Metatwórczość, metatfurczość...

Mam mało czasu na pisanie.
Głównie dlatego, że o tej porze roku uprawiam metatwórczość.

Jacyś nieznajomi mi towarzysko ludzie napisali dziwne rzeczy, żeby moi koledzy mieli za co jechać na wakacje. Moi koledzy postanowili podzielić ze mną swój ból. Tak, jak ja dzielę swój z nimi.

Robię tak od lat. Zawsze o tej porze roku. Kara to jest. Nie wiem, za co. Ale pewnie za coś jest. Nie jestem z tych całkiem niewinnych.

Dawniej najtrudniejsze było to, że miałem wrażenie, iż czytam (sporadycznie, bo to na szczęście raczej wyjątek, niż reguła) coś, co napisał ktoś, kto pisać nie umie. Kontakt z twórczością blogerską bardzo mi pomógł. Powiedziałbym nawet, że w tym otoczeniu, co dzień, od niedzieli do poniedziałku przypomina mi się rozmowa Dilberta z mieszkańcami Elbonii:

- Nie wiedziałem, że umiecie pisać.
- Pisanie jest łatwe. Teraz chcemy nauczyć się czytać.

I piszą. Bo umieją.

Podobnie jak my. Tylko my, ubogaceni, potrafimy się pięknie różnić. I dzielimy się na tych, którzy piszą i na tych, którzy antypiszą.

Głupi dowcip. Powinienem przestać czytać komentarze.

A ja zamiast pisać rzeczy piękne i pouczające, zamiast wstrząsać umysłami i rozśmieszać do rozpuku, zamiast się przyłączać i zamiast dawać odpór, piszę o tym, co przeczytałem. O tym, co nadwyrężyło resztki mojej czupryny, bo znowu coś wyrwałem, przez zapomnienie.

Zamiast zajmować się rzeczami poważnymi, piszę, zatem, o głupotach. I trochę dla pieniędzy.

Zamiast pisać o Maleszce, piszę, że prostytucja została naświetlona ciekawie, ale jednostronnie, bo ujęcie feministyczne nie jest w pełni satysfakcjonujące poznawczo.

Zamiast podjąć wątek krasnala, tak bliski mojemu estetycznemu konformizmowi, stwierdzam, że badania przeprowadzone na 30 osobowej próbie, trudno uznać za reprezentatywne, tym bardziej, że wszyscy respondenci pracowali w tym samym banku.

Zamiast podjąć wątek monitorowania blogerów, zaznaczam, że jakkolwiek podoba mi się zwrot obecność psów w organach państwowych, to nie widzę związku z problemem społecznych i prawnych aspektów ratownictwa w sytuacjach zagrożenia.

Nawet na temat zakątków pamięci, gdzie mam poutykane rozmaite zabawne anegdotki o jeszcze żywych i o już umarłych, nie mogę napisać, bo podejmuję ważki wątek zmian obyczajowości tanatologicznej w polskim społeczeństwie. I przechodzą mnie zimne dreszcze.

Zamiast zwierać szyki i wyśmiewać kolejną falę głuptaczego bronienia tych, którzy walczyli z komuną modlitwą, albo przez zaciskanie pięści w kieszeni, którą to zmyślną taktykę (dawno już temu) wyśmiano w Salonie niezależnych (to nie ten Salon, dodam dla ułatwienia), ja z bolesnym skurczem piszę, że autor nadmiernie utożsamia się z opisywaną sytuacją i niepotrzebnie buduje antynomie tam, gdzie ich nie ma.

Nawet w sprawie różnic między kulturami nie mogę się wypowiedzieć, bo przecież najpierw muszę napisać, że komuś umknęło, iż aby porównanie było możliwe, potrzeba, ale i wystarczy, aby dwa porównywane zjawiska miały jedną cechę wspólną i na dodatek mierzalną.

I tak wkoło Macieju ( no offence ).

Nawet na brytfankę z pomidorami nie ma czasu, bo muszę zaznaczyć, że ktoś tam wdając się w polemikę ze stanowiskiem chuligańskich subkultur młodzieżowych, używa argumentów, które niczym nie różnią się od tych, które krytykuje.

Ale chciałbym mimo braku czasu wypowiedzieć się w kilku kwestiach związanych z polityka w ogóle a polityką historyczną w szczególności. A także na wszystkie inne tematy, bo co mi zależy.

Dla uproszczenia i z powodu upału, wypowiem się obrazkowo.

Photobucket

PS. Autor szczodrze ozdobił swoją pracę ilustracjami, zapomniał jednak wyjaśnić, co one ilustrują

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Czyżby sam Pan Yayco

we wlasnej osobie w okresie średniowiecza? Ale dlaczego tylko w jednej wersji? Ponoć mialo być tych ilustracji wiele.


Panie Yayco,

Po pierwsze, brytfanka jest zawiedziona.
Po drugie, pomidory schną w oczach.
Po trzecie, ilustracja wygląda, jakby była głodna.

Sądzę, że wnioski nasuwają się same.

Pozdrawiam ostrożnie


Panie Lorenzo,

gdybyż Pan śledzil moje awatary (oczywiście, nie śmiem wymagać) to byś już Pan kilka kuriozów z wczesnego baroku widział.

Ale jak tylko będzie okazja, to będę załączał.

Pozdrawiam


Panie Merlocie,

po pierwsze, na brytfankę nic nie poradzę. Ja używam kamionkowych naczyń, a czasem szkła żaroodpornego. Ale mam, za to, oryginalną konewkę z GSu. A może nawet z PZGSu, nie pamiętam. Tylko nie wiem, po co, bo na roślinność mam uczulenie.

Po drugie, przyznam,że w sezonie jadam raczej na surowo, tylko dla zdrowotności oliwą pokropione. Upiekę sobie jak smak zaczną tracić i zapach.

Po trzecie, wiem, że Pan ma świeży materiał porównawczy, ale moim zdaniem ilustracja wygląda jakby pokazywała język i się obśmiewała. Nie wyklucza się, że w cichości także olewa złowrogi ustrój, dając tym wyraz.

Ponadto pragnę zaznaczyć, że mnie w niemowlęctwie karmiono metodą tradycyjną, co do dziś mam we wdzięcznej pamięci

Pozdrawiam intensywnie


Panie Yayco,

rozumiem, że w kwestii ilustracji może się Pan wypowiadać autorytatywnie, ale dla przygodnego widza, ona po prostu cieszy się życiem. Stwierdzenie, że jest głodna zasługuje natomiast na miano niewinnej manipulacji z mojej strony.

Pozdrawiam nowocześnie, nie zaniedbując tradycji


Panie Yayco

ciekawe czy trafię: taki chwilowy dystans też ma swoje plusy prawda?

awatary śledzę – pilnie dodam, miałem nawet zaczepić ale nie miałem okazji:)

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Szanowny Panie Merlocie,

ja się mogę w każdej kwestii wypowiadać autorytatywnie. I w kwestii ilustracji i w kwestii lustracji. I w każdej innej.

