – Emil Durkheim.

Jak na początek, uważam że wystarczy. Słowa, z tego co widzę, są raczej zrozumiałe, przynajmniej same w sobie. Bo już Jerzego Topolskiego koncepcja dwoistej natury faktu historycznego to bardziej jest porąbana.

Teraz zresztą, to mnie bardziej zajmuje zagadnienie, jaki wykombinować na obiad sos serowy do makaronu i co ja zrobię zważywszy, że chyba skończył mi się ten ostatni.

Współczuję Panu bardzo, że frakcja się czai i chmury czarne zbierają na Grochowie. Zwłaszcza, że Panu akurat nie przystoi przemieszczać się w pudle, ani pagaja ze sobą nosić na wsjakij pażarnyj.

Sicher ist sicher, powiedział Manlicher i wymyślił karabin maszynowy… Nie, żebym coś sugerowała koniecznie.

pozdrawiam z umiarkowanym wzruszeniem


Eeeee,

jakie obraził?

Grześ jak wiadomo wzorem nauk deMello się na nikogo nie obraża, no.
A nawet jakby się obraził, to tylko i wyłącznie jego problem:)

Pozdrawiam nieobraźliwie/nie obrażając siię na nikogo ni nic.

Nie mam żalu do nikogo, sama sobie krzywdę zrobię
jak wiadomo przecież od dawna,


Pani Pino,

a gdzie ja wspominałem o Kodeksie Karnym, bo jakoś mi to umknęło?

Zakatarzenia mojego prozę się nie czepiać,, bo to bolesna jest sprawa jak już mnie kobiety przez telefon nie rozpoznają. I to po ćwierćwiecznej (z okładem) znajomości. Niefajnie, proszę pani.

Emil to już dawno umarł, obawiam się. Choć to jednak szkoda, to nic się zrobić nie da.

Mówiąc o książkach miałem na myśli coś prostego: The Death Penalty: A Worldwide Perspective Hooda, Challenging Capital Punishment: Legal and Social Science Approaches Haasa i Inciardiego, albo jakiś zabawny podręcznik kryminologii, choćby taki jak Existentialist Criminology.

Bo przecież nie proponowałem Pani, żeby się douczyła, gdzieżbym!

Chodziło mi o to, żeby Pani mogła sobie celniej cel swojego celowego zamysłu wyznaczyć. Czy cóś inne, ale jednak teleologicznie uwarunkowane.

Na Grochowie przyjemnie, proszę się nie niepokoić. To że komuś się roi, że mnie zwalcza to jeszcze nie znaczy, że to umie zrobić. Nie zaprząta mi to myśli zanadto. A jeśli nawet, to przynajmniej będzie jakaś rozrywka, chyba że będę musiał się bić na pluszowe misie-kapciuszki. To jednak trochę obciach. Ale cóż zrobić.

Strach wielki jest, że mógłbym przegrać i za karę zostać skolektywizowanym. Ale to strach jest przed sankcją, a nie przed walką. Byle nie na te, jednakże, kapciuszki, cholera.

Pozdrawiam, rozglądając się za jakąś gruszką w occie, czy czymś takim


Panie Grzesiu,

No to się cieszę, że Pani Pino popadła w błędy jakieś kognitywne.

A krzywdy proszę sobie samemu nie robić. Po co innym odbierać choć ułudę przyjemności?

Zdaje się, że Panu radzę to czego sam nie robię. Majaczę chyba, więc pójdę sobie pochorować w spokoju. Albo obiad ugotuję.

Pozdrawiam


Hi hi,

Panie yayco, powiedzmy sobie szczerze: nawet Referent miał z Panem takie szanse, gdy zaczęliście się kłócić o aksjologię i gumowe kaczuszki, jak ten Arab z Indianą Jonesem, co to Pan pewnie oglądał.

I teraz ja (znaczy się, ja) mam niby zademonstrować miastu i światu, jak trzeba się bronić przed człowiekiem uzbrojonym w banana? :)

Obawiam się, że na głowę spadnie mi pianino, odważnik 16-tonowy, albo stos tych wszystkich anglojęzycznych tytułów, co je Pan raczył wymienić.

Z góry zatem przepraszam, składam zapewnienia o szacunku dla dorobku i wycofuję się rakiem. Zodiakalnym także.

Niech w księgach wiedzy szpera rabin, nauka to jest wymysł diabli…

pozdrawiam nucąc, bo co mi zostało

P.S. Ale proszę jednak wyzdrowieć. No.


