A kto to przeczyta? N nabija się z Pana Y i nie tylko

Pan Y ostatnio cały jest rozedrgany. Dlatego głównie, że N już niedługo wyjeżdża. Co prawda na kilka dni tylko, ale i tak Pana Y odłączy. Co prawda, Pan Y wszczął czas jakiś temu kampanię na rzecz mobilności i turystyki opartej na wifi, a N nawet się przychylił. Ale powiedział, że to dopiero na powakacjach.

Wyszło więc na to, że Pan Y, chcąc nie chcąc, zniknie na prawie tydzień i jest mu smutno. Ma lęki, czy aby, po tym tygodniu, jeszcze będzie istnieć.

Dodatkowo martwi go to, że N niechętny do inspirowania jest zupełnie, a przez to Pan Y podupada, jako autor. Odkąd mu prysznic naprawili, N chodzi, co prawda czyściutki i zadowolony, ale gadać nie chce, a już tym bardziej inspirować. Mówi, że nie ma o czym gadać.

Pan Y, co prawda, stara się nagabywać, ale jest uporczywie wyśmiewany. Spytany (dla przykładu) o reformowany judaizm, powiedział, że on zasadniczo nie ma zdania, ale zaczął się śmiać. Zapytany o przyczynę tego niewczesnego śmiechu, zeznał, że mu się przypomniało, jak to kilka lat temu wybitnego tłumacza i literata o antysemityzm Gazeta Wyborcza oskarżyła. Tak wyszło zwierzchności tej gazety, w funkcjonalnym odpowiedniku rozumu, a to z powodu, że tenże literat, poliglota i wydawca, ośmielił się przypomnieć przedwojenną twórczość Stefana Wiecheckiego. N uznał to za zabawne, bo akurat ten znakomity erudyta znany jest też z tego, że współrestytuował żydowską gminę reformowaną w Polsce i na antysemitę kwalifikacje ma nienadzwyczajne. Ale Gazeta wiedziała lepiej.

Pan Y napomknął, że prawicowe pióra się tego reformowanego judaizmu boją, bo od niego idzie aprobata dla gejowskich związków, nadto permisywne podejście do zagrożenia promiskuityzmem, tudzież zatracenie dóbr narodowych. N się znowu tylko roześmiał i kazał Panu Y, żeby tym – jak powiedział – „za przeroszeniem prawicowcom” powiedzieć, żeby się swojego brydżowego guru spytali, dlaczego ten tłumacz z jego listy kandydował w 2005 roku do Sejmu. I niech się zdecydują na coś, bo on się tak znowu za bardzo śmiać nie może, ponieważ kaszle od tego.

To już o gejów i pedofilów się jego Pan Y nie pytał. Po też i co taki zastarzaly do imentu heteryk (wspomnieniowy zresztą) może wiedzieć o tym.

I tak, w kółko. Co się go o coś ważnego zapytać, to N się śmieje. Facet, jakiś nieznajomy, order oddał – N się śmieje. Facet przeprosił, że oddał – analogicznie. A jak Cejrowski został za Ekwadorczyka, to już N prawie się posikał ze śmiechu. A jak przestał, to oglądnął sobie u Pana Sajonary teledysk i znowu się rozkaszlał z radości.

Nawet z egzaminów gimnazjalnych się śmieje, chociaż dopiero od środy. Pan Y trochę jego radość rozumie, bo wie, że dziecko N jak raz było nauczone i Kamieni na szaniec i tego drugiego, nudnego. Po prostu chodziło do szkoły, gdzie polonistka przemyślała kwestię lektur i żadnej nie zostawiła na maj i czerwiec. A o przejściu dziecka z gimnazjum do liceum N obiecał porozmawiać. Ale dopiero w czerwcu, jak się wszystko wyjaśni. Bo jednak trochę się przejmuje.

