Si resucitará? Drugi dzień w Madrycie

Jak już wspominano, N za główny powód wyjazdu do Madrytu podawał wystawę okolicznościową Goya en tiempos de guerra. I w znacznej mierze była to prawda.

Wyjątkowa możliwość zobaczenia prac malarza, który wyrastał ponad epokę, w której tworzył, który był i epigonem (w swoich sielskich obrazkach) i prekursorem, przede wszystkim zaś był i pozostał zjawiskiem odrębnym.

Francisco José de Goya y Lucientes. Malarz.

N bardzo chciał to zobaczyć. I był pod wrażeniem danej mu możliwości zobaczenia. Zarezerwował rodzinie bilety przez Internet, zarówno na wystawę, jak i do Museo Nacional del Prado, jako takiego. Trochę, dlatego, że go postraszono kolejkami, a trochę dla zwykłej sobie zapobiegliwości. Starsi ludzie tak mają. Przynajmniej niektórzy. Jednym się to objawia trzecim filarem, a innym biletami do Prado.

Bilety były na rano, ale też N położył się spać wcześniej. Bezlitośnie, zatem poderwał rodzinę i zagonił na śniadanie. Śniadanie bezsensownie kupił sobie w hotelu. Bezsens ten dość szybko do niego dotarł. Po pierwsze, za wielokroć mniejsze pieniądze mógłby się napchać rozmaitymi tapas. I zapić winem. Wino z rana, jak śmietana. Po drugie, hotelowa wersja śniadania, była przerażająco wręcz hotelowa. Odrobina wędlin hiszpańskich i zimna tortilla nie dawały żadnej satysfakcji. Tyle tylko, że kawa była niezła. Dobre i to.

Czy tego dnia były kolejki do Prado? Tego N nie wie, choć ma pewne podejrzenia. Nie zauważył ich w każdym razie, co wzbudziło w nim pewne podejrzenia, co do sensowności podjętych wyprzedzająco czynności. Pewności jednak nie mógł mieć, bo z internetowymi biletami wpuszczano innym wejściem. Dobre i to. Co prawda, akurat przy tym wejściu nikt nie mówił w żadnym z języków, znanych N i jego rodzinie (ze szczególnym uwzględnieniem lingwistycznie utalentowanego Dziecka), ale jakoś udało się wejść. Tym razem prześwietleni nie wykazało nożyczek.

Weszli, zatem i zaczęli zwiedzać. Ponieważ szczęka Pana N opadła już w drugiej sali z kolei, więc przez ponad dwie godziny siedział cicho. Oglądał. Gapił się. Szukał szczegółów. Był mroczny i zasępiony.

Dziecko powtarzało: -To jest złe! I nie była to ocena wystawy. Bynajmniej.

Opisywanie wystawy nie ma sensu. W dzisiejszych czasach, każdy może ją obejrzeć. Nie wychodząc z domu. Oczywiście to nie to samo, ale Pan Y (a N go wspiera) uważa, że lepiej samemu zobaczyć, co tam było, niż czytać relację niefachowca. Wystarczy wejść na stronę Prado i odnaleźć szczegółowy opis wystawy. A potem sobie poszukać reprodukcji.

Niech wystarczy, że N chyba nigdy jeszcze, tak nie przeżył malarstwa, jak tego środowego ranka. Nigdy chyba też nie zobaczył tak wyraźnie Twórcy, który dominował nad swoją twórczością. Był ważniejszy od obrazów, grafik i rysunków.

Dla N było jasne, że odnowienie dwóch obrazów, poświęconych wydarzeniom 2 i 3 maja 1808 roku, było tylko pretekstem. Dla N ważniejszy był człowiek, który to tworzył. Artysta uniwersalny. Taki, który malował sielanki (niewłączone zresztą do wystawy i dające się oglądać w ramach normalnych ekspozycji Prado), neoklasycystyczny portrecista, który służył kolejnym reżymom i w jakiś sposób potrafił tak samo dobrze malować i Hiszpanów i Francuzów. A nawet Wellingtona. Choć, jak mówią, temu ostatniemu namalował mu tylko głowę, dorabiając ją do tułowia, które mu zostało po zapoprzednim reżymie.

