Masław - najpierwszy polski konserwatysta

Masław, nie mając obowiązków dworskich przy królu (bo król był na wojnie, a Masław jakoś nie) poszedł nad staw, gdzie się panny goło kąpały.

Usiadł sobie nad tym stawem i popatrzył, a im bardziej patrzył, tym czarniejsze mu do głowy myśli przychodziły. O nerwowym postępie, o zaprzaństwie innych nacji, o braku szacunku dla pamiątek przeszłości. Ogólnie rzecz ujmując, Masław, patrząc na gołe panny, przemyśliwał nad upadkiem tradycyjnych wartości i schyłkiem słowiańskiej cywilizacji.

Bo w sumie, to – jego zdaniem – wszystko w zła stronę szło. Tatko jemu opowiadał, że dawniejszym czasem (co to tatowy tatko pamiętał) to było pięknie. Każdy robił, co chciał, dziewuchę brał, kiedy i jak sobie życzył, jak miał życzenie sąsiada ubić to ubijał. Pięknie było. I bogato, bo jeśli akurat czegoś zbrakło, to można było drugiemu ukraść, byle tylko był z innego rodu. Porządnie. Wedle obyczaju starodawnego.

A potem przyszła ta zaraza z Zachodu. Niemi, ale i inni. Śniadolicy. Kędzierzawi. Nic z tego, co gadają nie idzie wyrozumieć, od razu widać, że kombinują coś złego. Bo jakby nie kombinowali, to by się ludzkiej mowy wyuczyli. Proste. Masław lubił logiczne myślenie.

I ta ich religia. Masław był wychowany w zdrowym duchu rodzimowierczym, ze szczególnym szacunkiem dla Jaryły, bo dziadowie Masława przyszli od południowej strony. Jaryła nie po to był bogiem płodności, żeby Masław nad stawem wysiadywał, że aż się bał, że wilka złapie. Kult trzeba było skrywać, dzieci do tajemnicy przyuczać. A to zawsze trochę głupio dzieckom o Jaryle opowiadać. Zawsze się pytają o anatomiczne szczegóły, a nie każdy zaraz chce o tym gadać. Nie był to bóg dla dzieci.

Masław złapał się na tej myśli i przeraził. - Mięknę, Jaryło, bez twojej pomocy pomyślał. I, zapewne przez nieopatrzne skojarzenie, posmutniał.

A skrywać się trzeba było, bo sąsiedzi mogli donieść. Sam Masław na sąsiadów donosił, to wiedział, że uważać trzeba. Zeszłego roku na sąsiada, co go świeżo rodzinę obumarli, zameldował, że cichcem i po nocy Dziewannie grzeszne oddaje hołdy. Młodzianek to był, choć majętny, więc go biskup kazał postrzyc w mnichy. A Masław przejął dworzyszcze i ziemie. Sensownie i ekonomicznie. Czasem nawet w tym plugawym świecie, szło coś uczciwie załatwić.

Ale uważać trzeba. Bo teraz, kiedy król ciągle na misje pokojowe wyjeżdżał z drużyną, rządził biskup i rzymscy.

Przeszkadzało to w obrządku, bo obrządek Jaryły bez panien trudniejszy był i Masław go nie lubił. Niby wiedział, że tak też można, ale nie znajdował w tym upodobania. A nawet potępiał, jako wszeteczny i się wzdragał na samą myśl. A z pannami był kłopot. Niby takie pobożne, do chramu chodziły. Ale wieczorem po lesie biegały. Masław sadził, że na sabaty się zbierają, ale na panny donosić nie chciał. Wiara mu nie pozwalała.

Choć na współpracę, to za bardzo liczyć nie mógł. Jak miejscowym, wielkopolskim pannom Masław o Jaryle opowiadał, to albo się płoniły i znakiem krzyża żegnały, albo (te starsze) wprost z niego się śmiały i sugerowały, żeby sobie innego boga znalazł, bo do tego nie ma, jakoby, kompetencji naturalnych.

I tak dobrze, że z tego śmiechu zapominały donieść do biskupa, bo ten był teraz surowy. Może dlatego, że im się trafił bezżenny?

Trochę tych obyczajów europejskich Masław nie rozumiał. Niby nie mają pewności czy kobieta ma duszę, ale zabić jej nie pozwalają. Nawet w złości. A sami w grzechu żyli. Do wstrzemięźliwości (co, jako sprzeczne z obrządkiem ku czci Jaryły, Masław miał za zło istotne), to sami sobie folgowali. Choćby ten ich, jak mu tam…, no – Benedictus. Sam się z żoną (jak plotkowano we dworze) prowadzał, ale innym przyjemności odmawiał.

Pradziad masławowy miał sześć żon i wszystko posprzątane w obejściu. I długich by lat dożył, gdyby go za kradzież bydła książę nie kazał między brzozy uwiązać. A i Jaryła był zadowolony od tego, że on miał sześć żon. A teraz: jedna baba, na jednego chłopa. Nawet na takiego, co blisko dworu chodzi. I bałagan. A ja ją zlać, to bałagan jeszcze większy. Zresztą gruba była i wcale się go nie bała. Nawet jak zaczął ze sobą wielki łuk nosić i na ogromniastym koniu jeździć, to się tylko z niego śmiała i sugerowała, że mógłby z tego łuku trafiać. A na konia mówiła: Jaryła. Chichocząc.