Tylko z tego dawnego porwania i zabójstwa N się nie śmieje, a tylko brzydkie powtarza wyrazy. Nie robi zresztą specjalnych wyjątków w kwestii ich adresowani, bo jak mówi, mogło się tak zdarzyć za każdego rządu i nie zamierza się cieszyć, że akurat Padło na tych, których nie lubi bardziej niż innych.

Dzisiaj jeszcze raz Pan Y spróbował, względem tego Cimoszewicza, jako Wielkiej Nadziei Lewicy na Coś. Ale N powiedział, że nie wie, na co i dodał, że jest ubezpieczony. Oraz, że nie ma o czym gadać. W ogólności.

Zwrócił przy tej okazji uwagę pan Y na to, że niektórzy autorzy się skarżą, że wartościowych tekstów na TXT nikt nie komentuje. Albo prawie. I się to tym popularnie tłumaczy, że te teksty są takie piękne i mądre, że strach je skomentować. Albo o hermetycznych są one kwestiach, jak to nierówność Czebyszewa, albo tartuska szkoła semiotyki. I to możliwe jest, bo a contrario jak już pan Y coś napisze, to tylko śmiech z tego. Znajomki jakieś się zlecą i radosnym szczebiotem zagłuszają to, że teksty Pana Y są o niczym, oraz nieciekawe. Jak tekst jest o prysznicu, to dyskusja o kozach. Jak tekst starożytnym filozofie, to zaraz ktoś zaznaczy, że miał małego. Zdaniem N świadczy to o tym, że Pan Y pisze nieciekawie, nieporuszająco i błahych sprawach. A komentarze ma po znajomości.

Pan Y początkowo próbował się trochę obrazić, ale potem zebrał się w sobie i powiedział, że to chyba nie do końca tak jest. To prawda, że niektóre dowcipy ma nietrafione, niektóre teksty są o niczym (tu się trochę uśmiechnął, bo przyszedł mu do głowy pewien pomysł), a ze stylizacją językową musi uważać, bo przychodzą czasem obcy ludzie i nic nie rozumieją. Albo im zgrzyta w mózgu od starożytnych form, które niekiedy stosuje, tudzież od szyku przestawnego. To wszystko prawda.

Ale to nie oznacza, że każdy tekst, pod którym nikt nie komentuje jest zaraz mądry i głęboki. Są i takie. Dla przykładu, choć nie wyłącznie, o energetycznych zagadnieniach, albo o psychologii z freudowskiej oglądanej strony.

Natomiast inne nie są, być może, bo nie warto. Czytać, pisać albo oba na raz. Niektóre mówią o kwestiach interesujących tylko dla piszącego, drugie są uporczywie głupie, trzecie zaś prezentują nie poglądy autora, a jego miłość własną. Niektóre przepisane z gazet, inne zawsze o tym samym i że aż zęby bolą takie w swej powtarzalności nudne. Na koniec zaś, są niektóre tak okropnie grafomańskie, że jedyne, co można napisać, to jakoś grzecznemu człowiekowi nie przechodzi. Więc je omija.

N zamyślił się i przyznał Panu Y rację. Przypomniał sobie nawet takie utwory, które zadziwiająco łączą wszystkie te elementy. Tylko z eklektyzmu i poniekąd z grafomanii nie kazał się Panu Y nadmiernie naśmiewać, bo sam też bez winy nie jest, co dobrze powinien wiedzieć. I Kazał mu też się zastanowić, dlaczego niektóra jego pisanina, też jakby czytelników nie przyciąga. A już komentatorów to wcale. Więc niech nie będzie taki mądry.

Ale ogólnie złagodniał i przyobiecał, że jednak coś pomoże Panu Y napisać. Choćby o winie. Czerwonym. Bo takie lubi.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

...

...


Pani Magio,

sam sobie dołożę drugi, bo nic tak nie poprawia statystyki komentarzy jak grzeczność autora.