Bo ja Panie Merlocie nie siedziałem z założonymi rękami. Ja wspierałem.

Czynnie.

Na przykład w najczarniejszych latach wspierałem Tyrmanda, propagując na swoim podwórku ruch bikiniarski i muzykę synkopowaną.

Na co przedkładam (na wyłączność TXT):

Photobucket

Pozdrawiam z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku


Panie Maxie,

trochę może ma, ale niewiele tych plusów.

Zarobiony jestem i zagoniony.

W weekend, dla przykładu przesuwałem całe wakacje o tydzień, bo wskutek zbiegu muszę wyjechać wcześniej (a ściślej – Dziecko musi wcześniej powrócić).

To nie takie proste, jak się jest mną i ma się, od ponad pół roku, porezerwowane hotele po całej Europie.

Więc zasadniczo to ja tych plusów tak za bardzo nie widzę, choć to wcale nie znaczy, że ich nie ma.

Głupieję tylko.

Pozdrawiam szczerze, korzystając ze swobodniejszego wieczora

PS. Wykryłem plus, proszę bardzo: za trzy i pół tygodnia wyjeżdżam na urlop.


Panie Yayco

gdy by Pan jednak chciał spróbować jak smakują te pomidorki wg przepisu Pana Merlota to serdecznie zapraszam, chociaż nie mogę obiecać, że będzie wino“Retsina“ale jakieś inne w ROZSĄDNEJ” dla budżetówki oczywiście cenie będzie
pozdrawiam bonusowo


Panie Yayco

oglądał Pan kiedyś Monka?

Jak tak to napiszę tylko: no.

Jak nie to cóż, warto:)

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Miałem nadzieję, Panie Yayco,

że ten awatarek coś nam o sobie opowie.
To teraz w kwestii kucyka, please. Bo Matterhorn już zdaje się zaistniał...

pozdrawiam z jedną ręką w kieszeni (nonszalancko, jakby)


Szanowna Pani Arundati,

już nie chciałem tam u Pana Merlota pisać, bo znowu w emoticony by popadł, ale niechże Panią ręka Boska broni od picia tej politury!

Toż to jedynie do bejcowania desek się nadaje, a nie dla człowieka o naturalnej żołądkowej kompleksji.

Faktem jest, że u mnie na Grochowie, wprawione faceci i politurę, i glikol chłodniczy i nawet rozpuszczalnik piją. Nawyknięci są. Ale żeby delikatna kobieta?

Pieczone pomidory to w zasadzie każde wino przyjmą. W wersji pana Merlota, to by mi najbardziej jakiś grzeczny Gewürztraminer z Alzacji pasował. Półwytrawny.

Ale jakby, wedle sugestii co tam padła, sera ostrego, koziego, albo owczego dodać (czy choćby takiego typu kaszkawał) to już idzie pić czerwone do tego i to nawet mocno garbnikowe. Ja bym tak zrobił.

Gdybym coś wiedział o dobrym (i tanim) różowym, to bym Pani polecił różowe, bo to w upał jest przyjemnie pić takie.

Wszystko można pod pieczonego pomidora pić.
Ale nie rycyne, kurde

Pozdrawiam serdecznie


Panie Maxie,

oglądałem kilka sezonów (jak się teraz z amerykańska nazywa doroczną pulę odcinków), a potem odpadłem. Przysypiałem, przyznam szczerze.

Ja już jestem starszy i mnie trzeba przestraszać. Jeśli mam oglądać.

W sobotę z Dzieckiem na filmie Wanted się nieźle ubawiliśmy, zwłaszcza, że dziecko jako dostana tam gdzie chciała, trochę luźniejsza zrobiła się. Bardzo trudno na tym filmie zasnąć, a to dla uporczywego strzelania i wizgu hamulców.

Ale od razu powiem, że jak ktoś nie znajduje upodobania w komiksach, to mu się może nic nie spodobać poza pośladkami jednej znanej aktorki, co jest tam zatrudniona.

Pozdrawiam


Panie Yayco,

właśnie lojalnie Panią Roy ostrzegłem pod brytfanką.

PS. Terapię antyemotikonową odbyłem przykładnie i teraz jestem emocjonalny inaczej. Zimna stal tungstenowa, powiedziałbym. Zobaczymy jak długo wytrzymam.

Pozdrawiam, dziękując za zapoznanie się z wersją.


Panie Merlocie,

Zugspitze to był, a nie jakiś tam Matterhorn, co to ja nawet nie wiem (prawdopodobnie) gdzie on jest.

Co zaś w sprawie kucyka, to on symbolizuje więź z chłopem, który się nie dał skolektywizować.

A dziękować nie ma za co, bo jako mężczyzna gotujący poczuwam się wiedzę swoją rozszerzać. Co ciekawe tym razem nawet nie musiałem się uciekać do tego wybryku oprogramowania, jakim jest Safari.

Pozdrawiam i życzę trwania w odwrotnej emocjonalności

PS. A co Pan Szanowny robisz z kobietami pod brytfanką, to ja nawet wiedzieć nie chcę, bo nagłe wspomnienia mam od lekarzy zakazane.


Czym dla Pana Safari, panie Yayco

tym dla mnie Lisi Pysk. Mam dwie strony, istotne dla mnie, których Safari nie lubi, no i Lisa hoduję tylko dla tych dwóch. W ujęciu ogryzkowym, rzecz jasna.

Pozdrowienia od Leoparda dla pańskiej Visty


Pański PS to miał chyba jakąś latencję,

bo go przedtem nie widziałem. Mój Gość płci odmiennej już się oddalił (w kierunku “Win Świata” jak rozumiem), więc bez ogródek powiem, że nic nie robię.

Co ma oczywiście swoje słabe strony.

Pozdrawiam zrezygnowany


Safari jest najbardziej dziurawą przeglądarką dla Windows,

a ja nie wybieram się zmieniać systemu, choć wybieram się wkrótce zmieniać komputer.

Poza ty brakuje mi kilku funkcji, które ułatwiają życie.

Ale nie używam też tej śmiesznej pandy, co we warszawskim zoo na drzewie siedzi. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego jej imię zdobi lisi ryj. Może Pan wie?

Opery też nie używam, a jakbym miał otworzyć coś w gołym IE to bym umarł chyba ze strachu.

To tyle na temat tajemnic domo mea

Pozdrawiam z czasowego zesłania do XP


Tam zaraz latencję,

po prostu chciałem przyoszczedzić na komentarzach, żeby nie mieć ich za dużo.

A o tej porze, to mężczyzna poważny i z wnukami, to już spać się kładzie, książkę historyczną do snu czytając. Mnie dwie strony starczają nota bene...