Patrzył sobie Masław na pluskające panny i przemyśliwał dalej.

Faktem jest, że nie zawsze bywa najgorzej. Wdowa, u której częściej nocował niż w domu, śmiała się z niego tylko czasem. A i w królestwie były przykłady, że tradycyjne rządy są lepsze. Całkiem niedawno, na przykład, jak przez dwa lata Bezprzym rządził, to było bardziej sprawiedliwie. Może to i prawda, że on ruskich z niemymi wraz, na kraj ściągnął. Może też i prawda, że koronę odsprzedał za drużynę zbrojnych cesarskich. Ale porządek za to był. Jak ktoś w niełaskę u niego wpadł, to już do domu na wieczerze nie wracał. O nie.

A rodzimowierstwo też cichcem wspierał, bo – jak mówił, kiedy trochę piwa więcej wypił niż jego książęca mierzyła miara – te wszystkie cesarze i papieże to tylko złe na nas przynoszą i chcą sami monetę bić, żeby ją potem fałszować. Bo wtedy my swojej własnej fałszować nie będziemy mogli. Czy jakoś tak mówił. Mądrze. Bardzo mądrze.

Bezprzym, niby że faktem jest, iż z niemymi się znosił, udawał nawet, że ich słucha, do Rzymu listy słał, ale jak mi odpisywali, to nie czytał. Po prawdzie, to on tej Europy Chrześcijańskiej nie rozumiał i nie lubił. I to u niego lubił Masław. Ruskich za to Masław nie lubił w ogólności, ale jakby miał wybierać, to i tak mu się lepiej widzieli niż Rzymscy. A to dla zamiłowania do piwa, niewolnictwa i tego, że zawsze szło się dogadać. Zwłaszcza zaś z pannami.

Tak, Masław lubił Bezprzyma. I z wzajemnością, zresztą. Nie jeden antał piwa wypili na pohybel Rzymowi i Europie. I tylko dlatego wydal go Ottonowi, że ten obiecał mu wpływy. I pieniądze. I panny. Otton, koniec końców, wpływów nie miał do rozdania, ale i Mieczysław, zapewne z braterskiej wdzięczności obdarzył go sowicie i zrobił cześnikiem.

Najpierw się to Masławowi podobało, bo był z tego i pieniądz i przez jakiś czas szacunek u ludzi. Bo znał się na piwie.

Ale potem znowu nalazło się tych rzymskich, niemych i wszelakiego europejskiego cholerstwa i Mieczysław kazał podawać wino. A Masław na winie się nie znał. Bo i niby, że skąd?

Szydzić z niego zaczęli, a Masław nie lubił, żeby się z niego śmiać. Nie po to znosił niewygodę. Nie po to mieszkał we dworcu i ukrywał swoją wiarę, żeby się z niego śmieli.

Jak by mu było bez różnicy, to by poszedł do lasu, gdzie licznie sławiono dawnych bogów, prawda? Musiałby wtedy, jednakże, poświęcić urzędy i dobra osobiste. A te urzędy nie dla siebie piastował przecież, a dla dobra wspólnego, dla ochrony ostatków tradycji pradawnie słowiańskiej, dla Jaryły i dla rodziny.

Zresztą, nieosobiste dobra też by strącił. Nawet prędzej. Już by rzymscy przypilnowali tego. Dla ludzi byłaby strata, bo na jego post na pewno gorszego by dali. Babę i córki pal diabli, ale synowie wymagali opieki i kształcenia. Nie tylko w wierze i obyczaju dawnym, ale to ta. A do tego ojciec potrzebny, bo bez jego ręki by zniewieścieli. O tym, ile może zeżreć duży koń to nawet nie ma, co wspominać. A ceny owsa rosną, kiedy wojna uporczywa trwa.

Tak: dla ludu i dla rodziny się męczył Masław.

Jedna panna zderzyła się w wodzie z drugą, aż plasnęło, przerywając bieg myśli masławowej. Ale zaraz znów zaczął pomyślunkiem kręcić. Głupi wszak nie był.

Z synem się mu skojarzyło. To plaśnięcie. Z najmłodszym, choć już prawie dojrzałym. Młody był niedorostek, ale rozum miał. Liczyć umiał, a nawet litery stawiać. Wyuczył się po rzymsku i po czesku. Na księdza chciał iść. Dobry fach i można bez biedy rodzinę utrzymać. Ale śmieli się z niego, a dla tego czeskiego, Siuśtrakiem wołały go dziewuchy. Że też nie ma na nie kija! Wczoraj zresztą go jedna młoda zlała, bo chciał ją na siano przewrócić. Zlała i obśmiała. Płakał cały wieczór. Aż Masławowi smutno się zrobiło i przestał go bić, za rodu pohańbienie.

Tego najbardziej Masław znieść nie mógł. Białogłowskiego rozpanoszenia. Nie dość, że rzymscy tylko na jedną babę pozwalali (no chyba, że po cichu) to na dodatek, te baby coraz to bardziej pyskate były. A i on już nie w tym wieku, żeby za nimi ganiać. Jak raz nad staw wyskoczył, żeby taką jedną z czerwonymi włosami sobie złapać (bo to jednak wiara jego twarda nakazywała), to żadnej nie złapał tylko go jeszcze obśmiały.

- I gospodarka się psuje! Wykrzyknął sobie w myśli Masław, żeby złe wspomnienie odgonić. Mieczysław nienauczony doświadczeniem, tylko wojny prowadził.