Pani Pino,

ale ja wymieniłem tylko trzy tytuły. Jaki stos znowu? No chyba, że idzie o atomowy i przekroczenie masy krytycznej, czy coś.

Oczywiście, że nieco prewencyjnie, ale proszę się nie odstraszać. Jak sobie pomyśle, że miałbym z półki tę Egzystencjalną kryminologię zdjąć i przeczytać (choćby dla polemicznego celu), to mi się zimno robi.

A jak mi się zimno robi to bardziej kicham. A to jest niedobrze.

Jak zawsze trochę więc tumanię i przestraszam, ale niegroźnie.

Nie tęsknię do kawiarni gwarnej, gdzie mieszka banda dziwolągów…

Pozdrowienia


Panie yayco,

Mszcząc się jak gdyby (nie na tych denatach
lecz na Epoce) za pustki w kieszeniach,
nudę, złą kawę i upokorzenia,
jakich doznawał, gdy przegrywał w skata.

pozdrawiam porozumiewawczo i już naprawdę spadam


Pani Pino,

niech będzie cytat na cytat. I też z Brodskiego (proszę wybaczyć moje przywiązanie do prawa autorskiego):

Siedzę w ciemności i nie gorsza pewno
ciemność w pokoju niż ciemność na zewnątrz.

I upraszam o zaprzestanie wojny na cytaty.

Niech będzie, że się poddaję, pozdrawiając


Pani Pino

Każden z tym całym Yaycem ma szansę.
Coby go oszwabić.
Niech pani nie ustaje.
Szczególnie jak z płci pochodzi i odpowiedniej broni użyje.
Jakiej?
A to niech se pani sama pokombinuje.
Przecież nie będę tu zdradzał, bo on, Yayco znaczy, posiadł rzadką sztukę czytania.
Ze zrozumieniem.
Co prawda nie mnie.
No ale ja się tylko wśród płci ukrywam.
Ze względu na nick.


Panie Igło,

i Pan buduje sobie frakcję?

Proszę mnie nie rozśmieszać.

Jak się śmieję to kaszlę bardziej. No.

Pozdrawiam ze zrozumieniem


Masz ci los,

wygrałam???

Ale numer. Idę szukać sztandaru do zatknięcia, a potem ukraść parę zegarków i rowerów…

Chociaż nie, bo wtedy sama bym musiała sobie coś oderżnąć. Jeszcze to przemyślę.

pozdrawiam, rozglądając się, co by się wywieźć dało do fabryk za Uralem


Pani Pino,

ujmijmy to tak: wolę jak Pani nie cytuje.

Muszę sprawdzać, um nadwyrężać. Po co mi to?

Więc gotów jestem się poddać, aby tego uniknąć.

Za Ural? Po co za Ural?

Proszę pani, ja, w siedemdziesiątych latach, widziałem w Pińsku piękny samowar. Niemieckiej produkcji.

Pozdrawiam


No cóż,

ja z całego dziedzictwa po przodkach mam złoty zegarek z Rosji Carskiej i komplet zastawy stołowej z Poznania. Srebrnej, z monogramem.

Siedzę z Janem w trzynastej celi
na Ratuszu, pośrodku miasta,
trzy dni temu razem nas wzięli,
posadzili, trzymają, i basta.

Na podłodze sen nasz nielekki,
zupę dali, że pies jej nie zje,
Jana chroni pancerz dialektyki,
mnie- leciutki obłok poezji.

Smród, robactwo, ciężkie chrapanie…
Ano- różnie w życiu się darzy.
Ktoś nabazgrał węglem na ścianie:
“Niechaj żyje walka piekarzy!”

Ja-cóż? Gwizdać! Siedzę od piątku,
mogę siedzieć tak choćby miesiąc,
ale Jan ma katar żołądka,
no i lat bez mała sześćdziesiąt,

trzeba jego hartu i woli,
żeby ważyć to sobie lekce,
no bo człowiek, gdy go brzuch boli,
zapomina i o dialektyce!

Siedzę, siedzę, liczę godziny,
Jan się zdrzemnął, o ścianę wsparty,
nad globusem jego łysiny
zaświtało kwadrans po czwartej.

Stęknął, ocknął się i beztrosko
wyprostował zgarbione plecy:
“Wiesz- powiada- w Magnitogorsku
dziś ruszają dwa wielkie piece…”

Świt był szary, pełznął niechętnie,
jakby mieli co zarżnąć nad miastem,
i myślałem sobie: “Jak pięknie
w tej parszywej celi trzynastej.”

I o Janie myślałem jeszcze,
i gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Polska,
i płonęły w śledczym areszcie
wielkie piece Magnitogorska.