Malował rzeczy piękne i proste. A także dziwne i straszne. Zarabiał na tym pieniądze. Lekko skandalizował. Został potem zlustrowany politycznie (ze portretowanie Józefa I i mniemaną kolaborację z francuskim okupantem) i obyczajowo (z powodu jednej nagiej kobiety, o zdecydowanie zbyt krótkich nogach). Głuchy malarz. Emigrant. Geniusz.

Wszystko to nieważne. Albo i ważne, ale dla N najważniejsze było doświadczenie namacalnej i bardzo współczesnej furii. Furii człowieka przeżywającego straszne czasy. Człowieka, który, na co dzień oportunistycznie portretował rządzących, a prywatnie uprawiał to, co można by dziś nazwać dziennikarstwem obywatelskim. Rysował, więc może można mówić o mediach obywatelskich?

Malował, rysował, tworzył grafiki. Nie na sprzedaż. Dla pamięci. Dla dzieci i dla znajomych. Portretował swoje lęki i strachy. Lęki i strachy swoich czasów. Upamiętniał zbrodnie Francuzów (N nie podziela opinii francuskich historyków i pisarza Łysiaka, że wszystko złe, to przez zacofanych klechów się tam zdarzyło) i zbrodnie hiszpańskich partyzantów. Pokazywał okrucieństwo, restaurowanej po ich klęsce, Inkwizycji. Choć sam się o nią ledwie otarł.

Oglądając te dokumenty zła i zbrodni, N doświadczał poczucia wstydu za obecność Polaków w Hiszpanii. Cieszył się, że Goya ich nie narysował. Ale wstydził się. Zdało mu się obojętne, kto miał rację. Hiszpanie, czy Francuzi, czy Anglicy.

Z perspektywy dwóch stuleci widział tragedię. Tragedię kraju źle rządzonego i doświadczonego obcą interwencją. Widział człowieka, który tracił i odzyskiwał nadzieję. Może chciał tak to widzieć, żeby samemu nadziei nie stracić.

Kiedy, kilka godzin później, rozpamiętywał raz jeszcze to, co zobaczył, pomyślał, że Pan Y powinien na TXT umieścić dwie reprodukcje. Nie wie, czy tak było naprawdę, ale jego zdaniem powstały jedna po drugiej. Może nawet różnią się tylko podpisem, bo były dwoma szkicami tego samego tematu. Są przecież prawie identyczne.

Pierwsza grafika nosi tytuł: Prawda umarła.

Photobucket

Druga: Czy zmartwychwstanie?

Photobucket

Pan N ma nadzieję, że rysunki powstały właśnie w tej kolejności. Chciałby, aby nadzieja koiła ból.

***

Po obejrzeniu takiej wystawy N musiał się napić. Na szczęście było to możliwe. Posiedział trochę z rodziną przy szklaneczce piwa. Nawet dużo nie mówili. Bo i o czym?

Pozostało jeszcze samo Prado. Co tu dużo gadać?

Jedno z najwspanialszych muzeów starego świata. Sam Hieronymus Bosch by wystarczył, żeby za to zapłacić. N chodził po tym Prado kilka godzin. Nawet po jakimś czasie trochę się zaczął, razem z Dzieckiem, podśmiewać z różnych zabawnych elementów dawnej sztuki. Z rogów Mojżesza, z cellulitu modelek Rubensa. Takie tam. Odreagowywał. Nie mógł się skupić.

Tylko Boscha oglądał długo i w skupieniu. Wydało mu się to dziwnie adekwatne.

Chciałby zobaczyć Prado jeszcze raz. Bez Goyi. Stanowczo bez.

Przy okazji okazało się, że z N wylazł jeszcze raz homo sovieticus. Bo na upartego, to mógł zwiedzić to Prado za darmo. I to nawet nie czekając do 2 maja, kiedy to wpuszczają bez biletu. Nie. Po prostu nikt nie kontrolował tych, którzy obejrzeli Goyę czasów wojny. Jak zawsze w takich razach, N zastanawiał się, dlaczego jest uczciwy i czy to warto takim być? Doszedł do wniosku, że jest za stary, żeby się zmieniać. Już widać taki będzie. Uczciwy z przyzwyczajenia i homo, sovieticus, bo jakby trochę żałuje, że niepotrzebnie bilety kupił.

Myśląc ciągle o tym, co się budzi, gdy rozum śpi, N udał się z rodziną do parku. Posiedział trochę w Parque del Buen Retiro. Niestety, okazało się, że jest uczulony także na madrycką wiosnę. To nie było mile doświadczenie. Niezbyt to był dobry odpoczynek.