Ale niewolników zakazał. A ściślej kazał ich karmić tak, żeby z głodu nie pomarli. Jak w takich warunkach gospodarkę rozwijać? Jak porządku sprawiedliwego pilnować? To może i kmieć czarnoskóry będzie teraz cześnikowi równy? Zastanowił się Masław, przez chwilę, czemu kmieciów czarnoskórymi zwą, ale jakoś nie wiedział i nie zgadł, więc wrócił do głównego nurtu swoich rozmyślań.

W tym momencie jakaś panna dostrzegła Masława. Cicho (choć chichotliwie) naradziła sie z innymi i za nic wstyd mając zaczęła iść ku niemu. Ten wstał, aby powagi sobie przydać. Łuk swój (największy w okolicy) wsparł o ziemie, żeby durna wiedziała, że nie z prostym ma do czynienia. W myśli przepowtarzał sobie krótką przemowę o podstawowych zasadach kultu Jaryły.

Ale nie doszła. Tylko się do niego tylnią stroną zwróciła, przysiadła i….

Jak tylko Masław pierwsze bańki na wodzie zobaczył, żwawo się obrócił i zaczął iść w stronę domu. Wściekł się. Nie na żarty. Ale przypomniał sobie o żonie, co go nie lubiła i się z niego śmiała. I postanowił bronić tradycji. Choćby ofiarą swojego życia. I majątku.

Wsiadł na konia i do leśnych rodzimowierów pojechał_, do powstania ich namawiać i przywrócenia tak wielożeństwa jak i niewolnictwa. Oraz sprawiedliwych stosunków, zgodnie z którymi miejscowi będą mogli obcych bijać, a kobiety śmiech będą miały z człowieka zakazany. I jeszcze pomyślał, żeby szukać wsparcia u Jaćwieży, bo tam są jeszcze prawdziwie wolni ludzie. - No – zastanowił się – może jeszcze u Prusów?

***

Tak się zaczął słynny bunt pogański, który zniszczył monarchię piastowską i spowodował, że kolejną fundowano zupełnie gdzie indziej, bo w Krakowie.

Bo jak już królestwo przywrócono, to władcy woleli słuchać bajań o smoku i ostatniej prapolskiej dziewicy.

Uważali to za bardziej wychowawcze dla młodzieży.

Nie wiadomo czy to prawda, bo kult Jaryły i tak przepadł wraz z Masławem. Przynajmniej na zachodniej słowiańszczyźnie.

Co się z Masławem stało, to różnie mówią. Trochę wygrywał, na Mazowszu się umocnił i ładny dziesiątek lat władał tradycyjnymi metodami. Aż rzeki spłynęły krwią. Ale po Mazowszu gadka szła, że go potem nie w bitwie zabito, jak jego bliscy i zausznicy gadali, a na stajaniu. Podobno znowu baby podglądał, a jedna była nerwowa i go kamieniem zatłukła.

Cóż robić. Za wiarę wszak życie oddal. Jeśli ktoś daje wiarę tym gadkom o Jaryle, bo, po prawdzie, to większych dowodów na obecność tego kultu na naszych ziemiach, to jednak nie ma.

A w Polsce, po odejściu Masława, rozpanoszył się postęp i okcydentalizm. Europa za nic miała dawną polską tradycję i rej zaczęli wodzić nasłani z zachodu katolicy. No i, co oczywiste – Żydzi, bo bez Żyda nic złego się zdarzyć nie może.

Ale myśl tradycyjna, masławowa nie przepadła. I co jakiś czas podnosi się kolejny, aby w obronie tradycji stanąć. Albo, chociaż żeby tylko na gołe panny popatrzeć.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Tak się zaczynam zastanawiać

nad rozciągnięciem jakichś sznurków na pranie, w poprzek.

Bo to jakoś chyba tak niedobrze, że my z nich tyle czerpiemy, kształcimy się i zachwycamy, a oni biedni nawet nic o tym nie wiedzą.

Jak Pan sądzi?

A w ogóle, to przez Pana grzanka mi wpadła do ognia. Akurat się przypiekła i ładnie zbrązowiała.

Pozdrawiam zrzędząc i chichocząc równocześnie (rzecz trudna sama w sobie)


Pani Pino,

to trochę jest prawo outsidera. Tak mi się zdaje..

Zresztą to nie jest chyba tak, bo mi se zdaje i to, ze niektórzy czytają. Choć jak wiadomo, pisanie jest prostsze.

Poza tym uważam jeszcze, że mój tekst ma wymiar szerszy, żeby nie powiedzieć, że uniwersalny. Czy cóś a la w podobie ;-)

I że się dobrze wpisuję w ciąg innych moich tekstów.

Grzanki zazdroszczę. Zwłaszcza takiej prawdziwej, pieczonej na ogniu.

Tym bardziej mi przykro, że jedną Pani straciła.

Pozdrawiam zadowolony


Panie Yayco

rzetelnie, nie ma co, widać fach w ręce

i tyle wątków…

zastanawiam się od czego zacząć, pomijając juz żem pierwszy…

:))

prezes,traktor,redaktor


chciałaby dusza do raju a tu trzeci...

prezes,traktor,redaktor


Pnie Maxie,

nie zawsze się szczęści, nie zawsze…

Ale zawsze miło Pana widzieć.