Pozdrawiam ponownie


Panie Yayco,

jak by Pan podstawił jakiegoś awatara w umówione miejsce między Grochowem, a Ochotą, to z czystej chęci poznania pańskiej opinii wypożyczyłbym Panu na tydzień małego, nowego ogryzka, skonfigurowanego pod blogerskie potrzeby.

Moje stosunki z ogryzkami, choć bardzo emocjonalne, są również poniekąd służbowe, więc mogę to Panu zaproponować bez specjalnych turbacji.


Panie Merlocie,

dzięki za propozycje, ale moje potrzeby daleko wykraczają poza blogerskie.
A mówić szczerze nie stać mnie na kupowanie najmocniejszego Macbooka, po to tylko, żeby trzymać na nim dwa systemy. Trochę to jak wkładać spodnie przez głowę.

Pomijam tu już nawet ten aspekt, że moje relacje z Windows są bardzo złożone. Chociaż akurat służbowe nigdy nie były.

Dziękuję zatem szczerze za propozycję, ale się nie skuszę

Pozdrawiam


Nie nalegam

i życzę dobrej nocy.

Moje dwie kartki z (quasi) historycznej książki na dziś, to opis polowania Atalanty i Meleagra na dzika z Kalidonu. Trochę mi Panią Magię ta Atalanta przypomina.

Robert Graves, Herkules z mojej załogi


Panie Yayco

zastanawiam się jak w warunkach domowych sprawdzić tą dziurowatość Safarki, jakoś szczerze mówiąć nie dostrzegłem a łatki sporo pomogły w funkcjonowaniu,

hmmm

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


A ja coś poczytam o początkach kariery wojskowej

Arthura Wellesleya.

Powinienem o wikingach, ale mi się dziś już nic nie chce. Zwłaszcza z tego co muszę i powinienem.

Dobranoc Panie Merlocie


Panie Maxie,

relata refero, gdzieś w sieci widziałem statystykę więc powtarzam.

Zresztą, po prawdzie, to ja używam safari jako wyjścia awaryjnego, korzystając z tego, że na tej przeglądarce nie mam żadnych zabezpieczeń pozakładanych. . Jak już niczym nie mogę otworzyć, bo mi moje normalne ustrojstwo blokuje ze względów bezpieczeństwa, to safari otwiera, nie pytając. W safari nie mam blokady _pop up‘ów, reklam i całego tego cholerycznego śmiecia.

Ale, tak jak powiedziałem, dla mnie to trochę za prymitywne jest. Ja się przyzwyczaiłem do drag and drop, gestów myszy i innych ułatwień dla starszego człowieka.

Ale ja jestem laik. Jakbym się znał, to pewnie bym używał czegoś co trudniej jest zabezpieczać.

Pozdrawiam sennie nieco

PS To czego używam zaczyna swą nazwę na “max” i jest znakomitą nakładką na silnik IE. Ale nie będę reklamował, bo jak ktoś nie wierzy, to ja go nawracał nie będę


Ja się przyznam

że te pop upy z przeglądarek mi nie działają, mam jakiegoś free pop up stopper się to zwie i nawet działa

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


W Safari

można odkliknąć pop-upy jednym guzikiem.
Co za ludzie, spać człowiekowi nie dają...


merlocie

ależ tak mam:)

choć nie do końca mu ufam, temu guzikowi:)

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Panowie nie zrozumieli:

ja specjalnie w Safari tego nie wyłączam, bo czasem tych popupów potrzebuję.

Tak trzy razy do roku. Mniej więcej.

Pozdrawiam porannie dosyć


.

.


Chodziło mię Szanowna Pani Magio

o cechy osobowościowe w ujęciu personalistyczno-subiektywnym.
Z wydźwiękiem pozytywnym, ma się rozumieć.

Ale za to Meleager palant…

Pozdrawiam z odmętów ignorancji i infantylizmu


Panie Yayco poranny,

żeby podsumować Safari:

ma mnóstwo zalet, w tym (IMO) najbardziej ergonomiczny interfejs ze wszystkich i jedną sporą wadę – pozostawiona otwartą zaczyna *cieknąć. Im dłużej otwarta, tym bardziej cieknie. Po całym dniu bycia otwartą potrafi zżerać (na ogryzku) nawet i 150 MB rozumu na biegu jałowym. Podobno u państwa pecetowstwa jest tak samo.

*cieknie bo ma memory leaks

Teraz wyszła beta 4.0 i wygląda na to, że coś poprawili.

Pozdrawiam hydraulicznie


Panie Merlocie,

no nie wiem, bo nigdy tego nie zostawiłem na dłużej. Zresztą, ja mam pamięci popnawkładane do użygu, a grafiką się nie bawię, dla braku utalentowania, więc mnie to mało rusza.

Pozdrawiam spokojnie


.

.


Merlot

dłużej, hm ja mam inne problemiki czasami ale nie będe ich uzewnętrzniał odnośnie Safari coby Panu Yayco za miło się nie zrobiło, że ma lepiej – no ma bo IE nie widuje i szczęsliwie nie korzysta, ale powodu do satysfakcji oficjalnie nie dam :)

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Panie Maxie,

chyba coś niewyraźnie napisałem.

Ja nie korzystam z czystego IE i faktycznie go nie widuję.
Ale to czego używam korzysta z silnika IE, ino że jego traktuje z wyrozumialą ostrożnością. Jak ulubionego przygłupka.

Pozdrawiam


Panie Yayco

pański stosunek do IE jest godny naśladowania!

pozdrawiam z lekko skrywaną ksenofobią i nietolerancją


Panie Yayco

a fakt, przeoczyłem, mea culpa

zastanawiam się własnie po co mi kolejna przeglądarka…

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Panie Merlocie,

ja się z IE znam niemal od jego narodzin. Bylem przy tym jak uczył się pierwszych polskich słów i wiem nawet skąd brały się w nim urocze archaizmy.

Bardzo podrósł, zmienił i wydoroślal, ale ciągle ma nieznośną manierę podobania się.

No i ciągnie się za nim złą sława. Cóż zrobić, to w końcu on zamordował z zimną krwią Navigatora. Czego zdresztą nie ukrywał i co zapowiadał.

Ale w brew temu co mowią na mieście, standardów nie ustalają komisje i uczone grona. Standardy są ustalane przez tych, którzy monopolizują rynek. Łatwo wskazać kilka banków w tym kraju dla których Pan i Pański ogryzek nie jesteście wystarczająco interesujący.

Ubolewając, z proglobalistycznymi pozdrowieniami pozostaję


.

.


Szanowna Pani Magio,

dziękuję Pani za merytoryczny wpis, co tak rzadko się zdarza pod moimi notkami.

Problem z oceną odmiennych kultur jest mi bliski, bo robię to od lat. A raczej się staram.

Zawsze jest to problem. Odejście od ocen powoduje, że de facto akceptujemy czasem zbrodnię oczywistą. Jako przykład można podać to co w afrykańskich krajach muzułmańskich robi się małym dziewczynkom. Oczywistą jednak dla tylko nas, bo nie dla Sudańczyków. Nawet nie dla Sudanek, które nie wiedzą wcale, że są ofiarami.