Nie ma zresztą chyba powodu, żeby to opisywać szczegółowo. Po co nudzić czytelników wszystkimi przypadkami N w Madrycie? Zaglądał do sklepów, chodził sobie. Dziecku kupił torebkę. Trochę fotografował. Jak każdy turysta.

Dopiero wieczorem zdarzyło się coś, co trzeba opisać. Coś, co choć na chwilę wyparło mu z myśli poranne doświadczenie. Kolacja.

N był oczywiście zawiedziony, że nie może zjeść kolacji o zwykłej sobie porze. Jest człowiekiem starszym i po nocach nie jada, tylko śpi. Życia nocnego od dziesięcioleci nie prowadzi. Niestety, normalne restauracje otwierają się w Madrycie dopiero po 9 wieczór.

N był podenerwowany, bo głodny, a ten cały Madryt już go trochę zmęczył. Zwłaszcza w nogach zaczynał czuć Madryt. Na ulicach przybywało ludzi. N złapał się na myśli, że jest to jedno z tych miast, gdzie czuje się niepewnie ze swoją historyczną tożsamością seksualną. Mężczyźni wydali mu się ładniejsi. Na dodatek nie lubi hałasu, a miejscowa ludność wprost przeciwnie. Zwłaszcza wieczorową porą. - Dobrze, chociaż, pomyślał, że ograniczono swobodę palenia we wnętrzach.

Zaczynał marudzić i po trosze się złościć. Ale co z tego, skoro kuchnia madrycka spowodowała, że na jego twarzy zagościł szybko uśmiech.

Psim swędem trafił do restauracji, która w karcie miała trzy dania. Na dodatek wszystkie trzy z jagnięciny. Tak dobrej jagnięciny N nigdy nie jadł. Tyle może powiedzieć.

Jagnięcinie towarzyszyła butelka wina, które swego czasu polecił Panu Y, znający miejscowe realia Pan Rollingpol. Yllera Tipo Crianza, 2002.

Photobucket

Bardzo dobrze, że Pan Rollingpol polecił to wino. Pan N, tą drogą składa Panu Rollingpolowi serdeczne podziękowania. Wino to umocniło N w jego uszanowaniu dla tempranillo, tym razem pochodzącemu z Tierra de Castilla y León. Szkoda, że jego polskie ceny nie pozwalają go opisać osobno, w cyklu Tanie wina. Szkoda. Zresztą pewnie by nie umiał.

***

Po kolacji N jeszcze trochę posiedział na hotelowym balkonie. Myślał o Goyi, malarzu zlustrowanym. Zastanawiał się, jakby się czuł, gdyby na Puerta del Sol, zamiast Mameluków, była polska jazda. Nie spodobała się mu ta myśl. Odegnał ją i zaczął planować dzień następny, jakim miał być – nieszczęśliwie – 1 maja.

N od wielu lat nie spędzał tego dnia w państwie zarządzanym przez socjalistów. Myślał o tym, jak ich uniknąć.

Pan Y wie, co z tego wynikło i zapewne to opisze. Może jutro, a może w piątek. Się zobaczy.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

No,

ładne – burknęła spod pledów Gretchen – całkiem ładne.


Panie Yayco

Dziękuję.

Zwiedziłem z przejęciem, a przewodnik też mi bardzo odpowiadał.

Tylko teraz tej dziewiątej wieczór się nie mogę doczekać. Mam zamiar zamówić wszystkie trzy dania.

pozdrawiam spod zamkniętych drzwi knajpy…


Ciekawie się zdarzylo, Panie Yayco,

że przebywalem w Madrycie prawie o tym samym czasie, co Pan. Więc pamiętam ich 1 Maja na Plaza Mayor…

A tak w kwestii urody ichniejszych kobiet, to one mi gruszki troche przypominaly ksztaltem, a ochryplymi glosami to już lepiej nie powiem kogo. Honor uratowala dama w podeszlym wieku w niesamowitym wysokim stroiku (chyba tak się to nazywa?) na glowie, która podwieziono do kościola. Szczupla, wysoka, o jednak nieprzemijającej urodzie i aurze autorytetu, jaka ja otaczala. To się czulo i widzialo po zachowaniu rodziny. Taka czarno-biala grafika.