Pozdrowienia


Panie yayco

Z moich, subiektywnych obserwacji wynika, że skłonność patrzenia na gołe panny idzie w poprzek podziałów politycznych.

Ukłony dla Dziecka z przeprosinami, że spóźnione bo zalatany ostatnio jestem.

P.S. Te czary, że ten tekst w tym miejscu widać, a tam nie widać to zapowiadany od dawna koncentrator albo jakoś tak?

pozdrawiam ak


Ja przepraszam, ale przymantyczę,

bo zmywam i odgruzowuję – a są to wielce nieczajnicze zajęcia, muszę chyba jaką babę sobie do dom wziąć. Skoro grzanki na ogniu, to ja okiem mojej rozbudzonej wyobraźni widzę wielkie ognisko płonące w centralnym punkcie kawalerki na Mazowieckiej. Czyżby antyczna szafa Helenki posłużyła temu, do czego najbardziej sie nadaje?


Nie,

po prostu mamy tutaj sabat.

Rychłoż my dwie się zejdziem znów? :)


Panie Arturze,

oczywiście, że ma Pan rację. Ja w ogóle nie mam nic przeciwko widokowi kąpiących się Panien.

Moim zdaniem Masław mógłby mieć takie same przemyślenia, patrząc na liść bujający na wietrze.

Alle jakoś tak się frywolnie ostatnio zrobiło, że chciałem się dopasować do ogólnej tendencji.

Dziecko uznało, że przesadzam. Pozdrawia Pana dziękując. Proszę się nie przejmować. Ja wczoraj nie miałem szans kwiatków kupić, więc kwiatki dostała dzisiaj.

Natomiast nie rozumiem, gdzie tekstu nie widać?

Ja go widzę.

Nie mogę go edytować w IE (to już mi się wcześniej zdarzyło) ale z widocznością nie mam kłopotów.

Mógłby Pan przybliżyć?

Pozdrawiam


Panie Yayco

ja się tylko obawiam że się tu zaraz Krakusy zlecą, historię zmieniać

proszę stanowczo

acha i miło widzieć że miło widzieć

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Czajniku,

ale sieć wszechświatowa pozwala baczenie dawać, nieprawdaż?

Pozdrawiam


I mam nadzieję, Panie Yayco,

że jesli rzeczone locum na ulicy. która od chwilowego dominium Masława nazwę wzięła – zostało przerobione na prasłowiańską chyżę albo inną checzę z paleniskiem centralnym z Pańskiej inspiracji, to bedę domagał się basarunku w postaci jakiejś flaszki z zacną czerwona zawartościa na przykład.


Na sabat to chyba nie pater?

Czczajnik


Nie bardzo mają szansę Panie Maxie,

dla nich to moment historyczny jest, bo się wreszcie nad nimi los ulitował i jakiś król zdecydował się tam zamieszkać, mimo miejscowego czynszu i opłat za wywózkę.

Kazimierze u nich w wielkim są jednak poważaniu, proszę Pana.

Pozdrawiam


Hm,

mater dolorosa to już chyba byłoby za dużo tutaj.

A w ogóle to zróbmy się bardziej merytoryczni, bo pan yayco może nie chcieć czytać tych wszystkich głupstw.

pozdrawiam lękliwie


Pozwala, pozwala...

Jakbym nie miał nic lepszego do roboty, wciórnaści. Przez te siecie to zgorszenie mimo baczenia i tak, a z baczenia jeno tylko żółć sie w człeku podnosi. Baczyć źle, a nie baczyć jeszcze gorzej…


Panie Czajniku,

a czemu by i nie?

Skoro współautorem tego tekstu było całkiem przyjemne tempranillo, ( i ja rezerwa i ono też, więc łatwiej nam było współpracować) to można w tym guście ciągnąć.

Ale jednak będę się bronił, że winien może być wybór kobiecy, nadmiernie o historyczne nauki zatrącający.

Albo, z całym dla Pana Szanownego szacunkiem i uznaniem, ogólne błędy wychowawcze.

Ale to zasadniczo nie powinno wpływać. Na to czerwone.

Pozdrawiam


Dlatego, Panie Czajniku,

ja się cieszę, że Dziecko pisuje i gdzie indziej, i w obcym języku, i pod nieznanym mi pseudonimem. Czego nie widzę, to mi nie podnosi.

Pozdrawiam w poczuciu solidarności, jednakże


Pani Pino,

mnie nie przeszkadzają niemerytoryczne komentarze. Mnie przeszkadzają niemerytoryczni ludzie.

Więc proszę się nie krępować. A nawet przeciwnie.

Pozdrawiam


Panie yayco

Już wszystko widać. A nie było. Jak nie byłem zalogowany to nie było na SG notki o konserwatyście, a jak się logowałem to był. Sprawdzałem kilka razy ale możliwe, że źle sprawdzałem. Stąd te moje przyznaję, że dziwne w tej sytuacji, pytanie.

Widać utkwił mnie w głowie ten koncentrator i jak coś nowego, to go zaraz widzę, nawet jak o podglądaniu nagich panien piszę.

Musi być niechybnie jakaś projekcja

Myśli Pan, że to coś poważnego?

pozdrawiam ak


Błędów ci u nas dostatek,

ale i te krytyki przyjmiemy, choć obawiamy sie o swoją cnotę, lub tez w nia raczej wątpimy… Zapomniałem pogratulować, tekstu, czując sie w obowiązku najpierw obowiązku baczenia dopełnić. Niniejszym gratuluję. Jeszcze jak!