Żeby nie nadużywać Pańskiej cierpliwości ponadnormatywnie, mówię od razu, że to Broniewski Władysław.

pozdrawiam


To akurat wiem,

bo bylem kształcony w szkołach imienia Świerczewskiego i Gottwalda. Więc niektóre zabawne utwory znam.

A złoty zegarek też mam. Marki Poljot. Samonakręcający się. Może za sto lat będzie wart więcej niż złom złota. Dentystyczna trójka, psiamać.

Od dziadka przemytnika. Gdyby nie był taki brzydki (zegarek) to bym go nosił, bo go (dziadka) bardzo lubiłem.

Miałem jeszcze kilka złotych drobiazgów. Ale jakoś się wyzbyłem. Kilka lat temu dałem Orkiestrze cieniutki złoty pierścionek.

Jak widać, nawet pod cytatem z Broniewskiego da się wrócić do meritum, jeśli ktoś chce. No.

Pozdrowienia


Podziwiam nieustannie

Pańską niesłychaną wprost umiejętność wracania do meritum.

A mój zegarek to cebula jest. I należał do Jerzego Pieniążka, mojego pra-pra-pradziadka, który był gdzieś w powiecie radomszczańskim administratorem jakichś majątków skonfiskowanych z powodu wybuchło powstanie styczniowe.

I jest na nim podobno napisane Jurij, ale krzesełkami, więc ręczyć nie mogę.

Jego wnuk, a mój pradziadek, też się w przemyt bawił. Nad białoruską granicą. Raz go zamknęli w puszce, to złodziejom całą Trylogię opowiedział i mir miał.
Bo też i wcześniej, jak już praprababcia Honorata dotarła na durch przez Ukrainę (geograficznie mówiąc, bo to były czasy Wielkiej Rewolucji) ze swoimi synami, z dwóch różnych związków pochodzącymi, do Warszawy, to ich oddała na edukację do księży marianów. To i pradziadek wykształcenie zdobył, aż się potem z przemytu tego przerzucił na księgowość i szczęśliwie dożył wieku dziewięćdziesięciu dziewięciu lat.

Natomiast jego brat przyrodni, rodowity Rosjanin zresztą, zginął w Powstaniu Warszawskim.

A w ogóle, to proszę mnie już nie zagadywać, bo spóźnię się do pracy.

pozdrawiam obowiązkowo


Ja tam nie zagaduję, bo praca poważna rzecz.

Szybko więc tylko powiem, że mój dziadek przemycał w siedemdziesiątych i (rzecz ciekawa) nawet w osiemdziesiątych latach. Dwudziestego wieku, jakby ktoś chciał wiedzieć. I też na białoruską stronę. No.

Szacunek dla pracujących w sobotę. Ja będę pracował w niedziele.


Panie Yayco szanowny!

W pierwszych słowach mego listu przepraszam że dopiero teraz, ale czasu mało a i inne wątki na TXT wsysają;
Ad rem:

yayco

Wybierając – bierzemy na siebie część odpowiedzialności. Unikając tego – uciekamy od odpowiedzialności, a słowa, w które to ubierzemy są bez znaczenia. Wielokrotnie unikałem odpowiedzialności, odżegnując się od dokonania wyboru, więc wiem co mówię.

Po pierwsze — nie każdy jest w stanie każdą odpowiedzialność udźwignąć. Może Pan potrafi weryfikować działanie fundacji, ale na pewno nie każdy. I nie można od każdego tego oczekiwać. A przecież narzeka Pan, że tak niewielu ten 1% przelewa. Może po prostu tak niewielu potrafi weryfikować? ;)
Po drugie. Być może nadal są tacy, których wybór, świadomy i dobrowolny brzmi: To państwo jest najlepszą organizacją pożytku publicznego, mimo jego niedoskonałości. Myślę, że nie tak mało jednoprocentowych środków trafia w ręce instytucji równie niewydolnych co państwo i mniej pożytecznych.

Żeby była jasność, Panie Yayco. Ja po prostu mam więcej wyrozumiałości dla tych, co tego procenta nie dają. I tyle. Sama idea jest świetna, dobrze że mamy taką możliwość i sam z niej zawsze korzystam. No.

A czy ja kogoś potępiam?

A czy ja Panu to zarzucam?

Z obroną życia, to ja się cieszę, że się Pan zgadza. Martwię się, że Pan umknął od odpowiedzi, jak się to ma do stanowiska jakie Pan wcześniej przedstawił. No.