Pozdrawiam sentymentalnie


Pani Gretchen,

trudno się mówi.

Pozostaję, czy cóś


Panie Merlocie,

gratuluję apetytu. Ja bym trzech nie zjadł.

Dodam, że sałata niezła, a do rachunku dodają starą anyżówkę, w której się macza ciasteczka. Z powodów różnych, wprowadziłem do organizmu trzy anyżówki, co sprowadziło na mnie melancholię.

Pozdrawiam


Panie Lorenzo,

to nawet nie jest tak źle.

Żeby jednak trochę były szczuplejsze w sobie, to by było miło, jednakże.

Oczywiście, że wyjątki się zdarzają. Bardzo to odświeża umysł.

Pozdrawiam, pochylając się nad losem ludzi starszych, choć mi osobiście nieznajomych


Panie Yayco,

za to, że Pan był wprowadził, moja chwilowa serdeczność wzrasta w trójnasób.

¡Salud!


Panie Merlocie,

anyżówka jest paskudna w sobie!

Ale ja od maleńkości już tak jestem nauczony, żeby się kropla alkoholu nie zmarnowała, zwłaszcza jak i tak mi jego doliczyli do rachunku.

Ale wolę jednak ichnie wina.

Pozdrawiam


Panie Yayco,

Upał. Sztil. Pora sjesty.

Siedzi człowiek na werandzie kawiarenki lub pod parasolem na chodniku i na stole ma:

1. Dzbanek z lodowatą wodą.
2. Szklaneczkę.
3. Pastisse lub Ouzo

I jak zawsze w skupieniu obserwuje bielejącą w miarę mieszania zawartość szklaneczki…

Czy można znielubić anyżówkę?


Można Panie Merlocie,

więcej powiem ja Panu: można jej nigdy nie polubić.

Ale co zrobić, kiedy czasem pić trzeba.

Ze względu na użycie, na moim blogu, słowa francuskiego, pozostaję strapiony


Panie Yayco

niespieszny to był spacer, przyjemny i mnie czytelnika nie zmęczył, no w sumie jak N poczuł w kościach kilometry też mnie coś połaskotało pod kolanem. To w ramach solidarności.

pozdrawiam w zadumaniu

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie,

ja pomnąłem ważny wątek szukania torebki dla Dziecka, które to szukanie parę kilometrów mi w nogi włożyło.

Ten Park to też duży mają, swoją drogą. Zanim człowiek piwo znajdzie, to się już zmęczy w dwójnasób.

Ale za postawę solidarną dziękuję i pozdrawiam


Szanowny Panie Yayco

jestem pod wrażeniem wspaniałości po Pańskiej wyprawie do Hiszpanii.

Pańskie refleksje budzą we mnie zdrową zazdrość,że ja tego nie mogę;i tam pojechać i tam wypić szklaneczke czegokolwiek i także tego ,aby dowcipnie,wspaniałym językiem podzielić sie garścia refleksji.

Caculko to jest i mam nadzieje,że na tym nie koniec.

Pozdrawiam sympatycznie


Panie Zenku,

dziękuję za opinie.

Trochę słabuję, więc pewnie tempo sprawozdań osłabnie. Ale jeszcze kilka będzie: o pierwszym maja, o drugim maja i krótka notka o pomnikach.

Pozdrawiam serdecznie


Może ziółek podesłać, Szanowny Panie Yayco?

O prezesa Klubu Tetryków dbać należy! Tak przynajmniej w Tajnym Regulaminie zapisano.

Pozdrawiam zaniepokojony


Lorezno

jako specjalista d/s tajnych w naszej otwartej na świat organizacji, potwierdzam i zaprzeczam

Prezes , Traktor, Redaktor


...

...


Panie Lorenzo,

w Monachium nabyłem sobie ziółka, imienia jednego króla tutejszego. Mianowicie, Ludwika. A ściślej nastojkę na tych ziółkach nabyłem.

Się nie wyklucza , że właśnie występuję u mnie skutki uboczne, podobne do tych, których tenże doświadczał.

W każdym razie na spacery na jeziorem się nie wybieram.

Pozdrawiam zdrowotnie


Panie Maxie,

dziękuję za stanowcze i klarowne stanowisko

Pozostaję dualistycznie


Pani Magio,

Pani sobie rozsupła, albo rozetnie. W zależności.