Czajnik,

prawdziwą cnotę wykazuje krytyk, który się nie boi.

pozdrawiam krytycznie


Panie Czajniku, daj Pan spokój,

choć oczywiście nadąłem się i zaczynam gulgotać.

Ale co to jest, Prosze Pan? Nic to nie jest.

Dziś w Sieci przeczytałem o triumfie nauki polskiej.

Otóż właśnie, Polacy odkryli nieistniejące planety. To dopiero odkrycie, proszę Pana!

I tak sobie pomyślałem, co to będzie, jak się rozochocą i odkryją planetę istniejącą.

To dopiero sensacja będzie, proszę Pana.

Pozdrawiam, zazdroszcząc innym ich odkryć


Ja choćby tygrys...

Ale zmywanie i sprzatanie podkopać moze najsolidniejsze fundamenty.


Nie Panie Arturze,

to normalne. Strona główna dla niezalogowanych jest opóźniona. Czasem mniej czasem bardziej (takie mam wrażenie). Musiałby się ktoś, co wie wypowiedzieć, bo ja nie wiem.

A ja się przyzwyczaiłem.

Poprzednim razem jak nie moglem edytować, to se burzyłem. A teraz spokojnie zapuszczam inną przeglądarkę i mam z głowy.

Pozdrawiam uspokajająco


Panie Yayco,

istnienie jest banalne, o czym można sobie u Lema, w pewnej bajce o smokach przeczytać.


Pani Pino,

Pani coś myli.

Prawdziwej cnoty krytyk się nie boi.

Moim zdaniem

Pozdrowienia zdystansowane przedmiotowo


Ma Pan racje Panie Czajniku,

ale jest we mnie jakaś taka tęsknota, żeby Polacy odkryli coś istniejącego.

Choćby dla odmiany i pouczającej rozrywki.

Pozdrawiam w tej intencji


Panie yayco,

a jest Pan krytykiem?

Bo ja tak, przyznaję się bez żenady.

Może teraz zacznę wzbudzać grozę, jako ten kolejny Demon Zła?

pozdrawiam z parafii (choć sąsiedztwo mam tu kiepskie)


EEE TAM!

Istniejące to niech se Francuz, Angielczyk albo inny szołdra odkrywa.
Pozdrawiam sarmacko


A ja chyba nie,

choć zdarza mi się pisać recenzje. Taka praca.

Ale nie. Nie mam w sobie nawet takiego zapału wychowawczego, jaki Pani manifestuje wobec osób młodszych i mniej zaawansowanych.

Już widzę te dwa demony, swoją drogą.

Niech moc będzie z Wami, demonice pluszowe!

Pozdrawiam asekurancko


Panie Czajniku,

a czy obca jest Panu radość odkrycia dwudziestu złotych, istniejących, stanowczo istniejących, w kurtce, której Pan na oczy nie widział przez kilka miesięcy?

Moim zdaniem są to odkrycia ważne, wręcz nie do przecenienia.

Pozdrawiam wyczerpująco


Ha,

zapału to pan może i nie ma. To by zresztą nieprzystojne było, żeby człowiek tak poważny i stateczny bił ludzi młotkiem po głowie.

Ja się za to w tej roli świetnie odnajduję, jako młoda gniewna.

Ale przyznam, że gdy dziś w Empiku zaczęłam czytać Pocztowe piekło (bo Kinga chyba wykupili i nie mogłam kontynuować tej lektury) to Patrycjusz jakoś mi się skojarzył. Jakoś.

Ale proszę się nie przejmować, bo mi się ciągle coś kojarzy. Taka praca.

nieustająco pozdrawiam


Wolę Samuela,

gdybym mógł prosić.

Ale Patrycjusz jest ok.

Lubię chłodne umysły.

I nie przejmuję się.

Wprost przeciwnie

Szacuneczek


Panie Yayco,

to mi już zaczyna zalatywać kacerską siarką etyki protestanckiej. Jeszcze jak pan powie, że ta kurtka w wyniku przedzimowego wysiłku porządkowania i wietrzenia garderoby… to chyba jakie małe auto da fe trzeba będzie tu urzadzić, kaptur pokutniczy na łeb i po mieście z tabliczką i świeczką


Panie Yayco

Pan się tutaj do takiego atawistycznego wizerunku mężczyzny odwołuje, o ile ja cokolwiek zrozumiałam.

I ja sobie myślę tak, że ten atawistyczny mężczyzna jako konserwatysta?

Jakoś mnie to nie przekonuje, a zaraz wyjaśniem dlaczego.

Otóż w moim przekonaniu, a także na podstawie obserwacji to stwierdzam jest tak, że taki samiec prawdziwy to on się nijak do konserwatyzmu nie nadaje, bo go może instynkt gubić.

A już jak te gołe panny wyczują te atawizmy to koniec.

Zresztą to może też dotyczyć panien ubranych przecież.

Grunt, żeby wyczuły.

Chociaż może być tak, że prezentowany konserwatyzm oddziałuje z większą mocą i na jedne, i na drugie.

Tylko czy ja się znam?

Pozdrawiam w zamyśleniu monotematycznym cokolwiek jakby i tak dalej.


Panie Czajniku,

użył Pan wielu słów, których nie zrozumiałem.