Co do Pani intencji nikt nie ma wątpliwości, znana jest we świecie nasza tajna kolaboracja przeciwko mądrości ludowej.

Mimo to, dziękuję Pani, pozdrawiając znad zaangażowanego tekstu o winie czerwonym

Wpis ten sponsorowała kolejna notka z cyklu Tanie wina


Mnie kilka wątków zastanowiło?

W tym 2, jak zwykle, głównie.
A mniamowicie

Ten damski, bo ja, tak naprawdę nie wiem kim jest ten cholerny – “N”??

Jak tekst starożytnym filozofie, to zaraz ktoś zaznaczy, że miał małego.
No właśnie????

I te drugie.

Jak bym się tak napiął i wysilił, to ja bym mógł ten tekścior za jakie trzy dychy w necie opchnąć i flaszkie przy tej okazji rozkminić albo co najmniej za kolumne Zygmunta wymienić, a te przepić.
:)
Igła


Panie Igło,

ja, jak zwykle, nie bardzo rozumiem, o czym Pan do mnie rozmawia, ale zapewniam Pana, że płciowość N, jakkolwiek mająca charakter wspomnieniowy i historyczny, nie budzi watpliwośći.

Jest to starszy już, łysiejący pan z wąsikiem i baczkami. Posiada wyższe wykształcenie, ale chyba nieważne, bo uzyskane za komunizmu.

Jeśli zaś idzie o Pańskie potencjalne zyski, to włąśnie pracuję nad kolejnym tekstem o tanich winach, więc – jak raz – będziesz Pan mógł sobie w coś miłego zainwestować.

Pozdrawiam, kończąc przerwę na reklamę


Jeżeli chodzi o wina

Ze szczególnym uwzględnieniem tych z czysto-polskich owoców, jak na ten przykład – truskawka, malina albo porzeczka, to ja się łączę z panem & N.

Duchowo oczywiście.
Bo jak z własnego doświadczenia wiem, to wąsy , czasem, przeszkadzają.
W piciu.
Igła


Panie Igło,

coś poszukam

A co do wąsów, wszystko zależy od kieliszka


P.yayco

....albo od wąsów właśnie.


hm, nie dość, ze się podoba, to się z zgadzam,

a zdanie :
,,Jak tekst jest o prysznicu, to dyskusja o kozach. Jak tekst starożytnym filozofie, to zaraz ktoś zaznaczy, że miał małego”
to w ogóle mnie rozwaliło:)
Ale ja myślę, że to akie komentarze to raczej nie znaczą, że Y pisze nieciekawie jak N twierdzi, tylko, że inspiruje czytelników do pisania odjechanych komentarzy.
To też jakaś wartość w sumie.

A w ogóle ciągły motyw smiechu to mi się skojarzył z tytułem piosenki ,I nikomu nie wolno się z tego śmiać” , było cuś takiego w sumie.

pzdr


Panie Michale,

się nie wyklucza.
Ja mam dość skąpe, więc i nieprzeszkadzające.

Pozdrawiam


Panie Grzesiu,

jak zwykle dziękuję za wsparcie.

Nota bene, bardzo lubię tę piosenkę

Pozostaję w uszanowaniu


Szanowny Panie Yayco

Ja chcialbym przy okazji sprawy dwie poruszyć, ktore niekoniecznie z tematami przez Pana poruszonymi wspólnego coś mają.

Otóź po pierwsze to ja bym chętnie do tej tajnej kolaboracji przeciwko czemuś (a glównie folklorowi) zapisać się chcial.

A po drugie, jak już Pan do tego Madrytu wyjedziesz i na pomysl (skądinąd calkiem niezly) wpadniesz, by sobie jednodniową wycieczkę autokarem (za naprawdę niewielkie pieniądze można to zrobić w recepcji hotelowej) wykupisz, np. do Segovii, (co serdecznie polecam – przyjeżdżają do hotelu, dowożą na miejsce zbiórki i z powrotem), to uważaj Pan, jak będą mówić o Sierra Madre mijanej po drodze.