Za słowa pochwały grzecznie dziękuję, szurając nogą. Filmu nie widziałem, ale postaram się zobaczyć.

Marudzenie? A gdzieżby! Po prostu opis stanu emocjonalnego starszego człowieka, który za mało widział w młodości i nadgania w czasie, kiedy w fotelu powinien przesiadywać.

Uwag Paninych o torebkach i anyżówce nie pojąłem.

Odnoszę nadto wrażenie, że się Pani coś pomyliło. Wątki, albo coś jeszcze.

Pozdrawiam współczująco


Panie Yayco Szanowny,

W Monachium to sie piwa rozliczne pija, a nie ziółka. Ewentualnie dopuszczalną odmianą tych ostatnich może być Jaegermeister.

A poważnie mówiąc, to zastosowanie trucizn zawartych w ziołach na pewno daje takie objawy na początku, łącznie z ewentualnym drobnym uczuleniem. Współczuję.

Chyba że ludwikowe zioła taki skutek przyniosą, że Pan następny Neuschwanstein wybudujesz. Byle nie w Warszawie, bo jeden koszmarny sen szalonego cukiernika już macie.

A co do spacerów nadjeziornych, to należy tylko uważać, by uskuteczniać je nad lub przy, a nie na.

Pozdrawiam nadal zatroskany


Panie Lorenzo,

bardzo dobre ziółka. Choć faktycznie nieco odjechane, bo też i swoją moc znamionową posiadają. Głownie degystywną, ale kto wie, patrząc, co się ponawyrabiało.

A co do jeziora, to, jak wspomniałem, nie wybieram się.

Podobnie co do architektury, choć tamtejszy wyrób daleko bardziej mi odpowiada od tutejszego.

Pozdrawiam zachowawczo i rewaloryzacyjnie


...

...


No właśnie!

p.s. Jak we wogóle można anyżówkę pić? Mnie od samego (pardon) smrodu mgli. Fuj!

Słusznie Pani Magia Rezolutna zauważyła.
Słabujesz Pan Panie Yayco od tego cholerstwa.
Podejrzane jest to bardzo;nie dość żeś zapijał lub mięszał z wodą lodowatą,czy tam z lodem,to jeszcze w dodatku napewno był to trunek bez znaku akcyzy polskiego fiskusa,czyli trefny.
Stad też Pańskie dolegliwości.

Wynika z tego ekskursyjnego pijaństwa,czyli smakowania obcych specyfików rada jedna:tylko w Polsce i tylko ze znakami akcyzy.Wówczas to wyrób jest słuszny i zdrowotny.

Pozdrawiam pouczajaco.


Pani Magio,

pomijając Pani kostyczne czepialstwo, pragnę zaznaczyć, że jest między nami przestrzeń do porozumienia.

Ja też uważam, to co Pani, o tej anyżówce.

Ale jak już zaznaczyłem, nie będzie tak, żebym za coś zapłacił, a nie wypił.

Tak mnie wychowano. Starannie i na naukowych podstawach. Prawdopodobnie

Pozdrawiam koncyliacyjnie


Panie Zenku,

tak już żem pisał: z niczym nie mieszałem, bo to stara anyżówka była. Wystała i aż, że brązowa. Takiej się mieszać nie godzi. Tylko ciasteczka takie dali, żeby ich maczać. Ale ciasteczka Dziecko zjadła. A ja wypiłem resztę.

Ponadto piłem toto w zeszłą środę, a słabuję od wczoraj. Brak jest tu związku przyczynowego, moim zdaniem

Pozdrawiam egzemplifikująco


Jak przez mgłę pamiętam, Panie Yayco,

słowa o gniciu zachodniego świata. Może więc sytuacja zmusiła Pański organizm tamże do wyprodukowania odpowiedniej ilości odtrutki na to gnicie, zaś po powrocie organizm jeszcze się do dobrego nie przyzwyczaił i odtrutkę produkuje nadal. A ona, sama w sobie, też trucizna.

Wiem, że pokrętne to nieco, ale co jest dzisiaj proste?

Więc pozdrawiam pokrętnie, ale tylko nieco


Panie Lorenzo,

chyba nie.

Nigdy mnie owa zgnilizna nie przekonywała. Ani nie uczulała, co ważniejsze.