Zrozumiałem tylko początek, bo chociaż nie mam psa typu Saba i nie tłumaczyłem Johna le Carre, to o Maxie Weberze, zwanym też wariatem z Berlina, słyszałem.

Natomiast podejrzewanie mnie o wietrzenie garderoby?

No wie Pan?

Pozdrawiam, nieco rozgoryczony


Koniec świata,

pan yayco nie zrozumiał jakichś słów.

Ojcze, kłaniam się nisko i w zachwycie


Pani Gretchen,

mówiąc szczerze, starałem się wykreować bohatera, który by odpowiadał Pani gustom. A że atawistyczny? A czy to moje gusta?

Ponadto, droga Pani, ja chciałem naświetlić dramat mężczyzny niezrozumianego. Wielowymiarowo i na tle historycznym.

Widziała Pani film King Kong? To tym samym jest. proszę Pani, tylko że mój bohater nie biega po dachach.

A że Pani się to jednowymiarowo kojarzy, to ja już nie poradzę. Nic. To wbrew mojej jest intencji twórczej.

Pozdrawiam, przepraszająco


Pani Pino,

ja nie zrozumiałem głównie słowa porządkowanie. I chyba jeszcze przedzimowy.

Ale w sumie ma Pani rację: szacunek dla Pana Czajnika!

Pozdrowienia


Pani Gretchen,

ależ skąd! O to właśnie chodzi, żeby on nie zachodził, w głowę oczywiście, nie w ciążę. Bo takie zachodzenie nie dość, że ciąży, to nawet przeciąża fundamenty i zwarta twierdza jego osobowości gotowa w proch sie obrócić. znów Lemem polecę: w bajce “Trzej elektrrycerze” bohater główny przegrzewał sie elektrycznie, jak za bardzo myśleć zaczynał, więc musiał sobie w kółko powtarzać: nie myśleć, nie myśleć, byle tylko nie mysleć. Jakby przypatrzeć się pewnym, a dość powszechnym formom konserwatyzmu polskiego, to takich elektrycerzy całe hufce pod jego sztandarem.
Zeby była jasność: ja tam sie czuję konserwatystą, a rózne swoje ekscesy umysłowo-anarchistyczne przykrywam tarczą (Pino powiedziałaby: płachtą) hipokryzji.
Pozdrawiam ostrożnie, acz z lekka burzycielsko-perwersyjnie


Udaje, Pino droga.

Kokiet jeden


A co do tłumaczenia,

to tłumaczyłem, z literatury szpiegowskiej, jedynie wiekopomne działa Gerarda de Villiers o Son Altesse Serenissime Malko, szpiegu CIA i arcyksieciu austriackim. Własciwie, to jedno dzieło, ale nie powiem które.
Nie, żebym się wstydził, ale tu się wszyscy jakoś tak nieco czają w tej sieci.


Panie czajniku,

Pan jest niezorientowany, a to dla niedawności pobytu.

Ja jestem, proszę Pana , narcyz, który epatuje. Prawdopodobnie z powodu wymóżdżenia i kompleksów.

Ponadto manipuluję, jestem hipokrytą i piszę banały.

To tak pokrótce.

Ciężki kawałek chleba, proszę Pana. Naprawdę.

Pozdrawiam, ocierając pot z czoła


Ja i tak tego nie czytalem (przepraszam)

więc mi za równo.

Sam z siebie i do druku, to przetłumaczyłem jedynie list jednego rosyjskiego pisarza. Dawno już nieżyjącego, na szczęście.

Więc się nie znam.

Ale są tu tacy, co się znają. Uprzedzam

Pozdrawiam raz jeszcze


Panie Yayco

Wzruszenie mnie ogarnęło i ściska…

To całkowicie jest przeze mnie niezasłużony honor.

Mówi Pan o dramacie wielowymiarowo niezrozumianego mężczyzny… No!

Jak on już przy tym wszystkim jest jeszcze wielowymiarowo pozbawiony zrozumienia to ma takie oczy ni to smutne, ni to szałem ogarnięte, ni to błyszczące…

No to proszę Pana…

Filmu King Kong nie widziałam, ale wiem o czym jest. I jeśli chodzi o tego rodzaju symboliczne ujęcie to wolę Wolverina. Noooo ten to miał Moc.

I zagubiony się chwilami wydawał.

Pozdrawiam nadal


A tak z zaciekawieniem?

I z boku.

To jak się to wszystko ma do konserwatyzmu, Masława & gołych bab?

Z naciskiem na te ostatnie, bo spać idę powoli, więc może jaka mi się przyśni?
Byle nie na mietle.
Jak by co to proszę aby pani Gretchen jaką przytrzymała.
Do zapoznania jutro.


Panie Czczajniku

Nie zachodzi w ciążę, ale ciąży i przeciąża.

Bardzo mi się spodobało.

Pan Yayco napisał u Pańskiej córki, że ja jestem konserwatywna i może na piśmie potwierdzić.

I co ja mam teraz z myśleniem zrobić Panie Czczajniku? Przegrzeję się i co będzie?

A może to tylko mężczyzny dotyczy?

Bo ja to nie jestem.


Konserwatywny anarchista, Pan Czczajnik,

ukryty ponadto pod plaszczykiem hipokryzji skrywającej jego umyslowe ekscesy.

Hmm, to mi się podoba. I wcale się nie dziwię, że odgruzowywanie dziala Panu na nerwy.