Jak się ma? Ano tak: jak już wcześniej napisałem, dla mnie orkiestra to nie jest charytatywność. Co nie znaczy, że to zło, jak Grześ szydzi. Dodatkowo, estetyka odruchy serca we mnie raczej gasi, niż wzbudza.

Ja nie napisałem, że ochrona życia to wyłącznie państwa obowiązek. Ale już regularne utrzymywanie publicznych szpitali, oraz zasilanie ich w nowoczesny sprzęt — owszem. Samo sobie to państwo taki obowiązek na głowę wzięło. Może i dorze.

Nie piszę nigdzie, że jak państwo się zobowiązało, to ja umywam ręce.
Po pierwsze, przecież państwo to ja. W niewielkim stopniu, u nas w jakiejś 1/38mln, ale zawsze.
Przy czym, uczciwie przyznam, uciekam przed płaceniem składek na ZUS i NFZ proporcjonalnych do moich zarobków. W tym kontekście, to dość śmiesznie bym wyglądał wrzucając drobne do puszki orkiestrowej.
Po drugie, są różne sposoby pomocy.

Dlatego tym bardziej ochoczo zgadzam się z Panem, gdy pisze Pan:

Natomiast to wcale nie znaczy, że takie działanie oznacza obowiązek łożenia na Orkiestrę. Uważam, że należy coś dla życia robić. I już.

No to robię, co mogę i uważam. Bez akompaniamentu.

I proszę zwrócić uwagę, że podpisuję się także, pod tą pana kwestią:

I nie odbiorę tym co łożą na Orkiestrę dobrych intencji. Ja nie jestem od osądzania, Panie Odysie.

Nie do końca tylko rozumiem, czemu Pan do mnie te słowa kieruje? Czyżby znalazł Pan gdzieś w moich wypowiedziach kwestionowanie intencji ofiarodawców Orkiestry, a nawet jej organizatorów z samym Owsiakiem na czele?

Co do służby zdrowia (nie chcę tu wchodzić w dyskusję jak często ona czyni dobro), to ma ona charakter zawodowy, nieprawdaż? Wynika zatem z obowiązku, który opiera się na umowie, albo innej podstawie formalnej. Świadczący otrzymują wynagrodzenie. Widzi Pan różnicę? Do tej pory mówiliśmy o tym, co ludzie robią sami z siebie i raczej oddając, niż biorąc, prawda? Więc proszę nie wykręcać kota ogonem. Uporczywie chce Pan sobie zawężać, to niech Pan sobie zawęża. A ja się z Panem zgadzać nie zamierzam i tyle. No.

No dobrze, ale ja tu nie mówiłem, że służba zdrowia to dobroczynność. Nie oczekuję tego, w żaden sposób, mimo osobistych deklaracji pani Gretchen. Chyba że coś nie tak napisałem i przypadkowo wynikło. To cofam ten sęk w takim razie.

Mi chodziło o finansowanie państwowego systemu służby zdrowia. Nawet jeśli jest cześciowo dobrowolne, to nie od razu dobroczynne.

Panie Yayco, ja generalnie się z Panem zgadzam. Pan niepotrzebnie zakłada wariant niekorzystny.
Że nie poruszam wszystkich wątków i aspektów, a jedynie te, które w mojej ocenie u Pana warto uzupełnić czy z nimi popolemizować — chyba nie dziwne. I tak za dużo literek.

Pozdrawiam niezmiennie.

mądrością moją jest karabin, karabin…
Się przyczepiło, choroba…


Panie Odysie,

ja rozumiem, że Pan będzie bronił swojego zdania do końca, ale proszę wybaczyć – Pańskie reductio ad absurdum jest dla mnie zwykłą obroną ludzkiej głupoty i bezczynności.

Nie zamierzam w tym Pana przekonywać. To kwestia estetyki obawiam się.

No niech Pan spojrzy, co Pan napisał:

odys

Po pierwsze — nie każdy jest w stanie każdą odpowiedzialność udźwignąć. Może Pan potrafi weryfikować działanie fundacji, ale na pewno nie każdy. I nie można od każdego tego oczekiwać. A przecież narzeka Pan, że tak niewielu ten 1% przelewa. Może po prostu tak niewielu potrafi weryfikować? ;)

Innymi słowy twierdzi Pan, że są ludzie, którzy nie są głupi a jednocześnie nie słyszeli ani o Orkiestrze, ani o Caritasie ani o hospicjach, ani o Ochojskiej?
I Pana zdaniem oni żyją w tym samym kraju co ja?
Obawiam się, że Pan żartuje. Choć pewności nie mam, bo nie dostrzegam w tym co Pan pisze nic zabawnego.

odys

Po drugie. Być może nadal są tacy, których wybór, świadomy i dobrowolny brzmi: To państwo jest najlepszą organizacją pożytku publicznego, mimo jego niedoskonałości. Myślę, że nie tak mało jednoprocentowych środków trafia w ręce instytucji równie niewydolnych co państwo i mniej pożytecznych.