Tak naprawdę, to zwykle tak mam wiosną.

Paskudna to dla mnie pora.

Pozdrawiam lapidarnie


Trzymam więc kciuki za szybki powrót do zdrowia, Panie Y.

Źyczenia są absolutnie uzasadnione, bo mam to na codzień w domu: wszyscy, poza mną, są alergiczni, szczególnie córka. Ostatnio to nawet nasz jamnik zaczyna kichać podejrzanie (a może jestem przewrażliwiony?).

Pozdrawiam nieco uspokojony


Dawniej bylo gorzej, Panie Lorenzo,

bo nie wiedziałem , że jestem chory i chorowałem (na przeziębienia, zapalenia i inne śmieszne choroby) od marca do czerwca. Albo dłużej.

A jak mnie zdiagnozowali i orzekli, że cierpię na chorobę nieuleczalną, to mi się od razu (od proszków rożnych) poprawiło i żyć się da. Ale lekkie tarmoszenie czasem odczuwam.

Pozdrawiam paradoksalnie


Panie Yayco

Dzięki za opowieści madryckie. Kiedyś pojadę.

A film Duchy Goyi miał kilka dobrych, a nawet bardzo dobrych momentów, ale włożenie w rolę Goi Stellana “Myszki Miki” Skarsgarda…
Rozumiem, że Goia miał być obserwatorem, a emocje miał pokazywać w rysunkach, ale bez przesady. No, ale co ja wiem? Co najwyżej, że Javier Bardem dużo zyskał w moich oczach swoją rolą.

pozdrawiam


Pani Julll

filmu nie widziałem, a Pani opinia może wpłynąć na to, czy obejrzę.

Pozdrawiam, dziękując za opinię


ojej

Poczułam nagle taki ciężar – teraz już wiem, to zbyt duża odpowiedzialność mnie przygniotła. Nie wiem, czy podołam. Lepiej pójdę spać.

pozdrawiam wieczornie


Pani Julll,

gdyby się takimi drobiazgami przejmować, to by człowiek całkiem musiał pisać przestać.

Lekkich snów Pani życzę, pozdrawiając


panie yayco

pieknie zes pan to opwiedzial:)

a ja ze swojej strony bardzo sie ciesze, ze choc w niewielkim stopniu moglem w czyms pomoc.
moze bardziej uczynny bede, kiedy do Granady sie pan wybierzesz?
pozdrawiam.


...

...


Panie Rollingpolu,

cała przyjemność po mojej stronie!

Niestety na Grenadę trudno liczyć najbliższym czasie.

Ponieważ wakacje załatwiam automobilowo, to wyszło mi, że tydzień spędzę na Costa Brava.

Muszę przyznać, że ciągle mam mieszane uczucia względem Hiszpanii, więc ten wakacyjny tydzień w Katalonii będzie kolejnym testem kulturowym.

Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję za wskazówki


Pani Magio,

no dobra, jak będę miał okazję, to spojrzę na ten wyrob.

We środę pokazywali, ale coś innego robiłem w tym czasie.

Pozdrawiam zaspanie


Magio

film nie jest biograficzny, jest o tym, o czym napisałaś. Co nie zmienia mojej oceny roli Skarsgarda, w którym emocji tyle, co w myszce Miki.

Natomiast z cynizmem ojca czy brata Lorenzo to nie aż tak prosto – według mnie to człowiek wiary (nie mylić z religią), może lepiej będzie z: poczuciem misji. Który przy okazji wykorzystuje swoją pozycję.

No, ale mam nadzieję, że Panowie Y. i N. sami będą mieli okazję obejrzeć i ocenić. Nie jest to raczej najlepszy film Formana, ale obejrzeć warto.

pozdrawiam kinematograficznie


...

...