Ale oceny tego rodzaju są stronnicze. Oceniamy innych przez pryzmat naszej kultury. To normalne i nic w tym nie ma złego, tak długo, jak długo wiemy, że nasza ocena jest subiektywna.

Jest różnica między stwierdzeniem “w moim domu noszenie kapci przy gościach uważane jest za przejaw buractwa”, a stanowczym “każdy kto nosi kapcie przy gościach, zawsze i wszędzie jest był i będzie burakiem”.

A zatem jeśli porównujemy i oceniamy, to warto zaznaczyć, z jakiej kultury wzięte są kryteria ocenne i jaki jest powód dla którego ocenianie jest możliwe.

Z drugiej strony, na poziomie naukowym, nie do obrony jest teza o wyższości jednej kultury nad inną.

Potrzebne są zawsze jakieś normy wspólne (a zatem jakaś płaszczyzna kontaktu kulturowego, żeby nie powiedzieć wspólnoty), dzięki którym da się znaleść wspólną miarę.

Oceny nadal nie są, co prawda, uniwersalne i obiektywne absolutnie, ale są zobiektywizowane w tym sensie, że miara jest miarą znaną i aprobowaną (choćby formalnie) i dla tych co oceniają, i tych, którzy są nią mierzeni.

Dla przykładu: jeżeli jakieś państwo jest członkiem ONZ, to można je oceniać wedle kryteriów wynikających z rezolucji tej zabawnej organizacji.

Albo, jeżeli taka dajmy na to Turcja (Rosja, Ukraina, Kosowo czy co tam bądź) deklaruje, że chce być Europą, to można, ba, nawet trzeba, mierzyć ją europejską miarą, a nie opowiadać historie o odmienności kulturowej.

Na zakończenie chciałbym dodać, że się nie czepiam, tylko zwracam uwagę

Pozdrawiam, wracając do swoich baranów


.

.


Pani Magio,

a u mnie z czytaniem coraz gorzej.

Onegdaj mnie Dziecko wyśmiało, że okulary zakładam tylko wtedy, gdy udaję się do toalety.

I dodam jeszcze (co Pan Merlot nazwie pewnie latencją ), że uwagi moje się biorą nie ze złośliwości (w każdym razie nie wszystkie), tylko z potrzeby nadania tutejszym dyskursom wyższej jakości.

Tego typu uwag nie kieruję do osób, co do których nie mam nadziei, że cokolwiek zrozumieją.

Skoro już nas, podobnież, monitorują...

Pozdrawiam


Szanowny Pan yayco i Merlot

Zugspitze to był, a nie jakiś tam Matterhorn, co to ja nawet nie wiem (prawdopodobnie) gdzie on jest.

Jest w kantonie Wallis – blisko masywu Monte Rosa. Od strony szwajcarskiej jest Zermatt, od włoskiej Cervinia w dolinie Aosty. Na mapie najszybciej znaleźć w głównej grani alpejskiej oddzielającej właśnie Aostę od doliny Rodanu.

A o samym Matterhornie można poczytać w tym miejscu: http://www.zermatt.ch/e/matterhorn/

a przyjrzeć się mu w tym: http://bergbahnen.zermatt.ch/e/web-cam/


A ja, Panie Yayco

w kwestii szpica wykazałem się latencją przekraczającą wszelkie normy, bo sam w tym budynku (chyba w tym) raz byłem i kawę z poire piłem…

Pozdrawiam spragniony


Panie Arturze

ja tylko żartowałem. A ściślej – nieudolnie usiłowałem.

Przepraszam i pozdrawiam


.

.


Panie yayco

Ale nic nie szkodzi popatrzeć na Króla ;-)

Od dawna marzę aby na niego wleźć ale potrzeba do tego dobrego przygotowania, dobrego przewodnika no i trochę wolnej gotówki – i musi być naprawdę “wolna” bo inaczej szanowna małżonka nawet słyszeć nie będzie chciała…


Pani Magio,

dzień może i ładny, ale kto jego tam wie, póki jasno.

Ale też proszę sobie z dyskursu nie żartować, bo w taki upał przyjemnie jest o rożnym porozmawiać.

Pozdrawiam


Panie Arturze,

jakbym był młodszym to też może bym i chciał wleźć. Lubię z wysoka się rozglądnąć (może to dla wzrostu mojego mikrego, nie wiem).

Ale wyszło mi, że w tym roku będę w Szwajcarii coś ze trzy godziny, a i to tylko wtedy, jeśli mi się zechce zatankować.

Więc chyba tym razem nici z wycieczek. A żal…

Pozdrawiam


Panie yayco

No to w przyszłym roku.
Niekoniecznie tak wysoko.
Proszę tankować no bo wychodzi, że taniej. Bo to, że taniej niż w Niemczech to może nie takie dziwne ale taniej niż w Polsce!

pozdrawiam


Panie Yayco przedurlopowy, tak sobie myślę że

to w ogólności i szczególności trudne jest zadanie, jakie sobie Pan narzucił czy może przyjął. zasadniczo uważam ze Ci, którzy piszą, a do czytania sie przymierzają, raczej na aluzyjną krytykę są ślepi a priori, a na krytykę wprost są ślepi z wyboru. w tym obszarze zasoby więc stracone są bez względu na to ile ich Pan nie zainwestuje.
druga grupa, tych co do których zdaniem Pana jest nadzieja, jest jak myślę dość wrażliwa. a to z powodu mocnej krytyczności względem własnych dokonań. są absolutnie odporni na pochwały, natomiast umiejętnie wynajdują szpile i informacje o własnych niedociągnięciach. nawet łagodna krytyka powoduje mocne zwątpienie w zdolność podnoszenia własnych kwalifikacji literackich czy dyskusyjnych. nie zazdroszczę więc Panu oraz paru innym osobom na tym forum – profesorskie zacięcie poprawiania jakości dyskusji (co uważam za jeden z największych plusów tekstowiska) ma gdzieś w tle perspektywę szklanej wieży lub opini złośliwca pustelnika. nie odnoszę się oczywiście do tego, gdzie Pan przechowuje takie opinie i czy w ogóle przechowuje. mam po prostu wrażenie, ze to trudne być musi i czasem męczące…


Griszqu,

Podział na pierwszą i druga grupę jest płynny i w dużej mierze zależy od aktualnej oceny autora klasyfikacji. Dla mnie najbardziej fascynującą cechą TXT jest zbiór ludzi zebranych pod tym tym szyldem.

Napisałem niedawno prywatnie Sergiuszowi, że mimo wszelkich ansów i emoticonów z mojej strony, uważam, że powstało coś zupełnie wyjątkowego – nie tylko w skali którejś tam RP, ale netu w ogóle.

Rola mentora, której podjął się Pan Yayco, mimo moich częstych sprzeciwów i wierzgań jest istotna, bo w realny sposób wpływa na tzw. całokształt.