Pański interlokutor ucieszyl się niepomiernie, gdy uslyszal nazwę Somosierra i pochwalil się oczywiście, że myśmy tu byli i takie tam. I uslyszal w odpowiedzi od hiszpańskiej przewodniczki ciszę, bo tambylcy jednak nieco inaczej traktują ten kawalek naszej historii. To tak nie na temat bylo.

I w tym sensie Pana pozdrawiam

PS. A Segovia przecudna!


Panie Lorenzo,

chciałbym zaznaczyć, Pan się już zapisaleś, nie pamiętasz Pan? To ten sam tajny związek jest, co wtedy. Tylko się maskuje i przejawia w rożnym miejscu, rozmaitym działaniem. Więc, po prostu Pan, spiskuj i podkopuj, w wolnych chwilach pokrzykując : - Precz z Kolbergiem!

Co do Segovi, to nie wiem czy dam radę. To głównie jest wyjazd odchwycający dla dziecka, po egzaminach gimnazjalnych. Tym samym onaż rządzić będzie. Ale kto wie. Zachęcił mnie Pan w tym kierunku.

Co zaś do Samosierry, to wiem dobrze. Ale jako zasadniczy wrog Napoleona (wspominałem już o mojej sympatii do Grazu, prawda?), nie mam z tym wielkiego problemu. Akurat tej naszej misji pokojowej nigdy nie aprobowałem.

Proszę zauważyć, że jadę tam, jak raz w dwusetną rocznicę Powstania Madryckiego. Z tej okazji jest poważna wystawa Goi urządzona i to właśnie ostatecznie zadecydowało, że padło na Madryt.

Pozdrawiam Pana nucąc pod nosem: Korsykanie, zbóju srogi…


Panie Yayco

podawać kompot wieczorkiem?

pytam bo nie wiem czy rozprostował pan już kości po podróży

pozdrawiam

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie,

powoli się rozprostowuję, więc za wieczorny kompot będę wdzięczny bardzo.

Pozdrawiam


I jak było, Szanowny Panie Yayco,

bo ja własnie dotarłem do Krakowa po kilku dniach spędzonych w hacjendzie w Szczawnicy. Lało, ale mnie to nie przeszkadzało, bo wychodziłem z wtórnego analfabetyzmu czytając zaległe lektury. No i byłem na koncercie w mojej ulubionej “Muzycznej owczarni” – Karolak+Śmietana, Que Pasa (polecam: mieszanka bossanovy, samby i flamenco w całkowicie polskim i doskonałym wykonaniu). No i wyspać się było można.

Pozdrawiam serdecznie wyspany


Panie Lorenzo,

jak się pozbieram, to stopniowo opiszę.

Muszę uporządkować mieszane odczucia.

Pozdrawiam


Szanowny Panie Yayco

na wszelki wypadek proszę nie wstrząsać! Ponoć mieszane są najlepsze:-)

Pozdrawiam barowo pod plaster szynki z czarnej świnki


Hm, panie Lorenzo,

w Szczawnicy?
W Pieninach?
Nom jam tam był od czwartku do wczoraj wieczorem.

Ale wcale nie lało, tzn. przelotnie w sobotę i dopiero wczoraj się rozpadało bardzo.
Jak pan widział dziwnie zachowujące się grupki ludzi, to gdzieś tam mogłem być ja…

Pozdrówka


Szanowny Grzesiu

Ja to mam w swojej hacjendzie taki zwyczaj, że się z niej nie wychylam. Tylko na poranne zebrania przy kawie w Villa Marta jeżdżę. No chyba że mnie cos złapie i w góry idę. A te mam zaraz za domem, w stronę Bereśnika.