Mnie natomiast, Panie Czczajniku, dziala na nerwy fakt, że glupota jednak nie ma skrzydel. W sprzyjającym bowiem, a szczęsnym dla mnie przypadku, gdyby jednak miala, to cala ta czereda (bez względu na to, czy konserwa czy moderna) stadami jesienią do krajów innych by odlatywala.

A wiosną, wie Pan, to róźnie bywa – na ten przyklad okresy ochronne moźna by bylo poprzesuwać, albo i co innego. Mogby się też jakiś atawizm znowu objawić, że np. co ma skrzydla to wróg. Ktoś jednak – do cholery – musial te pterodaktyle wytępić, nieprawdaż?

Milego samopoczucia źyczę


Panie Igło,

właśnie taka na mietle to jest rarytet największy. Nie dość że goła, to jeszcze różnymi ekscytujacymi i wizje przynoszacymi ziółkami wysmarowana. Gdyby taka w panu ujrzała szatana samego w postaci kozła… No prosze tylko pomyśleć.


No to ma Pani, Pani Gretchen,

podobny gust jak Dziecko.

A wzruszać się nie ma co.

Pani, jako kobieta postępowa, to nijak konserwatywnego mężczyzny nie zrozumie.

I tyle.

Choć z drugiej strony, jak facet ma takie oczy jak Banderas kot ze Shreka, to Pani co na to, Pani Gretchen?

Pozdrawiam


Panie Lorenzo,

strzelać nie można, bo to zanadto jet konserwatywne. Więc co zostaje?

Wyśmiać.

I tyle

Konserwatywne pozdrowienia załączam


Pani Gretchen,

ja już tak różne rzeczy o Pani pisałem, że w zasadzie wszystko mogę dać na piśmie i ze stempelkiem.

Więc nie ma co tym pismem tak bardzo ludzi straszyć. No.

Pozdrowienia zwaloryzowane


Pan, panie Czajniku

to w epoce silnika parowego jeszcze trwasz.
Chiba?
Tera to une z prędkością poddziwiękową latają.

Jak pan będziesz chciał cós obaczyć to tylko okulary na szwank narazisz bo gałki oczne panu wylecą i szkła stłuką.
Podczas zmiany prędkości kątowej.

Takie czasy dla męszczyznów tera naszły.
I ciężko jest.
Z tym.


Łączę się z Panem, Panie Yayco,

w tym zbożnym dziele. Choć przyznać muszę, że mnie ten kisiel niekiedy obezwladnia.

Pozdrowienia galicyjskie zasylam


Gremialnie

Pani Gretchen. Wystarczy sie tą hipokryzja i niekonsekwencją przyprawić niczym maścią sabatową, a wtedy nie tylko myśleć, ale i polatać (nawet goło) można. Byle na ideologie nie przerabiać, tylko tak. Polatać i już. Czyli myśleć, a tak jakby nie myśleć. pani podobno buddystka, to powinna wiedzieć o co chodzi.

Panie Lorenzo. Do zwierza czworonożnego też można strzelać, ale my nie jestesmy przecież krwiożerczy… Niech se gadzina żyje. Chyba że sama strzelać zacznie. Jestem za bardzo szeroką interpretacja obrony własnej wtedy.

Panie Yayco. To się chyba jak czekista z czekistą, znaczy, hipokryta z hipokrytą – rozumiemy? Nawet bez słów.

A teraz przepraszam wszystkich, ale muszę ze psem, po chłodniutkie na stację, a potem jakiś drobny akt odgrużajacy, symboliczny, tyci taki…


Panie Yayco

A czy ja mam takie ambicje, żeby mężczyznę konserwatywnego rozumieć?

Proszę mnie nie podejrzewać.

Czy ja jestem kobieta postępowa? Proszę się zdecydować łaskawie, bo Pan różne rzeczy o mnie pisze. Czuję się niejednoznaczna. Przez to mogę być intrygująca. Ha! Ha!

Jak facet ma oczy jak kot ze Shreka to precz, jak ma oczy jak Banderas precz.


Pan, Panie Igło,

to straszny defetysta jest. Baby nie umie dogonić?


Panie Lorenzo,

mnie czasem też. A potem mi śmiech wraca.

Czego i Panu serdecznie życzę, pozdrawiając


W temacie postaci z Pratchetta

to ja siebie tylko jako Bibliotekarza widzę.

A dla Masława mam szacunek, choć nie powinienem, bo ponoć jestem drań z Krakowa, jak tu pisano i mam za zadanie jako taki podważać.

Zaznaczę więc, że po pierwsze on Masław się od złej strony zabierał. Po drugie jako słowianin słowiański to skośnooki byłby cokolwiek, więc zapewne mu krzywo z oczów patrzyło. A takim się nie ufa.

A co najważniejsze, to przynajmniej postawił na swoim. Choć nie tak jak powienien, ale czego oczekiwać. On nie z Krakowa w końcu.


Panie Czajniku,

Jak najbardziej.

Miłego spaceru


Pani Gretchen, pozwoli Pani,

że zacytuję kasyczną definicję:

kobita jest jak róża: ni ma przód, ni ma tył.

Dlatego Pani jest i postępowa i konserwatywna. Mógłbym to udowodnić choćby na jednym Pani tekście. Na tym wczorajszym.

Ale po co to nam, Pani Gretchen?

I nic w tym złego nie ma.