Nie sądzę, abyśmy w tym roku zdołali zdominować centralno-europejską blogosferę. Ale nie mam wątpliwości, że poruszamy się we właściwym kierunku.

(Panie Yayco, może Pan tego komentarza nie czytać, na wszelki wypadek…)


Merlocie

ja bym moze powiedzial, ze miejsce styku tych dwóch grup jest plynne, natomiast w zasadzie nie ma problemów z klasyfikacja.

gdzies we mgle poczatku txt, a trafilem tu faktycznie gdzies wlasnie na samym poczatku, rzucil mi sie w oczy fakt, ze grupa, ze tak powiem, powaznych, nie odcina sie od grupy” hasajacej”, a pod tym hasaniem mam takze na mysli hasanie intelektualne…

i to jest dosc spora grupa (znaczy tych powaznych). Pan Yayco oczywisice się w niej mieści.

a czy jest to cos wyjatkowego, to zobaczymy za rok. przede wszystkim: czy sie zobaczymy. ;-)


Panie Arturze, aż tak daleko to ja nie planuję

a do ichniej benzyny mam bardzo pozytywny stosunek. Głównie ze względu na jej jakość.

Teraz tak się zastanowiłem, że nie bylem w Szwajcarii od kilku lat i nawet nie wiem, czy nie muszę czasem mieć czasem zielonej karty. Może Pan wie?

Pozdrawiam


Panie Yayco

Samochodom zarejestrowanym na stałe w Polsce wystarczy jednolita umowa ubezpieczenia OC komunikacyjnego. Ochrona ubezpieczeniowa z tego tytułu obok Polski obejmie także 25 państw poszerzonej Unii a także Chorwację, Islandię, Norwegię i Szwajcarię.


Panie Griszqu,

do tego urlopu to jeszcze trochę mam i gdyby nie konieczna, a nagła rewolucja (udana zresztą, co mnie samego zadziwiło – na 7 hoteli tylko dwa odpadły, ale się dały łatwo zastąpić) to bym się tym nie przejmował jeszcze.

Że są tacy co są ślepi na krytykę? No są , to oczywiste. Ale to nie o krytykę chodzi nawet tylko na to, że oni uważają, że ich zdanie jest najważniejsze.

Oni decydują o hierarchii spraw. Ale nawet to nie jest jednoznaczne. Bo jeśli zażarty bloger, z którym się nie zgadzam i już nawet nie podejmuję dyskusji, twierdzi, że o tenisie nie warto pisać, bo on się tenisem nie interesuje, to powiedzmy, że się uśmiechnę.

Ale jak podobną opinię wygłasza ktoś, kto nic sensownego nie napisał, to uśmiech mi z twarzy znika, bo nie lubię psucia, dla samego psucia. Przypomina mi to dziecięce budowanie kanałów w błocie, po to tylko, żeby je potem niszczyć i patrzeć jak brudna woda wszystko zalewa.

I chyba Pan przesadza z moim zacięciem (a już na pewno z tytułami). Po prostu czasem lubię wskazać, że dyskusja jest lepsza, jeśli wiadomo o czym się dyskutuje.

Z opinią złośliwca jestem zżyty, a pustelnictwo chyba mi nie grozi.

Powiedziano mi ostatni, że gdybym napisał post z jednym słowem we środku, mianowicie “dupa”, to też by parę osób przyszło porozmawiać.

Może to jest przesada, ale ten rodzaj “popularności”, mającej ściśle towarzyski wymiar, w pełni mi wystarcza. Ciekawość tych kilku osób jest satysfakcjonująca i sprawia mi przyjemność, że mogę z nimi, z Wami, rozmawiać.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Merlocie, no niestety przeczytałem.

Może gdyby Pan już zaraz na początku napisał, żebym nie czytał, to by się ten szczwany manewr udał?

Tak czy inaczej nie wziąlem na siebie roli mentora, więcej nawet, stanowczo jest mi ona obca. I nie należy mi się. Nawet kaduczym prawem.

To że znam się na paru sprawach nie czyni mnie lepszym od tych, którzy się znają na innych. Przyznam zresztą, że prawie o tych paru rzeczach, na których się znam, nie wspominam. Bo nudne.

Dowiaduję się na _TXT_więcej, niż sam mówię. Od dawna nie miałem takiej łatwości w wyrabianiu sobie własnego zdania, jak mam teraz.

To że czasem zwracam uwagę na jałowość dyskusji dla samej dyskusji? Tak zwracam, ale nikt nie może mi chyba zarzucić, że uznaję jedne tematy za ważne a inne za błahe. Nie ma tematów błahych.

Są natomiast takie, które mnie nie interesują. I są takie, które zostały kiepsko zaprezentowane.

No i nie ma dobrej dyskusji, jeśli dyskutanci, miast prezentować poglądy, obrażają się nawzajem.

A ja jestem mężczyzna luksusowy. Lubię rzeczy dobrej jakości.

A Panu, Panie Merlocie, po raz kolejny, muszę zwrócić uwagę, że nikt taki jak pan yayco nie istnieje. Został wymyślony, jak mi sie dziś wydaje, tak naprawdę na potrzeby TXT mimo, że pojawił się w sieci nieco wcześniej. Można rzec, że antycypował. Czy cóś.

Nie ma potrzeby, aby tworzyć nowe instytucje. Proszę tego unikać. Materia społeczna ma cudowną zdolność do samoukładania się, jak należy.

Pozdrawiam


Panie Griszqu

dzięki wielkie, jeden problem z głowy.

Pozdrawiam


Pan yayco

“Do zawarcia ubezpieczenia obowiązani są posiadacze pojazdów wjeżdżający na terytorium państw należących do Systemu Zielonej Karty, przy czym pojazdy wyposażone w polskie tablice rejestracyjne i ubezpieczone w zakresie OC posiadaczy pojazdów mechanicznych mogą poruszać się na terytorium Unii Europejskiej, Europejskiego Obszaru Gospodarczego i Szwajcarii bez konieczności posiadania ubezpieczenia Zielonej Karty.”

http://www.pzmtu.pl/produkty/ZK.html

Aha, na samochody na tablicach EU na granicach to nawet ie chcą patrzeć. Jak chciałem dać paszport jakiemuś pogranicznikowi to się na mnie obraził, że mu głowę zawracam ;-)

No i winietki na autostradach – problem bo są na rok ale o tym z pewnością Pan wie.

pozdrawiam


Nieistnieyący Panie Yayco,

mam pełną świadomość, że Pan nie istnieje. Ale ten byt, który Pana wykreował zwalił na Pana wszelkie interakcje tekstowiskowe, już to z własnego lenistwa, już po to, by uniknąć ewentualnych, a na blogach nieuniknionych, przykrości.