OK. Tylko, że to są te ż ludzie, którzy się godzą, że dzięki ich postawie cierpieć będą inni. Będą chorować i tracić życie. I proszę mi udowodnić, że nie będą. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby wszyscy zajęli taką postawę.

I oczywiście, że nie ma pewności, że nasze pieniądze nie zostaną zmarnowane. Ale jest szansa, że nie będą. Jeśli ta szansa się zrealizuje, czyjeś życie (zdrowie etc.) zostanie uratowane.

Jeżeli nie zaryzykujemy – nikomu ni pomożemy.

Czy naprawdę wybiera Pan (albo uważa za równie cenną) postawę, która a priori zakłada brak dobroczynnych skutków?

Ja dopuszczam taką postawę, ale uważam ją za samolubną. O konotacjach religijnych tym razem za wiele wspominał nie będę. Ani o życiu, ani o miłości. Sam Pan sobie da z tym radę. Proszę pogodzić taką postawę z zasadą ochrony życia i z przykazaniem miłości. Chętnie to przeczytam.

odys

Żeby była jasność, Panie Yayco. Ja po prostu mam więcej wyrozumiałości dla tych, co tego procenta nie dają. I tyle. Sama idea jest świetna, dobrze że mamy taką możliwość i sam z niej zawsze korzystam. No.

Panie Odysie. A ja to toleruję. A tolerancja, moim zdaniem, oznacza i prawo i obowiązek do mówienia i pisania, że to jest (moim zdaniem) niewłaściwa postawa. Tylko tyle. Aż tyle.

odys

Ano tak: jak już wcześniej napisałem, dla mnie orkiestra to nie jest charytatywność. Co nie znaczy, że to zło, jak Grześ szydzi. Dodatkowo, estetyka odruchy serca we mnie raczej gasi, niż wzbudza.
Ja nie napisałem, że ochrona życia to wyłącznie państwa obowiązek. Ale już regularne utrzymywanie publicznych szpitali, oraz zasilanie ich w nowoczesny sprzęt — owszem. Samo sobie to państwo taki obowiązek na głowę wzięło. Może i dorze.
Nie piszę nigdzie, że jak państwo się zobowiązało, to ja umywam ręce.
Po pierwsze, przecież państwo to ja. W niewielkim stopniu, u nas w jakiejś 1/38mln, ale zawsze.
Przy czym, uczciwie przyznam, uciekam przed płaceniem składek na ZUS i NFZ proporcjonalnych do moich zarobków. W tym kontekście, to dość śmiesznie bym wyglądał wrzucając drobne do puszki orkiestrowej.
Po drugie, są różne sposoby pomocy.

Kręci Pan. Sam Pan napisał (proszę sprawdzić, że pieniądze są przez Orkiestrę lepiej wykorzystywane niż przez Państwo. A zatem jest sensowne aby pieniądze szły tam, gdzie są lepiej wykorzystane, bo wtedy ratują życie. Kropka. Bo Pańskie twierdzenie, że z tego, że unika pan swoich obowiązków wobec Cesarza, wynika, że nie może Pan nic zrobić metodą, którą sam ocenia jako obiektywnie bardziej wydajną, jest – proszę wybaczyć – nielogiczne. Nie ma tu żadnego związku przyczynowo skutkowego.

Tyle jest w tym sensu, co w stwierdzeniu, że skoro nie kupuje Pan biletów tramwajowych, to nie ma sensu, żeby dziecku kupić hulajnogę.

I tak – są różne sposoby pomocy. I co więcej wyraźnie napisałem, że nie widzę żadnego imperatywu kategorycznego płacenia na orkiestrę. Natomiast upór z jakim Pan ciągle do niej powraca… No cóż, proszę zastąpić serduszka świeczkami, ze sprzedaży których tylko mały procent trafia do Caritas. Nadal będzie Pan twierdził to samo?

Bo to Pan ciągle wraca do Orkiestry. Nie ja.

To dla Pana jest ona argumentem. Nie dla mnie.

A jeśli będzie się Pan wzbraniał, to proszę mi wskazać różnicę między pomocą świadczoną przez Orkiestrę a pomocą świadczoną przez Caritas. Ale, jeśli łaska , w sferze wartości, a nie w sferze mediów. Mówiąc o uratowanym życiu, a nie porównując żółte spodnie z sutanną.