Magio

Może za krótko żyję i odebrałam go za nieco mniej cynicznego, niż Ty (ciągle wierzę, że ludzie stają się, a nie rodzą cyniczni). Dla mnie on miał wiarę, aż udowodniono mu, że to, w co wierzy, i metody, które proponuje, to pomyłka. I uwierzył w coś innego. Ze skrajności w skrajność. Ale pewnie można odbierać go jako zupełnie cynicznego i koniunkturalnie prącego do władzy karierowicza.

pozdrawiam popołudniowo


W kwestii filmu

Portmanowa chyba zalozyla, ze jak sie da oszpecic to moze zauwaza ja jak Theron w Monsterze. No ale Theron w Monsterze dodatkowo zagrala, a Portman w DG jedynie wystąpiła. Mam wrazenie, ze Forman nie mial na nią pomysłu. I wyszło jak wyszło. Gdyby jej nie było, to nikt by nie zauważył. Natomiast jej rola ma znaczenie w budowie i ocenie ojca Lorenzo. Czlowieka chorego na władzę.
Zgadzam sie z Julll, że Skarsgard jest bezwyrazowy. Moze to z powodu jasnego światla jakim emanuje Bardem? Trafil w role niewatpliwie – ciekawe, czy to wyczucie Formana w doborze aktora, czy tez narysowanie postaci Lorenzo konkretnie pod Bardema. Bo po konfrontacji z “miloscia w czasach zarazy” oeaz “to nie jest kraj dla starych ludzi”, okazuje sie, ze Bardem zagral… Bardema. Gdyby nie różnica w ciuchach, mógłby przechodzić ze scenografii w scenografie.
Nie twierdze, ze jest zły – po prostu jest jednotwarzowy.


Pani Magio,

czy zauważyła Pani u siebie pewną, delikatną oczywiście, skłonność do aprioryczności sądów i/lub upierania się przy swoim?

Może po prostu te same zachowania można inaczej oceniać z różnych pozycji?

Ideologicznych, albo artystycznych. Albo po prostu inaczej człowiek to czuje i już.

W kwestii gumy od majtek też mam inną opinię, bo w dzieciństwie miałem kuszę. Opartą technologicznie o spinacz bieliźniany (jako mechanizm spustowy) i gumę tego rodzaju (jako środek miotający).

Nieźle niosło.

Ale jak obejrzę, to się odniosę do sporu Pań. Obiecuję.

Tylko nie wiem kiedy.

Pozdrawiam, ciesząc się (jak zwykle) z Pani obecności tutaj


Znakomite, Panie Yayco

Osądzam apriorycznie film, który obejrzałam? Ciekawa konstrukcja.

Ciekawe jest również to, że – Pana zdaniem – ja się upieram przy swoich wrażeniach o pomienionym filmie. Jak rozumiem (pewnie błędnie), inni po prostu wyrażają swoją opinię. Ja nie, ja się upieram.

Można i tak.

Pozdrawiam, pokornie dziękując za wyrażanie opinii o moim uporze…

p.s. Słowo “spór”, było umieszczone w cudzysłowie, jak teraz.


Bardzo dziś Pani kłótliwa, Pani Magio,

nie chce mi się wchodzić w spor semantyczny.

Powiem tylko, że swoją opinię wyraziła już Pani wcześniej. Potem Pani ją powtórzyła. Stanowczo. W oparciu o gumę od majtek.

Zapewne na wypadek, gdyby ktoś o tamtej opinii zapomniał.

I wie Pani co? Jak dwie osoby wyrażą swój subiektywny (może to lepsze będzie, niż aprioryczny – zachciało mi się, kurde szkoły lwowsko -warszawskiej, ech…) sąd i będzie on sprzeczny, to z empirycznego punktu widzenia, to tak samo jakby nikt nic nie mówił. Błoga cisza. Czy cóś.

Ale ja ten film, kurde, obejrzę. I zobaczymy jak się wtedy procenty rozłożą. Zresztą już opinia Pan Griszqa niejakie znaczenie dla empirycznego badacza posiada.

I tą pokorą proszę mnie nie prowokować, bo Dziecko dostało szóstkę z matematyki i jestem zadowolony w sobie.

Oraz obiad zjadłem. Postny ale smaczny.

Pozdrawiam, nie wiedzieć czemu zadowolony


Oj wiedzieć czemu, wiedzieć, Panie Yayco.

Sam byłbym zadowolony jakby mi córka szóstkę z matematyki przyniosła (a czasami przynosi). Tym bardziej, że już prawie nic z tego nie rozumiem, czego ich uczą (I klasa liceum). Tylko ten najefektywniejszy estymator..._ mi sie jeszcze po głowie kołacze, ale to statystyka tylko, czyli kłamstwo w sumie w czystej postaci.