Tym razem to się nawet bałem na dół zjeżdżać, bo ludzi tyle i samochodów…

Pozdrawiam serdecznie


Panie N a moze Panie Y

myślalem, ze żaden tekst Pański mi nie umknął, a jednak. w sumie – nie tej jedyny.

zastanawiam sie nad zawartoscia cukru w cukrze.


Griszeq

ja się zastanawiam czy był jakis którego nie skomentowałem, i chyba gdzies przy Bola się zapomniałem…

prezes,traktor,redaktor


Maxie

no musze przyznac, ze to byly perelki Yaycowe (opowiesci o Bola). choc pewnie N – jak to N, by je obsmial.
ale ja nie skomentowalem – i nie zamierzam tego robic, calkiem sporej ilosci postow ktore mi sie podobaly.


Panie Maxie,

Pana staranność w komentowaniu moich tekstów zawsze byla dla mnie sympatyczna.

I symptomatyczna.

Pozdrawiam sedecznie


Panie Griszqu,

Pan to chyba ma jakąś skłonność skrywaną do wykopalisk, że tak stare teksty Pan wykopuje, że umknęło to mojej uwadze, co niedobrze jest, bo wcześniej powinienem odpowiedzieć.

Tak to już jest, że często nam się wydaje i często nam coś umyka.

Za to, że mnie też, powiem Panu nowomodnie, ale szczerze: przepraszam.


W pierwszych słowach mego komentarza...

...piszę, że się przestraszyłem długości tekstu podanego do przeczytania.

W drugiej chwili jednak się odważyłem i pod koniec miałem zdecydowany niedosyt!

A po trzecie – jakie to orzeźwiające przeczytać coś nie o Gruzji, Tarczy, Olimpiadzie czy nawet Orędziu…

Pozdrowienia i powodzenia
:)


Panie Yayco

Ja to sie bije w pierś, że gdzieś tam zaczynało mi się wydawać (właśnie – wydawać), ze ja to troche Pana to juz znam i wiem czego mozna sie spodziewać. Po pisaniu. Po tekstach.
Bardzo naiwne to było i te Panskie stare tekstu, które mi umknęły stawiają mnie do pionu. Ale to dobrze. Pokory, tej zdrowej, nigdy nie za wiele.

Skoro juz konwersujemy tutaj, to powiem że wywraca mi Pan moje wyobrażenie (mgliste i stereotypowe) o Jagielle, co też zaliczam Panu na plus. Nie pierwszy raz zresztą. Nie twierdzę, że nabiorę Pańskiego – ale z pewnością zacznę grzebać i szukać. To zmuszanie przez Pana do intelektualnych wysiłków (każdego na swoja miare oczywiscie) i przewartościowywanie poziomu czy zakresu własnej wiedzy, to wegług mnie jedna z najsilniejszych i najlepszych stron TXT.

pozdrawiam w oczekiwaniu na ciąg dalszy i w zastanowieniu, kogo to wiecej jest ostatnio (Pana Y czy Pana N).


Panie Joteszu,

a datę powstania tekstu Pan widział?

Pozdrawiam z uśmiechem


Panie Griszku

Ale to tak między nami.
Yayco, to taki mały, zasuszony i pokryty pajęczynami mól książkowy.

Tyle, że ten cały N czuwa.
A to gruby cfaniak jest.
I sprytny.
I chyba wina nie pije?


Panie Griszequ,

obawiam się, że obydwu jest mało ostatnio.

Ale może to przejściowe jest.

Ale na wszelki wypadek dodam: proszę nie wyciągac nadmiernie daleko idących wniosków, zwłaszcza zaś co do poglądow wyrażanych w moich tekstach (jeśli, przez niedopatrzenie, jakieś poglądy tam zawrę).

Nie do wszystkich jestem stanowczo przekonany, choć zwykle wydają mi się godne przemyślenia

Pozdrawiam w rzeczy samej


Panie Igło,

zgoła jest odwrotnie, niż Pan pisze.