Ponieważ łatwo Pan zapomina, co Pan napisał, więc ja Panu, Pana zacytuję:

odys

Dobroczynność
W sumie słusznie pan definiuje termin: dobra czynienie.
To znów pana rozdrażnię — rządowy powszechny serwis medyczny też jest-li dobroczynnością? Czy to inaczej działa?

Pan zadał pytanie. Ja odpowiedziałem. Może Pan odpowie na moje pytania, zamiast mnożyć własne?

Albo nie. Po już temat się przejadł i nudno jest o tym pisać. Więc już poprzestańmy na tym, że się nie zgadzamy. Dobrze?

Bo widzi Pan. W istocie rzeczy my się ze sobą nie zgadzamy. Nie ma się co oszukiwać.

Moje stanowisko jest podobne do stanowiska pana Artura Nicponia. Choć wyrażone innymi słowami.

Pana stanowisko jest podobne do stanowiska pana Poldka. Choć wyrażone innymi słowami.

Ja usprawiedliwiam tych, którzy dają, mimo moich uwag i zastrzeżeń. Pan usprawiedliwia tych, którzy nie dają. Mimo Pańskich zastrzeżeń i uwag.
Nie da się tego nazwać podobnym stanowiskiem. To są przeciwne stanowiska.

Ludzie nie muszą się we wszystkim zgadzać, Panie Odysie i myślę, że pora zamknąć ten spór. Ani ja Pana, ani Pan mnie nie przekona.

I nie dojdziemy, jak sądzę, do porozumienia. Mam nadzieję, że tylko w tej kwestii.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Yayco

OK, można i tak ująć sprawę, jeśli Pan woli.
Możemy rozejść się, w tej kwestii, niepogodzeni.

Ja oś porozumienia widziałem w następujących aspektach:

1. Do Orkiestry można mieć zastrzeżenia (te, które Pan wymienił, plus w moim jedynie przypadku, to, o którym ja wspomniałem), ale per saldo WOŚP jest pożyteczna. Między innymi z powodów wspomnianych powyżej wielokrotnie i nie zakwestionowanch ani przez Pana, ani przeze mnie.

2. Dlatego też fakt wpłacania na Orkiestrę, czy to z odruchu serca, czy z innych słusznych pobudek, jest pozytywny.

3. Sam fakt niewpłacania na Orkiestrę nie jest naganny, gdyż:

4. Można działać pro publico bono innymi drogami.
Wydawało mi się, że wobec tych, dla mnie fundamentalnych konstatacji, pańska deklaracja iż Pan wpłaca, oraz moja, że niewpłacam, są drugorzędne.
Zwłaszcza że obaj zastrzegliśmy, iż postępujących inaczej nie potępiamy i nie osądzamy. Tak to rozumiałem.

Widać niewłaściwie.

Mam nadzieję, że Pan moje wypowiedzi przekręca przez moją nieumiejętność ich klarownego sformułowania.

Rozumiem, że Pan znudził się już tematem, ale ponieważ ktoś jeszcze może to czyta i może nabrać błędnego wyobrażenia o moich poglądach, pozwolę sobie jeszcze raz na sprostowania:

1.
Spór o jeden procent jest poboczny, a przy tym różnimy się tu jedynie co do jednoznacznego potępienia wszystkich nieprzekierowujących swoich podatków za pomocą tego narzędzia do instytucji pozarządowych.

twierdzi Pan, że są ludzie, którzy nie są głupi a jednocześnie nie słyszeli ani o Orkiestrze, ani o Caritasie ani o hospicjach, ani o Ochojskiej?

Nie. Twierdzę, że są ludzie, którzy:
a) nie uważają, by środki z ich podatków były lepiej wydane przez te czy inne instytucje niż przez państwo; lub
b) nie uważają, by ich pieniądze powinny trafiać do tych instytucji przez fiskus.

Tylko, że to są też ludzie, którzy się godzą, że dzięki ich postawie cierpieć będą inni.

Nie. Tacy ludzie wierzą, że:
a) państwo skuteczniej zapobiegnie cierpieniu innych; lub
b) państwo i dochody z podatków nie mają zajmować się tymi celami i wpłacają Ochojskiej osobno.

To jest Panie Yayco teoretyczne rozważanie, bo ja nie zajmuję takiego stanowiska. Ja je po prostu dopuszczam. I taki pogląd nie oznacza dla mnie ani głupoty, ani bezczynności. Nie kłóci mi się również z miłością i ochroną życia. I tyle.
Czy mam wyjaśniać tę teoretyczną zgodność postaw a) i b) z wartościami o których mowa?