Ale jednocześnie, zrezygnował tym samym z przyjemności odbierania pochwał, a niekiedy nawet i hołdów, jakimi społeczność tekstowiskowa obdarza, nieistniejącego przecież, Pana, panie Yayco, czasami obdzielając nimi nie mniej nieistniejącego pana N.

I niech się Pan nie broni przed mentorstwem, bo to żadna zaraza. Bardzo pożyteczny fach w ręku.

No i nie ma dobrej dyskusji, jeśli dyskutanci, miast prezentować poglądy, obrażają się nawzajem.

A ten kawałek bym zawiesił na zielonym pasku.


Wiem Panie Arturze,

mnie to w ogóle nikt nie chciał nigdy zatrzymywać. Z wyjątkiem Austriaków i Czechów.

Kiedyś przejechałem szmat europy, a z paszportu (bo to czasy były przedunijne) wynikało, że granicę przekroczyłem dwa razy, wjeżdżając do Austrii. Raz wjeżdżałem z Niemiec, a drugi raz z Liechtensteinu.

A bagażnik otwierałem na granicy raz jeden w życiu. Była to granica czesko- słowacka.

Pozdrawiam, dziękując też za link

PS To jest kwestia wiarygodności, którą mam na twarzy wypisaną (co widać na zdjęciach powyżej). W zeszłym roku dałem żonie pojechać kawałek, to ją wylegitymowali we Włoszech, korzystając z korka przy bramce opłat na autostradzie. Już nie chce jeździć moim samochodem, bo ją to zdeprymowało


Panie Merlocie,

z przyjemnością odbieram to, co Pan napisał.

Jako nawrócenie, bo mam wrażenie, że nie zawsze był Pan tego zdania (w kwestii obrażania). Ale cieszę się, bowiem trzeba się weselić i cieszyć z tego.

Pozdrawiam wesoło zatem


Pan yayco

Widać mamy identyczne doświadczenia z tymi granicami, choć z tym Liechtensteinem to mnie Pan zastrzelił ale może nie powinienem się dziwić bo to przecie jasne, że Austriacy to zwyczajnie upodobanie mają w takich kontrolach.

Ale może dziwie się dlatego, że w Liechtensteinie to się byłem …. zgubiłem…

Może nie tyle sam się zgubiłem co zgubiłem Liechtenstein – przejechałem jakiś most i nie było Liechtensteinu tylko Szwajcaria. Nie było jak zauważyć kurcze…

Widać z Austrią to by nie dało się NIE zauważyć ...


Panie Arturze,

Liechtenstein to bardzo ładna wieś. Ulicówka. Jedyna różnica, to taka, że po chałupach są banki porozmieszczane i salony Maserati. Oraz Mercedesa, BMW i innych takich w tej cenie. Oraz droższych.

No, ale tam jest podobno imigracja zarobkowa ze Szwajcarii. I Książę Pan

Tylko Pan jechał ze zlej strony i dlatego Pan przeoczył, bo Austriacy pilnowali strefy Schengen. Czy cóś.

Kupiliśmy tam Dziecce loda. Dali jej szpetną plastikową laleczkę ( u nas za mojego dzieciństwa sprzedawali takie nafaszerowane cukierkami kolorowymi) napchaną czymś różowym i zamarzniętym na kamień. Już dojechaliśmy do Niemiec (bośmy wtedy do Ulm jechali) a lód się nie rozpuścił.

Wszystko przez tę klimatyzację. Zapewne.

Pozdrawiam


Pan yayco

Tylko Pan jechał ze zlej strony i dlatego Pan przeoczył, bo Austriacy pilnowali strefy Schengen. Czy cóś.

I na pewno bardzo zadowoleni z tego byli, że mają co pilnować. Dobrzy są w tym ale nic już o tym gadać nie będę bo wyjdzie, żem uprzedzony, a nie dalej jak pojutrze korzystać będę z ich gościny w drodze nad Adriatyk.

A co do Liechtensteinu to jechałem od Monachium do kantonu Ticino no i zjechałem z autostrady aby to szczególne państwo zwiedzić ale jak wjechałem, to zaraz wyjechałem i się za dużo nie napatrzyłem bo do Księcia Pana to mi się nie chciało na górę wjeżdżać.

pozdrawiam


Wychodzi na to Panie Arturze,

że Pan jest antytezą mnie, bowiem opisywana przeze mnie wizyta jak raz wypadłą wtedy, gdy opuścilem gościnny przedalpejski kanton Ticino, słynny z doskonałego, różowego Merlot (hi, hi) i ruccoli i jechałem ku Frankonii.

Pozdrawiam z pewnym niepokojem

PS Ja w tym roku w Austrii będę (szczęśliwie) krócej niż w Szwajcarii, bo stająl będę dopiero w Friedrichshafen, a to dla tamtejszej fabryki zeppelinów.


Panie Yayco, dzięki za ostrzeżenie

yayco

Wszystko można pod pieczonego pomidora pić.
Ale nie rycyne, kurde

Pan Merlot również napomknął, iż do tego wina nie każdy potrafi się przemóc, ale Pan tak sugestywnie opisał doznania smakowe, że choć zaintrygowana na razie się powstrzymam

pozdrawiam


Pani Arundati,

powiem tak: jak już Pani będzie w Grecji, to niech Pani tego specjału spróbuje. Powietrze tamtejsze czyni cuda i może być, że Pani w tym zasmakuje.

Ale wydawać pieniądze na całą butelkę? Nadmierne ryzyko, moim zdaniem, tym bardziej, że w tym nawet mięsa nie da się zabejcować, bo potem igliwiem podjeżdża.

Pozdrawiam serdecznie


Retsina...

Do tego wina nie można mieć stosunku obojętnego. Jakkolwiek by to nie brzmiało.

Mój stosunek jest taki, że przy gyrosowej imprezie (takiej z prawdziwym kręciołem, z którego się odkrawa po troszku) retsina jest jak najbardziej OK. Od czwartej butelki. Pierwsze trzy jakoś trzeba zmęczyć.

Do panamerlotowych pomidorków pasowałaby mi wielce umiarkowanie.

Jeśli już o tanich winach mowa, to zalecam wstąpić w drodze przez Niemcy do mekki polskich gastarbeiterów, czyli sklepu Aldi oraz zakupić tam jakiekolwiek niemieckie wino w cenie do dwóch €. Zaświadczam niniejszym, że każde z nich będzie źródłem przyjemnego zaskoczenia. A wybór jest przyzwoity. Inne godne polecenia, to portugalski sikacz, czyli vinho verde. Jeden rodzaj, nie można się pomylić. Droższe wina są, jak na swoją cenę, przeciętne, ale tanizna doprawdy warta spróbowania. Wiemy, dlaczego tanie wina są dobre.

Aha, do pomidorków jakiegoś Rieslinga bym zapodał.

Swoją drogą, chciałbym takie wino móc kupić za sześć złotych w Polsce. Nawet z plastikową imitacją korka.