Pozdrawiam pojednawczo


Panie Yayco dumny (z córki)

ja to sie troche nastawiłem za bardzo, ze to bedzie Formanowskie arcydzielo. A film jest po prostu dobry. Znaczy – średni. No i pozostaje pewnien niedosyt.

Postać Goyi jest w tym filmie praktycznie niewidoczna. Nad wszytkim co robi kiwa sie głową i nawet go nie potępia. W sumie film jest o ojcu Lorenzo.
a na pytanie, dlaczego dopuścił, by stało się z nim to co się stało, to ja do dziś nie potrafię sobie dać odpowiedzi, choć gadałem o tym z paroma filmowymi maniakami.

tymczasem polecam “w dolinie elah”. a ja juz za 35 minut zacznę ogladać “krwawy romeo”, po ktorym spodizewam sie bardzo, bardzo dużo…. no ale ja po prostu lubie gerego oldmana. od czasu “leona zawodowca”.


Panie Yayco

Proszę się upierać przy swoim osądzie moich osobistych wrażeń. Nie zamierzam się z Panem o to spierać.
Przypomnę jeszcze tylko, że pisał Pan, że ludzie oceniają różne rzeczy z różnych pozycji, albo po prostu to czują i już.
I ja się z tym zgadzam (no proszę, kłótliwość mi odeszła czy coś), bo sama wcześniej napisałam, że “tak sobie o tym myślę. Tak to czuję i widzę.”
Wychodzi, że co wolno wojewodzie… Nieważne.

Gratulacje dla Dziecka. Ja nigdy nie dostałam szóstki z matematyki. Takiej oceny za pradawnych czasów nie było. Tym bardziej więc się podzielam zadowolenie Pańskie z sukcesu Dziecka.

Nie prowokując nikogo do niczego pozdrawiam…


Panie Griszequ,

ja dziś, jak raz, z jedną sympatyczną osobą o filmie Romeo is bleeding rozmawiałem. Że super zasadniczo. Proszę wybaczyć, ale nie znoszę polskich tytułów. Ja rozumiem, że można nie znać Szekspira, ale żeby tak?

Ale czy to aby to samo jest? Bo pamiętam, że widziałem ten film pod tytułem Krwawiący Romeo. Jeśli to ten sam, to zazdroszczę bo chętnie jeszcze raz bym obejrzał.

Pozdrawiam serdecznie


re: Si resucitará? Drugi dzień w Madrycie

Jednym słowem punkt dla Formana za zrobienie postaci na tyle niejednoznacznej, że my z Magią, ani nawet Griszeq ze sobą (mimo, albo właśnie przez wsparcie szczerych filmomaniaków) dojść do zgody nie możemy.

pozdrowienia dla wszystkich i gratulacje dla Dziecki


Pani Magio,

proszę się nie tłumaczyć. Zawsze można było dostać celujący. Nadal można, gdzieniegdzie.

A co do reszty, to czy mnie aby pani z kimś nie myli? Ja i konsekwencja?

Proszę sę już nie sprzeczać, tylko sobie obejrzeć ten film, co to Pan Griszeq będzie oglądal.

Pani pewnie nawet o takim nie wiedziała. Bo to sensacyjny film jest. Nieambitny

Pozdrawiam Panią pośpiesznie, bo do warzywnego przywieźli pomidory


Panie Yayco

Nie, nie obejrzę. Bo, jak słusznie Pan podejrzewał, nie znoszę nieambitnych filmów. Dlatego też zapodałam sobie na dzisiejsze popołudnie Piąty element. Z Oldmanem, też.

Pozdrawiam ze szklaneczką napoju z regionu Zachodniego Przylądka…

p.s. A pomidory już kupiłam. Niemniej jednak, dziękuję za podzielenie się ze mną radością wielką, że świeże Panu do warzywniaka rzucili.


W imieniu Dziecka, które znów poszło do szkoły

(tak przynajmniej, mętnie, zeznawało), dziękuje Państwu za gratulacje i inne dobre słowa.

I pozdrawiam też


Pani Magio,

Piąty element? TO o takim jest facecie łysiejącym, co go z pracy zwolnili i ma kłopot z kobitą ubogo ubrańą, prawdopodobnie w pasmanterii?

Taki sobie. Wolałem starsze filmy tego Francuza. Niedawno sobie Nikitę przypomniałem

Ale pozdrawiam Panią, popijając napój rozlewany na Annopolu


Subskrybuj zawartość