2.

Sam Pan napisał (proszę sprawdzić), że pieniądze są przez Orkiestrę lepiej wykorzystywane niż przez Państwo.

Sprawdziłem:

odys

Można przyznać, że Owsiak zarządzi naszą kasą lepiej niż minister zdrowia.

Czytaj: taki osąd jest dopuszczalny (i nawet powszechny), ale nie oznacza, że ja go podzielam.
Czy gdzieś jeszcze napisałem, to co Pan odczytał?

3.

I tak – są różne sposoby pomocy. I co więcej wyraźnie napisałem, że nie widzę żadnego imperatywu kategorycznego płacenia na orkiestrę. Natomiast upór z jakim Pan ciągle do niej powraca… No cóż, proszę zastąpić serduszka świeczkami, ze sprzedaży których tylko mały procent trafia do Caritas. Nadal będzie Pan twierdził to samo?

Bo to Pan ciągle wraca do Orkiestry. Nie ja.

Heh. Ja wracam?
Zdawało mi się, że o to przedmiot sporu. Po prostu nie zauważyłem, byśmy od niego odeszli.

Ja nigdzie nic nie napisałem o Caritas. Szczerze mówiąc, do świec mam stosunek ambiwalentny, nad serduszkami mają dla mnie przewagę głównie estetyczną. Odpowiada mi to, że Caritas działa ciszej. I, o ile wiem, działania tej instytucji nie dają się potraktować jak dodatkowe źródło finansowania jakiejś zasadniczej gałęzi państwa polskiego.
Zupełnie to marginalne, ale dodam, że nie mam w tym roku takiej świecy.

Ulega Pan jakiemuś stereotypowi, że ja to kościelne instytucje wspieram, a Owsiaka nie, bo on niekościelny. Ten fragment o żółtych spodniach i sutannie był zupełnie niepotrzebną złośliwością. Tym bardziej, że chybioną.
Jak już koniecznie muszę wyrażać sympatię dla jakiejś inicjatywy charytatywnej, to wskażę Ochojską.

4.

Pan zadał pytanie. Ja odpowiedziałem. Może Pan odpowie na moje pytania, zamiast mnożyć własne?

Gdy zadawałem to pytanie, uważałem je za retoryczne. I faktycznie, wskutek upływu czasu, umknęła mi jego forma. Dlatego też nie odczytałem akapitu Pańskiej wypowiedzi jako odpowiedzi na nie. Oczytałem jako dalszy ciąg argumentacji w kwestii, którą uważałem za temat sporu, czyli sformułowaną przeze mnie tezę że Orkiestra nie jest działalnością stricte charytatywną.

Za to przepraszam.

Proszę wybaczyć, że przeoczyłem jakieś Pańskie pytania. Być może zdawało mi się, że odpowiadam, a Pan tej odpowiedzi nie znalazł.
Szkoda, że nie jest już Pan tych odpowiedzi ciekawy.

5.

Moje stanowisko jest podobne do stanowiska pana Artura Nicponia. Choć wyrażone innymi słowami.

Pana stanowisko jest podobne do stanowiska pana Poldka. Choć wyrażone innymi słowami.

Proszę wybaczyć, ale Nicponia, ani Poldka nie czytałem. Generalnie po Grzesiowym tekście Zło, temat Owsiaka starałem się ominąć. Prócz ciekawej i niemonotematycznej notki wdepnąłem jeszcze do Sergiusza. Jestem zaskoczony, jaka wojna o niego toczy się na Tekstowisku. Wszyscy chyba byli łaskawi się opowiedzieć. Jak nie w notce, to komentarzu. Ja opowiadać się nie miałem ochoty, i zaskoczyło mnie iż w taki sposób potoczyła się nasza tu rozmowa. Naprawdę, pisząc pierwszy komentarz sądziłem, że przedstawiam jedynie interesujący, bo nietypowy pogląd na sprawę.

O ile zdołałem się zapoznać ze zdaniem Poldka na podstawie kilku komentarzy, to się nie zgadzamy. Ani nie podzielam wielu jego zarzutów, ani też nie mam ich za szczególnie istotne. O ile zrozumiałem, Poldek uważa, że na Orkiestrę wpłacać nie należy. Ja nie.
Ja jedynie sam na nią nie wpłacam.

6.