W chwili obecnej

razem z Karczmarzem robimy sos Bearnaise, co uniemożliwia nam udział w tej części dyskusji.
Fakt, na Krecie, rycyna smakuje zupełnie inaczej. Pani merlotowa tu jej nie tyka, a tam i owszem, con gusto.

Ukłony


Panie Oszuście,

proszę wybaczyć, ale moje tegoroczne wakacje odbywać się będą głównie w Katalonii i we Włoszech, z krótką wizytacją Prowansji i jeziora Bodeńskiego.

Aczkolwiek jestem skłonny do eksperymentów, to jednak piwnice Aldiego tym razem ominę.

Ale dobrze wiedzieć, swoją drogą

Pozdrawiam, konotując w pamięci


Panie Merlocie,

sos Bearnaise, Pan powiada?

Ciekawy pomysł, bo jutro polędwica. Ale niestety czasu mieć nie będę na takie mieszanie, a i szalotki mnie wyszli chyba.

Ale będę zazdrościć

Pozdrawiam


Panie Yayco

Dzisiaj polędwica.
I przyjaciółka z harcerstwa niewidziana od 20 lat. Z Helwecji była zjechała.
Mieszam na kuchni parowej (garnek w garnku)

Czuwaj!


Słusznie Pan miesza, Panie Merlocie

i pryncypialnie.

Zazdroszczę tym bardziej, że mnie czeka dziś jedynie odrobina whiskey z trzema kroplami wody.

A na sugestię, że może bym coś zjadł, to mi małżonka zaproponowała… koperek.

Pozdrawiam, wzdychając


Szanowny Pan yayco

niepokoić to się zacząłem jak przeczytałem, iż program, który rozłożyłem na trzy lata robi Pan za jednym zamachem.

A robiłem go tak:

1. Katalonia, Langwedocja – sezon pierwszy (termin sezon okazuje się przydatny nie tylko przy serialach),

2. Szwajcaria (Wallis), Prowansja – sezon drugi,

3. Szwajcaria (Ticino), Włochy (Toskania) sezon trzeci.

Jak Pan widzi prawie jak u Pana w tym roku, z tym tylko, że dodatkowo zaliczyłem jeszcze Langwedocję, którą to przedkładam nad przereklamowaną Prowansję. (choć trzeba przyznać, że tamtejsze wina nie cieszą się wielką renomą, choć ostatnio miały się poprawić – o czym nic mi nie wiadomo).

pozdrawiam trochę także zaniepokojony


Panie Yayco, za pana radą na razie

wstrzymam się z zakupem Retsiny, a w Grecji to i owszem spróbuję tego “specjału” ale nie mam w sobie tyle samozaparcia co oszust pierwszy i jeżeli po pierwszym kieliszku nie zasmakuje to trudno, teraz poczekam cierpliwie na nowe propozycje do nowych potraw pana Merlota, winne propozycje – oczywiście

Pozdrawiam


Panie Arturze,

no trochę tak wyszło. Z przypadku i dążenia do zgniłego kompromisu.

Kobiety moje, domowe, od dawna do Francji ciągną, mimo, iż ja uporczywie powtarzałem, że już byłem. Raz.

Języka nie posiadam a od ichniego wina głowa mnie boli. Ale chciały do tej Francji strasznie, więc wymyśliłem żeby, dla niepoznaki, przez Francję przejechać.

Więc najpierw do Katalonii, gdzie człowiek nieco słońca przyjmie do starego organizmu i smacznego napije się wina.

Następnie, na króciutko do Prowansji (ot tyle, żeby obejżeć sobie Orange, Avignon i Carpentras). Po tej traumie na tydzień do Włoch, bo zamiłowany jestem do tamtejszej kuchni i wina. A potem, wracając, jeszcze te sterowce sobie oglądnę i już. W sumie trochę ponad trzy tygodnie urlopu.

Pańskie zestawy wydają się spokojniejsze i bardziej przyjazne dla człowieka. Ja to bym sobie jedynie Toskanię odpuścil, bo przereklamowana, moim zdaniem. Ale ja się nie znam, prawdopodobnie, bo Italii używam głownie do czytania książek na plaży i jedzenia prostych dań. Chętnie,żeby na świeżym powietrzu.

Jak się moje lingwistycznie uzdolnione Dziecko sprawdzi, to w przyszłym roku będzie więcej Francji. Obawiam się tego i będę stawiał opór, ale wbrew temu co Leon Petrażycki twierdził: siła przed prawem. Więc wielkich nadziei nie mam.

Pozdrawiam


Pani Arundati,

a cóż można pić do polędwicy?

Wino czerwone. Takie jakie lubimy, bo to ma być przyjemność, a nie kara, przecież.

Ja jutro będę pił hiszpańskie, bo ja ostatnio głownie takie piję. Będzie to
Torremayor Tempranillo Reserva 2001 – wino o cudownie wiśniowym bukiecie i świetnym smaku.

Pozdrawiam serdecznie


Ależ proszę się swoim kobietom

domowym nie opierać bo warto tam jechać.

Oczywiście trzeba unikać takiej Riwiery jak ognia bo to, poza kilkoma szpanerskimi bulwarami, wyłącznie zabetonowane, zaasfaltowane, pełne bloków wybrzeże. Trzeba w ogóle unikać francuskich kurortów zarówno tych nadmorskich jak i tych górskich.

Ale poza nimi…

Proszę, o ile czas pozwoli wpaść do Arles, a jak przyjdzie ochota na kąpiel w morzu to, pojechać do miejscowości Stes-Maries-de-la-Mer.

Jest wprawdzie trochę skomercjalizowane, a woda w morzu nie jest kryształowa (to delta Rodanu, a ten niesie ze sobą różne rzeczy – tylko proszę się nie martwić – nie jest zanieczyszczona tylko nie tak przeźroczysta jak na Lazurowym Wybrzeżu ).

To serce bardzo ciekawego regionu – Camargue – krainy bagien, flamingów i pasących się wolno białych koni. Brzmi trochę kiczowato i tak po części jest ale jest inaczej niż gdzie indziej. No i można obejrzeć corridę – nie taką dla turystów tylko dla miejscowych z obdzieraniem zabitego byka ze skóry na miejscu, więc to widowisko tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

http://www.rfi.fr/actupl/articles/090/article_1387.asp
http://www.parc-camargue.fr/English/index.php?callback=loadcpage&page_id...

Poleciłbym Panu także wizytę na Pont du Gard koło Nimes ale zrobili z tego w 2000 r. nowy Disneyland i wszystko zepsuli. Ja miałem okazję być w roku 1999 – jeszcze przed “zagospodarowaniem”, gdy rzeka była jeszcze dzika, nie było betonowego parkingu i centrum konferencyjnego, nie wycięto drzew, a parkowało się na łące i widok akweduktu wieczorną porą był jednym z najpiękniejszych widoków jakie miałem okazję widzieć.

http://www.pontdugard.fr/

A poza tym, we Francji polecam tę część francuskiej Katalonii, która rozłożyła się u stóp Pirenejów. To Rousslion – kraina Katarów i malarzy. Region przynależy do Francji dopiero od Traktatu Pirenejskiego (poł XVII w.) więc to Francja – ale nie tak do końca. To północna Katalonia – część hrabstwa Barcelony, później królestwa Aragonii i królestwa Majorki.