A co do Pani ambicji, to nawet wolę sobie ich nie wyobrażać.

Pozdrawiam serdecznie

PS Proszę mi tu się nie śmiać upiornie, bo to nie miejsce po temu.


Panie Mindrunnerze,

faktycznie: Bibliotekarz jest gość. Choć poniekąd – małpa.

Masławowi nie tylko krzywo patrzyło, Pani Mindrunnerze. On całkiem skosem patrzył i nawet skosem popluwał.

A takim, jak Pan słusznie zauważył, się nie ufa. No.

I czy Pan myśli, że jak ktoś postawi na Waszym, to stawia na swoim?

Bo ja w sobie tej pewności nie mam

Pozdrowienia dla Pana i Pana Niewidzialnej Żony


Panie Yayco

Ja nie wiem jak ma kobieta, bo się za bardzo nie rozglądam.

Nie, kłamię teraz, ale to na inną chwilę wątek.

Ja nie jestem jak róża, bo mam dobrze określony przód i tył.

W myśli Pańskiej coś jednak jest. Ja bywałam różą. Kilka razy.

Zawsze w tym kontekście…

Taka karma, Panie Yayco.


Panie Yayco,

coś mnie cholera trzyma dziś przy biurku, na dodatek dałem się wciągnac w akcję wychowawczą na rzecz narzędzi rolniczych (i nie jest to glebogryzarka, niestety…). Ale ja zupełnie o czym innym: to czerwone, jakby co, to czemu nie.
Bez pośpiechu.
I – doprawdy – miło było.
Dobrej nocy i mocy życzę.


Ja też przy biurku

zakrzyknę w porze nocnej.

Gretchen, piękna piosenka. Nie znałam.

Współczuję, choć nie wiem, czy jest czego?

Ja tam lubię, jak mi jacyś łamią serce. Bardzo to jest inspirujące i kulturotwórcze.

Albo próbują łamać, bo tak naprawdę, to tego organu u mnie żaden kardiolog nie stwierdził...

Oddalam się w celu dalszych bredni studiów.


Pani Gretchen,

jeśli niechcący Panią dotknąłem, to przepraszam, nie miałem takich intencji.

Bardzo piękna i smutna piosenka.

Pozdrawiam porannie


Panie Czajniku,

ja się na rolnictwie nie znam. I nie zamierzam się angażować. Tym bardziej, że jestem poglądów umiarkowanych i mnie razi chuligaństwo, niezależnie od wieku chuligana.

A w kwestii zasadniczej: co się odwlecze, to nie uciecze.

Pozdrowienia zachowawcze


Panie Yayco

No Pan znowu w formie wybornej. Nie mylić z wyborową. Będę musiał historię tego całego Masława zgłębić.

A z mojego doświadczenia – równie uciążliwi są ci, którzy oglądania gołych bab zabraniają jaki i ci którzy do tego zmuszają. Że już o pozostałych różnicach pomiędzy konserwą i postępowcami nie wspomnę...


Panie Griszqu,

dotknął Pan chyba tego, co moim zdaniem jest istotą tego tekstu. Postaram się coś więcej o tym napisać, choć nie wiem czy dam radę.

Muszę trochę popracować, z dala od komputera, a wieczorem MUSZĘ iść do kina.

Ale może dam radę.

Pozdrawiam


Panie Yayco

Prosze się nie starać. W mysl oczywiście cytaty MT, którą to sam Pan powiesił chyba w poście sabatowym Gretchen… Wiem, wiem – mówiła o “próbowaniu”, ale wychodzi na to samo. W rezultacie. Prosze po prostu napisać. ;-)

A no co to się Pan wybiera?
Rodzina Savage? 33 sceny z życia? Pełen oddech? a może coś jeszcze innego? może PO-LIN?

Pozdrawiam zainteresowany?


Panie Griszqu, Pan raczy żartować,

na Bonda idziemy.

Pozdrowienia


Panie Yayco

No tak. W sumie – sam się na tego całego onego wybieram. Kowbojsko – napadalski jest wprawdzie, no ale…

Katastrofalną stratą i ciosem w mój konserwatyzm było ujrzenie Bonda ostatniego w brudnej koszuli i jakiegoś takiego “pomiętego”. Przecież każdy wie, że James nawet prowadząc T-80 pu ulicach Petersburga ma śnieżnobiałe mankiety i kanty na spodniach. Ech, świat umiera, a ikony męskości niszczone są na naszych oczach… Pewnikiem jakaś “baba” mieszła w scenariuszu…

Sromota Pane Yayco, mówię panu – sromota jeno…


Przykro mi Panie Griszqu,

ale nie podzielam Pana zdania.

W najmniejszym stopniu.

Ale to może dlatego, że sam rzadko noszę krawaty i smokingi.

Pozdrawiam


Griszq

Pewnikiem mieszała.

Zanim obejrzałam Casino Royale, moja niezwykle konserwatywna koleżanka powiedziała, że dla sceny tortur warto ten film zobaczyć.
I nie o tortury jej chodziło, oj nie. Zrozumiałam to dopiero jak ujrzałam na oczy własne.

Pozwolę sobie, choć Panów zaboli. Jednak proszę sobie uzmysłowić, że te tortury to tylko film. Za to cała reszta…

Mojego konserwatyzmu ta reszta nie obraża. Oooooj nie obraża.


Subskrybuj zawartość