Ja usprawiedliwiam tych, którzy dają, mimo moich uwag i zastrzeżeń. Pan usprawiedliwia tych, którzy nie dają. Mimo Pańskich zastrzeżeń i uwag.
Nie da się tego nazwać podobnym stanowiskiem. To są przeciwne stanowiska.

Całkowicie się nie zgadzam. Moim zdaniem jednych i drugich można usprawiedliwić. I ja — usprawiedliwiam.

I nie dojdziemy, jak sądzę, do porozumienia. Mam nadzieję, że tylko w tej kwestii.

Panie Yayco, ja już miałem okazję wykazać swoimi wypowiedziami, że w niejednej kwestii się zgadzamy.

Pozdrawiam równie serdecznie


Panie Odysie,

to nie był tekst o Orkiestrze. I nigdy nie był. Naprawdę. Wiem, bo sam go napisałem.

Choć zapewne nie umiałem tego wyrazić tak, aby było to zauważalne dla innych.

Nie chce mi się teraz tego wyjaśniać, skoro w samym tekście stoi to wyraźnie napisane.
W ogóle mam wrażenie, że napisałem już wszystko co chciałem. I jeszcze trochę.
Więc już nie będę nic pisał.

Nie chcę się powtarzać.

W końcu musiałbym przyznać rację panu Rafałowi, że uprawiam takie samo pitu-pitu z jakiego się naśmiewałem.

A ja nie zamierzam mu przyznać racji.

Pozdrawiam zatem wyraziście, ale nie zachęcając do kontynuacji sporu


Panie Yayco

Nie ma się co załamywać.
Wiem, że Pana tekst, zresztą dobry, nie jest o tym. Ale nasz spór, pod Pana tekstem, chyba tak.
Wszystko przez mój pierwszy komentarz, który był tylko dygresją na marginesie.
Podobnie, jak ten o współczesnym budownictwie mieszkaniowym i urbanistyce.

Ja, rzecz jasna, nie jestem tu żadnym autorytetem, ale z mojej perspektywy to tutaj nie jest standardowe pitu-pitu.
I dlatego przychodzę z Panem podyskutować, bo porzucać widłami oraz substancją gęstą a brzydko pachnącą przez barykadę to można gdziekolwiek. Tylko po co.

Dlatego tym gorzej się czuję zabarykadowany także u Pana.

Tak czy siak, dobranoc.

PS. Pod moją notką też wynikł spór nie na temat. Taki lajf.


Panie Odysie,

je się nie załamuję. A niby to czemu?

I nie mam za złe światu, że rozmowy są nie na temat. Przywykłem. Nawet to lubię.

Tyle tylko, że w naszym przypadku okazało się, że Pan rozmawia na inny temat ze mną, niż ja z Panem.

A na takich zasadach to moglibyśmy rozmawiać w nieskonczoność, dając rozliczne przykłady kultury i zrozumienia.

I nic by z tego nie wynikało.

Ja, po prostu, nie chcę w kółko powtarzać tego samego.

No niech sam pan Powie: skoro się Pan ze mną zgadza, jak Pan twierdzi, to z czym Pan tak uporczywie dyskutuje?

W sumie doszliśmy już do tego, że piszemy długie epistoły na temat tego, co kto źle zrozumiał i dlaczego to jest niefajne.

I w kółko: Pan o rybach, a ja o grzybach.

W sprawie ryb się zgadzamy. W sprawie grzybów, bodajże też. A mimo to nie możemy się dogadać.

Czasem trzeba odpuścić.

Moim zdaniem to jest OK, jak czasem ludzie pozostają przy swoim zdaniu, wzajemnie się nie przekonawszy.

I nie chciałem Pana barykadować. Po prostu rozmowa nie wydaje mi się prowadzić dokądkolwiek.

Oczywiście mógłbym jeszcze trochę poudawać, ale szanuję i Pana i Pańskie poglądy. I wolę je szanować poprzez niezgodę, niż coś tam udawać.

Zresztą, przyznam, że bałem się, iż przyjdzie pan Merlot i mnie pochwali za kulturę dyskusji. Ze wstydu bym się chyba spalił.

Dobranoc Panie Odysie


Ha, trudno

Będę się palił samotnie.


Hi, hi,

yayco

Zresztą, przyznam, że bałem się, iż przyjdzie pan Merlot i mnie pochwali za kulturę dyskusji. Ze wstydu bym się chyba spalił.

:)))

pozdrawiam porannie


Pani Pino,

poczekałem i się doczekałem.

A ściślej: Pani się doczekała.

Było się nie śmiać.

I co? Nie wstyd Pani trochę z tym?

Pozdrawiam stosownie, rozważając zdrobnienia


Subskrybuj zawartość