Jakże wino miałby pić wirtualny Pan Y. Zaś natomiast N, to faktycznie, wina nie odmówi.

I chudy w sobie jest, oraz łysy.

Wszystko się może jednak zmienić, bo się dziś zaczyna Pana Y przeprowadzka.

A na nowych śmieciach nowy się często kształtuje obyczaj

Pozdrawiam na wirtualnych walizkach siedząc


Panie Yayco

Za dużo na mojej głowie.
Pustej.
I na dodatek siedzi tam całe stado bab i naparzają się wałkami, przyczem najczęściej mnie trafiają.

Jak już pan te przeprowadzkie skończysz to powiedz co i jak?
Tylko, żeby i ja zrozumiał?

Z Węgiełkiem?


Pani Yayco

przeprowadzka, przeprowadzką, dobrze że sieć tam będzie:)

prezes,traktor,redaktor


Szanowny Panie Yayco!

Z czytelniczego raju ściągnąłeś mnie do polskiego piekiełka – daty nie przestudiowałem! Wszystko przez Griszqa grzebiącego w starociach?

Ale i tak było miło i odświeżająco. W końcu w tym kwietniu też były na pewno naparzanki, połajanki albo i jakaś wojna a tekst był tak łagodnie o wszystkim/niczym…

:)


Panie Yayco

No ja mam nadzieje, że to jest przejściowe, bo swoim tekstem przedurlopowym to mnie Pan postraszył troche.

Chyba kluczowe jest w tych Pana tekstach, że nie są imperatywne, tylko właśnie daja pole do przemyślen. W każdym razie ja tak to widzę.

A w kwestii przeprowadzki, że pozwolę sobie spytac: przeprowadzka wirtualna z powodu zmiany tego rutera czy jak to ustrojstwo sie nazywa, czy tez w ogolności zmiana miejsca zamieszkania?


Panie Igło

Tak między nami, to ja już troche wyrosłem z fascynacji wyglądem i akurat fakt zasuszoności molowo – książkowej jest dla mnie wlasnie znacznie atrakcyjniejszy…

Ja tam nie wiem, kto nad kim czuwa, mam jednak wrażenie a nawet plynaca z tekstów NY pewność, że czuwajacych i czuwanych jest więcej. Więc wszelkie oceny i tak nie beda nawet czesciowo pełne.


Nie Panie Igło,

igla

Za dużo na mojej głowie.
Pustej.
I na dodatek siedzi tam całe stado bab i naparzają się wałkami, przyczem najczęściej mnie trafiają.

Jak już pan te przeprowadzkie skończysz to powiedz co i jak?
Tylko, żeby i ja zrozumiał?

Z Węgiełkiem?

po prostu się Pana Y na nowy komputer będzie przeprowadzało. Trochę jest roboty, bo pod nieobecność Dziecka i ona dostanie nowy.

A co do kuchennego oprzyrządowania, to dlaczego Pan używa liczby mnogiej? Czyżby mi się znów wzrok popsuł?

Pozdrawiam


Panie Maxie,

na razie ta sama co dawniej. Nowy router dopiero się spakował do wysłania.

Pozdrawiam


Panie Joteszu,

sprawił mi Pan przyjemność komplementem swoim. Fajnie pomyśleć, choć przez chwilę, że się coś uniwersalnego uchwyciło.

Pozdrawiam, nieco nadęty od próżności


Panie Griszequ,

co do porzeprowadzki, to już wyjaśniłem wyżej.

Co zaś do straszenia, to przyczyny straszenia nie zniknęły, a sprawy się ważą.

Pozdrawiam


Panie Y/N

no to mi pozostaje czekać i sie niepokoic. prosze uwzględnić moje stanowisko, choćby trochę, w argumentowaniu i ważeniu na ZA.

ZA zostaniem ma się rozumieć.


Subskrybuj zawartość