Są tam takie miejsca jak te:

http://www.payscathare.org/3-6588-History.php
http://stmartinducanigou.org/
http://www.payscathare.org/3-6581-History.php
http://www.collioure.com/

Co do Toskanii to, rzeczywiście trzeba znaleźć odpowiednie miejsce na przykład czynną winnicę:

http://www.castiglionchio.it/dove.asp

15 km od Florencji – już w granicach Chianti co chyba mówi samo za siebie ;-)

Można przyjmować miejscowe produkty do organizmu nie ruszając się z miejsca, choć ruszać się jest zdecydowanie warto.

A jeśli ma się ochotę nad morze to w najbardziej dziki rejon Toskanii – na samym jej południu. W okolice tego parku:

http://www.parco-maremma.it/

pozdrawiam wakacyjnie


Dziękuję serdecznie,

może się przydać w przyszłości.

Pozdrawiam i dobrej nocy życzę


Panie yayco,

przeczytałem metatwórczość i pomyślałem o…o … coś się kończy, kolejne rozstanie:)
A tu nie:)

Przez blogowanie nabyłem niezmiernie przydatnej umiejętności, błyskawicznego czytania.
Czytam nick i bez pudła znam treść( no z małymi wyjątkami).

Nie ma się co oszukiwać, spora część twórczości blogerskiej nadaje się tak do czytania, jak organy starego [email protected] do przeszczepu.
A z pisaniem…o,to jest już zupełnie inna sprawa:)

dobranoc Panu


Panie Yasso,

cieszę się, że przynajmniej odrobinę udało mi się Pana zaskoczyć.

Pozdrawiam


Panie Yayco, pan koneser jesteś, człek w świecie bywały,

ja z rzadka coś alkoholowego zażywam ale postanowiłam to zmienić (dla przyjemności właśnie) i dlatego skrzętnie notuję co do czego, wdzięczna wręcz jestem za podpowiedzi

Pozdrawiam


Panie Yassa, zauważyłam podobne jak Pan, że po pewnym

czasie gdy :

“Czytam nick i bez pudła znam treść( no z małymi wyjątkami).
Nie ma się co oszukiwać, spora część twórczości blogerskiej nadaje się tak do czytania, jak organy starego [email protected] do przeszczepu. “

ale jednak, trafiają się na TXT prawdziwie perełki – na bransoletkę by się uzbierało nawet – co odnotowuję z przyjemnością ja, czytelniczka .

Pozdrawiam


Panie Yasso,

Dostałem maila od Jaggera, że nie jest zachwycony pańską refleksją;-)

Ciekawe, kto jeszcze nas czyta…


Pani Arundati,

Pani raczy sobie żartować ze mnie i kpić uroczo.

To, że człowiek trochę w życiu wypił, to nie jest coś, czym się należy i czym chciałbym się chwalić.

Jeśli ktoś z tego korzysta, to się cieszę, jednakże.

Pozdrawiam Paną serdecznie


Panie Merlocie,

czy Pan jest przeciwny przeszczepom?

No ta bene, do tej pory miałem wrażenie, że tylko Pan Lorenzo się z Panem Yassą ganiali po różnych blogach, grając w berka kucanego. Jak widzę Pan się przyłączył. To dobrze. Kucanie jest dobre dla stawów.

Pozdrawiam Pana też


Bo, drogi Panie Yayco

ja implementuję Web 3.0.

A co do przeszczepów, to jestem przeciwny przeciwnym. Mick chyba też, dlatego się obruszył.

Pozdrawiam w rytmie starego rocka


Kucanie jak kucanie, Szanowny Panie Yayco,

ale to wstawanie! Z kuca?

Uklony wielokrotne dla potwierdzenia kondycji i sprawności (prosze nie mylic ze sklonami)


Szanowny Panie Merlocie,

nie wiem co Pan implementuje, bo ja chyba nawet nie wiem, co to znaczy implementować.

Co prawda ja nie mam nic już zdatnego do zaoferowania, ale też jestem za. Jako potencjalny biorca (choć też coraz mniej się nadaję).

Pozdrawiam wiążąco

PS Czy “stary rock” to jest ta chałaśliwa muzyka, która w lata pięćdziesiątych przyszła z Ameryki? Jeśli tak to wolę słuchać czegoś innego.


Najszanowniejszy Panie Lorenzo?

na kuca nie należy siadać, proszę Pana, bo to jest niehumanitarne względem niedużego zwierzęcia.

Co jest takiego w kurduplach, że wszyscy się z nas śmieją? Nieładnie. Przykro.

Pozostaję w ukłonie (bo coś mnie chrupało i nie mogę zarepetować)


Bo w tym Web 3.0, Panie Yayco,

właśnie o to chodzi, żeby nie wiedzieć. Że jest to-to zaimplementowane. Ma być naturalnie i bezpretensjonalnie.

Bo 2.0 podobno już jest passée i trzeba myśleć o przyszłości.

Pozdrawiam z postępem technicznym

merlot

PS. Widzę, że poczynił Pan stosowne zabezpieczenia przed implementowaniem:

Pozdrawiam w zadumie nad postępem technicznym…


Coś Pan kombinujesz, Panie Merlocie,

obrazek ładny, ale skoro Pan odpowiedzi udzielił, to znaczy, że nieprawdziwy.

Ładnie to tak starszego człowieka denerwować?

Pozdrawiam zastanawiając się


Był całkiem prawdziwy

w momencie uchwycenia (go). I zmusił mnie do powtórnego zalogowana się w drugiej zakładce, wklepania od nowa mojego wnikliwego komentarza, no i oczywiście zaimplementowania adresu obrazka w dwóch wykrzyknikach.

Chyba, że to wszystko wina Sergiusza, ale raczej obstawiam chwilę refleksji i dobrą wolę Szanownego Pana…


Szanowny Panie,

niech Pan przez chwilę pomyśli: jeśli wystarczylo powtórne zalogowanie się, to jak niby ja to mogłem zrobić?

Proszę się zastanowić starannie, bo widzę, że znów opada Pana skłonność do węszenia spisków i przypisywania mi działań, które nawet mi do głowy nie przychodzą.

I żeby było to wyraźnie powiedziane: ja nie mam z tym nic wspólnego.

Pozdrawiam zalecając gorącą herbatę, albo spacer


To był tylko niewinny

żarcik, Panie Yayco.

Żadna skłonność mnie nie opada chwilowo i proszę się obruszać:-)

A z logowaniem są rzeczywiście ostatnio drobne kłopoty.

Pozdrawiam, korzystając z zaleceń


Subskrybuj zawartość